Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 27.06-03.07.2005 r.

Przemyśl

Kradną nawet kwiaty...
* Złodzieje kradną z klombów kwiaty i krzewy ozdobne. W sądzie zapadł wyrok w sprawie jednego z takich szkodników. Szykują się następne.
- Dobrze się stało, że sprawa okradania miejskich zieleńców znalazła swój finał w sądzie. Może ten wyrok ostudzi zapędy drobnych złodziejaszków i zniknie problem kradzieży kwiatów - mówi Witold Wołczyk z Kancelarii Prezydenta Miasta Przemyśla. Niedawno przy ulicy Franciszkańskiej i Placu Niepodległości w estetycznych żardinierach wokół ozdobnych wiązów ogrodnicy posadzili złociste i śmietankowe szczodrzeńce, karłowatą kosówkę, na zmianę z berberysem a całość dopełnili krzewami ścielącego się jałowca. Niestety, już pierwszej nocy ktoś ukradł kilka sadzonek. Dlatego gazony przy ulicy Franciszkańskiej przez jakiś czas zostały objęte specjalnym nadzorem Straży Miejskiej. Mimo to skradziono większość roślin. Władze samorządowe w br. wyłożyły z budżetu blisko 20 tysięcy złotych na upiększenie miasta. Wystarczyło również na klomby w innych częściach Przemyśla; w Rynku przed Ratuszem, przy Rybim Placu i przy Placu Konstytucji. Zwiększyło to pole działania dla złodziei. 46-letniego Bogusława R. strażnicy zatrzymali na jednym z gazonów w środku nocy. Wyrokiem sądu obwinionego skazano na karę grzywny i obowiązek naprawienia wyrządzonej szkody. - Na tym nie koniec, wiemy już o zatrzymaniach kolejnych sprawców, a służby porządkowe zwrócą szczególną uwagę na ten problem - ostrzega potencjalnych złodziei Wołczyk. (Nowiny)

* Już w ubiegłym roku producenci rzepaku z terenu byłego woj. przemyskiego mieli duże problemy z jego sprzedażą, ale wiele wskazuje na to, że był to przysłowiowy pryszcz w porównaniu z kłopotami, jakie mogą dotknąć ich za 3-4 tygodnie. Być może, część rolników nie będzie miała nawet po co wychodzić w pole, marnując czas, paliwo i swoje zdrowie na nikomu niepotrzebne żniwa i "niechciane" plony. Przez kilka ostatnich lat nie było takich dylematów. Warszawskie Zakłady Przemysłu Tłuszczowego SA kontraktowały określone ilości potrzebnego im ziarna i za pośrednictwem dwóch dużych centrów skupowych, w Oleszycach i Orłach, odbierały rzepak, płacąc dobrze i terminowo. W roku ubiegłym rzepakowe "dolce vita" skończyło się, bo mimo wcześniej podpisanych umów, odbiorca ze stolicy zmienił nie tylko cenę, ale i zasady odbioru ziarna, w myśl których koszty jego transportu (do Warszawy lub wyznaczonych baz skupowych) spadły na barki rolników. Jak mówią znawcy tematu, tegoroczny skup ziarna rzepaku na terenie byłego woj. przemyskiego zapowiada się bardzo nieciekawie, a tu, jak na złość, zanosi się na niezły plon. Jeden po drugim wycofują się ze skupu zakłady przetwórcze oraz firmy będące pośrednikami pomiędzy nimi a producentami. Ci, co pozostają na placu boju (np. zakłady tłuszczowe w Bodaczowie) nie mają żadnej gwarancji, że będą mogli w miarę rozsądnym terminie wypłacić należność rolnikom. W podobnej sytuacji są też firmy myślące o eksporcie, bo nie mają pewności, że otrzymują należne dopłaty. Arkadiusz Dźwierzyński, kierujący FHU "Centrum Zbożowe" w Orłach potwierdza te obawy. - Żniwa zaczną się u nas między 15 a 20 lipca, a my, podobnie jak rolnicy, nie wiemy na czym stoimy. Chcemy rzepak skupić, nawet w granicach 3 tys. ton, jak w roku ub., ale dzisiaj nie mogę tego jeszcze na sto procent potwierdzić. W "czarnym scenariuszu", pozostanie nam tylko skup zboża, ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie... Lucjan Kuźniar, właściciel firmy "Biopal" w Gaci, będzie w br. skupował ziarno od rolników z powiatów przeworskiego, jarosławskiego i lubaczowskiego. Myśli o zakupie od nich 3 tys. ton ziarna, a ponadto 1 tys. ton od tych producentów rzepaku, których potencjalni odbiorcy zrezygnowali ze skupu. - Nie ukrywam, że są ogromne trudności ze zbytem oleju i makuch, niemniej jednak podejmiemy ryzyko i rzepak będziemy kupować. Mamy swoich odbiorców i kontakty, a wraz z nimi zbyt na pewne ilości ziarna ponad to, co potrzeba nam do produkcji. Rzepak, to nie pszenica, która może spokojnie poleżeć. Zebrane z pola ziarno musi w ciągu 2-3 dni trafić do suszenia, do specjalistycznego magazynu, jakim dysponują m.in. firmy z Orłów i Gaci, bo inaczej ulegnie zepsuciu. Zbiory na terenie byłego woj. przemyskiego będą jednak dużo wyższe, niż możliwości skupu, więc istnieje realna obawa, że sporo ziarna może się zmarnować i dla części rolników tegoroczne plony mogą okazać się... przekleństwem. Podobnie jak w ub. roku daje o sobie znać brak ustawy o biopaliwach "uwalanej" przez lobbystów i zawetowanej przez prezydenta RP. Sejm jakoś do niej nie powraca, choć chodzi o byt setek tysięcy ludzi w całym kraju. Wbrew temu, co wygadywano w akcji "upupiania" biopaliw, cała Europa produkuje je ze znacznie większą domieszką roślinnych komponentów, niż zakładała polska ustawa. Tamtejsi rolnicy mają zbyt na swoje plony i śpią spokojnie, a naszym pozostały kłopoty. Niektórym, być może, przyjdzie teraz dorodny rzepak zaorać lub nawet spalić... (Super Nowości)

"Żbik-21" na drodze do Kosowa
* Tydzień temu Polsko-Ukraiński Batalion Sił Pokojowych uzyskał certyfikat dopuszczający do udziału w misji pokojowej. Godzina "0" wybije dla niego 1 września br.
- Ostatni sprawdzający egzamin żołnierze zaliczyli na "5" - po batalionowych ćwiczeniach taktycznych "Żbik-21" w Trzciańcu, z dumą w głosie zakomunikował gen. bryg. Mirosław Rozmus, dowódca 21 Brygady Strzelców Podhalańskich.
- Służba w Kosowie to jest dla nas wielkie wyzwanie - przyznaje ppłk dypl. Jerzy Mizgała. W Kosowie będzie dowodził XIII zmianą Polskiego Kontyngentu Wojskowego. - Do misji, trzeciej w historii batalionu, jesteśmy dobrze przygotowani. Na Bałkany samolotami poleci 270 żołnierzy polskich oraz 248 ukraińskich (pod wodzą ppłk. Wiktora Kopaczyńskiego). Na miejscu dołączy do nich pluton litewski. Pod koniec II dekady września "zmiennicy" mają przejąć od poprzedników wyznaczoną strefę odpowiedzialności w rejonie miejscowości: Strpce, Drajkovce, Kacanik i Globocica. Dzięki działaniom Międzynarodowej Brygady "Wschód", przy aktywnym udziale (od 2000 r.) wojskowych z Polski i Ukrainy jest tam znacznie spokojniej i bezpieczniej niż kiedyś. Ale obecność naszych żołnierzy jest wciąż potrzebna. Tamtejsza ludność obawia się skutków ewentualnego opuszczenia jej prowincji przez siły międzynarodowe.
- Myślę, że damy sobie radę - twierdzi szer. Adrian Firak (22 lata). To jeden z żołnierzy "Polukrbatu", którzy pierwszy raz w życiu będą mieli okazję sprawdzić się na zagranicznej misji. Stopień ryzyka jest nieporównywalny do tego w Iraku, ale...
- Nie zawiodą się na nas! - zapewnia ppor. Tomasz Mika (31 lat). Siebie i swoich kolegów uważa za profesjonalistów. Ale dobrze wie, że jednym z warunków pełnego powodzenia jest żołnierskie szczęście. 3 września 2005 r. pożegnamy ich w Przemyślu. Dokładnego terminu powrotu i powitania w 2006 na razie nie zna nikt. (Nowiny)

* Po raz dziesiąty i… ostatni odbyła się Gala Dyplomów uczennic Zespołu Szkół Odzieżowych i Ogólnokształcących im. Armii Krajowej. Szkoła powstała w 1924 z inicjatywy nauczyciela Ignacego Żukowskiego i nosiła nazwę: Żeńska Szkoła Zawodowa TSL. Mieściła się przy ul. Czarnieckiego oraz w części gmachu sióstr felicjanek. W 1932 r. przeprowadzono reformę oświaty. Wtedy też Średnia Szkoła Zawodowa Żeńska TSL została przekształcona w Prywatne Gimnazjum Krawieckie TSL. Działalność szkoły została przerwana w 1939 r. przez wybuch wojny. Władze okupacyjne rozwiązały Towarzystwo Szkoły Ludowej. W 1940 r. okupanci zezwolili na otwarcie Publicznej Szkoły Rzemieślniczej dla krawczyń. Szkoła ta działała do 1944 r. - wówczas utworzono Prywatne Żeńskie Gimnazjum Krawieckie, które w roku szkolnym 1944-45 zostało upaństwowione. 30 sierpnia 1951 r. zarządzeniem Centralnego Urzędu Szkolnictwa Zawodowego przeprowadzono reorganizację szkoły. Utworzono Zasadniczą Szkołę Zawodową i Technikum Przemysłu Odzieżowego pod patronatem Ministerstwa Przemysłu Drobnego i Rzemiosła. W 1958 r. otwarto Technikum Przemysłu Odzieżowego na podbudowie zasadniczej szkoły zawodowej. Rok szkolny 1976-77 przyniósł decyzję połączenia Zasadniczej Szkoły. 10 maja 1997 r. szkoła otrzymała sztandar i imię Armii Krajowej. Tradycją szkoły stały się gale dyplomowe uczniów klas maturalnych.
- Dziesięć lat gali to dziesięć pokazów, setki uczniów, setki kilogramów dodatków i tysiące metrów materiałów - mówiła Małgorzata Miler, dyrektorka szkoły na dziesiątej i ostatniej zarazem Gali Dyplomowej. Jubileusz był okazją do podsumowania wszystkich pokazów. Pierwsza Gala Dyplomów odbyła się 16 kwietnia 1996 r. Podczas drugiej prezentowane były ubiory klasyczne. Trzecią zdominowały kreacje zainspirowane twórczością impresjonistów i artystów Młodej Polski, czwartą - szaleństwa XXI wieku, czyli suknie wieczorowe, ślubne i awangardowe. Piąta gala odbyła się pod hasłem "Piękni o każdej porze dnia i nocy". Podczas szóstego pokazu prac dyplomowych dominowały ubiory na lato, siódmego - folklor, kultura i sztuka ludowa, ósmego - stroje regionalne państw Unii Europejskiej, dziewiątego - trendy ekologiczne i stroje wykonane z tkanin naturalnych: lnu, bawełny i materiałów skóropodobnych. Dziesiąta Gala Dyplomów, która odbyła się 17 czerwca w Centrum Kulturalnym, prezentowała motywy złota i srebra w wydaniu wiosennym, letnim, jesiennym i zimowym. (Życie Podkarpackie)

PWSW raczej nie w tym roku...
* Oddala się szansa szybkiego przekształcenia Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Państwową Wyższą Szkołę Wschodnioeuropejską. Z pomysłem przekształcenia uczelni wystąpił jej Senat. W nowych strukturach miałoby powstać m.in. Collegium Ukrainicum. Szansę studiowania w szkole oprócz Polaków otrzymaliby studenci z Ukrainy. Przeciwko powstaniu Państwowej Wyższej Szkoły Wschodnioeuropejskiej ostro zaprotestowali kombatanci, a w ślad za nimi poseł Zygmunt Wrzodak (LPR). Przeciwnicy obawiają się, że nowa przemyska uczelnia będzie fałszować historię i dodatkowo wzmocni środowisko ukraińskie na Podkarpaciu. Takie argumenty przerażają Jana Drausa, rektora PWSZ. Jego zdaniem już czas skończyć z konfliktami i otworzyć granice na wschód. Jan Musiał, kanclerz PWSZ uważa natomiast, że wspólne studiowanie Polaków i Ukraińców to najlepsze lekarstwo na fobie narodowościowe. Decyzja o przekształceniu uczelni należy do ministra edukacji narodowej i sportu. Skierowany tam wniosek czeka na rozpatrzenie. Bez wątpienia Państwowa Wyższa Szkoła Wschodnioeuropejska nie ruszy w tym roku. Ministerstwo rozdzieliło już pieniądze na przyszły rok szkolny dla państwowych szkół zawodowych. Przemyska uczelnia nie dostała dodatkowych pieniędzy. Jan Musiał, kanclerz PWSZ w Przemyślu, zapewnia jednak, że nie zrezygnują ze starań o przekształcenie uczelni. (Nowiny)

Zamknięte kąpielisko...
* Miejskie kąpielisko miało ruszyć 1 lipca. Nie ruszy. W Przemyślu w Sanie można się kapać tylko na własną odpowiedzialność. Pierwsze badania przeprowadzone na początku czerwca wykazały, że poziom zanieczyszczeń jest zbyt duży. Wtedy sanepid wiązał to z dużymi opadami deszczu. Są już jednak kolejne wyniki i one również - mimo braku opadów - nie są pomyślne. Andrzej Borowski z powiatowej stacji sanitarno-epidemiologicznej w Przemyślu mówi: - Niestety, pod względem mikrobiologicznym wyniki są kiepskie. Analiza próbek, pobranych 21 czerwca, wykazywała, że woda w Sanie nie odpowiada normom. Na razie zgody na uruchomienie kąpieliska nie będzie. Nie przesądza to jednak sprawy na całe lato. Za kilka dni powtórzymy badania. Jeśli sytuacja się poprawi, kąpielisko ruszy. Co więcej, ostatni komunikat wojewódzkiego inspektora sanitarnego informuje, że również w Jarosławiu woda na Sanie nie nadaje się do kąpieli. Nie ma tam wprawdzie regularnego miejskiego kąpieliska, ale służby sanitarne zbadały miejsce tradycyjnie wykorzystywane do kąpieli. Z oficjalnych kąpielisk dopuszczone do użytku są m.in. zalew w Radawie i Radymnie. (Życie Podkarpackie)

* Marta Dudek (22 l.) od 14 miesięcy walczy o przywrócenie renty. ZUS odmówił wypłaty, chociaż stwierdził, że kobieta nadal cierpi na te same dolegliwości. Urzędnicy tłumaczą się zmianą przepisów.- Dla nas ta renta, czyli 460 złotych, była sporym wsparciem. Teraz, gdy jej nie dostaję, ledwo wiążemy koniec z końcem. Brakuje na wszystko - opowiada pani Marta. Otrzymuje jedynie 140 złotych zasiłku pielęgnacyjnego. Utrzymują się z tego, co dostaje mąż Eryk (26 l.). Jego renta razem z zasiłkiem pielęgnacyjnym i na dziecko to 610 złotych. Na utrzymaniu państwo Dudkowie mają 3-letniego synka Gracjana. Pani Marta chorowała na skoliozę. Kilka lat temu przeszła operację kręgosłupa. Od chwili ukończenia 18 lat, i opuszczenia Domu Dziecka, dostawała rentę socjalną. W marcu 2004 r. ZUS odmówił jej dalszego wypłacania renty, powołując się na opinię lekarzy orzeczników. Urzędnicy tłumaczyli to tym, że pani Marta, pomimo, że jest niepełnosprawna, to nie została uznana za trwale niezdolną do pracy, lecz tylko częściowo. Kiedyś, przed zmiana przepisów, wystarczało tylko orzeczenie o niepełnosprawności. Kobieta nie zgadza się z takimi ustaleniami.
- Mam zaświadczenie lekarza specjalisty z Poradni Ortopedycznej Wojewódzkiego Szpitala w Przemyślu. Po badaniach stwierdził u mnie trwałe kalectwo i niezdolność do pracy fizycznej i siedzącej - mówi pani Marta. Decyzję ZUS-u zaskarżyła do sądu. W październiku 2004 r. przemyski Sąd Okręgowy oddalił jej skargę. Wtedy odwołała się do Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie.
- Poinformowano mnie, że sprawa ponownie trafiła do Przemyśla. Decyzja miała być znana do miesiąca. Minęły dwa i nic nie wiadomo. Od przeszło roku nie mam renty i nie mogę podjąć żadnej pracy. Z czego mam żyć? - żali się pani Marta. (Nowiny)

Fałszywa 13!
* 29 czerwca policja ewakuowała mieszkańców bloku nr 13 na osiedlu Rogozińskiego w Przemyślu. Powodem miała być bomba podłożona gdzieś w bloku. Około godziny 17 do mieszkanki bloku nr 13 na os. Rogozińskiego zadzwonił mężczyzna, który powiedział, że wysadzi blok w powietrze. Kobieta powiadomiła policję. Funkcjonariusze ewakuowali wszystkich mieszkańców ośmioklatkowego bloku (około 250 osób) i rozpoczęli przeszukiwanie piwnic, balkonów, pobliskich krzaków, koszy na śmieci. - Ja tam nie wierzę w bombę, to jakiś głupi żart - mówili ewakuowani mieszkańcy. - Ta kobieta, która powiadomiła policję o podłożeniu bomby, chyba jest nietrzeźwa - dopowiadali inni. Po około godzinie poszukiwań, okazało się, że bomby rzeczywiście nie było. Policjanci przepytali kobietę, sprawdzili jej telefon komórkowy, na który dzwonił mężczyzna grożący wysadzeniem bloku. Nie udzielili dziennikarzy żadnych informacji dotyczących ustaleń, jakich dokonali. Do akcji zostało zmobilizowanych wiele osób i sprzętu, m.in. jednostka pirotechniczna, pięć radiowozów, dwie sekcje straży pożarnej, karetka, pogotowie gazowe i elektryczne. Nieznane są jeszcze koszty tej akcji. Policja zajęła się wyjaśnianiem wszystkich okoliczności dotyczących tego zdarzenia. (Super Nowości)

* Kilkadziesiąt martwych gołębi i piskląt przez trzy tygodnie gniło na strychu kamienicy. Potworny fetor rozkładających się ptaków i roje much utrudniały pracę kilku instytucji. Urzędnicy z administracji zareagowali dopiero po naszej interwencji. Nieprzyjemny odór wydobywający się zza stalowych drzwi strychu pracownicy biur w kamienicy wyczuli ponad dwa tygodnie temu.
- Interweniowałam w ADM-ie. Przyszedł jakiś urzędnik, nie przedstawił się z nazwiska tylko z przynależności partyjnej i poinformował, że likwidują problem gołębi. Zapewnił, że uprzątną padłe sztuki, ale dopiero za kilka dni - mówi Barbara Tkacz, pracownica biura poselskiego. Upały przyśpieszyły proces rozkładu.
- W czwartek tak strasznie śmierdziało, że aż dostałam mdłości - denerwuje się Teresa Kwitek, szefowa biura fundacji "Auxilium". Służby Powiatowego Lekarza Weterynarii zabrały jednego gołębia.
- To na wszelki wypadek, gdyby ewentualnie trzeba było wykonać próby toksykologiczne na obecność trucizny. A wiadomo, że to bardzo kosztowna sprawa - zastrzega Marek Basta, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Przemyślu. Pracownicy ADM-u zmobilizowani naszym dochodzeniem uprzątnęli rozkładające się ptaki. - W obawie o zdrowie ludzi konieczna jest dezynfekcja całego poddasza - mówi Andrzej Borowski z Powiatowej Stacji Epidemiologii. Zarządcy kamienicy nie mają sobie niczego do zarzucenia. - Są inne sposoby na rozwiązanie problemu aniżeli trucie gołębi. Jeśli ktoś zawinił z naszej strony, to poniesie konsekwencje - zapewnił nas Zbigniew Duszyk prezes Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Przemyślu. Niewykluczone, że sprawą zajmie się prokurator. (Nowiny)

J A R O S Ł A W

* Znana piosenkarka Irena Jarocka, była gościem IV edycji Salonu Literackiego we Dworze "Hetman". Na spotkaniu poetycko - muzycznym pt. "Za witrażem szklanych marzeń" czytano wiersze dzieci i młodzieży ze szkół z Muniny, Soniny, Jarosławia oraz osób niepełnosprawnych, poetów amatorów i profesjonalnych. - Znalazłam się w jakimś magicznym świecie - skomentowała wzruszona Irena Jarocka. - Zjeździłam Polskę przez lata pracy artystycznej, ale widać musiałam dojrzeć, by zauroczyć się Jarosławiem. W recitalu piosenkarka zaśpiewała przeboje sprzed lat, wciąż chętnie słuchane przez różne pokolenia: "Gondolierzy znad Wisły" "Motylem jestem", "Odpływają kawiarenki", "Kocha się raz". Od 15 lat mieszka w USA, gdzie koncertuje i promuje kulture polską. Salon Literacki wymyśiiła Grażyna Stopa, prezes Stowarzyszenia "Grupa Poetycka".
- Bardzo było nam potrzebne takie miejsce. Gościny udzielają nam państwo Janina i Władysław Wyczawscy, właściciele hotelu "Hetman", w adoptowanym dworze z początku XIX w. W ten sposób kontynuowane są kulturalne tradycje polskich dworów - mówi. Salon działa od początku tego roku. Jego bywalcami są dzieci, dorośli, osoby zdrowe i niepełnosprawne. Łączy ich ta sama pasja: miłość do poezji. Wczesniej ich wiersze na salonowych spotkaniach interpretowały aktorki m.in. Ewa Błaszczyk , Beata Zarembianka, Dorota Segda. Tutaj odbywa się prawdziwa integracja poprzez sztukę, poezję i muzykę. (Nowiny)

Stypendia za rachunki...
* Dzieci z rodzin wielodzietnych i niepełnych rodzin miały dostać wysokie stypendia. Urzędnicy dali ich rodzicom tydzień na przedstawienie rachunków na pomoce naukowe i ubrania. Inaczej pieniędzy nie będzie. Hojsakowie mają trzynaścioro dzieci. Urzędnicy wyliczyli, że siedmiorgu z nich należy się stypendium. W sumie 2,5 tys. zł. Skąd rachunki na taka kwotę, skoro rodzinie brakuje nawet na chleb?
- Podanie o stypendia złożyliśmy w styczniu. Nikt nie mówił o rachunkach. Decyzję o przyznaniu pieniędzy dostaliśmy 24 czerwca, a rachunki mamy dostarczyć do końca miesiąca - żali się Zbigniew Hojsak Urzędnicy mogli wysłać zawiadomienia dopiero po uprawomocnieniu uchwały, czyli po 30 maja br. - twierdzi Zofia Krzanowska, rzecznik burmistrza. 2,5 tys. zł to ogromna pomoc dla Hojsaków. Oboje nie pracują. Zbigniew zbiera złom. Pieniędzy brakuje na wszystko. Na zgromadzenie rachunków w tak krótkim czasie nie maja szans. Pieniądze przepadną. W podobnej sytuacji są inni mieszkańcy Jarosławia, których dzieciom przyznano pomoc finansową. - Dostałam decyzję tylko na 360 zł, ale nawet na taka sumę nie jestem w stanie przedstawić rachunków - żali się młoda matka z ul. Rybackiej. (Nowiny)

R E G I O N

Tania alternatywa kusi...
* Drastyczne podwyżki cen na stacjach benzynowych sprawiły, że kwitnie handel paliwem z Ukrainy. Na litrze takiej benzyny bezołowiowej kupionej w Rzeszowie można oszczędzić 1 zł, w Przemyślu - 1,20 zł. Gdy tylko nadarzyła się okazja Maciej z Rzeszowa kupił benzynę przywiezioną ze Lwowa. Teraz robi to regularnie - Na litrze oszczędzam 94 gr. Na całym baku - prawie 40 zł - wylicza. - Nie mam skrupułów. Nie stać mnie na nasze paliwo. Właściciele stacji benzynowych z regionu są przerażeni. - W ciągu ostatnich trzech lat, z powodu nielegalnego napływu paliw ze wschodu, sprzedaż oleju napędowego spadła nam o połowę, benzyn o ok. 30 proc. - wylicza Jacek Szpakowski, prezes stowarzyszenia "Moja Stacja", które skupia kilkudziesięciu właścicieli prywatnych stacji z regionu. - Problem nie dotyczy już tylko miejscowości graniczących z Ukrainą. Paliwem handlują w całym województwie. Zgodnie z prawem kierowca może wwieźć do Polski pełen bak i zużyć na własne potrzeby. - W przypadku autobusów nie może być to więcej niż 200 l. Wypompowywanie benzyny z baku i sprzedawanie jej jest nielegalne - mówi Majka Hiż z Ministerstwa Finansów. Z różnicy cen paliw korzystają nie tylko polscy handlarze. Intratny interes zwietrzyli także Ukraińcy, którzy sprzedają benzynę na bazarach. Handel odbywa się jawnie na osiedlach, podwórkach i przy drogach. W okolicach Ustrzyk Dolnych ropę można zamówić nawet z dostawą do domu. Przy zakupie całego baku litr kosztuje 2,5 zł.
- Dopóki u nas paliwa są tak drogie, ludzie będą kupowali tańsze ze wschodu, żeby zaoszczędzić. Wystarczyłoby obniżyć akcyzę, a ceny by wyraźnie zmalały - przekonuje Jacek Szpakowski. (Nowiny)

Palą nawet... majeranek!
* Jeśli się przyśni, oznacza, że ktoś cię kocha. Mało kto potrafi sobie bez niego wyobrazić np. poczciwe flaczki. Komu jednak przyszłoby do głowy zrobić sobie z niego skręta i zapalić? Chodzi o... majeranek. Wygląda na to, że eksperymenty młodzieży z różnymi substancjami i roślinami, których spożycie w takiej czy innej formie powinno dać efekt odlotu, graniczy już z absurdem. O tym, że wśród tych środków znalazł się też majeranek, poinformowała nas jedna z tegorocznych rzeszowskich maturzystek. Roślina ta robi sporą furorę, choć jak udało się nam dowiedzieć, trudno w jej przypadku mówić o jakimś działaniu odurzającym. Chociaż..?
- Koledzy mówili mi, że np. jak się przypali majeranek na patelni, to rozchodzi się... hm... jakaś dziwna woń - mówi moja 19-letnia rozmówczyni. - Znajomi, którzy już go palili w skrętach, twierdzą, że jednak trochę po nim dymi pod czachą. W poradni uzależnień Stowarzyszenia Karan w Rzeszowie słyszeli o różnych "wynalazkach" stosowanych przez młodzież, o majeranku jednak nie.
- Złą robotę w takich przypadkach robi jednak internet - mówi miły kobiecy głos przez telefon. I rzeczywiście. Bez trudu trafiliśmy w sieci na różne cudowne przepisy mieszanek do palenia. W każdej z nich występują nazwy roślin, których wykorzystanie do odurzania się nikomu normalnemu nie przyszłoby do głowy. Zbigniew Kocój, policjant z wydziału antynarkotykowego KWP w Rzeszowie, stwierdził krótko: - Co roku na wakacje pojawiają się jakieś "wynalazki". A wakacje już się rozpoczęły. Może nawet i nie pisalibyśmy na temat palenia majeranku przez rzeszowską młodzież, bo pomysł wydaje się kretyński, gdyby nie to, że od takich właśnie niewinnych eksperymentów często zaczyna się tragiczny w skutkach kontakt z prawdziwymi narkotykami. A wówczas pukanie się w głowę może już nie wystarczyć. (Super Nowości)

* Nauczyciele, głównie świeżo po studiach, biegają od szkoły do szkoły łudząc się, że uda im się znaleźć pracę. Niepotrzebnie. Etatów nie ma, bo klas i godzin jest coraz mniej, a na emeryturę odchodzi niewielu pedagogów.
- Niedługo urośnie mi na biurku metrowy stos podań o pracę - mówi Henryk Brzozowski, dyrektor SP nr 25 w Rzeszowie. Grubo ponad setka podań piętrzy się też w sekretariacie VIII LO w Rzeszowie.
- Najwięcej od anglistów, matematyków i wuefistów. Nic im nie możemy zaoferować, bo sami nie wiemy, czy dla obecnej kadry nie zabraknie godzin. Czekamy, aż zakończy się nabór do pierwszych klas. Każdy uczeń jest dziś cenny - przyznaje Zofia Kanicka, z-ca dyr. VIII LO. Opasłe segregatory leżą także w Gimnazjum nr 7.- Ludzie odchodzą zrezygnowani, ale niż i młoda kadra powodują, że nie ma pracy. Niektórzy już od 2,3 lat szukają i nic - zauważa dyr. Bożena Pasieka. Dorota, historyk spod Rzeszowa, od 5 lat jest bez pracy. - Dwa razy udało mi się "załapać", ale na krótkie zastępstwo. Teraz też zostałam na lodzie. Z bólem serca myślę o zmianie zawodu - załamuje ręce. W Rzeszowie, na etatach jest ok. 3,5 tys. pedagogów. Na emeryturę odchodzi 60 nauczycieli.
- To żadne pocieszenie, bo ich etatami podzielą się koledzy z tych samych szkół - mówi Wiesława Szymańska, z-ca dyr. wydziału edukacji UM w Rzeszowie. W nieco lepszej sytuacji są nauczyciele ze Stalowej Woli.
- Dla nauczycieli klas I - III brakuje pracy, ale coś by się znalazło dla fizyków, językowców i matematyków - mówi Jolanta Krzyżak z wydz. edukacji. W Wojewódzkim Urzędzie Pracy przed 6 miesiącami zarejestrowanych było 1208 nauczycieli. Największa grupa bezrobotnych to nauczyciele nauczania początkowego (258), wuefisci (200), poloniści (178) oraz historycy (123). Teraz szeregi bezrobotnych zasilą absolwenci uczelni. Może ich być nawet ok. pół tysiąca. Będą też ci, dla których, mimo, że byli zatrudnieni na czas nieokreślony, zabrakło godzin w szkole. (Nowiny)

* Chcesz zmienić operatora sieci komórkowej, ale boisz się stracić dotychczasowy numer? Niepotrzebnie. Będzie to możliwe już od października. Na razie nie wiadomo jednak, ile taka usługa będzie kosztować. Prawo do zachowania dotychczasowego numeru gwarantuje każdemu abonentowi nowe prawo telekomunikacyjne, które weszło w życie 3 września 2004 roku. Teoretycznie od tego momentu ten przepis musi być wdrożony. Jednak tak nie jest, gdyż na prośbę operatorów, prezes Urzędu Regulacji Telekomunikacji i Poczty w Warszawie dwukrotnie przesuwał termin obowiązywania tego przepisu. Ostateczny termin wyznaczono na 10 października br. dla sieci komórkowych i koniec roku dla operatorów stacjonarnych. Ten czas jest również potrzebny na otworzenie Centrum Rejestracji Przeniesionych Numerów. Niestety przejścia z sieci do sieci z zachowaniem numeru dotyczy tylko posiadaczy telefonów na abonament. Ci co mają komórki z pre paid, zwane potocznie "telefonami na kartę" nie będą mogli z tego skorzystać - dowiedzieliśmy się w Urzędzie Regulacji Telekomunikacji i Poczty. Przeniesienie numeru do innej sieci będzie jednak kosztować. Ile? Jak na razie konkretna stawka nie została ustalona. Tymczasem w prawie telekomunikacyjnym zapisano, że ma to być suma "uzasadniona". Przedstawicieli URTIP-u zapewniają, że będą zdecydowanie interweniować, jeśli uznają tę kwotę za zawyżoną. Z drugiej strony warto zrozumieć również operatorów. Chcą się oni zabezpieczyć, aby klienci nie przechodzili z dnia na dzień do konkurencji. To wprowadziłoby na rynku ogromne zamieszanie. Wstępne analizy mówią, że najprawdopodobniej za przejście ze swoim numerem do nowego operatora trzeba będzie zapłacić równowartość średniego miesięcznego abonamentu. Nie wykluczono, że operatorzy będą się wzorować na rozwiązaniach, jakie w tej dziedzinie wprowadziły inne państwa Unii Europejskiej. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

Postrzelił bandytę...
* 26 czerwca około g. 18.30 32-letni mieszkaniec Przemyśla Rogers M. na ulicy Głowackiego zaczepił trzy dziewczyny. Jedną z nich zranił nożem w policzek. W obronie napadniętych stanął 58-letni mężczyzna. Bandyta kopnął go w twarz, łamiąc mu nos i łuk brwiowy, a następnie oddalił się. Powiadomiony o tym oficer dyżurny KMP podał dyżurującym patrolom rysopis bandyty. Dwie godziny później jeden z patroli zauważył podejrzanego na rogu ulicy Dworskiego i Rejtana. Policjanci przystąpili do legitymowania. Wtedy Rogers M. wyjął nóż i zadał policjantowi cios w twarz i w brzuch. Funkcjonariusz, pomimo ran, zareagował błyskawicznie. Sięgnął po broń i oddał trzy strzały ostrzegawcze w powietrze. Bandyta zlekceważył ostrzeżenie i podjął ucieczkę. Wtedy policjant strzelił jeszcze raz. Teraz zgodnie z regulaminem celował tak, by obezwładnić bandytę i trafił go w łydkę. Policjant z groźnymi obrażeniami trafił do szpitala, gdzie przeszedł zabieg. Teraz, jak twierdzą lekarze, jego stan jest stabilny, a życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. W szpitalu, pod "dobrą" policyjną opieką, jest również Rogers M. Jego rana jest niegroźna. Prawdopodobnie będzie on odpowiadał za uszkodzenie ciała i usiłowanie zabójstwa. W przeszłości był już karany za rozmaite przestępstwa. (Życie Podkarpackie)

* Chwile grozy przeżyli mieszkańcy ulicy Glazera w Przemyślu. Mimo że na Glazera obowiązuje ograniczenie prędkości do 40 km na godzinę, coraz częściej zdarza się, że kierowcy - najczęściej młodociani - urządzają sobie na niej prędkościowe testy swoich aut. 23 czerwca po g. 21 nie prędkość była jednak przyczyną tragedii na drodze. Za kierownicą białego mercedesa siedziała 35-letnia kobieta, przemyślanka. Prawdopodobnie na wysokości siedziby telewizji kablowej "Toya" zasłabła i starciła panowanie nad pojazdem. Z danych policji wynika, że była trzeźwa. Samochód, pozbawiony kontroli, wjechał w tył czterech aut stojących na parkingu przed jednym z bloków: renault, fiata 125 p, opla i poloneza. Potem zjechał na przeciwległy chodnik, wyłamał barierkę i zatrzymał się na latarni. Szczęściem w nieszczęściu był fakt, że nikt nie szedł w tym czasie chodnikiem... Na miejsce zdarzenia natychmiast przybyły służby ratownicze, straż pożarna i policja. Wyciąganie auta z ogrodzenia trwało 59 minut. Przód mercedesa został znacznie uszkodzony. Kobieta trafiła do szpitala, ale nie doznała większych obrażeń. (Życie Podkarpackie)

* 25 czerwca w Radymnie spłonął całkowicie fiat 126p. Ze wstępnych ustaleń wynika, że przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej.

* 24 czerwca w Pełkiniach wybuchł pożar niezamieszkanego budynku o drewnianej konstrukcji. Ogień strawił dom i znajdujące się w nim wyposażenie. Straty oszacowano a około 9 tys. zł. ustalono, że przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej.

* 22 czerwca w Bolestraszycach fiat uno potrącił przebiegające przez jezdnię dziecko, które doznało potłuczeń i otarć.

* 24 czerwca na ulicy Grunwaldzkiej w Przemyślu kierowca hondy potrącił dziewczynkę przebiegającą przez przejście dla pieszych. Ofiara potrącenia z ogólnymi (na szczęście niegroźnymi) obrażeniami trafiła do szpitala.

Reklama