Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 08.09-14.09.2008 r.

P R Z E M Y Ś L

Galeria się nam buduje!
• Kamienie węgielne w Domku Ogrodnika i na budowie Galerii Sanowej wmurowane. Akty erekcyjne z podpisami osób obecnych podczas uroczystości, monety z serii polskich miast historycznych, oczywiście te z Przemyślem, a także... wczorajsze wydania lokalnych gazet znalazły się w specjalnych tubach, które wmurowano w ścianę Domku Ogrodnika w parku oraz na placu budowy Galerii Sanowej na terenie dawnych Zakładów Mięsnych. Domek Ogrodnika, pamiętający swe lata świetności jeszcze przed II wojną światową, nie prezentuje się dziś dobrze. Ale starsi przemyślanie pamiętają, że kiedyś był on sporą atrakcją przemyskiego parku, tym bardziej że sąsiadował z oranżerią i zwierzyńcem. - Naprawdę będzie odrestaurowany? - zapytywał z niedowierzaniem starszy mieszkaniec Przemyśla. - To wspaniale! - niemal wykrzyknął, gdy usłyszał potwierdzenie. Jakkolwiek u wielu przemyślan Domek budzi sentyment, to jego remont jest jedynie "deserem", którym miasto zostanie "poczęstowane" przez San Development w ramach offestu, czyli miłym dodatkiem do "dania głównego". Tak naprawdę bowiem główną inwestycją jest budowa w Przemyślu Galerii Sanowej. Obiekt, który zajmie 70 tys. metrów kwadratowych, powstanie na terenie dawnych Zakładów Mięsnych, u zbiegu ulic Sanowej, Brudzewskiego i Rzeźniczej. Już wiadomo, że w Galerii znajdzie się miejsce dla około stu sklepów, a także dla multikina z pięcioma salami, czyli tego, czego w Przemyślu bardzo brak. Głównym inwestorem przedsięwzięcia jest gliwicka firma P.A. NOVA. Koszt jego budowy sięgnie 200 mln złotych. (Super Nowości)

Zakaz dokarmiania kotów w Przemyślu
• - Wystarczy trochę dobrych chęci i problem bezpańskich kotów w mieście da się w cywilizowany sposób rozwiązać - uważa Romuald Borysławski. Nie chce się on podporządkować zakazowi dokarmiania kotów na osiedlu.
- Zwierzę nie jest rzeczą. Jeśli nie z potrzeby sumienia to nawet z mocy ustawy człowiek jest mu winien poszanowanie i opiekę. Każde zwierzę wymaga humanitarnego traktowania - mówi Romuald Borysławski, emerytowany urzędnik. Na tablicach ogłoszeniowych w bloku przy Kosynierów pojawił się apel do mieszkańców. Administracja Osiedla Krasińskiego i Rogozińskiego Przemyskiej Spółdzielni Mieszkaniowej zakazuje dokarminia kotów.
- Bo zanieczyszczają piwnice oraz sprzyjają rozprzestrzenianiu się pcheł - mówi Aleksander Słotylak, który pełni rolę administratora. Emeryt Borysławski wytyka zarówno władzom miasta, jak i urzędnikom ze spółdzielni bezduszność i brak chęci do rozwiązania problemu w cywilizowany sposób.
- Bezpańskie koty należy sterylizować, żeby nie dopuścić do ich niekontrolowanego rozrodu. To zadanie dla władz miasta i jego służb porządkowych - uważa Borysławski. Twierdzi, że skoro w piwnicach dla czworonogów nie ma miejsca, to na osiedlach powinny powstać otwarte schrony dla kotów, w których mogłyby przetrwać zimę.
- Pomysł jest dobry i wart rozważenia. Sprawdza się w innych miastach. Ale na masowa akcję wyłapywania i kastracji kotów nie ma co w tej chwili liczyć - mówi Witold Wołczyk z kancelarii prezydenta. Urzędnicy potrzebują czasu, żeby bliżej zdiagnozować problem. No i potrzeba na to pieniędzy. Problemem zainteresowani są też wolontariusze broniący praw zwierząt.
- Wyłapywanie bezpańskich kotów i upychanie ich w klatkach powoduje, że masowo chorują i giną - mówi Halina Derwisz, prezes Stowarzyszenia Ochrony Zwierząt w Rzeszowie. Jej zdanie podzielają lekarze weterynarii.
- Najrozsądniej drapieżniki sterylizować i pozostawiać na wolności - podkreśla Radosław Fedaczyński, przemyski weterynarz.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• Ciągu nie ma, winnych też. Członkowie Wspólnoty Mieszkaniowej Nieruchomości Glazera 25 w Przemyślu są przekonani, że winę za wadliwe wykonanie przewodów kominowych w ich budynku ponosi mistrz kominiarski, bo zalecił im złe rozwiązanie. Mistrz jest innego zdania, a w mieszkaniach nie ma prawidłowej wentylacji. Wszystko zaczęło się 3 lata temu.- Remontowaliśmy dach i przy tej okazji postanowiliśmy też zająć się przewodami kominowymi - wyjaśnia przewodniczący zarządu wspólnoty, Marian Boczar. - O opinię w tej sprawie poprosiliśmy mistrza kominiarskiego, pana Stanisława Witkę, a on zalecił nam wykonanie kominów z tzw. podwójnym prześwitem - kontynuuje Boczar. - Nie znamy się na kominiarstwie - podkreśla. - Wykonanie zleciliśmy firmie, kierując się zaleceniami fachowca. Firma wywiązała się z umowy i nowe kominy dumnie stoją na dachu budynku wspólnoty. Niestety, nie spełniają swej roli, bo w budynku zamiast prawidłowej wentylacji jest tzw. ciąg wsteczny. - Polega to na tym, że między prześwitami kominów powietrze "zawraca" i jest wtłaczane ponownie do mieszkań - wyjaśnia M. Boczar. Mieszkańcy bloku nie wymyślili sobie tego sami, taka jest "diagnoza" i rzeczoznawcy, i powiatowego inspektora nadzoru budowlanego. - Przed wykonaniem przewodów i kominów nie zlecaliśmy wykonywania projektu, bo pan Witka słowem nie wspomniał, że to potrzebne - mówi przewodniczący. - Tymczasem okazało się, że on, jako mistrz kominiarski, nie ma uprawnień do zlecania nam wykonania rodzaju kominów - irytuje się. - Teraz umywa ręce, a my mamy polecenie przebudowy kominów. Zostały źle wykonane z winy pana Witki i to on powinien zapłacić za ich przeróbkę - dodaje z przekonaniem M. Boczar. Mistrz kominiarski, Stanisław Witka, jak twierdzi, już ma dość historii z lokatorami z Glazera 25. - W kółko to samo - mówi. - W tym domu nie ma dobrej wentylacji, bo lokatorzy pozakładali sobie szczelną stolarkę okienną - wyjaśnia. - Poza tym nie zlecono wykonania projektu - dodaje. Do winy się nie poczuwa i partycypować w kosztach przeróbki kominów nie zamierza. - Od trzech lat o tym słyszę i od trzech lat tłumaczę, że nie ma w tym mojej winy - mówi S. Witka. - Czemu ci państwo zamiast do prasy nie pójdą do sądu? - pyta. (Super Nowości)

Spór o Klub Garnizonowy
• W kręgach przemyskich rozgorzał spór o Klub Garnizonowy, choć tak naprawdę żadna decyzja jeszcze nie zapadła. Według nieoficjalnych informacji Klub Garnizonowy i Brama Rycerska mają trafić w ręce miasta jako rekompensata za przekazanie Związkowi Ukraińców w Polsce gmachu przy Kościuszki 5. - Rzeczywiście, wskazaliśmy ten obiekt jako jedną z dwóch propozycji nieruchomości, które mogłyby być taką rekompensatą - mówi Witold Wołczyk z Kancelarii Prezydenta Przemyśla. W lecie w Przemyślu przebywał minister obrony narodowej Bogdan Klich, który uczestniczył w rozmowach na ten temat. I jeszcze w czerwcu przeciwko takiej ewentualnej decyzji protestował europoseł Andrzej Zapałowski. "Nie do przecenienia jest prowadzenie w tym obiekcie poza zadaniami kulturalno-oświatowymi organizacji garnizonowych, uroczystości z okazji świąt państwowych. Proponowana przez Prezydenta Miasta lokalizacja w budynku Klubu Garnizonowego biblioteki miejskiej jest całkowicie błędna. Wymagałaby ona całkowitej przebudowy tego obiektu. Jestem głęboko przekonany, iż Pan Minister, mając na uwadze dobro Sił Zbrojnych RP oraz potrzebę zabezpieczenia obiektów na możliwe dyslokacje nowych jednostek i zadań dla nich w południowej Polsce, utrzyma we władaniu wspomniany obiekt" - pisał Andrzej Zapałowski do ministra obrony. Niedawno Andrzej Zapałowski znów zabrał głos w sprawie Klubu Garnizonowego. W specjalnie wydanym oświadczeniu europarlamentarzysta wyraził ubolewanie i zarzucił prezydentowi Przemyśla niedbanie o interesy Wojska Polskiego. - Miasto, starając się o rekompensatę, mogło wskazać na zamianę tylko takie nieruchomości Skarbu Państwa, które nie naruszałyby interesów Wojska Polskiego - tłumaczy Zapałowski, dodając, że oddanie Klubu Garnizonowego miastu jest ograniczaniem i tak szczupłej infrastruktury wojskowej w regionie, a prezydent daje powody ministerstwu do pomniejszania garnizonu. Witold Wołczyk wyjaśnia, iż pomysł, że w klubie ma być ulokowana biblioteka miejska, jest tylko faktem pojawiającym się w mediach. - Takiej decyzji jeszcze nie ma. Nie ma co się dziś wdawać w dyskusje co do ewentualnego przeznaczenia budynku. W tej chwili najbardziej istotne jest zabezpieczenie interesu gminy, czyli przejęcie nieruchomości. Minister Klich poinformował nas, że nie ma przeszkód - wyjaśnia. Jak dodaje W. Wołczyk, wojewoda podkarpacki zapewnia, że sprawa powinna być załatwiona do końca roku. Próbujemy dowiedzieć się u źródeł. Jednak kierownik Klubu Garnizonowego Jan Szewczyk nie potrafi jeszcze nic powiedzieć o przyszłości podległej mu placówki. - Nikt nas jeszcze o niczym nie poinformował. Nie dostaliśmy żadnych wiadomości od przełożonych. Wiemy tyle co z prasy. Więc czekamy - odpowiada proszony o komentarz. (Życie Podkarpackie)

• Wojciech T., arbiter piłkarski z Przemyśla, ma zakaz sędziowania. To decyzja tutejszej Prokuratury Okręgowej. 34-letniego sędziego w środę po południu zatrzymali funkcjonariusze z wydziału ds. zwalczania korupcji Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Postawiono mu zarzut przyjęcia pieniędzy i wędlin w zamian za "ustawienie" meczu, który odbył się w 2005 r., a stawką był awans jednej z drużyn z klasy B do A. Wojciech T. usłyszał także zarzut przyjmowania łapówek i uczynienia z nich stałego źródła dochodu, kiedy to jeszcze pracował w Izbie Celnej w Przemyślu. Prokurator zakazał mu sędziowania podczas rozgrywek piłkarskich. Ponadto zastosował wobec niego poręczenie majątkowe w wysokości 5 tysięcy złotych, orzekł dozór policyjny i zakaz opuszczania kraju. W czwartek do tymczasowego aresztu trafił przemyski arbiter Grzegorz S. On również jest podejrzany o korupcję.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• Dwumiesięczna Oliwia z Przemyśla trafiła do jednego z domów dziecka. Matce, 27-letniej Aleksandrze D., prokurator postawił zarzut narażenia dziecka na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia. Przypomnijmy: we wtorek, 26 sierpnia br., kurator sądowy udał się na ulicę Kazimierzowską w Przemyślu do swojej 27-letniej podopiecznej - Aleksandry D., by przeprowadzić rutynowy wywiad środowiskowy w sprawie powrotu do domu dwójki jej starszych dzieci: 3-letniego Pawła i 6-letniej Justyny. Od dłuższego czasu przebywają one bowiem w jednej z przemyskich placówek opiekuńczo-wychowawczych. Kiedy wczesnym popołudniem wszedł do mieszkania, zastał tam zachodzącą się od płaczu 2-miesięczną Oliwię. Matka w stanie upojenia alkoholowego spała w najlepsze. Kurator, chcąc zapewnić dziecku opiekę, wezwał pogotowie ratunkowe, które zabrało je wraz z pijaną matką do szpitala. Tam kobieta zachowywała się bardzo agresywnie wobec personelu, utrudniając przyjęcie niemowlaka na oddział. O zaistniałej sytuacji kurator powiadomił więc policję. Matka miała prawie 2 promile alkoholu. Dziecko zostało na Oddziale Dziecięcym Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu, gdzie pod troskliwą opieką przez kilka kolejnych dni przeszło szereg badań. Sprawą zajęła się przemyska policja, oczywiście pod nadzorem prokuratury. Po przeprowadzeniu śledztwa prokuratura zastosowała wobec matki dozór policyjny. Będzie odpowiadać za narażenia dziecka na niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia. Grozi jej 5 lat pozbawienia wolności. - Do rozstrzygnięcia kwestii sprawowania dalszej opieki nad Oliwią będzie ona przebywać w placówce opiekuńczo-wychowawczej - powiedziała nam rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Przemyślu Lucyna Oleszek. (Życie Podkarpackie)

Małżeństwu przeszkadza agregat...
• - Nie mamy spokoju we własnym mieszkaniu - żalą się Alina i Antoni Woźniakowie z Przemyśla. - Przeszkadza nam agregat klimatyzacji - mówią. Mieszkanie państwa Woźniaków znajduje się na I piętrze bloku przy ul. Słowackiego 76. Kilkanaście lat temu w sąsiedztwie ich okien umieszczono agregat klimatyzacji. Zamontowali go właściciele znajdującego się na parterze sklepu spożywczego. Lokatorzy nie przypuszczali nawet, że niepozornie wyglądającej urządzenie będzie im spędzać sen z powiek, stanie się powodem udręki i frustracji.
- Agregat pracuje od świtu do późnych godzin wieczornych - mówi pan Antoni. - Dzięki niemu pracownicy sklepu i klienci mają przyjemny chłód, a my z żoną trudny do zniesienia szum, rytmiczne postukiwanie. Ich źródłem jest zamontowany w urządzeniu wentylator. W 2000 roku Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego dla Miasta Przemyśla wydał nakaz zdemontowania agregatu ze ściany budynku. Ostatecznie jednak jego decyzję uchylił organ nadzorczy jako niezgodną z prawem budowlanym.
- Jesteśmy schorowani, potrzebujemy spokoju, ale nie mamy go we własnym mieszkaniu - rozpaczają małżonkowie. - Przecież na stare lata nie będziemy się stąd wyprowadzać. Alina i Antoni Woźniakowie mają świadomość, że klimatyzacja jest niezbędna. Jednak - ich zdaniem - agregat należałoby umieścić na dachu bloku lub w innym miejscu, aby nikomu nie przeszkadzał.
- Bardziej dokuczliwy od urządzenia jest z pewnością hałas dochodzący z ulicy, którą codziennie przejeżdżają setki samochodów - uważa Mariusz Waciak, jeden z właścicieli sklepu. - Agregat spełnia normy, posiada atest i nie powoduje żadnych uciążliwości dla otoczenia, w tym lokatorów. Zarzuty państwa Woźniaków - w ocenie przedsiębiorcy - są bezzasadne.
- Przeprowadzono pomiar hałasu i nie stwierdzono żadnych uchybień, czy też przekroczenia dopuszczalnych norm - podkreśla handlowiec. - Badania dokonano na prośbę państwa Woźniaków przez instytucję do tego uprawnioną.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Tchórz, zbereźnik, bigamista...
• Kazimierz Wielki wcale nie był wielki: miał sto kochanek, był pijakiem i obżartuchem, a na dodatek sprowadził do Polski Żydów. Dlatego niektórzy przemyscy radni nie chcą, żeby został patronem szkoły. Afera jest bardzo zakulisowa, ale już o niej głośno na mieście. 11 bm. przemyscy radni mają przyjąć albo odrzucić kandydaturę Kazimierza Wielkiego na patrona jednej z miejscowych szkół. Oficjalne uzasadnienie takiego, a nie innego wyboru jest długie i pełne superlatyw. Podpisał je prezydent miasta Robert Choma, podkreślając, że Kazimierz Wielki był wielkim reformatorem, doskonałym gospodarzem, szczególnie dbającym o najuboższych. Wśród innych zalet króla wymienił wyjątkową dbałość o szkolnictwo, a także zasługi dla Przemyśla, takie jak wzniesienie murowanego zamku, wzmocnienie obrony miasta, sprowadzenie niemieckich kupców i rękodzielników oraz osiedlenie w grodzie Żydów, co przełożyło się na rozwój lokalnego handlu. Do tego - dalej czytamy w uzasadnieniu - był to człowiek skromny, uprzejmy i uczciwy, odznaczał się wielką miłością do ojczyzny i patriotyzmem. Słowem - warto, żeby przemyscy uczniowie naśladowali wielkiego władcę. Tymczasem, czego historycy nie ukrywają, Kazimierz Wielki był postacią niejednoznaczną. W odróżnieniu od ojca Władysława Łokietka nie przejawiał zainteresowań wojennych, ba - zdarzyło mu się nawet uciec z pola walki. Na dodatek był człowiekiem kompromisu, do tego stopnia, że zamiast walczyć i podbijać kolejne terytoria, wolał... tracić je w wyniku ustępliwych sojuszy. Fakt, zastał Polskę drewnianą, zostawił murowaną, ale obrońcy polskości wolą parafrazę: zastał Polskę Polską, zostawił żydowską (to stąd, że Kazimierz Wielki chętnie przyjmował Żydów wyrzucanych w owym czasie z innych krajów). Jakby tego było mało, król był nad podziw kochliwy: niektórzy ze szperających w królewskiej alkowie historyków doliczyli się aż stu kochanek! Jedną z bardziej znanych jest Żydówka Estera, z którą król miał dzieci (wychowane w wierze żydowskiej). Oficjalne związki Kazimierza Wielkiego też wzbudzają kontrowersje: żenił się i rozwodził władca kilka razy, bywało też, że o rozwiązaniu małżeńskiego węzła zapominał, więc na domiar złego był bigamistą. Kiedy zaś za rozwiązły tryb życia króla duchowni odważyli się go upomnieć, wysłany z upomnieniem wikary został uwięziony, a następnie utopiony w Wiśle... I co począć z takim kandydatem na patrona? Stawiać go młodzieży za wzór czy popędzić, żeby nie demoralizował? Która biografia władcy będzie odczytywana na apelach, jeśli większość radnych poprze Kazimierza Wielkiego? I czy przypadkiem młódź przemyska, zszedłszy na manowce, nie wykręci się stwierdzeniem, że zbytnio do serca wzięła sobie postępowanie osoby, postawionej jej za wzór do naśladowania? Jeśli większość zagłosuje przeciw i kandydat odpadnie, też nie będzie lepiej. Żeby być konsekwentnym i zatrzeć ślady niegodnego monarchy, koniecznie trzeba będzie coś zrobić z kazimierzowskim zamkiem. Tylko co? Zburzyć szkoda, zmienić nazwę - wbrew historii... A na dodatek jeden z ważniejszych deptaków w mieście to ulica Kazimierza Wielkiego! Jakby nie dość, niedawno powstałe stowarzyszenie "Miasta Kazimierza Wielkiego" chce właśnie, abyśmy zasilili jego szeregi i za dwa lata hucznie uczcili 700-lecie urodzin władcy. Ba, cały 2010 rok ma być Rokiem Kazimierzowskim... (Życie Podkarpackie)

• Internauci głosujący na Wakacyjną Stolicę Polski ten zaszczytny tytuł przyznali Przemyślowi. To miasto zdobyło aż 37 proc. głosów. Głosowanie trwało trzy miesiące. Najpierw ze stu miast wybrano finałową dziesiątkę. W finale głos mogli oddawać tylko zarejestrowani użytkownicy. Przemyśl z 37 proc. głosów poparcia daleko w tyle zostawił rywali. Drugie miejsce zajął Stargard Szczeciński (20 proc. głosów), trzecie Elbląg ( 18 proc.). Głosowanie prowadził portal www.rankingimaist.com.pl.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Przedstawiciel Dialogu sfałszował podpis?
• Andrzej Mikulski zdziwił się, gdy otrzymał informację, że jest już klientem Dialogu. Na umowie o przejściu do nowego operatora widnieje rzekomo jego podpis.
- Niczego takiego nie podpisywałem - twierdzi Mikulski. 29 lipca w jego mieszkaniu pojawił się przedstawiciel handlowy Dialogu.
- Przedstawił się, że jest z Telekomunikacji Polskiej. Zapytałem, czy na pewno reprezentuję "tepsę". On, że tak - opowiada pan Andrzej. W tej sytuacji zaprosił go do środka.
- Wziął mój rachunek i pokazał mi, za jakie pozycje mogę mniej płacić - opowiada pan Andrzej. Przemyślanin zainteresował się ofertą., bo myślał, że jest to propozycja TP SA. Podał akwizytorowi dowód osobisty. W trakcie, gdy ten spisywał dane do umowy, wróciła córka Mikulskiego. Stwierdziła, że to nie może być przedstawiciel TP SA, bo ta firma nie wysyła swoich akwizytorów do domów, lecz telefonuje do ludzi.
- Wtedy jeszcze raz spytałem, czy on jest z TP SA. Handlowiec zaczął coś kręcić, że niby Telekomunikacja Polska i Dialog to w sumie to samo. W tym momencie nie wytrzymałem i wyprosiłem go z domu. Niczego nie podpisywałem - opowiada przemyślanin. Zdziwił się, gdy po kilku dnia otrzymał telefon z Dialogu. Rozmówca powitał go w gronie klientów tej firmy. Mikulski zadzwonił do Dialogu, aby wyjaśnić sprawę. Konsultant poinformował go, że umowa jest sporządzona prawidłowo. Znajduje się na niej podpis przemyślanina.
- Podejrzewam, że handlowiec sfałszował mój podpis. Skierowałem sprawę do prokuratury - twierdzi pan Andrzej. W tej sprawie, jako poszkodowany, został już przesłuchany przez policję. Dialog twierdzi, że umowa, w chwili przesłania jej do centrali, była sporządzona prawidłowo. Są na niej dane klienta i podpis. Dlatego przekazano ją do realizacji. Jednak po interwencji przemyślanina została unieważniona. Kilka dni temu Mikulski dostał w tej sprawie list z Dialogu. Firma dziękuje mu za reakcje i zgłoszenie sprawy do prokuratury oraz przeprasza za niegodności. Informuje o unieważnieniu umowy.
- Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy podpis na umowie został sfałszowany. Jednak w tego typu sprawach zawsze przyznajemy rację klientowi - mówi Marta Pietranik, rzecznik Telefonii Dialog. Zaznacza, że takich sytuacjach umowa może być rozwiązana bez żadnych konsekwencji finansowych dla klienta.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

J A R O S Ł A W

Staruszka wpuściła złodziei do domu
• Podawali się za pracowników przysłanych do mierzenia okien. Po ich wizycie 79-letnia kobieta odkryła, że zginęło 3 tys. zł. Były to wszystkie oszczędności staruszki. Mieszkającą przy ul. Sienkiewicza w Jarosławiu starszą kobietę odwiedziło wczoraj po południu dwóch mężczyzn. Powiedzieli, że są z gospodarki komunalnej i przyszli przygotować okna do planowanej wymiany. Jeden mierzył otwory okienne w kuchni, drugi w pokoju. Fałszywi pracownicy obiecali kobiecie rabat na wymianę pod warunkiem udowodnienia im, że posiada stałe źródło dochodu. Kobieta dała im odcinek emerytury, pokazując jednocześnie złodziejom, gdzie trzyma dokumenty i pieniądze. Wykorzystał to jeden z nich i zabrał wszystkie oszczędzone przez staruszkę pieniądze. Policja poszukuje sprawców, którzy zaraz po kradzieży szybko się ulotnili. Kobieta zapamiętała tylko, że jeden był szczupły i wysoki a drugi niski i krępy. Mieli około 40-45 lat.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Setna rocznica w cieniu sporu
• Na przełom sierpnia i września przypada okrągła, bo setna rocznica wielkiej Wystawy Przemysłowo-Rolnej. Niestety, gdyby nie media, pewnie zostałaby dostrzeżona tylko przez grupę pasjonatów, a idące za tym możliwości promocyjne miasta zaprzepaszczone. Widać jednak światełko w tunelu. Było to niebagatelne wydarzenie w dziejach Jarosławia. Jak potwierdzają przedstawiciele Stowarzyszenia Miłośników Jarosławia, wystawa miała skalę co najmniej dzisiejszego EXPO. Wszystko zaczęło się 29 sierpnia 1908 r. Aby pomieścić licznie przybyłych wystawców na terenie parku jordanowskiego wybudowano wiele obiektów, tj. ogromną halę przeznaczoną na wystawę zwierząt hodowlanych. Dużo pracy wymagało wybudowanie pawilonu przemysłowego, który liczył 1200 m kw. Nieopodal znajdował się budynek teatralny na blisko 800 widzów. Na kilkanaście dni przed rozpoczęciem wystawy organizatorzy wystosowali wiele zaproszeń, m.in. do władz państwa, polityków, różnych instytucji itp. Ostatecznie udział w imprezie zadeklarowało 240 wystawców z 76 miejscowości. Przybyli z różnych stron dawnej Rzeczpospolitej i spoza jej granic. Pojawili się goście z Węgier, Austrii, Czech, a także Królestwa Polskiego. - Śmiało można powiedzieć, że była to wystawa nieustępująca swą wielkością innym tego typu wydarzeniom w innych miastach ówczesnej Europy - mówi Józefa Frendo, prezes Stowarzyszenia Miłośników Jarosławia. By bardziej naświetlić skalę wydarzenia, warto nadmienić, że wystawę odwiedziło ponad 45 tys. osób, zaś Jarosław liczył wtedy około 23 tys. mieszkańców. Wystawa trwała miesiąc i świetnie nawiązywała do kupieckich tradycji Jarosławia. Niestety, przy okazji tak istotnej dla dziejów Jarosławia rocznicy, nie obyło się bez zgrzytów. Niektórzy członkowie Stowarzyszenia Miłośników Jarosławia mają żal do władz miasta o brak zainteresowania z ich strony obchodami rocznicowymi. - Już w lutym wystosowaliśmy pismo do urzędu miasta z propozycją wspólnego zorganizowania obchodów. Do tej pory nie otrzymaliśmy oficjalnej odpowiedzi. W czasie obrad komisji kultury temat ten był nawet podejmowany. Brane było pod uwagę spotkanie w szerszym gronie, włączenie do projektu innych instytucji, czy podmiotów. Wspominałem o tym podczas sesji rady miasta. Chcieliśmy, aby te obchody odbiły się szerokim echem w regionie. Niestety do spotkania nie doszło, gdzieś się to wszystko rozmyło - mówi Adam Halwa, radny i członek stowarzyszenia. Urzędnicy miejscy faktycznie przyznają, że trochę przespali doskonałą szansę na promocję miasta. - Jeszcze nic straconego. Ja jestem tylko człowiekiem, nie mogę o wszystkim pamiętać, poza tym przed wpłynięciem pisma od Stowarzyszenia już uchwaliliśmy budżet miasta. Na najbliższej sesji zajmiemy się tym i jakieś obchody na pewno się odbędą - mówi Andrzej Wyczawski, burmistrz Jarosławia. Wyczawski dodaje, że teraz zadba, by projekty przedstawiane przez radnych były protokołowane. - Nie może być tak, że ktoś raz przedstawia jakiś projekt, a później nie ma żadnej kontynuacji. Z tego wynikają później przykre sytuacje - dodaje. (Życie Podkarpackie)

• Widok pijanej pary prowadzącej wózek ż dzieckiem zwrócił wczoraj około 18 uwagę przechodniów. Ktoś wezwał policję. Okazało się, że Jolanta K., 47-letnia mieszkanka Jarosławia razem ze znajomym wybrali się na przechadzkę z 8-miesięcznym wnukiem kobiety. Babcia miała 2,8 promila. Jej znajomy 2,2. Dziecko trafiło do szpitala. Na szczęście nie ucierpiało podczas spaceru z pijana babcią. Zawiadomieni przez policje rodzice zgłosili się wieczorem po dziecko. Byli trzeźwi. Matka przyznała, że zostawiła je pod opieką babci, która wtedy była jeszcze trzeźwa. Dziecko i babcię przekazano matce.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

R E G I O N

Autostrada skończy się w szczerym polu!
• Wokół Rzeszowa pozostanie autostradowa dziura? Autostrada A4 po północnej stronie Rzeszowa, od Mrowli do Terliczki, wraz z węzłami i drogami dojazdowymi miała być najszybciej wybudowanym odcinkiem nowoczesnej drogi na Podkarpaciu. Jej budowę zamierzano rozpocząć w przyszłym roku, a zakończyć do grudnia 2010. Okazuje się, że realizacja tych planów może się znacznie opóźnić i droga ta może w ogóle nie powstać. A wszystko przez konflikt w Nienadówce... Czarny i bardzo prawdopodobny scenariusz jest taki: europejska trasa E40 będzie autostradą od kanału La Manche przez Francję, Belgię, Niemcy, Wrocław, Kraków i Tarnów aż do Mrowli, gdzie będzie kończyła się w szczerym polu. Następny odcinek tej transeuropejskiej arterii będzie zaczynał się w Terliczce (również w szczerym polu) i dalej przez Korczową, Lwów i Kijów poprowadzi do Charkowa. Z kolei europejska trasa północ-południe będzie drogą ekspresową z Tallina przez Łotwę i Litwę, a następnie Białystok i Lublin do Sokołowa Małopolskiego. Do Turcji i na Bałkany przez Słowację i Węgry poprowadzi "ekspresówka" dopiero od Świlczy. Wokół Rzeszowa będzie autostradowa pustka. Najważniejszym dokumentem w przygotowywaniu inwestycji drogowej jest decyzja środowiskowa. Określa ona dokładny przebieg przyszłej drogi i wszystkie urządzenia ekologiczne, które muszą zostać wybudowane, ekrany akustyczne, odstojniki wody spływającej z jezdni, przejścia dla zwierząt itp. Decyzja ta zawiera też szczegółowy raport oddziaływania na środowisko, zarówno na przyrodę, jak i na ludzi. Dokumenty te muszą przewidywać co najmniej dwa warianty przebiegu drogi. Przygotowuje je inwestor i składa do wojewody wniosek o wydanie decyzji. Wojewoda przesyła dokumenty do ministra środowiska, ten wybiera wariant i zgodnie z wytycznymi ministra, wojewoda wydaje decyzję. Wniosek o decyzję w sprawie S19 od Sokołowa Małopolskiego po Świlczę złożono do wojewody w kwietniu 2007 r. Obejmował on też drogę łączącą węzeł autostradowy w Terliczce z rondem w Załężu, czyli fragment dużej obwodnicy Rzeszowa. Północny skrawek tej inwestycji przecina Nienadówkę, wieś pod Sokołowem Małopolskim. Drogowcy chcieli, by droga ekspresowa szła przez środek wsi, pomiędzy kościołem a cmentarzem. Trzeba by wyburzyć 39 budynków. Mieszkańcy Nienadówki na to się nie zgodzili. Urzędnicy wojewody zapoznali się z sytuacją i przygotowano inny wariant, z dala od centrum wsi. By zbudować tam drogę, trzeba zburzyć tylko 4 domy mieszkalne i 11 budynków gospodarczych. Zgadzała się na to większość mieszkańców Nienadówki. Sprawa rok leżała w ministerstwie. W końcu minister środowiska zgodził się na przebieg drogi przez centrum wsi.
- Może inwestor wywarł naciski na ministerstwo? - zastanawiają się urzędnicy wojewody, zdziwieni kontrowersyjnym rozstrzygnięciem.
- Załatwił to sobie biznesmen, który buduje stację paliw w Nienadówce - twierdzą mieszkańcy. - Chce, żeby droga ekspresowa była obok jego stacji. On będzie miał interes, a cała wieś ucierpi. Mieszkańcy Nienadówki chcą, by minister środowiska jeszcze raz rozpatrzył ich sprawę. Jeżeli nie zmieni on decyzji, sprawę skierują do sądu. Wstrzyma to budowę na ponad rok. Gdy sąd przyzna mieszkańcom rację i uchyli decyzję ministra, całą dokumentację będzie można wyrzucić do kosza i wszystko trzeba będzie zacząć od początku. Przepadną unijne pieniądze na autostradę, bo trzeba je wykorzystać do 2015 roku. Wokół Rzeszowa pozostanie autostradowa dziura. By tak się nie stało, odwołanie mieszkańców Nienadówki musi zostać rozpatrzone szybko i po ich myśli. Czy urzędnicy i politycy staną na wysokości zadania? (Super Nowości)

• Szykuje się kolejna podwyżka cen. Nawet o 10 proc. mogą wzrosnąć nasze rachunki za wywóz śmieci. Wszystko przez to, że minister środowiska chce zmusić firmy zajmujące wywozem odpadów do ich segregacji.
- To jakieś nieporozumienie. Płacę miesięcznie po kilka złotych za śmieci. Niby niewielka kwota, ale przez rok trochę się uzbiera. A przecież są inne rachunki do zapłacenia - załamuje ręce Teresa Mac z Rzeszowa. - Jak podwyższą ceny, będę musiała zapłacić. Tylko skąd, jak mam 700 zł emerytury i trójkę dzieci na wychowaniu, w tym jedno niepełnosprawne - żali się kobieta. Minister ochrony środowiska kolejny raz chce podnieść tzw. opłatę środowiskową do 100 zł za tonę (obecnie 75 zł). Płacą ja firmy wywozowe za przetrzymywanie śmieci na wysypiskach. Minister dąży do tego, by odpadów było tam mniej, co jest możliwe dzięki segregację. A ta, niestety, jest kosztowna.
- Jeśli firmie wzrasta opłata to automatycznie przerzuca ją na klienta, czyli na nas, a my z kolei na naszych klientów -wyjaśnia Juliusz Sieczkowski, dyr. Miejskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej w Rzeszowie. W tej chwili mieszkaniec bloku w Rzeszowie płaci ok. 4,50 zł. Domów jednorodzinnych - 29 zł, jeśli korzysta z 120 l pojemnika. W Przemyślu płacą od 4,70-5,90 zł w blokach i ok. 23,10 zł w domach. Tylko w Krośnie mieszkańcy domów jednorodzinnych płacą ok. 6 zł - 7,60 zł. Od stycznia kwoty te wzrosną nawet o 10 proc. To kolejna podwyżka i najprawdopodobniej nie ostatnia. Na początku roku nasze rachunki za śmieci wzrosły przecież o 50 proc.
- Do 2012 r. tona śmieci, która zalega na wysypisku, ma kosztować nawet 100 dolarów. Spodziewam się, że rachunki za wywóz odpadów każdego roku będą wyższe. Cel jest taki, aby koszt składowania był wyższy od kosztów spalania - ujawnia nam kierownik jednego z przedsiębiorstw gospodarki komunalnej na Podkarpaciu. Ludzie zamiast płacić za śmieci zaczną je masowo podrzucać?
- Nie sądzę. Mamy za sobą wysoką podwyżkę. Nie zauważyliśmy znacznego wzrostu takich przypadków. Ci, którzy podrzucali, będą to robić dalej. Pozostali będą płacić rachunki tak, jak dotychczas - twierdzi Józef Wisz, komendant.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

K R O N I K A   P O L I C Y J N A

• W ubiegłym tygodniu przemyscy policjanci ustalili i zatrzymali sprawców brutalnego pobicia przechodnia pod jednym z przemyskich lokali. 30 sierpnia w nocy dwaj 19-letni mężczyźni (mieszkańcy Przemyśla) napadli i brutalnie pobili 57-letniego przechodnia, który z otwartym złamaniem nogi i innymi obrażeniami trafił do szpitala.

• 6 września w Jarosław policjanci zatrzymali 20-letniego mężczyznę, który około godz. 18 na ulicy Piekarskiej zerwał z szyi 15-letniego chłopca złoty łańcuszek. Sprawca rozboju był już wcześniej notowany za kradzieże. Niestety, łupu nie udało się odzyskać, gdyż sprawca wyrzucił go podczas ucieczki.

• W ubiegły piątek, wieczorem, w Piastowie w pow. lubaczowskim kierowca volkswagena, podczas wyprzedzania śmiertelnie potrącił 46-letniego rowerzystę. Ze wstępnych ustaleń wynika, ze rower był nieoświetlony.

• 3 września w Urzejowicach 21-letni kierowca seata Ibizy na prostym odcinku drogi potrącił idącego tym samym pasem ruchu 51-letniego mężczyznę, który zginął na miejscu.

(Źródło: Życie Podkarpackie)

Reklama