Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 10.08-16.08.2009 r.

• W czwartek Podkarpacie opuścił kolarski wyścig Toure de Pologne. Dzień później na teren województwa ma wjechać inny „tour”. Rajd europejskimi śladami Stepana Bandery. Człowieka, który przez polskie narodowe środowiska nazywany jest katem Polaków nr 3, po Hitlerze i Stalinie. W piątkowy poranek dojeżdżający do drogowego przejścia granicznego mogą zauważyć grupę stojących przy jezdni pieszych, trzymających pozwijane fragmenty materiału i jakieś tablice. Na razie nie widać, że to hasła wymierzone w rajd. Pojawia się też liczna grupa dziennikarzy. Oprócz tych z mediów lokalnych, są na miejscu także ekipy: TVN, TVN24, Polsatu, dziennikarze PAP, Dziennika Polskiego, RMF. Kiedy okazuje się, że rowerzyści będą odprawiani jednak przez przejście dla pieszych, wszyscy jak na rozkaz przemieszczają się te kilkadziesiąt metrów dalej. Protestujący wyciągają tablice i banery. Wśród tych osób jest Stanisław Żółkiewicz, prezes Stowarzyszenia Orląt Przemyskich. Jest kilka młodych osób z Młodzieży Wszechpolskiej, jest też Bogusław Tofilski, radny wojewódzki z Ulanowa. – To jest chichot historii, że młodzi ludzie używani są jako żywe tarcze i Bogu ducha winni, propagują nacjonalizm banderowski. Współpracę trzeba opierać na faktach i prawdzie historycznej, a nie na zakłamywaniu historii i chowaniu głowy w piasek. Wszyscy jesteśmy zwolennikami jak najszybszego wejścia Ukrainy do Unii Europejskiej, ale w prawdzie. Nie wszystko było w porządku, po jednej i po drugiej stronie, ale jeśli będziemy mówili, że tylko Polacy byli katami, a Ukraińcy ofiarami, to jak skończymy? – pyta Tofilski. Jeszcze kilka dni wcześniej nie bardzo wiadomo było ani kiedy, ani gdzie. Są niby informacje, ale nigdzie niepotwierdzone. Że wjadą przez Medykę, że chcą nocować w Birczy, że odwiedzą po drodze cmentarz w Pikulicach. Mocno nagłośniony w mediach rajd rowerowy śladami Stepana Bandery, który z Czerwonogradu miał poprzez Polskę i Słowację dotrzeć do Monachium, owiewa jednak trochę nimb tajemnicy. Dopiero kiedy to wydarzenie staje się w Polsce informacją numer 1, główny organizator, prezydent Fundacji Eko-Miłosierdzie Paweł Sawczuk zwołał konferencję prasową w Mościskach. Potwierdza, że kilkunastoosobowa grupa rowerzystów chce przekroczyć granicę polską w Medyce 7 sierpnia. Z Mościsk mają wyjechać o 8 rano czasu polskiego. Stąd od rana taki ruch przy bramie. Dalej wchodzą tylko ci, którzy chcą przekroczyć granicę. Do przejścia granicznego zbliża się jakiś rowerzysta. Jedzie z polskiej strony. Adam Binduga w koszulce Solidarności przyjechał z Rzeszowa. – Jestem rowerzystą, patriotą, Polakiem i czułem się w obowiązku tutaj przybyć. Zaprotestować przeciwko temu, co tu się będzie działo – tłumaczy swoją obecność w Medyce. Niektórzy z mijających protest podróżnych ciągną na kółkach ciężki bagaż. Wiozą firanki, duże worki proszków do prania. Nie przeszkadza im to zatrzymać się i spojrzeć w kierunku haseł. Niektórzy unoszą w górę kciuki na znak poparcia. Dużo jest młodych, których cel podróży jest ewidentnie turystyczny. Przystają, robią zdjęcia. Zatrzymują się też idący z Ukrainy. – Ja też jestem przeciw Banderze! Moja rodzina także ucierpiała – mówi przez nikogo niezaczepiana młoda Ukrainka. Są i inne głosy. Starsza kobieta tłumaczy, że Bandera był dobry, a na pytanie o odpowiedzialność za mordy na Polakach, odpowiada krótko: – Na historii tego nie uczyli. Oczekiwanie trwa. Dziennikarze telewizyjni przy pomocy wozów transmisyjnych zdają relacje na żywo. Na przejściu pojawia się były europoseł Andrzej Zapałowski. – Przeciwstawiam się temu, by na terenie Polski szerzono ideologię, która prowokuje i godzi w interesy Polaków. Jeśli ci rowerzyści chcieli przejechać przez Polskę, mogli to zrobić bez problemu. Ale jeżeli nagłaśniają, że jest to rajd ku czci Bandery, a trasa wiedzie przez tę część Polski, która ucierpiała z rąk banderowskich, to tego robić nie można. Sąsiad sąsiadowi nie robi takich brzydkich rzeczy – mówi. Po chwili można zauważyć nawet rozmowę Andrzeja Zapałowskiego z dziennikarzem ukraińskiego Naszego Słowa. Choć mają zupełnie odmienne poglądy, dyskutują na temat metodologii badań historycznych, źródeł, z których korzystają. Nagle poruszenie wywołuje grupka rowerzystów jadących od granicy. – Nie, nie. To nie my – śmieje się młody człowiek i pokazuje na błotniku roweru naklejony znak Polski Walczącej. Padają pytania, czy już widać tamtych. Tak, stoją już w Szeginiach i czekają na odprawę, ale to chwilę potrwa. – Jakieś cztery godziny – mówi kobieta, która weszła właśnie do Polski. Dziennikarzom spoza regionu rzedną nieco miny. Oni nie znają tej granicy. Spokojną atmosferę przerywa nagle podniesiony głos kobiety z Ukrainy, która wdała się w polemikę ze Stanisławem Żółkiewiczem. Kamery i mikrofony idą w ruch. – A co wy robiliście z nami Ukraińcami!? Jeżeli wy naszego bohatera narodowego nazywacie faszystą to jest to głupota! Z jednej strony mieliśmy Polaków, z drugiej Moskali. Co mieliśmy robić? Mamy swojego narodowego bohatera. Wielkiego bohatera! Rozumiecie to czy nie? – krzyczy kobieta. Na pytanie młodej dziennikarki ,czy bohater może mordować, ripostuje: – Dziewczęta, poczytajcie coś i idźcie do domu. Na co taką głupią politykę robić? Jest wreszcie jakaś informacja! Organizatorzy rajdu zdecydowali, że młodzież autobusem wróci na Ukrainę, a granicę przekroczą tylko cztery dorosłe osoby. Znów czekanie. Pół godziny, godzina, półtorej. Ponoć już są po polskiej stronie i zaraz tu wjadą. Kiedy operatorzy już rozpoczynają poszukiwania dobrego miejsca na filmowanie, ktoś mówi, że cykliści nie zostali wpuszczeni do Polski. – Wszystko na to wskazuje. W tej chwili trwa jeszcze weryfikacja dokumentów, ale najprawdopodobniej taka zapadnie decyzja – potwierdza na gorąco rzecznik straży granicznej kpt. Elżbieta Pikor i dodaje, że uzasadnienie tej decyzji podane będzie podczas konferencji prasowej w ministerstwie spraw wewnętrznych i administracji. Pół godziny później wszystko jest jasne. We wspólnym oświadczeniu MSWiA i MSZ czytamy: „W tej konkretnej sytuacji nie odnosimy się do historii ani poglądów obywateli innych państw. Mamy jednak prawo ocenić, że wystąpieniu o przyznanie wiz nie towarzyszyła wola poinformowania władz polskich o rzeczywistym celu pobytu w Polsce. Przedłożono konsulowi pismo Bieszczadzkiego Towarzystwa Cyklistów potwierdzające, iż osoby, które przybyły na przejście graniczne w Medyce, zmierzają na imprezy rowerowe w Polsce. Chodziło jednak o zupełnie inne imprezy i w innych terminach, niż rajd pamięci Stefana Bandery. W żadnej innej formie nie powiadomiono też władz polskich, że taka zorganizowana grupa zamierza przebywać w Polsce. Uznajemy i potwierdziła to kontrola funkcjonariuszy Straży Granicznej, że wizy zostały wyłudzone”. Już po wszystkim. Protestujący zwijają transparenty jak sztandary po zwycięskiej potyczce i jadą do domów. (Życie Podkarpackie)

Reklama