Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 30.03-05.04.2009 r.

• Pacjentka miała poczekać 2 dni na hospitalizację, ale jej niedrożne jelita poczekać nie chciały. Pani Urszula z Przemyśla (dane znane redakcji) rankiem 21 marca br. rzekomo miała nie zgodzić się na leczenie w przemyskim 114. Szpitalu Wojskowym. Jest to tym dziwniejsze, że pacjentka sama się tam zgłosiła i to kolejny raz z powodu silnych bólów brzucha. Tego samego dnia wieczorem pogotowie ratunkowe zawiozło ją do Szpitala Wojewódzkiego, gdzie kobietę poddano operacji z powodu niedrożności jelit. Przemyślanka czuje się już dobrze, ale pierwszy dzień tegorocznej wiosny wspomina jako horror. - Miałam straszne boleści, zresztą nie tylko tego dnia - opowiada kobieta. Brzuch zaczął boleć panią Urszulę już dwa dni wcześniej wieczorem, zgłosiła się do 114. Szpitala Wojskowego.
- Lekarka zbadała mnie i podała rozkurczowy lek - mówi pani Urszula. - Trochę mi przeszło - przyznaje. - Niestety, nie na długo. Przemyślanka jakoś przeżyła kolejny dzień, brzuch raz bolał silniej, raz słabiej. W sobotę (21 marca) rano ból stał się nie do zniesienia, znów pojechała do szpitala. Panią Urszulę zbadała ta sama lekarka, co wcześniej, Aleksandra K. - Pani doktor zaproponowała termin hospitalizacji na poniedziałek (23 marca - przyp. red.) - opowiada pacjentka. - Zgodziłam się, bardzo mnie bolało, byłam na wpółprzytomna. Dostałam do podpisania kartę, podpisałam - kontynuuje kobieta. W domu pani Urszula ze zdumieniem przeczytała, że ...nie zgodziła się na leczenie w szpitalu. - To nieprawda - mówi z przekonaniem kobieta. - Wcale nie było mowy o tym, że mam zostać w szpitalu 21 marca. Pani doktor od razu poinformowała mnie, że mam się zgłosić za dwa dni, w poniedziałek - podkreśla pacjentka. Przemyślanka nie miała jednak okazji zgłosić się w uzgodnionym terminie do 114. Szpitala Wojskowego, a to dlatego, że wieczorem 21 marca ból był tak silny, że zdecydowała się wezwać pogotowie ratunkowe. - Natychmiast zawieziono mnie do Szpitala Wojewódzkiego - wspomina pani Urszula - i bardzo szybko zoperowano, bo jak się okazało, miałam niedrożność jelit. W tym szpitalu uratowano mi życie - podkreśla kobieta. - Strach pomyśleć, co mogłoby ze mną być, gdybym czekała z pójściem do szpitala do poniedziałku - dodaje. Zastępca dyrektora ds. lecznictwa 114. Szpitala Wojskowego, Adam Szafran, podkreśla, że pacjent ma prawo do braku zgody na leczenie w szpitalu. - Ta pacjentka podpisała, że zgody na leczenie szpitalne nie wyraża. Miała do tego prawo, takie są standardy - zauważa Szafran. Zdaniem zastępcy dyrektora szpitala, pani Urszula była prawidłowo diagnozowana.
- Fakt, że pacjentka trafiła 12 godzin później do szpitala i była operowana nie świadczy o jakimś błędzie lekarza, który badał ją rano. W takim czasie stan pacjenta może ulec znaczącej zmianie - twierdzi z-ca dyrektora. (Super Nowości)

Reklama