Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 01.07-14.07.2019 r.

• Czy przemyskie wodociągi są zamieszane w „przekręty” śląskiej firmy? We wtorek (2 lipca) do przemyskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji wkroczyli agenci warszawskiej delegatury CBA. Panowie „odwiedzili” też dom byłego prezesa spółki. Powód? Głośna sprawa korupcji z udziałem firmy ze Śląska oferującej spółkom wodociągowym drogi sprzęt. Zatrzymano już jednego z dyrektorów warszawskich „wodociągów” oraz właścicieli firmy. W Przemyślu póki co zabezpieczono dokumenty, ale sprawa jest rozwojowa. O tym, że szefostwo firmy ze Śląska najprawdopodobniej za łapówki załatwiało sobie lukratywne kontrakty na dostawę nietaniego sprzętu do spółek zajmujących się wodociągami w różnych częściach Polski, w tym w stolicy, CBA poinformowało na swej stronie internetowej we wtorek. Nie było tam wzmianki o wizycie agentów CBA w przemyskim PWiK-u, ale informacja o tym natychmiast pojawiła się „na mieście”. Mówiono o zabezpieczeniu komputerów, telefonów, a także o przesłuchaniu jednego z pracowników spółki. Nie dało się ukryć także tego, że CBA wkroczyło także do mieszkania byłego prezesa PWiK-u. Jak potwierdził nam zajmujący się kontaktami z mediami wydział komunikacji CBA firma ze Śląska, której szefowie zostali zatrzymani w związku z podejrzeniem o korupcję, także przemyskim wodociągom dostarczała sprzęt. Agenci zabezpieczyli dokumenty i kopie binarne. Na razie nikt w Przemyślu nie został zatrzymany. Tymczasem jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie być może poczynania byłych władz PWiK-u zainteresują nie tylko CBA, ale także prokuraturę, do której miało wpłynąć zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że eksprezes przemyskiego PWiK-u, który także kiedyś był zastępcą prezydenta miasta, został w czerwcu 2009 roku prawomocnie skazany za… korupcję. Prokuratura oskarżyła go o dwukrotne przyjęcie łapówek w wysokości po 20 tys. złotych w zamian za pomoc w załatwieniu pracy w Straży Granicznej. Sąd pierwszej instancji uznał ówczesnego wiceprezydenta winnym i wymierzył mu karę 2 lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 5 lat, „dokładając” jeszcze grzywnę i 5-letni zakaz pełnienia funkcji w organach samorządowych i społecznych. Nie pomogło nie przyznawanie się do winy i odwołanie do sądu wyższej instancji, bo ten wyrok pierwotnie wydany utrzymał w mocy. Skazany stracił stołek wiceprezydenta i na czas jakiś „zniknął” ze świecznika. „Wypłynął” nomen omen w przemyskim PWiK-u, gdzie po odejściu poprzedniej prezes, z prokurenta został szefem spółki. Niektórzy zastanawiają się, jak osoba skazana za korupcję mogła być prezesem PWiK-u, spółki prawa handlowego, której 100-procentowym udziałowcem jest miasto. Jak widać, w Przemyślu, za poprzedniej władzy rządzącej miastem wszystko było możliwe. (Super Nowości 24)

Reklama