Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 22.12-28.12.2008 r.

• Dla fasonu moment otwarcia obsługa obwieszcza uderzeniem w dzwon. Od tej chwili liczy się każda sekunda i każdy łokieć. Tak, łokieć. Łokcie w kolejce są podstawą sukcesu i ręczę, że dziś jeszcze się ich używa. To nie przygana. Przy takich emocjach, szczególnie gdy za witryną wypatrzyliśmy piękną żeliwną patelnię za jedyne 9 zł, nawet anioł czy Święty Mikołaj łokcie by uruchomił! Jest w Przemyślu taki sklep, o którym nawet najbliższej przyjaciółce mówię niechętnie. Im mniej osób o tym miejscu wie, tym lepiej. Każda rzecz jest tam w jednym egzemplarzu – dopadnie ją ten, kto będzie pierwszy w kolejce. Nie wszystko w tym sklepie to cacuszka. Ale wśród sterty chłamu i badziewia zdarzają się cuda. Takie, jak ręcznie malowany gliniany dzban na zdjęciu obok. Jak wełniany kilim. Jak ceramiczne doniczki w misterne kwiatki. Jak boski żeliwny rondel. To miejsce to sklep z rzeczami „z drugiej ręki”. Prowadzą go niepełnosprawni, a utarg przeznaczany jest na Towarzystwo Walki z Kalectwem. Towar pochodzi ze Szwecji, a trafia do nas za pośrednictwem tamtejszej fundacji Reningsborg. Że cel zbożny i pożytek z takiej działalności – oczywistość. Najbardziej jednak fascynujące jest samo miejsce. Kolejka ustawia się już pół godziny przed otwarciem. Kiedy zasadne są podejrzenia, że jest nowa dostawa – znacznie wcześniej. Pewności, że przyszedł transport, nie ma nigdy, chyba że obsługa puściła farbę. Adrenalina i emocje towarzyszą więc kolejkowiczom zawsze. Bywa, że z czekania na wietrze i chłodzie rodzi się w kolejce solidarność: – Tak, tak, panie dzieju, „oni” pewnie i tak już wszystko co najlepsze wybrali... – rzeknie ktoś, a reszta smętnie mu przytaknie. „Oni” to ci, którzy są w spisku z obsługą, a nie ma zmiłuj, żeby takiego spisku nie było. To dla kolejkowiczów taki sam pewnik, jak to, że oni, biedne szaraczki, do grona szczęśliwców nie należą. Bywa, że z nudów rodzi się dyskusja, a że nigdy nie wiadomo kto obok stoi, nietrudno o aferę:
– Ja tam pedałów nienawidzę i już! – rzuci pan starszy z saszetką.
– A co pan ma do pedałów?! – obruszy się pani młodsza z lokami. Od słowa do słowa i obraza gotowa. Sytuacja niezręczna, bo zwaśnione strony ramię w ramię w jednej kolejce, a stać trzeba... Większość z kolejkowiczów to stali bywalcy: jedni polują na wartościowe bibeloty, które potem trafiają do galerii i na targi staroci, inni po prostu potrzebują tanich garnków, jeszcze inni urządzają domek na działce, gdzie stare graty są jak najbardziej na miejscu. Kto pamięta czasy żywności na kartki i towarzyszące im kolejki, doskonale zrozumie, co tu się dzieje, kiedy wybija godzina otwarcia. Dla fasonu obsługa obwieszcza ten moment uderzeniem w dzwon. Od tej chwili liczy się każda sekunda i każdy łokieć. Tak, łokieć. Łokcie w kolejce są podstawą sukcesu i ręczę, że dziś jeszcze się ich używa. To nie przygana. Przy takich emocjach, szczególnie gdy za witryną wypatrzyliśmy piękną żeliwną patelnię za jedyne 9 zł, nawet anioł łokcie by uruchomił! No więc: gong, krok po koszyk i szybka runda wokół regałów. Zasada numer jeden – jeśli jesteś pierwszy, bierz wszystko, co ci po drodze wpada w oko, potem najwyżej odłożysz. Chodzi o to, że tłum za tobą nie czeka, aż dokładnie obejrzysz zdobycz. Kiedy zatrzymasz się przy glinianym garnku, wyprzedzą cię i oczyszczą półki, do których zbyt ślamazarnie zmierzałeś, a twój gliniak okaże się obity. Szczegółowe oględziny należy więc zostawić sobie na potem. Najpierw lecisz i chapiesz co się da. Nie ma śmiania. Żal, jaki skręca człowieka, gdy w koszyku tej pani, co stała obok, zobaczysz swoją wyśnioną lampkę nocną, jest nie do opisania! Krążysz za nią, krążysz – może odłoży? Zagadujesz: na pewno nie działa, po co to pani?... Bywa, że faktycznie konkurencja, która cię wyprzedziła, rozmyśla się i odkłada towar na półkę. Bywa – tu już pojawia się savoir-vivre – że widząc błysk w twoim oku, zapyta: Chce pani? Bo ja chyba nie wezmę... Bywa jednak, że zapłaci i wyjdzie, a jedyna, właśnie taka o jakiej marzyłaś, mosiężna lampka przecudnej urody za jedyne kilkanaście złotych śnić ci się będzie przez następnych kilka nocy. Ale jeśli ją zdobędziesz, duma twoja nie znać będzie granic. To inni odprowadzą cię do drzwi smętnym wzrokiem. To ty ujrzysz następnego dnia prawie taką samą lampkę w Desie, tyle że za naście razy więcej! Długo się łamałam, czy w ogóle o tym sklepie pisać. Kiedy moje łokcie okażą się mniej waleczne od waszych, na pewno będę tego żałować. Kiedy mnie wyprzedzicie w rundzie wokół regałów – przeklnę dzień, w którym wskazałam wam do niego drogę. I całą tę magię świąt, która zmusza ludzi do dzielenia się z innymi. (Życie Podkarpackie)

Reklama