Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 01.03-07.03.2010 r.

• Sprawa przejmowania pożydowskich kamienic może w końcu ruszy z miejsca. Możesz spisać umowę z trupem i na tej podstawie zwrócić się do sądu, by uznał, że teraz to ty jesteś właścicielem kamienicy. Możesz też po prostu przyjść i powiedzieć lokatorom - teraz mnie płacicie, albo wynocha! Możesz przedstawić pismo, że jesteś "wewnętrznie przekonany", iż to ty jesteś spadkobiercą po właścicielach kamienicy i chcesz, by ci ją oddano. I myślisz, że sąd wlepi ci karę za fałszerstwo, wprowadzanie w błąd, próbę oszustwa itp.? Nic bardziej błędnego! Sąd pewnie odda ci kamienicę o którą się starasz! A więc skoro tak można, to dlaczego nie próbować? Pewnie pomyślało tak wielu, ale niewielu się udało. W Przemyślu jest około 300 kamienic o nie uregulowanym stanie prawnym. A w sprawie odzyskiwania pożydowskich kamienic w Przemyślu, ciągle pojawiają się te same nazwiska. To ci ludzie, mają jakiś niesamowity dar, że umieją znaleźć dawno zaginione osoby, w różnych zakątkach świata, przekonać je by oddały im w zarząd kamienice, albo jeszcze lepiej - sprzedały po atrakcyjnych cenach. I kolejny zbieg okoliczności - sprawy o oddanie tych nieruchomości jakoś dziwnie często prowadzą te same osoby. Tak przynajmniej wynika z obserwacji osób zrzeszonych w Stowarzyszeniu Lokatorzy w Obronie Prawa. Była w Przemyślu taka sprawa - zmarła osoba, która przez kilkadziesiąt lat zarządzała nieruchomościami i pobierała czynsze. Nikt jej nie pytał na jakiej podstawie, nikt nie żądał dokumentów. Później pojawili się inni którzy żądali czynszów, stwierdzając po prostu - Teraz nam płaćcie! Część osób zaczęła płacić, ale część zaczęła protestować i domagać się dokumentów - na jakiej podstawie i komu my płacimy? Mówili - Nie będzie dokumentów? Nie będzie pieniędzy! Możecie nas podać do sądu i tam sobie wszystko wyjaśnimy. Domagający się pieniędzy - często wycofywali się. Ale parę spraw do sądu trafiło. Jak chociażby ta dotycząca kamienicy przy ul. Piłsudskiego 9. - Lokatorzy płacili czynsz pani Julii Klepackiej. Umarła 7. kwietnia 2006 roku - opowiada Stanisław Demkowicz ze Stowarzyszenia Lokatorzy w Obronie Prawa z siedzibą w Krakowie. - Przyszedł pan, który stwierdził, że teraz to on przejmuje w zarząd od zmarłej kamienicę. Miał dokument od tej pani z 10 maja 2006 roku. Czyli co? Umowę podpisał z trupem? Zresztą, przecież zarząd nie jest dziedziczny! Demkowicz idzie po sprawiedliwość. Prokuratura postępowanie umarza. Sąd, który powinien wyznaczyć kuratora spadku, nie robi tego i... umarza postępowanie. Lokatorzy piszą skargi, m. in. na działanie jednego z prokuratorów. Dostają odpowiedź od .... jego członka rodziny o treści jakiej można się domyśleć, bo przecież rodzina powinna trzymać się razem. W końcu, kiedy sprawą interesują się media, różnego rodzaju służby, politycy w tym ci z tzw. najwyższej półki, coś zaczyna dziać się w tej sprawie. Takich "kwiatków" dotyczących tej kamienicy jest więcej. No bo jak to się stało, że szanowny sędzia prowadzący rozprawę nie zauważył iż kamienica należała do Cilli Willenberg, która czasami w dokumentach występuje jako Cila Wilenberg. Ona to w postępowaniu spadkowym przedstawiła w sądzie oświadczenie, iż "zapewnia, że jest córką Jakuba Selzera, siostrą Mojżesza Lazara, Megiera Szulima i dziedziczką ich spadkobierców, którzy to spadkobiercy, zamieszkali ostatnio w Przemyślu, zmarli lub zginęli w czasie ostatniej wojny na skutek eksterminacji Żydów". Sąd uwierzył i nieruchomość przyznał. Zadziwiające! Ale to nie był jedyny taki przypadek. Jadwiga Żerebiec z kamienicy przy ul. Dworskiego 40 w Przemyślu opowiada, że czynsz za swoje mieszkanie oddawała pani Julii Klepackiej. Problem w tym, że kamienic nie była remontowana i strach był w niej mieszkać. Pani Jadwiga wyremontowała wszystko co trzeba i poszła do zarządzającej Klepackiej z propozycją. - Ja za te remonty przestaję płacić czynsz. Jak pani nie pasuje, to może mnie pani oddać do sądu - tak jej powiedziała. I co? I nie płaciła czynszu, a żadnej sprawy w sądzie nie było. Dlaczego? Bo prawdopodobnie nie było żadnych dokumentów na to, że ta pani może pobierać czynsz od lokatorów.
- Jak to możliwe, że nikt w Urzędzie Miejskim w Przemyślu, przez tyle lat nie zapytał tej pani na jakiej podstawie zarządza ona kamienicami? Nikt nie żądał od niej dokumentów Przecież to miasto powinno zająć się tymi nieruchomościami! - twierdzi Jadwiga Żerebiec i powołuje się na przepisy prawa, których jest mnóstwo i na podstawie których miasto wielokrotnie mogło przejąć nieruchomości i uczynić z nich swój majątek. - Jak to możliwe, że tej pani nikt w Urzędzie Skarbowym nie skontrolował czy płaci podatki? Był przepis o ujawnianiu majątków cudzoziemców mających majątki w Polsce i Polaków mających majątki za granicami państwa. Klepacka zbiera czynsze, ma pełnomocnictw, a więc przez NBP musi wysyłać na konta właścicieli kamienic pieniądze. Czy to robi? Na czyje konta idą te pieniądze? Nikt tego nie sprawdził! Mało tego - Jadwiga Żerebiec opowiada, jak po śmierci zarządzającej kamienicą, przychodzi do niej pewien mężczyzna i mówi - Teraz mi płaćcie! - Hola, hola, ja do niego. A na jakiej podstawie? - pyta pani Jadwiga. I płacić nie chce, bo dokumenty wydają jej się "dziwne". A jeszcze dziwniejsze to, że sąd w Jarosławiu przyznał kamienicę osobie stającej się o jej odzyskanie. A było to tak. Kamienica stanowiła własność Anzelma Grufta, syna Tobiasza i Machli Hodyna. Istnieje sobie też Andrzej Gruft syn Tadeusza i Anny Śliwińskiej, który umiera w 1964 roku. Po jego śmierci w Głubczycach toczy się postępowanie spadkowe. Nie ma wtedy mowy o kamienicy w Przemyślu. W 2004 roku zgłaszają się spadkobiercy Andrzeja, inni niż ci występujący w Głubczycach, i domagają się zwrotu kamienicy w Przemyślu. Sprawę prowadzi sąd w Jarosławiu. Po pierwsze - drugi raz postępowanie spadkowe po tym samy spadkobiercy?
- To wbrew prawu. Inny krąg spadkobierców? - To absurd! Są jednak uznaje, że Anzelm Gruft to Andrzej Gruft, a że dane rodziców się nie zgadzają? To szczegół! Kamienica zostaje oddana! (Super Nowości)

Reklama