Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 20.01-26.01.2014 r.

* Beata Bartosiewicz z Przemyśla nie przejmuje się sterotypami o kobietach za kierownicą. Nie tylko zrobiła prawo jazdy, ale także innych uczy jeżdżenia. Założyła własną szkołę nauki jazdy, w której jest instruktorem.
- Lepiej uważać, bo nie wiadomo, co babie do głowy strzeli – to reakcje sporej części (większości?) panów, którzy widzą kobietę siedzącą za kierownicą.
- Na pewno nie zda, może za dwudziestym razem – to słowa męskiego politowania dla kursantek, które siedząc w "elce” nie potrafią ruszyć z miejsca. Ale co pomyśleć, gdy to kobieta siedzi w aucie na fotelu instruktora?
- Kiedyś, jak jeszcze pracowałam w innej szkole nauki jazdy, uczyłam przeważnie kobiety. Zdarzało się, że dostawałam zastępstwo za jakiegoś instruktora. Wchodzę do samochodu, a za kierownicą młody mężczyzna. Mówię, że zaczynamy a on patrzy z niedowierzaniem. Wreszcie wycedza: to pani będzie mnie uczyć jeździć? A ja pytam, czy to jakiś problem. Pan odpowiada, że oczywiście nie, ale przez całą lekcję ma jakąś dziwną minę – opowiada pani Beata. Kobieta – instruktor nauki jazdy to rzadkość. Ten zawód jest domeną mężczyzn. Orientacyjnie na kilkudziesięciu instruktorów przypada jedna kobieta.
- Państwowy egzamin instruktorski, państwowy zdałam za pierwszym razem. W Lublinie. Nie miałam problemu, choć nie jest łatwy. Sam kurs trwa trzy miesiące. Egzamin składa się ze znajomości przepisów ruchu drogowego, psychologii. Są również konspekty, trzeba omówić daną lekcję. Później jest praktyka. Siedzę jak instruktor po prawej stronie, mój egzaminator jest kierowcą, siedzi po lewej. A ja mam mu tłumaczyć, jak się ma zachować w danej sytuacji, np. jak ruszyć z miejsca. Muszę go traktować jak ucznia - mówi pani Beata. Twierdzi, że w pracy instruktorki najważniejsze jest odpowiednie podejście do kandydata lub kandydatki na kierowcę.
- Do każdego ucznia trzeba indywidualnie podchodzić, bo każdy jest inny. Jeden jest nerwowy, trzeba do niego wyjść ze spokojem. Inny jest z kolei małomówny, zestresowany. Trzeba go przekonać do wiary we własne siły - mówi. Egzamin zdała w 2010 r. Później jako instruktor praktykowała jeżdżąc u kogoś innego, a dopiero niedawno założyła własną szkołę.
- Z zawodu jestem cukiernikiem. Ale trudno o pracę w tej profesji. Po okresie bezrobocia, dzięki programowi unijnych dotacji zdecydowałam się na założenie własnej szkoły - opowiada pani Beata. Szkół nauki jazdy jest sporo w Przemyślu i okolicach. Biznesplan pani Beaty był jednak na tyle przekonujący, że decydenci nie mieli wahań, aby przyznać jej dotację.
- Zauważyłam, że jest sporo pań, 30-, 40-latek, które kiedyś zrobiły prawo jazdy, potem latami nie jeździły, bo albo nie miały okazji, albo potrzeby. A teraz pojawiła się konieczność a one nie za bardzo czują się za kierownicą. Dlatego wykupują jazdy doszkalające - opowiada pani Beata. W ostatnich latach zmienił się również ruch na drogach. Przede wszystkim jest znacznie więcej samochodów. Ponadto pojawiło się wiele nowych rozwiązań, w Przemyślu choćby ronda.
- Takie osoby po prostu boją się większego ruchu. Muszą przy kimś nabrać praktyki. Spodziewam się, że moja oferta trafi do niezdecydowanych dotychczas kobiet, które na rynku lokalnych ośrodków nie znalazły dla siebie alternatywnych rozwiązań, to znaczy szkolenia u boku instruktorki – mówi instruktorka. Na potrzeby biznesplanu przeprowadziła mini sondaż. Przepytała 60 kobiet i tyle samo mężczyzn. Wyszło, że prawo jazdy posiada 43 panów i tylko 25 pań. Z tym, że spora część kobiet dokument ma, ale go nie używa. Spytała również o cechy, którymi powinien się charakteryzować dobry instruktor. Najczęściej wskazywano łagodne usposobienie, cierpliwość, komunikatywność, opanowanie. Dyskwalifikuje krzykliwość i brak opanowania, używanie wulgarnych słów, nerwowość, niepunktualność, czy wsiadanie do samochodu po dymku, czyli wypaleniu papierosa.
- Przeanalizowałam wyniki sondażu i doszłam do wniosku, że szkoła jazdy według mojego pomysłu będzie strzałem w dziesiątkę - opowiada przemyślanka. Postawiała przede wszystkim na szkolenie kobiet. Zarówno pań nie posiadających jeszcze prawa jazdy, jak również tych, które taki dokument już mają, ale w.. szufladzie. A po latach nie korzystania z niego, nieco zapomniały jazdę.
- Panie, nawet te, które mają prawo jazdy a nie za bardzo radzą sobie z samochodem, często wstydzą wobec instruktorów – mężczyzn swoich umiejętności za kierownicą. Do kobiety mają większe zaufanie. Nawet nie chodzi o to, że mężczyzna krzyknie czy skrytykuje, bo takie sytuacje już się raczej nie zdarzają, ale kobieta zawsze kobietę zrozumie – mówi pani Beata. Co robi, gdy kobiecie po raz dziesiąty nie udaje się ruszyć z miejsca?
- Na spokojnie próbujemy jedenasty raz. A jak nie wyjdzie to dwunasty. Na spokojnie aż do skutku – mówi. Zauważyła, że sporo pań ma kłopoty z określeniem, która strona jest lewa, a która prawa. Do tego stopnia, że niektóre kobiety piszą sobie na dłoniach, że ta jest prawa a ta lewa.
- Przy mnie nie wstydzą się korzystać z takiej ściągawki. Na jednej dłoni mają wypisane P, na drugiej L. Mówię "skręcamy w lewo”, a kursantka zerka na dłoń. Kobiety, które kilkanaście lat temu zdobyły prawo jazdy, dzisiaj najczęściej zaczynają wszystko od nowa.
- Większość takich pań, to praktycznie nowe uczennice. Trzeba je na nowo uczyć oswajać z samochodem, sprawdzać znajomość przepisów drogowych, znaków. Potem jest nauka jazdy na placu. To zrozumiałe, kiedyś zdawano na innych samochodach - opowiada pani Beata. Opowiada, że często starsze panie są trudniejszymi uczennicami od młodszych koleżanek. Ich głównym wrogiem jest stres.
- Wiele osób jest uprzedzonych. Choćby do kursów i egzaminów zimą. A to jest wręcz lepszy okres niż lato. Bardziej uważa się na drogę, zdwojona czujność wpływa na poprawę jazdy - twierdzi instruktorka. "Babska” szkoła jazdy istnieje od listopada. Już cieszy się sporą popularnością, oczywiście najbardziej wśród pań.
- Zdarzają się sytuacje, że mąż mówi do żony: masz iść do tej pani i zrobić prawo jazdy. Albo wykupić jazdy doszkalające - opowiada. "Prawdziwy” mężczyzna jedzie samochodem i na sąsiednim pasie widzi naukę jazdy. Za kierownicą kobieta, na fotelu instruktora kobieta. Co sobie wtedy myśli?
- Pewnie reakcje mężczyzn są różne, ale to ich sprawa. My jedziemy dalej - odpowiada pani Beata.

Reklama