Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 03.06-16.06.2019 r.

• Jest nieprawomocny wyrok dla kierowcy ukraińskiego autobusu. Sąd: - Winny umyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym. Na 6,5 roku pozbawienia wolności z jednoczesnym zakazem prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych skazał przemyski Sąd Okręgowy 42-letniego Mykołę Ł. Kierowca ukraińskiego autobusu został uznany winnym umyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym, której następstwem była śmierć trzech osób i ciężkie uszkodzenia ciała wielu innych. Czwórce pokrzywdzonych 42-latek ma zapłacić po 10 tys. nawiązki. Wyrok nie jest prawomocny, była żona Mykoły, Marija Ł. tuż po ogłoszeniu wyroku powiedziała, że najprawdopodobniej będzie odwołanie się od niego do Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie. 17 sierpnia zeszłego roku w późnych godzinach wieczornych na trasie z Krościenka do Przemyśla, w Leszczawie Dolnej (gm. Bircza) doszło do tragicznego zdarzenia. Ukraiński autokar marki MAN na tzw. zakręcie śmierci, wyjątkowo niebezpiecznym, gdzie dochodziło już do groźnych wypadków, przebił metalową barierkę i stoczył się ze skarpy dachując. Trzy osoby zginęły na miejscu przygniecione częściami podjazdu, a bardzo wiele z ponad 50 osób podróżujących tym autokarem na wycieczkę do Wiednia i Budapesztu doznało różnych obrażeń, w tym tak ciężkich jak złamanie miednicy, czy pękniecie nerki. MAN-a prowadził Mykoła Ł., liczący sobie wówczas 41 lat kierowca zawodowy. Był trzeźwy i podtrzymywał, że w autokarze zawiodły hamulce i nic nie mógł zrobić, by zapobiec katastrofie. Jednak opinia biegłego badającego autobus po wypadku była inna. Według Ireneusza Kochanowicza, ukraiński kierowca jechał po prostu o wiele za szybko. Jak ustalono na niektórych odcinkach trasy nawet ponad 100 km/h, gdzie obowiązywały ograniczenia prędkości, droga była bardzo kręta, a dodatkowo opadły mgły. Do tego Mykoła Ł. nie znał zupełnie trasy i jadąc kierował się wskazówkami nawigacji kompletnie ignorując znaki drogowe. Ta opinia spowodowała, że śledczy przyjęli, iż kierowca działał umyślnie, w tym zakresie, ze mógł przewidzieć skutki łamania przepisów i godził się na nie. Przed sądem Mykoła Ł. przyznał się do winy, przeprosił pokrzywdzonych i rodziny ofiar oraz złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze 5,5 roku więzienia. Zgodziła się na to oskarżycielka publiczna, prok. Beata Starzecka z tym zastrzeżeniem, by dodatkowo zakazać Mykołe Ł. prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych w Polsce przez 15 lat. Przystał na to oskarżony, a także pełnomocnik części pokrzywdzonych, ale oskarżycielka posiłkowa, Tamara P., wdowa po ofierze katastrofy, Wołodymyrze sprzeciwiła się, żądając dla kierowcy procesu i skazania go na minimum 10 lat więzienia i zasądzenia odeń 200 tys. złotych zadośćuczynienia za jej tragedię. Proces zatem ruszył i przesłuchano w nim Tamarę P. oraz biegłego z zakresu ruchu drogowego i mechaniki pojazdów mgr. Inż. Ireneusza Kochanowicza. Oskarżony już na początku odmówił składania zeznań motywując to tym, że nie ma nic nowego do powiedzenia. Obrona wnioskowała o powołanie innego biegłego, ale sąd wniosek oddalił. W środę (12 czerwca) zapadł wyrok zgodny z oczekiwaniami Prokuratury Okręgowej w Przemyślu: 6,5 roku pozbawienia wolności i zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych przez 15 lat zaliczając mu okres aresztowania od 18 sierpnia zeszłego roku do dnia ogłoszenia wyroku na poczet kary. Jednocześnie sąd zobowiązał Mykołę Ł. do zapłacenia Tamarze P. i trójce innych pokrzywdzonych nawiązek po 10 tys. złotych każda oraz zwrócenia wdowie po Wołodymyrze P. kosztów adwokata. Tamary P. ani jej pełnomocnika nie było na ogłoszeniu wyroku, nie wiemy więc, czy będzie się ona odwoływać od decyzji przemyskiego sądu. Obrona zawnioskowała o możliwość opuszczenia przez Mykołę Ł. aresztu za poręczeniem majątkowym, co jasno wskazuje na to, że ma zamiar odwołać się od wyroku. Skazany nieprawomocnie nie chciał jednak takiego rozwiązania. (Super Nowości 24)

Reklama