Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 11.05-17.05.2009 r.

• – Boimy się, że któregoś dnia puści z dymem całą kamienicę – mówi lokatorka z drugiego piętra. – No i te ciągłe pijatyki, jakie urządza u siebie ze swoimi gośćmi – dodaje lokatorka z parteru. Należąca do PGM-u dwupiętrowa kamienica przy ulicy Rybiej 1 z zewnątrz wygląda całkiem, całkiem, ale już stan klatki schodowej świadczy, że od wojny nie zaglądnęła tam żadna brygada remontowa. Na podwórku są dwie toalety, a właściwie pomieszczenia kloaczne, za które w austriackich czasach właściciel zapłaciłby spory sztraf. Na to podwórko wychodzi okno lokalu, które zajmuje straszny lokator. Mieszkaniem to trudno nazwać. Wszystkiego nie więcej niż kilkanaście metrów kwadratowych. Od dawna pomieszczenie to pełniło funkcję lokalu socjalnego i było jakieś pechowe. Najpierw mieszkał tu znany w okolicy złodziej Bocian. Potem wkwaterowali tam Zośkę, co przygarniała do siebie psy i smród był taki, że nos urywało. Jakieś sześć lat temu Zośka się wyprowadziła i lokatorzy odetchnęli, ale na krótko, bo przydział na lokal dostał Piotr W. Lokatorka z drugiego piętra odsłania szmatę wiszącą na zdezelowanych drzwiach, na których wielkimi kulfonami ktoś nabazgrał imię i nazwisko lokatora. – To ja powiesiłam, bo w drzwiach duża dziura była wybita i nie chciałam, żeby wszystko było widać – tłumaczy lokatorka z parteru. – Przez niego tutaj życia nie mamy – ciągnie. – Policja tu przynajmniej raz w miesiącu przyjeżdża na interwencje. Naschodzi się do niego mętów i bezdomnych i pijatyki sobie urządzają. Nieraz całą noc słyszę przez ścianę wrzaski, krzyki i przekleństwa. Potem ci pijacy załatwiają się w klatce i śmierdzi na całą kamienicę, a my musimy to sprzątać. Tak już jest od kilku lat. Z pisma wystosowanego do lokatora w grudniu 2006 roku przez Urząd Miasta: „Wzywam Pana do naprawienia szkód powstałych w przydzielonym lokalu, jak też na klatce schodowej. Zaprzestania sprowadzania do swojego lokalu przygodnych osób w celu nadużywania alkoholu. (...) Jeżeli sytuacja nie ulegnie poprawie, będę zmuszony skierować sprawę do Sądu o nakazanie opróżnienia przez Pana lokalu. (...) Komornik wówczas usunie Pana na bruk”. Lokatorka z drugiego piętra: – A ja się boję, że któregoś dnia spali siebie i nas razem z całą kamienicą. Ostatnio już niewiele brakowało. Dwa dni po świętach, nad ranem budzi mnie sąsiadka, a tu wszędzie pełno dymu. Wybiegłam z mieszkania, bo pewnie bym się udusiła. A to u niego goście pili i w mieszkaniu zapalili jakieś śmieci. – To był mały pożar – potwierdza rzecznik prasowy Państwowej Straży Pożarnej. – Paliły się śmieci w lokalu na parterze i było duże zadymienie w całej kamienicy. Ustaliliśmy, że przyczyną było zaprószenie ognia przez nietrzeźwego właściciela. Z pisma skierowanego w październiku ubiegłego roku przez Urząd do lokatorki z parteru: „Informujemy, że Piotr W. nie zastosował się do wezwania do dobrowolnego opróżnienia lokalu i jednocześnie nie przekazał opróżnionego z rzeczy i osób spornego lokalu. Wobec tego Urząd skierował do Sądu wniosek o eksmisję bez prawa do lokalu socjalnego”.
– Jesteś tam? – lokatorka z drugiego piętra szarpie zdezelowane drzwi. Otwiera zarośnięty mężczyzna, a wtedy z wnętrza na korytarz wydobywa się fala smrodu. Kobiety zaglądają do środka i dziwią się: – Kto ci tu tak posprzątał? Faktycznie, skromne sprzęty, dywanik na podłodze, poukładane na parapecie drobiazgi i święty obrazek na ścianie sprawiają wrażenie, że gospodarz się stara. – Pani Marysiu, to ja sam posprzątałem – tłumaczy Piotr W. – Pogoniłem tych, co tu przychodzili i już nie piję. Na dowód tego pokazuje deklarację ruchu Krucjata Wyzwolenia Człowieka, na której kilka dni temu własnoręcznym podpisem zobowiązał się do abstynencji. Sąsiadki powątpiewają: – Już nie raz tak było, że przestawał pić. Na trzy, cztery dni, a potem znowu się zaczynało. Piotr W. ma sądowego kuratora, za sobą odsiedziany wyrok, leczenie odwykowe, pobyt w schronisku i realną perspektywę znalezienia się na bruku jako kolejny bezdomny. Jak to się skończy – nie wiadomo. Praktyka wskazuje, że administracja, służby socjalne, policja i sądy są często bezsilne wobec takich przypadków. Żaden problem wyrzucić uciążliwego lokatora. Inni mieszkańcy odetchną, ale wtedy na ulicy przybędzie jeszcze jeden bezdomny. Przydzielenie mu innego lokalu oznacza takie same kłopoty w innym miejscu, a skierowanie na przymusowe leczenie (bez gwarancji, że będzie skuteczne) trwa długo. Piotr W., zapytany – co dalej – opuszcza głowę i milczy. (Życie Podkarpackie)

Reklama