Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 28.08-03.09.2017 r.

• Kule przeszyły głowę, lewe ramię, rękę oraz tułów mężczyzny. Zabójcy zabrali mu około 287 tys. zł. Henryk M., handlarz walutami i mieszkaniec Przemyśla, wszedł do klatki bloku, w którym mieszkał. Gdy zbliżał się do drzwi swojego mieszkania niespodziewanie padło pięć strzałów. Mężczyzna zginął na miejscu. Czy udział w zbrodni mieli warszawscy gangsterzy i ukraińscy płatni zabójcy? To jedna z najbardziej tajemniczych zbrodni w naszym regionie, która nie została nigdy rozwiązana, choć policjanci wciąż przy niej pracują. Czy nowe dowody, badania laboratoryjne i przede wszystkim pozyskani po latach świadkowie pomogą w jej rozwikłaniu? 6 września 2000 roku Henryk M. przyjechał do wieżowca mieszczącego się przy ul. Stanisława Augusta 18a, w którym na co dzień mieszkał. Mężczyzna mający ksywkę Szopen był znany w kręgach kantorowców, właścicieli hurtowni oraz obcokrajowców przyjeżdżających do Przemyśla. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że obracał bardzo dużymi pieniędzmi. Dochodziła godzina 15, dzieci bawiły się przed blokiem, ktoś nieśpiesznie szedł, jednym słowem zupełny spokój. To, co miało chwilę później nastąpić nie było dziełem przypadku, lecz sprawnie zaplanowaną akcją. Handlarz obserwowany był już od co najmniej kilku dni, obserwator był także przed blokiem 6 września, kiedy na parking podjechał Henryk M. Wspomniany obserwator nie brał jednak bezpośredniego udziału w zabójstwie. Miał dwóch kompanów, którzy zajęli się samym napadem. Czekali oni na swoją ofiarę w klatce schodowej. Pan Henryk nieśpiesznym krokiem wszedł po schodach - nie musiał korzystać z windy, ponieważ mieszkał na pierwszym piętrze. Gdy znajdował się o krok od drzwi mieszkania bez żadnego słowa padły strzały. Ofiara zdołała zasłonić się ręką. Jednak pięć kul przeszyło jego głowę, lewe ramię i rękę oraz tułów. Ciało bezwładnie osunęło się po schodach. Zabójcy zabrali handlarzowi torbę skóropodobną z gotówką w kwocie 286,9 tys. zł. O godzinie 15.15 dwóch mieszkańców bloku znalazło zwłoki leżące na schodach pomiędzy pierwszym piętrem a parterem. Jak ustalono w śledztwie, do mężczyzny strzelano z pistoletu kaliber 5,6 mm (prawdopodobnie tzw. samoróbka). Policjanci przyznali w rozmowie z Super Nowościami, że to zabójstwo wyglądało jak egzekucja. - Co więcej, byli tak pewni siebie, że zrobili to w biały dzień, nie przejmując się świadkami i konsekwencjami - mówi nam jeden z funkcjonariuszy. Wróćmy jednak do wydarzeń, które nastąpiły tuż po zabraniu pieniędzy. Okazuje się, że świadkowie widzieli dwóch zabójców wybiegających z wieżowca. Biegli oni w odległości 20-30 metrów od siebie. Po biegnącym z przodu nie widać było żadnych emocji, natomiast drugiego świadkowie zapamiętali jako mężczyznę, który był zdyszany z miną przestraszonego człowieka. Zapamiętali także, że w ręce trzymał torbę. Uciekali pomiędzy płaczącą wierzbą a blaszaną budowlą tuż za ogrodzeniem sióstr zakonnych. Minęli ulice Wyspiańskiego, 3 Maja i Opalińskiego. Tam wsiedli do samochodu i odjechali. Kilka dni później przy ul. Plażowej w Radymnie, a dokładnie 50 metrów od drogi prowadzącej z Przemyśla do Korczowej (20 km od przejścia granicznego z Ukrainą) odnaleziono torbę, którą napastnicy zabrali Henrykowi M. Prawdopodobnie w tym miejscu bandyci zrobili postój. Jednak nie odnaleziono żadnych świadków, którzy kogoś tam widzieli. Wspominaliśmy wcześniej o obserwatorze widzianym w dniu zdarzenia. Niewykluczone jednak, że było ich więcej na kilka dni przed napadem. Świadkowie mówili, że w pobliżu bloku, w którym mieszkał Henryk M. widzieli samochód BMW serii 5 lub 7 na warszawskich numerach, którego pasażerowie obserwowali wieżowiec. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, mieli oni grozić osobie, która kręciła się zbyt blisko ich samochodu. Powiedzieli, że jak nie odejdzie stamtąd, to ją zastrzelą. Jedna z hipotez mówiła, że handlarz walutami mógł robić jakieś interesy z gangsterami z Warszawy, którzy wydali wyrok na niego, a zabić go mogli wynajęci płatni zabójcy z Ukrainy. Nowe dowody w sprawie, a także świadkowie, którzy zaczną mówić po latach oraz najnowsze techniki laboratoryjne, którymi zostaną zbadane zabezpieczone wówczas ślady mogą pomóc w rozwikłaniu tej kryminalnej zagadki. Czy zabójcy oraz zleceniodawcy poniosą konsekwencję swoich czynów po 17 latach? (Super Nowości 24)

Reklama