Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 01.03-07.03.2010 r.

• Przemyskie maluchy w porównaniu z resztą kraju mają jak w raju – ze statystyk wynika, że na 100 procent dzieci w wieku przedszkolnym aż 81 procent chodzi do przedszkola, a pozostałe 19 procent nie chodzi nie z braku miejsc, a dlatego, że zostają w domu z niepracującymi rodzicami albo z dziadkami. W sumie w mieście jest 19 przedszkoli (publicznych i niepublicznych) plus 10 oddziałów przedszkolnych w 7 szkołach (tzw. zerówek). Do tego w istniejących przedszkolach funkcjonują dwa oddziały żłobkowe, gdzie trafiają maluchy w wieku od roku do dwóch i pół. Z dziatek w wieku przedszkolnym, czyli od 3. do 6. roku życia najliczniej do przedszkola chodzą 5- i 6-latki. Z wyliczeń wydziału edukacji wynika, że w tej grupie wiekowej frekwencja jest stuprocentowa (czyli chodzą wszystkie!). Ze wszystkich przemyskich 4-latków do przedszkola chodzi 65 procent, 3-latków 60 procent. Słowem – nie jest źle, szczególnie w kontekście dochodzących z innych regionów kraju utyskiwań, że tego rodzaju placówek jest za mało. Naczelnik wydziału edukacji Piotr Idzikowski z dumą podkreśla, że niewiele nam brakuje do średniej unijnej: – Ze wszystkich przemyskich dzieci w wieku od trzech do sześciu lat do przedszkola chodzi osiemdziesiąt jeden procent, podczas gdy w Unii wskaźnik ten wynosi osiemdziesiąt cztery. Pozostałe dzieci nie chodzą, bo są pod opieką niepracujących rodziców lub dziadków. Gdyby było inaczej, gdyby na przykład nie chodziły z braku miejsc, docierałyby do nas takie sygnały, a żadnych skarg nie otrzymujemy. Nabór do przedszkoli ruszył 1 marca i potrwa do końca miesiąca. Zwykle w kwietniu urzędnicy zatwierdzają liczbę oddziałów. I zwykle są jeszcze wolne miejsca. Nie ma więc potrzeby, żeby rezerwować dziecku przedszkole z rocznym czy nawet kilkuletnim wyprzedzeniem, jak to się dzieje w dużych aglomeracjach. Inna rzecz, że do jednych placówek rodzice ustawiają się w kolejce, do innych idą w ostateczności. Kryteria są bardzo różne: blisko pracy, pogłoska przekazywana z ust do ust (że tu akurat jest dobrze, a tam źle), względy sentymentalne (ja tu chodziłem, moje pierwsze dziecko tu chodziło, to i drugie też). Koszty, jakie ponoszą rodzice, wszędzie są takie same: około 200 złotych miesięcznie. Kwota ta może się nieznacznie wahać w zależności od rodzaju i liczby zajęć dodatkowych typu angielski, rytmika, tańce itp. Całkowity koszt utrzymania jednego dziecka w przedszkolu to kwota około 700 zł. Często usłyszeć można utyskiwania rodziców, że przedszkola czynne są tylko do g. 16, podczas gdy czas pracy rodzica bywa niekiedy dłuższy, a i na g. 16 trudno czasami zdążyć, kiedy się o g. 16 kończy. Jednak, kiedy urzędnicy z wydziału edukacji zrobili wśród rodziców ankietę na temat ewentualnego wydłużenia godzin otwarcia placówek, chętnych nie było. Dziś tłumaczą, że wszystko zależy od zapotrzebowania. Jeśli rodzice zgłoszą taki postulat, czas pracy w przedszkolu może ulec zmianie. Dane demograficzne wskazują, że dzietność w mieście nieznacznie pnie się w górę. Nie powinno być więc w przyszłości problemów z zapełnieniem istniejących placówek. Jest jednak groźba likwidacji i związanych z tym zwolnień pracowników, wynikająca z planowanego przejścia sześciolatków do szkół. Pierwsze klasy dla sześciolatków funkcjonują już teraz, ale nie są obowiązkowe. W roku szkolnym 2012/2013 do szkoły pójdą wszystkie dzieci w tym wieku. Już teraz między przedszkolami a szkołami toczy się cicha wojna o duszyczki: zostańcie z nami! – mówią przedszkolanki, bojąc się o zatrudnienie, chodźcie do nas! – zachęcają nauczyciele. Urzędnicy z wydziału, nadzorującego jednych i drugich, optują za stopniowym przeprowadzaniem sześciolatków do szkół. Problem nie jest bowiem wyimaginowany: za dwa lata w przedszkolach będzie o jedną czwartą przedszkolaków mniej, co automatycznie oznacza, że jedna czwarta placówek powinna iść do likwidacji, a jedna czwarta pracowników – do zwolnienia. Ratunkiem może być proces powolnego odchodzenia 6-latków przy jednoczesnym zachęcaniu do przedszkolnej aktywności dzieci najmłodszych, nawet poniżej 3. roku życia. Już teraz nie ma większych problemów z oddaniem do przedszkola 2,5-latka. Być może za rok, dwa maluchy w tym wieku będą przyjmowane z marszu, ba – z pocałowaniem w rączkę... (Życie Podkarpackie)

Reklama