Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 01.02-07.02.2010 r.
• Nie gasną spory dotyczące budowy bloku mieszkalnego na osiedlu Wieniawskiego. Mieszkańcy sąsiednich bloków uważają, że inwestor, który ten blok postawił, nie stosuje się do przepisów i jest sprawcą licznych niedogodności, które ich spotykają. On sam twierdzi, że spór niepotrzebnie podgrzewany jest przez zaledwie klika osób, a budowa jest prowadzona zgodnie z przepisami. O tym bloku, który stanął pośród kilku innych, głośno było od dawna. Niektórzy nazywali go największą samowolą budowlaną w mieście. Jak się okazuje, w trakcie prac przy budowie bloku rzeczywiście nastąpiły nieprawidłowości, które zakwestionował Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego dla miasta Przemyśla. Nieprawidłowości dotyczyły zmian w projekcie. – Prowadziliśmy postępowanie w sprawie istotnych odstępstw od pozwolenia na budowę i postępowanie to zakończyło się zatwierdzeniem projektu zamiennego i pozwoleniem na wznowienie robót. Odstępstwa polegały m.in. na zabudowaniu części podcieni i przesunięciu okien. Nie było jednak przeciwwskazań, by zatwierdzić projekt zamienny – mówi Ewa Jagiełło, powiaty inspektor nadzoru budowlanego. Prezes firmy Instex Zygmunt Hryniak, która buduje blok, mówi, że zabudowa wynikła z faktu, że uzyskał dodatkowy teren na miejsca parkingowe, które pierwotnie miały się mieścić właśnie w tych podcieniach. – Zmiany wzięły się z tego, że miasto wydzierżawiło mi pięcioarową działkę. W pozwoleniu mam 0,5 miejsca parkingowego na mieszkanie, ale miasto dało mi w dzierżawę teren i mam teraz dla każdego miejsce. Z takich przyczyn nie zamyka się budynku. Podobnie jak z powodu okien. Miały być tam luksfery, a myśmy zamienili okna na lepsze, droższe – wyjaśnia Z. Hryniak. Czy rzeczywiście inwestor może odstąpić od projektu, a potem nadzór i tak „klepnie” zmiany? W powszechnym odczuciu istnieje przekonanie, że samowolnie nie wolno postawić niczego. – Przecież jeśli pan postawi sobie szopę bez pozwolenia, to zaraz każą ją panu rozbierać – dziwią się mieszkańcy sąsiadujących bloków. Ewa Jagiełło tłumaczy, że prawo budowlane dopuszcza taką możliwość. – Jeżeli odstępstwa byłyby takie, że nie można by ich było dopuścić, to oczywiście inwestor dostałby nakaz rozbiórki. Natomiast jeżeli zmiany są w granicach prawa budowlanego i odpowiadają warunkom technicznym, nie ma podstaw do tego, by ich nie zatwierdzić. Zresztą, nasza decyzja była poddana weryfikacji Podkarpackiego Wojewódzkiego Inspektora Nadzoru Budowlanego. Gdybyśmy popełnili jakiś błąd, organ drugiej instancji na pewno by uchylił naszą decyzję. A utrzymał ją w mocy. Nawet w przypadku czystej samowoli budowlanej ustawodawca dopuścił możliwość jej legalizacji, jednak wtedy już za odpowiednią opłatą – mówi. Wśród pojawiających się zarzutów pod adresem inwestora nowego bloku znajduje się ten, że przed odbiorem technicznym budynku rozpoczęła tam funkcjonowanie przychodnia. Faktycznie, placówka ta działa tam prawie od roku. Inspektor nadzoru twierdzi, że odbiór w tym wypadku nie był potrzebny, gdyż blok powstał na bazie istniejącej tam wcześniej kotłowni, która stanowi dziś pierwszą kondygnację budynku. – Tam zachodziła zmiana sposobu użytkowania i inwestor taką zmianę zgłosił. My możemy kontrolować, czy taka zamiana została dokonana zgodnie z przepisami prawa. Natomiast to, co jest nadbudowane, będziemy już odbierać – tłumaczy Ewa Jagiełło. Podobnie jak, jej zdaniem, nie istnieje konieczność, by w budynku była winda. – Winda w tym budynku nie była wymagana. Jeżeli przepisy mówiłyby, że winda musi być, to na pewno byśmy to uwzględnili – dodaje. Sprawa ta wygląda na kontrowersyjną, gdyż rzeczywiście blok wydaje się mieć tyle kondygnacji, że winda powinna się tam znaleźć. Inwestor wyjaśnia jednak, że wszystko jest zgodne z przepisami. – Jeżeli na poddaszu byłyby niezależne mieszkania, to winda musiałaby być. Ale tam są mieszkania dwupoziomowe i mieszkaniec na poddasze wchodzi z trzeciego piętra. Tego nie projektował pierwszy lepszy z ulicy, ale ktoś, kto się zna na prawie budowlanym – mówi Zygmunt Hryniak. Sąsiedzi podnoszą także zarzut, że jeszcze przed odbiorem technicznym budynku zostały zasiedlone mieszkania. – Nikt tam nie mieszka! Podpisaliśmy z jednym panem umowę i pełni on rolę dozorcy. Trudno, bym na kilka miesięcy pozostawił budynek z licznikami bez żadnej opieki. A światło? Niektórzy świecą, sam mam tu mieszkania i czasem wieczorem świecę. Ale na pewno nikt tu nie mieszka. W lutym chcę zrobić odbiór budynku i wtedy będą mogli zamieszkać – protestuje kategorycznie Zygmunt Hryniak. – Rzeczywiście, były zgłoszenia, że ten budynek jest użytkowany, że świeci się światło. W trakcie naszych kontroli nie było jednak śladów użytkowania. Może są prowadzone jakieś prace wykończeniowe w mieszkaniach, ale nie stwierdziliśmy, by ktoś tam zamieszkał – dodaje inspektor Jagiełło. Zygmunt Hryniak twierdzi, że nie chce być w konflikcie z sąsiadami i nie ma zamiaru w niczym im przeszkadzać. – Sąsiedni blok jest z płyty, na pewno będzie ocieplany. Jeśli wejdą tu roboty ociepleniowe, to z mojej strony nie grozi żadnemu budowlańcowi nic. Ja wiem co znaczy wygrać przetarg, zatrudnić trzydziestu ludzi. A czegoś przyczepić się zawsze można, choćby tego, że kulki styropianowe lecą na nasz teren. Ale ja nie będę nikomu przeszkadzał – deklaruje. (Życie Podkarpackie)

Reklama