Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 15.12-21.12.2008 r.

• Czy posłowie zabronią samorządom lokalnym wydawania biuletynów informacyjnych? Taki projekt przygotowała Izba Wydawców Prasy. Ci, którzy wydają lokalne periodyki, twierdzą, że to ograniczanie samorządności, a mieszkańcom dostępu do informacji. Jarosław był miastem, który jako pierwszy, po Leżajsku, zaczął wydawać Biuletyn Informacyjny Burmistrza i Rady Miasta (w 1993 roku). – Jeździliśmy wówczas do leżajskiego samorządu podpatrywać, jakiego programu trzeba użyć do składania, jak załatwić numer ISSN. Biuletyn był czarno-biały, liczył od ośmiu do dwunastu stron i wydawany był w półtoratysięcznym nakładzie. Na dole stron umieszczaliśmy napis „Przeczytaj, podaj dalej”. Teraz biuletyn jest kolorowy, ma nakład 2500 sztuk i jest obszerniejszy – opowiada Zofia Krzanowska z urzędu miasta, która przez wiele lat go redagowała. Jarosławski biuletyn jest bezpłatny, dostępny w urzędzie miasta, księgarniach i kioskach. – Ktoś może twierdzić, że jest to tuba samorządowa, ale to przede wszystkim bezpłatna informacja dla mieszkańców miasta, tych, których nie stać na kupno prasy komercyjnej. W biuletynie znajdą wszystkie informacje o tym, co wydarzyło się w mieście. Jest tam dokładna relacja z sesji, są stawki podatków, opłat lokalnych, są relacje z imprez kulturalnych, oświatowych, sportowych. Są artykuły historyczne, których nie znajdziemy w żadnej gazecie. Fakt, że są tam zdjęcia z burmistrzem, ale jak można nie zamieszczać zdjęć gospodarza miasta, który w większości opisywanych uroczystości bierze udział. Poza tym jest tam mnóstwo różnych innych zdjęć – wyjaśnia naczelnik wydziału kultury, turystyki i promocji miasta Joanna Mordarska. Tłumaczy, że na druk biuletynu miasto rezerwuje rocznie 48 tys. zł. W bieżącym roku wydało 30 tys. zł. – Nie płacimy za pisanie artykułów, za skład, robią to nasi pracownicy. Gdybyśmy chcieli umieszczać te informacje w postaci sponsorowanych artykułów w komercyjnej prasie, kosztowałoby nas to nieporównywalnie więcej – tłumaczy. Z. Krzanowska dodaje, że ważne jest również to, że jest to słowo pisane, które przetrwa lata. – Nie wszyscy mają dostęp do Internetu, a tu zawsze mogą przyjść i skorzystać z archiwalnych numerów. Co roku korzysta z nich przynajmniej kilka osób piszących prace licencjackie czy magisterskie. Dyrektor generalny Izby Wydawców Prasy Maciej Hoffman nie wątpi w te argumenty, ale przedstawia te, którymi kierowała się Izba przy przygotowywaniu zmian w Ustawie o prawie prasowym. – My przede wszystkim musimy dbać o interes prasy lokalnej, a ta musi konkurować z zazwyczaj bezpłatnymi biuletynami. Często jest tak, że prasa lokalna ma utrudniony dostęp do tych informacji, które później są publikowane w biuletynie. Po drugie w biuletynach zamieszczane są ogłoszenia i reklamy, z których prasa się utrzymuje. A firma, która ogłasza się w samorządowym piśmie, niejednokrotnie jest uzależniona od decyzji urzędników – tłumaczy. – A czy jest to „tuba samorządowa”? Na pewno nie jest to pismo, które obiektywnie spojrzy na działalność samorządu, a przed wyborami wręcz włącza się w tę kampanię. A to wszystko finansowane jest z pieniędzy podatników – wyjaśnia dyrektor M. Hoffman. Podpiera swoją argumentację opinią prawną prof. Michała Kuleszy z Uniwersytetu Warszawskiego, który stwierdza, że: „gmina może wydawać gazetę o dość dowolnej zawartości, jednak w przypadku, gdy na danym rynku pojawi się wydawnictwo prywatne, gmina powinna wycofać się z tej działalności (...), aby nie wchodzić pieniędzmi podatników w konkurencję z inwestycjami prywatnymi (por. art. 20 Konstytucji RP)”. Uważa on również, że samorządy są zobligowane, łącząc władzę publiczną z działalnością gospodarczą, w tym przypadku wydawniczą, do zachowania daleko idącej ostrożności i powinny przestrzegać reguł konkurencyjności. Projekt zmian Prawa prasowego proponowany przez Izbę Wydawców Prasy trafił już pod obrady sejmowej komisji kultury i do ministerstwa kultury. (Życie Podkarpackie)

Reklama