Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 02.02-08.02.2015 r.

• W niemieckim obozie jenieckim w Przemyślu dziennie umierało kilkadziesiąt osób. Z powodu chorób i infekcji. Zwłoki wrzucano do masowych grobów. Szczątki ponad 3 tys. osób przeleżały tam 70 lat. W latach 1941-44 na terenie ówczesnych Pikulic istniał niemiecki obóz jeniecki Stalag 327. Więźniami najpierw byli jeńcy radzieccy, później doszli również Włosi. Niektórzy historycy wspominają o jeńcach innych narodowości, m.in. Holendrach, Kanadyjczykach, Jugosłowianach. Przez obóz przewinęło się ponad 50 tys. osób, jednorazowo było w nim ich nawet 2 tys. Skąd Włosi w obozie? Zaczęli tam trafiać pod koniec 1943 r., po odsunięciu we Włoszech Mussoliniego od władzy, gdy Hitler stracił sojuszników z południa Europy. Ocenia się, że codziennie kilkudziesięciu jeńców umierało, głównie z powodu chorób i głodu. Chowano ich do masowych grobów. Zazwyczaj wrzucani byli do nich bezładnie, wprost z furmanek. Zwłoki najczęściej były odzierane z mundurów, ubrań. W tym miejscu ziemia jest gliniasta, co powoduje, że szczątki ludzkie z czasem zostają jakby wprasowane w podłoże. To znacznie utrudnia późniejsze wykopaliska. W 1963 r. przeprowadzone zostały pierwsze ekshumacje. Wykopano wówczas szczątki ok. 700 osób. Zajmowano się trzema grobami, jednak - co wykazały badania sondą w 2007 r. - nie wykopano z nich wszystkich ludzkich kości. Niedługo później przy ul. Obozowej, na terenie dawnego fortu z okresu I wojny, powstał pomnik ku czci rosyjskich i włoskich ofiar hitleryzmu. Tutaj zostały złożone szczątki. W 2011 r. pomnik został rozebrany. Teren wykopalisk w południowej części Przemyśla. Przez kilkadziesiąt lat ludzie w tym miejscu uprawiali pola. Siali zboże, sadzili ziemniaki. Nie byli świadomi, że prowadzą gospodarkę w tak mrocznym miejscu. W latach 60., po wykopaniu pierwszych siedmiuset szkieletów, zapewniono ich, że więcej nie ma. Po 2000 r. ponownie zaczęli się tutaj kręcić naukowcy. Mieszkańcy wiedzieli już, że coś w tym miejscu jest. Jesienią ub. roku pojawili się tutaj archeolodzy, aby wykonać dokładniejsze badania. Prace, na zlecenie Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, wykonywała firma archeologiczna dr. Przemysława Kołosowskiego z Torunia. Skończyła w listopadzie.
- Na dzisiaj można powiedzieć, że odkryliśmy szczątki 2962 osób. Tyle znaleźliśmy czaszek - mówi dr Przemysław Kołosowski. Od razu zaznacza, że trafniejsze byłoby określenie: ok. 3 tys. szkieletów. Dlaczego? Bo jest pewne, że czaszek było więcej, ale np. uległy już rozkładowi lub zostały zniszczone i wymieszane z innymi kośćmi.
- Byli to mężczyźni w wieku od 20 do 55 lat. Nie ma śladów postrzałów, gwałtownych złamań. Oni umierali z powodu chorób, infekcji. To odpowiada opisom, które zachowały się z przekazów świadków. Ci ludzie opowiadają, że do obozu trafiali zdrowi faceci, w błyszczących mundurach. Warunki były tragiczne. Po jakimś czasie jeńcy przypominali chodzące szkielety, sama skóra i kości - mówi dr Kołosowski. W obozie były epidemie duru brzusznego, tyfusu, czerwonki. Sporo jeńców miało jedynie letnie mundury. Rosjanie spali na gołej ziemi. Powszechnym pożywieniem była wodnista zupa oraz chleb zrobiony z mąki zmieszanej ze zgniłymi warzywami i trocinami. Świadkowie wspominają, że głód był taki, że z terenu obozu szybko zniknęła jakakolwiek roślinność. Dominowały pochówki nagich ciał. Zwłoki odzierano z mundurów i wszelkich rzeczy, jakie mieli przy sobie jeńcy. Jednak nie we wszystkich przypadkach.
- Oceniamy, że zaledwie osiem, może dziewięć proc. osób zostało pochowanych w ubraniach - mówi archeolog. Przyczyny mogły być dwie. Pierwsza to epidemie chorób. Wtedy trzeba było zmarłych grzebać szybko, nie było czasu na zdzieranie mundurów i ubrań. W wykopie nr 9 natrafiono na szczątki ok. 840 osób. Po jego wykonaniu widać, że ludzie w pewnym okresie umierali szybko i masowo. Z powodu pośpiechu część osób wrzucano tak jak umarli, czyli w ubraniach, mundurach, z rzeczami osobistymi. Były też sytuacje, gdy zwłoki nie były od razu grzebane, lecz przez jakiś czas układane w stosy. Po jakimś czasie ulegały takiemu rozkładowi, że już trudno było pozbawić je ubrań.
- W grobie nr 7 znaleźliśmy szczątki 271 osób. Nie miały przy sobie nic. Może to wskazywać, że byli to Włosi - mówi archeolog. W tym okresie Niemcy traktowali Włochów jak zdrajców, dlatego nie chcieli, aby zachowały się po nich jakieś ślady. Nietypowy był grób nr 10. W nim znaleziono szczoteczkę do zębów, bandaże, kości ze śladami amputacji, szynę wzmacniającą kość nogi. Były też cztery nieśmiertelniki niemieckie. - Ten wykop powstał w związku z istnieniem szpitala, znajdującego się w obrębie obozu. Być może mamy do czynienia ze szczątkami Niemców z obsługi obozu - przypuszcza dr Kołosowski. Udało się odnaleźć kilkadziesiąt nieśmiertelników radzieckich. Były to bakelitowe tubki z karteczkami w środku. Z niektórych można odczytać nazwiska. Czernienko, Wasili Buńko, Mikłasow Filip Fedorowicz. Są też nazwy republik sowieckiego imperium, z których pochodzili. Sporo było kopiowych ołówków, kałamarz, brzytwa, stalówki do piór, szczątki butów i trzewików, guziki. Jeden jest szczególnie ciekawy, bo to guzik belgijski. W grobie radzieckim były cztery srebrne krzyżyki prawosławne, do noszenia na piersiach. Czy przemyskie i podprzemyskie pola zostały już oczyszczone z ludzkich szczątków? Niekoniecznie. Przez przemyskie obozy jenieckie w Pikulicach i pobliskiej Nehrybce w czasie II wojny światowej przewinęło się kilkadziesiąt tysięcy osób. Zredagowany fragment listu ppor. Pietra Feraciego z Alcamo, jednego z internowanych w Przemyślu Włochów, który ocalał. List został opublikowany w książce Leszka Włodka "Lata 1939--1944 w przemyskich obozach jenieckich”.
"W lutowy ranek 1944 r. przyjechaliśmy po czterech dniach podróży w bydlęcych wagonach do Przemyśla, i stąd mieliśmy już pieszo, dźwigając toboły, dojść do Stalagu 327/7. Ludność wyległa do okien, powiewała rękami, pozdrawiając nas milcząco i rzucała nam nieprzerwanym deszczem kawałki chleba, papierosy i inne rzeczy. Pochodowi przez miasto naszej kolumny, około tysiąca oficerów, towarzyszyły wzruszające sceny. Widziałem dzieci szkolne, które z tornistrów wyjmowały swoje śniadania i podawały je nam, robotników, którzy oddawali nam swój posiłek, podczas gdy eskortujący nas żołnierze niemieccy usiłowali oddalić cywilów kolbami karabinów klnąc i wygrażając na wszystkie strony”.

Reklama