Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 08.06-14.06.2009 r.

• Zamiast inaugurować weekend, przemyscy radni spędzili ubiegłopiątkowe popołudnie niezwykle pracowicie: debatowali, jak by tu załatać 61-milionowy deficyt, zaciągając jak najmniejszy kredyt... W sobotę zaś postanowili obsadzić wakaty! Piątkowa (5 bm.) sesja rady miasta zwołana została na wniosek prezydenta, który nie był specjalnie zadowolony z przebiegu ostatniego posiedzenia. Zamiast 59 milionów na załatanie deficytu, radni uchwalili wówczas kredyt zaledwie 15-milionowy. Robert Choma w trakcie posesyjnej konferencji prasowej tłumaczył, że w żaden sposób tak mały kredyt nie pozwoli na realizację budżetu – tego budżetu, z którego niebawem będzie przez radnych rozliczany. I tym razem przeforsować większą pożyczkę nie było łatwo. Komisja budżetu i finansów zgłosiła propozycję zwiększenia kredytu z przyznanych 15 do 25 milionów. Ani prezydent, ani większość popierających go radnych prawicy nie była tym ukontentowana. Znowu przypomnieli, że w dzisiejszych czasach wszystkie samorządy są zadłużone i Przemyśl wcale się na ich tle nie wyróżnia. Dodali, że przyzwolenie na zaciągnięcie 59-milionowego kredytu nie oznacza automatycznego wykorzystania całej kwoty. I że przyznawanie kilku kredytów na mniejsze kwoty (jak chcieli niektórzy radni z SLD i PO) może sprawić, że miasto nie zdąży z inwestycjami ze względu na długie procedury przetargowe. Przeciwnicy jednego dużego kredytu argumentowali, że w tak kryzysowych czasach, jak obecne, trzeba być bardzo ostrożnym w zaciąganiu zobowiązań: rok dopiero się zaczął i nie wiadomo, jak miejskie finanse będą się miały w drugim i trzecim kwartale. Stąd kwotę 25 milionów (o 10 więcej niż na poprzedniej sesji) radni SLD i PO uznali za kompromis, a nawet wyjście naprzeciw apelom prezydenta. W ogóle debata była wyjątkowo pokojowa – może dlatego, że inaugurując sesję, radni obejrzeli archiwalne zdjęcia z legendarnych wyborów ‘89 roku (by uczcić rocznicę). Ostatecznie większość – głównie głosami SLD i PO – postanowiła zaklepać wnioskowane przez komisję budżetu i finansów 25 milionów. Radnym tak się sesje nadzwyczajne spodobały, że jeszcze w czasie piątkowej postanowili zwołać... kolejną. Wniosek w tej sprawie złożyli radni prawicy, tj. klubów: PiS, Samorządny Przemyśl i Zygmunt Majgier z ROP – ci sami, którzy w maju doprowadzili do odwołania Marka Rząsy z PO, wykorzystując nieobecność kilku radnych z lewej strony sali. Tym razem tematem miał być wybór przewodniczącego. Termin posiedzenia prowadzący sesję wiceprzewodniczący rady Janusz Zapotocki wyznaczył na... sobotę, na g. 7.30 rano. Nazajutrz radni SLD i PO zastali w sali narad jedynie kartkę papieru: radni prawicy pisali na niej, iż sesja zwołana w takim trybie (z dnia na dzień) jest niezgodna z przepisami i dobrym obyczajem, w związku z czym uznają ją za nieważną i nie wezmą w niej udziału. I wtedy się zaczęło: – To skandal i brak odpowiedzialności! Najpierw zwołują posiedzenie, potem nie przychodzą! Najpierw odwołują przewodniczącego, potem nie potrafią skutecznie wybrać nowego! Wyszło szydło z worka: widać, jakie to jest prawo i jaka sprawiedliwość!... – grzmieli kolejno radni SLD i PO. Jednak od strony formalnej sesja mogła być kontynuowana. Na sali było 12 radnych, czyli quorum. Co więcej – choć to PiS chciał dokonać wyboru, SLD i PO mogły rozegrać sytuację po swojemu: wybrać na przewodniczącego rady kogokolwiek ze swych szeregów, nawet odwołanego przez prawicę Marka Rząsę! – Ale nie idźmy tą drogą! Oni wykorzystali matematykę, bo rozumieją samorząd li tylko jako walkę na liczby i głosy – powstrzymywali kolegów Marek Rząsa i Jan Bartmiński. – Nie powinniśmy się odgrywać, stosując ich metody... Przerwijmy sesję i wybierzmy przewodniczącego, kiedy na sali będą wszyscy, również prawica... Nie wszyscy jednak skłonni byli do tak wielkodusznych gestów. Radni Jacek Dygut, Janusz Zapotocki (obaj Fundacja „San”) i Rafał Oleszek (Prawica RP) postanowili wykorzystać okazję do rozdania kart po swojemu: Dygut zaproponował, żeby kontynuować, a na nowego przewodniczącego wybrać Oleszka, co wyraźnie aprobował Zapotocki. Rafał Oleszek chwilę się wahał, ostatecznie jednak ogłosił, iż wybór jego osoby nie będzie niską matematyczną zagrywką, a wzięciem na siebie brzemienia odpowiedzialności na miasto, w związku z czym się zgadza. I wtedy wstał Jan Bartmiński: – Uprzejmie informuję, że wychodzę, więc nie macie już quorum!... Zagrywka ta skutecznie pokrzyżowała szyki rozdającym: nie mając większości, obecna na sali jedenastka nie mogła już wybrać nikogo! Powstało wielkie zamieszanie: niedoszły przewodniczący natychmiast wycofał swoją kandydaturę, pozostali naradzali się z prawnikami albo krzyczeli, że to skandal. W końcu zdenerwowany Janusz Zapotocki ogłosił, że sesję na kilka dni przerywa. Wtedy Jan Bartmiński wrócił na salę i ... znowu było quorum. Nikt w tym harmiderze nie chciał już jednak debatować. (Życie Podkarpackie)

Reklama