Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 25.08-31.08.2008 r.

P R Z E M Y Ś L

Warszawa hamuje budowę...
• Zwiększenie przewozów towarowych przez PKP i nowe miejsca pracy miało zapewnić nowe Centrum Logistyczne Medyka-Żurawica.
- Niestety, przygotowania [do inwestycji] utknęły przez biurokrację - denerwuje się Andrzej Buczek, przewodniczący Zarządu Regionu Ziemia Przemyska NSZZ Solidarność w Przemyślu. Dlatego związkowcy wystąpili do szefów PKP CARGO S.A. w Warszawie; przewodniczącego Rady Nadzorczej Andrzeja Wacha i dyrektora generalnego Wojciecha Balczuna z żądaniem o wyjaśnienie na piśmie opóźnienia realizacji inwestycji.
- Według naszej wiedzy, do dzisiaj nie zostały jeszcze zakończone prace administracyjne związane z budową, właśnie na szczeblu Zarządu. A jest już gotowy biznesplan tej inwestycji - dodaje Andrzej Buczek. Związkowcy oczekują, że inwestycja będzie zakończona jeszcze w tym roku. Powstające Centrum Logistyczne Medyka-Żurawica będzie wyposażone m.in. w Bazę Kontenerową w Medyce, które zapewni kolejne miejsca pracy również w tej gminie.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Chcesz sprzedać złom, pokaż dowód!
• Skupujący złom mają prawo spisywać dane z dowodu osobistego sprzedającego. Nasz Czytelnik był oburzony faktem, że pracownik jednej z przemyskich firm skupujących złom spisał z jego dowodu osobistego nie tylko imię, nazwisko i adres, ale także PESEL oraz serię i numer dokumentu. Wydawało mu się to naruszeniem ustawy o ochronie danych osobowych. Okazuje się jednak, że racji nie miał...
- To jest nie do pomyślenia - zdenerwował się nasz Czytelnik (dane znane redakcji) - żeby skupujący złom pracownik spisywał z dokumentu nie tylko podstawowe dane, ale i PESEL oraz serię i numer! Bóg jeden wie, do czego moje dane może teraz ktoś wykorzystać - obawiał się mężczyzna. - Rozumiem, że na przykład w bankach pobierają takie informacje, ale banki obowiązuje tajemnica, a tu? Jak to się ma do ustawy o ochronie danych osobowych? - zapytywał. - Proszę, wyjaśnijcie to! Bo mnie policja lakonicznie powiedziała, że pracownik skupu prawa nie złamał, a ja uważam, że tak. Aż tak szczegółowe dane nie są potrzebne w skupie złomu - stwierdził nasz Czytelnik. Zapytany przez nas właściciel firmy skupującej złom w okolicach Przemyśla stwierdził jednoznacznie, że praktyka spisywania także PESEL-u i cech dowodu osobistego jest w branży powszechna. - Dzieje się tak z tej prostej przyczyny, że bardzo często sprzedający zbywają złom, który posiedli nielegalnie, na przykład rozbierając różnorakie urządzenia - wyjaśnił wprost. - Gromadząc dane sprzedającego, zabezpieczamy się przed posądzeniem o paserstwo, a także odstraszamy tym takich "magików", którzy potrafią szyny zniszczyć i ludzi narazić na niebezpieczeństwo, byle tylko zarobić w skupie jakiś grosz - powiedział. - Naturalnie nie udostępnia się nikomu postronnemu danych sprzedawcy, bo to nielegalne - podkreślił szef skupu złomu. To obowiązkowe... To, że praktyka jest nie tylko powszechna, ale obowiązkowa po prostu potwierdza rzecznik prasowy komendanta wojewódzkiego policji w Rzeszowie, nadkom. Mariusz Skiba. - Skupujący złom są zobowiązani do zgromadzenia danych sprzedającego z oczywistych powodów, właśnie takich, że złom często pochodzi z nielegalnego źródła, na przykład z kradzieży - poinformował rzecznik. - Sprzedający jest zobowiązany przedstawić dokument, jeśli chce dokonać transakcji - dodał. (Super Nowości)

• 1 września oficjalnie zostanie oddane nowe boisko sportowe. Powstało przy Szkole Podstawowej nr 16. Jest to boisko do piłki nożnej, ze sztuczną nawierzchnią. Wkrótce zostaną tutaj zamontowane oświetlenie i monitoring. Obiekt będzie dostępny nie tylko dla uczniów tej szkoły, ale również dla pozostałej młodzieży. Bezpłatnie będzie można z niego korzystać również popołudniami i w dni wolne.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• Po niedawnej tragedii na Śląsku, zarząd przemyskiej spółki Sanwil podjął decyzję o przekazaniu poszkodowanym materiałów, które pomogą w pokryciu dachów zniszczonych domów. Trąba powietrzna, która przeszła nad województwem śląskim, pozostawiła wielu ludzi bez dachu nad głową. Nawałnica zniszczyła ich domy, niwecząc niejednokrotnie dorobek całego życia. W związku z tą tragedią zarząd przemyskiego Sanwilu SA podjął decyzję o nieodpłatnym przekazaniu poszkodowanym materiałów plandekowych, które posłużą do czasowego zabezpieczenia dachów domostw. - Nie nawiązywaliśmy bezpośrednio kontaktu z samymi poszkodowanymi. Skontaktowaliśmy się ze sztabem zarządzania kryzysowego w Katowicach, który koordynuje całą akcję pomocy poszkodowanym. Tam wskazano nam, gdzie są największe potrzeby - mówi Barbara Kozaczkiewicz z działu obsługi klienta w Sanwilu. W ubiegłym tygodniu na Śląsk wyjechało 15 tysięcy metrów kwadratowych plandeki. 10 tysięcy trafiło do Myszkowa, tysiąc do Lublińca, a reszta do mniejszych ośrodków. Plandeki są jednym z produktów wytwarzanych w Sanwilu, obok materiałów skóropodobnych, tapicerskich i obuwniczych. - Akcja cały czas trwa i my cały czas jesteśmy otwarci na zgłaszane potrzeby - dodaje Barbara Kozaczkiewicz. (Życie Podkarpackie)

Przemyśl trzeba lepiej promować
• Słynne w Europie fortyfikacje, Zamek Kazimierzowski oraz Muzeum Dzwonów i Fajek to miejsca najchętniej odwiedzane przez turystów goszczących w Przemyślu. Ich zdaniem nadsańskie miasto staje się coraz atrakcyjniejsze, ale jest jeszcze sporo do zrobienia. Leszek Koman, przewodnik Polskiego Towarzystwa Turystyczno Krajoznawczego, twierdzi, że przyjezdni są zachwyceni architekturą Przemyśla. Urzeka ich starówka i znajdujące się tutaj kościoły. Niemal obowiązkowym punktem na trasie zwiedzania jest Muzeum Dzwonów i Fajek, oraz Zamek Kazimierzowski.
- Goście przecierają oczy ze zdumienia widząc w jak ciekawy zakątek Polski trafili - mówi Koman. - Twierdzą, że miasto robi na nich pozytywne wrażenie, chociaż oczywiście dostrzegają pewne mankamenty. Obskurne elewacje kamienic przy głównych ulicach oraz plejada szpecących je reklam. To szczególnie rzuca się w oczy przyjezdnych. Ich zdaniem urzędnicy powinni, czym prędzej zapanować nad samowolą właścicieli sklepów i firm, którzy w dowolny sposób umieszczają różnego rodzaju banery, szyldy i tablice reklamowe.
- Inny słaby punkt Przemyśla to jego nikła promocja w kraju i za granicą - dodaje Leszek Koman. - Teoretycznie prowadzone są tego rodzaju akcje, ale według mnie ukierunkowane jedynie na biura podróży. Niewielki nacisk kładzie się na dotarcie do indywidualnego turysty. Trzeba pomyśleć, jak zatrzymać go tutaj dłużej, aby nie traktował naszego miasta, jako przystanku w drodze w Bieszczady lub do Lwowa. Z roku na rok coraz więcej obcokrajowców podziwia słynne w całej Europie forty Twierdzy Przemyśl. Wśród nich dominują Austriacy, Niemcy i Węgrzy.
- To niecodzienne przeżycia, kiedy mają możliwość oglądania pamiątek z okresu I wojny światowej w naturalnej scenerii - twierdzi Wiesław Sokolik, dzierżawca forty VIII w Łętowni oraz właściciele zgromadzonej tam kolekcji. - Nie bez znaczenia jest fakt, że to popadające przez lata w ruinę umocnienie jest bezpieczne dla zwiedzających. Nie muszą się obawiać, że, np. wpadną do studni. Według twórców "Strategii rozwoju turystyki dla miasta Przemyśla na lata 2008-2015" Twierdza Przemyśl powinna stać się "motorem napędowym dla rozwoju turystycznego miasta".
- Bez wątpienia należy wykorzystywać Twierdzę do promocji, ale nie powinno się zapominać o innych, może prozaicznych, ale istotnych elementach - podkreśla przewodnik Leszek Koman. - Otóż na jedynym w mieście parkingu dla autokarów przy ulicy Sanockiej brakuje ubikacji i choćby najmniejszego punktu gastronomicznego. Przecież to skandal!
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

"Grzebanie w pościeli" to żenada
• W sezonie ogórkowym fakt, że para posłów spodziewa się dziecka to sensacyjna wiadomość. Jeden z ogólnopolskich dzienników, z gatunku plotkarskich, żeby nie rzec brukowych, "zajął się" związkiem pochodzącego z Przemyśla posła SLD, Wojciecha Pomajdy, z klubową koleżanką, Anitą Błochowiak. Już o godz. 8.30 nie można było nigdzie w Przemyślu kupić gazety, która z pierwszej strony "krzyczała", że poselska para oczekuje dziecka. Niektórzy się oburzali na posła, inni - na gazetę.
- Na plakatach wyborczych z rodziną się pokazywał, a tu dziecko innej posłance zrobił? Wstyd! - starszy pan nie usiadł nawet na ławce, by spokojnie przeczytać o cudzym życiu prywatnym. - To pan się powinien wstydzić - zauważyła spokojnie młoda kobieta. - Starszy człowiek, a plotki go interesują i głupoty - dodała. Jak się można dowiedzieć z dziennika, związek posłanki Błochowiak (35 l.) i pochodzącego z Przemyśla posła Pomajdy (40 l.) trwa już od pewnego czasu, tyle że para go ukrywała, teraz przestała. Informację o tym, że są szczęśliwą parą i oczekują potomka, miała potwierdzić gazecie sama Anita Błochowiak. - No i co to takiego, żeby taką sensację z tego robić?- zapytał retorycznie pewien przemyślanin. - Poseł czy posłanka to nie ludzie? Zakochać się nie mogą? Jak można komuś tak "w pościeli grzebać" , kultury trochę - skomentował artykuł w dzienniku. - E tam, publiczna osoba jest, to musi się liczyć z tym, że i jego życie prywatne ludzi interesuje - wyraziła inne zdanie przemyślanka w średnim wieku. Sam Wojciech Pomajda, z którym skontaktowaliśmy się wczoraj telefonicznie, rozmawiał z naszym dziennikarzem chętnie i nie uchylał się od komentarza. - No cóż, lato jest, sezon ogórkowy, to i tego rodzaju gazety zajmują się takimi właśnie "sensacjami" - stwierdził pogodnie. - Ani to sprawa polityczna, ani gospodarcza, ani z działalnością sejmową związana, po prostu bardzo prywatna. Brukowce dość długo wokół nas "węszyły" - przyznał z uśmiechem. - Jesteśmy posłami, ale także po prostu ludźmi, mamy prawo do prywatnego życia, uczuć i emocji - powiedział Pomajda. - Pozywać nikogo nie zamierzam, nieprawdy nikt o mnie nie napisał - podsumował poseł SLD. (Super Nowości)

• Kazimierz Greń, szef Podkarpackiego Związku Piłki Nożnej, przeprosił celników za swoje zachowanie sprzed tygodnia. Do awantury doszło na polsko-ukraińskim przejściu granicznym w Korczowej. Około północy przyjechały tam autokary, którymi działacze PZPN wracali ze Lwowa, gdzie polska reprezentacja rozegrała towarzyski mecz z Ukrainą. Po odprawieniu przez Straż Graniczną pierwszy z trzech autobusów zamierzał opuścić przejście, chociaż jego pasażerowie nie przeszli obowiązkowej kontroli celnej. Kiedy funkcjonariusz przy szlabanie polecił kierowcy zawrócić na stanowisko odpraw, Kazimierz Greń miał go znieważyć.
- Cała ta sytuacja nie powinna mieć miejsca - mówił Greń podczas konferencji prasowej w Izbie Celnej w Przemyślu. - (...) Tych, którzy poczuli się urażeni przepraszamy.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Szał mijającego lata
• Coraz bardziej zatłoczone miasta, długie postoje w korkach, niewiarygodnie wysokie ceny paliw powodują, że wiele osób decyduje się przesiąść zza kierownicy samochodu na siodełko jednośladu. Skuter - to jest to! Funkcjonalny, wygodny, oszczędzający czas. Te walory sprawiają, że liczba zwolenników jazdy skuterem rośnie z miesiąca na miesiąc. Także w naszym regionie. W Przemyślu jako pierwsza nadchodzącą modę na skutery i związany z nią dobry interes zwietrzyła pani Elżbieta Szymonicz. Sklep ze skuterami prowadzi od pięciu lat. Wówczas była pierwsza na rynku. Początki były trudne, choć przykład Włoch czy Francji, gdzie w astronomicznym wręcz tempie wzrastała liczba tych jednośladów, działał na wyobraźnię. Na pomysł sprzedawania skuterów wpadł jej syn. - Byliśmy pewni, że za dwa, może trzy lata ta moda przyjdzie do nas. I nie myliliśmy się. Wiele pomógł nam nasz znajomy, który importował skutery i zaproponował nam, byśmy spróbowali w naszym regionie - wspomina. Jednoślady mają olbrzymie wzięcie. Jakieś trzy lata temu wiele osób przychodziło, oglądało, pytało o cenę. - Podchodzili ostrożnie do tematu. Ale teraz. Teraz jest prawdziwy szał. Przychodzą i starsi, i młodsi. Ci pierwsi kupują, aby sprawnie dojechać do pracy czy na działkę, ci drudzy, aby nie spóźnić się do szkoły - wylicza pani Elżbieta. Od początku roku sprzedała już ponad 30 tych pojazdów. Najdroższe skutery kosztują u niej od 6 do 7 tysięcy złotych. To modele firmy Kymco i Peugeot. Ma oczywiście i znacznie tańsze, także używane. Znacznie krócej, ale z podobnymi efektami, skutery sprzedaje pan Kazimierz Kazienko. Przyznać trzeba, że wybór jest olbrzymi. - Co mnie skłoniło? Jeżdżę samochodem i widzę, co dzieje się na ulicach Przemyśla, ale i każdego innego miasta. Są zapchane autami, tworzą się potworne korki. Skutery zabierają znacznie mniej przestrzeni i powietrza - wyjaśnia powody, dla których zdecydował się otworzyć sklep. Skutery oferuje od 10 miesięcy, ale nie narzeka na brak klientów. Kluczem do sukcesu - według niego - jest sprowadzanie różnych marek. - Wybieram tylko tych producentów, którzy gwarantują serwis i dają gwarancję - zapewnia. Najtańszy skuter można u niego kupić już za niecałe 2,5 tys. zł. To pojazd bardzo zwinny i lekki, bo waży ledwie 73 kg. Średniej klasy skuter można nabyć za ok. 3,5 tys. zł. Jednoślady, za które trzeba zapłacić powyżej 4 tys., to już wysoka półka. Tutaj wszystko zależy od wyposażenia. Od początku lipca br. u pana Kazimierza skuter można także wypożyczyć. - Na razie mam zarejestrowanych 12 skuterów do wypożyczenia. Na drugi rok planuję zwiększyć ich liczbę - zapewnia. Ceny nie są wysokie. W innych polskich miastach za godzinę jazdy pożyczonym skuterem trzeba zapłacić od 20 do 25 zł. Pan Kazimierz swoje wypożycza na minimum 6 godzin. Za tę przyjemność trzeba zapłacić nieco ponad 70 zł, czyli wychodzi niecałe 12 zł za godzinę. Można wypożyczyć i na dłużej - np. za całą dobę zapłacimy 90 zł. Wielką zaletą skutera jest także, że aby nim jeździć, nie trzeba mieć prawa jazdy. Tak jest w przypadku tych, które mają 50-centrymetrowy silnik. I te są najpopularniejsze. Takie skutery posiadają blokady silnika do prędkości 45 km na godzinę, dzięki czemu osoby dorosłe mogą jeździć na dowód osobisty, a 13-latek na podstawie karty motorowerowej. Spalają tylko 3 litry benzyny na 100 km! Skuterami jeżdżą wszyscy. Starsi i młodsi. Panie i panowie. Pani Lesława Czyż od kilku lat jest na zasłużonej emeryturze. Mieszka w Lesznie. Przez wiele lat jeździła rowerem, aż wreszcie zdecydowała się na zakup skutera. - To mały i bardzo zwinny pojazd. A przede wszystkim nie trzeba kręcić pedałami. Nie mam prawa jazdy, a na nim jeżdżę. Mogę się nim dostać wszędzie. W pole, na działkę, na zakupy. I powiem szczerze, że tak mi się to spodobało, iż planuję jeździć dopóty, dopóki dopisze mi zdrowie - zapewnia. Pan Antoni na skuterze jeździ od dwóch lat. Wcześniej poruszał się samochodem. Teraz by do niego nie wrócił. - Skuterek jest sprytniejszy i wygodniejszy, wszędzie można stanąć i nie martwić się o karty parkingowe. Jeżdżę nim sobie na zakupy - zachwala. 16-letnia Kamila Maciołek chciała szybciej poruszać się po mieście, a - jak sama mówi - ma jeszcze za mało lat, by zrobić prawo jazdy. W październiku ub.r. wpadła na pomysł zakupu skutera. - Służy mi do wszystkiego. Nie jest drogi w eksploatacji, mało pali. Zatankuję na full, czyli pięć litrów i to mi wystarcza na tydzień. Mieszkam w Witoszyńcach, ale codziennie jestem w Przemyślu. Od września idę do II Liceum Ogólnokształcącego na Glazera i będę nim jeździć do szkoły - powiedziała. (Życie Podkarpackie)

• Kompletnie pijany okazał się młody złodziej zatrzymany przez pracowników marketu "Biedronka" w Przemyślu. Ujęty na gorącym uczynku kradzieży 16-latek posiadał przy sobie portmonetkę z dowodem osobistym, dowodem rejestracyjnym i prawem jazdy oraz kosmetyki. Rzeczy należały do pracownic sklepu. W trakcie badania trzeźwości okazało się, że chłopiec miał w organizmie, aż 2,26 promila alkoholu. Jest on doskonale znany przemyskim policjantom oraz tutejszemu Sądowi Rodzinnemu i Nieletnich. Wielokrotnie stawał przed jego obliczem jako sprawca kradzieży i rozbojów. 3 miesiące temu nastolatek uciekł z Ośrodka Wychowawczego w Krupskim Młynie.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Pieniądze włożone... do szafy?
• Konia z rzędem temu, kto wierzy, że teraz, kiedy obowiązek mundurkowy został zniesiony, którykolwiek małolat założy fartuszek dobrowolnie. Dopłata do jednego mundurka wynosiła 50 zł. To jednak nie wszystkie koszty, bo resztę dopłacali rodzice. W przemyskich podstawówkach uprawnionych do dopłat było 742 dzieci, na ich mundurki łącznie wydano 37 tys. zł. W gimnazjach dopłata należała się 319 uczniom, co kosztowało 15 tys. 950 zł. Całkowity koszt dopłat w Przemyślu to 53 tys. i 50 zł. Czy to pieniądze włożone do szafy? - Decyzja, czy uczniowie mają chodzić w mundurkach czy nie, została scedowana na dyrektorów szkół i rady pedagogiczne - mówi naczelnik wydziału oświaty UM Tomasz Idzikowski. - Ja w każdym razie nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia. Mogę jedynie wyrażać opinię. A moja opinia jest jednoznaczna: mundurki jak najbardziej! Byłem niedawno w Anglii i wróciłem zszokowany: każda szkoła, nawet na wycieczce do muzeum, w jednolitych strojach! Wygląda to bardzo dobrze, a przede wszystkim daje możliwość takiej pozytywnej identyfikacji ze swoją szkołą. Podobnie jest w USA. Pamiętam jeszcze z czasów, kiedy uczyłem w szkole, kłótnie między dziewczynami, że jedna w markowych ciuchach, a druga w podróbkach, bo rodziców nie stać... Mundurki zostały już uszyte. Wiszą teraz w szafach i czekają na decyzje. Jest jednak mało prawdopodobne, że będą noszone: - Osobiście wątpię. Uczniowie w większości byli mundurkom przeciwni, rodzice mieli zdania podzielone... Nie jestem pewien, czy dyrektorzy będą ten pomysł forsować wbrew jednym i drugim. Dlatego obawiam się , że te pieniądze faktycznie zostaną w szafie... - mówi T. Idzikowski. - Szkoda. To był jeden z nielicznych dobrych pomysłów ministra Giertycha. Na dodatek to bardzo niewychowawcze, że w jednym roku najwyższe czynniki coś wprowadzają w życie, w następnym - odwołują. Mały lokalny patriotyzm zaczyna się od godła i barwy, ale to wieloletnia praca nad mentalnością, a nie raz tak, raz inaczej... Opóźnia się też realizacja innego ministerialnego pomysłu - dopłat do podręczników dla zerówek i klas I-III (należą się one w tych rodzinach, gdzie dochód na osobę nie przekracza 351 zł). Nie przyjęto jeszcze wszystkich stosownych ustaw, a pierwszy dzwonek za pasem. - W ubiegłym roku wydaliśmy na książkowe dopłaty 69 tys. zł. W tym prognozujemy kwotę 76 tys. zł. Uprawnionych do dopłat jest 585 uczniów. Termin rozliczania, tj. zwracania pieniędzy, przesunięto prawie do końca listopada. Co z tego, kiedy pierwsza transza miała być uruchomiona w połowie sierpnia, a my nic do tej pory nie mamy... - ubolewa naczelnik Idzikowski. (Życie Podkarpackie)

J A R O S Ł A W

Jarosławski ratusz będzie piękniejszy
• Jarosławski ratusz już niedługo będzie miał nową elewację. Stosowna umowa pomiędzy władzami miasta a wykonawcą już została podpisana. Prawie milion złotych będzie kosztować budżet miasta nowa elewacja siedziby miejskich władz. Do końca października br. ukończony ma być remont elewacji północnej strony zabytkowego budynku. Zakończenie drugiego etapu przewidziane jest na koniec października 2009 r. - W zakresie robót planowane jest m.in.: wykonanie poziomej izolacji przeciwwilgociowej w parterowej części budynku, naprawa spękanych i zarysowanych murów, usunięcie zniszczonych tynków i ich uzupełnienie z tradycyjnej zaprawy wapienno-cementowej, odtworzenie zniszczonych elementów detali architektonicznych, wykonanie obróbek blacharskich z blachy cynkowo-tytanowej, malowanie elewacji farbami barwionymi fabrycznie, wykonanie cokołu z piaskowca, remont tarcz zegarów na wieży, wymiana drzwi, konserwacja pamiątkowej tablicy "Grunwaldzkiej" oraz wykonanie konserwacji metalowego orła na iglicy wieży - wylicza rzecznik prasowy burmistrza Zofia Krzanowska. Burmistrz miasta Andrzej Wyczawski chce, by wraz z powstawaniem nowej elewacji trwały prace przy iluminacji ratusza oraz instalacji elektrycznej. - Mamy już pozwolenie na budowę, więc prace rozpoczną się w najbliższym czasie - mówi. Jarosławski rynek, chociaż nadal świeci pustakami w letnie wieczory i weekendy, robi się coraz piękniejszy. Po odmalowaniu elewacji Hali Targowej, gruntowny remont przeszła kamienica Orsettich. Trwa również remont kamienicy Attavantich, a w trakcie przygotowania jest remont płyty rynku. (Życie Podkarpackie)

• Zabytkowa kaplica w parku Baśki Puzon w Jarosławiu doczekała się wreszcie remontu. Stary, przeciekający gont zastąpiono blachą miedzianą, wymieniając przy okazji konstrukcję dachu. Na ukończeniu są prace przy elewacji i odwodnieniu. Obiekt będący częścią nieistniejącego kościoła jeszcze na początku ubiegłego wieku pełnił funkcję kaplicy cmentarnej. Nieużywana zaczęła zamieniać się w ruinę. W ubiegłym roku kosztem ponad 150 tys. zł. wymieniono dach i zrobiono instalację odgromową. Tegoroczne prace obejmują izolację pionową ścian fundamentowych, wymianę stolarki okiennej i drzwiowej, remont elewacji, konserwację tablicy epitafijnej oraz odwodnienie i uporządkowanie otoczenia. Wartość tych prac wynosi ponad 140 tys. zł. Podkarpacki Wojewódzki Konserwator Zabytków dofinansował remonty sumą 30 tys. zł.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Nielubiany pracownik do nory?
• Pracownica Starostwa Powiatowego w Jarosławiu rozpłakała się, gdy zobaczyła po powrocie z L-4 swój nowy "pokój".
- Kiedy weszłam do mojego nowego pokoju, po prostu poleciały mi łzy, choć nie jestem płaksą - zwierza się Grażyna Stopa, inspektor ze Starostwa Powiatowego w Jarosławiu. - Roczny kurz, odrapane ściany, a w szafie mnóstwo dokumentów należących do jednego z pracowników i stanowiących historię jego prywatnej działalności geodezyjnej - dodaje. Pokój, który przydzielono pracownicy po jej powrocie z L-4, był, według jej relacji, nieużywany przez około rok. - Tu była po prostu taka nieoficjalna palarnia - opowiada Grażyna Stopa. - Tego pokoju nikt nie zajmował oficjalnie - podkreśla. - Bo sądząc po tym, co znajduje się w szafach, wykorzystywał go pan M.S. i to nie tylko do służbowych celów. O tym, że starosta Tadeusz Chrzan za Grażyną Stopą, znaną ze swej działalności na kulturalnym polu, nie przepada, wiedzą wszyscy. - Coś mu ta kobieta nie pasuje - mówi pracownik starostwa chcący zachować anonimowość.
- Przecież nawet to stowarzyszenie (Grupa Poetycka - przyp. aut.) z budynku wyrzucił. Ale o co poszło, to ja tam nie wiem - dodaje. Nie wie też G. Stopa, ale nie o sympatię starosty jej chodzi, a o, jak mówi, zwyczajną przyzwoitość. - Naprawdę nie chcę niczego więcej, tylko by nie kazano mi pracować w pokoju pełnym zdechłych much, wśród centymetrowego kurzu, który pokrył nawet godło i krzyż - mówi kobieta. Grażyna Stopa nieco ogarnęła otoczenie i napisała do starosty pismo, że pokój jest kompletnie nieprzygotowany do pracy. Dopiero po tej interwencji odkurzono pomieszczenie. - Pokój był sprzątnięty i odkurzony, umyto też okna - przekonuje starosta Tadeusz Chrzan. - A że nie jest tam tak, jak by pani Stopa chciała? Cóż, to nie jest prywatny pokój pani Stopy, tylko pomieszczenie starostwa - podkreśla.
- W szafie jest mnóstwo dokumentów zarówno wydziałowych, jak i dotyczących prywatnej działalności geodezyjnej pana M.S. - wyjaśnia Grażyna Stopa. - Nie zostały one w żaden sposób zabezpieczone. Sądzę, że nie są też zarchiwizowane. To skandal - uważa inspektorka. - Te dokumenty zawierają poufne informacje, dane osobowe, szczegóły - wylicza.
- Dlaczego pan M.S. w służbowej szafie trzyma dokumenty dotyczące prywatnej działalności? - zastanawia się G. Stopa. - Szafa jest "wydziałowa", a nie do wyłącznego użytku tego, kto zajmuje pokój - wyjaśnia starosta Chrzan. - A pani Stopa nie powinna udostępniać dziennikarzom dokumentów ani danych osobowych pracowników - podkreślił. (Super Nowości)

• Ustaleni wszyscy sprawcy zamieszek na jarosławskim stadionie w czasie niedzielnego meczu z jasielskim klubem. Trwają zatrzymywania pseudokibiców. Pięciu już jest w rękach policji. Zatrzymany został 30-letni Tomasz K., podejrzewany również o udział w napadzie na dyskotekę w Wietlinie. Odpowie nie tylko za burdy na stadionie ale również za zniszczenie mienia wartości kilku tysięcy zł. 24-letniego Bogusława N., zatrzymanego w poniedziałek odstawiono do zakładu karnego, gdzie ma odsiedzieć karę. W rękach policji są również 26-letni Artur J. i rok młodszy Marek J. oraz 26-letni Paweł Sz. Odpowiedzą oni za niedzielne ekscesy. Wszyscy, za wyjątkiem Marka J. przyznali się do uczestniczenia w niedzielnych zamieszkach.
- Zatrzymanie reszty jest kwestią najbliższych dni - zapowiadają policjanci. Służby porządkowe Jarosławskiego Klubu Sportowego nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa na meczach. Zawsze musimy interweniować - mówi Krzysztof Pobuta, zastępca komendanta jarosławskiej policji.
- Nasi ochroniarze boją się pseudokibiców, a nie stać nas na wynajęcie profesjonalnej firmy. Myślę, że obecność policji na stadionie od początku meczu zaprowadziła by porządek - mówi Jerzy Krzysztoń, prezes JKS.
- Policja wchodzi dopiero na pisemny wniosek organizatora imprezy. Takie są przepisy - odpowiada zastępca komendanta. Prezes zapowiada, że klub wystąpi w sprawach sądowych pseudokibiców jako oskarżyciel posiłkowy. - Będziemy domagać się od nich zwrotu kosztów, na które narazili klub. Za ostatni mecz kwota przekroczy 10 tys. zł. Zatrzymani pseudokibice oprócz innych kar dostaną zakaz wstępu na jarosławski stadion. Skierowano wnioski, by najbliższy mecz odbył się bez udziału kibiców.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

To jest napad. Na glebę!
• W ubiegłą sobotę, późnym wieczorem dwaj bandyci napadli na bar działający przy ulicy Przygrodzie w Jarosławiu. Niewielki, przytulny bar na Przygrodziu jest ulubionym miejscem spotkań okolicznych mieszkańców, którzy zaglądają tam na duże jasne. W sobotę wieczorem jakoś stałych bywalców wymiotło i nie licząc jednego klienta, bar był pusty. Za kontuarem kręciła się żona właściciela, który był obok w kuchni. Kilka minut po 22 weszli dwaj mężczyźni ubrani na czarno i w kominiarkach. Jeden miał w ręku pojemnik z gazem, a drugi nożyce do cięcia metalu z charakterystycznymi czerwonymi uchwytami. - To jest napad. Na glebę! - krzyknął jeden i zmierzał do kontuaru. Widząc, że kobieta zaskoczona nie reaguje, prysnął w jej kierunku gazem. Drugi tymczasem zajął się klientem, który zorientowawszy się, co się dzieje, próbował uciec na zaplecze. Dogonił go w drzwiach i uderzył nożycami po głowie. Tymczasem pierwszy przewrócił kobietę na podłogę i próbował ją obezwładnić. Jej mąż usłyszał to i wybiegł z kuchni. W drzwiach zderzył się z jednym z bandytów. Zaczęła się szamotanina, w czasie której żona, podążając w ślad za uciekającym klientem, schroniła się w kuchni. Sekundę po nich dobiegł do nich właściciel, który zabarykadował drzwi, sięgnął po komórkę i w zdenerwowaniu wybrał numer pogotowia, zamiast policji. To jednak wystarczyło. W tym czasie bandyci przecięli nożycami kłódkę zabezpieczającą automat do gry, ale nie potrafili wydostać kasety z bilonem, która miała dodatkowe zabezpieczenia. Wtedy, spodziewając się, że pomoc może przybyć lada moment, zrezygnowali z łupów i uciekli. Kilka minut później na miejscu był już radiowóz. Policjanci przesłuchali pokrzywdzonych, zabezpieczyli wszelkie ślady i przepatrzyli najbliższą okolicę. Klient, który dostał nożycami po głowie, na szczęście miał tylko powierzchowne rozcięcie skóry i po opatrzeniu został zwolniony. Sprawę prowadzą policjanci z sekcji kryminalnej Komendy Powiatowej Policji w Jarosławiu. (Życie Podkarpackie)

• - Urzędnicy pomylili numery działek i przypisali mi sąsiednią parcelę, a ja chcę gospodarzyć na swojej, a nie na należącej do sąsiada - żali się Kazimierz K., mieszkaniec Jarosławia. Sprawa dotyczy kilkuarowych działek przy ul. Świętojańskiej w Jarosławiu. Są łakomym kąskiem, ponieważ znajdują się tuż obok ratusza, w centrum miasta. Wyjaśnieniem sprawy własności działek zajmowały się już wszystkie urzędy. Począwszy od miejscowych samorządów, na sądach kończąc. Według Kozdrowicza w ciągu tych lat sprawa nie ruszyła ani o krok.
- W księdze wieczystej wpisano, że jest błąd w dokumentacji, ale nikt tego nie uznaje. Wyrysowana pomyłkowo w 1980 r. mapa została uznana i nie można nic na to poradzić - mówi właściciel. Nieużywane działki, porosłe chwastami i zakrzaczone, wykorzystują chuligani i bezdomni. Pełno na nich butelek po alkoholu i śmieci. A wszystko w centrum miasta. Kozdrowicz widząc, że droga urzędowa do niczego nie prowadzi, a koszty na biegłych i geodetów przekroczą niedługo wartość działki, wybrał inne wyjście.
- Skierowałem do wszystkich urzędów pismo, że ogrodzę obie działki i drogę dojazdową. Jeśli będą uważać, że wyszedłem poza swoją działkę, niech mi udowodnią. Teraz niech inni pokażą, co do kogo należy - twierdzi Kozdrowicz. Właściciel rozpoczął budowę ogrodzenia. Na razie nikt mu nie przeszkadza. Planuje postawić płot przy swojej i przypisywanej mu działce.
- Właściciel grodząc swoją działkę ma obowiązek tylko do niej się ograniczyć. Inaczej może liczyć się z konsekwencjami - przypomina Marek Bajdak, naczelnik wydziału geodezji i gospodarki nieruchomościami w jarosławskim magistracie. Obie działki są własnością prywatną.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

R E G I O N

• Nawet do 10 tys. zł kary mogą dostać rodzice, których dzieci przez wagary opuszczą ponad połowę lekcji w miesiącu. W Rzeszowie przed rokiem już dwie rodziny uczniów Gimnazjum nr 12 zostały ukarane grzywną po 5 tys. zł.
- Kara pieniężna nie jest nowością. Ciężko było ją wymierzyć, bo przepisy nie określały, co oznacza "niewypełnianie obowiązku szkolnego" przez ucznia - tłumaczy Zbigniew Bury, dyr. Wydziału edukacji Urzędu Miasta w Rzeszowie. - Teraz zostało to sprecyzowane: nieobecność bez powodu na ponad połowie lekcji w miesiącu. Przed rokiem za wagary dzieci ukarane zostały dwie rzeszowskie rodziny.
- Nic nie pomagało. Uczniów częściej nie było, niż byli w szkole - mówi Krystian Przełożny, prawnik w Wydz. edukacji w Rzeszowie. - Dlatego prezydent zdecydował o nałożeniu kary po 5 tys. zł. Jedna rodzina odwołała się i ze względu na sytuację materialną kara będzie zmniejszona. Druga uchyla się od zapłacenia. Kara pieniężna to ostateczność. Gdy nie pomagają upomnienia, odwiedziny w domu. Artur Styka z Bratkowic ma dwoje dzieci, które uczą się w szkole średniej.
- Córka w ogóle nie chodzi na wagary, synowi czasem się zdarza - przyznaje. -Dziecko uczy się za państwowe pieniądze, więc ma obowiązek chodzenia na zajęcia. Rodzice są odpowiedzialni za dopilnowanie tego, więc karanie ich uważam za słuszne. Może to motywować do lepszej opieki. A. Styka ma wątpliwości czy przepis sprawdzi się wobec rodzin patologicznych.
- Powinna być brana pod uwagę sytuacja rodzinna, bo chodzi o to, by kara była skuteczna - mówi. Zbigniew Pinkowski, dyr. Zespołu Szkół Samochodowych w Rzeszowie, uważa, że dla rodziców jego uczniów 10 tys. zł to zbyt dużo. W większości mają niskie dochody.
- W szkole mam skuteczną metodę na wagarowiczów. 5 godzin sprzątania sprawia, że odechciewa się ucieczek z lekcji - dodaje. Andrzej Szymanek, dyr. II LO w Rzeszowie, też nie uciekałby do kar finansowych: - Gdy wychowawca podejrzewa, że uczeń kombinuje, natychmiast powiadamia rodziców. Nawet, gdy pracują za granicą, nie ma z tym problemu, bo przecież są komórki, czy internet. To skutkuje - mówi.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

K R O N I K A   P O L I C Y J N A

• Telefony komórkowe, pieniądze, dokumenty, ubrania i kosmetykami stracili goście przemyskiego hotelu. Do zdarzenia doszło w nocy ze środy na czwartek. Z ustaleń policji wynika, że jeden z poszkodowanych wracając do hotelu stracił orientację w mieście. Poprosił przypadkowo napotkanego mężczyznę o wskazanie drogi. Nieznajomy zaprowadził go pod żądany adres. Kiedy dotarli na miejsce 39-latek notowany wcześniej za kradzieże wykorzystał nadarzającą się okazję i wszedł do otwartego pokoju. Zabrał wszystko, co znajdowało się w zasięgu ręki. Rano, kiedy 5 okradzionych gości hotelowych stwierdziło brak swojej własności, powiadomili policję. 2 godziny później funkcjonariusze patrolujący ulice zainteresowali się pijanym (2,65 promila) mężczyzną zaczepiającym przechodniów w pobliżu dworca PKS. Okazało się, że miał przy sobie sporo różnych rzeczy. Wszystkie one należały do poszkodowanych.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• Jeden ze złodziei, który włamał się do sklepu zostawił tam swoje stare buty, a wyszedł w skradzionych. W tym tygodniu po zdemontowaniu kraty i wybiciu szyby złodzieje wtargnęli do sklepu wielobranżowego w Żurawicy k. Przemyśla. Skradli towary o łącznej wartości 1500 złotych. Wśród nich piwo, kawę, herbatę, skarpetki i 13 par butów. Jeden ze sprawców dopasował obuwie dla siebie, a stare pozostawił w środku. Zaledwie po kilku godzinach od przyjęcia zawiadomienia o włamaniu policjanci ujęli sprawców. Obaj byli kompletnie pijani. Świętowali udany skok. Teraz o ich dalszych losach zadecyduje prokuratura.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• 23 sierpnia z Zadąbrowiu kierowca passata zjechał na lewy pas jezdni i zderzył się z jadącym z naprzeciwka mitsubishi kierowanym przez obywatela Ukrainy. W wypadku ranny został kierowca mitsubishi i pasażer passata, natomiast sprawca wypadku zbiegł.

• 20 sierpnia w nocy w Przemyślu nieznany sprawca sforsował zabezpieczenia baku w tirze zaparkowanym przy ul. krakowskiej i skradł 300 litrów oleju napędowego. Straty oszacowano na 1600 zł.

(Źródło: Życie Podkarpackie)

Reklama