Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 18.08-24.08.2008 r.

P R Z E M Y Ś L

Rekonstruktorzy z "X D.O.K." zagrają w filmie
• Członkowie Przemyskiej Grupy Rekonstrukcji Historycznej " X D.O.K." zagrają w fabularyzowanym filmie dokumentalnym. Będzie to opowieść o legendarnym żołnierzu Armii Krajowej Hieronimie Dekutowskim ps. "Zapora". Film przygotowuje telewizja Discovery. Materiały dokumentalne będą się przeplatać z ujęciami fabularnymi. Właśnie w tych drugich weźmie udział kilkunastu przemyskich rekonstruktorów. Wystąpią w podwójnej roli. Najpierw w mundurach niemieckiego Wehrmachtu, później polskich partyzantów.
- Cieszymy się, że będziemy mogli pomóc w realizacji filmu o tak wielkim, polskim bohaterze i patriocie. Będzie to doskonała lekcja historii - mówi Mirosław Majkowski, prezes PSRH. Oprócz przemyślan, w zdjęciach wezmą udział członkowie innych grup rekonstrukcyjnych. Trójmiejskiej GRH, Wrzesień'39 i GRH San. Zdjęcia będą kręcone w okolicy Kalwarii Pacławskiej. Rozpoczną się w przyszłym tygodniu. Potrwają kilka dni.

* * * * *

Hieronim Dekutowski ps. Zapora urodził w 1918 r. Dzikowie, dzielnicy Tarnobrzega. Żołnierz Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, ciechociemny. Legendarny dowódca oddziałów partyzanckich Armii Krajowej i zrzeszenia WiN. Dosłużył stopnia majora. Po wojnie nadal działał w konspiracji, tym razem skierowanej przeciwko NKWD i UB. W czerwcu 1947 r. został aresztowany przez komunistów i skazany na karę śmierci.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

"Grota" niezgody
• Wiele zarzutów pod adresem właścicieli pubu "Grota", który znajduje się w podziemiach jednej z kamienic przy ulicy Mickiewicza, kierują mieszkańcy zarówno tego, jak i sąsiadujących budynków. Zarzucają przede wszystkim zakłócanie ciszy nocnej. Właściciel "Groty" Krzysztof Paradowski uważa, że tak nie jest, bo... - Cokolwiek bym nie zrobił, to oni i tak będą chodzić, dzwonić po różnych urzędach i się skarżyć. Dlaczego? Bo chcą po prostu, aby pub został zlikwidowany - wyjaśnia. Popularna w Przemyślu "Grota" istnieje od kilku lat. Miejsce jest trochę niecodzienne, bo pub znajduje się w podziemiach jednej z kamienic przy ulicy Mickiewicza. Sąsiaduje z wieloma sklepami i lokalami mieszkalnymi. To wszak nie jest coś wyjątkowego, bo podobnie zlokalizowanych lokali w naszym mieście jest co najmniej kilka. Od pewnego czasu na właściciela, ale przede wszystkim gości pubu zaczęli się jednak uskarżać mieszkańcy pobliskich kamienic. Próbowali interweniować w kilku instytucjach, ale - jak twierdzą - bez efektu.
- Chodzi nam przede wszystkim o godziny otwarcia lokalu. Powinien być otwarty do godziny 23, ale tak nie jest. Właściciele wydłużają otwarcie do granic możliwości. Ostatni podchmieleni i agresywni klienci wychodzą nad ranem. Nie mają tam dobrej wentylacji, więc otwierają na oścież drzwi. Muzyka dochodząca ze środka jest nie do zniesienia. A wychodząc rano na zakupy, napotykamy na klatkach schodowych kałuże krwi, moczu i wymiocin. Jak długo można to jeszcze znosić? - pytają. Wszystko było jeszcze do wytrzymania - jak sami mówią - jeszcze jakieś dwa lata temu. Wówczas właściciele lokalu starali się stwarzać przynajmniej pozory. Teraz idą na całego. - Śpimy po dwie, trzy godziny na dobę. Za dnia w lecie nie da się otworzyć okien, bo Mickiewicza ciągną tłumy samochodów. Kurz i spaliny mamy wszędzie, nawet w szczelnie zamkniętych pokojach. W nocy nie możemy otworzyć okien, bo głośna muzyka nas dobija. Nie odważymy się zejść na dół i próbować ich uspokoić, bo się boimy - wyliczają, dodając: - Bać się mamy czego. Jedna z naszych sąsiadek przyjeżdża pociągiem z pracy wieczorem. Mąż musi po nią wychodzić, bo raz wracała sama i została zaczepiona przez młodego, pijanego, roznegliżowanego człowieka. Kilkakrotnie zgłaszali naruszenie ładu i porządku odpowiednim służbom, ale - ich zdaniem - działania policji czy straży miejskiej są tylko doraźne. - Dowiedzieliśmy się, że właściciele starają się o poszerzenie lokalu. Ponoć ma tam być jeszcze kasyno. Jesteśmy zbulwersowani! - konkludują. Właściciel "Groty" Krzysztof Paradowski zdecydowanie odpiera zarzuty, mówiąc że cokolwiek by nie zrobił w celu poprawy bezpieczeństwa, to i tak mieszkańcom nie dogodzi. - Przecież ja tych pomieszczeń nie wynajmuję nielegalnie. Płacę regularnie i terminowo wszystkie podatki. Słyszałem, że kilka razy dochodziło do małych nieporozumień, ale na zewnątrz lokalu. To nie jest moja wina. Ale od tego momentu postanowiłem bardziej zabezpieczyć lokal - tłumaczy. Przed drzwiami wejściowymi na stałe stoją ochroniarze, którzy kontrolują, kto wchodzi do lokalu i kto z niego wychodzi. Zamontowane zostały także kamery przed lokalem, by mieć podgląd na to, co dzieje się na zewnątrz. Nieprawdą - według K. Paradowskiego - jest to, jakoby wydłużał godziny otwarcia lokalu w nieskończoność. - Owszem, w piątki i soboty mamy dancingi i lokal jest otwarty do godziny 3. Ale przecież to nie jest żadna nowość. Dancingi odbywają się u mnie od kilku lat - wyjaśnia, dodając na koniec: - Zrobiłem chyba wszystko, co można było, ale wiem, że to i tak niezadowoli tych ludzi. Będą chodzić i dzwonić po różnych instytucjach dalej, bo oni chcą, aby ten lokal przestał istnieć. Zgłoszenia mieszkańców o problemach z "Grotą" udało się nam potwierdzić na policji. Dwa najpoważniejsze - kiedy doszło nawet do awantury - miały miejsce 10 lutego i 11 lipca br. - Potwierdzam, że otrzymywaliśmy zgłoszenia od mieszkańców od stycznia tego roku. Muszę przyznać, że na placu Legionów często dochodzi do rozbojów, a ich prowodyrami są wychodzący właśnie z Groty, ale i z Mecenasa ludzie - powiedział nam podinspektor Jan Faber z Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu. - Są środki prawne, aby takim zdarzeniom zapobiegać. Pomóc może dzielnicowy, a naruszenie godzin otwarcia mieszkańcy mogą zgłosić do Wydziału Spraw Obywatelskich przemyskiego magistratu. Jeśli to by się potwierdziło, to właściciele mogą stracić koncesję na prowadzenie działalności gospodarczej - wyliczył. (Życie Podkarpackie)

• Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Przemyślu wydał orzeczenie o nieprzydatności wody do kąpieli w Sanie na długości kąpieliska osiedle "Kmiecie". Od 21 bm. absolutnie nie wolno tam się kąpać.
- Stwierdziliśmy w tym miejscu przekroczenie poziomu zanieczyszczeń bakteriami grupy coli - mówi Adam Sidor, Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w Przemyślu.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Prezydencie! Wyremontuj ulicę Klaczki
• - W budżecie brakuje pieniędzy na remont, ale na podwyżkę pensji dla prezydenta Chomy udało się znaleźć - oburzają się ludzie. - Urzędnicy z nas zakpili! - żalą się mieszkańcy ul. Klaczki w Przemyślu. - W lutym br. obiecali przynajmniej częściową poprawę stanu nawierzchni naszej ulicy, ale słowa nie dotrzymali. Ulica Klaczki liczy niespełna 150 metrów. Właściciele okolicznych domów przekonują, że nigdy przedtem nie była remontowana. Tylko raz - jak wspomina Aleksandra Banach - przywieziono tam trochę haszu i pokruszonego asfaltu, które następnie rozprowadzono po nawierzchni. Ale nie dało to żadnego skutku. Wprost przeciwnie. Tylko pogorszyło sytuację.
- Po każdych, nawet niewielkich opadach deszczu lub roztopach śniegu ulica zamienia się w bagno - mówi Sylwester Kaczor. - Wszędzie zalega czarna, cuchnąca maź. Przejeżdżające samochody rozbryzgują ją na elewacje budynków. Nie nadążamy z odnawianiem. Są także inne uciążliwości.
- W domu codziennie wycieram grubą warstwę kurzu wpadającego zza okien - twierdzi Iwona Kaczor. - Wzbija się w powietrze wraz z każdym jadącym autem. O swoich bolączkach mieszkańcy wielokrotnie informowali Zarząd Dróg Miejskich w Przemyślu. W odpowiedzi słyszeli zawsze to samo: ulica nie jest ujęta w planie remontów, brakuje pieniędzy. W lutym br. po raz pierwszy informowaliśmy o katastrofalnym stanie ulicy Klaczki. Przedstawiciel Kancelarii Prezydenta Przemyśla zapewnił wtedy, że gdy tylko pozwolą na to warunki atmosferyczne pracownicy ZDM doraźnie poprawią stan ulicy.
- Owszem, po publikacji w Nowinach przyjechała jakaś komisja - wyjaśnia Iwona Kaczor. - Postali, popatrzyli i pojechali. Do tej pory nie zrobili nic. Zakpili z nas. Jeszcze kilkanaście tygodni i skończy czas sprzyjający robotom drogowym.
- I znowu zostaniemy sam na sam z tym błotem - żali się Aleksandra Banach. - Czy jesteśmy ludźmi drugiej kategorii? Jacek Cielecki, dyrektor przemyskiego Zarządu Dróg Miejskich tłumaczy, że opóźnienie zapowiadanych prac nastąpiło na skutek braku materiału do utwardzenia ulicy.
- Mamy zamiar wykorzystać materiał z remontowanych właśnie ulic 3 Maja i Sobieskiego - zapewnia Cielecki.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• 11 września patrole straży miejskiej i gminnej komisji antyalkoholowej kontrolować będą punkty handlowe i uświadamiać przemyskich handlowców w kwestii obowiązujących przepisów dotyczących sprzedaży wyrobów tytoniowych. Rozdawane też będą ulotki i nalepki z logo akcji STOP 18. Prezydent miasta Robert Choma opublikował już apel do handlowców, w którym nawołuje do odpowiedzialnej sprzedaży tytoniu. (Życie Podkarpackie)

• Rozpoczął się remont ulic Sobieskiego i 3 Maja (do skrzyżowania z ul. Sarbiewskiego). Na razie ruch zostanie utrzymany dwoma pasami, poważniejsze utrudnienia pojawią się we wrześniu. Najprawdopodobniej zostaną przygotowane objazdy przez Lipowicę oraz ul. Bolesława Chrobrego. Drogowcy zajmą się wymianą krawężników, chodnika i przepływów odwadniających. Dotychczasowa warstwa asfaltu zostanie sfryzowana; zastąpi nią nowa, odporna na koleiny. Prace potrwają do późnej jesieni.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Na Dworskiego bez zmian
• Nadal jak przed wojną. O tym, jak przemyskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Mieszkaniowej "troszczy" się o lokatorów kamienicy przy Dworskiego 31, pisaliśmy niedawno. Po naszej interwencji u prezesa Zbigniewa Duszyka na podwórku kamienicy pojawiła się ekipa, która miała udrożnić kanały. Niestety, okazało się, że zrobiono niewiele. Ekipa z PGM-u udrożniła raptem jeden kanał odpływowy. - Czy on jest drożny, nie wiadomo, bo dużej ulewy od tamtego czasu nie było - mówią mieszkańcy kamienicy.
- I te suche konary drzew pościnali po waszej interwencji, ale już nie zabrali, o, zwalili tam na kupę i leżą - pokazują ludzie. Nikt nadal nie pomyślał o zabezpieczeniu znajdującej się na podwórzu studni.
- Przecież to jest zwyczajnie groźne - mówi jedna z lokatorek. - Tu nie ma światła, a dowcipnisie często ściągają pokrywę studni, bo nie jest zabezpieczona. Jak się ktoś utopi, to może wreszcie PGM się obudzi i zrobi coś ze studnią. W końcu poręcz na klatce okazała się potrzebna, dopiero gdy jeden z nas spadł ze schodów - przypominają. Niesamowicie zniszczona elewacja budynku, fatalny stan piwnic i klatki schodowej, rozlatujące się okna i drzwi najwyraźniej PGM-u nie interesują. - Tu 30 lat klatka malowana nie była - wspomina jedna z mieszkanek kamienicy. - Za to czynsz systematycznie jest podnoszony, także za "luksusy", to znaczy łazienki, które sami sobie porobiliśmy - zauważa inna.
- Nie zalegamy z opłatami, nie ma tu jakichś chuliganów, czy marginesu społecznego, mieszkań nie dewastujemy - wyliczają mieszkańcy. - Nawet sami robiliśmy na swój koszt wiele napraw, wyżwirowaliśmy podwórko, piaskownice dzieciom zrobiliśmy. Ale nie dajemy rady i finansowo, i fizycznie. Sporo ludzi starszych tutaj mieszka - mówią. - A pan prezes niech się wspólnotą mieszkaniową nie zasłania, bo tu mieszkań kilkanaście jest, a tylko 5 wykupionych - zastrzegają.
Zbigniew Duszyk, prezes PGM:
- Badałem sprawę studni, nie ma jej w ewidencji studzien miasta, więc będzie można najprawdopodobniej ją zasypać. Jest to jednak objęte określona procedurą i nie może być zrobione natychmiast. Jeśli natomiast chodzi o remonty w budynku w jego częściach wspólnych, czyli np. klatki schodowej, elewacji, pamiętajmy, że wspólnotę mieszkaniową tworzą lokatorzy, którzy wykupili mieszkania oraz gmina miejska. Trzeba zatem, by wspólnota podejmowała stosowne uchwały dotyczące remontów tych części i wspólnie spłacała należności za nie. Tak stanowi prawo i nie ma innej drogi. (Super Nowości)

• Naraz sklep spowiły kłęby dymu. Na szczęście nikt nie spanikował. Klienci, którzy byli wewnątrz, błyskawicznie opuścili obiekt. Do akcji wkroczyli strażacy. Tuż przed godziną piętnastą w niedzielne popołudnie, 17 sierpnia, nad marketem Tesco przy ulicy Żeromskiego w Przemyślu zaczął unosić się dym. Okazało się, że paliły się opakowania na zewnątrz sklepu. Na miejsce zderzenia udały się dwa zastępy strażaków, łącznie 9 osób. Tak szybka reakcja pozwoliła stłumić niebezpieczeństwo w zarodku. Gdyby papierowe i plastikowe pudła paliły się kilka minut dłużej, ogień z powodzeniem mógłby zająć cały sklep. Akcja trwała łącznie 53 minuty, spaleniu uległy opakowania plastikowe, dwa wózki ręczne, a nadpaleniu - zamrażarka i blacha z zadaszenia marketu. Przyczyna pożaru nie jest jeszcze ustalona, ale wiele wskazuje na to, że mogło dojść do podpalenia. - Pudła papierowe i plastikowe są na zapleczu od zawsze. W niedzielę było ich jednak znacznie więcej, bo przez dwa dni weekendu nikt ich nie odbierał. Nigdy nie dochodziło do takich sytuacji, nawet kiedy było o wiele parniej. Przypuszczamy, że jakiś dowcipniś mógł zabawić się i po prostu podpalić pudła. Jeśli tak było, zabrakło mu kompletnie wyobraźni - usłyszeliśmy zaraz po zdarzeniu od pracowników marketu. Postępowanie w tej sprawie prowadzą przemyscy policjanci. (Życie Podkarpackie)

• Podczas remontu starej kamienicy przy ul. 3 Maja, pracownicy wykopali ludzie kości. Znajdowały się one na głębokości ok. pół metra. Chodzi o kamienicę znajdującą się na początku ul. 3 Maja, czyli blisko skrzyżowania z ul. Grunwaldzką i Pl. Konstytucji. Niegdyś były tutaj kwatery oficerskie, później wykorzystywano budynek na pocztę i zajazd. Ostatnio mieściły się sklepy. Od dłuższego czasu trwa jej remont. Na kości piszczelowe natrafili robotnicy kopiący rów. Początkowo myśleli, że to szczątki zwierzęce. Gdy natrafili na kości ludzkiej czaszki, powiadomili policję. Decyzją prokuratora rejonowego kości zostały przekazane w prosektorium. Zostaną zbadane przez biegłego, który oceni ich wiek. Ze wstępnych oględzin wynika, że szczątki leżały w ziemi dłuższy czas. Być może to pozostałość wojny albo jeszcze wcześniejszego okresu.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Pomogli im żołnierze...
• Żołnierze Polsko-Ukraińskiego Batalionu Sił Pokojowych z Przemyśla natrafili w Kosowie na rodzinę znajdującą się w bardzo trudnej sytuacji życiowej.
- Czworo dzieci, matka pochodzenia polskiego ma kłopoty ze zdrowiem, mąż Albańczyk jest bez stałego zatrudnienia - relacjonuje kpt. Wojciech Załuski z 21. Brygady Strzelców Podhalańskich. - Utrzymują się z zasiłku socjalnego. Pomoc otrzymywana z gminy nie zaspokaja ich potrzeb. Z inicjatywy przemyskich "misjonarzy", dzięki współpracy Polskiego Kontyngentu Wojskowego KFOR z Ambasadą RP w Macedonii, zorganizowano pomoc dla polsko-albańskiej rodziny w Lipianach. Zakupiono i przekazano jej produkty żywnościowe, środki higieniczne i inne rzeczy. Lekarz wojskowy roztoczył opiekę nad chorą Polką.
- Oprócz pomocy doraźnej - dodaje kpt Załuski - podjęliśmy kroki, aby dzieciom umożliwić odwiedzenie ojczyzny ich matki. Nasza ambasada jest w trakcie przygotowywania dokumentów potrzebnych do wyrobienia paszportów dzieciom.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Busy na cenzurowanym
• Od 15 lipca w Przemyślu linię nr 9 i 13 komunikacji miejskiej obsługuje przewoźnik prywatny, z którym zarząd MZK podpisał stosowną umowę. Już po trzech tygodniach dotarły do nas głosy niezadowolonych z takiego rozwiązania.
- To chyba nie był najlepszy pomysł, żeby do Medyki jeździły takie małe busy - twierdzi nasza czytelniczka. - Najgorszy jest kurs przed godziną 17. Ponieważ zdarzało się, że na przystanku na Dworskiego nie mogłam wepchać się do busa, nadrabiałam drogi i chodziłam na Jagiellońską, ale ostatnio nawet tam już nie było miejsca i musiałam czekać na następny. Chcę jeszcze dodać, że kolejnym mankamentem jest brak uchwytów w busach. Niechby ktoś z dyrekcji MZK spróbował się przejechać w zatłoczonym aucie, gdzie na zakrętach jeden pasażer zmuszony jest trzymać się drugiego, a już zupełnie nie ma mowy, żeby wsiąść z jakimś większym bagażem. Zastrzeżenia do busów mają też pracownicy MZK, zrzeszeni w Niezależnym Samorządnym Związku Zawodowym "Solidarność". -Mamy poważne wątpliwości, co do stanu technicznego wynajętych busów - mówią. - Uważamy, że nie spełniają one warunków regularnej komunikacji miejskiej, co wpływa na bezpieczeństwo pasażerów. Na przykład ustawa (Dz.U. z 2003 nr 32 poz. 262 ze zm.) wyraźnie precyzuje, że autobus regularnej miejskiej komunikacji publicznej powinien mieć co najmniej dwoje drzwi po prawej stronie, wyposażone w uchwyty lub poręcze, a nie wszystkie wynajęte busy tak mają. Nie ma też w nich trzech wyjść awaryjnych przewidzianych w pojazdach o pojemności do 22 pasażerów, a na zewnątrz drzwi nie ma zaworów bezpieczeństwa. Brakuje miejsca na bagaż, nie mówiąc już o wózku dla dziecka czy wózku inwalidzkim. Przedstawiciele Komisji Zakładowej NSZZ "S" podkreślają, że ich krytyczne uwagi wynikają jedynie z troski o bezpieczeństwo pasażerów. - Naprawdę znamy się na tym i mamy poważne podejrzenia, że wynajęte busy nie spełniają warunków bezpieczeństwa. Na dowód odsyłają do zdjęcia, które ktoś zrobił, kiedy na ulicy Siemiradzkiego w jednym z busów odpadło koło. Prezes Zarządu MZK Jerzy Uziembło na pytanie o stan techniczny wynajmowanych busów odsyła do Wydziału Komunikacji Urządu Miejskiego, który wydał zezwolenie na użytkowanie pojazdów będących własnością prywatnej firmy do celów komunikacji miejskiej. - Sprawa busów nie jest nowa - wyjaśnia prezes. - Półtora roku temu w ramach obniżenia kosztów powstał pomysł, by na liniach mniej rentownych duże autobusy zastąpić mniejszymi. Decyzję tę poprzedziły dokładne badania i analizy ekonomiczne, z których wynikało jednoznacznie, że na liniach 9 i 13 wprowadzenie mniejszych pojazdów da wymierne oszczędności w tzw. wozo-kilometrach. Dlatego podpisaliśmy z prywatną firmą umowę podzlecającą jej obsługę tych linii. Od początku kontrolujemy jakość tych usług, ale skoro są jakieś zastrzeżenia, będziemy jeszcze baczniej kontrolować podnajemcę, tak aby zadowolić pasażerów - zapewnia prezes. - A jeżeli chodzi o trasę do Medyki, to jeździ tam już trzech przewoźników, a czwarty stara się o zezwolenie i chyba pasażerowie nie mogą narzekać na brak możliwości dojazdu. (Życie Podkarpackie)

J A R O S Ł A W

Skarżą się na właścicielkę kamienicy...
• - Wynajmuję mieszkanie od ponad roku. Czynsz płacę regularnie. Właścicielka bierze pieniądze i nie daje żadnego pokwitowania. W każdej chwili może mi powiedzieć, że nie zapłaciłam. Tak nie powinno być - żali się Bożena Dziadosz.
- Nie mogę starać się o dodatek mieszkaniowy, ponieważ nie mam dokumentu potwierdzającego wydatki na wynajem - dodaje Dziadosz. W podobnej sytuacji jest 11 rodzin mieszkających przy ul. Podzamcze w Jarosławiu wynajmujących mieszkania u prywatnego właściciela.
- Chętnie bym się wyprowadziła, ale w magistracie wykreślili mnie z listy, bo mam za duże dochody. Nie mogę im udowodnić, że około 400 zł pochłania czynsz za klitkę, w której mieszkam - mówi Marcelina Majchrzak, emerytka zajmująca mieszkanie w sąsiedztwie. Część najemców uważa, że powinni dostawać pokwitowania. Boją się, że w każdej chwili mogą zostać wyrzuceni, a płacąc do ręki nie udowodnią, że z czynszem nie zalegali. Właścicielka twierdzi, że jeśli któryś z najemców potrzebuje potwierdzenia, to powinien o to poprosić. Wtedy dostanie.
- Nie prowadzę biura i księgowości. Jestem prywatną osobą i mogę wynajmować, komu chcę. Jeśli nie odpowiada komuś, to może się wyprowadzić - mówi. Według niej wszystkie opłaty za mieszkanie nie przekraczają 280 zł. Jak poinformowała nas później Bożena Dziadosz, właścicielka kamienicy, w reakcji na nasz artykuł, kazała jej opuścić mieszkanie. Ekspert mówi, że najemca nie ma obowiązku wydawania pokwitowania.
- By ustrzec się takich kłopotów, należy w umowie najmu zastrzec obowiązek kwitowania wpłacanego czynszu. Jeśli takiego zapisu nie ma, najemca nie musi dawać pokwitowania - wyjaśnia Aneta Styrnik z biura prasowego Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów w Warszawie.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• Już po raz trzeci powiatowe biura ARiMR przyjmują wnioski od rolników związane z zalesieniem gruntów rolnych i tych, które od dłuższego czasu nie są uprawiane. Program zalesiania gruntów rolnych, jak większość programów realizowanych przez biura ARiMR, finansowany jest z pieniędzy unijnych. Stosowne wnioski można składać w sierpniu i wrześniu. - Na terenie naszego regionu ziemie są przeważnie klasy 5 i 6, w związku z tym uprawa ich w dzisiejszych warunkach jest praktycznie nieopłacalna. Część gruntów to odłogi, które z biegiem czasu coraz bardziej się zakrzaczają. W związku z tym nie mogą kwalifikować się do unijnych dopłat bezpośrednich - tłumaczy Karol Janowski, zastępca kierownika Biura Powiatowego ARiMR w Jarosławiu. Zarówno w przypadku zalesienia gruntów rolnych, jak i innych niż rolne agencja zwraca jego koszty. A jako że las musi być też pielęgnowany, wypłaca premię pielęgnacyjną. Dodatkowo, jeśli chodzi o grunty rolne, rolnik przez piętnaście lat będzie otrzymywać ekwiwalent za szacowane, średnie dochody z pola, na którym zasadził las. Poza tym w czwartym roku od zalesienia starostwo powiatowe ma obowiązek przekwalifikować zalesiony areał z gruntów rolnych na leśne. W ten sposób rolnik nie musi płacić podatku gruntowego. - Błędne jest mniemanie, że ARiMR, dając środki i premie związane z zalesieniem, w konsekwencji przejmuje te tereny. Las, tak jak każdy inny grunt, cały czas jest własnością rolnika i może być dziedziczony - podkreśla K. Janowski. - Jeśli rolnik będzie postępował uczciwie i zgodnie z wymogami, to nie będzie żadnego problemu - dodaje. Zalesienie gruntów ma także zasadniczy wpływ na zwierzynę dziką. - Jest jej coraz więcej w naszym regionie, lasy już jej nie wystarczają. Zwierzęta wychodzą na pola, niszcząc uprawy - wyjaśnia Janowski. Wnioski są przyjmowane w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007 - 2013. Więcej informacji można uzyskać w Oddziałach Doradztwa Rolniczego i Nadleśnictwach. (Życie Podkarpackie)

R E G I O N

Wrzenie w Agencji Mienia Wojskowego
• Dlaczego Fundacja Aktywnej Ochrony Zabytków Techniki i Dziedzictwa Kulturowego "Janus" z Krakowa, mimo wypowiedzenia umowy dzierżawy fortu XII "Werner" przez Agencję Mienia Wojskowego, do tej pory nie opuściła obiektu? W numerze 3 naszego tygodnika (16 stycznia br.) zamieściliśmy materiał "Tykająca bomba" dotyczący fortu Werner w Żurawicy. Przedstawiliśmy w nim relację dwóch byłych ochroniarzy, których zatrudniała krakowska fundacja. Jeden z nich jest emerytowanym wojskowym w stopniu oficera, drugi - także były wojskowy - byłym saperem. Z ich relacji wynikało, że na forcie "Werner" (który kilka tygodni temu jako ostatni fort Twierdzy Przemyśl wpisany został do rejestru zabytków) działy się niestworzone rzeczy. Mówili wówczas: "Pseudoposzukiwacze z krakowskiego stowarzyszenia eksplorują ten teren niemiłosiernie, a co gorsze, wywożą wszystko z naszego terenu. Jeśli nikt tego nie opanuje, nie przerwie, dojdzie tam do tragedii". Relacjonowali, że rzeczy, które tam widzieli, zagrażają nie tylko zdrowiu, ale i życiu przebywających tam osób. Sprawą zajęła się przemyska policja i prokuratura rejonowa.
- Postępowanie w tej sprawie trwało kilka miesięcy. Policjanci zabezpieczyli znajdujące się na forcie materiały. Kilkakrotnie próbowaliśmy skontaktować się z prezesem fundacji, ale nie odbiera on żadnych wezwań. Na razie niepostawiony mu został żaden zarzut, gdyż prokuratura cały czas czeka na opinię biegłego z podwarszawskiej Zielonki - wyjaśnił podinspektor Jan Faber z Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu, dodając: - Nie wiem, na co czeka Agencja Mienia Wojskowego. Kiedy zauważyła naruszenie założonych przez nią plomb, od razu powinna zgłosić to do prokuratury. Właścicielem fortu XII "Werner" jest Agencja Mienia Wojskowego, która przed kilku laty wydzierżawiła teren wspomnianej krakowskiej fundacji. Kiedy jednak dowiedziała się o prowadzonym przeciwko "Janusowi" prokuratorskim śledztwie, zdecydowała się wypowiedzieć umowę dzierżawy. Stało się to 20 maja br. Taką informację przekazała nam rzecznik prasowa Agencji Mienia Wojskowego w Warszawie Małgorzata Golińska. - Fundacja została wezwana do opuszczenia fortu i oddania nieruchomości. Pierwotnie mieli teren opuścić do 25 lipca. Tak się jednak nie stało. Ślad po prezesie fundacji zaginął - tłumaczy. Agencja wynajęła firmę ochroniarską "Wolf", która miała opiekować się fortem. W Żurawicy gościł kierownik Sekcji Administracyjno-Organizacyjnej krakowskiego oddziału AMW Marek Gawlik, który w towarzystwie wspomnianych ochroniarzy zabezpieczył obiekt specjalnymi plombami. Po kilku dniach plomby znikły...
- Powodem wypowiedzenia umowy dzierżawy były rażące naruszenia zapisów umowy przez fundację, która nie płaciła podatków - mówi M. Golińska. - Nie damy się wodzić za nos. Wysłaliśmy już ostatnie pismo do fundacji, tak zwane wezwanie przedsądowe, z wyznaczeniem nowego terminu opuszczenia obiektu. Muszą to zrobić do 5 sierpnia. Jeśli nie, 20 sierpnia przejmujemy fort - zapewniła nas jakiś czas temu rzecznik AMW. 7 sierpnia udaliśmy się na Werner. Brama fortu była zamknięta na kłódkę, a na okalającej go siatce widniała tabliczka, że ochroną tego fortu zajmuje się firma ochroniarska, którą zatrudniała fundacja "Janus"... - Fundacja nie opuściła do wyznaczonego terminu terenu fortu. Co prawda prezes fundacji skontaktował się ze mną, ale nie zamierzamy zmieniać decyzji. Sprawy poszły już za daleko. Wyegzekwujemy postanowienie - podsumowała M. Golińska. (Życie Podkarpackie)

• Nie wszystkie szkoły zrezygnowały z obowiązku noszenia jednolitych strojów. Rok temu o tej porze wokół mundurków było bardzo gorąco. Teraz jest znacznie spokojniej, ale to nie znaczy, że odeszły do lamusa. Choć od tego roku szkolnego jednolite stroje nie są obowiązkowe, to część szkół już zamawia kolejne partie dla nowych uczniów. Obowiązek noszenia jednakowych strojów wprowadził poprzedni minister edukacji, Roman Giertych. I choć nie wszystkim ten pomysł się podobał, to przez cały poprzedni rok szkolny uczniowie nosili mundurki. Po zmianie rządu, zmieniły się też przepisy. Od września jednolite stroje nie są już obowiązkowe. Nie będzie jednak zakazu noszenia mundurków. To, czy uczniowie będą w nich chodzić, będzie zależało od dyrektorów szkół, rad pedagogicznych oraz rodziców. Zdania są podzielone. - Nie jestem żarliwą przeciwniczką mundurków, ale powinny one inaczej wyglądać - uważa pani Karolina, mama 10-letniej Wiktorii. - Te, które do tej pory nosiła moja córka, były okropne. Kosztowały prawie 50 zł, a wyglądały, jak worki pokutne. I chyba z tego powodu moje dziecko cieszy się, że szkoła z nich zrezygnowała. Jednak niektóre szkoły z Podkarpacia ciągle chcą, żeby wszyscy uczniowie nosili jednolite stroje. Najlepiej widać to po zamówieniach, które wpływają do firm, które w ubiegłym roku zajmowały się szyciem mundurków. - Do tej pory ponad 20 szkół złożyło zamówienia na doszycie strojów dla nowych uczniów - przyznaje Stanisław Kluz, prezes Spółdzielni Dziewiarskiej "Rena" w Rzeszowie. - Mieliśmy też bardzo dużo telefonów od dyrektorów szkół, którzy deklarowali, że chętnie zamówią kolejną partię, ale we wrześniu. Przewidujemy, że właśnie wtedy będzie znacznie większe zapotrzebowanie. Prezes "Reny" nie ukrywa swoich nadziei, że szkoły nie zrezygnują z mundurków. W poprzednim roku ponad 130 szkół złożyło u nich zamówienie. - Zainwestowaliśmy w stworzenie szablonów, wzorów. Liczymy na to, że ta inwestycja nam się zwróci, ale nie jest to możliwe w ciągu jednego roku - dodaje prezes Kluz. (Super Nowości)

Wspaniałe widowisko
• Choć scenariusz tegorocznej Gali Myśliwskiej na terenie Zespołu Parkowo-Pałacowego w Krasiczynie niewiele różnił się od święta myśliwych z lat poprzednich, to tłumy gości po raz kolejny pokazały, jak bardzo popularna jest ta impreza. Już sam początek gali był kapitalnym widowiskiem. Podczas hubertowskiej mszy św. na dziedzińcu zamkowym zaprezentowało się aż 36 pocztów sztandarowych kół łowieckich z terenu byłego województwa przemyskiego, a także z: Warszawy, Krakowa, Rzeszowa, Łańcuta czy Siedlec. Eucharystia pod przewodnictwem kapelana myśliwych archidiecezji przemyskiej ks. prałata Jerzego Lica odbyła się w oprawie Reprezentacyjnego Zespołu Muzyki Myśliwskiej Polskiego Związku Łowieckiego pod dyrekcją Mieczysława Leśniczaka. Uroczystości otworzył prezes Okręgowej Rady Łowieckiej w Przemyślu Józef Rząsa i dyrektor krasiczyńskiego kompleksu Janusz Czarski. Kilkanaście stoisk handlowych (w większości branżowych), kulinarnych i rozrywkowych. Możliwość przejażdżki końmi czy bryczką. Wystawa łowiecka, giełda kolekcjonerska, mini-ZOO, występy kapeli ludowych i mażoretek z Dobrynina - to tylko niektóre z licznych atrakcji tegorocznej gali. Była degustacja potraw myśliwskich. Nie zabrakło też tradycyjnego ślubowania myśliwskiego i koncertu hejnalistów. Znane z polowań dźwięki odegrali przedstawiciele Zespołu Hejnalistów Myśliwskich "Raróg" z Tarnobrzega. Galę Myśliwską uświetniły skecze kabaretowe w wykonaniu Tadeusza Drozdy i towarzyszącej mu Słowaczki Gabi Gold. W parku kynolodzy zaprezentowali pokaz pracy psów ras myśliwskich. Tradycyjnie odbyły się konkursy wędkarskie i strzeleckie. Puchar Zamku w Krasiczynie zdobył Rafał Radwański z KŁ "Świstak" w Zagórzu, a Puchar kwartalnika Łowiec Galicyjski - Jerzy Barszcz z KŁ nr 2 "Orzeł" w Busku-Zdroju. Tytuł "Króla Kurkowego" wywalczył Hubert Włodyka z KŁ "Złota Jesień" w Strzyżowie, natomiast "Pierwszą Strzelbą" przemyskiego okręgu został Stanisław Okrojek z KŁ "Cietrzew" w Lubaczowie. Najlepiej gospodarującym kołem łowieckim w sezonie 2007 - 2008 zostało Koło Łowieckie "Darz Bór" w Radymnie. (Życie Podkarpackie)

K R O N I K A   P O L I C Y J N A

• Kilkuletni pobyt w więzieniu grozi 27-latkowi zatrzymanemu w tym tygodniu przez przemyskich policjantów. 15 bm. około godziny 21.30 na ulicy Hoffmanowej w Przemyślu idący tamtędy 58-latek został brutalnie pobity i okradziony. Bandyta zrabował mu reklamówkę, w której znajdowały się książki, saszetka z dokumentami oraz 20 złotych. Kilka minut po napadzie, ktoś wybił kamieniami szybę w zaparkowanym w pobliżu oplu. Okazało się, że sprawcą obu tych czynów jest 27-latek zatrzymany w tym tygodniu przez funkcjonariuszy z sekcji kryminalnej Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu. O jego dalszych losach zadecyduje prokuratura.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• 18 sierpnia w Gwizdaju podczas ulewnego deszczu doszło do wypadku, w którym uczestniczyły trzy auta. 22-letni kierowca forda transita, jadący w kierunku Rzeszowa, zjeżdżając ze wzniesienia, stracił panowanie nad pojazdem, zjechał na lewa stronę jezdni i zderzył się czołowo z jadącym w przeciwnym kierunku samochodem marki Honda, a następnie uderzył toyotę. W wypadku najbardziej ucierpiał kierowca hondy, który z poważną raną ręki i stłuczeniem głowy trafił do szpitala.

• 18 sierpnia około 1 w nocy w Piaskach (na trasie Radymno - Korczowa) ciężarowy mercedes, którym kierował obywatel Ukrainy, potrącił jadącego prawą stroną jezdni 35-letniego mieszkańca piasków. Pieszy uderzony lusterkiem zginął na miejscu. Policja wyjaśnia okoliczności wypadku.

• W nocy z 15 na 16 sierpnia na osiedlu Słoneczna w Jarosławiu nieznany sprawca włamał się do jednego z garaży i skradł dwa rowery oraz uszkodził zaparkowany tam samochód.

• W nocy z 14 na 15 sierpnia na ul. Krasińskiego w Przemyślu zapalił się zaparkowany tam ford escord. następnie płomienie przeniosły się na stojącego obok forda ka. Pomimo szybkiej akcji strażaków, pierwsze z aut spłonęło doszczętnie, a drugie uległo częściowemu uszkodzeniu. Policjanci ustalają przyczyny tego pożaru.

(Źródło: Życie Podkarpackie)

Reklama