Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 04.12-10.12.2017 r.

• Marek Rząsa prowokował, pytał, kpił i wykpił. Na ostatniej sesji przemyskiej Rady Miejskiej Przemyśla można się było zachwycić, zasmucić i pośmiać. A wszystko dzięki temu, że zaproszono na nią członka zarządu województwa podkarpackiego odpowiedzialnego za lecznictwo, Stanisława Kruczka, oraz dyrektora Wojewódzkiego Szpitala w Przemyślu, Piotra Ciompę. Niestety, wspaniałą atmosferę zachwytu nad działaniami władzy w temacie szpitala zepsuł Marek Rząsa, poseł PO, przedstawiciel „totalnej opozycji”, który ośmielił się mieć niewygodne pytania, a nawet, o zgrozo, posunął się wcześniej do prowokacji. Dyrektor Ciompa przygotował sobie prezentację, którą raczył zgromadzonych. Liczby, tabelki i piękna fotografia Wojewódzkiego Szpitala jako tło. Dzielnie wtórował mu marszałek Kruczek: - Jest dobrze, będzie jeszcze lepiej - mówił. - Problemy są, bo poprzednia ekipa rządząca zostawiła kraj w ruinie, a służbę zdrowia w szczególności…W tej tak miłej atmosferze i optymistycznej aurze, że aż się chciało zachorować i trafić do przemyskiego szpitala, jak zwykle musiał się ktoś „wyrwać” i wypomnieć pani przewodniczącej Rady Miejskiej, Lucynie Podhalicz, że jest wszak wicedyrektorem tego wspaniałego szpitala. Zrobił to Wojciech Błachowicz z klubu PO, co zostało skwitowane pełnymi potępienia dlań minami „kolegów” z klubu PiS. On jednak wcale nie okazał się najgorszym z totalnej opozycji! W sali nieszczęśliwie obecny był poseł PO, Marek Rząsa. Ten wyjątkowo złośliwy człowiek miał czelność pozbierać sobie informacje z paru źródeł, w tym ze strony internetowej Urzędu Marszałkowskiego i zestawić je bezczelnie z tabelkami dyrektora Ciompy. Cały czas podkreślał co prawda, że może on się nie zna i źle czyta, ale powychodziły mu inne zgoła kwoty zadłużenia szpitala, niż podawał szef placówki. Jeszcze bardziej poseł zepsuł wszystko, gdy wspomniał, że pozwolił sobie na małą prowokację: dzwonił do różnych poradni szpitala, usiłując omówić się na wizytę. Niestety, miał spore trudności, bo permanentnie nie odbierano telefonu, a o ile, to terminy były grubo po Nowym Roku. To jednak nie wszystko. Zachęcony informacjami o nowoczesnym sprzęcie i wykwalifikowanej kadrze na okulistyce Rząsa zadzwonił do szpitala w Przemyślu i poinformował, że coś mu się wbiło w oko, boli, piecze i łzawi. Poradzono mu przyjechać, dostanie coś na ból, a rano sobie przyjdzie znów, ale najpewniej pojedzie do Rzeszowa. Dyrektor Piotr Ciompa oczywiście stanął na wysokości zadania - odpowiedział, że zwyczajnie niektórzy ludzie z personelu nie dorośli do stawianych im zadań. Poza tym rzekomo w przemyskim Wojewódzkim Szpitalu zawsze tak było, że jak się zgłosił ktoś z ciałem obcym w oku, to go karetką odsyłano do Rzeszowa, tyle że jest to oczywista nieprawda, co nasz dziennikarz miał okazję sprawdzić, nomen omen naocznie, będąc takim pacjentem za czasów poprzedniej dyrekcji i „ekipy” na okulistyce. Wszystko jest jednak wspaniale, tylko ci ludzie chorzy tacy roszczeniowi są, a lekarze nie chcą pracować dla dobra społeczeństwa. Wypisz wymaluj PRL-owska retoryka. (Super Nowości 24)

Reklama