Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 03.06-09.06.2013 r.

• Józef Wojciechowski (58 l.) od chwili śmierci starszej pani, z którą mieszkał i którą się opiekował, czyli od 12 kwietnia, tułał się to tu, to tam po mieście. Spał u znajomych, na ogródkach działkowych, a przecież jest na stałe zameldowany w mieszkaniu komunalnym przy ulicy Wodnej w Przemyślu. – Oddałem klucze policji, a potem okazało się, że ta oddała je do Urzędu Miejskiego – relacjonuje Wojciechowski. W środę (29 maja) „zaproszono” Wojciechowskiego do mieszkania, by zabrał swe rzeczy. Urzędnicy byli pewni, że je zabierze i pójdzie sobie, jednak 58-latek w mieszkaniu pozostał. W lokalu przy Wodnej Józef Wojciechowski (58 l.) zamieszkiwał od bardzo dawna. 12 lat temu został zameldowany na pobyt czasowy, a potem na stałe przez główną najemczynię, starszą panią, którą się opiekował. Na każdy z meldunków zgodę wyrażał przemyski magistrat. W tym samym czasie na wniosek staruszki wymeldowano z mieszkania jej wnuka, który miał się babcią opiekować, ale i ona, i sąsiedzi zgodnie twierdzili, że nie spełnia tego obowiązku i w mieszkaniu nie mieszka. Od tego czasu na stałe w lokalu przy Wodnej zameldowana była tylko główna najemczyni i Józef Wojciechowski.
- Kiedy 12 kwietnia wróciłem do domu, zobaczyłem, że pani Janina leży bez życia – opowiada 58-latek. – Wezwałem pogotowie, ale już nie żyła – wzdycha. Standardowo w przypadku śmierci domowej w nieznanych okolicznościach na miejscu pojawia się policja i prokurator. – Policjanci kazali mi oddać klucze do mieszkania – wspomina Wojciechowski. – Zabezpieczenie lokalu w takich okolicznościach jest normalną procedurą – wyjaśnia mł. asp. Bogusława Sebastianka, oficer prasowy przemyskiej KMP. – Jest to niezbędne do ustalenia okoliczności zgonu – podkreśla. Józef Wojciechowski sądził, że jego komplet kluczy doń wróci, a on do mieszkania. Tymczasem przemyski magistrat wystosował do policji pismo z prośbą o wydanie kluczy Wojciechowskiego urzędowi, bo mieszkanie jest komunalne i stanowi własność gminy. I policja przekazała je UM. – Otrzymaliśmy w tej sprawie pismo z magistratu – tłumaczy B. Sebastianka. Tymczasem Wojciechowski, który ma orzeczony umiarkowany stopień niepełnosprawności i stały meldunek na Wodnej, sypiał u znajomych, albo na działkach. Mężczyzna prosił o pomoc radnego z PiS, Władysława Bukowskiego (53 l.). – Prosiłem urząd i policję, by zgodnie z prawem wpuszczono zameldowanego do mieszkania do czasu rozstrzygnięcia sprawy – mówi Bukowski. – Argumentowałem to przepisami prawa, ale nie przychylono się do moich próśb – dodaje radny. Termin odbioru rzeczy wyznaczono na środę (29 maja). Naszego dziennikarza nie wpuszczono do mieszkania, nie zgodzili się na to urzędnicy z „lokalówki”, którzy mieli dokonać swoistej eksmisji Wojciechowskiego. Mężczyzna jednak w mieszkaniu pozostał. Przybyła na miejsce policja, którą wezwał syn Wojciechowskiego, sprawdziła meldunek 58-latka i przyznała, że jako zameldowany ma prawo do pobytu w mieszkaniu. Magistrat zapowiada, że skieruje sprawę do sądu, jednak niespecjalnie umie odpowiedzieć na pytanie, jak to się stało, że osoba zameldowana na pobyt stały przez prawie 2 miesiące nie mogła wejść do mieszkania, które było zaplombowane. – Sam meldunek nie oznacza jeszcze prawa do zawarcia umowy najmu z osobą pozostałą w lokalu – wyjaśnia rzecznik prezydenta Przemyśla, Witold Wołczyk (45 l.). – Po śmierci głównej najemczyni z wnioskiem o wstąpienie w stosunek najmu wystąpiły dwie osoby: wnuk zmarłej oraz osoba zameldowana w mieszkaniu. Obydwa wnioski zostały rozpatrzone negatywnie na podstawie przepisów – podkreśla Wołczyk. To nadal nie wyjaśnia, dlaczego Wojciechowski mając stały meldunek nie mógł wejść do mieszkania przy Wodnej i zostać tam do czasu rozstrzygnięcia sprawy przez sąd. Wynika z tego jasno, że meldunek na pobyt stały nie uprawnia w Przemyślu do… niczego. W każdym razie nie do przebywania w mieszkaniu, w którym ten meldunek się ma. Po co więc człowiekowi w Przemyślu meldunek? (Super Nowości 24)

Reklama