Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 14.11-20.11.2005 r.

Przemyśl

Trzy tarczyce?!
* Pogrążonemu w długach Szpitalowi Wojewódzkiemu grozi kara w wysokości 400 tysięcy złotych. Nałożyło ją szefostwo Narodowego Funduszu Zdrowia przekonane o wykrytych nieprawidłowościach. Kontrolerzy podkarpackiego oddziału NFZ dwukrotnie sprawdzali dokumentację medyczną w przemyskim szpitalu. Skontrolowali 1842 historie chorób pacjentów wypisanych w I kwartale br. oraz w pierwszym półroczu 2004 roku. To, co odkryli, wprawiło ich w osłupienie. Okazało się, że zoperowano 72 stopy u 3 pacjentów chorych na cukrzycę. Dodatkowo 5 pacjentkom usunięto aż 11 piersi, a kolejnym 5 zoperowano 10 wyrostków robaczkowych. To nie koniec. 1 osobie usunięto 3 tarczyce, a u 10 wykryto 26 wstrząśnień mózgu. - Domagamy się od szpitala zwrotu 2,2 miliona złotych z tytuły nieprawidłowości i celowego wprowadzenia nas w błąd - mówi Monika Mularz - Dobrowolska, rzecznik prasowy podkarpackiego NFZ w Rzeszowie. - Dodatkowo szpitalowi grozi kara w wysokości 400 tysięcy złotych. Z zarzutami nie zgadza się Jacek Mendocha, dyrektor przemyskiego szpitala. Całą sprawą uważa za absurdalną. Twierdzi, że całe zamieszanie to skutek błędu w systemie komputerowym, którego właścicielem jest NFZ.
- Nigdy nikogo nie oszukiwaliśmy - przekonuje Mendocha. - Kilkakrotne naliczanie tych samych zabiegów to wina systemu informatycznego. W dokumentacji "papierkowej" wszystko się zgadzało i nie było do niej zastrzeżeń. Kierownictwo Szpitala Wojewódzkiego zapowiada, że odwoła się od postawionych zarzutów. Konieczność zapłaty kary nałożonej przez NFZ może oznaczać gwóźdź do trumny dla zadłużonej placówki. Jej długi sięgają kilkunastu milionów złotych. (Nowiny)

* Podczas zimniejszych dni ludzie ogrzewają się tym, co im "wpadnie pod rękę". Inspektorzy sanepidu ostrzegają, że dym, który powstaje przy spalaniu tekstyliów, jest bardzo groźny dla zdrowia.
- Moja sąsiadka pali czymś takim w piecu, że nie sposób otworzyć okna, bo okropnie śmierdzi - mówi jedna z mieszkanek Starego Miasta w Przemyślu. - Zgłaszałam to do Sanepidu, ale nic jej nie zrobili. Przecież dym idzie nie tylko w powietrze, ale też snuje się po klatce schodowej w kamienicy, więc jak czasami wychodzi się z mieszkania to aż dech zapiera. Tutaj w kamienicy mieszkają rodziny z małymi dziećmi, starsze, chore osoby i nie sposób znosić takich udręczeń na co dzień. Tym bardziej, że zaczyna się zima i sąsiadka ani myśli przestać palić tymi świństwami w swoim piecu. Proszę sobie wyobrazić, jak żyje się w takim smrodzie przez kilka miesięcy! Czy jest w tym mieście ktoś, kto jest w stanie sobie wyobrazić co to za problem i skierować mnie do kogoś, kto potrafiłby mi coś w tym temacie doradzić? Sąsiadka czytelniczki pali ponoć w piecach sklejkami, plastikowymi opakowaniami, oponami, starymi ubraniami i czym tylko się da. - Nie mam pieniędzy na węgiel, a zamarznąć w tych starych murach nie mam zamiaru - tłumaczy oskarżana o zatruwanie sąsiadów. - Mam rentę w wysokości 400 złotych, za leki płacę 200 złotych, a to co zostaje mam na jedzenie i podstawowe opłaty. Mam tyle długów, że nie widzę możliwości, żeby jeszcze kupować opał. Chodzę do śmietników, po wysypiskach sklepowych, gdzie zbieram opakowania, dyktę, jakieś gumy i palę w piecu. Co mam zrobić? Zamarznąć, bo komuś jakiś wymyślony smród przeszkadza? Sanepid przestrzega, że to, co zostaje po spaleniu opon i plastikowych opakowań, to jedna z najgroźniejszych trucizn. Podczas spalania związków zawierających chlor i węgiel powstają dioksyny, które mogą przedostać się do organizmu człowieka przez płuca, czy skórę. Mają one silne działanie rakotwórcze. Dodatkowo w Przemyślu, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska w Rzeszowie, wykrył silne stężenie pyłu PM10, który zawiera toksyny powodujące alergie i nowotwory. Ponieważ miasto położone jest w tzw. niecce, gromadzą się tutaj różnego rodzaju pyły, w tym PM10. Winą za to obarcza się mieszkańców miasta, którzy palą w swoich piecach różnymi dziwnymi rzeczami, w tym plastikiem i gumą. Dodatkowo, okazało się, że by podtrzymać ogień, często polewa się go smarem bądź starym olejem napędowym. Za tego typu praktyki teoretycznie grozi kara od 500 do 5 tys. zł. - Teoretycznie można kogoś ukarać za zanieczyszczanie środowiska, ale w praktyce jest to trudne, bo trzeba udowodnić, że ktoś pali w piecu rzeczami do tego się nie nadającymi - mówi Witold Wołczyk z Kancelarii Prezydenta Miasta Przemyśla. - W takim przypadku należy skierować skargę do prezydenta miasta, Straży Miejskiej lub Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. W tym ostatnim przypadku, instytucja raczej zajmuje się zakładami, a nie pojedynczymi gospodarstwami, gdzie nie ma urządzeń pomiarowych. Straż Miejska także nie ma możliwości sprawdzenia czy palone rzeczy są szkodliwe, czy też nie. - Nie posiadamy urządzeń pomiarowych - mówi Jan Geneja, komendant Straży Miejskiej w Przemyślu. - Kiedy mamy sygnały dotyczące tego, że jakaś osoba pali w piecu gumą, czy plastikiem, to przychodzimy do niej, rozmawiamy, uświadamiamy, że nie należy takich rzeczy robić, ale wszystko odbywa się bez żadnych restrykcji. Okazuje się, że Straż Miejska nie ma możliwości prawnych, by interweniować w takim przypadku, bowiem nie ma takiego artykułu KK. - Jest jedynie uchwała miejska, ale ona raczej odnosi się do ognisk, bowiem mówi, że jak ktoś pali odpady pochodzenia roślinnego, a jest to uciążliwe dla osób trzecich, to podlega karze - wyjaśnia komendant Geneja. (Super Nowości)

* Dodatkowe 2 mln złotych dostało miasto z ministerstwa finansów i programu Phare. Z tych pieniędzy zostaną dofinansowane opracowania dokumentacji modernizacji Zamku Kazimierzowskiego, akwenu Przemyskiego Parku Sportowo - Rekreacyjnego oraz remontu stadionu sportowego Czuwaj, przy ul. 22 Stycznia. 1,3 mln złotych będzie przeznaczone na zmniejszenie zadłużenia miasta. (Nowiny)

Milionowe długi miasta...
* Jakie jest prawdziwe zadłużenie miasta? Jeszcze niedawno odpowiadając na pytania o wysokość zadłużenia, prezydent i miejscy fachowcy od finansów szacowali je na 12 - 14 milionów. Okazuje się, że minus jest znacznie większy, ale - jak zapewnia skarbnik urzędu - jeszcze bezpieczny. Z kwartalnego sprawozdania o stanie zobowiązań, składanego przez miasto Regionalnej Izbie Obrachunkowej, wynika, że na dziś dług miasta wynosi ponad 27 mln zł. Różnica w stosunku do podawanych jeszcze niedawno 12 - 14 milionów jest bardzo duża. Skarbnik Maria Łańcucka tłumaczy, że wynika ona z faktu, iż już w czasie trwania roku budżetowego miasto zaciągnęło 11-milionowy kredyt na oddłużenie oświaty i rozpoczęło emisję obligacji: - Dziś kwota zadłużenia jest wyższa niż podawana jeszcze kilka miesięcy temu, bo do starej doszło niecałe 9 milionów wykorzystanego już kredytu na oświatę i 4 miliony zobowiązań z tytułu emisji obligacji. Ponieważ kredyt na oświatę to 11 milionów, a łączna wartość obligacji to 10 milionów, nasze zadłużenie do końca roku jeszcze wzrośnie. W budżecie planowane jest na 36 milionów, ale może się okazać, że będzie mniejsze i wyniesie około 34 milionów. Maria Łańcucka zapewnia, że zadłużenie miasta mieści się w dopuszczalnych widełkach i w żadnym wypadku nie jest ryzykowne, tzn. nie grozi żadnym finansowym krachem. Pytana, kiedy zaczyna się robić niebezpiecznie, odparła, że ryzykownie byłoby mieć minus większy niż 40 milionów złotych. (Życie Podkarpackie)

* Ruszyły prace przy budowie nowej siedziby dla Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej. Ich zakończenie zaplanowano w połowie 2007 roku. Nowoczesny gmach stanie na placu Berka Joselewicza. Będzie kosztował 30 milionów złotych. Większość pieniędzy ma pochodzić z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego. Resztę dołoży Ministerstwo Kultury i Urząd Marszałkowski w Rzeszowie. Przemyśl ma szansę być pierwszym po wojnie miastem w Polsce, w którym powstanie nowa siedziba muzeum, budowana od podstaw. Zapoczątkowane kilka dni temu prace odbywają się pod nadzorem archeologów.
- W miejscu robót znajdowały się kamienice żydowskie zniszczone w czasie II wojny światowej - mówi Mariusz Olbromski, dyrektor Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej. - Ekipa budowlana natrafiła już na pozostałości budynków - głównie fundamenty i piwnice. Od decyzji archeologów zależy, które z nich zostaną ocalone. Mieszkańców obserwujących prace niepokoi los drzew z placu Berka Joselewicza. Okazuje się, że niektóre zostały wykopane i zasadzone na ulicy Piaskowej w okolicy oczyszczalni ścieków. Inne - stare i chore - przeznaczono do wycięcia.
- Los zieleni i sposób postępowania z nią monitoruje wydział ochrony środowiska oraz gospodarki komunalnej - informuje Witold Wołczyk z kancelarii prezydenta Przemyśla. - Wszystko jest pod ścisłą kontrolą. W tym roku dotychczasowa siedziba muzeum przy pl. Czackiego stała się własnością Kurii Greckokatolickiej. Do czasu przeprowadzki "na swoje" muzeum będzie płacić czynsz za użytkowany obecnie budynek. (Nowiny)

Bazarowy Tamiflu...
* Na bazarze pojawił się preparat do złudzenia przypominający Tamiflu - jak na razie jedyny skuteczny lek w walce z ptasią grypą. Przez trzy kolejne dni próbowaliśmy na przemyskim bazarze znaleźć osobę (osoby), która próbowała sprzedać Tamiflu - specyfik zapobiegający rozprzestrzenianiu się wirusa grypy w organizmie, a także pomagający złagodzić objawy lub zapobiec jego wystąpieniu w przypadku zakażenia wirusem ptasiej grypy. Nie udało się. Z wiarygodnych źródeł wiemy jednak, że jego sprzedaż była oferowana po około 180 zł za 10 kapsułek... Tamiflu jest produkowany przez szwajcarską firmę Roche. Lek jest jak na razie jedyną skuteczną bronią w walce z ptasią grypą. Po informacjach o pojawieniu się przypadków zachorowań ptaków na terenie Turcji, Rumunii, a także Grecji, Tamiflu stał się jednym z najbardziej pożądanych medykamentów w aptekach w całej Europie. Także w Polsce. Rząd podpisał umowę z producentem na dostawę do Polski 2 mln dawek tego leku, ale mają one trafić do nas dopiero na początku przyszłego roku. Tamiflu zapobiega rozprzestrzenianiu się wirusa grypy w organizmie, a także pomaga złagodzić objawy lub zapobiec jego wystąpieniu w przypadku zakażenia. Natomiast przyjmowanie go na wszelki wypadek jest nonsensem. Lek podaje się dopiero po wystąpieniu objawów grypy. Na przemyskim bazarze oferowany był na początku listopada w dawkach po 10 tabletek. Sprzedający chciał za niego ok. 180 zł. Informacja o tym zmroziła pracowników Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Przemyślu. Andrzej Borowski: - Zaczniemy prowadzić lotne kontrole. Absolutnie nie wolno kupować tego leku od przypadkowej osoby. A już zażywanie graniczyłoby z głupotą. (Życie Podkarpackie)

* Być może jeszcze w tym roku Ukraińcy otrzymają gmach przy ul. Kościuszki, ich przedwojenny Dom Narodowy. O jego zwrot starają się od kilkudziesięciu lat. Budynek należy do miasta. Decyzję o jego przekazaniu Ukraińcom mogą podjąć tylko miejscy radni. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że zgodzą się pod warunkiem, że od Skarbu Państwa, w ramach rekompensaty, miasto dostanie inną nieruchomość. Dotychczas mówiło się o którymś z gmachów w centrum. Najczęściej był wymieniany gmach przy ul. Mostowej. Należy on do kurii greckokatolickiej, a są w nim wydziały finansowe UM. Dzisiaj wiadomo już, że do takiej zamiany nie dojdzie. Miasto ma otrzymać natomiast 4 - hektarową działkę w centrum. Obecnie należy ona do Agencji Mienia Wojskowego.
- Jeszcze załatwiamy pewne sprawy formalne. Dlatego nie możemy podać szczegółów - mówi Rafał Porada z Kancelarii Prezydenta Przemyśla. Sprawa ma się rozwiązać w najbliższych dniach. Urzędnicy miejscy nie chcą powiedzieć o jaki teren chodzi. Jednak wiele wskazuje, że może to być działka w pobliżu ulic Okrzei i Chrobrego, w dzielnicy Zasanie. Niedawno w pobliżu tego miejsca powstało osiedle domów jednorodzinnych. Sprawę przekazania miastu działki agencyjnej zaaranżowało Biuro Bezpieczeństwa Narodowego Kancelarii Prezydenta RP. Rozważane jest również inne rozwiązanie, które umożliwiałoby Ukraińcom zwrot Domu Narodowego. Jakie? Na razie władze miejskie nie chcą ujawniać o co chodzi. Wolę uregulowania problemu Domu Narodowego zadeklarował prezydent Przemyśla Robert Choma, podczas kwietniowej wizyty w tym mieście prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki. (Nowiny)

Niegrzeczna nastolatka
* Honorata ma dopiero 16 lat, tymczasem kartoteką, którą założyli jej policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu, mógłby poszczycić się niejeden dorosły kryminalista. Z raportu Polityki (nr 45 z 12 listopada) wynika, że nieletnie dziewczęta częściej niż ich rówieśnicy wchodzą w konflikt z prawem. Potwierdzają to również policyjne statystyki. W ciągu ostatnich czterech lat o 10 proc. wzrósł udział dziewcząt w przestępstwach rozbójniczych, a w bójkach i pobiciach aż o 30 proc.. Również wśród sprawców najcięższych przestępstw - zabójstw coraz częściej są nieletnie dziewczęta. To zjawisko występuje też na naszym terenie, a przykładem może być chociażby "kariera" 16-letniej Honoraty, wychowanki jednego z Domów Dziecka w Przemyślu. Pierwszy raz wymiar sprawiedliwości zainteresował się Honoratą w 2003 roku. Wtedy przeholowała w piciu i z zatruciem alkoholowym trafiła do izby wytrzeźwień. Potem została przyłapana, kiedy razem z koleżanką ukradła coś w delikatesach. Sprawa trafiła do Sądu Rodzinnego i Nieletnich. Dziewczyna niespecjalnie się tym przejęła. W grudniu 2004 roku razem z siedmioma innymi osobami (wśród których był jej brat) wzięła udział w nocnej awanturze. Na wiosnę br. ukradła telefon komórkowy. Niedługo po tym została zatrzymana na ulicy w stanie mocno nietrzeźwym. W lipcu pobiła inną nieletnią i zabrała jej pieniądze, biżuterię i kurtkę. Widocznie taki sposób na życie spodobał się jej, bo kilka dni później znowu dopuściła się kolejnego rozboju. Nim materiały w tej sprawie trafiły z policji do sądu, Honorata zdążyła ukraść marynarkę cudzoziemcowi. Kilka dni później pobiła inną dziewczynę. Do kompletu dołożyć można groźby karalne. 10 listopada na ul. 3 Maja razem z 17-letnią koleżanką napadła na wychodzącą ze sklepu młodą kobietę i szarpiąc ją, i bijąc, próbowały odebrać jej kupione przed chwilą dżinsy. Zdecydowany opór ofiary sprawił, że napastniczki odpuściły i uciekły. Chwilę później obie zostały zatrzymane przez policjantów. Honorata była w takim stanie, że została umieszczona w izbie wytrzeźwień. Z informacji uzyskanych od rzecznika prasowego Sądu Rejonowego wynika, że w Wydziale Rodzinnym i Nieletnich sprawa Honoraty jest doskonale znana. Po jej ostatnim wyczynie została przesłuchana i po badaniu w Rodzinnym Ośrodku Diagnostyczno- Konsultacyjnym (do czego obligują przepisy) sąd zdecyduje, czy zastosować wobec niej bardziej surowy środek, czyli umieścić dziewczynę w Młodzieżowym Ośrodku Wychowawczym. (Życie Podkarpackie)

* Dobra wiadomość dla pacjentów. Jedyna na Podkarpaciu gammakamera pozostanie w przemyskim szpitalu. Zakusy na nią miała rzeszowska służba zdrowia. Zakupiona za 2,5 miliona złotych specjalistyczna aparatura przez kilka lat stała niewykorzystana. Brakowało pieniędzy na jej montaż i uruchomienie. Pacjenci, którym mogła służyć jeździli więc na badania do ośrodków klinicznych w Krakowie, Lublinie i Warszawie. Sprawę nagłośniły media. Rozpętała się burza. W końcu urządzenie zaczęło pracować. Narodowy Fundusz Zdrowia zakontraktował usługi z wykorzystaniem przemyskiej gammakamery. Nieoficjalnie wiadomo, że przez pewien czas rozważano możliwość jej przeniesienia do Rzeszowa. - Uważałem, że aparatura powinna zostać na miejscu - mówi lek. med. Jacek Mendocha, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu. - Ostatecznie jest tutaj i na razie nic nie wskazuje na to, aby miała zostać zabrana. Przy wykorzystaniu gammakamery można diagnozować wiele skomplikowanych schorzeń m.in. endokrynologicznych, onkologicznych i neurologicznych. Dzięki niej lekarz szybko sporządza tzw. mapę dolegliwości, na które cierpi pacjent. Śledzi efekty stosowanego leczenia.
- Urządzenie ma duży potencjał - dodaje Jacek Mendocha. - Jesteśmy w stanie przyjąć jeszcze więcej pacjentów na badania, niż ma to miejsce obecnie. (Nowiny)

Pościg bez końca...
* O nieudanym pościgu policyjnym, który miał miejsce 13 września br., pisaliśmy kilka razy. Miesiąc po zdarzeniu nie było nowych ustaleń. Konkrety miały być pod koniec października, ale i wtedy niczego się nie dowiedzieliśmy. Kolejnym wyznaczonym terminem był 10 listopada. 13 września br. policyjny patrol próbował zatrzymać kierowcę toyoty yaris, który złamał przepisy ruchu drogowego. Po nieudanej próbie zatrzymania funkcjonariusze rozpoczęli pościg, który zakończył się wypadkiem na wybrzeżu Ojca św. Jana Pawła II. Policjant kierujący radiowozem, nie chcąc potrącić nagle wyjeżdżającego rowerzysty, gwałtownie zahamował i najechał na tył jadącego przed nim forda. Policyjne auto przewróciło się, a kierowca toyoty uciekł. Nieudanym policyjnym pościgiem zajmuje się Prokuratura Rejonowa w Przemyślu. Miesiąc po zdarzeniu prokurator Ryszard Chudzicki poinformował, że nie poczyniono nowych ustaleń. Miały się odbyć przesłuchania policjantów, biorących udział w pościgu oraz miał zostać powołany biegły lekarz i biegły z ruchu drogowego. Bardziej konkretne informacje miały być pod koniec października. 28 października nie dowiedzieliśmy się niczego nowego - policjanci zostali przesłuchani, jest opinia biegłego lekarza, zostaje jeszcze powołanie biegłego z ruchu drogowego. Kolejny kontakt z R. Chudzickim ustalony został na 10 listopada. Dzwoniąc w tym dniu, dowiedzieliśmy się, że biegły z ruchu drogowego jest nadal w trakcie swojej pracy. Dlaczego to trwa tak długo? - Biegły jest spoza Przemyśla i ma jeszcze wiele innych czynności - wyjaśnił prokurator. Kolejny kontakt z prokuraturą ma być w przyszłym tygodniu. Być może wtedy zakończy się już śledztwo i poznamy jego wyniki. (Życie Podkarpackie)

* Radni miejscy zdecydowali, że droga wewnętrzna łącząca ulice Żołnierzy I Armii Wojska Polskiego i Nestora otrzyma patrona Tymona Terleckiego. Wniosek w tej sprawie złożyła Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa. Ulica jest położona w Parku Lubomirskich, obok budynków uczelnianych. Tymon Terlecki był wybitnym przemyślaninem, jednym z najważniejszych dwudziestowiecznych badaczy kultury polskiej. (Nowiny)

J A R O S Ł A W

Supernowoczesna pracownia rehabilitacyjna
* Łóżko wodne i światłowody, muzyka i zapachy. To wszystko zachęca do aktywności lub zapewnia spokój i bezpieczeństwo, redukuje stresy i napięcia nerwowe. Niepełnosprawne dzieci dostały one od Polskiej Telefonii Cyfrowej supernowoczesną pracownię rehabilitacyjną. Z pomocy Ośrodka Rehabilitacyjno - Edukacyjno - Wychowawczego w Jarosławiu korzysta 159 wychowanków z głęboką, znaczną i umiarkowaną niepełnosprawnością intelektualną oraz z wieloraką niepełnosprawnością narządową. Wychowankowie dowożeni są do placówek OREW w Jarosławiu i Oleszycach busami z terenu powiatów jarosławskiego, leżajskiego, lubaczowskiego, przemyskiego i przeworskiego.
- Stosujemy nauczanie całościowe, zintegrowane i wielozmysłowe, dobierając metody, techniki i formy pracy do indywidualnych możliwości rozwojowych dziecka - mówi Mariusz Mituś, dyrektor placówki. Jarosławską placówkę Polska Telefonia Cyfrowa wyposażyła w Salę Doświadczania Świata. Odbywają się tu zajęcia zgodnie z założeniem Snoezelen.
- Jest to metoda, w której terapeuta nie narzuca warunków własnych, ale podąża za dzieckiem, jest obok, a nie ponad dzieckiem, stara się odgadnąć świat jego przeżyć - wyjaśnia dyrektor Mituś. Przedmioty znajdujące się w salach są sztuczną namiastką otaczającego świata. Obraz wzmacniany jest muzyką i zapachem. Dziecko pod opieką terapeuty samo wybiera bodźce, które mu najlepiej odpowiadają. Polska Telefonia Cyfrowa od 2003 roku wyposażyła już 10 Sal Doświadczania Świata w całym kraju. W naszym regionie w Stalowej Woli a ostatnio w Jarosławiu. (Nowiny)

Gołębie zjadają kamienice...
* Piękna secesyjna fasada kamienicy w centrum miasta wygląda jak po ostrzale artyleryjskim. Zniszczona elewacja to nie dzieło wandali, ale… ptaków. Obok kamienicy przy ul. Słowackiego jest przystanek autobusowy. Przewija się tędy sporo osób. Gołębie siedzące na gzymsie nie uciekają na widok przechodniów. Pracowicie wydziobują kolejne fragmenty zabytkowej sztukaterii.
- Udomowione gołębie mają okres lęgowy przez cały rok. Stąd do budowy skorupek jaj niezbędne jest im wapno - wyjaśnia Przemysław Kunysz, prezes Przemyskiego Towarzystwa Ornitologicznego. Materiały, których używali przed stu laty murarze są w cenie wśród współczesnych hodowców ptaków. Dla swoich gołębi i kanarków wyszukują oni w miejskich ruinach fragmentów gzymsów i sztukaterii robionych na wapiennej zaprawie. Wapno stosowane przez dawnych budowniczych przed użyciem lasowane było w naturalny sposób przez wiele lat. Jest bez przemysłowych domieszek dlatego nie szkodzi ptakom.
- To idealne uzupełnienie ptasiej diety - dodaje Kunysz. Zjawisko nie jest odosobnione. W Przemyślu "żarłoczne" gołębie upodobały sobie secesyjną fasadę Dworca Głównego PKP. (Nowiny)

* Wystawa fotograficzna w Wojskowym Ośrodku Kultury uczciła trzydziestą rocznicę udziału żołnierzy Garnizonu Jarosław w misjach pokojowych, humanitarnych i stabilizacyjnych. Pomysłodawcą wystawy był Zbigniew Broś- prezes Stowarzyszenia Kombatantów Misji Pokojowych ONZ Koło Terenowe w Jarosławiu. - Ojczyzna nasza nękana najazdami, zaborami i okupacją wykształciła w nas tęsknotę za wolnością i pokojem - mówił podczas otwarcia wystawy, burmistrz Jarosławia, Janusz Dąbrowski. - Tych pragnień nigdy nie ograniczaliśmy jedynie do własnego kraju. Żołnierze polscy zawsze byli gotowi wspierać misje pokojowe na świecie. Na wystawie można oglądać około 250 zdjęć żołnierzy, którzy z Garnizonu Jarosław wyjeżdżali, by nieść pomoc humanitarną, dążyć do stabilizacji i utrwalać pokój w Egipcie, Syrii, Libanie, na terenach byłej Jugosławii, w Kosowie, Afganistanie czy Iraku. (Super Nowości)

P R Z E W O R S K

* Po kilkumiesięcznych przygotowaniach 4 listopada uruchomiono Gminne Centrum Informacji. usługi centrum są adresowane do osób bezrobotnych, zainteresowanych otwarciem działalności gospodarczej, dla uczniów i studentów. Z darmowych porad mogą skorzystać pracodawcy, niepełnosprawni i osoby chcące przekwalifikować się. Biuro gminnego Centrum Informacji mieści się przy Rynki 1 - wejście na wprost fontanny "amorki". Otwarte jest od poniedziałku do piątku, w godz. 8 do 19. W soboty od 8 do 16, Tel. 648-18-79.

R E G I O N

* Narodowy Fundusz Zdrowia zaproponował szpitalom nowe zasady refundowania leków onkologicznych. Fundusz będzie płacił tylko za taką ilość leku, jaka zostanie zużyta. Niby nie ma problemu, jednak po bliższym przyjrzeniu się temu pomysłowi włosy stają dęba. Otóż, jeśli pacjent nie zużyje całego opakowania leku, resztka, która pozostanie na dnie, nie zostanie zrefundowana. Zapłaci za nią szpital. Ale przecież można podać lek innemu pacjentowi - powie ktoś. I tu się pomyli. Nie można.
- Na razie NFZ płaci za całą butelkę, również za to, co nie zostanie zużyte i trafi do utylizacji. Jednak przepisy te mają się zmienić. Dlatego przygotowujemy się na taką ewentualność i będziemy ją rozważać w czasie negocjacji kontraktu z NFZ. Być może pogrupujemy pacjentów i tych z jednakowym schorzeniem będziemy prosili, by przychodzili na zabiegi w jeden dzień - mówi Andrzej Mruk, ordynator Centrum Onkologii w Rzeszowie. Będzie to trudne, a może nawet wręcz niemożliwe, bo nie da się sprowadzić na zabieg w ten sam dzień pacjentów, którzy pobierają leki z różną częstotliwością. Najprostszym rozwiązaniem byłoby sprowadzanie leków w butelkach różnej wielkości. To jednak nie jest możliwe, o czym NFZ świetnie wie, ale nic nie może zrobić.
- Nie mamy wpływu na wielkość butelek, w jakich konfekcjonowane są leki - poinformował Michał Rawikowski z biura prasowego NFZ w Warszawie. (Super Nowości)

PKP straszy likwidacją pociągów
* Kilka dni temu Polskie Koleje Państwowe przedstawiły nowy rozkład jazdy, który ma zostać wprowadzony 11 grudnia br. Wprawdzie pociągów ma być więcej niż obecnie, ale kolej straszy, że będą kursować tylko do końca roku. To na razie tylko propozycja. Zmiany, które PKP chce wprowadzić, są bardzo niepokojące dla pasażerów. Wiele pociągów miałoby zniknąć. Łącznie zostałoby 59 połączeń. Wedle propozycji ocalałyby tylko pociągi kursujące na trzech liniach: Rzeszów - Tarnobrzeg, Rzeszów - Przemyśl i Przeworsk - Tarnobrzeg. Poza tym miałyby kursować tylko trzy pociągi z Zagórza do Jasła i tyle samo w przeciwnym kierunku, jeden z Rzeszowa do Jasła i jeden z Jasła do Rzeszowa, dwa pociągi z Dębicy do Rozwadowa i dwa w odwrotnym kierunku, jeden pociąg z Jarosławia do Werchraty i z powrotem. Jednak, jak zapowiada kolej, jeśli wymienione połączenia mają w ogóle funkcjonować, to zarząd województwa musi zadeklarować, że wyłoży na nie taką samą sumę jak w br., czyli 17,5 mln zł. Jeśli zaś chce, żeby kursowało 151 pociągów, musi zabezpieczyć na połączenia kolejowe 41 mln zł. Rzecznik prasowy PKP Przewozy Regionalne Łukasz Kurpiewski wyjaśnia, że obecnie kursuje na Podkarpaciu 135 pociągów, ale dofinansowanie samorządu pokrywa zaledwie 39 procent potrzeb. - Jesteśmy przygotowani do wprowadzenia 11 grudnia pełnej oferty przewozowej, czyli 151 pociągów. Na razie zarząd województwa nie prowadzi z nami żadnych rozmów na temat nowego rozkładu jazdy, więc nie mamy podstaw, żeby dalej świadczyć usługi - zagroził. (Życie Podkarpackie)

* Za pacjenta, który zmarł w szpitalu przed upływem 12 godzin od przyjęcia go na oddział intensywnej opieki medycznej, NFZ nie zapłaci. Od takich projektów zaczęła się naprawa służby zdrowia. Ordynatorzy OIOM- ów mówią o tych zapisach wprost, że to skandal. Dzięki takim pomysłom może dojść do odsyłania pacjenta w ciężkim stanie od szpitala do szpitala. 90 procent wszystkich badań, i to najdroższych, wykonuje się pacjentowi przyjmowanemu na oddział intensywnej opieki medycznej w pierwszych godzinach pobytu. Tomografia komputerowa kosztuje 400 zł, a komplet badań laboratoryjnych 200 zł. Te badania pozwalają ocenić stan zdrowia chorego, ewentualne obrażenia i podjąć właściwe leczenie. Sprawa dotyczy kilkuset chorych rocznie w każdym ze szpitali. Jeżeli NFZ nie będzie płacił za pacjentów, którzy mimo dobrze podjętego leczenia umrą, szpitale będą pogrążać się w długach. Kolejnym według lekarzy "chorym pomysłem" jest płacenie za pierwsze 72 godziny opieki nad pacjentem po operacji tym oddziałom, na których byli operowani, a nie OIOM- om, na których powinni się znaleźć. - To znacznie zmniejsza ich szanse na przeżycie - podkreśla w liście protestacyjnym do NFZ prof. Ewa Mayzner-Zawadzka, krajowy konsultant ds. anestezjologii i intensywnej opieki medycznej. NFZ tłumaczy, że nowe przepisy mają tylko ograniczyć nadużycia, do których dochodziło bo szpital rejestrował pacjenta na OIOM-ie nawet wtedy, gdy umarł on jeszcze na oddziale ratunkowym. Jako że w koszty każdej operacji wliczony jest pobyt pooperacyjny pacjenta na tym oddziale, a chory trafiał po operacji na OIOM, to NFZ podwójnie za niego płacił, a doba na oddziale intensywnej opieki kosztuje od 1200 zł do 2400 zł.
- To tylko projekt, nie są to jeszcze końcowe ustalenia, na pewno będziemy się konsultować w tej sprawie z profesor Ewą Mayzner-Zawadzką - zapewnił Andrzej Troszyński z biura prasowego NFZ w Warszawie. Przepis jednak, mimo obiecanych konsultacji, znajduje się w materiałach konkursowych zawartych w umowach na udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej na 2006 rok, które będą podpisywane już w najbliższych dniach przez dyrektorów szpitali.
- Tylko fundusz jest władny zmienić ten zapis przed przystąpieniem do podpisywania kontraktów. Myślę, że tak się stanie - mówi Janusz Solarz, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala nr 2 w Rzeszowie. - Projekt jest bowiem bardzo niekorzystny dla szpitala i pośrednio dla pacjenta. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

Zatruli się spalinami
* Dwoje obywateli Ukrainy nocując w jednym z garaży przy ulicy Słowackiego zatruło się śmiertelnie spalinami. W czwartek, 10 listopada, Zafar A., obywatel Ukrainy, od wczesnego rana poszukiwał w Przemyślu swego znajomego Walerego Ch. Wiedział, że Walery podczas częstych pobytów w Przemyślu zatrzymywał się u swojego znajomego, który mieszka przy ulicy Słowackiego. W mieszkaniu jednak nikogo nie było, bo jak się później okazało - właściciel przebywał w sanatorium. Zafar znał zwyczaje Walerego i wiedział, że trzyma on swoje stare BMW niedaleko, w jednym z garaży usytuowanych przy podjeździe do dawnej siedziby ZOZ, więc tam poszedł. Drzwi do garażu były prowizorycznie zamknięte od wewnątrz, ale otworzył je z łatwością. W środku stało jasnozielone BMW, w którym na rozłożonych siedzeniach leżał Walery przykryty jakimś pledem, a obok jakaś kobieta. Oboje wyglądali na śpiących. Kiedy Zafar dotknął Walerego, żeby go obudzić, wyczuł zimne i sztywne ciało. Szybko zorientował się, że oboje nie żyją. Zadzwonił po pogotowie. Lekarz, który przyjechał, potwierdził zgon i powiadomił policję. Na podstawie wstępnych ustaleń można było podejrzewać, że 40-letni Walery i 34-letnia Aleksandra S. (również obywatelka Ukrainy) zmarli na skutek zatrucia spalinami. Noc była wtedy chłodna i być może Walery włączał co jakiś czas silnik, żeby się zagrzać. Technicy policyjni i przybyły na miejsce prokurator nie znaleźli żadnych śladów działania osób trzecich, więc już wtedy z dużą dozą prawdopodobieństwa można było wykluczyć jakiekolwiek działanie przestępcze. Sekcja przeprowadzona w poniedziałek potwierdziła, że przyczyną śmierci było zatrucie spalinami. (Życie Podkarpackie)

* Dwie osoby nie żyją, jedna z poważnymi obrażeniami leży szpitalu. To skutek tragicznego, czołowego zderzenia samochodów, do którego doszło wczoraj rano na krajowej "czwórce". Jest 7.50. Przez Łańcut w kierunku Rzeszowa mknie granatowy volkswagen golf na gdańskich numerach rejestracyjnych. Na ul. Kościuszki, poniżej stacji benzynowej, policjanci próbują zatrzymać samochód do kontroli. Kierująca golfem kobieta przyspiesza i zaczyna uciekać. W pościg za nią rusza radiowóz. Pędzące z olbrzymią prędkością auto mija kolejne samochody, łamiąc przepisy ruchu drogowego. Na ostrym łuku, tuż za wzniesieniem w Kraczkowej, kobieta traci panowanie nad kierownicą i przez podwójną linię ciągłą zjeżdża na przeciwległy pas ruchu. Osobowy volkswagen z wielkim impetem uderza w nadjeżdżającą z naprzeciwka ciężarówkę. Samochody stają w płomieniach.
- Siedziałem w domu i usłyszałem potężny huk - relacjonuje Adam Siłka, mieszkaniec Kraczkowej. - Od razu wybiegłem na jezdnię i zobaczyłem płonące auta. Ktoś wolał o pomoc. Jak najszybciej wyjęliśmy z ciężarówki pasażera, który jeszcze żył. Do szpitala odwiozła go karetka. Jak ustaliliśmy, ranny mężczyzna jest przytomny. Ma złamane nogi, jest poparzony i potłuczony, ale jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Niestety, kierowców obu aut (kobiety i mężczyzny) nie udało się wyciągnąć z palących się wraków. Przerażenia widokiem nie kryli policjanci.
- Siła uderzenia musiała być potężna, bo nawet ciężkie części samochodu osobowego zostały rozrzucone w promieniu kilkudziesięciu metrów - mówi mł. insp. Andrzej Gładki z wydziału ruchu drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. - Tył golfa został oderwany od reszty auta i zatrzymał się na jezdni kilkanaście metrów dalej. Zwłoki zostały zwęglone do tego stopnia, że trudno ustalić płeć ofiar. Widziałem już wiele wypadków, ale tak przerażającego jeszcze nigdy. Podczas zderzenia aut na jezdnię rozsypały się setki paczek papierosów, prawdopodobnie przemycanych zza wschodniej granicy.
- Przypuszczamy, że kobieta nie zatrzymała się do kontroli policyjnej, bo przewoziła papierosy bez polskich znaków akcyzy - mówi Tadeusz Dubiel z komendy powiatowej policji w Łańcucie. - Prawdopodobnie wystraszyła się kary i dlatego uciekała. Ponieważ jechała bardzo szybko, a jezdnia była śliska, doszło do zderzenia. Na pewno winy za wypadek nie ponosi kierowca ciężarówki, który jechał zgodnie z przepisami. (Nowiny)

* trzej młodzi mieszkańcy powiatu przemyskiego zostali zatrzymani przez policję i przed sądem odpowiedzą za zniszczenie policyjnego radiowozu. Podczas meczu pomiędzy przemyskim Czuwajem, a JKS Jarosław, w Przemyślu przy ul 22 Stycznia, chuligani obrzucili kamieniami radiowozy. Uszkodzone zostało nadwozie jednego z pojazdów. Zatrzymano trzech podejrzanych: 16-letniego Łukasza, 15-letniego Michała i 19-letniego Arkadiusza.

* Kierowca samochodu, który przemycał papierosy, zostawił go i uciekł. Celnicy znają jego personalia. Jest mieszkańcem Przemyśla. W miniony weekend na drogowym polsko-ukraińskim przejściu granicznym w Medyce celnicy rewidując iveco znaleźli w nim 2470 paczek papierosów. Kiedy funkcjonariusze kończyli przeszukanie auta, jego kierowca zostawił paszport, dowód rejestracyjny i poszedł sobie.

Reklama