Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 10.05-16.05.2010 r.

• Skarżą się do Departamentu Praw Człowieka na działania policji. Elwira Wiech i Stanisław Stanisławek, właściciele sklepu przy ul. Jagiellońskiej, napisali skargę na działania policji do Departamentu Praw Człowieka przy Ministrze Sprawiedliwości oraz do Julii Pitery, pełnomocnika rządu zajmującej się nieprawidłowościami w instytucjach publicznych. Chodzi o działania policji w latach 2007 i 2008, podczas słynnej batalii o "Adama i Ewę". Wszystko zaczęło się kiedy w 2007 roku większość udziałów w kamienicy (siedem /ósmych) przy ul. Jagiellońskiej 10 w Przemyślu kupił młody, ale dobrze znany w mieście biznesmen. Na dole tego budynku, znajduje się sklep "Adam i Ewa bis". Biznesmen poinformował właścicieli sklepu, że mają się z niego usunąć. Ci nie zgodzili się. Kiedy upłynął termin wręczonego im wypowiedzenia umowy najmu, właściciele "Adama i Ewy bis" nabyli jedna ósmą część budynku i stwierdzili, że nadal będą w kamienicy prowadzić sklep. I spór zaczął się zaogniać. Biznesmen stwierdził, że prowadzący sklep nie mają tytułu prawnego do lokalu i muszą go opuścić. Sprawa trafiła do sądu. Zresztą nie jako jedyna. Pani Elwira i pan Stanisław też poskarżyli się do Temidy, że został naruszony ich stan posiadania. Były interwencje policji, w tym samego ówczesnego komendanta. Na te działania, a właściwie na niedopełnienie obowiązków przez policję skarżą się przemyślanie do Departamentu Praw Człowieka i do Julii Pitery. W zależności od otrzymanej odpowiedzi chcą też pisać skargę do Trybunału w Strasburgu. Były okupacje sklepu, nocowanie w nim, biznesmen wymontował witryny sklepowe i wstawił swoje. Sąd jednak nakazał mu wymontować nowe i wstawić stare. Wymontował więc, ale zamiast starych wstawił płyty z dykty. - Żyjemy w państwie prawa i tak się tego nie załatwia - mówi oburzony Stanisław Stanisławek. - Jak się chce kogoś eksmitować to trzeba iść do sądu, dostać wyrok, są jeszcze komornicy... A tutaj sytuacja wyglądała np. tak że wchodzili "ludzie" biznesmena i zaczynali remontować lokal, gdzie był towar i gdzie odbywał się handel. - Był wtedy ówczesny komendant policji, pokazaliśmy mu ważne postanowienie sądu, że nie można tutaj przeprowadzać prac remontowych - opowiada pan Stanisław. - On to zignorował. Chciał nas aresztować, bo my przetrzymujemy policjantów! Na szczęście oni zaprzeczyli temu. Po czym odmówiono nam pomocy, bo stwierdzono, że to spór cywilny. Sprawą zajmowała się Prokuratura Rejonowa w Lubaczowie. Nie dopatrzyła się niedopełnienia obowiązków przez policjantów. (Super Nowości)

Reklama