Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 27.07-02.08.2009 r.

• Wielka kompromitacja po raz drugi, wielki rewanż – po raz pierwszy. Tak można określić to, co zdarzyło się podczas drugiej części nadzwyczajnej sesji rady miasta, poświęconej wyborowi przewodniczącego. Nikt już nie pamięta, kto kogo i za co odwołał – z radymi i dziennikarzami włącznie. Mimo to przypomnijmy: na początku kadencji w mieście rządził PiS z przewodniczącym rady Adamem Łozińskim na czele. Potem klub radnych tej partii rozpadł się na klubiki, a władzę przejęła PO z dodatkami pod przywództwem Marka Rząsy. Tak nam się w każdym razie wydaje, ale możemy się mylić, bo zmiany personalno-polityczne zachodzące w przemyskiej radzie miasta w ciągu ostatnich dwóch lat były szybsze, niż ludzka zdolność konotacji. W maju tego roku odsunięta na bocznicę prawica wykorzystała nieobecność politycznej konkurencji: w trakcie jednej z sesji na sali prawa strona była bardziej obecna niż wszystkie pozostałe. Mając przewagę, radni prawicy odwołali platformerskiego przewodniczącego rady wraz z szefami dwóch komisji (też z PO). Na kolejnej czerwcowej sesji mieli zamiar dokończyć rewoltę, obierając na wakaty swoich lub uzgodnionych przez siebie kandydatów. I tu sprawa się skomplikowała, bo tym razem obecni byli wszyscy, skutkiem czego prawica przewagi liczebnej już nie miała. Dlatego na sesję nie przyszła wcale, choć oficjalnie twierdzono, że powodem absencji jest niezbyt fortunny termin posiedzenia. Przerwana sesja (bo formalnie została ona przerwana) trwała do ubiegłego wtorku, czyli półtora miesiąca! W tym czasie radni wszystkich opcji mieli wynegocjować takich kandydatów na wakaty, by ich wyborom nie towarzyszyły spory, a jedynie formalności. Ku zaskoczeniu publiki (sesje są otwarte, a sprawa ciekawiła wiele osób, w tym spoza kręgów samorządowych) wtorkowe posiedzenie znowu zakończyło się skandalem. Radni prawicy, którzy wnioskowali onegdaj o zwołanie sesji, tym razem przyszli, ale już na wstępie zgłosili wniosek, by wyborcze punkty z porządku obrad zdjąć. W uzasadnieniu przyznali, że w trakcie półtora miesięcznej przerwy nie udało się znaleźć kandydatów do zaakceptowania przez większość, więc próba wyboru mija się z celem. W odpowiedzi radni PO i SLD wyrazili zdziwienie i oburzenie: – Zwołujecie nadzwyczajną sesję, na którą najpierw nie przychodzicie wcale, a teraz – nieprzygotowani?! To nieudolność, niefrasobliwość i skandal! – grzmieli jeden po drugim. – Kompromitujecie radę i miasto daleko poza jego granicami! Poza mikrofonami usłyszeć można było jeszcze ostrzejsze określenia. Polityczna impotencja to najlżejsze z nich. Trudno było nie odnieść wrażenia, że lewa strona sali umyślnie odgrywa się na nieudolnych wywrotowcach na zasadzie: odwołaliście nam Rząsę w brzydkim stylu, to teraz macie!… Radźcie sobie sami! My w każdym razie wyciągać was z kłopotu nie będziemy!... Taka też była linia obrony radnych prawicy: – Udałoby nam się wybrać nowego przewodniczącego, gdybyście panowie chcieli współpracować. A wy bojkotujecie rozmowy i ogrywacie się za majowy przewrót. To też nieładnie!... – tłumaczyli. Od strony formalnej sesja trwała w najlepsze: w punkcie „wybór przewodniczącego” w chwili zgłaszania kandydatów zapadła grobowa cisza, w kolejnych próbowano wybrać szefów komisji, ale też bez skutku. Między formalnościami dyskutowano, przerzucając się winą. Ostatecznie sprawy personalne postanowiono zostawić niezałatwione, a załatwić bodaj bieżące (zmiany w budżecie itp.). Nadzwyczajną sesję rady miasta gorzką konkluzją podsumował radny Adam Łoziński, mówiąc zarówno do kolegów z PO, jak i PiS: – Na początku i wy, i my – mieliśmy wszystko. Popatrzcie, teraz nie mamy nic... (Życie Podkarpackie)

Reklama