Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 30.03-05.04.2002 r.

PRZEMYŚL

Budynek przy Mostowej zostanie oddany
* Archidiecezja Przemysko - Warszawska obrządku grecko - katolickiego odzyskała budynek przy ulicy Mostowej 2, siedzibę kilku wydziałów Urzędu Miejskiego. Zespół Orzekający Komisji Majątkowej 26 marca 2002 roku podjął decyzje w tej sprawie mimo sprzeciwu władz Przemyśla. Przedstawiciel kurii metropolitalnej Archidiecezji Przemysko - Warszawskiej występował także o zwrot nieruchomości przy ulicy Basztowej 34 (internat Specjalnego Ośrodka Szkolno - Wychowawczego Nr 1) oraz przy Basztowej 17 (Dom Pomocy Społecznej). 12 lutego 2002 roku podczas posiedzenia Zespołu Orzekającego Komisji Majątkowej w Warszawie na wniosek przedstawiciela kurii metropolitalnej Archidiecezji Przemysko - Warszawskiej, przedstawiono władzom Przemyśla możliwość ugody w tej sprawie. W zamian z zrzeczenie się praw do budynków na ulicy Basztowej, kuria odzyskuje budynek przy ulicy Mostowej. Budynek ten miałby pozostawać we władaniu Urzędu Miejskiego na warunkach użyczenia a później, najmu. 18 lutego podczas posiedzenia Zarządu Miasta Przemyśla postanowiono jednogłośnie odrzucić takie rozwiązanie. ZM proponował: zwrot budynku przy ulicy Basztowej 17 oraz, w zamian za pozostałe, przekazać prawo do nieruchomości przy ul. Wybrzeże Piłsudskiego. Komisja jednak 26 marca postanowiła inaczej. Wiceprezydent Ludwik Kaszuba odnosząc się do decyzji komisji majątkowej powiedział. - Przez dwa lata będziemy użytkować budynek nieodpłatnie. Po tym okresie, przeprowadzone zostaną rozmowy regulujące zasady najmu oraz związane z tym opłaty. W budynku przy ulicy Mostowej, obok siedziby wydziałów Urzędu Miejskiego, znajdują się dwa sklepy oraz pub. Dotychczas czynsz z tytułu najmu wpływał do kasy miasta.

Ratujcie szpitale!
* Szpital Wojewódzki stracił płynność finansową. Długi sięgają już 25 mln zł. Pracownicy obawiają się, że dyrekcja, chcąc spłacić zadłużenie, będzie sprzedawać drogi, lecz potrzebny sprzęt medyczny, a to obniży rangę placówki. Głównie chodzi o angiograf. Jest to kosztowne urządzenie do badań kardgiologicznych. Na jego zakup przemyski szpital wydał już 1 mln zł. Brakuje 3 mln na kolejne raty. Bez ich uregulowania urządzenie nie może być zamontowane. Na razie nie funkcjonuje.
- Pacjenci z Przemyśla na takie badania muszą jeździć do Zabrza i Krakowa. W Rzeszowie jest angiograf, ale tam nie chcą przyjmować przemyślan.
- Z pewnością nie będziemy sprzedawać strategicznego sprzętu. Przecież taki angiograf, oprócz obsługi naszych pacjentów, mógłby przynosić dochód naszemu szpitalowi, oferując badania innym chorym - twierdzi Robert Choma, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala w Przemyślu. Nie wyklucza on jednak zbycia sprzętu niepotrzebnego, obecnie nie funkcjonującego. Problemy finansowe zdominują piątkowe obrady Rady Społecznej przy szpitalu. Zostanie przedstawiony projekt programu naprawczego na lata 2002 - 2006. M.in. zakłada on restrukturyzację zatrudnienia. W środę i czwartek z projektem zapoznawały się związki zawodowe. Do prokuratury zostanie złożone przez dyrekcję szpitala zawiadomienie w sprawie niedoborów magazynowych. Z przeprowadzonej niedawno inwentaryzacji wynika, że braki w magazynie wynoszą ok. 300 tys. złotych. Dyrekcja chce, aby osoba odpowiedzialna za taki stan z prywatnych pieniędzy wyrównała niedobory.

Lekcja historii...
* Historycy i archeolodzy próbują odtworzyć najstarsze dzieje miasta. Ale brak dostępu do wielu źródeł i niewielkie sumy przeznaczane na badania sprawiają, że niektórzy zaczynają szukać wyjaśnień najdalszych dziejów w baśniach i legendach. Warto sięgnąć do kronik Wincentego Kadłubka, Jana Długosza, Marcina Bielskiego i powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego, by poznać fascynujące dzieje Przemyśla. I dojść do wniosku, że ich oddzielne opublikowanie, chociażby nakładem miasta, mogłoby zaowocować nie tylko atrakcyjną lekturą, ale też przynieść zyski, wspomagające fundusze na rozwój turystyki. Do najstarszych podań związanych z Przemyślem, trzeba zaliczyć legendę o mężu, który zwał się... Przemyślem. Przed X w., na gród napadli Węgrzy i Morawianie, którzy niszczyli te bogate ziemie. Gdy ów mąż, odznaczający się niezwykłą bystrością i przebiegłością spostrzegł, że nieprzyjaciel może doprowadzić do zagłady tych ziem, wpadł na niezwykły pomysł. Kiedy wróg rozbił obozowiska, nakazał mieszkańcom pozawieszać na przeciwległych wzgórzach, w pierwszym blasku słońca, błyszczące zbroje. Nieprzyjaciel, niespodziewając się podstępu, wkrótce rozpoczął atak. Wtedy Przemyśl polecił szybko usunąć te przedmioty. Kiedy najeźdźcy stwierdzili, że nie tam żywego ducha, uznali, że wojsko uciekło. Wrócili więc do swojego obozu, gdzie z radości zaczęli raczyć się nalewkami. Takiego zachowania oczekiwał Przemyśl i o zmierzchu uderzył na niestrzeżony już obóz wroga, szybko go rozgromił i wypędził spod grodu. Za to wspaniałe zwycięstwo lud powołał go na monarchę i uznał za księcia. Inna wielce ciekawa, a zapomniana legenda, mówi o rodzinie Korniaktów. Pod Przemyślem, w Żurawicy, mieszkał majętny szlachcic Karol Korniak, właściciel tej wioski i przyległych włości. Podanie mówi, że dziad Karola - Konstanty Korniak, który osiadł w Polsce w drugiej połowie XVI w., założył się razu jednego, że pojedzie saniami z Żurawicy do Przemysla na jarmark, który odbywał się podczas... upalnego lata. I dziad zakład wygrał, ponieważ całą drogę, wynoszącą jedną milę, kazał wysypać tłuczoną solą i po tej białej powierzchni, dotarł saniami do Przemyśla. Z 1000-letnim Przemyślem wiąże się też legenda o "pierścieniu położnic". W legendzie tej utrwalony został biskup Mikołaj Błażejowski, który do historii przeszedł jako budowniczy katedry. Pewnego razu, gdy bp Mikołaj przechadzał się po przedmieściach Przemyśla, podbiegł do niego roztrzęsiony Żyd i zaczął usilnie prosić, aby on wszedł do jego domu i modlitwą prosił Boga o szczęśliwy poród żony, która miała już w ciężkie bóle. Biskup nie odmówił i modląc się nad położnicą, zdjął pierścień ze swego palca i włożył go na palec kobiety, która po chwili szczęśliwie urodziła. Od tego wydarzenia jęło się przypisywać temu pierścieniowi cudowną moc i wiele przemyślanek starało się, by mieć go podczas porodu. Kapituła chętnie pożyczała ów cudowny pierścień położnicom, a pamiątka ta trafiła wreszcie do katedralnego skarbca.
- Bogatą historię Przemyśla odzwierciedlają jego legendy - mówi prof. Marek Gosztyła, wojewódzki konserwator zabytków w Przemyślu, pasjonujący się dawnymi dziejami grodu nad Sanem. - Stare legendy powinny być publikowane i przekazywane turystom, ponieważ te barwne opowieści mogłyby przyczynić się do wzrostu turystycznej atrakcyjności miasta. Pytani o to przemyślanie, odpowiadali jednoznacznie: - Sami przeczytalibyśmy je z dużą przyjemnością.

Nowi pogranicznicy
* Do grona pograniczników przyjęto 29 marca 69 kandydatów. Nastąpiło to z chwilą złożenia przez nich ślubowania, które uwieńczyło kilkutygodniowy okres szkolenia podstawowego.
- Niektórzy z was po odbyciu służby kandydackiej staną przed szansą podjęcia służby stałej - zapowiedział komendant Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej im. generała Gorzechowskiego - ppłk Piotr Drużdż. Mogą na to liczyć tylko ci, którzy wykażą odpowiednie predyspozycje do niełatwej służby w ochronie przyszłej granicy zewnętrznej Unii Europejskiej, wyróżnią się dyscypliną, pilnością w szkoleniu, sumiennością, a także - co zostało mocno podkreślone - będą ściśle przestrzegać zasad etyki funkcjonariusza Straży Granicznej. W rankingu najlepszych kandydatów, jak na razie przodują szer. szer. Marcin Andrzejczak z Łodzi, Rafał Barbara z Grabownicy, Robert Cisek z Nienowic i Albin Lizon z Kosienic. Podczas przedświątecznej uroczystości w BOSG ich rodzicom komendant wręczył listy pochwalne ze zdjęciem synów na tle sztandaru Oddziału. Jest to najwyższe wyróżnienie, jakie po paru tygodniach "unitarki" może spotkać funkcjonariusza służby kandydackiej. Regulaminowym ekstra dodatkiem zawsze jest 4-dniowy urlop wypoczynkowy, udzielony wyróżnionym przez komendanta BOSG.

Cztery wesela i pogrzeb?
* Radny Zbigniew Duszyk twierdzi, że przy ul. Lwowskiej, w miejscu, gdzie planowana jest budowa hipermarketu, znajdują się groby żołnierzy z I i II wojny. Co innego wynika z przeprowadzonych niedawno badań geologiczno-inżynierskich. Duszyk (Prawo i Sprawiedliwość) w liście otwartym do prezydenta miasta żąda, aby decyzję o wydaniu pozwolenia na budowę sklepu odłożono do czasu wyjaśnienia tych wątpliwości. Powołuje się na opinię Towarzystwa Ekologicznego "Zdrowa Europa" z Częstochowy. Mieszcząca się w prywatnym mieszkaniu organizacja zajmuje się sprawami środowiska, a także poszanowaniem historii i norm obyczajowych. Towarzystwo skierowało pismo do centrali "Tesco", choć nie wiadomo, czy przy ul. Lwowskiej powstanie sklep akurat tej firmy. Wspomina w liście, że na działce prawdopodobnie znajdują się groby jeńców wojennych z I i II wojny. - W Wojewódzkiej Ewidencji Cmentarzy i Mogił Wojennych nie ma takiego obiektu - wyjaśnia Janusz Koryl, rzecznik prasowy wojewody podkarpackiego. O cmentarzu nie słyszeli pracownicy Państwowej Służby Ochrony Zabytków w Przemyślu.
- Z pewnością nie jest to miejsce jakoś w tej chwili oznaczone. Nie można wykluczyć faktu istnienia w tym miejscu mogił. Jednak groby z okresu wojny mogą się znajdować w każdej części miasta - mówi Irena Zając z PSOZ. - Podczas wojny w tym miejscu znajdował się obóz jeniecki dla żołnierzy radzieckich. Poseł Marek Kuchciński (PiS) twierdzi, że cmentarza nie ma w żadnej ewidencji, gdyż teren ten do niedawna podlegał wojsku i nie było do niego dostępu.
- Tu nie chodzi o upamiętnienie poległych, lecz o politykę. Przecież zbliżają się wybory. Wstrzymanie choćby na chwilę budowy supermaketu to przecież doskonała trampolina wyborcza - mówi anonimowo jeden z radnych.

* Wprawdzie sławą Kalwaria Pacławska ustępuje starszej o kilkadziesiąt lat Kalwarii Zebrzydowskiej, niemniej i ona należy do do miejsc, gdzie chętnie się powraca. Tysiące ludzi uciekających od codziennych trosk poszukuje tu duchowego wsparcia i pocieszenia. Jednym z magnesów przyciągających pielgrzymów z bliska i z daleka są słynne kalwaryjskie dróżki z 41. kapliczkami rozsianymi po obu stronach rzeki Wiar - od Chybu po Górę Ukrzyżowania. Już od Wielkiego Postu wielu wędrowców, indywidualnie i w grupach przemierza Dróżki Pana Jezusa, wśród których można wyodrębnić Drogę Krzyżową (jej przejście zajmuje około 90 minut) oraz Dróżki Matki Bożej Bolesnej (ok. 3,5 godz.). Latem, a zwłaszcza w sierpniu największy ruch panuje na Dróżkach Pogrzebu i Wniebowzięcia NMP (na pokonanie tej trasy trzeba poświęcić ok. 4,5 godz.).
Można tutaj spotkać pątników z całej Polski. Sezon pielgrzymkowy rozpoczął się na dobre. Wystarczy przejść się obok parkingów rozlokowanych wokół klasztornych murów, popatrzeć na tablice rejestracyjne licznych autokarów, mikrobusów i samochodów osobowych, aby stwierdzić, że do podprzemyskiej "Jerozolimy" przyjeżdżają ludzie z różnych stron nie tylko województwa, ale i kraju. - Cudowna atmosfera, piękna okolica, tyle kaplic. Wydaje się, że stąd jest bliżej do Boga - zwierza się Ania, licealistka z Kazimierza Dolnego.

* 14- letni chłopiec z Przemyśla trafił dziś (6.04) rano do szpitala z ciężkimi obrażeniami ciała. Stan dziecka jest bardzo poważny, lekarz stwierdził u niego m.in. złamanie podstawy czaszki. Nie wykluczone, że chłopiec został pobity przez przyjaciela matki. Kobieta twierdzi, że noc spędziła poza domem. Policja przesłuchuje jej konkubenta. Sąsiedzi informują o częstych awanturach w tym domu, do których zazwyczaj dochodziło podczas imprez zakrapianych alkoholem.

JAROSŁAW

* Zarząd Miejski Towarzystwa Przyjaciół Dzieci apeluje o wsparcie finansowe na rzecz wypoczynku rehabilitacyjnego dla dzieci pochodzących z rodzin potrzebujących pomocy materialnej. Na terenie miasta, przy szkołach, przedszkolach i innych placówkach opiekuńczo - wychowawczych działa 13 kół TPD. Łącznie zrzeszają 600 członków. Ich główna działalność koncentruje się na organizacji pomocy dzieciom z najbliższego środowiska. Sprowadza się to do przekazywania podręczników, odzieży, dopłat do wyżywienia w szkolnych stołówkach, udzielania porad rodzicom dzieci z trudnościami w nauce bądź sprawiającymi trudności wychowawcze. Jedną z efektywniejszych form pomocy jest organizacja wypoczynku zimowego i letniego połączonego z leczeniem, z częściową bądź całkowitą refundacją kosztów pobytu dziecka. Zarząd miejski TPD od dłuższego już czasu czyni starania o pozyskanie jak największej liczby sponsorów, dzięki którym więcej dzieci może korzystać ze zorganizowanych wyjazdów wakacyjnych. Od dwóch lat, dzięki pomocy Janiny i Władysława Wyczawskich - właścicieli hotelu "Hetman", organizowane są bale charytywne. W czasie ich trwania odbywa się loteria fantowa, aukcje dzieł sztuki i inne atrakcje dla gości. Wszystko po to, aby zgromadzić jak największą ilość funduszy na prowadzenie letniego wypoczynku dla dzieci. Chcielibyśmy umożliwić jak największej grupie dzieci wyjazd w tym roku do naszych placówek wypoczynku w Lubartowie, Iwoniczu Zdroju, Stegnie Gdańskiej i Busku Zdroju. Prosimy o pomoc - apelują członkowie jarosławskiego TPD. Wspomóc TPD może każdy poprzez dowolne wpłaty na konto tej organizacji: Zarząd Miejski TPD w Jarosławiu, nr konta Bank Spółdzielczy w Jarosławiu 90960004-329-27016-11.

Mokry budżet
* Suchej nitki nie pozostawili radni na przygotowanym przez zarząd miasta projekcie budżetu. Chociaż Rada Miasta go przyjęła, nikt nie jest do końca zadowolony. Debata nad budżetem przebiegała pod znakiem gorączki. Kolejne komisje i kluby zgłaszały poważne zastrzeżenia. Regionalna Izba Obrachunkowa przysłała długą listę uchybień. Obawy Izby budzą mało realne, poważnie przeszacowane przez zarząd dochody budżetu. - Tak negatywnej opinii RIO w historii miasta jeszcze nie było - mówił na sesji radny Zbigniew Możdżeń. - Tak skonstruowany budżet poważnie utrudnia rozwój miasta. Najlepszym dowodem na to, że budżet nie jest prorozwojowy, jest, zdaniem radnego, obniżenie aż o jedną trzecią pozapłacowych wydatków na oświatę w stosunku do ubiegłego roku. - A przecież edukacja młodzieży jest podstawą rozwoju - mówił Możdżeń. Opozycja SLD-owska ostro krytykowała olbrzymi deficyt budżetu. - Zadłużenie jest na krawędzi bezpieczeństwa - ostrzegał radny Janusz Moskwa. - A w dodatku nie widać tu jakichkolwiek prób oszczędności, szukania dodatkowych źródeł dochodów czy racjonalizacji zarządzania. Nawet radni z rządzącej w Jarosławiu ekipy bardzo krytycznie odnosili się do projektu, zarzucając mu ogólnikowość i nieczytelność. Mimo tak ostrej krytyki, rada po kilkugodzinnej, gorącej debacie, budżet przyjęła. Za jego uchwaleniem głosowało 18 z 28 obecnych w ratuszu radnych. W bieżącym roku miasto planuje wydać nieco ponad 50 mln złotych, a 44 proc. tej sumy stanowią wydatki na oświatę. Do przygotowanego przez zarząd projektu radni wprowadzili nieliczne poprawki. Jedna z najważniejszych to znalezienie, mimo oporu części radnych, pieniędzy na utworzenie funduszu stypendialnego dla uzdolnionej młodzieży. Fundusz, który rada po trzech latach bojów utworzyła na poprzedniej sesji, ma służyć promocji Jarosławia. Poprawka była konieczna, gdyż zarząd miasta, mimo że był do tego zobligowany uchwałą rady, nie uwzględnił funduszu w projekcie budżetu.

REGION

* Rada Miejska Lubaczowa uchwaliła budżet. Dochody i wydatki będą na zbliżonym poziomie, jak w poprzednim budżecie. - Przyjęty budżet jest trudny, ale realny do wykonania - ocenia Janusz Zubrzycki, przewodniczący RM. - Obawiamy się o przychody, gdyż z doświadczenia wiemy, że subwencje rządowe z reguły nie pokrywają wydatków, a tylko na samą oświatę pójdzie prawie 40 proc. naszego budżetu. Trudniej jest też z realizacją podatków, gdyż społeczeństwo ubożeje z powodu rosnącego bezrobocia. Stąd brak chętnych do zakupu mienia komunalnego i działek budowlanych, przez co zmniejszają się wpływy do budżetu miasta. Zaplanowane dochody mają wynieść 16 662 tys. złotych. Złożą się nań m.in. wpływy od osób prawnych, fizycznych i od jednostek nie posiadających osobowości prawnej (5 668 tys.), subwencje - oświatowa i ogólna (nieco ponad 7 mln), dochody z gospodarki mieszkaniowej (blisko 2 mln) oraz z gospodarki komunalnej i ochrony środowiska(655 tys.). Ponadto do miejskiej kasy wpłyną pieniądze z wytwarzania i zaopatrywania w energię elektryczną, gaz i wodę (232,2 tys.), z administracji publicznej (221,6 tys.), oświaty i wychowania (65.7 tys.). W granicach 711 tys. zł. powinna dać opieka społeczna (dotacje celowe, opłaty za obiady i usługi opiekuńcze), a 168,3 tys. mają dostarczyć opłaty za pobyt dziecka w placówkach przedszkolnych. Wydatki budżetowe wyniosą 16 751 tys. zł. Niedobór, prawie 89 tys. i zostanie pokryty kredytem bankowym. Miasto będzie spłacać kolejne raty pożyczek i kredytów zaciągniętych w kilku ostatnich latach. Najwięcej pieniędzy (prawie 6,4 mln ) pochłonie oświata i wychowanie (przedszkola, szkoły podstawowe, gimnazja). Druga pod względem wysokości wydatków jest administracja publiczna (2,7 mln), trzecia - gospodarka komunalna i ochrona środowiska (prawie 1,8 mln), czwarta - opieka społeczna (też w granicach 1,8 mln). Ponadto radni przeznaczyli 1 275 tys. zł na edukacyjną opiekę wychowawczą (świetlice szkolne i przedszkola), 905 tys. na kulturę i ochronę dziedzictwa narodowego (domy i ośrodki kultury, świetlice, kluby, biblioteki), 572 tys. na gminne drogi publiczne, prawie 440 tys. na kulturę fizyczną i sport, 150 tys. na przeciwdziałanie alkoholizmowi, a 111,5 tys. na bezpieczeństwo publiczne i ochronę przeciwpożarową.
- Mimo trudnego budżetu, niższej subwencji ogólnej z budżetu państwa oraz obniżonej dotacji na zadania zlecone, w tym roku na kontynuację inwestycji oraz rozpoczęcie nowych przeznaczyliśmy prawie 2,5 mln złotych - informuje burmistrz Jerzy Zając. - Jedną z nich jest modernizacja wysypiska na "Mazurach". Ważnym zadaniem są dalsze prace przygotowawcze związane z budową basenu w rejonie dworca kolejowego. Jeśli uporamy się z procedurą wykupu działek oraz pozwolą na to finanse, to jeszcze jesienią tego roku ogłosimy przetarg na wykonawstwo. W Lubaczowie przeprowadzona będzie także kanalizacja sanitarna ul. Kościuszki (300 tys. zł), budowa kolektora "Ostrowiec - Mazury" (391 tys.) i kanalizacja dzielnicy "Folwarki". Te dwie inwestycje mają być sfinalizowane jeszcze w tym roku. Miasto realizuje kilkuletni program kompleksowej budowy sieci kanalizacyjnej i do całkowitego jej zakończenia pozostały jeszcze prace na osiedlu "Dąbka" i przy ul. Przemysłowej. Finał nastąpi w 2005 r. Ponadto w br. samorząd wyasygnował na remont lokalnych dróg 480 tys. zł.

Komu koszary? Komu?!
* Samochód z warsztatem artyleryjskim, garaże, działki, a nawet koszary można kupić od podkarpackich jednostek wojskowych. Armia pozbywa się starych karabinów, czołgów, a nawet samolotów. Przetargi na przestarzały sprzęt i nieruchomości w poszczególnych jednostkach na Podkarpaciu organizuje Agencja Mienia Wojskowego w Krakowie. Dotychczas wojsko sprzedało kilka działek w Rzeszowie, Jarosławiu, Przemyślu, a nawet stare tapczany oraz kuchnie polowe. W tym miesiącu chce się pozbyć dwóch działek, w Przemyślu i okolicach. - W Krównikach, na działce o powierzchni 91 arów do sprzedania jest garaż, wartownia i budynek koszarowy. Cena wywoławcza - 280 tyś. zł. Za drugą nieruchomość o powierzchni 77 arów chcemy 42 tys. zł. - mówi Władysław Dall,z Agencji Mienia Wojskowego w Krakowie. Armia wystawi także na sprzedaż działki w Żurawicy, na ul. Batorego i Grota Roweckiego w Przemyślu (łącznie prawie 5 ha ziemi). Do sprzedania będzie też warsztat artyleryjski na samochodzie Star z jednostki wojskowej w Rzeszowie oraz jelcz - w Jarosławiu. Sprzedażą czołgów, pojazdów opancerzonych, dział, broni automatycznej, pistoletów i amunicji, czyli tzw. rzeczy koncesjonowanych ,zajmuje się zespół obrotu specjalnego Agencja Mienia Wojskowego w Warszawie.
- Czasem mamy na sprzedaż nawet samoloty. Wystawiamy je na przetargi tylko po uprzednim zdemontowaniu broni. Podobnie jest z czołgami - usłyszeliśmy w AMW w Warszawie.

Zadyma wokół... dymu
* Dym ze spalania drewna może być dla człowieka śmietelny - twierdzą jedni. - Wielu z nas wychowało się w kurnych chatach i jakoś żyjemy - odpowiadają inni. Na obrzeżach wsi dymi coraz więcej retort. Przedstawiciele Komisji, którzy ostatnio zwiedzali Bieszczady, nie mogli zrozumieć, jak możemy dopuszczać do takiej degradacji środowiska - mówi Stanisław Orłowski z Orelca, współautor strategii rozwoju turystycznego woj. podkarpackiego. W środę Orelec stał się centrum walki o likwidację retort. Przez kilka godzin swoje racje wykładali zagorzali przeciwnicy wypałów. Ich właściciele skutecznie odpierali ataki. Na obrzeżach wsi dymi obecnie 8 retort. - Stoją zaledwie 700 metrów od zabudowań mieszkalnych - twierdzi Andrzej Pałubicki. - Zatruwają nie tylko przyrodę, ale zdrowie ludzi. Nikt z władz na to nie reaguje. Leon Dobrowolski, właściciel wypałów: - Niech mi ktoś pokaże badania, które mówią o szkodliwości dymu z retort na zdrowie ludzi i zwierząt. Zajmuję się wypalaniem węgla kilkanaście lat, jeszcze nie widziałem, żeby któryś z pracowników umarł. - Coraz więcej ludzi cierpi na schorzenia górnych dróg oddechowych, zwiększa się liczba zachorowań na nowotwory i alergie - zapewnia Urszula Pałubicka, lekarz rodzinny i pediatra. - To nie jest problem tylko Orelca, ale całych Bieszczadów, bo retorty dymią wszędzie. Pracownia na rzecz Wszystkich Istot ostrzega, że jeśli wypały nie zostaną zlikwidowane, ekolodzy podejmą międzynarodową kampanię przeciwko trucicielom. Andrzej Orłowski, kierownik wydziału ochrony środowiska Starostwa Powiatowego w Lesku: - Nie ma dowodów, że związki powstające ze spalania drewna w retortach są szkodliwe. Niewątpliwie jednak wypały mogą być uciążliwe dla okolicznych mieszkańców. Nie ma też żadnych uregulowań prawnych, które zakazywałyby prowadzenia wypałów. Nikt nie przyjdzie do właściciela retort i nie powie, żeby je zamknął, bo postąpi niezgodnie z prawem. Stanisław Orłowski: - Dla Bieszczadów szansą na rozwój jest agroturystyka, a nie retorty. Wypalacze węgla: - Nie mamy tak dużych pieniędzy, by inwestować w rozbudowę domów. Pracujemy przy wypałach, bo to obecnie jedyna możliwość, by utrzymać rodziny.
"Wojna" o retorty toczyła się również w Bezmiechowej koło Leska. Przed kilkoma miesiącami próbowano rozwiązać konflikt w gminie Ustrzyki Dolne. Wcześniej o wypały kłócono się w Lutowiskach. - Musimy podjąć wspólne działania, by uregulować sprawy wypałów i wszystkich zadowolić - mówi Tadeusz Franczyk, wójt Olszanicy. - Nie będzie to łatwe, ale temat zostanie przedstawiony na majowym konwencie wójtów i burmistrzów bieszczadzkich.

* Jednorazowo w biurze numerów można telefonicznie uzyskać informacje tylko o 3 abonentach. Aby dowiedzieć się o kolejnych numerach, trzeba odłożyć słuchawkę i połączyć się ponownie, co dodatkowo kosztuje. Telekomunikacja Polska twierdzi, że robi to dla dobra klientów. Jest to ograniczenie praw konsumenta. Każdy ma prawo do korzystania do woli z płatnych przecież usług oferowanych przez TP SA - twierdzi Urszula Nykiel, przewodnicząca Sądu Konsumenckiego w Rzeszowie.
- Nie uważam, aby ograniczenie liczby informacji było ograniczeniem praw konsumenckich - zaprzecza Ryszard Ladziński, dyrektor Pionu Obsługi Klientów rzeszowskiej TP SA - Chodzi o to, aby innym klientom również zapewnić szybki dostęp do informacji. Klientów, którzy chcą dowiedzieć się o kilku numerach, kierujemy do kontrolera. Ladziński twierdzi, że każdy impuls, czyli 3 minuty rozmowy z informacją, kosztuje tyle samo, czyli 35 groszy. Telekomunikacja nie ma więc z tego tytułu większych zysków. Tymczasem z prostych obliczeń wynika co innego. Jeżeli klient rozmawia krócej niż 3 minuty, płaci za całe trzy minuty. Ponowne połączenie, to kolejne koszty. Traci klient, zarabia TP SA.
Jan Karst, naczelnik wydziału w Urzędzie Regulacji Telekomunikacji w Rzeszowie (organu kontrolnego wobec TP SA.) był zaskoczony, że stosuje się takie ograniczenia. - Ja nie wykręcam numeru 913. Nie wiem, czy tak jest w istocie. Musiałbym zapoznać się z regulaminem Telekomunikacji i sprawdzić, czy taki zapis reguluje tę kwestię i czy jest zgodny z prawem. Alina Urban, rzecznik w warszawskim Urzędzie Ochrony Konkurencji i Konsumentów twierdzi, że urząd monitoruje tę sytuację. - Nie zdecydowaliśmy się jeszcze na oficjalne wszczęcie postępowania wyjaśniającego. Wynika to też z braku skarg ze strony konsumentów. Jeśli tylko jakieś wpłyną do nas, natychmiast rozpoczniemy wyjaśnianie sprawy. W krakowskim biurze numerów ograniczenie co do liczby informacji obowiązuje od 6.00 do 18.00. W Warszawie i Gdańsku przepis obowiązuje całą dobę.

KRONIKA POLICYJNA

Pechowy dyngus!
* 1 kwietnia w Surochowie, w czasie dyngusowych zabaw, 9-letni chłopiec wybiegł na jezdnię i został potrącony przez fiata 126p. Chłopiec z poważnym złamaniem lewej nogi trafił do szpitala.

* 31 marca w Dobrej k. Sieniawy z nieustalonych jeszcze przyczyn wybuchł pożar uprawy leśnej. Ogień strawił mołodnik o powierzchni 2,5 ha. Straty sięgają ponad 20 tys. zł.

* 31 marca w Woli Maćkowskiej Grzegorz T., jadąc motocyklem, na zakręcie stracił panowanie nad pojazdem i przewrócił się. Motocyklista doznał wielu obrażeń i jego stan lekarze określają jako ciężki.

* 28 marca w Przemyślu koło baru Drewutnia nieznany sprawca wyrwał z ręki nietrzeźwego mężczyzny portfel, w którym było 650 zł, dokumenty i karta bankomatowa. Zuchwałego złodzieja poszukuje policja.

* 28 marca na ul. Słowackiego w Przemyślu pieszy wszedł nagle na jezdnię i został potrącony przez autobus MZK. Mężczyznę z obrażeniami kręgosłupa i połamanymi żebrami przewieziono do szpitala.

* 28 marca w Przemyślu na ul. Grunwaldzkiej 16-letni Paweł T. i 19-letni Marcin Ś. napadli na młodego mężczyznę, któremu wykręcili ręce i zabrali telefon komórkowy. Obaj rabusie zostali ujęci i starszy z nich trafił do aresztu.

Reklama