Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 04.03-10.03.2013 r.

• Rewizor zewnętrznej firmy obsługującej kontrolę biletów w autobusach MZK, który nie chciał wypisać mandatu nauczycielce przebywającej w autobusie pomiędzy kursami, „wyleciał” z pracy. Ściślej mówiąc nie podpisano z nim kolejnej miesięcznej umowy. Mężczyzna uważa, że dlatego, iż nie zgadzał się z kierowcą. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że przełożoną rewizorów jest małżonka tego kierowcy. Bulwersujące zachowanie kierowcy przemyskiego autobusu MZK linii nr 12 opisaliśmy w zeszłym miesiącu. Nauczycielka z Przemyśla pracująca w szkole w Hureczku chciała po skończonej wycieczce szkolnej wrócić do miasta autobusem, którym zeń przyjechała, czyli „dwunastką”. Pozostała w nim z jeszcze jedną pasażerką, 81-letnią przemyślanką. Poza nimi w środku był jeszcze kierowca i kontroler, Stanisław Sochań (59 l.), który sprawdzał bilety podczas kursu Przemyśl – Hureczko. Było 4 minuty do odjazdu autobusu, gdy nagle kierowca zaczął kontrolować pasażerki. – Do mnie powiedział, żebym się nie wtrącał – wspomina S. Sachań. Od starszej pani kierowca wziął dowód osobisty, poszedł z nim do kabiny (czego nie wolno mu robić) i telefonował do kogoś, najprawdopodobniej do żony pytając głośno, czy osoba urodzona w 1932 roku ma już 75 lat. Upewniwszy się zwrócił dowód 81-latce. Nauczycielka Renata Winslawska 75 lat na pewno nie ma. Miała za to bilet przygotowany do skasowania, gdy autobus ruszy. Kierowca nie pozwolił jej go jednak skasować, zablokował kasowniki i zażądał od rewizora wypisania przemyślance mandatu. Kontroler jednak nie kwapił się brać udziału w tej farsie, próbował nawet uspokoić kierowcę – pieniacza, ale ten powiedział. – Cicho, panie Staszku, bo pan będzie mieć kłopoty – co słyszała dobrze R. Winsławska. W efekcie autobus pełen ludzi, którzy biletów nie skasowali, bo nie mogli, dojechał do Przemyśla na przystanek koło MZK. Tu pojawiła się jakaś kobieta, nawrzeszczała na Winsławską, a Sochaniowi wydała polecenie wypisania mandatu, które wykonał. Nie przedstawiła się, ale ustaliliśmy, że była to szefowa rewizorów zatrudniona w zewnętrznej firmie obsługującej kontrolę biletów w autobusach przemyskiego MZK oraz… żona pana kierowcy, który okazał się nie tylko według swego przełożonego dobrym pracownikiem postępującym właściwie z pasażerami, ale także zdaje się wizjonerem. Przepowiadał bowiem, że jeśli pan Staszek nie zamilknie, to będzie miał kłopoty. No i ma.
- Kierowca ten napisał na mnie dwie skargi – opowiada Sochań. – A jego żona, a moja szefowa dała mi do zrozumienia, że niewłaściwie napisałem wyjaśnienie na skargę pani Winsławskiej – precyzuje były już rewizor. – Po prostu nie wziąłem w nim winy na siebie – dodaje. – Gdy skończyła mi się lutowa umowa, marcowej już ze mną nie podpisano. Szefowa mówiła, że tak sobie życzyła pani prezes MZK (Alicja Chuchra przyp. autora). 59-letni mężczyzna nie mówi tego wprost, ale czuje się skrzywdzony. Jak się czuje kierowca winny całego zamieszania, nie wiemy. Jego przełożony w rozmowie z nami podkreślał, że zachował się on prawidłowo, jednak nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że miał otrzymać naganę. Nadal jednak jeździ w MZK, a S. Sochania zwolniono. Widać zawsze musi być jakiś kozioł ofiarny, więc „padło” na kontrolera. Nic raczej dziwnego zważywszy na to, że jak się okazało MZK jest nie tylko spółką miejską, ale i rodzinną. (Super Nowości 24)

Reklama