Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 02.03-08.03.2009 r.
• Od listopada ubiegłego roku do połowy lutego z dawnego koszarowca przy ulicy Czarnieckiego, w którym ostatnio mieściła się wytwórnia win Pomona, cztery razy wynoszono czarne worki ze zwłokami. Co miesiąc umierał tam człowiek. Na tę serię zgonów zwrócił uwagę nie żaden urząd czy policja tylko drobny pijaczek z placu Legionów, który na widok skierowanego w jego kierunku aparatu poradził, żebym zamiast nim, zajął się umieralnią na Czarnieckiego. O tym kompleksie poaustriackich koszar przemyślanie potocznie mówią Pomona, bo przez wiele lat mieściła się tam wytwórnia win, słynąca z produkcji wina marki wino. Od dobrych paru lat największy, dwupiętrowy budynek pochodzący z drugiej połowy XIX wieku, stoi opuszczony. Raj dla wszelkiej maści lumpów i bezdomnych. Wnętrze, choć mocno zniszczone przez liczne przeróbki i czas, robi wrażenie i przypomina czasy świetności austriackiej armii. Grube mury. Szerokie korytarze na przestrzał, obszerne sale o łukowatych sklepieniach, solidne drewniane schody i gdzie niegdzie zachowana jeszcze oryginalna stolarka i parkiety. W większości pomieszczeń panuje totalna destrukcja. W przeszklonej przybudówce u wejścia zwały śmieci sięgają metra. W pomieszczeniach używanych kiedyś do produkcji ze ścian zwisają płaty farby. Ściany poprute przez poszukiwaczy złomu, a na podłogach setki etykietek po produkowanych tu winach. W laboratorium wyłożonym kafelkami obecni użytkownicy obiektu urządzili sobie toaletę, pewnie z powodu dużej ilości papieru w postaci zeszytów z wynikami analiz. Na pierwszym piętrze w destylarni, o czym świadczy tabliczka na drzwiach, w kącie leżą stare kołdry i przegniły kożuch. Obok para gumowych, niebieskich rękawiczek, jakch używają lekarze pogotowia. Tu 12 lutego umarł 49-letni Marek N. Pochodził ze Stalowej Woli, przez jakiś czas mieszkał na Ukrainie, a ostatnio notowany był jako bezdomny. Powód śmierci – wychłodzenie organizmu. On był ostatnim z serii. Pierwszym był 45-letni Engelbert T. ze Strzelec Opolskich. Zmarł 12 listopada ubiegłego roku. Prawdopodobnie na zawał. 14 grudnia z wyziębienia organizmu zmarł 43-letni Edward N., a dokładnie miesiąc po nim, 14 stycznia 53-letni Andrzej W. z Ustrzyk Dolnych. Też wyziębienie. Jego towarzysz tej nocy miał więcej szczęścia. Skończyło się na poważnym odmrożeniu nóg. Taka śmierć bezdomnego to tylko kłopot. Policja, prokurator, lekarz. Dochodzenie, ustalanie, a potem najtańszy pochówek na koszt państwa. Do tej smutnej serii dopisać można dwóch bezdomnych, których w grudniu cudem uratowano z pożaru, który wzniecili w pomieszczeniach byłej rady zakładowej. I to wszystko w jednym miejscu.
– Takich miejsc, gdzie przebywają bezdomni, jest bardzo wiele – mówi sierż. szt. Marian Głowacki, rzecznik prasowy KMP w Przemyślu. – Stałe monitorowanie tych punktów, szczególnie w okresie jesienno-zimowym, jest jednym z priorytetowych zadań policji. Trudno wyliczyć, ile razy tej zimy policjanci z sekcji patrolowo-interwencyjnej zabierali bezdomnych z działek, ruin, pustostanów i klatek schodowych i odwozili ich w zależności od sytuacji do schroniska, izby wytrzeźwień albo szpitala. W pustym budynku przy ulicy Czarnieckiego policjanci interweniowali wiele razy. Niestety, nie ma fizycznych możliwości stałego monitoringu tych wszystkich miejsc, a bezdomni pojawiają się tam od przypadku do przypadku, najczęściej przychodzą dopiero na noc i robią wszystko, żeby nie rzucać się nam w oczy. W tym konkretnym przypadku byłej Pomony istotne są zaniedbania właściciela, który nie zabezpieczył odpowiednio wejścia na wspomniany teren, ani samego budynku. Policjanci nie mogą być jednocześnie wszędzie, więc bardzo liczymy na wszelkie informacje o bezdomnych od tych, którzy takie zjawisko zauważyli. To nam bardzo ułatwi podjęcie odpowiedniej interwencji – podsumował rzecznik prasowy policji. Na stanowisku ds. ochrony i konserwacji zabytków urzędu miejskiego poinformowano nas, że obiekt po byłych koszarach znajduje się w Gminnej Ewidencji Zabytków. A w wydziale geodezji, że jego właścicielem jest Skarb Państwa, z tym że obiekt został przekazany w wieczyste użytkowanie jednemu z mieszkańców Przemyśla. W przypadku budynku przy Czarnieckiego sprawdza się teoria „wybitych szyb”, opracowana przez burmistrza Nowego Jorku Rudolpha Giulianiego, który na podstawie doświadczeń stwierdził, że jeżeli „choć jedna szyba wybita w oknie budynku nie będzie wstawiona, to wszystkie pozostałe szyby zostaną niebawem również wybite”. Nie chodzi tu o umierających bezdomnych, bo ci nie są nieśmiertelni i prędzej czy później gdzieś zakończą swój żywot. Ważne jest to, że prawie w centrum miasta istnieje złe miejsce, odrażające dla normalnych ludzi, a przyciągające tzw. element, który tam czuje się świetnie i w myśl powyższej teorii, jeżeli nie opanuje się tego teraz, później będzie trudno. (Życie Podkarpackie)

Reklama