Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 28.11-04.12.2005 r.

Przemyśl

Marszałek obiecał pieniądze
* - Nie ma wojny pomiędzy Rzeszowem i Przemyślem - twierdzi marszałek województwa. Marszałek województwa podkarpackiego Leszek Deptuła obiecał sto tysięcy złotych na budowę Przemyskiego Parku Sportowo- Rekreacyjnego. Kwota jest niewielka, ale ważna, bo umożliwia miastu starania się o większe pieniądze. We wtorek Deptuła uczestniczył w sesji przemyskiej Rady Miejskiej. Głównym powodem jego wizyty była sprawa finansowania budowy wyciągu narciarskiego. Na początku sesji radni przyjęli rezolucję, niezbyt przychylną Deptule. Zarzucili mu, że już dwukrotnie zwracali się z prośbą o przekazanie Przemyślowi 100 tys. złotych na wyciąg. To pozwoliłoby się starać o większą kwotę z Totalizatora Sportowego. Dwa razy prośba została odrzucona. Ponadto zarzucili mu, że nie mogą złożyć wniosku o dofinansowanie budowy wyciągu z pieniędzy unijnych, bo marszałek nie ogłosił jeszcze naboru do tzw. "działania 1.4".
- Czy chcemy, aby Przemyśl był postrzegany jako miasto, które załatwia swoje sprawy przy pomocy krzyków, wrzasków i awantur? - Kazimierz Nycz , lider SLD-owskich radnych nie krył wzburzenia rezolucją. Został jednak przegłosowany. Większość radnych nie zgodziła się, aby "prosić" o coś marszałka, jak chciał Nycz. Oni wolą "apelować". Gdy w końcu dopuścili Deptułę do głosu, ten najpierw wylał swoje żale. Stwierdził, że samorząd wojewódzki bardzo pomaga Przemyślowi, choćby dofinansowując liczne instytucje kulturalne w tym mieście.
- Miasto Rzeszów zwolniło wszystkie szpitale z podatku, Tarnobrzeg szpital wojewódzki, a Przemyśl nie. Kiedyś od prezydenta Przemyśla słyszałem obietnicę, że jeżeli rozpoczniemy budowę nowego muzeum u was, to będziecie nam pomagać, a tak się nie dzieje - mówi Deptuła. W końcu jednak obie strony złagodziły swoje wystąpienia. - W przyszłym roku macie te pieniądze, o które się staracie - za tę wypowiedź marszałek dostał brawa. Obiecał również, że nabór wniosków zostanie ogłoszony, jak tylko uda się mu zwiększyć pulę pieniędzy do podziału. Kiedy? Nie wiadomo. (Nowiny)

* Rozpoczęła się akcja pomocy bezdomnym. - Chodzi o to, by zmniejszyć liczbę zgonów z powodu wychłodzenia organizmu - twierdzi policja. W ubiegłym roku z tego powodu zmarło 18 osób. W tym jeszcze siarczyste mrozy się nie rozpoczęły, a już dwie osoby zamarzły. Te dwie osoby to mężczyźni, mieszkańcy Przemyśla, w wieku 43 i 50 lat. - Ciała znaleźli dzielnicowi sprawdzający pustostany w poszukiwaniu osób bezdomnych, które często na noc chronią się w tego typu miejscach - mówi podinsp. Franciszek Taciuch z Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu. - Ponieważ zaczął się sezon zimnych wieczorów, policjanci i straż miejska sprawdzają miejsca, gdzie mogą przebywać osoby bezdomne i namawiają je do zamieszkania w schronisku dla bezdomnych. Dodatkowo osoby, które znajdują się pod wypływem alkoholu i istnieje zagrożenie, że może to stanowi zagrożenie dla ich życia i zdrowia, odwożone są do izby wytrzeźwień. Prosimy o powiadamianie nas o takich przypadkach, kiedy np. widzi się osobę leżącą na ziemi i telefonowanie na bezpłatny numer 112. Nie wiadomo bowiem, czy taka osoba jest pod wpływem alkoholu czy też zemdlała i wymaga natychmiastowej pomocy. Czasem poinformowanie policji, patrolu czy pogotowia o takim zdarzeniu, może jakiejś osobie uratować życie. Dwaj mężczyźni, którzy zamarzli w Przemyślu, to pierwsze w tym roku przypadki śmierci w wyniku wychłodzenia organizmu. Poprzedniej zimy w wyniku wychłodzenia organizmu na Podkarpaciu zmarło aż 18 osób, a rok wcześniej - 14. Przemyśl, to miasto, gdzie pociągi przyjeżdżające z północy Polski kończą swój bieg. Stacja kolejowa - Dworzec Główny jest ostatnią przed granicą z Ukrainą. Tutaj wysiadają bezdomni, którzy w pociągu przeczekują najzimniejsze wieczory i noce. Policja, patrolując dworce, namawia bezdomnych do spędzenia nocy w schroniskach. Okazuje się, że nie wszyscy chcą z tej propozycji skorzystać, bowiem nie są w stanie spełni najważniejszego z warunków - wytrwać w trzeźwości. W Przemyślu problem z bezdomnymi narasta, kiedy zbliżają się większe mrozy. Oprócz Schroniska im. Brata Alberta nie ma innego miejsca, gdzie osoby bez adresu mogłyby znaleźć schronienie. A podczas siarczystej zimy miejsc w noclegowni zaczyna brakować. Co roku trzeba dostawiać dodatkowe łóżka. (Super Nowości)

* Konsul generalny Francji w Polsce Sylvie de Burchard zachwyciła się Przemyślem 30 lat temu. Teraz, gdy ponownie go odwiedziła, proponuje współpracę. Pani konsul proponuje, aby Przemyśl współpracował z francuskim miastem. Obiecała pomoc w jego znalezieniu. Podczas rozmowy z prezydentem Przemyśla Robertem Chomą zaproponowała, aby najpierw współpracowały ze sobą młodzież i szkoły. (Nowiny)

Dostał pieniądze i zniknął...
* Pisaliśmy o panu Januszu, który po 7 latach na bezrobociu postanowił wziąć los w swoje ręce i otworzyć własną działalność. Skarżył się wówczas na długie procedury, uniemożliwiające mu rozpoczęcie działalności i uzyskanie na nią dotacji. Po kilku miesiącach pieniądze w końcu otrzymał. Zapomniał się jednak z nich rozliczyć, a na wezwania urzędu pracy do tej pory nie reaguje. Pan Janusz poszukiwał pracy od grudnia 1998 roku. Do 2005 roku nie udało mu się nic znaleźć, dlatego postanowił otworzyć własną działalność i starać się o dofinansowanie w urzędzie pracy. W kwietniu br. wystąpił z wnioskiem o rozpoczęcie działalności. Do redakcji zgłosił się we wrześniu i opowiedział o długich procedurach, które uniemożliwiają mu rozpoczęcie pracy na własny rachunek. - Wniosek udało mi się złożyć w sierpniu, ponieważ wcześniej, ilekroć przyszedłem do urzędu, okazywało się, że nie mam kompletu dokumentów. Procedury są tak długie, że jak się nie ma rodziny, pozostaje umrzeć z głodu - mówił wtedy.
- 5 września zaopiniowaliśmy wniosek, a pieniądze na koncie pana Janusza pojawiły się 12 września - informuje dyrektor PUP w Przemyślu Iwona Kurcz-Krawiec. - Na podstawie zawartej z nami umowy, miał kupić sprzęt, najpóźniej do 8 października rozliczyć się z nami i dopiero wtedy mógł rozpocząć działalność gospodarczą. - Czekaliśmy do 18 października, ale nie pojawił się u nas. Dlatego wysłaliśmy mu pismo, że wzywamy go do rozliczenia się z faktur, pod rygorem wypowiedzenia umowy. List nie został odebrany, awizowany był dwukrotnie i w końcu wrócił do urzędu. Kolejne pismo wzywające do rozliczenia się z otrzymanej dotacji zostało wysłane 8 listopada. Na razie nie ma na nie odzewu, urząd ma zamiar poczekać na jego zwrot, po którym skieruje sprawę do sądu i wypowie umowę. - Nasi pracownicy kilkakrotnie byli też na kontroli w lokalu, gdzie pan Janusz miał otworzyć działalność. Był zamknięty. Nie mamy z nim teraz żadnego kontaktu - dodaje dyrektorka. (Życie Podkarpackie)

* W wojsku pilotował Mi 24. Teraz patroluje granicę z pokładu "Kani". Kapitan Leszek Malinowski pytany, czego mu życzyć, odpowiada: tylu samo lądowań, co startów. I trudno się dziwić, przecież jego największą pasją są samoloty. - Już jako dziecko interesowałem się modelarstwem - mówi kpt. Leszek Malinowski, kierownik sekcji lotniczej Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej. - Prawdziwa przygoda z lotnictwem zaczęła się w aeroklubie w Zielonej Górze. To tam właśnie odbyłem pierwsze loty szybowcem. Samoloty pochłonęły go bez reszty. Zdobył I klasę pilota wojskowego oraz uprawnienia instruktorskie do szkolenia pilotów w każdych warunkach atmosferycznych. Wielokrotnie uczestniczył w ćwiczeniach wojskowych i pokazach Dwukrotnie z powodzeniem reprezentował Polskę w Śmigłowcowych Mistrzostwach Świata w Witebsku i Piotrkowie Trybunalskim. Do służby w BOSG przyszedł jako doświadczony pilot mający na koncie 30 lat służby w lotnictwie wojskowym. Kilka dni temu kpt. Malinowski obchodził wyjątkowy jubileusz - 5000 godzin spędzonych w powietrzu. Gdyby przełożyć je na miesiące wyszłoby, że non stop przez ponad pół roku bujał w chmurach. Swój profesjonalizm potwierdza w codziennej służbie. Pilotowana przez niego "Kania" wielokrotnie uczestniczy w trudnych akcjach. - Śmigłowiec jest nieoceniony, kiedy trzeba szybko przerzucić strażników w trudno dostępne rejony granicy - zapewnia por. Elżbieta Pikor, rzecznik BOSG. - To, że za sterami siedzi doświadczony pilot. pomaga m.in. w pościgach za grupami nielegalnych imigrantów. Do końca br. bieszczadzcy pogranicznicy mają dysponować 2 nowoczesnymi śmigłowcami. Będą stacjonować w podprzemyskich Huwnikach, gdzie powstają warte 5 milionów złotych: lądowisko, hangar wraz z zapleczem technicznym i stacja paliw. (Nowiny)

* Stanisławowi Sękowi, choć siedzi w swoim fachu już ponad 30 lat, najtrudniej odpowiedzieć na pytanie, które z postaci - bestie czy anioły - będą miały większy wpływ na pracujących w starostwie urzędników: - Wolałbym, żeby zwyciężało dobro... Chodzi oczywiście o rzadkie polichromie, odkryte w dawnym klasztorze dominikanów, a dziś budynku przemyskiego starostwa. Natrafiono na nie w czasie remontu pomieszczeń dla przeprowadzających się z Waygarta powiatowych geodetów. Okazało się, że malowidła są wyjątkowo rzadkie, bo XVII-wieczne i że warto je odtworzyć. A że geodetów wyrzucać z nowej siedziby nie pasowało, dziś na ścianach za ich biurkami i komputerami wyrastają anioły, stojące na głowach bestii. Zatrudniony do wykonania żmudnych prac odtworzeniowych konserwator dzieł sztuki Stanisław Sęk nie wątpi, że na ścianach innych pomieszczeń mogą znajdować się kolejne skarby, które prędzej czy później, przy okazji remontów, ujrzą światło dzienne. Na razie jednak pieczołowicie domalowuje brakujące bestiom kły i łata ubytki w postaciach aniołów: - Identyczne przedstawienie znajduje się w drewnianym kościele w Binarowej koło Biecza datowane na 1643 rok. Drugie takie jest w Trzcinicy koło Jasła. Są to pomoce do mojej pracy, mam się na czym wzorować. (Życie Podkarpackie)

Uwaga na fałszywe złoto
* Przypadkowa osoba nie jest w stanie rozpoznać fałszywej biżuterii. Złotnicy apelują o rozsądek przy okazyjnym kupowaniu biżuterii na świąteczne prezenty. Niedawno celnicy z przejścia granicznego w Medyce udaremnili przemyt ponad tysiąca obrączek z Ukrainy. Tylko 40 było wykonanych ze złota. Pozostałe 962 to fałszywki z żółtego metalu. Gdyby oszustom udało się je sprzedać, za jedną wzięliby ok. 150 - 200 złotych.
- Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby te fałszywki trafiły na rynek. Dla osoby niezbyt obeznanej z jubilerstwem, są praktycznie nie do odróżnienia. Dlatego chwała celnikom, że wykryli ten przemyt. Uchronili przed oszustami wiele osób - mówi Ryszard Hemerling, jubiler i biegły sądowy z Przemyśla.
- Przez lata próbowałem rozgryźć w jaki sposób oszuści sprzedają fałszywe obrączki. Dowiedziałem się o tym przez przypadek - wspomina przemyski złotnik. Na drodze pod Przemyślem zauważył kierowcę, który stał przy niesprawnym samochodzie. Zatrzymał się, aby pomóc. Okazało się, że zabrakło mu paliwa. Chciał trochę kupić. Nie miał pieniędzy, więc zaproponował okazyjne kupno złotej biżuterii.
- Była fałszywa, ale nie dałem się nabrać. Na szczęście nieco dalej stał patrol policyjny. Poinformowałem ich o tej sprawie - opowiada pan Ryszard. Podobna do niej jest metoda "na zgubę". Mężczyzna idzie ulicą i niby gubi coś ze złota. Za nim idzie jego wspólnik oraz ofiara. Obie te osoby równocześnie znajdują zgubę. Zwracają ją właścicielowi, ale proszą o nagrodę. Szczęśliwy mężczyzna nie ma pieniędzy, za to proponuje kupno obrączki po okazyjnej cenie. Nabywcą oczywiście jest ofiara. Łatwo daje się nabrać.
- Czasami oszuści chcą się uwiarygodnić. Idą ze swoją ofiarą do prawdziwego złotnika i tam sprawdzają obrączkę. Oczywiście wszystko jest w porządku, złoto prawdziwe. Jednak już nikt nie widzi, jak po ekspertyzie, oszust podmienia obrączki - opowiada jubiler. (Nowiny)

* - Bezczelny typ! - z takimi słowami wyszły ze starostwa pielęgniarki likwidowanego SPZOZ, kiedy usłyszały, że w tej kadencji pieniędzy już nie dostaną. Środowa (23 bm.) sesja rady powiatu przemyskiego miała być krótka i dotyczyć podjęcia kilku terminowych uchwał. Jednak, kiedy do starostwa weszła kilkudziesięcioosobowa grupa bojowo nastawionych kobiet, dla radnych stało się jasne, że będzie to jedno z trudniejszych posiedzeń w kadencji. To pielęgniarki z likwidowanego SPZOZ przyszły upomnieć się o resztę ze swoich zaległych odpraw. Żeby uniknąć publicznej debaty, do programu nie wprowadzono żadnego punktu dotyczącego tej sprawy. Radni ogłosili więc przerwę i naradzali się w odosobnionym pomieszczeniu. Na salę weszli już z uzgodnionym wspólnym stanowiskiem: - W tej kadencji więcej żadnych pieniędzy nie będzie - powiedział zajmujący się SPZOZ-em wicestarosta Witold Kowalski. Dodał, że zasadniczą część długu starostwo już spłaciło (w samym 2004 roku - 1,7 mln zł), że czyni starania, by i wypłata reszty stała się możliwa, ale - póki rzecz nie znajdzie szczęśliwego zakończenia w innych niż powiat instancjach - kasa powiatu dla byłych pracowników SPZOZ jest zamknięta. Kiedy jednak wicestarosta Kowalski wypomniał pielęgniarkom, że od dawna wiedziały, że pieniędzy nie będzie, że łamią wcześniejsze ustalenia i wspólnie podpisywane protokoły, te przystąpiły do ataku: - Białe kołnierzyki! Sami się ustawili i teraz nie potrafią zrozumieć, że dla nas te dwa, trzy tysiące złotych przed świętami to majątek! Szkoda z wami gadać! (Życie Podkarpackie)

* Ptasia grypa w tym roku już nam nie grozi - twierdzi główny lekarz weterynarii. Ornitolodzy są innego zdania. W grudniu ma zostać cofnięty nakaz trzymania drobiu w zamknięciu. Dlaczego? Urzędnicy twierdzą, że jesienna fala ptaków, które mogły przenieść wirus, przeleciała nad Polską. To, że w tym roku ptasia grypa nie zdąży się pojawić w Polsce, ogłosił główny lekarz weterynarii dr Krzysztof Jażdżewski. Ornitolodzy są odmiennego zdania.
- Sezon przelotów normalnie skończył się 15 listopada. Jednak łagodna w tym roku jesień sprawiła, że przeloty potrwają przynajmniej do końca listopada. Trzeba pamiętać, że sporo ptaków, w tym gęsi i kaczki, zostaje u nas na zimę - twierdzi Przemysław Kunysz, prezes Przemyskiego Towarzystwa Ornitologicznego. Dziwi się możliwości odwołania nakazu trzymania domowego ptactwa w zamknięciu. Niebezpiecznie może być wiosną. Z Półwyspu Indochińskiego, czyli tam, gdzie stwierdzono najwięcej przypadków ptasiej grypy, będą wracać do nas ptaki, obecnie tam zimujące. Np. dziwonie. Według ornitologów, wtedy zagrożenie wystąpienia wirusa może być większe niż obecnie. Z najnowszych informacji wynika, że nie można się ptasią grypą zarazić przez zjedzenie mięsa chorego ptaka. Niebezpieczeństwo istnieje, gdy gołą ręką dotkniemy odchodów lub wydzieliny zakażonego ptaka, a następnie zbliżymy dłoń do ust lub oczu.
- To, że grypa dotychczas u nas nie wystąpiła, nie zwalnia nas z zachowania środków ostrożności. Nie wolno dotykać gołymi rękami padłych ptaków, a o ich większych skupiskach należy powiadomić służby sanitarne - mówi Kunysz. (Nowiny)

Dla nie płacących... slumsy
* Pięć metrów kw., kuchnia i WC wspólnie z innymi lokatorami - taki lokal może otrzymać osoba, która nie płaci czynszu Przemyskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Spółdzielnia rozpoczyna adaptację lokali do przesiedlania dłużników. Samorząd nie ma funduszy na stworzenie lokali socjalnych. Z tego powodu PSM postanowiła sama zaradzić problemowi dłużników i swoje mieszkania adaptuje na potrzeby rodzin i lokatorów notorycznie nie płacących czynszu spółdzielni. - W tego typu lokalach, oprócz niewielkiego metrażu, wymaganego przez ustawodawców, jest wspólna kuchnia i toaleta, oraz ograniczenia w korzystaniu z wody i energii elektrycznej- mówi Zbigniew Kurosz, prezes Przemyskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. - Musimy się w taki sposób zabezpieczyć, bowiem niektórzy nasi dłużnicy, to osoby, które nie płacą nie tylko za czynsz, ale także za wszelkie inne opłaty. Nowi lokatorzy podpisują z nami umowę najmu i jeśli nie płacą to w każdej chwili mogą zostać eksmitowani. W tym roku długi lokatorów PSM sięgają 2 098 812 zł za czynsz oraz 183 576 zł za wodę. W swoim biuletynie, rozsyłanym do lokatorów, spółdzielnia informuje, że "wszystkie uzyskane przez spółdzielnie wyroki eksmisyjne zaopatrzone w klauzulę wykonalności są przez komorników przeprowadzane nawet wówczas, gdy nie zabezpieczono w nich tzw. lokali socjalnych". - Zanim oddamy sprawę do sądu, spotykamy się z dłużnikami, rozmawiamy z nimi na temat długu, informujemy gdzie mogą szukać pomocy, jeśli mają problemy finansowe, czyli, że np. mogą korzystać z dodatku mieszkaniowego, czy pomocy w MOPS-ie, jak również proponujemy rozłożenie zadłużenia na raty- wyjaśnia prezes Kurosz. - Kiedy te wszystkie działania nie odnoszą skutku, zwracamy się do sadu o wyegzekwowanie należności i wkracza komornik. Możemy eksmitować osoby "donikąd" i dłużnicy powinni się z tym liczyć. Spółdzielnia już nie raz proponowała władzom miasta stworzenie tzw. dzielnicy slumsów, dla tych, którzy nie z powodu biedy, ale z poczucia bezkarności nie płacą za czynsz. - Są po prostu ludzie, którzy z różnych powodów nie będą płacić za czynsz i dla nich powstałoby takie miejsce - mówi prezes. - Chcemy także wprowadzić licytacje mieszkań własnościowych, z których dłużników nie można eksmitować - dodaje Zbigniew Kurosz. - W takim przypadku komornik dostaje zlecenie na licytację, a ten kto kupi, będzie miał mieszkanie po atrakcyjnej cenie i może szybciej pozbyć się problematycznego lokatora. Prezes PSM twierdzi, że pracownicy spółdzielni nie chcą niczyjej krzywdy, ale "zatwardziały" dłużnik, który nie zamierza regulować swoich zobowiązań, będzie musiał liczyć się z utratą mieszkania, bowiem przez zadłużenie spółdzielni brakuje funduszy na inwestycje. (Super Nowości)

* Pękają ściany mieszkań w bloku przy ulicy Focha 1. Lokatorzy boją się, że niebawem stracą dach nad głową. A wszystko przez ciężarówki mknące tuż pod ich oknami.
- Każdy z przejeżdżających TIR-ów powoduje drżenie filiżanek w segmencie - mówi Zbigniew Bonert. - Ale to nie jedyna dolegliwość. Znacznie gorsze są szczeliny powstające się na ścianach, podłodze i suficie. Mieszkańcy z przerażeniem spoglądają na powiększające się pęknięcia. Z miesiąca na miesiąc jest ich coraz więcej. Podobnie zresztą jak samochodów, które wywołują drgania przenoszące się na blok. Przebiegająca obok niego ulica jest jednym z głównych ciągów komunikacyjnych w mieście.
- Jeżdżą tędy kilkunastotonowe ciężarówki kierujące się na polsko-ukraińskie przejście graniczne w Medyce - dodaje Andrzej Kurtycz. - I to przez nie możemy zostać bezdomnymi. Za jakiś czas blok legnie w gruzach, stracimy dach nad głową. Mieszkańcy bezskutecznie zabiegają o pomoc. Pytają, czy potrzeba nieszczęścia, aby władze miasta zainteresowały się ich problemem.
- Należy zlikwidować uskok w jezdni, który potęguje drgania - przekonuje Jerzy Kresak. - Później trzeba ograniczyć tonaż samochodów mogących przejeżdżać ulicą Focha. Do czasu budowy obwodnicy nie ma szans na wyeliminowanie TIR-ów z miasta. Tak przynajmniej zapewniają w przemyskim magistracie.
- Zarząd Dróg Miejskich najszybciej jak tylko stanie się to możliwe usunie uskok na drodze - informuje Witold Wołczyk z kancelarii prezydenta. - Budowa obwodnicy, chociaż konieczna odwleka się. (Nowiny)

Pirat drogowy egzaminatorem...
* Rozbił dwa samochody i uciekł z miejsca kolizji. Dwie osoby trafiły do szpitala. Henryk F., były policjant i dyrektor przemyskiego oddziału Państwowej Inspekcji Handlowej, nadal ma prawo jazdy. Dorabia jako egzaminator w miejscowym ośrodku ruchu drogowego. Wszystko wydarzyło się w maju 2004r w Przemyślu. F. kierował fordem. Na skrzyżowaniu staranował seata, chwilę później uszkodził cinquecento. Henryk F.: - Jechałem prawidłowo. Z kierowcą forda umówiłem się przed moim garażem, aby tam omówić sprawę kosztów za szkody. Z kolei kierowca drugiego auta, w ogóle nie miał do mnie pretensji. Dostałem za to 200 zł mandatu i na tym się skończyło. Nie było w tej sprawie żadnych rozpraw, przed nikim też nie uciekałem. Co z tego jest prawdą? Prawie nic. Zbigniew Nowak, właściciel rozbitego seata:
- Samochodem kierował wtedy syn. Po zderzeniu trafił do szpitala na 4 dni, pasażer na jeden. Remont samochodu kosztował ponad 11 tys. zł. Wiesław Dybaś z zespołu prasowego komendy wojewódzkiej policji:
- Wprawdzie to zdarzenie zakwalifikowano jako kolizję, ale to i tak nic nie usprawiedliwia ucieczki kierowcy. Z notatek wynika, że ten pan uciekł i o wszystkim powiadomił policję telefonicznie, dopiero kilka godzin później. Potem zgłosił się do szpitala. Wtedy nie miał alkoholu we krwi. Henryk F., prawnik z wykształcenia, był naczelnikiem Wydziału Ruchu Drogowego nie istniejącej już Komendy Wojewódzkiej w Przemyślu. W maju ub.r, gdy doszło do kolizji, był dyrektorem przemyskiej PIH. Dlaczego, mimo kolizji, którą spowodował w ub.r, od pół roku pracuje jako egzaminator? Zdzisław Chomik, dyrektor przemyskiego oddziału WORD: - Zatrudniamy go tylko w okresie, kiedy jest duża liczba egzaminów. Jest na oficjalnej wojewódzkiej liście egzaminatorów. Nie był karany. Nie był karany, ale też nie jest prawdą - jak twierdzi F. - Że sąd nie zajmował się sprawą kolizji. W sprawie uszkodzonego cinquecento sąd uznał go winnym i skazał na 200 zł grzywny. Wyrok w sprawie staranowanego seata od maja ub.r. do dziś nie zapadł, ponieważ na rozprawy nie stawia się kolejny biegły. Dlaczego? Sąd w swoim wyjaśnieniu napisał: "Biegły sądowy był już dwa razy ponaglany o wydanie opinii, a opóźnienie uzasadnia on generalnym remontem mieszkania i urlopem wypoczynkowym". (Nowiny)

J A R O S Ł A W

* Jarosławscy lekarze domagają się podwyższenia zarobków. Pismo ze swoimi żądaniami skierowali do dyrektora Centrum Opieki Medycznej. Przewodniczący jarosławskiego Terenowego Koła Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Jerzy Słota poinformował, że lekarze złożyli u dyrektora Janusza Szynala swoje propozycje dotyczące podwyżek wynagrodzenia. - Nie chcę mówić o szczegółach przed spotkaniem z dyrektorem, a takie w najbliższym czasie jest planowane. Powiem tylko tyle, że jest to akcja ogólnopolska, do której my przyłączyliśmy się. Nie udało nam się porozmawiać z dyrektorem, bo był nieobecny w szpitalu, jego zastępca ds. medycznych Janina Balicka poinformowała nas, że lekarze domagają się 30-procentowej podwyżki: - Sama jestem lekarzem z długoletnim stażem i wiem, jak ta praca wygląda i że wynagrodzenie nie jest adekwatne do czasu, jaki lekarz spędza w szpitalu i do odpowiedzialności, jaką ponosi. Jeżeli ktoś nie rozwiąże problemu wynagradzania lekarzy, to może dojść do takiej sytuacji, że starsi lekarze odejdą, a młodzi nie przyjdą do szpitali, lecz otworzą prywatną praktykę. (Życie Podkarpackie)

Samochód, alkohol i schronisko...
* Na ostatniej sesji Rady Miasta Jarosławia, radni nie zgodzili się na wydanie dodatkowych 47 tys. zł na pojazd służbowy i na zmianę przepisów dotyczących sprzedaży alkoholu. Janusz Walter, wiceprzewodniczący Rady Miasta Jarosławia, wnioskował o zmianę zapisów dotyczących przyznawania koncesji na sprzedaż napojów alkoholowych. - Chodzi o sprzedaż alkoholu przy obiektach szkolnych- mówił. - Ustawa o wychowaniu w trzeźwości nakłada na radnych obowiązek ochrony miejsc zagrożonych, a takim miejscem jest boisko szkolne. Okazuje się, że przy tym obiekcie, jeden z podmiotów gospodarczych stara się o przyznanie koncesji na sprzedaż alkoholu. W związku z tym część radnych chciała, by zwiększyć odległość od obiektów "chronionych" do miejsca sprzedaży alkoholu z 10 do 20 metrów. - Ta poprawka będzie służyć ochronie tych miejsc- twierdził radny Walter.
- Projekt uchwały jest niedopracowany - odpowiadał Adam Międlar. - To może skomplikować sprawę w innych punktach sprzedaży. Radni nie byli zdecydowani co do swoich działań. Po 5 minutach przerwy mieli zastanowić się czy przestrzegają formalności, czy też nie. Stwierdzili, że punkt dotyczący zasad usytuowania miejsc sprzedaży napojów alkoholowych oraz warunków ich sprzedaży nie będzie rozważany na tej sesji. Radni nie chcieli się także przychylić do propozycji burmistrza, by zwiększyć kwotę na zakup pojazdu służbowego o 47 tys. zł. - Ta nadwyżka może posłużyć do budowy schroniska dla zwierząt, bowiem jest to obowiązek statutowy gminy miejskiej, czyli naszej rady - twierdził radny Walter. Pozostali radni przychylili się do propozycji, by posiadanych funduszy nie wydatkować, a na razie pozostawić je jako wolne środki, zmniejszające deficyt budżetu miasta. (Super Nowości)

* Burmistrz Janusz Dąbrowski odwołał ze stanowiska wiceburmistrza Mariana Muzyczkę. Jako powód podał niespełnienie oczekiwań pracodawcy oraz utratę zaufania. M. Muzyczka przyznaje jednak, że prawdziwym powodem były obawy przedwyborcze burmistrza. W ubiegłą środę burmistrz w obecności drugiego wiceburmistrza, sekretarza i skarbnika miasta wręczył pismo, odwołujące wiceburmistrza ds. gospodarczych Mariana Muzyczkę w momencie, gdy ten wybierał się do swojego przełożonego z życzeniami imieninowymi. -Poinformował mnie, że trzy osoby złożyły na mnie donos. Burmistrz nie chciał pokazać mi tego pisma. W odwołaniu przeczytałem, że powodem jest utrata zaufania spowodowana przypisywaniem pracodawcy zachowań i działań, które nie miały miejsca - mówi M. Muzyczka. Kolejny powód to: "niespełnienie oczekiwań pracodawcy, co do wyników pracy na powierzonym stanowisku (…) oraz niezachowanie uprzejmości i życzliwości w kontaktach ze współpracownikami, niezachowanie zasad współżycia zarówno w stosunku do pracodawcy jak i współpracowników". M. Muzyczka: - Burmistrz mógł nie podawać żadnych powodów, bo to, co podał, to mnie obraża. M. Muzyczka pozostaje pracownikiem do 31grudnia. Burmistrz zwolnił go z świadczenia pracy z zachowaniem prawa do wynagrodzenia. (Życie Podkarpackie)

P R Z E W O R S K

* Jedna eksmisja orzeczona, dwa wnioski czekają. W kolejce jest jeszcze 20 innych najemców. Podczas ubiegłotygodniowej sesji radni przyjęli m.in. informację na temat gospodarki zasobami mieszkaniowymi. Przeworskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego posiada w tej chwili w swoim zarządzie 503 mieszkania. W tej puli 259 to mieszkania własnościowe, 212 - lokatorskie, a 32 - mieszkania socjalne. Przeworski TBS obecnie jest w posiadaniu jednej orzeczonej eksmisji, a dwa kolejne wnioski są przygotowane do złożenia w sądzie. Z informacji przedłożonej przez prezesa TBS Władysława Stecki wynika ponadto, iż ze względu na zaległości czynszowe do eksmisji kwalifikuje się kolejnych 20 najemców. Wnioski nie są jednak składane ze względu na brak wolnych lokali socjalnych. W trakcie czwartkowej sesji radni uchwalili także liczbę licencji, którą będzie można wydać taksówkarzom w Przeworsku. Radni założyli, iż tych licencji może być 21. Podczas sesji powróciła ponadto sprawa Wiadomości Samorządowych Przeworska, o których pisaliśmy w ubiegłym tygodniu. Po poprzedniej sesji rady, rezygnację złożył dotychczasowy redaktor czasopisma Wiesław Wojcieszonek, twierdząc, że niektórzy z radnych chcieli wprowadzić pewien rodzaj cenzury. - Wiadomości Samorządowe Przeworska będą nadal wydawane, jako dwumiesięcznik. Za jego redagowanie będzie odpowiadał zespół pod kierownictwem redaktora naczelnego Marka Frączka - powiedział przewodniczący rady miasta Stefan Duliban. (Życie Podkarpackie)

* Od prawie roku władze starostwa usiłują znaleźć kupca na położony w centrum przeworskiego parku zabytkowy dworek. Mimo atrakcyjnej ceny chętnych nie ma. Jest za to 800 - tysięczna dziura w budżecie, ponieważ zostały w nim uwzględnione pieniądze pochodzące m.in. ze sprzedaży tego budynku. Dworek służył do niedawna jako oddział rehabilitacji SP ZOZ. Od chwili przeniesienia oddziału do szpitala stoi pusty i popada w ruinę. Władze starostwa zadecydowały o sprzedaży 1000 - metrowej posesji. Pojawili się nawet pierwsi zainteresowani, jednak do transakcji nie doszło. Jak informuje Roman Ostafijczuk, wicestarosta Przeworska, miasto trzykrotnie zamieszczało informacje o przetargu nieruchomości. Zainteresowanie było, ale gdy potencjalni nabywcy dowiadywali się np., że najdrobniejszy remont tego budynku wymaga zgody konserwatora zabytków, rezygnowali. Nie bez znaczenia był też fakt, że pomieszczenie przylegające do dworku ma lokatora, 86 - letnią staruszkę.
- Kiedy po trwających wiele miesięcy poszukiwaniach udało się wreszcie znaleźć poważnego nabywcę, radni LPR-u stanowczo zaprotestowali przeciwko sprzedaży posesji, jak określili, za bezcen. Cena wynosiła 387 tysięcy zł. Była to połowa wycenionej przez rzeczoznawcę kwoty - mówi wicestarosta. - Nikt by więcej nie dał - tłumaczy. - Przestraszyliśmy się jednak zarzutów radnych, że działamy na szkodę powiatu. Teraz plujemy sobie w brodę - dodaje. (Nowiny)

R E G I O N

Ewa Draus nowym wojewodą...
* W czwartek w samo południe w kancelarii premiera nominację na wojewodę podkarpackiego odebrała Ewa Draus. W ciągu dwóch dni nominację na zastępców otrzyma najprawdopodobniej Robert Godek, dotychczasowy starosta strzyżowski, i Dariusz Iwaneczko, wykładowca w Wyższej Szkole Zawodowej w Przemyślu. Wiadomość o nominacji potwierdził nam Dariusz Iwaneczko. Pytany o datę wręczenia nominacji zastępcom stwierdził, że wszystko w rękach premiera. Jego zdaniem, decyzja dotycząca powołania zastępców Ewy Draus ma zapaść w ciągu dwóch najbliższych dni. Dariusz Iwaneczko, jeden z kandydatów na stanowisko wicewojewody, ma 40 lat. Jest żonaty. Wcześniej pracował jako asystent prasowy prezydenta Przemyśla. Ukończył historię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. W ubiegłym roku obronił doktorat, ostatnio pracował w Instytucie Pamięci Narodowej w Rzeszowie. Jednym z wicewojewodów ma zostać Robert Godek, 38-letni starosta strzyżowski, absolwent filologii polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Ukończył też etykę na studiach podyplomowych. Zanim został starostą, pracował jako nauczyciel w Zespole Szkół w Strzyżowie. Ewa Draus, jedna z kilkunastu osób, które znalazły się na liście potencjalnych wojewodów, ma ukończone trzy fakultety: z politologii, ekonomii i socjologii, którą ukończyła na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pozostałe specjalności zdobyła na Wydziale Nauk Społecznych i Ekonomicznych przy Instytucie Katolickim w Paryżu. Posiada dyplom Master Ecole de Hautes Etudes Commerciales du Nord w Lille. W latach 2000-2003 była dyrektorem Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Rzeszowie. Ostatnio była pracownikiem naukowym w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Przemyślu. Nie mogliśmy, niestety, uzyskać od pani wojewody żadnego komentarza, w chwili bowiem zamykania tego numeru gazety wracała z Warszawy i była poza zasięgiem telefonii komórkowej. (Super Nowości)

* Zabużanie są zbulwersowani handlem prawami do rekompensat za mienie pozostawione na Wschodzie. Twierdzą, że kupcy chcą się na nich dorobić wykorzystując ich trudną sytuację i bezsilność. Bronisław Kowalski z Przemyśla, razem z trójką rodzeństwa, od lat walczy o odszkodowanie za dom i gospodarstwo pozostawione przez rodziców w Lackiej Woli pod Mościskami, obecnie na Ukrainie tuż przy granicy z Polską. Opowiada, że jego rodzina i znajomi z okolic Dębicy i Rzeszowa coraz częściej otrzymują oferty od nieznajomych kupców.
- Nie wiadomo skąd mają dane, adresy i telefony. Dzwonią i oferują konkretną cenę - mówi Kowalski. To, że na mieniu zabużańskim można zrobić dobry interes wiedzą nawet w Europie Zachodniej. - Na wycieczce w lesie rozmawialiśmy w kilkuosobowej w grupie. Był z nami Niemiec. Natychmiast zareagował, gdy w naszej rozmowie padły słowa "mienie zabużańskie". Bez pytania o szczegóły, chciał ode mnie odkupić prawo do rekompensaty. Zrezygnował, gdy dowiedział się, że nie jestem jedynym spadkobiercą - wspomina pan Bronisław. Zabużanie denerwują się słysząc o takich ofertach. Wiedzą, że firmy skupują prawa do rekompensat za bezcen. Często od osób nieświadomych wartości swojego mienia. Obecna ustawa przewiduje rekompensatę w wysokości 20 proc. utraconego majątku. Kupcy podbijają cenę o kilka procent.
- To nieetyczne. Kupujący wykorzystują trudną sytuację zabużan lub ich spadkobierców. Takie osoby często od wielu lat starają się o odszkodowanie za domy i gospodarstwa pozostawione za wschodnią granicą. Nie mają już sił walczyć. Wolą sprzedać swoje prawa za bezcen, niż dalej być niepewnym - mówi Walenty Orciuch, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kresowian Wierzycieli Skarbu Państwa w Gdańsku. (Nowiny)

Dzwonienie po nowemu...
* 5 grudnia zmieni się większość numerów telefonów stacjonarnych do firm, instytucji i abonentów prywatnych z siedmiocyfrowych na dziesięciocyfrowe. Większość - to nie znaczy, że wszystkie. Część numerów trzycyfrowych pozostanie niezmieniona, kilku operatorów (np. spółdzielnia telefoniczna w Tyczynie) przejdzie na nową numeracje dopiero od 1 stycznia. Operatorzy przypominają o konieczności przeprogramowania pamięci w swoich aparatach telefonicznych i faksach. Zmiany numerów będą polegały na tym, że do wszystkich dotychczas używanych siedmiocyfrowych numerów zostaną z przodu "dopisane" trzy cyfry, obecnie oznaczające numer kierunkowy. I tak na przykładowy numer 888 88 88 w Rzeszowie zmieni się na 017 888 88 88. Jednak nie będzie tak w każdym przypadku. Nie zmienią się obecne metody telefonowania z komórek, z zagranicy i z prefiksem obcego operatora. Z zagranicy będzie to w dalszym ciągu 0048 17 888 88 88, z komórek 17 888 88 88, a z prefiksem: 0-prefiks-17 888 88 88. Przypomnieć należy, że niektóre numery zmieniły się już przed rokiem. Trzycyfrowe zostały zastąpione dłuższymi, np. do pomocy drogowej (obecnie jest to 9281 zamiast 981), informacji miejskiej (9491 zamiast 911), biura numerów TP (118913 zamiast 913) i do radiotaxi (9191 zamiast 919). Trzycyfrowe numery pozostawiono: policji (997), pogotowiu (999), straży pożarnej (998), straży miejskiej (986), elektrowni (991), gazowni (992), ciepłowni (993), wodociągom (994), ratownictwu morskiemu i górskiemu (985) oraz rzecznemu (984). Nie zmieniły się także numery do infolinii. Wszyscy operatorzy zapewniają, że są przygotowani technicznie do zmiany numerów. (Super Nowości)

* Coraz częściej zdarza się, że chorzy boją się korzystać z opieki medycznej i nie wzywają karetki z obawy, że za leczenie przyjdzie im zapłacić. Dotyczy to zwłaszcza bezrobotnych i bezdomnych, nieświadomych, że mogą jednak należeć do grupy osób, którym należy się bezpłatna opieka. Pacjent starający się o bezpłatną opiekę musi przedstawić dowód ubezpieczenia, którym może być: legitymacja ubezpieczeniowa, legitymacja dla członków rodziny ubezpieczonego, aktualny odcinek renty lub emerytury, legitymacja potwierdzona przez KRUS, legitymacja potwierdzona przez urząd pracy, dowód wpłaty składki zdrowotnej za poprzedni miesiąc, umowa ubezpieczenia zawarta z NFZ plus dowód wpłaty składki zdrowotnej za poprzedni miesiąc, legitymacja potwierdzona przez ośrodek pomocy społecznej.
- Jest jeszcze jednak grupa osób nieubezpieczonych, które mają prawo do bezpłatnej opieki medycznej - mówi Monika Mularz-Dobrowolska z sekcji komunikacji społecznej NFZ w Rzeszowie. - Są to: kobiety w ciąży, po porodzie i w połogu, osoby leczone na koszt państwa w przypadku chorób psychicznych, narkomanii, alkoholizmu i chorób zakaźnych, osoby uprawnione na wniosek wójta (burmistrza, prezydenta) gminy - dotyczy to ludzi o niskich dochodach, bezdomnych, a nieubezpieczonych z innego tytułu. Decyzja taka jest wydawana na prośbę zainteresowanego lub placówki udzielającej świadczenia opieki zdrowotnej. Może to być również inicjatywa wójta lub oddziału wojewódzkiego NFZ. Do bezpłatnych świadczeń medycznych w każdym przypadku mają prawo dzieci do lat 18 zamieszkałe w Polsce. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

Pierwsze ofiary mrozu
* W niedzielę (27 bm.) w Przemyślu dwaj policjanci podczas patrolu, w ruinach pustostanu przy ulicy Mickiewicza 40a znaleźli dwóch mężczyzn, którzy nie dawali znaku życia. Przybyły na miejsce lekarz pogotowia potwierdził zgon. Na ciałach nie znaleziono żadnych obrażeń ani śladów działania osób trzecich. Dość szybko ustalono, że zmarli to: 50-letni Adam L. z Przemyśla i 43-letni Stanisław G. z Grochowiec. Wszystko wskazuje na to, że ruina stojąca w głębi podwórka od dawna służyła za schronienie bezdomnym i innym niebieskim ptakom. Jedno pomieszczenie wykorzystywano do biesiad i posiłków, drugie było sypialnią, a trzecie toaletą. Z tego miejsca korzystali również Adam L. i Stanisław G. Prawdopodobnie przed śmiercią spożywali w większych ilościach alkohol niewiadomego pochodzenia. Wycieńczenie organizmu spowodowane trybem życia, alkohol i wyziębienie spowodowały zgon. (Życie Podkarpackie)

* Sąd rejonowy aresztował 17-letniego Armeńczyka podejrzanego o napad na ekspedientkę. DO zdarzenia doszło w sklepie spożywczym przy ul. Wałowej. Napastnik, który na głowie miał kominiarkę, sterroryzował kobietę nożem. Ta przerażona dała mu 300 złotych. Zaalarmowani policjanci niezwłocznie ujęli bandytę. Ustalili, że legalnie przebywa w Polsce. Najbliższe 3 miesiące spędzi w tymczasowym areszcie.

* Celnicy i policjanci zarekwirowali nielegalne automaty do gier. Ich właścicielom grożą grzywny. Dwa automaty znajdowały się w lokalu w Radymnie. Czternaście kolejnych stało w jednej z przemyskich pizzerii i klubie nocnym. Należą do firm, które nie mają zezwolenia na urządzanie gier pieniężnych. Urządzenia miały teoretycznie służy do zabawy. - Ale istniała możliwość kumulacji i dalszej gry bez dodatkowych opłat - mówi Małgorzata Eisenberger-Blacharska, rzecznik Izby Celnej.

Reklama