Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 17.11-23.11.2014 r.

• - W naszym kraju ojciec jest postrzegany jako ten zły, a matka jako „anioł” - mówi rozgoryczony 28-latek, który po rozstaniu z żoną walczy o dzieci.
- Przyjechałem do Przemyśla, by spokojnie porozmawiać z żona - opowiada Adam Grzybowski (28 l.). - Kiedy w środę (19 listopada) wychodziłem z córką z hotelu zostałem napadnięty! - mówi Grzybowski. - Mnie pobito, a córkę porwano - twierdzi. Policja potwierdza, że zgłoszenie Grzybowskiego przyjęła i będzie badać sprawę.O Adamie Grzybowskim pisaliśmy już na naszych łamach. Mężczyzna po rozstaniu z żoną miał krótko kontakt z obiema córkami (4,5 i 6,5 roku), opiekę nad którymi sąd powierzył matce. Po jednej z wizyt u taty młodsza córeczka miała zadeklarować, że chce zostać z nim, więc Grzybowski odwiózł do matki tylko starszą córeczkę. Jak podkreśla, z obawy przed szykanami żony i jej rodziny wyjechał z dzieckiem na Śląsk, ale nie utrudniał żonie kontaktów z młodszym dzieckiem.
- Natomiast ona nie chciała mi umożliwić spotkania ze starszą córką - stwierdza 28-latek. Sąd na posiedzeniu niejawnym wydał postanowienie nakazujące Grzybowskiemu wydanie matce młodszej córki. Ten jednak się z nim nie zgodził i zażądał wyłączenia ze sprawy sędzi dotychczas ją prowadzącej z powodu dyskryminowania go jako ojca.Ponieważ, jak podkreśla Adam Grzybowski, nie mógł on przekonać żony, by pozwoliła mu się widywać ze starszą córką, pikietował pod jej domem. To jednak nie wpłynęło na zmianę postawy matki jego dzieci. Wrócił zatem na Śląsk, ale kilka dni temu przyjechał z młodszą córką do Przemyśla.
- Chciałem spokojnie porozmawiać z matką moich dzieci, dogadać się dla ich dobra. Poza tym chciałem, żeby młodsza córka spotkała się z mamą i siostrą - przekonuje Grzybowski. Niestety, do żadnego „rozejmu” nie doszło, bo, jak twierdzi 28-latek, gdy w środę (19 listopada) wychodził z córeczką z hotelu, został napadnięty. - Szedłem z dzieckiem, gdy nagle drogę zajechały mi dwa samochody, z których wsiedli: moja żona, szwagier, teść, kuzyn żony oraz trzech nieznanych mi mężczyzn - relacjonuje Grzybowski. - Rzucili się na mnie, zaczęli mnie bić! Byłem kopany i duszony, z dzieckiem na ręku upadłem na ziemię, bo straciłem przytomność - wspomina 28-latek. Według jego relacji, gdy się ocknął, dziecka już przy nim nie było, a z kieszeni kurtki zniknęło 1,2 tys. złotych. - Pojechałem pod dom żony i wezwałem policję, ale polecono mi przyjechać na komendę i tak zrobiłem - relacjonuje mężczyzna. Na komendzie miał, jak opowiada, okazję spotkać się z teściem i szwagrem, którzy przyjechali złożyć nań zawiadomienie w sprawie zakłócania miru domowego. - Zgłosiłem sprawę napadu i pobicia i zrobiłem obdukcję - mówi Grzybowski, który skarży się na urazy głowy, brzucha oraz krtani. Policja potwierdza, że sprawa została jej zgłoszona i podjęto czynności wyjaśniające.
- W naszym kraju ojciec jest w takich sprawach postrzegany jako ten zły, a matka jako „anioł” - mówi rozgoryczony 28-latek. - Tymczasem to moja żona ma założoną „niebieską kartę” z powodu znęcania się nade mną i dziećmi, a policja na Śląsku prowadzi sprawę znęcania się fizycznego i psychicznego nade mną przez żonę - utrzymuje A. Grzybowski. 28-latek pojechał w czwartek ponownie pod dom żony i usiłował zobaczyć się z dziećmi, ale bez rezultatu. (Super Nowości 24)

Reklama