Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 14.07-20.07.2008 r.

P R Z E M Y Ś L

Antywojenny protest na Rynku
• - Jestem przeciwny wszelkim zbrojeniom - mówi Artur Gerula, przemyski muzyk i performers. Dlatego od kilku dni pikietuje na Rynku.
- Najmłodsze pokolenia okrucieństwa wojny znają z literatury i filmów. Nie wolno dopuścić, żeby dotknęło ich to nieszczęście. Dlatego występuję przeciwko wszelkim formom zbrojeń, w tym przeciwko tarczy antyrakietowej - tłumaczy artysta. Wkrótce planuje zorganizować koncert muzyki etno z podobnym przesłaniem.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• 74 procent przedsiębiorców z województwa podkarpackiego ma problemy ze ściągnięciem wierzytelności, których termin płatności minął przed ponad 60 dniami. To wynik zdecydowanie gorszy niż ogólnopolska średnia, która wynosi 47 procent. Cztery firmy z Przemyśla znalazły jednak skuteczny sposób na rozwiązanie problemu. Będą zgłaszać nierzetelnych kontrahentów i usługobiorców do Ewidencji Dłużników InfoMonitora. Współpracę z InfoMonitorem podjęły: Przedsiębiorstwo Produkcji Maszyn i Urządzeń "Plasmet", Zakład Usługowy "Transprzęt", firma "Domator" oraz Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej. Liczą, że dzięki niej będą mogli skuteczniej walczyć o odzyskanie zaległych należności.
- Zdarza się, że po zakończeniu realizacji zlecenia nasz kontrahent ociąga się z uregulowaniem płatności. Nie chcę narażać naszej firmy na problemy z płynnością finansową, a tym samym dopuścić do powstania nieuregulowanych zobowiązań, dlatego postanowiłem zgłosić nierzetelnych klientów do Ewidencji Dłużników InfoMonitora. Wiem, że to może zmobilizować ich do uregulowania należności - usłyszeliśmy w jednej z firm. Informacje o nierzetelnych dłużnikach sprawdzają w Ewidencji Dłużników InfoMonitora banki, firmy leasingowe, telekomunikacyjne oraz wielu przedsiębiorców z innych branż. Bank może nie udzielić kredytu osobie, która posiada inne nieuregulowane płatności. To duże utrudnienie przy zakupie towarów i usług lub prowadzeniu działalności gospodarczej. Zanim konsument lub przedsiębiorca zostanie umieszczony w Ewidencji Dłużników, otrzymuje wezwanie do zapłaty. Ponad połowa tych, do których ono trafia, reguluje dług. (Życie Podkarpackie)

Nie będzie kładki...
• PKP nie przewiduje dobudowania do mostu kolejowego kładki dla pieszych. Zabiegał o to przemyślanin Stanisława Marko. Proponował, aby przy okazji remontu mostu dobudować przy nim kładkę dla pieszych. Chodzi o most kolejowy w Przemyślu nad Sanem. Kładka dla pieszych, w miejscu gdzie stoi most kolejowy, to idealne rozwiązanie dla wielu przemyślan. Dla mieszkańców kilku osiedli na Zasaniu byłaby to najkrótsza droga do bazaru, zielonego rynku, hali targowej oraz centrum miasta.
- Obecnie przez most kolejowy i tak przechodzi sporo osób. Łamią w ten sposób przepisy. Ale ryzykują, bo jest krócej - mówi Stanisław Marko, społecznik z Przemyśla. O budowę kładki starał się już wiele lat temu. Bezskutecznie. Niedawno dowiedział się o planowanym remoncie mostu. Dlatego postanowił jeszcze raz przekonać kolejowe władze do swojej idei.
- Wysłałem masę pism do różnych instytucji. Niestety. Dostałem odpowiedź, że raczej nic z tego - opowiada Marko. Z pisma z krakowskiego oddziału regionalnego PKP Polskie Linie Kolejowe wynika, że konstrukcja mostu uniemożliwia dobudowanie do niego kładki.
- Został opracowany projekt wstępny modernizacji linii kolejowej E30, uwzględniający przebudowę mostu na Sanie w Przemyślu. Projekt nie przewiduje dobudowy kładki dla pieszych - wyjaśnia Józefa Majerczak, zastępca dyr. PKP PLK w Krakowie, w liście do S. Marko.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Szwejk już siedzi
• No i doczekaliśmy się. Po Medzilaborcach, Sanoku i Lwowie Przemyśl jest kolejnym miastem, które upamiętniło Dobrego Wojaka Szwejka. Udało się to, mimo że przez dziesięć lat (tyle realizowany był projekt upamiętnienia) dywersanci i szpiedzy działający w Twierdzy Przemyśl robili wszystko, żeby ten pomysł upadł.
- W ostatnią sobotę w okolicach przemyskiego rynku już od rana zaobserwowaliśmy wzmożoną działalność szpiegów - mówi jeden z żandarmów. - Wielu z nich to kobiety udające turystki. Niby to oglądają zabytki, ale tylko czyhają, żeby sfotografować figurę Szwejka, a to przecież obiekt strategiczny. Dlatego komendantura kazała Szwejka zamaskować papierem toaletowym, którego w Twierdzy już nie brakuje. Faktycznie, byliśmy świadkami, jak żandarm, pobrzękując kajdankami, kontrolował sympatyczną, a przez to podejrzaną dziewczynę z aparatem. XI Wielkie Manewry Szwejkowskie rozpoczęły się w sobotę (12 czerwca) w okolicach plaży miejskiej, meczem piłki plażowej. Oczywiście był to fortel wymyślony przez sztab Twierdzy. W ten sposób chciano odwrócić uwagę od najważniejszego, czyli od figury siedzącego na Rynku, na skrzyni amunicyjnej Szwejka. Potem w Zaułku Dobrego Wojaka Szwejka odbyła się zbiórka regimentów, po czym pieszo i na rowerach w teren wyruszyli zamaskowani zwiadowcy. Wczesnym popołudniem w "Niedźwiadku" rozpoczęła się konferencja pod hasłem "Kunsztowna ornamentacja okalająca próżnię myślową", przygotowana przez szwejkologów i haszkologów, wśród których byli goście z Jeleniej Góry, Cieszyna, Starachowic oraz goście honorowi: Richard Haszek (wnuk Jarosława, twórcy Szwejka) oraz jego przyrodnia siostra. Efektem konferencji było ratyfikowanie paktu "O głupocie". W tym czasie na rynku dookoła zamaskowanego Szwejka gromadzi się coraz większy tłum. Ludzie jak to ludzie. Choć nikt jeszcze nie widział figury - wszyscy mają coś do powiedzenia na jej temat. Jednak prawdziwą wiedzę na temat figury mają jedynie członkowie komendantury i sztabu Twierdzy. - Pomysł powstał przeszło dziesięć lat temu - mówi feldmarszałek Jan Hołówka. - Zawiązała się kapituła i powoli, czasem w bólach, urzeczywistniał się pomysł. Trzy lata temu podpisaliśmy umowę z autorem rzeźby Jackiem Szpakiem. W sprawach formalnoprawnych bardzo pomogły nam władze miasta. Przemyślanie znosili złom do pana Batora, za który potem dostaliśmy ponad 11 tysięcy złotych. Resztę dorzucili sponsorzy, trochę nazbieraliśmy do skarbonki i można już było pokryć wszystkie koszty. Aż wreszcie doczekaliśmy się i w Przemyślu, wkomponowany w piękny rynek, na skrzyni amunicyjnej będzie siedział Dobry Wojak Szwejk - kończy feldmarszałek. Na jego marsowym obliczu widać wyraźne wzruszenie, które jednak szybko mija, bo oto podchodzi do niego żandarm z meldunkiem o schwytaniu kolejnego szpiega. Przemyski kwartet smyczkowy zaczyna grać marsza Radetzkiego i rozpoczyna się najważniejszy punkt programu. Komendant Twierdzy płk Zbigniew Rużycki odczytuje rozkaz i goście honorowi kawałek po kawałku odsłaniają figurę Szwejka. Wtedy tłum uzbrojony w aparaty i kamery forsuje zabezpieczenie i przypuszcza szturm. Każdy chce być jak najbliżej, żeby uwiecznić ten moment. Nawet żandarmi nie mogą poradzić sobie z ludzkimi emocjami. Przewrażliwieni szpiegomanią odciągają od figury mężczyznę z warkoczykami i antywojennym proporczykiem i przekazują go straży miejskiej. Dopiero funkcjonariusze SM wyjaśniają, że podejrzany mężczyzna jest podobnie jak Szwejk pacyfistą, tylko że z innej epoki. Jacek Szpak, autor rzeźby wyjaśnia wszystkim, że kobiety przysiadając się do Szwejka, powinny dotykać jego fajki, a mężczyźni kufla, bo to ponoć przynosi szczęście i wtedy zaczyna się. W ciągu kilkunastu minut chyba z dwie setki ludzi dotknęło czegoś u Szwejka, a drugie tyle zdążyło to uwiecznić. W górę (niczym w 1915 roku) poszybowały balony z szarfą upamiętniającą to, co zdarzyło się w Twierdzy. Tydzień temu w jednej z krakowskich gazet ukazała się informacja, że "Przemyśl promuje głupek wszechczasów...". No cóż, w tym temacie krakusy mają ogromne kompleksy. Wszak oni w swojej twierdzy prochu nie wąchali, a gdyby nie bohaterska załoga Twierdzy Przemyśl, pewnie Lajkonik chodziłby w kozackiej czapce. No i Szwejk w swojej wędrówce po Galicji ominął Kraków. A co do promocji, to warto przytoczyć Richarda Haszka, który w prywatnej rozmowie przyznał się do wielkiego wzruszenia i powiedział, że po całej Pradze będzie opowiadał, jak to Przemyśl pięknie uhonorował tytułowego bohatera powieści jego dziadka, która w kilkudziesięciu językach doczekała się milionowych nakładów. A ja zakładam się o klamrę z austriackiego pasa, że od tej pory każdy turysta jako pamiątkę z Przemyśla wywiezie fotkę ze Szwejkiem. (Życie Podkarpackie)

Autobusy nie dojadą do Twierdzy Przemyśl
• - Turyści mają utrudniony dojazd do fortu - żali się Wiesław Sokolik, dzierżawca umocnienia wchodzącego w skład Twierdzy Przemyśl. Fort VII w Łętowni stanowił jeden z elementem pierścienia zewnętrznego Twierdzy Przemyśl. Po wojnie użytkowano go jako magazyn. Kilka lat temu opiekę nad umocnieniem roztoczyli miłośnicy fortyfikacji. Najpierw dzierżawił go Mirosław Majkowski. Później Tomasz Idzikowski. Teraz Wiesław Sokolik. Zapaleńcy z grupą przyjaciół rokrocznie oczyszczają fort z dzikiej roślinności: wycinają porastające go chaszcze, chwasty, drzewa. Czynią to za zgodą oraz wiedzą konserwatora zabytków. Fort z roku na rok odwiedza coraz więcej osób. Mogą go oglądać bez obawy, że wpadną do szybu wentylacyjnego, windy amunicyjnej lub studni. Bez wątpienia największą atrakcję stanowi urządzona w kazamatach unikalna i regularnie powiększana ekspozycja z czasów I i II wojny światowej.
- Turyści są zachwyceni, ponieważ mają możliwość podziwiania historycznych pamiątek w naturalnej scenerii - mówi Wiesław Sokolik. - Dla wielu, a zwłaszcza dzieci i młodzieży, to niecodzienna lekcja historii. Umocnienie w Łętowni zwiedzają również zorganizowane wycieczki z kraju i z zagranicy. Okazuje się jednak, ci ostatni mogą mieć kłopot z dotarciem do celu.
- W ubiegłym tygodniu na moście znajdującym się w ciągu drogi prowadzącej do fortu ustawiono znak zakazujący wjazdu pojazdom o masie powyżej 10 ton - relacjonuje Sokolik.
- W praktyce zablokowano przejazd autobusów wycieczkowych. Moim zdaniem most, chociaż niewielki, ma solidną konstrukcję i wytrzyma znacznie większy ciężar. Według dzierżawcy sytuacja jest kuriozalna.
- Z jednej strony promuje się forty zachęcając do ich zwiedzania, z drugiej rzuca się kłody pod nogi - oburza się miłośnik Twierdzy Przemyśl. - Przedziwna, niezrozumiała dla mnie strategia. Sprawę wyjaśnialiśmy w Zarządzie Dróg Powiatowych w Przemyślu.
- Ustawienia znaku domagali się mieszkańcy - tłumaczy jego dyrektor Janusz Hołyszko.
- Ich zdaniem jeżdżą tamtędy ciężkie samochody, które niszczą drogę. Nie zamierzamy jednak wylewać dziecka z kąpielą, tzn. lada dzień przy znaku zostanie zamontowana tabliczka z informacją, że nie dotyczy on autobusów.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• Konflikt - na tle płacowo-personalnym - w przemyskiej "wytrzeźwiałce" trwa już od kilku miesięcy. Najpierw pracownicy domagali się podwyżek płac. Potem zmienili front na personalny, żądając odwołania dyrektor placówki Jolanty Jabłońskiej. Wysunęli wobec niej szereg zastrzeżeń, m.in. o ograniczaniu działalności związkowej i praw pracowniczych. Dyrektor kategorycznie zaprzeczała, jednak ostatecznie ugięła się, składając pod koniec czerwca dymisję. Pracownicy Miejskiego Ośrodka Zwalczania Uzależnień żądali podwyżek płac. Chcieli zarabiać o 250 zł brutto więcej. Zarówno dyrektor, jak i władze miasta, które sprawują pieczę nad tą instytucją, proponowali im mniej. Łącznie 140 zł rozbite na dwa elementy - 70 zł podwyżki plus comiesięczna premia w takiej samej wysokości. Protestujący nie przystali na tę propozycję, rozpoczynając w połowie maja tzw. strajk włoski, polegający na niewypisywaniu dokumentów oraz rachunków za pobyty w izbie. Po kilku dniach protestu list do załogi napisał prezydent Przemyśla, stwierdzając w nim, że większe podwyżki od zaoferowanych nie są możliwe i że w przypadku dalszego protestu i podtrzymywania żądań, rozważa inne metody funkcjonowania placówki, włącznie z jej likwidacją. Wówczas pracownicy zmienili postulaty. Zrezygnowali z podwyżki płac, kierując do prezydenta Roberta Chomy wotum nieufności wobec dyrektor ośrodka Jolanty Jabłońskiej. Prezydent odpisał im, że nie widzi możliwości odwołania dyrektorki. Protestujący zarzucili jej m.in. złe zarządzanie placówką, konfliktowość oraz fakt zatrudniania pracowników na czas określony. J. Jabłońska zdecydowanie odrzuciła te zarzuty. Była zdziwiona faktem, że pracownicy nagle zrezygnowali z roszczeń płacowych. Na razie nie wiadomo, czy prezydent R. Choma przyjmie dymisję dyrektor J. Jabłońskiej i czy to uspokoi sytuację w ośrodku. (Życie Podkarpackie)

"Nie" dla większego Przemyśla
• Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji negatywnie zaopiniowało plany poszerzenia Przemyśla. Poszerzenie Przemyśla korzystnie wpłynęłoby na jego rozwój. Według wnioskodawcy, czyli prezydenta Przemyśla Roberta Chomy, sprzyjałoby temu przede wszystkim pozyskaniu nowych terenów pod budownictwo mieszkaniowe, przemysłowe i inwestycyjne. Poszerzenie miasta zagwarantowałoby ponadto zdobycie dużych inwestorów, szybszy rozwój infrastruktury, lepszą komunikację, większe możliwości zdobywania unijnych pieniędzy. Przemyśl chciał się poszerzyć o 11 wiosek z czterech sąsiednich gmin. Chodziło o Buszkowice i Buszkowiczki z gm. Żurawica, Prałkowce i Kruhel Wielki z gm. Krasiczyn, Hurko i Hureczko z gm. Medyka oraz Krówniki, Nehrybkę, Ostrów, Kuńkowce i Pikulice z gm. Przemyśl. Takie plany wzbudziły zaniepokojenie mieszkańców miejscowości, które miały być wchłonięte do miasta. Wyniki konsultacji społecznych wskazywały na zdecydowany sprzeciw. Głosujących na "nie" było od 78 do 98 proc. mieszkańców biorących udział w konsultacjach. Przeciwna poszerzeniu była również Rada Powiatu Przemyskiego. Dlaczego? Bo mieszkańcy nie widzieli dla siebie zbyt wielu korzyści z przyłączenia do Przemyśla. Dostrzegali za to negatywne skutki. Szczególnie to, że miasto od wielu lat zaniedbuje dotychczasowe przedmieścia. Pod koniec kwietnia wojewoda podkarpacki wydał pozytywną opinię o przyłączeniu do Przemyśla czterech wiosek. Hurka i Hureczka z gm. Medyka oraz Krównik i Nehrybki z gm. Przemyśl. Wtedy mówiło się, że chociaż opinia wojewody nie jest wiążąca dla MSWiA, to w praktyce ministerialna decyzja rzadko jest inna. Jednak ministerstwo odrzuciło w całości plany powiększenia Przemyśla.
- Konsultacje przeprowadzone z mieszkańcami sołectw objętych proponowana zmianą, w sposób jednoznaczny wskazują na ich sprzeciw. Zmianę granic negatywnie zaopiniowały wszystkie rady gmin objętych wnioskiem oraz rada powiatu przemyskiego - czytamy w ministerialnym uzasadnieniu. Najostrzej protestowała gmina Przemyśl. W przypadku pozytywnego uwzględnienia przemyskiego wniosku, gmina ta straciłaby 25 proc. swojej powierzchni oraz ponad 2 mln dochodów z podatków. 80 proc. zaciągniętych przez tę gminę kredytów, jest przeznaczonych na inwestycje w miejscowościach, które miałyby być włączone do miasta. Władze gminy Krasiczyn twierdziły, że oddając Prałkowce i Kruhel, straciłyby 15 proc. swojego budżetu. Jako dodatkowy argument podawały, że przez ostatnie lata w pierwszej kolejności gmina finansowała budowę infrastruktury w Prałkowcach. To wpłynęło na ogromną popularność tych terenów u osób budujących domy. Radni krasiczyńscy liczyli, że z przyszłych dochodów z tego sołectwa, będzie można finansować inwestycje komunalne w innych miejscowościach.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• Prokurator przedstawił 15 osobom, w tym dwóm funkcjonariuszom Straży Granicznej z przejścia granicznego w Medyce oraz obywatelowi Ukrainy, zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. Według ustaleń Prokuratury Rejonowej w Przemyślu, 15-osobowa grupa przestępcza złożona z mieszkańców Przemyśla i jego najbliższych okolic, w której działali również dwaj funkcjonariusze Straży Granicznej oraz obywatel Ukrainy, w okresie od 2006 do 2007 roku zorganizowała nielegalne przekroczenie polsko-ukraińskiej granicy 49 obywatelom Wietnamu, Sri Lanki i Pakistanu oraz przemyciła 100 tys. paczek papierosów. Rola funkcjonariuszy SG w przestępczym procederze polegała między innymi na dostarczaniu informacji o rozmieszczeniu patroli pilnujących granicy. Jak ustaliła prokuratura, z grupą przestępczą współpracowali też inni Ukraińcy, ale poza jedną osobą nie udało się ustalić ich tożsamości. 13 osób, w tym funkcjonariusze SG, wyrazili chęć dobrowolnego poddania się karze. Jej wysokość, uzgodniona z prokuraturą, wynosi od 10 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, do trzech lat pozbawienia wolności w zawieszeniu na 6 lat plus kara grzywny. Pozostałym dwóm osobom oskarżonym w tej sprawie grozi do 5 lat pozbawienia wolności. (Życie Podkarpackie)

• Dopiero w 2010 roku przekazane będzie do użytku kąpielisko przy ul. Sanockiej, gdzie znajdują się oczka wodne. Blisko 5 -hektarowy akwen zostanie zagospodarowany z myślą o amatorach kąpieli, sportów wodnych i wędkarzy. Będą też ścieżki spacerowo -rowerowe, boiska do koszykówki i siatkówki, plaża, zjeżdżalnie, parking. Na to wszystko trzeba ok. 30 milionów złotych, z czego 85 proc. pokryje dofinansowanie z zewnątrz, a 15 - budżet miasta.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Nie wyrzucaj śmieci do WC!
• Niektórzy traktują muszlę klozetową jak kosz na śmieci. Podpaski, prezerwatywy, obierki, a nawet całe spore owoce i zabawki trafiają codziennie do rur kanalizacyjnych, wrzucane po prostu do muszli klozetowych. - A potem ludzie się dziwią i złoszczą, że się zatkało - mówią pracownicy przemyskiego PWiK.
- Najwyraźniej komuś się nie chce iść do kontenera z kubłem czy woreczkiem, więc te wszystkie "cuda" idą w kanalizację - mówi Marian Winczura, kierownik przemyskiej Oczyszczalni Ścieków PWiK. Ponadczasowy Jan Izydor Sztaudynger napisał kiedyś: "Zawsze człowiekowi raźniej, kiedy nie ma wyobraźni"; w przypadku ludzi, którym muszla wydaje się koszem na odpady, raźno bywa jednak do czasu. - Kiedy śmieci zatkają kanalizację w budynku, dla mieszkańców jest to bardzo uciążliwe - mówią pracownicy PWiK. - Dochodzi do zalań mieszkań i piwnic. O zapachu bijącym wówczas z kanalizacji lepiej nie mówić. Ludzie się złoszczą, żądają natychmiastowego usunięcia awarii, a potem...znów wyrzucają śmieci do muszli - dodają. Bezmyślnie wrzucone do muszli śmieci docierają czasem do oczyszczalni ścieków, powodując tam niemałe straty. - Bywa, że jakiś przedmiot uszkadza pompę, a kraty zatykają się niemal natychmiast, gdy w ściekach mnóstwo jest prezerwatyw, podpasek, a nawet drobnych jabłek oraz wnętrzności patroszonego drobiu - relacjonuje M. Winczura. - Bardzo niebezpieczne dla pomp i innych urządzeń są małe kosmetyczne "patyczki", które nagminnie lądują w muszlach. Kraty ich często nie zatrzymują, a kiedy dostaną się do urządzeń, zwyczajnie je psują - wyjaśnia szef oczyszczalni. - Usuwanie takich awarii kosztuje, co przekłada się na koszt metra sześciennego ścieku, no i potem można ponarzekać, że w Przemyślu woda i ścieki są strasznie drogie - dodaje z ironią. (Super Nowości)

• Niecodzienną akcję musieli przeprowadzać przemyscy strażacy. Tym razem nie chodziło o gaszenie pożaru ani usuwanie niebezpiecznych wycieków. Strażacy zostali wezwani do... ściągania garnka z główki ponaddwuletniej dziewczynki! Straż została zaalarmowana 11 lipca o godzinie 13.30. Dyspozytor w Komendzie Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Przemyślu przyjął zgłoszenie od ojca dwudziestosześciomiesięcznej Izabeli, która, bawiąc się, założyła sobie garnek na główkę. Założyć było łatwo, zdjąć już się nie dało .Dyspozytor polecił tacie niefortunnie bawiącej się dziewczynki, by pojechał do szpitala, a strażacy dojadą tam za nim. I rzeczywiście ratownicy z jednostki ratowniczo-gaśniczej udali się do szpitala wojewódzkiego w Przemyślu, gdzie już czekało na nich dziecko. Po krótkiej konsultacji z ordynatorem oddziału chirurgii dziecięcej Stanisławem Marczakiewiczem podjęto decyzję, że uwolnią dziewczynkę. Strażacy używając narzędzi do cięcia i wyginania metalu, a jednocześnie zachowując duży spokój i precyzję w działaniu, uwolnili Izę. - Ojciec Izy ze łzami w oczach dziękował nam za uratowanie jej od nieszczęścia - stwierdził kierujący akcją kpt. Grzegorz Latusek. Jak widać, straż zna sposoby na wszystko... (Życie Podkarpackie)

J A R O S Ł A W

Robotnicy omal nie wysadzili bloku
• Pracownicy firmy budowlanej tak nierozważnie zabezpieczali nieszczelną butle z gazem, że omal nie wysadzili bloku na osiedlu Pułaskiego w Jarosławiu. Mieszkańcy z Pułaskiego zawiadomili pogotowie gazowe o ulatniającym się gazie. Gazownicy znaleźli schowaną w piwnicy butlę gazową. Do nieszczelnego zaworu podłączony był wąż, wyprowadzony przez okienka na zewnątrz. Okazało się, że w ten sposób najprawdopodobniej pracownicy firmy remontującej blok wypuszczali gaz z nieszczelnej butli. Było go czuć w całym bloku. - Prawdopodobnie zdali sobie sprawę z nieszczelności zaworu i zamiast zabezpieczyć butlę tak nieroztropnie ją unieszkodliwiali, stwarzając zagrożenie dla 20 rodzin zamieszkałych w tym bloku - mówi nadkom. Jan Buć, oficer prasowy jarosławskiej policji. Funkcjonariusze ustalają okoliczności zdarzenia.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Są pieniądze na budowę "łącznika"
• W 2009 roku maszyny wjadą na plac budowy. Kierowcy od wielu lat czekają na budowę drogi obwodowej dla Jarosławia, dzięki której będzie można "wyprowadzić" część ruchu kołowego z miasta. Wiadomo już, że w 2009 roku na placu budowy pojawią się pierwsze maszyny. Władze miasta chciały, by planowana obwodnica była połączona z krajową "czwórką". I tutaj zwykle pojawiał się problem, bowiem należałoby wykonać tzw. łącznik, na który nie wiadomo kto miał dać pieniądze. Z kolei gdyby zrezygnowano z budowy "łącznika", kierowcy mieliby nie lada kłopot z przemieszczaniem się. Ciężarówki wyjeżdżające z terenu huty szkła musiałyby jechać przez całe miasto, zamiast wjechać na obwodnicę. Dziennie takich pojazdów wyjeżdża około 200.
- Dlatego zdecydowaliśmy się wykonać ten "łącznik", ale Regionalna Izba Obrachunkowa zakwestionowała tę inwestycję, bo leży ona poza terenem miasta - tłumaczy Andrzej Wyczawski, burmistrz Jarosławia. Dlatego miasto musi wykonać karkołomny manewr, by wszystko było zgodne z prawem. Przyzna więc 8 mln zł pomocy finansowej powiatowi jarosławskiemu i za tę kwotę zbudowany zostanie "łącznik". Z kolei po negocjacjach z inwestorem, czyli Generalną Dyrekcją Dróg Krajowych i Autostrad, okazało się, że istnieje taka możliwość, by uzyskać dodatkowe 30 mln zł i z tych pieniędzy wybudować tzw. ślimaki i rondo. Tym zajmie się Generalna Dyrekcja. Miasto da 8 mln zł na "łącznik", a starostwo zadba o wykup gruntów, plany i ich realizację. Jeśli wszystko odbędzie się bez problemów, to wiosną 2009 roku zostanie ogłoszony przetarg na wykonanie prac, a pod koniec przyszłego roku pierwsze maszyny wjadą na plac budowy. Obwodnica powinna zostać oddana do użytku pod koniec 2011 roku. (Super Nowości)

Z basenu już nie wycieka woda
• Wszystko wskazuje na to, że skończyły się problemy otwartej pływalni w Miejskim Ośrodku Sportu i Rekreacji w Jarosławiu. Woda przestała wyciekać z nieszczelnej instalacji. Jeszcze w tym roku zostanie zmodernizowany odpływ wody. Od trzech lat MOSiR borykał się z nieszczelnymi instalacjami w basenie. Przeciekał system odprowadzania wody. Potem woda wypływała z dysz zasilających. Zakończony na początku lipca remont daje nadzieję, że był ostatnim. Prace wykonuje Resbud.
- Pływalnia odkryta jest na gwarancji. My sami nie możemy nic w niej robić. Wszystko należy do wykonawcy. Resbud robi to za własne pieniądze - tłumaczy Jacek Stalski, dyrektor jarosławskiego MOSiR. Woda wyciekająca z basenu była odprowadzana przez znajdujący się pod nim drenaż do kanalizacji. - Stary basen nie miał drenażu. Przeciekająca z niego woda szła do gruntu. Tego problemu nie ma przy nowej niecce - wyjaśnia Stalski. Z powodu napraw basen był zamknięty. Po ostatniej nie stwierdzono przecieków. 8 lipca basen wznowił działalność.
- Mam nadzieję, że naprawy już się skończyły - mówi Stalski. Do 21 lipca obowiązują na pływalni niższe ceny wstępu. Dzieci płacą 2 zł, a dorośli 4.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• Zabawy na osiedlowym trzepaku czternastoletnia Marzenka omal nie przypłaciła życiem. Dziewczynka z obrażeniami wewnętrznymi leży w jarosławskim szpitalu. Do zdarzenia doszło 9 lipca, na osiedlu przy ulicy 3 Maja. Późnym popołudniem Marzenka bawiła się wraz z koleżankami na osiedlowym trzepaku. Dziewczynki huśtały się i żartowały. Wykorzystywanie przyblokowych trzepaków do zabawy nikogo nie dziwi, a co gorsza niewielu zdaje sobie sprawę z wynikających z tego niebezpieczeństw. Tak było i tym razem. W chwili, gdy Marzenka znajdowała się na trzepaku, przerdzewiałe rurki u podstawy nie wytrzymały obciążenia i trzepak wraz z dziewczynką runął na ziemię. Nastolatka nie miała nawet szans by uskoczyć. Stalowa konstrukcja uderzyła ją w brzuch. Z relacji świadków wynika, że Marzenka leżała na wznak i płacząc, skarżyła się na przeszywający ból brzucha. Także wymiotowała. Po chwili przyjechała karetka i zabrała dziewczynkę do szpitala. Liczyła się każda minuta. Nastolatka od razu trafiła na stół operacyjny. Okazało się, że doznała krwotoku wewnętrznego i poważnego uszkodzenia wątroby. - Nie wiem, jak to się mogło stać. Miałyśmy jechać na wakacje, a tu taka tragedia. Marzenka nadal jest w ciężkim stanie. Miejmy nadzieję, że wszystko skończy się dobrze - mówiła zrozpaczona matka dziewczynki dwa dni po wypadku.
- Nie rozumiem, dlaczego trzepak nie był w ogóle zabezpieczony - pyta matka Marzenki. Po oględzinach miejsca pęknięcia, można odnieść wrażenie, że trzepak nie był konserwowany od lat. - Sprawa stała się już tak głośna, że nie wiem, co mam robić. Chciałabym jednak, aby ktoś poniósł odpowiedzialność za to, co się stało - mówi matka dziewczynki. - Nie wiem od kogo, ale miałam telefon z pogróżkami. Głos z drugiej strony słuchawki mówił, że powinnam pilnować swojego dziecka, a nie zostawiać je same na osiedlu - załamuje ręce. Udało nam się dotrzeć do prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej "Przyjaźń" Henryka Hawryszko. Spółdzielnia ta administruje osiedlem, na którym doszło do feralnego zdarzenia i pobliskimi blokami. Wydaje się więc, że powinna także dbać o osiedlowe trzepaki. - A co ja mogę zrobić. Przecież nie będę stał cały dzień i pilnował, w jaki sposób dzieci się bawią. To chyba obowiązek rodziców - mówi Hawryszko. - A jakby któreś z dzieciaków weszło na latarnię i spadło, to kto by był za to odpowiedzialny? Też spółdzielnie? - pyta retorycznie jeden z mieszkańców. Jarosławska policja po wstępnym zbadaniu sprawy skierowała ją do prokuratury. - W tej chwili trwa sprawdzanie wszystkich okoliczności wypadku. Formalnie za stan trzepaka odpowiada spółdzielnia mieszkaniowa. W związku z tym chcemy ustalić, kto montował trzepak, na czyje zlecenie i czy były wykonywane przeglądy techniczne - mówi prokurator Agnieszka Kaczorowska z Prokuratury Rejonowej w Jarosławiu. Dodaje, że na tok postępowania wpłynie też stan zdrowia dziewczynki. Do jego oceny zostanie powołany biegły. (Życie Podkarpackie)

R E G I O N

• Przy rejestracji każdego nowego samochodu trzeba będzie zapłacić 500 zł Opłaty recyklingowej. Ten nowy podatek będzie ściągany nie tylko od tych, którzy sprowadzili samochód z zagranicy, ale również od nabywców samochodów w krajowych salonach motoryzacyjnych. Projekt nowelizacji ustawy o odpadach jest w trakcie uzgodnień międzyresortowych. Po zaakceptowaniu przez Radę Ministrów zostanie przekazany do Sejmu. Od grudnia 2006 roku opłatę recyklingową płaci się tylko za auto sprowadzone z zagranicy. Ten przepis nie podoba się jednak Komisji Europejskiej. Jest bowiem niezgodny z prawem unijnym i urąga zasadzie otwartego rynku. Ma być więc zaskarżony do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Jeżeli tak się stanie i zapadnie wyrok niekorzystny dla polskiego rządu, to pobrane bezprawnie opłaty trzeba będzie oddać kierowcom. Ministerstwo Środowiska chce tego uniknąć. Zamiast znieść haracz na unijne auta, w imię zasady równości urzędnicy uderzają w kieszenie wszystkich kupujących nowe samochody. Opłata recyklingowa miała służyć rozwojowi i odpowiedniemu wyposażeniu firm zajmujących się demontażem samochodów. Jednak tylko niewielka część pieniędzy trafiła do takich przedsiębiorstw. W maju tego roku Sejm uchwalił ustawę umożliwiającą przeznaczenie recyklingowych pieniędzy na szkolenia i konferencje, oczywiście proekologiczne. Przygotowywane obecnie przepisy umożliwią przeznaczenie pieniędzy kierowców na wszelkie inwestycje związane z ochroną środowiska. W Polsce co roku sprzedaje się 350 tys. nowych aut. Chodzi więc o kwotę 175 mln zł rocznie. Część tych pieniędzy wróci do kierowców. Oplata recyklingowa ma być bowiem zwracana w chwili złomowania pojazdu. Do demontażu trafia jednak w Polsce dziesięciokrotnie mniej samochodów niż jest sprzedawanych. Urzędnikom pozostanie więc co roku ponad 150 mln zł na organizację spotkań i szkolenie się w tworzeniu kolejnych, równie udanych przepisów. (Super Nowości)

K R O N I K A   P O L I C Y J N A

• Jazda całą szerokością głównej ulicy Jarosławia, a następnie zatrzymanie się na skrzyżowaniu z włączonymi światłami awaryjnymi zwróciło uwagę jadącego za matizem kierowcy. Trudno mu było dogadać się z kierującą samochodem kobietą. Zrozumiał tylko, że stara mu się wytłumaczyć, iż musi jak najszybciej dotrzeć do szpitala, a pojazd zachowuje się tak jakby miał przebite opony. Od 44-letniej kierującej czuć było zapach alkoholu. Stwierdziła jednak, że pijana nie jest i szybko odjechała. Mężczyzna zawiadomił policję. Funkcjonariusze znaleźli kobietę w jarosławskim szpitalu. Okazało się, że miała 2 promile alkoholu. W szpitalu zjawiła się ponieważ ma kłopoty z poziomem cukru we krwi. Mieszkanka podjarosławskiej miejscowości odpowie z kierowanie samochodem z stanie nietrzeźwym.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• 14 lipca policjanci z Pruchnika ustalili sprawców zdemolowania świetlicy wiejskiej w Tapinie. Okazało się, że dwaj 17-latkowie, Damian K. i Radosław M., poczuli nagły przypływ energii i wyładowali się, rozbijając lampy, krzesła, szyby i radio w wiejskiej świetlicy. Straty oszacowano na ponad 2,5 tysiąca złotych. (Życie Podkarpackie)

• 13 lipca w Papowcach mieszkanka Bachowa, jadąc matizem, zjechała na lewy pas jezdni, doprowadzając do zderzenia z renaultem, którym jechała mieszkanka Skopowa. W wypadku ranne zostały obie panie i pasażer renaulta. (Życie Podkarpackie)

• 12 lipca w Przemyślu nieznany sprawca wykorzystał nieobecność właściciela działki położonej przy ul. Przemysława i zakradł się do altanki, skąd skradł portfel, w którym były dokumenty i 350 zł. (Życie Podkarpackie)

Reklama