Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 20.11-26.11.2017 r.

• Nieuczciwi „pracodawcy” zarabiają na zdesperowanych ludziach. Nasze władze cieszą się bardzo, że walczą z szarą strefą, a bezrobocie spada. Spada, bo na przykład w Przemyślu nadal coraz więcej ludzi wyjeżdża do pracy za granicę i zaniedbuje podpisywanie się na listach PUP. Jest jeszcze inna strona medalu - wielu ludzi jest zatrudnianych przez tzw. podwykonawców - maleńkie firemki, które niby mają pracowników, ale legalnych jednego albo dwóch. Reszta to pracownicy „na czarno”, którym szef płaci albo nie - jak mu się zechce. Tacy podwykonawcy wykonują prace nawet dla bardzo poważnych firm i instytucji, które pojęcia nie mają, jak wygląda sprawa, umowę mają bowiem z głównym wykonawcą, a reszta ich nie interesuje. Nikogo innego zresztą także nie. Powiada się, że kto ma fach w ręku, temu nie grozi bezrobocie, ani głód. Pozornie to prawda, ale tylko pozornie, bo legalne zatrudnienie w niektórych zawodach graniczy w Przemyślu z cudem. Nie dlatego, że nikt nie chce usług świadczonych przez takich fachowców, a dlatego, że z reguły pracują „na czarno”. Pierwsza grupa to ludzie, którzy wykonują prace na przykład remontowe dla prywatnych osób w mieszkaniach lub domach. - Pracuję tak już kupę lat - zwierza się Maciek, glazurnik z Przemyśla. - Teoretycznie mógłbym założyć swoją firmę i płacić sobie ZUS i państwu podatki, ale tak na serio, tylko właśnie teoretycznie. Dlaczego? Ano dlatego, że musiałbym co miesiąc na ten ZUS zarobić, a gdybym doliczał klientom VAT, to usługa byłaby droższa i „wygryźliby” mnie ci pracujący „na czarno”, błędne koło - wyjaśnia. - Tak, wiem, okradam państwo, ale nie mam wyboru - zarzeka się. - Muszę utrzymać rodzinę, a „na legalu” proponują mi najniższą krajową - wzdycha. A co jeśli klient chce rachunek albo fakturę? - To da się łatwo załatwić! - zapewnia glazurnik. - Jaką potrzeba? - pyta całkiem poważnie. Można Maćka i jemu podobnych oceniać bardzo źle, ale bywają gorsi odeń tzw. porządni obywatele. To ludzie, którzy zakładają działalność gospodarczą, nierzadko biorąc dotacje np. z PUP lub zatrudniając na preferencyjnych warunkach bezrobotnego. Jedną, góra dwie osoby, których wynagrodzenie w dużej części pokrywa budżet państwa w ramach różnych programów zmierzających ku zmniejszaniu bezrobocia. Cala reszta pracuje u takiego „przedsiębiorcy” na lewo, bez żadnego ubezpieczenia, chorobowego, a nawet bez gwarancji zapłaty! Nierzadko taka firma oficjalnie jest podwykonawcą prac na rzecz poważnych instytucji i firm. Na tym poziomie nikt nie sprawdza czy pracujący na rusztowaniach, czy przy pracach ziemnych pracownicy są zatrudnieni legalnie. Grunt, że legalna jest sama firemka podwykonawcy. - Przepracowałem dwa miesiące i dostałem… 500 złotych - opowiada Piotr z Przemyśla. - Miałem zarobić 2 tys. złotych na miesiąc, przy pracy 10 godzin dziennie, z sobotami od 8 do 14 - wyjaśnia. - Tak się umawiałem „na gębę” z szefem. Z trudem „wyrwałem” od niego 1/4 tego, na resztę już nie liczę, bo nie odbiera telefonów i nie odpisuje na SMS-y - wyznaje 35-latek. Nie liczy na pieniądze za pracę, bo nie ma umowy. Można by rzec, jego sprawa, jego strata. Tymczasem lista nieuczciwych podwykonawców się wydłuża. - Co takiego? To taki „biznesmen”? - poważny przedsiębiorca z Przemyśla jest zdumiony. - A ja miałem mu zlecić pracę u mnie! Dziękuję za ostrzeżenie panie Piotrze! Pogonię oszusta - zapowiada. (Super Nowości 24)

Reklama