Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 12.07-18.07.2010 r.

• Podpici wyłudzacze okupują przemyski Rynek.
- Kierowniku, potrzebuję dwa złote - to jeden z najgrzeczniejszych tekstów, jakie mają okazję słyszeć od natrętnych wyłudzaczy pieniędzy goście kawiarnianych ogródków na przemyskim Rynku. Zdarzają się mniej kulturalne prośby o datek. - Nie dasz? Ty... - tu pada stek wyzwisk. Obsługa ogródków wypędza intruzów, ale po chwili wracają. Całkiem niedawno pisaliśmy na naszych łamach o tym, że przemyski Rynek jest okupowany przez miejscowych lumpów. Wówczas otrzymaliśmy zapewnienie komendanta przemyskiej Straży Miejskiej, Jana Genei, że w centrum miasta pojawi się więcej pieszych patroli. Przemyślanie uważają, że niewiele się zmieniło: strażników pieszych widać rzadko, a lumpy i żebracy nadal nie dają spokoju klientom kawiarnianych ogródków. - To są wciąż te same osoby - mówi barmanka z jednego z ogródków. - Dwójka smagłych chłopców, chyba Rumunów, czy Cyganów i kilku wiecznie pijanych mężczyzn - wylicza. - Nie dajemy już rady! Bez przerwy trzeba chodzić i wypraszać te osoby, odpędzać. Zresztą to nic nie daje, bo zaraz wracają - dodaje młoda kobieta. - To denerwuje klientów i psuje wizerunek miasta - uważa. Stały element Rynku to zalegający na ławkach pijani bywalcy Rynku. Niektórzy na nich śpią, inni raczą się alkoholem z plastikowych butelek. - To po prostu skandal - zauważa starsza przemyślanka. - Oni jawnie piją na tych ławkach, śpią i nikt na to nie zwraca uwagi! - mówi. - Ale niechby ktoś normalnie wyglądający szedł ulicą i popijał piwko z puszki, to dopiero by mu się dostało - uśmiecha się ironicznie. - Pewnie mandacik najmniej!
- Nie jest tak, że strażnicy miejscy nie reagują - zaprzecza przemyślanin w średnim wieku.
- Ja widzę sporo patroli. A raz nawet zadzwoniłem po nich, bo jakiś gość się awanturował i zaraz byli - zapewnia. - A lumpy i żebracy są w każdym mieście. Tu i tak jest spokojnie - przekonuje. Jak widać zdania są podzielone, ale pewne jest jedno: każdy chce w spokoju, bez towarzystwa natrętnych żebraków i wulgarnych, pijanych ludzi spędzić czas na Rynku. Może więc po prostu należy częściej reagować na takie "obrazki" i wzywać strażników miejskich, skoro nie ma w pobliżu patrolu? - Ludzie sami sobie na złość robią - stwierdza kelner jednej z restauracji w Rynku. - Ci, którzy dają wyłudzającym pieniądze. To ich tylko przyciąga - uważa. Można by powiedzieć, że to tzw. "święte słowa". (Super Nowości)

Reklama