Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 07.09-13.09.2002 r.

PRZEMYŚL

Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej...
* Muzeum Narodowe Ziemi Przemyskiej, wspierane pieniędzmi z budżetu marszałka województwa, m.in. przygotowuje się do budowy nowej siedziby. Kamienica Rynek 7, należąca do Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej, od 30 grudnia 2003 r. będzie siedzibą Muzeum Mieszczaństwa. - Wymieniono już stropy, założono wentylację i klimatyzację. Trwa wymiana więźby dachowej. Odsłonięto i oczyszczono piwnice - informuje Władysław Nowak, wicedyrektor MNZP. Wspaniałe, trójkondygnacyjne piwnice i sama kamienica, posłużą prezentacji muzealiów związanych z historią miasta i i jego dawnych mieszkańców. Część pomieszczeń przeznaczona zostanie na galerię współczesnej fotografii, a jeden z poziomów piwnicznych na winiarnię węgierskią. W samej kamienicy, utworzone ma być muzeum historii Przemyśla, od wieków średnich do przełomu XIX i XX stulecia. Składać się ma na nią m.in. wystawa dokumentów, broni i widoków miasta uwiecznionych w różnych etapach jego rozwoju. Zaprezentowane mają być typowe wnętrza mieszczańskie, z kolekcją mebli, strojów i obrazów. Osobna ekspozycja poświęcona ma być fotografii autorstwa jednego ze znanych fotografów Przemyśla z okresu przełomu XIX i XX wieku, Bolesława Hennera. W Przemyślu trwają również przygotowania do budowy nowego gmachu dla muzeum. W tym roku rozstrzygnięto konkurs na projekt muzeum. Odwierty geologiczne ujawniły obecność pozostałości po istniejącej w tym miejscu zabudowie. Prace archeologiczne prowadzone pod okiem Andrzeja Koperskiego, przemyskiego archeologa, potwierdzą m.in. wiek zabudowań. Nadal trwa procedura dokumentacyjna związana z przygotowaniem budowy.

Skarby Ziemi
* Liczne grono mieszkańców Przemyśla oraz odwiedzających go turystów zwiedziło podczas tegorocznych wakacji czekające na zagospodarowanie historyczne piwnice znajdujące się pod Urzędem Miejskim. W przyszłości mają one dać początek trasie turystycznej, która będzie wiodła do zlokalizowanego w sercu miasta nie użytkowanego XVII-wiecznego kamiennego kanału ściekowego o długość około 800 metrów. Przemyska podziemna trasa turystyczna może mieć wyjątkowy charakter. Podobnych jej jest w Polsce zaledwie 5. Władze samorządowe liczą, że również przemyskie podziemne obiekty będą atrakcją dla gości odwiedzających nadsański gród. Najniżej usytuowana piwnica pod magistratem usytuowana jest na głębokości 12 metrów. Podziemne korytarze oraz większe i mniejsze pomieszczenia powstawały na przełomie kilku stuleci. Dowodzi tego różnorodność materiałów używanych do budowy kazamatów. W pewnych partiach występują mury kamienno-ceglane z cegłą tzw. palcówką, w innych tylko i wyłącznie kamienne. Już w XVI wieku w miejscu posadowienia obecnego magistratu istniała zabudowa. W pierwszej połowie XIX wieku obiekt użytkowany był jako koszary. W latach 1860 - 1865 mieścił się tutaj sąd. Piwnice pod Urzędem Miejskim dadzą początek trasie turystycznej mającej wieść do zlokalizowanego w sercu miasta nie użytkowanego XVII-wiecznego kamiennego kanału ściekowego. W podziemiach planuje się zlokalizowanie ekspozycji obrazującej historię miasta i mieszczaństwa, salę koncertową i stylowy bar.

* Zarząd Miasta wydzierżawi Zielony Rynek, administrowany dotąd w jego imieniu przez Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej. Wkrótce zostanie ogłoszony przetarg.
- Przewidywany koszt rocznej dzierżawy wyniesie 700 tysięcy złotych - informuje Zbigniew Górski, rzecznik UM w Przemyślu. - Przyszły dzierżawca powinien wnosić miesięcznie do miejskiej kasy ok. 60 tysięcy. To nie jest wygórowana kwota, zważywszy, że zieleniak przy ulicy Sportowej to swoista kura, która znosi złote jajka. Codziennie jest tam świeża gotówka. Wniosek o rozpisanie przetargu na Zielony Rynek złożyło Przemyskie Stowarzyszenie Kupieckie.
- Mamy w planie kompleksową modernizację tego targowiska wraz z jego zadaszeniem i oświetleniem, co w okresie jesienno - zimowym pozwoliłoby na wydłużenie czasu handlowania - twierdzi prezes PSK, Ryszard Paja. - Koszt tych robót wyniesie ok. 5 milionów złotych. Gdybyśmy wygrali przetarg, to zechcemy, by miasto zwolniło nas z opłat, w zamian za koszty, jakie włożymy w modernizację. Do udziału w przetargu przymierzają się inne organizacje i stowarzyszenia. Również prywatni przedsiębiorcy, także z innych miejscowości. Ich przystąpienie uzależnione jest od warunków, jakie postawi przyszłemu dzierżawcy Zarząd Miasta. Od czerwca 1996 r. administratorem Zielonego Rynku, gdzie sprzedawane są ziemiopłody, przetworzona żywność, a także artykuły przemysłowe i odzież, jest Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej, które przejęło go, w imieniu miasta, od Niezależnego Forum Prywatnego Biznesu. Prawie wszystkie pieniądze kierowane są do kasy miejskiej. Zgodnie z umową, PGK będzie administrować targowisko do końca br., ale nie rezygnuje z dzierżawy i także przystąpi do przetargu. W kilku ostatnich latach na targowisku przy ul. Sportowej nie przeprowadzono większych remontów, ani prac modernizacyjnych. Trudne warunki mają tu zarówno producenci płodów rolnych, handlujący, i kupujący. Warto, by miasto preferowało ofertę, w której znajdzie się zapewnienie o modernizacji i unowocześnieniu, wraz z zadaszeniem obiektu.

Gdzie dwóch się bije...
* Zarząd Krajowy SLD zdecydował w czwartek o rozwiązaniu miejskiej organizacji Sojuszu w Przemyślu. Jako powód rozwiązania Sojuszu w Przemyślu podano "nie licujące z dobrym wizerunkiem SLD konflikty przy ustalaniu list kandydatów na radnych i wyłanianiu kandydata na prezydenta miasta". Doszło tam do takiego konfliktu którego się wstydzimy - powiedział dziennikarzom rzecznik Sojuszu Jerzy Wenderlich. Po rozwiązaniu organizacji w Przemyślu, pełnomocnikiem ds. tworzenia nowych struktur partii został Mieczysław Doskocz. Został on zobowiązany, aby w porozumieniu z podkarpackim Zarządem SLD, ustalić listę kandydatów na radnych w tym mieście.

Orlik poleci do nieba
* Niebawem przebywający w Klinice Weterynaryjnej "Ada" orlik krzykliwy zostanie wypuszczony w tym samym miejscu, w którym znaleźli go ludzie. Orlik krzykliwy jest niezwykle rzadki na naszym terenie. Został znaleziony kilka tygodni temu. Wtedy był jeszcze pisklęciem, dziś wyrósł na dorodnego ptaka. - Dobrze się stało, że orlik szybko trafił do gabinetu. Dzięki temu można mu było skutecznie pomóc. Jest w doskonałej formie - mówi Andrzej Fedaczyński, właściciel "Ady", społecznie zajmujący się leczeniem poszkodowanych dzikich ptaków. Orlik został znaleziony w Odrzechowej pod Rymanowem przez właściciela pasieki. Zgodnie z decyzją Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Wojewódzkiego ptak trafi w to samo miejsce, skąd został zabrany. - Ma niesamowity apetyt. Dziennie zjada jedną kurę. Jest już tak odważny, że za śniadanie zabiera się jeszcze zanim osoba podająca mu jedzenie wyjdzie - dodaje Fedaczyński. Powrót orlika do natury będzie również ulgą dla budżetu kliniki. Koszty leczenia i utrzymania ptaków ponosi jedynie jej właściciel. W ostatnich latach, z terenu całego województwa podkarpackiego, trafiło tam kilka tysięcy ptaków, w tym najbardziej unikalne gatunki. Większość po kuracji wraca do natury. Część nie mająca szans na całkowite wyleczenie trafia do ogrodów zoologicznych. Przemyska klinika "Ada" jest jedyną w regionie, która ma pozwolenie na przechowywanie w niewoli dzikich ptaków.

Opóźnienia w wypłatach...
* Z końcem września mija termin likwidacji postawionego w stan upadłości Samodzielnego Publicznego Zespołu Opieki Zdrowotnej w Przemyślu. Do tego czasu powinny zostać wyemitowane obligacje powiatowe na pokrycie częściowych długów upadłej placówki. Z zamiaru wyemitowania obligacji najbardziej ucieszyli się byli pracownicy SPZOZ, choć obecnie, kiedy ta procedura przedłuża się w czasie, wielu z nich zaczyna wątpić w powodzenie przedsięwzięcia. Większość ludzi nadal nie otrzymała należnych odpraw, odszkodowań i zaległych pensji. Ponieważ ich zakład, podobnie jak inne placówki medyczne, nie odprowadzał składek na Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, załoga nie dostała odpraw z tego źródła. Przyczyną likwidacji SP ZOZ były problemy finansowe. Zadłużona placówka nie mogła uregulować swoich zobowiązań. Jej dotychczasowe zadania przejęły prywatne spółki lekarskie, które obecnie na podstawie kontraktów z Podkarpacką Regionalną Kasą Chorych, świadczą usługi medyczne dla pacjentów z Przemyśla i okolicznych gmin. Z wyemitowanych powiatowych obligacji na łączną kwotę 4,5 miliona złotych przemyskie Starostwo Powiatowe będące organem założycielskim dla SPZOZ zamierza spłacić połowę z ponad 8 milionowego zadłużenia placówki. Jednymi z pierwszych na liście, którzy dzięki wspomnianemu przedsięwzięciu mają otrzymać zaległości, są zwolnieni pracownicy.

* - Niejednokrotnie zdarza się, że klient, któremu taksówkarz zwrócił uwagę na konieczność zapięcia pasów, wysiada z auta i idzie do innego kierowcy. Dlatego lepiej się nie odzywać - mówi jeden z taksówkarzy. Zgodnie z przepisami, pasażerowie taksówek, zarówno ci siedzący obok kierowcy, jak też na tylnych fotelach, są obowiązani zapiąć pasy. Chyba, że na tylnej kanapie nie ma pasów. W momencie zatrzymania przez policję, mandat płaci pasażer. Kierowca - tylko w sytuacji, gdy nie poinformował klienta o tym obowiązku.
- Z zapinaniem pasów bywa różnie - przyznaje Marcin Bluj, prezes Stowarzyszenia Kierowców Taksówek Osobowych w Przemyślu. - Są pasażerowie, którzy zaraz po wejściu do samochodu zapinają pasy, a są tacy, co nawet po przypomnieniu kierowcy nie robią tego. Do rzadkości należą kierowcy, którzy nie chcą przewozić niezabezpieczonych pasami klientów. Zgodnie z przepisami, ze względu na bezpieczeństwo osobiste, kierowca taksówki nie musi zapinać pasów. W naszym regionie policja na terenie miast dość liberalnie podchodzi do obowiązku zapinania pasów. Ale zdarzają się wyjątki.
- Zatrzymani przez policję koledzy przewożący klientów, którzy nie mieli zapiętych pasów, opowiadali, że mandat płacili i oni, i pasażerowie. - Mnie coś takiego jeszcze nie spotkało - dodaje prezes Bluj. Podróżować taksówkami - bez żadnych zabezpieczeń - mogą małe dzieci. Taksówkarzy nie obowiązuje też wożenie fotelików dla dzieci. - Niektórzy kierowcy wożą fotelik w bagażniku i mocują go na życzenie klienta - opowiada przemyski kierowca taxi.

JAROSŁAW

* Na drogach powiatu nie jest bezpieczniej. Stale rośnie zagrożenie ze strony nietrzeźwych użytkowników ruchu. Wielu łapie policja. Podinsp. Stanisława Abrowskiego z KPP zbulwersował drastyczny "wyczyn" pijanego (3,7 promila!) Ukraińca, który ładą przewoził swe 8-letniego syna. Policja zatrzymała tego "straceńca" 20 sierpnia w Korczowej. Alkoholu w wydychanym powietrzu było tyle, że podręczny alkotest stracił orientację. Dopiero badanie na stacjonarnym urządzeniu przyniosło rezultat. Szokujący! - To cud, że nie doszło do wypadku! - podsumowuje szef drogówki. Nie wszyscy mieli takie szczęście jak tamten napity tatuś za kierownicą łady. Na wakacjach doszło do 2 wypadków (Pruchnik i Jarosław, ul. Pełkińska), w których ucierpiały dzieci (do 14 lat) - pasażerowie aut kierowanych przez nietrzeźwych. W ub. m. policja stwierdziła 112 przypadków kierowania pojazdami przez będących pod wpływem alkoholu (to niemal trzykrotnie więcej niż w sierpniu 2001). 65 nietrzeźwych to rowerzyści i motorowerzyści, a 47 - kierujący samochodami osobowymi. W ciągu 8 miesięcy "uzbierało się" takich piratów drogowych aż 513 (wzrost o 227 w porównaniu z analogicznym okresem 2001 r.). Ciąg do kielicha czy browaru u niektórych jest silniejszy niż obawa przed konsekwencjami. Bilans wakacji - z perspektywy drogówki - nie wypadł zadowalająco. Średnio w co 4. wypadku w lipcu i sierpniu brały udział dzieci i młodzież (do 14 lat). Do tych zdarzeń doszło głównie z winy dorosłych (np. sprawca wypadku w Sośnicy kierował autem, bez uprawnień). Ośmioro dzieci z różnymi obrażeniami trafiło do szpitala. Niektóre zaczęły rok szkolny z gipsowymi opatrunkami. Zbyt szybka jazda nadal jest dominującą przyczyną przykrych zdarzeń na drogach i to nie tylko na "4-ce", ale też np. na drodze krajowej nr 870 (do Sieniawy). "Czarnym punktem" jest zwłaszcza Szówsko, gdzie dosyć często dzieje się coś złego. Można też wskazać parę newralgicznych miejsc w Jarosławiu, które od kierujących i pieszych wymagają zachowania dużej ostrożności. Podsumowanie 8 miesięcy nie nastraja zbyt optymistycznie. Jedyny jaśniejszy punkt - to spadek liczby kolizji drogowych (z 490 w ub. r. do 452 w br.). Wzrosła zaś (z 79 do 92) liczba wypadków (z ofiarami w ludziach) i osób rannych (z 94 do 130). Liczba ofiar śmiertelnych (8) jest identyczna jak po 8 miesiącach 2001 roku. Policjanci w białych czapkach nie szczędzą starań, by schyłek kalendarzowego lata i początek jesieni przyniósł przynajmniej lekką poprawę sytuacji na drogach powiatu jarosławskiego.

PRZEWORSK

20. lat fabryki wagonów
* Fabryka Wagonów S.A. w Gniewczynie koło Przeworska obchodzi 20 -lecie. W ub. niedzielę na stadionie ZKS "Huragan", odbyła się pierwsza część uroczystości. Uczestniczyli w nich m.in.: senator Wojciech Pawłowski, starosta przeworski Wiesław Rosół, burmistrz Przeworska Janusz Magoń i wójt gm. Tryńcza Tadeusz Nowak. Rozpoczęto je mszą św., po czym 46 pracownikom i 7 zaproszonym gościom wręczono odznaki "Zasłużony dla Fabryki Wagonów Gniewczyna S.A.". Odbył się też piknik dla pracowników i ich rodzin. W meczu piłkarskim między kadrą i załogą zanotowano remis 3:3. Rozstrzygnięcia nie przyniosła też seria rzutów karnych, więc obie ekipy solidarnie podzieliły się punktami. Nie zabrakło zabaw, gier i konkursów dla dzieci i dorosłych. Były pokazy straży pożarnej i wiele innych atrakcji. Przygrywał zespół "OMEN" z Krakowa, zabawa trwała do późnych godzin nocnych.
- 12 września odbędzie się druga część obchodów - poinformował Marek Pilek z działu marketingu FW Gniewczyna S.A. - Wyróżniający się i zasłużeni pracownicy zostaną udekorowani odznaczeniami państwowymi i resortowymi. Spodziewamy się przyjazdu wojewody oraz wiceministra infrastruktury, a także przedstawicieli firm współpracujących z naszym zakładem. W programie zwiedzanie fabryki oraz przejazd kolejką wąskotorową z Przeworska do Dynowa. Początek imprezy o godz. 13.30. FW Gniewczyna S.A., znana poprzednio jak Zakłady Naprawcze Taboru Kolejowego, zatrudnia obecnie ok. 930 osób. Produkuje i przebudowuje wagony dla Niemiec oraz PKP Cargo S.A. Współpracuje z 50 firmami krajowymi i zagranicznymi.

* Dziwne działania hurtowni z Siedlec, która po pierwszym przetargu złożyła ofertę kupna przeworskiej cukrowni, mogą uniemożliwić przeprowadzenie kampanii cukrowniczej i ostatecznie pogrzebać ponadstuletnią fabrykę. Jeszcze w połowie sierpnia dalsze losy najstarszego w Przeworsku zakładu wydawały się przesądzone: po upadłości cukrowni, syndyk ogłosił przetarg na sprzedaż jej majątku. Ofertę złożyła tylko jedna firma - Sudzucker, właściciel grupy cukrowni w Niemczech, a od kilku lat także Cukrowni "Ropczyce". Sudzucker już 3 lata temu był zainteresowany zainwestowaniem w "Przeworsk". Oprócz wyłożenia pieniędzy na kupno cukrowni, spółka zagwarantowała planowe przeprowadzenie kampanii cukrowniczej i zaproponowała bardzo korzystny pakiet gwarancji dla pracowników. Niespodziewanie, 30 sierpnia, swoją ofertę złożyła syndykowi prywatna hurtownia "Cukrohurt" z Siedlec. - Byliśmy zaskoczeni, gdyż oferta z Siedlec według syndyka była znacznie bardziej korzystna niż ta, którą złożył Sudzucker - przyznaje Wojciech Kmiotek, prezes cukrowni, będący jednocześnie pełnomocnikiem syndyka. - Firma ta jednak, chociaż wcześniej przysłała do Przeworska list intencyjny, swojej oferty w pierwszym przetargu nie złożyła. Teraz zaś nie przedłożyła żadnych dokumentów, które by potwierdzały jej wiarygodność jako inwestora. Firma ta powinna udowodnić swoją zdolność do przeprowadzenia tegorocznej kampanii cukrowniczej (która musi się rozpocząć najpóźniej 10-12 października) i zapewnić załodze pakiet gwarancji na przyszłość, a plantatorom skup buraków i zapłatę w terminach zgodnych z umowami kontraktacyjnymi. Syndyk wyznaczył Cukrohurtowi i Sudzuckerowi termin przekazania tych dokumentów do 7 września. Brak dokumentów z Siedlec
- Do Przeworska dotarły jedynie dokumenty z "Sudzuckru" - mówi pełnomocnik Kmiotek. - Za to w poniedziałek dostaliśmy faks, w którym właściciele siedleckiej firmy informują nas, że zawiozą dokumenty osobiście do sędziego komisarza w Krośnie. Uważam, że takie działanie może prowadzić jedynie do opóźnienia w uregulowaniu losów cukrowni. Może to oznaczać, że przestanie ona istnieć. Podobne stanowisko przedstawił kilka dni temu Związek Plantatorów Buraka Cukrowego podczas spotkania z władzami cukrowni i Podkarpacką Izbą Rolniczą. Związek domaga się szybkiego rozwiązania sprawy przyszłości cukrowni. W przeciwnym razie plantatorzy nie sprzedadzą jej surowca. Dlaczego ktoś chciałby uniemożliwić działalność cukrowni w tym roku? - Bo wówczas stracilibyśmy przyznane nam limity produkcji cukru, które przejęłyby inne cukrownie - słyszę od jednego z przeworskich cukrowników. - A limity to w trudnej sytuacji tego przemysłu bardzo łakomy kąsek. Bez nich, zgodnie z prawem, cukru robić nie wolno. Andrzej Zawadzki, jeden z właścicieli "Cukrohurtu", jest oburzony sugestią, że to jego firma opóźnia prywatyzację "Przeworska". - My naprawdę mamy uczciwe zamiary i rzeczywiście chcemy kupić cukrownię - zapewnia.
- Kiedy okazało się, że po pierwszym przetargu nie sprzedano jej "Sudzuckerowi", uznaliśmy, że możemy ją kupić i złożyliśmy ofertę w terminie wyznaczonym przez syndyka. Zrobimy wszystko, by wyjaśnić, dlaczego sprawa sprzedaży utknęła. W poniedziałek syndyk Cukrowni "Przeworsk" zawiózł posiadane dokumenty do krośnieńskiego sądu, nadzorującego postępowanie upadłościowe. W tym samym dniu także przedstawiciele "Cukrohurtu" zawieźli tam dokumenty świadczące o wiarygodności ich firmy. - Nasi prawnicy uznali, że dostarczenie ich bezpośrednio do sądu jest lepszym rozwiązaniem - wyjaśnia Zawadzki. Ostateczną decyzję dotyczącą prywatyzacji Cukrowni "Przeworsk" podejmie sąd.

REGION

Kolejny etap prac przy renowacji zamku
* - Trwa kolejny etap prac przy renowacji zamku w Krasiczynie. Niebawem odzyska dawną świetność - twierdzi wojewódzki konserwator zabytków, Mariusz Czuba. Roboty skupiają się obecnie na konserwacji Baszty Boskiej, w której znajduje się kaplica o unikatowej wartości na europejską skalę. W tym roku zakończy się odnawianie dekoracji sgraffitowej w przedsionku kaplicy oraz w krypcie Sapiehów, dawnych właścicieli zamku. Jednocześnie prowadzone są prace przy restauracji cennej wieżyczki przeznaczonej na sygnaturkę.
Konserwatorzy odnawiają też skrzydło zachodnie zamku, gdzie także znajduje się cenna dekoracja sgraffitowa oraz wielkiej urody krużganek. Środki na restaurację pochodzą z funduszy Agencji Rozwoju Przemysłu w Warszawie, administratora krasiczyńskiego zespołu zamkowo - parkowego oraz z budżetu wojewódzkiego konserwatora zabytków . - Zamek w Krasiczynie był konserwowany od lat, ale prace te nigdy nie miały ciągłego charakteru - mówi Czuba. - Konserwowano przeważnie najcenniejsze fragmenty, a pozostałe niszczały. Teraz udało się nam odnowić unikatową dekorację sgraffitową zdobiącą wschodnią ścianę dziedzińca, przedstawiającą galerię królów polskich i cesarzy rzymskich. Odrestaurowano też Basztę Królewską, w której znajduje się galeria, restauracja i winiarnia. W Baszcie Papieskiej otwarto podziemną trasę turystyczną. Zdaniem wojewódzkiego konserwatora, zamek w Krasiczynie będzie niebawem pełnił funkcję nie tylko hotelu, jaką już częściowo spełnia, ale stanie się centrum konferencyjnym, w którym będą odbywać się spotkania delegacji krajów Unii Europejskiej. Sprzyja temu m. in. to, że Krasiczyn położony jest w najbliższym sąsiedztwie granicy polsko - ukraińskiej, która niedługo stanie się granicą UE.

* W nowych polskich prawach jazdy, zgodnie z zaleceniami Unii, rysunek małego samochodu osobowego umieszczono przy kategorii pojazdu, który może mieć nawet do 3,5 tony. Z tego powodu policja za granicą kwestionuje ważność dokumentu. - Dlatego ministerstwie infrastruktury radzą, aby kierowca zabierał ze sobą międzynarodowe prawo jazdy - mówią w rzeszowskim wydziale komunikacji UM. Problem polega na tym, jeżeli polski kierowca wyjeżdża za granicę z prawem jazdy kategorii B i prowadzi busa lub samochód typu "wan", może mieć problemy z policją. Dlaczego? Bo w nowym prawie jazdy w rubryce oznaczającym kategorię B umieszczono rysunek małego samochodu.
- Niemiecka policja chciała mi za to wlepić mandat. Mówili, że mój dokument jest nieważny - skarży się Tomasz Ziaja z Rzeszowa. Podobne sygnały "nowiny" otrzymały od innych kierowców.
- Mam identyczne wątpliwości. Jednak Marek Pol, minister infrastruktury, przekonywał, że nowy dokument spełnia unijne wymogi - komentuje Stanisław Jasionowski, dyrektor Wydziału Komunikacji w Urzędzie Miasta w Rzeszowie. Maciej Wroński z Ministerstwa Infrastkruktury zapewnia, że prawa jazdy są prawidłowo oznakowane i rysunki zamieszczone w rubrykach oznaczających kategorie pojazdów nie są istotne.
- To, że policja w Niemczech kwestionuje dokument jest dla nich tylko pretekstem do czepiania się - mówi. To nie przekonuje polskich kierowców. - Przecież nowe prawo jazdy miało być ważne we wszystkich krajach UE - złości się Tomasz Ziaja, kierowca.
Posiadając kategorię B możemy prowadzić:
a. pojazd samochodowy o dopuszczalnej masie całkowitej nie przekraczającej 3,5 t. z wyjątkiem autobusu lub motocykla
b. pojazd, o którym mowa w lit.a, z przyczepą o dopuszczalnej masie całkowitej nie przekraczającej masy własnej pojazdu ciągnącego, o ile łączna dopuszczalna masa całkowita zespołów tych pojazdów nie przekracza 3,5 t
c. ciągnik rolniczy lub pojazd wolnobieżny

D i e t k a w górę...
* O 360 zł więcej od 1 stycznia 2003 r. wzrosłaby dieta poselska, tyle samo otrzymywaliby dodatkowo na utrzymywanie biur - zakłada projekt, który za zamkniętymi drzwiami omawiali we wtorek posłowie sejmowej Komisji Regulaminowej. Pytani, dlaczego robią to w tajemnicy przed wyborcami, odpowiedzieli: - Ten projekt jest poufny. Czy posłom należą się wyższe pensje? Parlamentarzyści zawodowi otrzymują co miesiąc ponad 11 tys. zł brutto (uposażenie plus dieta parlamentarna). Ci, którzy nie zrezygnowali z dotychczasowego zajęcia, otrzymują jedynie dietę (2245 zł). Do tego dochodzą dodatki dla parlamentarzystów funkcyjnych oraz 9320 zł miesięcznie na utrzymanie biura. Zawodowe posłowanie wybrał Marek Kuchciński z PiS. Śmieje się, że nie musiał z niczego rezygnować. W poprzedniej kadencji piastował urząd wicewojewody, więc i tak by się nie zmieścił w "ekipie Siewierskiego". - Musiałem natomiast oddać 90 ha pięknych łąk w Bieszczadach, które dzierżawiłem, bo okazało się, że nie można tego łączyć - mówi Kuchciński. Posłem zawodowym jest również Ewa Kantor z Ligi Polskich Rodzin, która z zawodu jest nauczycielką. Posłanka LPR jest na urlopie bezpłatnym w liceum. Tłumaczy, że o tym, iż jest posłem zawodowym, nie zdecydowały czynniki finansowe, ale fakt, że funkcje nauczyciela i posła są nie do pogodzenia. Poseł Adam Woś z PSL przed wejściem do Sejmu był rencistą. Z chwilą rozpoczęcia pracy parlamentarnej zawiesił pobieranie renty. Jest właścicielem "tworzącego się" - jak podkreśla - gospodarstwa rolnego, w którym grunty uprawne ("na etapie rekultywacji") zajmują ok. 40 ha. - Na czas pełnienia mandatu przekazałem gospodarstwo siostrze i szwagrowi - mówi Woś. - A jaka jest dochodowość gospodarstw rolnych, to wszyscy wiemy. Z zawodowego posłowania zrezygnował poseł Tadeusz Ferenc z SLD, który wybrał pensję prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej "Nowe Miasto" w Rzeszowie. - Zarobki mam porównywalne z tymi w Sejmie. Nie zrezygnowałem z pracy w spółdzielni, bo chcę być między ludźmi i wiedzieć, "co w trawie piszczy" - przekonuje. Poseł Ferenc nie chciał powiedzieć, czy posłowie w Polsce zarabiają dużo. - Niech mówią ci, którzy są posłami zawodowymi - stwierdził. Poseł Kantor uważa, że patrząc na zarobki innych obywateli, posłowie nie zarabiają mało. Poseł Woś żartuje, że mało jest takich, którzy uważają, że zarabiają za dużo. Po czym poważnieje i podkreśla, że obecny Sejm nie podwyższył wynagrodzeń posłom, mimo tego, że koszty życia rosną. Przypomina, że kiedy w Sejmie pojawiła się koncepcja obniżenia poselskich wynagrodzeń, on głosował "za". - Jeśli się zważy, jak żyje wiele polskich rodzin, to zastanawiam się, czy mamy prawo do takich uposażeń. Poseł Kuchciński uważa, że wynagrodzenie poselskie jest przyzwoite. Zbyt szczupłe są natomiast środki na prowadzenie biur poselskich. - Jeżeli chce się rzetelnie wykonywać swoją pracę poselską, to ponoszone koszty są wielkie. Utrzymuję dwa biura: w Przemyślu i Krośnie. Nie mam samochodu służbowego, więc wykorzystuję prywatny. Część kosztów pokrywam ze swojego wynagrodzenia. Na życie zostaje mi ok. 1,5 tys. zł. Żona jest z tego bardzo niezadowolona.

* Nasz Świat zmienił się po 11 września. W pocztowych pocztowych sortowniach nikt już nie pracuje bez gumowych rękawiczek i hermetycznych pojemników na podejrzane przesyłki. W razie zamachu bioterrorystycznego czekają setki wolnych łóżek szpitalnych, schrony wyposażone w dodatkowe maski gazowe i lekarstwa. Wydarzenia sprzed roku przeorganizowały pracę szpitali, służb cywilnych.... i Urzędu Marszałkowskiego. Ten ostatni 5. listopada ub.r. przygotował Zasady Postępowania na Wypadek Zagrożenia Bioterrorystycznego oraz Nowo Pojawiających się i Powracających Chorób Zakaźnych. Takiego dokumentu, dokładnie określającego mechanizmy ratowania i ochrony ludności cywilnej nigdy wcześniej nie było.
- Bezpośrednio po tamtym zamachu opracowaliśmy system działania szpitalu w sytuacji kryzysowej - mówi Janusz Solarz, dyrektor SW nr 2 w Rzeszowie. - W razie zamachu dysponujemy ponad 100 wydzielonych łóżek i nieograniczonym dostępem do laboratorium. Nasz personel udzieli każdej pomocy ofiarom broni chemicznej i biologicznej. 2 tys. nowych masek Także inspektoraty obrony cywilnej i wojewódzki sztab kryzysowy zmieniły metody swojej pracy w ciągu roku. Zgromadzono większą liczbę masek gazowych, lekarstw, przeprowadzono remonty schronów i bunkrów itp.
- Większość masek gazowych zmagazynowanych jest w zakładach. W ciągu ostatnich 12 miesięcy te zasoby na wypadek "W" przeszły dokładną kontrolę i renowację. Ponad 2 tys. sztuk kupiliśmy nowych - wylicza Wacław Ptaszek, dyrektor Miejskiego Inspektoratu Obrony Cywilnej w Rzeszowie. - W razie zamachu terrorystycznego 17 tys. mieszkańców Rzeszowa znajdzie schronienie w schronach i bunkrach.
- Nowoczesny system radiowy wykorzystujący 4 autonomiczne częstotliwości pozwalające na bezpośredni kontakt wojewody ze starostami i przesyłanie sygnału alarmowego powstał po zamach terrorystycznych - dodaje Romuald Lipczyński, dyrektor wydziału zarządzania kryzysowego w Podkarpackim Urzędzie Wojewódzkim. Znalazły się też pieniądze na zakup urządzeń do pomiaru promieniowania radioaktywnego oraz odzieży ochronnej. Po 11. września każdy pracownik poczty ma gumowe rękawiczki i hermetyczne pojemniki, w których umieszcza listy i przesyłki wzbudzające podejrzenia. Psychoza wąglika nie znikła.
Tak samo, jak obawa przed lataniem i podróżowaniem. - Nie mamy rezerwacji na wyloty do Stanów pomiędzy 10. a 15. września - przyznaje Henryk Luty, dyrektor "Orbisu" w Rzeszowie. Nieliczni decydują się też na wyjazd do Egiptu, Maroka i Turcji. Wolimy wycieczki autokarowe i podróże samochodem.

* 2 września miał ruszyć program "Mleko w szkole". Nie ruszył. Do Agencji Rynku Rolnego nie trafiły dyspozycje odnośnie uruchomienia dopłat do mleka szkolnego. Produceni i rodzice są rozczarowani.
- Jesteśmy w pełni przygotowani do akcji. Mamy nawet specjalne wzory kartoników "szkolnych" (w brązowych barwach dla mleka czekoladowego - przyp. aut.) i gotowi jesteśmy do startu - mówi Konrad Kwiatkowski, prezes Okręgowej Sp-ni Mleczarskiej w Sanoku. - Jednakże nie dotarły do nas żadne informacje dotyczące dopłat rządowych przewidzianych dla tego programu. Niemal identycznie wypowiada się Antoni Kogut, prezes Rzeszowskiej Spółdzielni Mleczarskiej "Res-Mlecz". - Mamy linię produkcyjną do kartoników 0,25 l i wielkie chęci, aby wejść do podkarpackich szkół z naszym mlekiem. Musimy jednak wiedzieć jak realizowane będą dopłaty i jaka będzie ich wielkość. Tymczasem wszystko co wiemy na ten temat, to informacje z gazet. W ustawie z 6 września 2001 r. o regulacji rynku mleka znalazł się punkt o dopłatach do spożycia przez uczniów szkół podstawowych i gimnazjów mleka. W planie finansowym Agencji Rynku Rolnego na 2002 rok zarezerwowano kwotę 30 mln. zł na realizację programu. Program "Mleko w szkole", zainicjowany został z rozmachem przez Fundację "Mleko dla szkół. Mleko dla zdrowia". Od przedstawiciela Fundacji otrzymaliśmy potwierdzenie, że nie ruszyło dofinansowanie z budżetu i to jest główna przyczyna spóźnienia. Projekt ten nie zyskał akceptacji Rady Ministrów i został skierowany do poprawki. W lubelskim oddziale Agencji Rynku Rolnego, który obejmuje swym zasięgiem woj. podkarpackie, rozkładają ręce. - Wiemy tyle, że "mleko w szkole" jest w ostatniej fazie załatwiania i wkrótce powinny zostać uwolnione pieniądze na ten cel. Chcielibyśmy jak najszybciej wiedzieć komu je mamy przekazywać. Dostawcy mleka do szkół mają być wyłaniani w drodze przetargów. Miejmy nadzieję, że skoro nie udało się 1 września, może uda się od 1 października. Zwłoka nie jest tu dobrze widziana. Sprawa rozbija się o zdrowie młodego pokolenia, a więc o rzecz niebagatelną.

KRONIKA POLICYJNA

* Dziewiątego września w Przemyślu, w jednym z mieszkań przy ulicy Władycze, trwała alkoholowa libacja, w której uczestniczyli: 46-letni Ryszard C. oraz jego 25-letni syn Robert. Dziś trudno dojść, co spowodowało, że wybuchła między nimi sprzeczka, która szybko przerodziła się w poważną awanturę. Ojciec zaczął grozić synowi śmiercią i żeby nie być gołosłownym, chwycił siekierę i zadał synowi cios w przedramię i nogę. Wtedy ojcem zajęli się policjanci, a synem lekarze. Na szczęście uderzenia nie był zbyt mocne i skończyło się na niezbyt groźnych skaleczeniach. Wszystko wskazuje na to, że Ryszard będzie musiał odpokutować za stosowanie niewłaściwych metod wychowawczych.

* Policjanci z KPP w Jarosławiu ustalili, że jeden z mieszkańców Bystrowic w ciągu pół roku, korzystając z podrobionego klucza, trzykrotnie włamał się do jednego z mieszkań i za każdym razem zabierał pieniądze, aż uzbierało się ponad 2700 złotych.

* 9 września w Czerwonej Woli (gmina Sieniawa) w okolicach przystanku tarpan potrącił mieszkankę tej miejscowości, po czym kierowca odjechał. Policjanci ustalili, że pojazdem kierował Stanisław S. z Monasterza i kiedy następnego dnia rano został on zatrzymany, alkomat wykazał u niego 0,41 promila alkoholu.

* 9 września po północy w jednym z barów przy ulicy Słowackiego w Przemyślu młody mężczyzna wykorzystał nieuwagę barmana i wyrwał mu z ręki torebkę z utargiem (około 500 zł), po czym zbiegł. Funkcjonariusze sekcji kryminalnej swoimi metodami ustalili, ze zuchwałej kradzieży dokonał Karol D., mieszkaniec ulicy Dworskiego.

Alarm w wózku dziecinnym
* 8 września z klatki schodowej jednej z kamienic przy ulicy Sierakowskiego w Przemyślu nieznany sprawca skradł wózek dziecinny wartości 300 złotych. Być może już nawet w dziecinnych wózkach trzeba montować alarm.

* 7 września w Żurawicy Jerzy M. (mieszkaniec Przemyśla), będąc pod wpływem alkoholu, nagle wszedł na jezdnię, gdzie został potrącony przez nadjeżdżający samochód. Pieszy z licznymi złamaniami i stłuczeniami trafił do szpitala.

* W ubiegłym tygodniu policjanci z sekcji kryminalnej KMP w Przemyślu rozpracowali i zatrzymali parę złodziei, którzy na terenie miasta włamali się do siedmiu samochodów. Sprawcami okazali się 16-letni Rafał K. i o rok starszy Krzysztof C., obaj z Przemyśla.

Reklama