Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 24.05-30.05.2010 r.

• Nie za biurkiem, nie do parzenia kawy, a do pożarów i innych zdarzeń, jakimi zwykle zajmują się dzielni i silni mężczyźni. Od kilku miesięcy w przemyskiej straży pożarnej pracuje kobieta. To pierwsza w dziejach jednostki kobieta strażaczka. Na dodatek, w przeciwieństwie do wielu małych chłopców, w dzieciństwie wcale nie marzyła, żeby zostać strażakiem. Po prostu wzięła i została. Żeby było zabawniej, dokładnie w tym samym czasie o pracę w straży starał się jej brat. Ona przeszła weryfikacyjne sito, on nie... – Po maturze zastanawiałam się, czy od razu próbować na studia czy może szukać pracy, a studia odłożyć. Akurat był nabór tutaj. Złożyłam dokumenty trochę na zasadzie „a co mi szkodzi”. I się dostałam! – uśmiecha się Marcela. Dziewczyna jest nad wyraz skromna. W sumie nie widzi nic szczególnego w tym, że wykonuje ciężką, niebezpieczną pracę na równi z mężczyznami. Zaraz po zatrudnieniu w straży zaliczyła trzymiesięczny kurs – takie strażackie abecadło, przez które każdy początkujący strażak musi przejść. Była jedna na osiemdziesięciu mężczyzn. – Trzeba zapoznać się ze sprzętem i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. Muszę jednak przyznać, że ćwiczenia to jedno, a prawdziwe akcje – drugie. W sumie wszystko idzie mi chyba dobrze, ale zazdroszczę kolegom doświadczenia. Szczególnie podczas pierwszych akcji mocno ich podpatrywałam. Chrztem bojowym Marceli był tegoroczny sezon wypalania traw. Była też i na wypadku, i na wycieku amoniaku. Nie boi się. – Na razie jestem opanowana, więc myślę, że będzie dobrze – śmieje się. Całkiem dobrze Marcela radzi sobie również kondycyjnie (same buty strażaka ważą kilkakrotnie więcej niż zwykłe!). – Chodziłam do klas o profilu sportowym, sport to zresztą moja pasja. Gram w siatkówkę, pływam. Bardzo mi to przygotowanie pomogło – przyznaje. A jak na pojawienie się w straży dziewczyny zareagowali koledzy? – Nie spotkałam się z żadnymi uszczypliwymi komentarzami. Może i są, ale wprost nikt mi przykrości nie sprawia. Osobiście uważam, że nie płeć powinna decydować, czy ktoś się nadaje czy nie, a wytrzymałość i predyspozycje. Póki co – radzę sobie, więc chyba się nadaję. A skoro ja, to i inne panie też. Zresztą niedługo dołączą do nas dwie kolejne dziewczyny, więc nie będę już rodzynkiem. Na razie są na kursie.
– A widzi się pani tu na stałe?
– Podoba mi się, więc czemu nie?
(Życie Podkarpackie)

Reklama