Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 31.12-06.01.2008 r.

P R Z E M Y Ś L

Była Barbarossa, będzie Wrzesień '39
* Przemyskie Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej ujawniło plany tegorocznej rekonstrukcji wojennej w Przemyślu. Będą to dwudniowe walki o miasto z 1939 r. W 2006 i 2007 r. przemyślanie odtwarzali początki Operacji Barbarossa z 1941 r., czyli ataku Niemiec na ZSRR. Gromadzące po kilkanaście tys. widzów imprezy zaliczone zostały do najlepszych w kraju. Tegoroczna inscenizacja ma szansę przyciągnąć jeszcze więcej widzów, bo będzie dwudniowa. Odbędzie się 24 i 25 maja, czyli w sobotę i niedzielę. W pierwszy dzień, walki o obronę odcinka Zniesienie. Z Niemcami zmierzy się oddział kpt. Wylęgały. Drugiego dnia Polacy będą bronić przed Niemcami most drogowy.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Straszne podwórka
* Brudne, zagracone, od wojny nieremontowane podwórka przemyskich zabytkowych kamienic aż się proszą o zagospodarowanie. Dlaczego wciąż straszą? Powojenna zmiana struktury własności doprowadziła do nieuchronnej serii katastrof . Wojewódzki konserwator zabytków Mariusz Czuba: - W Przemyślu większa część kamienic objęta jest ochroną na podstawie decyzji o wpisaniu do rejestru zabytków układu urbanistycznego. Taka decyzja chroni głównie elewacje frontowe, podczas gdy wpis indywidualny, rzadziej u nas występujący, chroni całą kamienicę od A do Z, czyli część reprezentacyjną, zewnętrzną, część podwórkową i wnętrze. Wniosek: przy wpisie urbanistycznym niewiele mamy do powiedzenia w kwestii podwórek, choć zdajemy sobie sprawę, że i one mają walory zabytkowe. Truizmem będzie stwierdzenie, że stare miasto w Przemyślu jest obszarem bardzo zaniedbanym. Przyczyną zasadniczą jest powojenna zmiana struktury własności, która doprowadziła do nieuchronnej serii katastrof. Każda kamienica przed wojną była prywatną własnością, część właściciel zamieszkiwał, część wynajmował, ale dbał o całość, bo to leżało w jego interesie - kto wynajmie lokal czy mieszkanie w obskurnym, odrapanym domu? Po wojnie gospodarzem zostało państwo, ale był to gospodarz fikcyjny. Nie zapominajmy też, że spora część właścicieli i dawnych lokatorów kamienic zginęła. W latach 60. - 70. pojawiła się moda na budowanie osiedli robotniczych. Z mieszkań w kamienicach, często o niskim standardzie - bez centralnego ogrzewania, łazienek - ludzie masowo przemieszczali się do tandetnych, ale modnych i wygodnych bloków. W kamienicach została najsłabsza i najstarsza grupa, biedni emeryci, którzy nie byli w stanie zająć się ani podwórkiem, ani własnym mieszkaniem. Krzysztof Szuwarowski, zastępca wojewódzkiego konserwatora zabytków w Przemyślu: - Kiedy 9 lat temu przeprowadziłem się do mieszkania w jednej z kamienic przy rynku, nasze podwórko było w opłakanym stanie: zwały śmieci, sterty gruzu... Stał wprawdzie trzepak i gdzieniegdzie były ułożone płytki, ale ogólny widok był żałosny. Na pomysł, żeby coś z tym zrobić, wpadła żona. Tym bardziej że okna naszego mieszkania wychodziły na podwórze. Uprzątnęliśmy śmieci, zaczęliśmy nasadzenia... Nie było to łatwe, ale z każdym kwiatkiem szarość ustępowała zieleni... Na początku patrzono na nas jak na parę lekkich oszołomów, komentarzy na szczęście nie słyszeliśmy... W pewnym momencie przyłączyła się do nas na krótko jedna lokatorka. Dzisiaj nasze podwórko wygląda zupełnie inaczej! Wiele mu jeszcze brakuje do prawdziwego ogrodu, ale mimo wszystko widok z okna jest ładniejszy. Uciążliwością wciąż pozostają gołębie, choć od czasu, kiedy położyliśmy kolce, problem wyraźnie zmalał. Nasza kamienica jest komunalna, więc formalnie jesteśmy tylko lokatorami bez żadnych praw do podwórka. Ale kiedy się zastanawialiśmy, czy mamy prawo wchodzić w nie swój teren, doszliśmy do wniosku, że pytać o to czy możemy tam posadzić kwiatki, byłoby czystą głupotą. Przecież estetyka tego miejsca wyraźnie się poprawiła!... Dariusz Hop, prezes przemyskiego oddziału PTTK: - Najciekawsze podwórka są na Krejczówce, a właściwie - Kreyczówce. To jedna z przemyskich tak zwanych parafii, obejmująca ulice Dworskiego, Smolki, Tarnawskiego, Puszkina... Tam zresztą podwórka spełniają jeszcze swoją tradycyjną funkcję: są miejscem spotkań, odpoczynku i zabawy. W odróżnieniu od ścisłego starego miasta, zabudowa Krejczówki nie jest taka zwarta, ścisła, więc i podwórka nie są wąskimi ciemnymi studniami... Kiedyś mieszkali tu lekarze, prawnicy, urzędnicy, oficerowie - cała miejska śmietanka. Tutaj zostało najwięcej pięknej secesji. Śmiem twierdzić, że cała Krejczówka ma szansę w przyszłości być jedną z modniejszych dzielnic miasta! O ile wcześniej nie zostanie zupełnie zdewastowana, czego jesteśmy niestety świadkami. Tutejsze kamienice albo wcale nie są remontowane, albo w trakcie remontów znikają ich najpiękniejsze elementy. Pieniądze idą do centrum. Zanim dojdą na Krejczówkę może być za późno... Chyba że zmianie ulegnie mentalność mieszkańców. Teraz jest tak: piękne nowe drzwi w wykupionym od miasta mieszkaniu, a wszystko co poza drzwiami - niech się wali! Architekt Miejski Alicja Strojny: - W Berlinie to jedna z największych atrakcji turystycznych! Widziałam, jak są zagospodarowane, a szczerze mówiąc pod względem walorów architektonicznych niczym nie ustępują naszym... Tam wprowadzono do podwórek drobne usługi: kawiarenka niemalże przydomowa na dwa, trzy stoliki, trochę zieleni i małej architektury dla stworzenia klimatu, czasami przykrycie świetlikami... Niby nic, a jak miło w takiej półprywatnej przestrzeni usiąść i odpocząć przy kawie. U nas chyba tylko podwórko przy muzeum w rynku zostało w ten sposób zagospodarowane. W Berlinie jest to ciąg podwórek: z jednego przechodzimy do drugiego. Nasza Kazimierzowska i Franciszkańska aż się prosi o takie pasaże, a jeden zadbany kąt siłą rzeczy ciągnąłby za sobą następne. Czego brakuje? Impulsu do działania, przykładu, że można! Pieniądze, jeśli ma się pomysł, zawsze można zdobyć. Podwórka poza ścisłym rynkiem mogą stanowić miejsce rekreacji mieszkańców kamienicy. Formalnie dziś już nic nie stoi na przeszkodzie: większość mieszkań została wykupiona, pozawiązywały się wspólnoty, podwórka z reguły należą do nich. Drobny handel, pamiątki, pizza domowa - wszystko jest możliwe! Jesteśmy świadkami zmiany pokoleniowej: w kamienicach zamiast lokatorów z kwaterunku pojawiają się nowi prywatni właściciele. Jeśli w ubiegły weekend byli u znajomych za miastem na grillu, zechcą pewnie niebawem zrewanżować się kawą na ukwieconym balkonie - czemu nie? (Życie Podkarpackie)

* Abp. Jan Martyniak, metropolita przemysko-warszawski obrządku greckokatolickiego, spotkał się dzisiaj z Ukraińcami przebywającymi w Zakładzie Karnym w Przemyślu. W przededniu wigilii świąt Bożego Narodzenia obchodzonych przez wiernych Kościołów wschodnich, duchowny podzielił się z więźniami prosforą, czyli przaśnym chlebem z miodem. Składając życzenia, arcybiskup nie szczędził osadzonym słów pocieszenia i otuchy. Zachęcał ich, aby próbowali zmienić swoje życie na lepsze. Na zakończenie wigilijnego spotkania skazani otrzymali paczki świąteczne przygotowane przez Caritas parafii archikatedralnej pw. św. Jana Chrzciciela w Przemyślu.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Śmieci droższe o 40 procent
* Średnio o 40 proc. wzrosły od 1 stycznia w Przemyskiej Gospodarce Komunalnej stawki za wywóz nieczystości stałych. Związane jest to ze znaczną podwyżką "opłaty marszałkowskiej", która ma za zadanie m.in. zmobilizować "producentów śmieci" i firmy je odbierające do segregacji odpadów komunalnych. W informacji przesłanej klientom znalazło się m.in. takie zdanie: "... odbiór odpadów komunalnych z budynków obsługiwanych dotychczas przez PGM przejmuje Przemyska Gospodarka Komunalna...". Niektórzy pracownicy PGK potraktowali treść pisma dosłownie. Jeden z nich w rozmowie telefonicznej powiedział nam wprost: - Takie jest zarządzenie odgórne i stąd wynika obowiązek podpisania umowy z nami. Zbigniew Storek, członek zarządu PGK, kategorycznie zaprzecza interpretacji pisma przez podwładnego. - To nieprawda. Nie ma absolutnie przymusu. W tym zakresie obowiązuje umowa cywilno-prawna i klient ma prawo wybrać sobie firmę, która będzie odbierać nieczystości, a takich w Przemyślu jest kilka. Oczywiście, zależy nam na każdym kontrahencie - podkreśla Storek. Choć procentowo podwyżka cen za tę usługę jest szokująca, to kwotowo nie robi większego wrażenia. Rocznie każdy mieszkaniec budynku wielorodzinnego zapłaci za wywóz śmieci 26 zł więcej. Również dla właścicieli prywatnych domów jednorodzinnych wydatki z tym związane wzrosną mimo tego że wielu z nich już od dawna segreguje odpady do worków dostarczanych przez PGK.
- Niestety, na razie w gminnym regulaminie gospodarki odpadami nie ma zapisów pozwalających traktować te gospodarstwa priorytetowo - tłumaczy członek zarządu PGK. Zdaniem Storka, najlepszym i zarazem sprawiedliwym rozwiązaniem - dla zlecającego i świadczącego usługę - byłoby wyliczanie należności na podstawie rzeczywistej wagi śmieci w pojemnikach. Ze względów technicznych i ekonomicznych na razie jest to niemożliwe, dlatego ceny są uśrednione. Wyposażenie śmieciarki w taką wagę to wydatek ponad 20 tys. euro. Na tej finansowej niemocy najwięcej tracą niektórzy właściciele i najemcy lokali użytkowych. Dla nich wyliczenie należności za usługę odbywa się na podstawie powierzchni użytkowej. W przypadku sklepów spożywczych i gastronomii stawka wynosi 1,22 zł za mkw., sklepów przemysłowych, szkół i przedszkoli - 1,13 zł za mkw., a biur i urzędów 0,98 zł za mkw. (Super Nowości)

* Na wniosek pełniącej obowiązki szefowej Prokuratury Apelacyjnej w Rzeszowie Anny Habało stanowisko prokuratora okręgowego w Przemyślu stracił Adam Fida. Minister sprawiedliwości prokurator generalny Zbigniew Ćwiąkalski przychylił się do tego wniosku. Oprócz A. Fidy ze stanowiskiem musieli pożegnać się prokuratorzy okręgowi w Rzeszowie i Tarnobrzegu. Już wiadomo, że od 1 stycznia 2008 r. - przez sześć miesięcy - obowiązki prokuratora okręgowego w Przemyślu będzie pełnił Adam Kownacki. (Życie Podkarpackie)

Pierwsze pozwy...
* Do przemyskiego sądu trafi pierwsza partia pozwów przeciwko Okienkom Kasowym z Poznania. Firma nie przekazywała wpłat od swoich klientów. Okienka pośredniczyły w regulowaniu rachunków za prąd, gaz, telefon, czynsz. Firma kusiła niższymi opłatami. Od kilku miesięcy pracownicy Okienek przyjmowali wpłaty od klientów, ale nie przekazywali ich dalej. 30 października 2007 firma ogłosiła upadłość, a tysiące klientów zostało na lodzie. Firma twierdzi, że wpłaty przestała przekazywać od września. Tymczasem zgłaszają się klienci z reklamacjami dotyczącymi wpłat nawet z lipca.
- Mamy już 500 zgłoszeń od poszkodowanych. 90 proc. z nich dotyczy klientów z Podkarpackiego - mówi Piotr Nowak z kancelarii Międzynarodowi Eksperci Finansowo - Prawni w Przemyślu, która pomaga klientom Okienek w odzyskaniu pieniędzy. Najczęściej o tym, że ich pieniądze nie dotarły pod właściwy adres dowiadują się z pism ponaglających.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Halo, o co chodzi?!
* Spółka Hala powstała w 1997 r. do zarządzania miejskim sportem. Rok później połączono ją z upadającym Miejskim Przedsiębiorstwem Remontowo-Budowlanym, posiadającym teren przy Wilsona. Stąd właśnie dzisiejsza Hala jest właścicielką parceli, gdzie mieści się tzw. ruski targ. Teraz to właściwie główna działalność Hali, bo obiekty sportowe dzierżawi i prowadzi powstały przed dwoma laty zakład budżetowy POSiR. Poza bazarkiem Hala ma jeszcze w zakresie obowiązków bar na stoku i spłatę długów spółki z końcówki lat 90. POSiR radni utworzyli między innymi po to, by do miejskiego sportu, z natury niedochodowego, miasto mogło dopłacać zgodnie z prawem (zakład budżetowy można dotować). Halę zaś początkowo mieli zamiar zlikwidować i przez kilka miesięcy faktycznie proces likwidacji był w toku. Potem jednak radni zmienili zdanie, między innymi po to, by zostawić POSiR-owi furtkę do prowadzenia działalności gospodarczej. Chodzi choćby o gastronomię i hotel, której teoretycznie w zakładzie budżetowym być nie powinno. Tak mówi nowa, jeszcze nieprzyjęta z tym zapisem ustawa o finansach publicznych. Halę reaktywowano więc na wszelki wypadek, po to, by w razie czego wspomnianą działalność przejęła. Tym bardziej że sprawa nie jest jasna: z jednej strony nikt POSiR-owi działalności gospodarczej nie broni, z drugiej - co jakiś czas pojawiają się uwagi RIO i podobnych organów, że tak być nie powinno. Póki co, Hala zajmuje się swoim bazarkiem i długami, w planach była jeszcze budowa pawilonu gastronomicznego na stoku, ale to dopiero po uzyskaniu zgody projektantów na mocne okrojenie obiektu, który okazał się dla miasta za drogi. Planem mniej w czasie odległym miała być też budowa miejskiego targowiska z prawdziwego zdarzenia przy ulicy Czarnieckiego, gdzie przeniesiono by i ruski bazarek, i zieleniak. Z tego powodu o spółce zrobiło się ostatnio głośno, a jej pomysł stał się przyczyną ostrego konfliktu w radzie miasta. Dwa razy projekt stosownej uchwały wchodził do porządku obrad i nie zyskał poparcia. Pojawił się za to pomysł, żeby samą Halę zlikwidować albo połączyć z inną spółką... (Życie Podkarpackie)

* 1 bm. zmarł Ryszard Chudzicki, szef Prokuratury Rejonowej w Przemyślu. Ryszard Chudzicki urodził się 28 października 1959 roku. W 1984 roku ukończył studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Niespełna 2 lata później zdał egzamin prokuratorski i został asesorem Prokuratury Rejonowej w Przemyślu. Funkcję jej szefa pełnił od 1 stycznia 1993 roku do chwili śmierci.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

J A R O S Ł A W

Ten zegar ma duszę
* Bez względu na pogodę, Zbigniew Dąbrowski codziennie przed południem nakręca zegar na ratuszowej wieży. Dąbrowscy wspinają się na ratuszową wieżę od ponad wieku - z niewielką przerwą, gdy obowiązki te pełnił magistracki konserwator Tuczapski.
- Zegar nakręcał dziadek, jego brat, mój brat, trochę ojciec, a teraz ja - wylicza Zbigniew Dąbrowski, najstarszy jarosławski zegarmistrz. A że tak było, ma dowody. W 1990 roku magistrat zlecił mu generalny remont ratuszowego zegara. Kiedy odkręcił tabliczkę z nazwą wytwórcy, znalazł pod nią karteczkę. Włożył ją tam poprzednik pana Zbigniewa, który prawie 50 lat wcześniej remontował urządzenie.
- Ten przekaz zostawił Andrzej Dąbrowski, mój ojciec - mówi zegarmistrz. I martwi się: nie ma następców, którzy znaliby się na tym fachu. - Jestem ostatni z rodu. Mistrz Dąbrowski otwiera ciężkie, kute drzwi na korytarzu trzeciego piętra ratusza. Wspinamy się po stromych schodach na wieżę. Jesteśmy na miejscu. Niemal nad głową - potężne, stalowe ciężarki.
- Lepiej uważać, bo lina może się urwać... - mówi Dąbrowski. Najlżejszy obciążnik - ten od chodu zegara - waży około 20 kg, ten od bicia kwadransów - już ponad 30 kg, a ten od bicia godzin - może i 50 kg.
- Pamiętam, jak ciężar od kwadransiaka się zerwał... Wbił się w ochronny materac. Gdyby spadł ciężar od bicia zegara, to pewnie przebiłby strop i wylądował w biurze piętro niżej. To właśnie te ciężarki, opadając powoli w dół, wprawiają maszynerię w ruch, włącznie z mechanizmem zegara i młotkami "bijącymi" godziny i kwadranse - poprzez uderzenia w ścianki dwóch spiżowych dzwonów. Dąbrowski, kręcąc korbą, wciąga codziennie ciężary na szczyt wieży. Ponad 20 metrów nad podłogę. Teraz chroniona jest metrową warstwą styropianu.
- Po nawinięciu linek na walce zegar może pracować 36 godzin. Zegar na ratuszowej wieży pojawił się wraz z jej zbudowaniem, czyli w 1896 roku, dokładnie: 20 czerwca. Kosztował ogromną wtedy sumę: 1 358 złotych i 30 groszy. Na mosiężnej tabliczce zamontowanej na stalowej konstrukcji czytamy, że został zbudowany w wytwórni Richarda Liebinga we Wiedniu, w Fabryce Zegarów Wieżowych (THURMUHREN FABRIK). Wewnątrz przeszklonej, drewnianej szafki połyskują mosiężne, naoliwione tryby i kółeczka. Co dwa tygodnie wszystkie ruchome elementy są konserwowane specjalnym kostnym olejem. Zegarmistrz sprowadza go z Krakowa.
- Ten zegar-staruszek wszystkich nas przeżyje - mówi Zbigniew Dąbrowski.
- Niezawodnie odmierza czas. No, może z tolerancją do kilkunastu sekund. Patrzy na swój zegarek i zaprasza jeszcze wyżej. Wchodzimy aż pod dach wieży. Tu na belkach wiszą dwa dzwony. Oba z odlewni Petera Hilzera w Neustadt. Większy zdobi wizerunek św. Jerzego, mniejszy - podobizna Matki Bożej. Dźwięk wywołują uderzenia stalowych młotków o zewnętrzne płaszcze dzwonów. Jest tu przekładnia różnicująca ruch pionowej osi biegnącej z dołu od zegara do czterech prętów. Rozchodzą się one poziomo na cztery strony świata do tarcz z pozłacanymi cyframi i wskazówkami na zewnątrz wieży. To przez te tarcze Zbigniew Dąbrowski omal nie postradał życia. O "swoim" zegarze opowiada jak o żywej istocie. W czasie "zimy stulecia" była straszna zawieja. Później ścisnął mróz.
- Tarcze tak zalepiło, że zegar stanął - wspomina. Wtedy to... wyszedł na zewnątrz wieży i strącił lodowe sople. Zna w zegarze każdą śrubkę.
- Te tuleje toczył jarosławski ślusarz Zbigniew Jordan, prawdziwa złota rączka - chwali pan Zbigniew. Na słuch "wyłapuje" wszelkie usterki. Wie, jak maszyna zachowa się w upał, a jak w mróz.
- W gorąco się opóźni, na mrozie przyśpieszy. Kiedy ustawi wszystko jak trzeba, wychodzi na balkon, na papierosa. Z wnętrza dobiega miarowy stukot zegara, z dołu - szum miasta.
- Uwielbiam patrzeć na Jarosław wczesną wiosną. Wtedy są tu najpiękniejsze widoki - rozmarza się. Mistrz Dąbrowski dobrze wie, jak jarosławianie są przywiązani do ratuszowego zegara.
- Dzisiaj każdy ma czasomierz albo komórkę, gdzie może sprawdzić godzinę - mówi.
- Ale wystarczy, że na moment zegar na wieży stanie i od razu telefon mi się w domu urywa! - śmieje się. Czy wyobraża sobie, że ratuszowego zegara kiedyś zabraknie?
- Nie ma takiej możliwości. W Jarosławiu jeden prawdziwy zegar być musi - przekonuje. O innych "wieżowcach" mówi z lekceważeniem:
- Tamte napędzane są silnikami, godziny "biją" z głośników. Nie mają duszy...
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Stan przedzawałowy
* W piątek przed świętami ordynator jarosławskiej kardiologii dr Jerzy Mormul otrzymał wypowiedzenie z pełnionej funkcji. Powód? Źle prowadzona dokumentacja. Czy zostanie na oddziale? To sprawa wątpliwa. Jeżeli odejdzie dr Jerzy Mormul, istnieje zagrożenie, że odejdą lekarze, którzy robią u niego specjalizację. Wówczas oddział przestanie istnieć. Już teraz jest niebezpieczeństwo, że Narodowy Fundusz Zdrowia nie podpisze kontraktu na prowadzenie kardiologii przez COM, ponieważ wymaga on dwóch etatów kardiologa. Do tej pory oddział funkcjonował z 1 i 1/2 etatu. Ale starosta Tadeusz Chrzan nie wydaje się być zmartwiony tym problemem: - Dyrektor prowadzi rozmowy z kardiologami. Sam w niektórych rozmowach uczestniczę - chwalił się na ostatniej, piątkowej sesji rady powiatu. To na te obrady powiatowych radnych przyszli lekarze z oddziału kardiologii. Wręczyli przewodniczącemu rady pismo. Lekarze proszą władze powiatu o interwencję. - Wszelkie dyskusje toczą się poza naszymi plecami, decyzje podejmowane są bez naszego udziału. Najlepszym dowodem na to jest odwołanie bez podania przyczyn z funkcji ordynatora doktora Jerzego Mormula, osoby, dzięki której powstał oddział kardiologii i która kierowała jego działalnością przez trzy lata - mówił w imieniu lekarzy Daniel Bryzek. - Czy odwołanie ordynatora jest wstępem do likwidacji oddziału? Czy może jest to odwet za przekazanie całej sprawy opinii publicznej? Czy będą dalsze konsekwencje personalne wobec nas? Tego nie wiemy, ale nie zgadzamy się z takimi metodami postępowania. Apel lekarzy wywołał dyskusję wśród radnych. Starosta zapewniał, że do likwidacji oddziału nie dojdzie, że nie są prowadzone żadne rozmowy o takich zamiarach: - A to jest kolejny list, który nie przysporzy nam ani renomy, ani nie polepszy kondycji finansowej szpitala. Ludzie nie będą chcieli leczyć się tam, gdzie są problemy i konflikty - tłumaczył. - Ordynator wyszedł przed szereg, zaangażował szereg pielęgniarek i lekarzy. Starosta tłumaczył, że dyrektor wykonał właściwy ruch, jeżeli chodzi o odwołanie, ale nie potrafił wytłumaczyć, jakie były jego przyczyny: - To jest świeżutka sprawa, nie było czasu na przekazanie mi dokumentacji przez dyrektora, bo zaszły święta - tłumaczył podczas obrad. Radni pytali o nowego ordynatora: - To jest czas zawierania kontraktów z Funduszem, a oddział od piątego stycznia pozostanie bez ordynatora - przypomniał radny Adam Mokrzycki. Starosta tłumaczył, że dyrektor na pewno poradzi sobie z tym problemem: - Po dyrektorze problem ten nie spłynął jak po kaczce, on nie śpi - mówił. Dodał: - Teraz czekamy na decyzję doktora Mormula, jeżeli jest odpowiedzialnym lekarzem i nie podejdzie do tego ambicjonalnie, może realizować się na oddziale. Z ripostą wystąpiła radna Anna Szczepanik, która sama jest lekarzem: - Nawet jeśli dyrektor znajdzie innego ordynatora, to lekarze i tak pójdą za doktorem Mormulem, bo u niego robią specjalizację kardiologiczną. Oddział bez lekarzy nie będzie mógł istnieć. Dlatego teraz łatwo będzie zrzucić winę na doktora Mormula, jeżeli odejdzie - podkreślała. Problem nie został rozwiązany na piątkowej sesji, a lekarze nie otrzymali jasnych deklaracji i wyjaśnień. By nie odchodzili z obrad zupełnie zrezygnowani, przewodniczący obiecał zwołać specjalną sesję poświęconą tylko problemom służby zdrowia. (Życie Podkarpackie)

R E G I O N

Więcej rozwodów...
* Na Podkarpaciu rośnie liczba rozwodów. Coraz częstszą przyczyną jest emigracja jednego z małżonków. Socjologowie ostrzegają, że będzie jeszcze gorzej - rozwiedzie się, co trzecia para w kraju. W całym regionie od 2000 r. do połowy ubiegłego przybyło aż prawie 14,5 tys. rozwiedzionych par. Według danych Głównego Urzędu Stastycznego zdecydowanie coraz rzadziej decydujemy się na wcześniejszą separacje. Wolimy szybką decyzję. Dwukrotnie częściej o rozwód starali się mieszkańcy podkarpackich miast, niż wsi, gdzie jeszcze zachował się tradycyjny, religijny model rodziny. Najczęściej rozstawały się osoby w wieku 30 - 39 lat.
- Pracując w Dublinie spotkałem bardzo dużo Polaków, których małżeństwa nie przetrwały próby czasu - przyznaje Dawid z Rzeszowa. - Przyczyny są różne. Bardzo często znajdowali nowych partnerów. Ludzie nie chcą wracać do Polski, do starych problemów. Ściągają z palców obrączki godząc się na szybki rozwód - dodaje. Eksperci alarmują, że emigracji nie przetrwa aż co trzecia rodzina w Polsce. Zwłaszcza z króciutkim stażem. Jak temu zapobiec?
- Najskuteczniejsze sposoby? Wspólny wyjazd zarobkowy młodych, zrezygnowanie z niego lub odłożenie ślubu do czasu powrotu ukochanego - radzi Leszek Gajos, socjolog.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

* Sąd Rejonowy w Jarosławiu będzie prowadzić proces byłego wiceprezydenta Przemyśla Ryszarda L. Właśnie tam Prokuratura Okręgowa w Przemyślu wysłała akt oskarżenia. Zdaniem prokuratury prowadzącej postępowanie przygotowawcze, zebrane dowody są bardzo mocne. Przypomnijmy, że Ryszard L. podejrzewany jest o przyjęcie dwóch łapówek po 20 tys. zł w zamian za pośrednictwo w załatwieniu pracy w straży granicznej. W akcie oskarżenia widnieją jeszcze nazwiska czterech innych osób: trzech, które - zdaniem prokuratury - wręczały mu łapówki i jednej, która miała pośredniczyć w tych nieprawych "transakcjach". O fakcie zajęcia się sprawą przez jarosławski sąd zdecydowało miejsce popełnienia zarzucanego przestępstwa. Doszło do niego prawdopodobnie na terenie powiatu jarosławskiego. Byłemu wiceprezydentowi Przemyśla grozi 8 lat pozbawienia wolności. Ryszard L. nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. (Życie Podkarpackie)

Polacy lekomanami?
* Zażywamy już tyle tabletek przeciwbólowych, że nawet Niemcy nam nie podskoczą. A może raczej "nie podłykną"... Firmy farmaceutyczne i sprzedawcy leków zacierają ręce - zarabiają na Polakach coraz lepiej. I niewielkie to pocieszenie, że większymi lekomanami od nas są np. Czesi i Rosjanie. W ub. roku Polacy zostawili w aptekach aż 21 mld zł (raport firmy analitycznej PMR). To rekord, ale to akurat nie ma już chyba znaczenia... Bo rekordy takie bijemy co roku. Specjaliści szacują już, że w 2008 r. wydamy na medykamenty o miliard więcej. W ub.r. Polak wyłożył na leki ponad pół tysiąca zł, a to oznacza, że wydajemy na nie tyle samo co np. na alkohol i papierosy. I jak tu nie mieć kaca (i to nie tylko moralnego)? A tak przy okazji... przecież i na kaca są odpowiednie środki, które - cokolwiek by mówić - chyba przypadły nam do gustu. Z szacunków analityków wynika, że co roku - i to tylko w samych aptekach - kupujemy ok. 900 tys. opakowań preparatów na kaca. Do tego dwa razy więcej w supermarketach i na stacjach benzynowych. Nic, tylko "pić i... się leczyć"! Specjaliści zwracają jednak uwagę, że wzrostu sprzedaży leków nie można tłumaczyć tylko m.in. agresywnym marketingiem firm farmaceutycznych, na który Polacy zadziwiająco łatwo dają się złapać, ale także czynnikami społeczno-demograficznymi. Jesteśmy jako społeczeństwo coraz starsi, a to właśnie starsze osoby wydają na leki - jak obliczono - aż trzy razy więcej niż osoby młode (o ok. 80 zł miesięcznie). (Super Nowości)

K R O N I K A   P O L I C Y J N A

* Próbę przemytu 700 paczek papierosów wartych prawie 4 tysiące złotych udaremnili funkcjonariusze Straż Granicznej z placówki w Medyce. Papierosy znajdowały się w elektrowozie ciągnącym skład towary z Mościsk do Przemyśla. Jego polscy maszyniści stwierdzili, że nie widzą, w jakich okolicznościach papierosy zostały ukryte w pociągu.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

* 31 grudnia w Radymnie na moście na Sanie doszło do groźnego wypadku. Obywatel Niemiec, jadąc fordem scorpio, zmienił pas ruchu i uderzył w ukraińskiego tira. W wypadku ciężko ranni zostali kierowca oraz 24-letni pasażer forda, a pozostali dwaj pasażerowie doznali lżejszych obrażeń. Kierowca tira wyszedł z wypadku cało. (Życie Podkarpackie)

* 30 grudnia w Przemyślu w jednej z kamienic przy ul. Grunwaldzkiej wybuchł pożar, w wyniku którego 10-letni chłopiec podtruł się dymem. Przyczyną pożaru, który spowodował spore straty, było pozostawienie bez dozoru rozpalonego pieca kaflowego. (Życie Podkarpackie)

* 28 grudnia do szpitala trafił nieprzytomny 23-letni mieszkaniec Radymna, który prawdopodobnie zatruł się czadem podczas kąpieli. Okoliczności tego zdarzenia wyjaśniają policjanci z miejscowego komisariatu. (Życie Podkarpackie)

Reklama