Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 31.05-06.06.2010 r.

• W tym roku podkarpacki konserwator zabytków ma do wydania – bagatela – 9 milionów złotych. Bagatela, bo na przykład lubelski dostał zaledwie 1,5 miliona, krakowski – 2 miliony, a łódzki tylko 500 tysięcy. Dlaczego przy takim bogactwie większość zabytkowych przemyskich kamienic wygląda, jakby wojna się jeszcze nie skończyła? Z dziewięciu tegorocznych milionów około jedna trzecia, czyli trzy miliony, pójdą na tzw. zabytki ruchome (np. ołtarze), pięć milionów – na zabytki architektoniczne (kamienice, kościoły i inne obiekty budowlane), reszta idzie na prace archeologiczne ratownicze, sprawy dokumentacyjne itp. Pieniądze przeznaczone na architekturę rozdysponowywane są w drodze konkursu wniosków wszystkich tych, którzy chcieliby konserwatorską dotację otrzymać. Są to i właściciele prywatni, i samorządy, i instytucje kościelne. – Czy nasze miasto jest tak bogate, że nie potrzebuje tych pieniędzy?! – pyta zirytowany czytelnik (dane do wiadomości redakcji). – Sprawdźcie, ile złożyli w tym roku wniosków o dofinansowanie remontów zabytków! Przecież to skandal, żeby w mieście turystycznym kamienice straszyły turystów!… Sprawdziliśmy. Podkarpacki wojewódzki konserwator zabytków Grażyna Stojak: – Z gminy miejskiej Przemyśl mamy osiem wniosków o dofinansowanie, przy czym sześć z nich rozpatrzyliśmy pozytywnie. Przyznane dofinansowanie z reguły jest niższe od wnioskowanej kwoty i oczekiwań, ale przy etapowaniu prac można już coś zacząć robić. Zwykle też wnioskodawca, mając jedną dotację, na przykład od nas, ma już znacznie większe szanse na zdobycie brakującej kwoty z innych źródeł. Wspomniane osiem wniosków to faktycznie niewiele. Moim zdaniem wynikać to może z braku wymaganego wkładu własnego. Możliwe też, że wnioskodawców zniechęca przyznawanie tylko części wnioskowanej kwoty. Wydaje mi się jednak, że w takiej sytuacji należy inwestycję etapować, a nie z niej rezygnować. Generalnie, jeśli chodzi o same kamienice, ich właściciele składają mało wniosków. Prywatni także. Tu znów kłania się brak wkładu własnego, a także mała operatywność właścicieli. Istnieje przecież wiele możliwości pozyskiwania funduszy remontowych, w tym środków unijnych. Tyle że trzeba mieć wkład własny. I znów duża w tym rola miasta, które mogłoby dofinansowywać niezamożnych właścicieli zabytków, właśnie po to, by ów wkład mieli. Przecież miano miasta turystycznego zobowiązuje... Ogólnie w tym roku z terenu miasta Przemyśl do urzędu konserwatorskiego wpłynęło 41 wniosków o dofinansowanie prac remontowych przy zabytkach nieruchomych. Po odjęciu 8 miejskich, na innych właścicieli-wnioskodawców (prywatnych albo kościelnych) przypadają łącznie 33 wnioski. Zgodnie z przepisami konserwator może dofinansować remont do połowy jego kosztów (jest paragraf, który pozwala na sfinansowanie całości, ale dotyczy niezmiernie wartościowych i rzadkich obiektów). Pozostałe 50 procent inwestor (właściciel lub zarządca) musi wyłożyć z własnej kieszeni albo zdobyć od innych instytucji (marszałka, starosty). – Bardzo dobrze radzi sobie w tej materii Jarosław. W ubiegłym roku z własnej kasy wydali milion trzysta na remonty zabytków! – mówi Grażyna Stojak. – W tym roku także i ich dopadł kryzys, więc zeszli bodaj do ośmiuset tysięcy, ale i to, jak na samorząd, jest bardzo wysoka kwota. W kwietniu wnioski o dofinansowanie przeszły przez konserwatorską komisję konkursową. Ile więc pieniędzy otrzyma miasto? – W moich kompetencjach są tylko zabytki ruchome i mury miejskie, natomiast o pieniądze na kamienice i inne obiekty architektoniczne zabiega wydział inwestycji i PGM – wyjaśnia Beata Kot, miejski konserwator zabytków. – Na wszystkie zabytki, w tym i ruchome, wnioskowaliśmy jako miasto o milion osiemset tysięcy. Otrzymaliśmy około pięćset pięćdziesiąt tysięcy. Nie jest to może wiele w skali konserwatorskiego budżetu, ale to nie jedyne źródła, w których szukamy pieniędzy. Dla przykładu na Zamek Kazimierzowski i park mamy zapewnione trzy i pół miliona euro z RPO (unijne – przyp. red.), a na zagospodarowanie twierdzy – pięć milionów euro. Prawdą jest, że potrzeby są olbrzymie, wynikające z wieloletnich zaniedbań i faktycznie bywa, że brak wkładu własnego czy też niezadowalająca jego wysokość powoduje problemy. Nie zgadzam się jednak z opinią, że wykazujemy się małą aktywnością czy niewystarczającą operatywnością. Szczególnie dobrze radzi sobie w pozyskiwaniu dotacji wydział inwestycji... Ile w takim razie – chcąc porównać z Jarosławiem – miasto Przemyśl wykłada na zabytki z własnej kasy? – W tegorocznym budżecie zarezerwowano na ten cel dwa miliony osiemset tysięcy. Nie jest więc chyba źle – mówi Beata Kot. (Życie Podkarpackie)

Reklama