Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 12.08-18.08.2013 r.

• Oszukani klienci ujawniają kulisy działania Magdaleny B. W miniona środę (14 sierpnia) w Sądzie Okręgowym w Przemyślu po raz pierwszy głos zabrali pokrzywdzeni, ze szczegółami opisując zarówno pierwsze spotkanie z byłą agentką, jak również cały proces inwestycji. Można było odnieść wrażenie, że podczas gdy świadkowie dwoili się i troili, by przypomnieć sobie najdrobniejsze szczegóły, oskarżeni nic sobie z tego nie robili, a nawet dobrze się bawili, komentując zeznania pokrzywdzonych i posyłając sobie ironiczne uśmiechy. Widząc postawę oskarżonych, trudno się domyślić, że grozi im kara do 10 lat więzienia. Z reguły na ich twarzach widać znudzenie, jakby siedzieli na nudnym wykładzie lub oglądali kiepski film. Ożywają dopiero, gdy świadek nie rozumie pytania sędziego lub prokuratora. W pewnym momencie główna oskarżona, wykorzystując to, że sędzia jest zajęty, wyciągnęła spod krzesła butelkę wody mineralnej i jakby nigdy nic ugasiła swe pragnienie, a pod koniec środowej rozprawy nonszalancko poprawiała makijaż, malując szminką usta. Wygląda na to, że większy stres towarzyszy jej byłym klientom niż jej samej. Oprócz Magdaleny B., w sprawie oskarżeni są także 53-letni Marek P. i 24-letni Mateusz Ż. Jak dotąd, cała trójka nie chce zeznawać, prosząc o odczytanie wyjaśnień złożonych podczas śledztwa. Żonaty mężczyzna jest życiowym partnerem oskarżonej. Emeryt z miesięcznymi dochodami w wysokości 3800 złotych nie przyznaje się do zarzucanych mu czynów. Wypiera się, jakoby miał pomagać byłej podwładnej w oszukiwaniu klientów poprzez udostępnienie w tym celu swojego konta bankowego oraz biura po godzinach pracy. Zaprzecza też temu, że potwierdzał legalność oferowanych przez kochankę usług. Brak reakcji na przyjmowanie przez nią dużych kwot tłumaczy tym, że o niczym takim nie wiedział i żadnych pieniędzy nie widział. Podobnie jak jego były szef, Mateusz Ż. nie przyznaje się do pomagania oskarżonej i nakłaniania klientów do zainwestowania swoich pieniędzy. Zachwalana przez szefostwo Magdalena B. była znana jako jedna z najlepszych agentek Avivy. „Zaliczała się do najlepszych agentów w Polsce” zeznał w prokuraturze Marek P. I faktycznie 26-latka umiała się sprzedać i przekonać klientów do obiecywanych ogromnych zysków. W efekcie udało się jej omamić 90 osób, które powierzyły jej łącznie ponad 7 mln. zł, z czego śledczym nie udało się odzyskach ani złotówki. Byli tacy, co powierzyli jej nawet pół miliona. Kiedy stworzona przez nią piramida finansowa zaczęła się walić, robiła wszystko, by opóźnić wypłaty klientom.
- A to mówiła, że jest w ciąży i źle się czuje, innym razem skarżyła się na Marka P., twierdząc, że ją pobił. Raz nawet pokazała mi siniaki, które miały powstać podczas upadku ze schodów. Mówiła, że to on z nich ją strącił – zeznał jeden ze świadków. Po kolejnej próbie odzyskania przez niego pieniędzy Magdalena B. wysłała mu SMS-a, w którym napisała, że ma wszystkiego dość i chce się zabić.
- Było mi jej wtedy ogromnie żal, chciałam wtedy nawet wezwać pomoc, żeby faktycznie nie zrobiła sobie krzywdy – wyznał świadek. Była to tylko gra oskarżonej mająca na celu opóźnienie wypłat. W końcu sprawa się wydała, a jej klienci zrozumieli, że stracili swoje oszczędności. (Super Nowości 24)

Reklama