Archiwum aktualnościArchiwalne wydanie tygodniowe: 11.12-17.12.2017 r.
• Urząd Wojewódzki oczekiwał od samorządu złamania prawa. W połowie listopada wydział polityki społecznej Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego przesłał przemyskiej Radzie Miejskiej pismo dotyczące skargi na działanie jednego z tutejszych DPS-ów. Powołując się na przepisy prawa wskazał samorząd, jako organ właściwy do rozpatrzenia tejże oczekując niezwłocznego podzielenia się wnioskami z rozpoznania sprawy. Tyle tylko, że jak się okazało owe przepisy wojewódzcy urzędnicy znają dość pobieżnie. Skarga była bowiem anonimowa, a jako taka zgodnie z prawem nie może być badana. Skargami tego rodzaju zajmują się w samorządach komisje rewizyjne. Zatem przewodnicząca przemyskiej Rady Miejskiej Lucyna Podhalicz (PiS) do tejże skierowała sprawę, najpewniej też nie wgłębiając się w przepisy. Tymczasem przewodniczący komisji rewizyjnej, Eugeniusz Strzałkowski (także PiS) te przepisy zwyczajnie zna. - Obowiązujące Rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie organizacji przyjmowania i rozpatrywaniu skarg i wniosków wyraźnie mówi o tym, że skargi i wnioski niezawierające imienia i nazwiska lub nazwy oraz adresu wnoszącego pozostawia się bez rozpoznania - wyjaśnia radny Strzałkowski, powołując się na konkretny rozdział, punkt i paragraf wspomnianego rozporządzenia. - Zgodnie z prawem zatem nie mamy możliwości zbadania tej skargi w trybie, jakiego oczekiwał od nas Urząd Wojewódzki - podkreśla. - Jednocześnie ze względu na wrażliwość społeczną sprawa wymaga wyjaśnienia, ale zgodnie z prawem, jako komisja rewizyjna nie mamy do tego nazrzędzi prawnych - dodaje. Szef komisji rewizyjnej o zaistniałej sytuacji zawiadomił oficjalnie prezydenta Przemyśla, Roberta Chomę. A ten przyznał mu rację - skargi samorząd rozpatrywać nie może. Na tę okoliczność podjęto stosowną uchwałę RM. To, co opisali w swej skardze ludzie jest mocno niepokojące. To nie podlega dyskusji i naprawdę warto się temu przyjrzeć, co jako dziennikarzom nam wolno zrobić. Ale niepokojące jest też to, że urzędnicy wojewody wymagali od samorządu złamania prawa. Nie podejrzewamy, że specjalnie, bynajmniej. Ci urzędnicy najpewniej zwyczajnie prawa w tym zakresie nie znali, stąd ich kuriozalne oczekiwania. Delegatury rządu w terenie często rozstrzygają z urzędu sprawy ważne dla lokalnych społeczności, więc nieco przeraża fakt, że same są ze znajomością prawa na bakier. O wyjaśnienia poprosiliśmy już Podkarpacki Urząd Wojewódzki. (Super Nowości 24) |