Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 14.04-20.04.2008 r.

P R Z E M Y Ś L

16-latek strzelał do kobiety...
• Na ruchliwym przemyskim osiedlu 16-latek strzelił z wiatrówki do kobiety. Trafiła do szpitala z kulą w nodze. Najpierw usłyszałam świst, jakby coś leciało. A potem potworny ból w nodze. Znieruchomiałam. Nikogo obok nie było. Z drzewa też nic nie mogło spaść - wspomina przemyślanka. Os. Glazera w Przemyślu. Ruchliwa część miasta. Parking, a obok plac zabaw dla dzieci. W środę po południu Zofia Kowalska wracała do domu. Wysiadła z samochodu. Nie zdawała sobie sprawy, że znajduje się w celowniku lunety przytwierdzonej do wiatrówki. Z balkonu mieszkania mierzył do niej 16-letni Maciej. Przyszedł do dziadka w odwiedziny. Nie wiadomo, czy wiatrówkę znalazł w dziadkowym domu, czy przyniósł ze sobą. Nie wiadomo, czy dziadek albo ktokolwiek dorosły był w domu. Nie wiadomo, bo policja ma zakaz udzielania szczegółowych informacji w tej sprawie. Nie wolno sfotografować choćby wiatrówki. Chociaż pewnie jest podobna do setek innych. Przemyślanka zdołała jedynie sięgnąć po telefon komórkowy i wezwać policję. Ktoś inny zawiadomił pogotowie. Trafiła do szpitala.
- Lekarze byli zdumieni. Jeden powiedział mi, że od lat nie widzieli w szpitalu pacjenta z raną postrzałową - opowiada znajomy pani Zofii.
- Najbardziej zapamiętałam ten okropny ból. W prawej nodze, poniżej kolana. Nie mogłam się w ogóle poruszyć. Nie wiem, jak mogłam to wytrzymać - opowiada przemyślanka. Śrut uszkodził nerw strzałkowy i utkwił w kości.
- Takie sprawy traktujemy priorytetowo zapewnia podinsp. Franciszek Taciuch, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu. - Do wyjaśnienia tej sprawy i ustalenia sprawcy zaangażowaliśmy sporo ludzi. Wykonali kawał dobrej roboty. Dzięki temu dość szybo udało się znaleźć strzelca. Do 16-letniego Macieja policjanci dotarli kilka dni po wypadku, we wtorek rano. Jest nieletni, wiec nie można go zatrzymać. Został przesłuchany w obecności matki. Będzie odpowiadał przed sądem rodzinnym.
- Przyznał się. Powiedział, że celował w kobietę - mówi Taciuch. Nie chce zdradzić z jakiej dokładnie wiatrówki strzelał chłopiec. Wiadomo tylko, że sprzęt miał lunetę. Karabinek był łamany, w ten sposób się go przeładowywało. Raczej był to sprzęt o energii kinetycznej pocisku do 17 J (dżuli). A taki można kupić bez zbędnych formalności. Z nieoficjalnych źródeł wiemy, że w chwili strzału Maciej mógł być w towarzystwie kolegi lub kolegów.
- Jak lekarze wyjęli śrut, to mi go pokazali. Nie mogłam uwierzyć. Nawet zrobiłam sobie telefonem zdjęcie na pamiątkę - wspomina pani Zofia. Po kilku dniach pobytu w szpitalu, w poniedziałek wróciła do domu Jednak jej rekonwalescencja potrwa o wiele dłużej. Chodzenie sprawia jej spore trudności. Z rozmów z mieszkańcami os. Glazera wynika, że to prawdopodobnie nie pierwszy przypadek postrzelenia w tej dzielnicy. Jakiś czas temu w plecy została trafiona kobieta. Na szczęście śrut utkwił w skórzanej kurtce. Potem postrzelony został pies. Zdarzenia te nie zostały jednak zgłoszone policji. Osoby, które hobbystycznie zajmują się strzelectwem pneumatycznym, twierdzą, że problemem jest zbyt łatwy dostęp do wiatrówek. Szczególnie tanich produkcji z Chin. Nowy karabinek, bez zbędnych formalności, można kupić w sklepie internetowym już za 99 zł. Co w takim razie należy zrobić?
- Najlepiej byłoby propagować właściwą kulturę strzelecką - mówi Marek Niedźwiecki z Przemyśla, członek Stowarzyszenia Pneumatycznego Strzelectwa Sportowego. - Jest sporo pasjonatów strzelania z wiatrówki, którzy spotykają się dla relaksu, sportu, organizują zloty. W naszym gronie nie odnotowaliśmy jak dotąd aktów chuligaństwa czy groźniejszych wypadków.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• Policjanci odzyskali podzespoły komputera, który to skradł uczestnik przyjęcia urodzinowego. Niespełna miesiąc temu na policję zgłosił się 18-latek zawiadamiając, że podczas zorganizowanego przez niego przyjęcia, ktoś ukradł mu komputer. W tym tygodniu funkcjonariusze z Przemyśla ustalili i zatrzymali podejrzanego. To rówieśnik poszkodowanego. Młodzieniec wykorzystując fakt, że uczestnicy imprezy zasnęli, zabrał komputer i wspólnie z młodszym kolegą rozmontował na części. Poszczególne elementy zestawu sprzedał w komisie.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Niekontrolowany wyciek kwasu solnego
• Z jednego ze zbiorników zawierającego prawie trzy tony kwasu solnego wyciekło 50 litrów. Sytuację, na szczęście, szybko udało się opanować, ale nawet gdyby były z tym problemy, to istniejące zabezpieczenia nie pozwoliłyby na niekontrolowane przedostanie się tej bardzo niebezpiecznej substancji do środowiska. Do zdarzenia doszło w sobotni ranek, 12 kwietnia. Około godziny 8 dyżurny Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej Komendy Miejskiej PSP w Przemyślu otrzymał zgłoszenie o wycieku kwasu solnego z potężnego zbiornika na terenie MPEC przy ulicy Emilii Plater. Błyskawicznie na miejsce przybyły kolejne jednostki strażackie (w sumie 7 plus dwie z OSP), pogotowie oraz przedstawiciele Państwowej Inspekcji Ochrony Środowiska. Przy zabezpieczaniu pracowały łącznie 32 osoby. Po przyjeździe na miejsce strażacy zauważyli chmurę wydobywającego się kwasu solnego (na powietrzu kwas przechodzi ze stanu ciekłego w gazowy - przyp. MG). Najpierw wyznaczyli strefę zagrożenia, bo istniała ewentualność, że konieczna będzie ewakuacja mieszkańców pobliskich zabudowań. Rozstawili specjalne kurtyny wodne na wypadek zmiany kierunku wiatru i w specjalistycznych ubraniach gazoszczelnych rozpoczęli uszczelnianie za pomocą taśmy tzw. połączenia kołnierzowego w jednym ze zbiorników, który zawierał aż 3 tony kwasu solnego. Obok niego był drugi zbiornik, pusty. Oba umieszczone były w specjalnej wannie, do której kwas ściekał, a stamtąd do odstojników z neutralizatorem. Te zabezpieczenia sprawiły, że - na całe szczęście - nie było możliwości, aby substancja przedostała się do środowiska.
- Zabezpieczenia są na tyle solidne, że w wypadku poważniejszej niż ta awarii także nic by się nie stało - zapewnił rzecznik prasowy Komendanta Miejskiego PSP w Przemyślu st. kpt. Daniel Dryniak, obecny na miejscu zdarzenia. Z wstępnych ustaleń wynika, że ze zbiornika wyciekło około 50 litrów kwasu. Strażacka akcja trwała 3 godziny i 10 minut. - To niecodzienne zdarzenie, ale nasi specjalnie przeszkoleni strażacy są na takie sytuacje przygotowani. Dysponujemy samochodem ratownictwa chemicznego, więc nie mieliśmy problemów z zabezpieczeniem miejsca zdarzenia - podsumował D. Dryniak. Prezes MPEC Kazimierz Stec powiedział nam, że taka sytuacja zdarzyła się po raz pierwszy od wielu lat.
- Ewentualność wycieku jest znikoma, ale jesteśmy dobrze zabezpieczeni na taką okoliczność. Kwas solny potrzebny jest nam przy procesie uzdatniania wody. Powstałymi z niego roztworami czyścimy zbiorniki jonitowe, które służą do zmiękczania wody - wyjaśnił. (Życie Podkarpackie)

• Dwóch uczniów, a nie jeden, jak pierwotnie zakładano, będzie reprezentować Podkarpackie podczas II Euro Collage. Największą wiedzą w konkursie wykazali się Marcel Zenowicz z II LO z Przemyśla oraz Miłosz Kaniewski z I LO, również z Przemyśla. Oni będą nas reprezentować podczas II Euro Collage. II Euro Collage to cykl prestiżowych wykładów w Warszawie, które poprowadzą uznani na świecie profesorowie ekonomii. M.in. Leszek Balcerowicz, Dariusz Rosati i Jerzy Hausner. Konkurs, którego stawką był udział w wykładach, odbył się w 24 miastach w Polsce. Przemyśl był jedynym z Podkarpackiego. Zakładano, że z każdego będzie wyłoniony jeden uczestnik collage. Jednak wyniki przemyskiej edycji konkursu były na tyle wysokie, że zdecydowano się o nagrodzeniu dwóch osób.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Strajk w izbie wytrzeźwień
• Przez dwie godziny pacjenci Miejskiego Ośrodka Zapobiegania Uzależnień byli pozbawieni opieki. To forma protestu pracowników, którzy domagają się podwyżek płac. Protest trwa od kilkunastu tygodni. Pracownicy chcą 250 złotych netto podwyżki. Tymczasem dyrektor proponuje im 19 zł. Niewykluczone, że już wkrótce dojdzie do zaostrzenia protestu. Niektórzy grożą odejściem z pracy.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• Czyżby Marek Jurek, który jeszcze się nie zarejestrował, już prowadził kampanię. Były marszałek Sejmu, dawniej czołowy członek PiS-u, obecnie lider pozaparlamentarnej Prawicy RP, Marek Jurek, gościł ostatnio w Przeworsku i Przemyślu, gdzie rzekomo miał zachęcać do protestu przeciw przyjęciu przez Sejm traktatu lizbońskiego. Ciekawostką jest, że nie zaprosił oficjalnie ani mediów, ani miejskich notabli, zaś dowiedzieć się o jego przyjeździe można było z plakatów rozmieszczonych głównie na tablicach informacyjnych kościołów oraz ogłoszeń duszpasterskich. Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, były marszałek nie podjął jeszcze decyzji, czy będzie startował w wyborach uzupełniających do Senatu z okręgu przemysko-krośnieńskiego. Niektórzy nie mają jednak wątpliwości, w jakim celu Jurek odwiedza miasta w regionie. - To element nieoficjalnej jeszcze kampanii - mówi dobrze poinformowana osoba.
- Protest przeciwko traktatowi lizbońskiemu? Dobre sobie! - pokpiwa.
- Trudno powiedzieć, dlaczego o wizycie lidera Prawicy RP informowały plakaty rozmieszczone na tablicach ogłoszeń parafialnych, ewentualnie "głosili" o tym księża w kościołach - zastanawiają się osoby zainteresowane polityką, nie tylko lokalną. - Być może chodzi tu o pozyskanie elektoratu związanego z Radiem Maryja, może o uniknięcie niewygodnych pytań dziennikarzy. Swoją drogą, czy to w porządku robić kampanię przy pomocy Kościoła? - wyrażają wątpliwości. Tymczasem wielu przemyślan ma nie najlepsze zdanie na temat "spadochroniarzy", czyli kandydatów spoza okręgu wyborczego mających chrapkę na senatorski fotel w wyborach uzupełniających... - Ja na pewno zagłosuję na kogoś stąd! Nie będziemy pchać do Senatu ludzi z innych okręgów, z Warszawy czy Rzeszowa - deklaruje starszy mieszkaniec Przemyśla. - Chcemy, by ta osoba reprezentowała nasze interesy w Senacie - dodaje dwójka młodych przemyślan. (Super Nowości)

Pierwsze biuro detektywistyczne...
• Podejrzewasz, że współmałżonek cię zdradza i potrzebujesz dowodów? Teraz możesz skorzystać z usług pierwszego w Przemyślu detektywa. Masz kłopoty z dzieckiem, które wdało się w nieodpowiednie dla niego towarzystwo, zaginęła bliska ci osoba, nie możesz odzyskać pieniędzy od dłużnika, podejrzewasz, że jesteś podsłuchiwany? Pomoc w tych i wielu innych sprawach oferuje powstałe właśnie biuro detektywistyczne. Jego założyciel Henryk Hajduk gwarantuje profesjonalizm. Jego podłożem jest wieloletnia praktyka w policji m.in. w wydziale kryminalnym, dochodzeniowo-śledczym.
- Posiadam licencję detektywa - wyjaśnia Henryk Hajduk, właściciel biura "Infosekret" w Przemyślu. - Zgodnie z ustawą wykonywanie czynności detektywistycznych bez licencji jest przestępstwem zagrożonym karą pozbawienia wolności do lat 2. Aby ją otrzymać, musiałem zdać egzamin m.in. z 16 działów prawa oraz ze znajomości kilkunastu ustaw, oraz z wiedzy operacyjnej policyji, kryminologii i kryminalistyki, wiktymologii (nauka o ofiarach przestępstwa - przyp. red.), a także psychologii sądowej. Pierwszy w mieście nad Sanem zawodowy detektyw zapewnia, że jego działalność daleka będzie od spektakularnych akcji słynnego kolegi po fachu Krzysztofa Rutkowskiego o dokonaniach, którego informują gazety i telewizja.
- Ja nade wszystko cenię dyskrecję, prywatność i bezpieczeństwo klientów - mówi Hajduk. Detektyw deklaruje gotowość przyjęcia niemal każdego zlecenia. Okazuje się, że mający wieloletnią praktykę następcy Sherlocka Holmesa oprócz zleceń od osób prywatnych dostają również coraz więcej zadań od tzw. klientów biznesowych. Przedsiębiorcy korzystają z usług detektywów, aby sprawdzić m.in. wiarygodność przyszłych partnerów handlowych lub dostarczyć policji dowody przestępstwa.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

97 procent "zdawalności"?
• - Sprawdzamy oryginalność dokumentu, a nie to czy ktoś odbył kurs. I nie możemy bezpodstawnie podejrzewać, że petent uzyskał dokument za łapówkę - mówi Marek Janion z wydziału komunikacji UM. W ogólnopolskiej prasie dużo się ostatnio pisze o procederze załatwiania lewych praw jazdy na Ukrainie. Ogłoszenia organizatorów tego rodzaju "wycieczek" znaleźć można przede wszystkim w Internecie: "Kursy prawa jazdy na Ukrainie. 97 procent zdawalności" - oto jedno z nich. Czy obietnica niemal pewnego powodzenia nie pachnie dziwnie? Cała rzecz wymaga tymczasowego zameldowania na Ukrainie, w tym celu należy pojechać za granicę po raz pierwszy. Drugi wyjazd - już na egzamin i po odbiór dokumentu. Koszt - około tysiąca dolarów. Potem, już w Polsce, ukraiński dokument należy przedstawić w wydziale komunikacji i wymienić na polski. Trwa to około miesiąca i kosztuje niecałe sto złotych. Z oferty korzystają najczęściej ci, którzy mają kłopoty ze zdaniem egzaminu w kraju albo bardzo im się śpieszy. W przemyskich ośrodkach nauki jazdy o procederze załatwiania praw jazdy na Ukrainie nikt nic nie wie: - Nigdy się z tym nie spotkałam, ale myślę, że przy korupcji, jaka tam panuje, wszystko jest możliwe... - mówi szefowa OSK na Mniszej Beata Bugiera.
- Słyszałem o tym. Z zawodowej ciekawości nawet usiłowałem się czegoś dowiedzieć, ale niewiele mi się udało - mówi instruktor jazdy i jednocześnie dziennikarz Jerzy Giec. - Moim zdaniem to afera bardziej medialna niż realna... Marek Janion, naczelnik wydziału komunikacji UM: - Ja bym też za bardzo w to nie wierzył. Każde prawo jazdy zrobione na Ukrainie i wymieniane na polski dokument jest obowiązkowo sprawdzane. Występujemy w tym celu do Lublina, do konsulatu Ukrainy w Polsce, z prośbą o stwierdzenie autentyczności. Oni z kolei wysyłają dokument na Ukrainę i mniej więcej po miesiącu, jeśli nie ma uwag, otrzymujemy potwierdzenie. Jest to jednak sprawdzenie prawa jazdy wyłącznie pod kątem oryginalności dokumentu. - Nie sprawdzamy czy ktoś odbył kurs i nie możemy bezpodstawnie podejrzewać, że petent uzyskał dokument za łapówkę - przyznaje Janion. Przemyskie statystyki z ostatnich dwóch lat to 40 wniosków o wymianę prawa jazdy z ukraińskiego na polskie. - Zdecydowana większość z nich była oryginalna, zakwestionowane dwa trafiły na policję. Nie widzę podstaw, by podejrzewać, że pozostałe zostały "kupione". Takimi spekulacjami można zrobić komuś krzywdę. Nie widzę podstaw do takich podejrzeń tym bardziej, że większość z wymienianych u nas dokumentów to nie są prawa jazdy obywateli polskich, a ukraińskich, którzy przebywają czasowo w Polsce - mówi M. Janion. (Życie Podkarpackie)

• 21-letni Krzysztof P. poszedł do gabinetu stomatologicznego usunąć bolącego zęba, a wyszedł od dentysty... ze złamaną żuchwą. Był dwukrotnie operowany na oddziale chirurgii szczękowej. Przez kilka tygodni odżywiał się wyłącznie płynami. Przez dłuższy czas Krzysztofa P. bolał ząb. Leczenie domowym sposobem nie pomagało, więc udał się do gabinetu stomatologicznego. Stomatolog poradził, by zrobił zdjęcie bolącego zęba. Tak też uczynił. Wrócił z kliszą. Po oglądnięciu zdjęcia dentysta stwierdził, że nie obejdzie się bez interwencji specjalisty z zakresu chirurgii szczękowej. Posłuszny zaleceniom, Krzysztof P. udał się do wskazanego lekarza. Ten oświadczył jednak cierpiącemu pacjentowi, że jego zębem się nie zajmie, bo może to uczynić z powodzeniem każdy... dentysta. Ostatecznie poszukujący pomocy medycznej P. zdecydował się wyrwać zęba w innym gabinecie stomatologicznym. Dentysta zalecił mu płukanie jamy ustnej dentoseptem i obiecał wykonać zabieg, jak tylko zmniejszy się opuchlizna. Po kilku dniach, mimo wielokrotnego znieczulania miejscowego, pacjent odczuwał ogromy ból w trakcie podejmowanych prób usunięcia zęba przy użyciu różnych narzędzi stomatologicznych. Dentysta zaproponował mu nawet w pewnym momencie, by udał się do domu i nadal leczył opuchliznę dentoseptem. Dopiero w wyniku protestu ojca Krzysztofa, zaproponował zabieg w stanie uśpienia. W ciągu godziny na miejscu był anestezjolog. Trwające około 2 godzin wysiłki stomatologa i tym razem zakończyły się fiaskiem. Po przebudzeniu i "wywalczeniu" skierowania do szpitala, syn z ojcem pojechali bezpośrednio do jednej z rzeszowskich lecznic. Wykonane w tym samym dniu zdjęcie rtg wykazało, że Krzysztof P. ma złamany trzon oraz wyrostek kłykciowy żuchwy. Przebył dwie operacje. Przez kilka tygodni miał "zadrutowaną" szczękę. W tym czasie posilał się wyłącznie płynnymi odżywkami. Pięć miesięcy po niefortunnej interwencji stomatologa, P. powiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia przez dentystę przestępstwa, polegającego na "uszkodzenia ciała w trakcie usuwania zęba". (Super Nowości)

35 nowych mieszkań w bloku TBS
• Przemyskie Towarzystwo Budownictwa Społecznego jest w trakcie budowy nowego bloku przy ul. Brudzewskiego. Mieszkania w nim sprzedano "na pniu", dlatego planowany jest już następny budynek. Budowa przy ul. Brudzewskiego ma być skończona w sierpniu. Znajdzie się w nim 35 mieszkań. Kolejny blok, na 60 mieszkań, planowany jest u zbiegu ulic Moniuszki i Tarnawskiego. Obecnie trwają prace projektowe. W sierpniu powinny ruszyć roboty, a zakończyć się na przełomie 2009 i 2010 r.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• Łuskasz, licealista z Przemyśla, ani myślał, że ktoś może zakwestionować autentyczność jego legitymacji szkolnej. Okazało się jednak, że konduktor uznał ją za podrobioną. Dokument zatrzymano, zaś młody człowiek otrzymał mandat w wysokości 140 zł. Młody człowiek przyznaje, że istotnie data ważności jego legitymacji była pogrubiona.
- Ale ja niczego nie poprawiałem - mówi. - Legitymację odebrałem z sekretariatu szkoły. Jeździłem autobusami i pociągami, korzystając ze zniżki, i nikt nigdy nie miał zastrzeżeń - dodaje młody człowiek. W styczniu br. przemyślanin podróżował pociągiem relacji Olsztyn - Działdowo należącym do PKP Przewozy Regionalne Sp. z o.o. Kontroler zakwestionował legitymację szkolną młodego człowieka i wypisał mu mandat oraz, jak twierdzi Łukasz, kazał opuścić pociąg na następnej stacji. - Usiłowałem interweniować u kierownika pociągu - opowiada chłopak. - Ale to nic nie dało. Wysiadłem więc, dotarłem do Działdowa i tam kupiłem już bilet do Przemyśla, normalny, bez zniżki. Teraz chciałbym, żeby kolej zwróciła mi różnicę - wyjaśnia. - Ale nie tylko nie chcą zwrócić, jeszcze żądają 12 złotych opłaty manipulacyjnej. Nie wiem za co? Kolej przesłała legitymację Łukasza do jego szkoły, prosząc o wyjaśnienia. Szkoła potwierdziła autentyczność dokumentu oraz to, że przemyslanin miał prawo korzystać ze zniżki. - Szkoła nie poinformowała nas jednak, w jaki sposób usunęła usterkę, która wzbudziła wątpliwości kontrolera - twierdzi Aniela Walczak, dyrektorka Biura Windykacji Należności Przewozowych PKP PR Sp. z o.o. w Gnieźnie. - Poza tym, oświadczenie szkoły nie zmienia faktu, iż podczas kontroli legitymacja budziła wątpliwości, więc żądanie zwrotu różnicy w cenie biletu normalnego i ulgowego na trasie Dzialdowo-Przemyśl jest bezzasadna - podkreśla Walczak. - Oczywiście, mandat wystawiony przez kontrolera zostanie umorzony, pod warunkiem wniesienia przez podróżnego opłaty manipulacyjnej. Łukasz uważa, że płacić nie ma za co. - Miałem prawo do zniżki i z niej skorzystałem. Moja legitymacja wcześniej w żadnym kontrolerze wątpliwości nie budziła. To kolej powinna mi zwrócić różnicę w cenie biletu, bo kiedy zabrano mi legitymację zapłaciłem drożej. Teraz mam jeszcze płacić "opłaty manipulacyjne" za podejrzliwość kontrolera? - ironizuje. (Super Nowości)

J A R O S Ł A W

• Jarosławscy policjanci zatrzymali w czwartek wieczorem Jacka D., 26-letniego bezdomnego poszukiwanego niemal w całym kraju. Jest on podejrzany o dokonanie czynów karalnych. Został zatrzymany za zakłócanie porządku w stanie nietrzeźwym. Po wytrzeźwieniu zwolniono go wręczając wcześniej wezwania do 18 jednostek policji. Mężczyzna przyjął je wraz z wezwaniem do jarosławskiej komendy policji i został zwolniony. Nie można było go zatrzymać, bo nie popełnił przestępstwa. Jest poszukiwany tylko za drobne wykroczenia. Jacek D. prosto z komendy udał się z powrotem na dworzec kolejowy. Wszystko wskazuje, że nie zgłosi się nigdzie. Będzie wiec dalej poszukiwany do ustalenia miejsca pobytu. Od końca lutego udało mu się trafić na policję 19 razy. Tak długo, jak będzie tylko popełniał wykroczenia, policja będzie go łapać, wypuszczać i poszukiwać. Ukarać go nie może, bo on nic nie ma.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Kto kupi trasę podziemną?
• W czyje ręce pójdzie zabytkowa trasa podziemna? Miasto ma prawo pierwokupu, ale nie wiadomo czy zdecyduje się na zakup kamienicy z niewątpliwą atrakcją turystyczną Jarosławia. Być może trafi ona zatem w ręce prywatnego właściciela z Łańcuta... Kilka dni temu urząd miasta został poinformowany, że kamienica zwana "Rydzikowską" zmieni właściciela. Kamienica usytuowana w rynku pod numerem 14, sąsiadująca z ulicą Kasztelańską, od 1993 roku należy do Jana Waltera, jarosławskiego przedsiębiorcy, w poprzedniej kadencji wiceprzewodniczącego rady miasta Jarosławia. Sprzedaż tej kamienicy nie wzbudzałaby takiego zainteresowania, gdyby nie fakt, że w jej wnętrzu znajduje się wejście do podziemnej, zabytkowej trasy turystycznej, będącej jedną z największych atrakcji miasta. Już sama sprzedaż kamienicy w 1993 roku wywołała wiele kontrowersji ze strony instytucji i organizacji zajmujących się kulturą i zabytkami. Zarzucały one władzom miasta, że nie kupiły zabytku od wojewody, który przejął go za długi od Jarosławskiego Przedsiębiorstwa Skupu Surowców Włókienniczych i Skórzanych w Jarosławiu. Trafił on więc w prywatne ręce. Właściciel Jan Walter nie czynił jednak przeszkód i udostępniał klucze jarosławskiemu muzeum, które sprawowało pieczę nad trasą. - Dwa razy rozmawiałem z ówczesnym burmistrzem i pytałem, czy miasto chce kupić kamienicę. Nie wyraził na to zgody. Stanąłem więc do przetargu i dwukrotnie przebiłem ofertę drugiego oferenta, jakim było Niezależne Forum Prywatnego Biznesu. Zapłaciłem wówczas za kamienicę miliard złotych. Na obecne pieniądze to 100 tysięcy - tłumaczy J. Walter. Pogłoski o tym, że Walter chce sprzedać kamienicę, krążyły już od jakiegoś czasu. - Otrzymaliśmy z kancelarii notarialnej akt zawarty pomiędzy właścicielem a chętnym do kupna kamienicy. Do piątego maja musimy zdecydować się, czy skorzystamy z prawa pierwokupu. Powołaliśmy zespół, który zapoznał się ze stanem technicznym budynku i oglądał kamienicę pod względem funkcjonalności - tłumaczy wiceburmistrz ds. gospodarczych Stanisław Misiąg. - Szczerze mówiąc, kamienica nie bardzo nadaje się na urządzenie tam biur i przeniesienie urzędników z ratusza. Poza tym cena, jakiej żąda właściciel, jest zbyt wygórowana - dodaje. Wyjaśnia również, że opinia zespołu zostanie przedstawiona komisjom rady miasta, a później radnym podczas miejskiej sesji. To oni muszą wypowiedzieć się, czy miasto chce kupić kamienicę z trasą podziemną, czy nie. Jan Walter, właściciel kamienicy twierdzi, że dla niego nie jest istotne, kto ją kupi: miasto czy prywatny przedsiębiorca: - Ale jest mi trochę wstyd, bo zapewniałem kupca, że przy sprzedaży nie będzie żadnych problemów, że nie mam długów, więc nic nie stanie na przeszkodzie. A tu przy sporządzaniu aktu notarialnego okazało się, że ktoś w księgach wieczystych zablokował sprzedaż. Dowiedziałem się, że to burmistrz miasta - tłumaczy. - Nic nie mam przeciwko, żeby miasto ją kupiło, ale już słyszę głosy, że za dużo cenię. Uważam, że 3 miliony 600 złotych to nie jest wcale dużo za 2 tysiące metrów całkowitych. Ta kamienica zajmuje 7,5 ara działki. Czy proponowana przeze mnie kwota jest wysoka w porównaniu z tym, ile miasto wykłada na remont kamienicy Attavantich. Sam remont będzie kosztował miasto 2 miliony 200 tysięcy złotych za czterokrotnie mniejszą kamienicę od mojej - tłumaczy Walter. (Życie Podkarpackie)

Komornik ściga PKP
• Miasto chce zrobić porządek w okolicach dworców. Miasto chce przejąć parking przy dworcu PKP. Może tak się stać, bo kolej ma długi, a konkretnie zaległości podatkowe za lata 2006 i 2007. Sprawą tą zajął się komornik.
- Jeżeli PKP nie ma pieniędzy, z chęcią przejmę parking przed dworcem w zamian za zaległości podatkowe, gdyż wreszcie mógłbym sprawić, że parkowanie będzie bezpłatne dla mieszkańców i innych użytkowników - mówi Andrzej Wyczawski, burmistrz Jarosławia. Kilka dni temu doszło do spotkania "rzeszowskich władz" PKP z władzami Jarosławia. Gospodarze miasta dowiedzieli się, że dworzec i teren wokół dworca jest "warszawskiego" PKP, a tunel należy do "rzeszowskiego" PKP. Ten ostatni zobowiązał się do partycypacji w kosztach doprowadzania do porządku tego miejsca. - Tunel łączy dwie części miasta - mówi burmistrz Wyczawski. - Stanowi skrót, którym można dojść na Kolonię Oficerską. Dlatego chcemy, by w tym miejscu było estetycznie i bezpiecznie. Dajemy 40 tys. zł na remont ścian tunelu i powleczenie ich specjalną substancją, po której graficiarze nie będą mogli malować. Dodatkowo w tunelu ma zostać zainstalowany monitoring. Parking przy dworcu PKP i PKS nie zachwyca ani czystością ani estetyką. We wrześniu 2007 roku gospodarze Jarosławia wysłali pismo do władz PKP w Krakowie z prośbą o przesłanie informacji na temat planowanych remontów. Z odpowiedzi dowiedzieli się, że m.in. zmodernizowana zostanie linia kolejowa, przebudowane będą perony, wiaty, układ torowy. Od tamtej pory jednak "warszawska" PKP nie odpowiada na pisma miasta i nie ma możliwości wyegzekwowania od nich czegokolwiek. (Super Nowości)

• Policja i Straż Miejska w Jarosławiu uczą przedszkolaki jak reagować w krytycznych sytuacjach. Kilkuletnie dziecko nie zrobi sztucznego oddychania, ale życie może uratować.
- Mamusia zrobiła bach - tak wzywał pomocy 3-letni Krystian z Łodzi w listopadzie ub. roku. Uratował mamie życie. Nie każde dziecko zachowałoby się tak odpowiedzialnie. Jarosławskie przedszkolaki będą wiedzieć co należy zrobić w podobnej sytuacji. Od wtorku przedszkola odwiedzają funkcjonariusze policji i Straży Miejskiej. W ramach akcji "Bezpieczny Jarosław" kilkuletnie dzieci uczą się jak reagować w krytycznych sytuacjach.
- Chcemy by nasze dzieci znały numery alarmowe i wiedziały kiedy należy z nich korzystać. Ważne jest też to, by umiały przekazać potrzebne informacje, by wiedziały gdzie szukać pomocy - mówi Marta Hawryszko koordynująca akcję w Urzędzie Miasta. - O życiu i zdrowiu decyduje szybka i skuteczna pomoc. Nawet kilkuletnie dziecko może ją wezwać. Każdy przedszkolak uczy się jak wybrać numer pogotowia, co powinien powiedzieć. Dowiaduje się, że jeśli nie ma innej możliwości to głośne wzywanie pomocy może uratować bliską osobę. Funkcjonariusze przypominają im, że leki też mogą zaszkodzić i nie można ich samemu spożywać. Zajęcia będą przeprowadzone we wszystkich jarosławskich przedszkolach. Każde dziecko, które potrafi wezwać pomoc jest nagradzane. Dostają dyplomy i pierniki.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Jesteśmy w głębokim PRL-u
• Mieszkam w nowo wybudowanym domu trzeci rok, będę musiała go wyburzyć, bo projektant zaplanował tu dwunastometrową drogę - mówi Jadwiga Żołyniak. To tylko jeden z przykładów propozycji zawartych w nowym planie zagospodarowania przestrzennego. Takich problemów mieszkańcy terenów za parkiem mają wiele. W ostatnich latach na obszarze objętym planem zagospodarowania powstało wiele nowych domków jednorodzinnych, głównie przy ulicy Pogodnej przecinającej wspomniany teren po przekątnej. Wkomponowały się one w pejzaż domów stojących tu od kilkudziesięciu lat. Teraz projektant z Lublina, któremu władze miasta zleciły opracowanie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, wkomponował w istniejące skupiska domów swoją wizję. Mieszkańcy nazywają ją wizją wirtualną projektanta, którego nikt na miejscu nie widział oraz architekta miejskiego Jerzego Śliwy. - Nie wiem, jakie mapy otrzymał projektant, ale na pewno nie widział tych terenów na własne oczy, bo trzeźwo myślący człowiek nie zrobiłby takiego bałaganu - mówią mieszkańcy. Na terenie pomiędzy ulicą Pełkińską, parkiem miejskim, ulicą Grodziszczańską a planowaną obwodnicą projektant zaplanował wielokondygnacyjne budownictwo. - Pomiędzy domkami jednorodzinnymi będą wyrastać bloki po jedenaście pięter. Poza tym w wielu miejscach, gdzie obecnie stoją domy, według planu mają powstać centra usługowe. Wiele domów zostanie po prostu wyburzonych, wiele zostanie skazanych na śmierć techniczną, co oznacza, że nie będzie można ich modernizować - tłumaczy Jacek Asarabowski, jeden z założycieli Komitetu "Osiedla za Parkiem". - Tu musi być uwzględniony interes wszystkich mieszkańców, a nie jakieś urojone wizje kilku osób. Na to się nie godzimy. Mieszkańcy nie godzą się także na planowane drogi. Większość z nich ma mieć po 12 metrów szerokości, ale architekt przewidział takie, które będą mieć aż 30: - To przecież autostrada na osiedlu! Którędy te drogi będą prowadzić, przez wąskie gardła Pogodnej i Grodziszczańskiej, gdzie samochód osobowy z autobusem nie może się zmieścić? - pyta Roman Górecki. Mieszkańcy twierdzą, że władze miasta chcą na tym terenie zrobić drugie centrum miasta, w którym mieszkałoby 15 tys. mieszkańców, ale nikt z nich nie uwzględnił, że w tym miejscu od kilkudziesięciu lat żyją już ludzie. Członek komitetu Tadeusz Maciałek twierdzi, że jest to celowe działanie. - To jest sytuacja korupcjogenna, najpierw robimy coś, co ludzi bulwersuje, a potem zapraszamy ich na indywidualne rozmowy do urzędu - mówi. Gdyby plan został zrealizowany na przestrzeni najbliższych lat, prawie każdy z mieszkających tu obecnie byłby poszkodowany, bo jeżeli nawet uniknie wyburzania domu, to zostanie mu okrojona działka. Mieszkańcy mają żal do władz miasta. - Od trzydziestu lat tak nas trzymali w niepewności. Nie mogliśmy na swoich działkach budować domów, bo nie było planu zagospodarowania. Od kilku lat pytamy o ten plan, cały czas mówiono nam, że już jest tworzony. I dostaliśmy! Nikt nas o nic nie pytał, nie zasięgnął naszej opinii. Jesteśmy w głębokim PRL-u - mówi Łucja Wójcik. Pierwsze spotkanie mieszkańców z władzami miasta, miejskim architektem i firmą projektującą miejski plan odbyło się w poniedziałek, 7 kwietnia. Do ratusza przyszło około stu osób. Każda chciała wylać swoje żale. - Ale najpierw musieliśmy wysłuchać półtoragodzinnego występu władz i pochwał planu, a potem zabrało głos kilka osób, które mają swoje własne interesy. My żądamy obalenia tego planu i stworzenia czegoś realnego. Chcemy dialogu i uwzględnienia naszych potrzeb - podkreśla. J. Asarabowski. (Życie Podkarpackie)

R E G I O N

• Czy przed Euro 2012 kolej zdąży wyczyścić wagony? Podróżni muszą zmagać się z brudem nie tylko w pociągach, ale i na dworcach. Nie lepiej jest w kolejowych barach. Inspektorzy sanepidu mieli zastrzeżenia aż do jednej czwartej skontrolowanych jadłodajni. Sanepid przeprowadził pierwszą serię kontroli w obiektach kolejowych w związku ze zbliżającymi się mistrzostwami Euro 2012. Wyniki są zatrważające. Brudne podłogi w barach, stoły i lady, w których trzyma się jedzenie.
- W ubiegłym roku na Podkarpaciu przeprowadziliśmy kontrole m.in. 8 małych gastronomii na dworcach PKP i PKS - poinformowała Dorota Gibała, rzecznik prasowy Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Rzeszowie. - W dwóch barach były zniszczone, brudne ściany, zniszczona wykładzina podłogowa, zniszczone szafki, w tym blaty oraz zniszczone pokrycie urządzenia chłodniczego. Produkty w barach, które powinny być przechowywane w odpowiedniej temperaturze, nie były w lodówkach. Nie było też procedur wycofywania przeterminowanego jedzenia. - Na tle innych barów (nie związanych z koleją) w kraju wynik jest fatalny - twierdzi Jan Bondar, rzecznik głównego inspektora sanitarnego. - Takie wyniki odnotowaliśmy 10 lat temu. W barach dworcowych niewiele więc się zmieniło. Brudno jest też w wagonach. W naszym regionie 26 procent pociągów (na 474 skontrolowanych) miały nieprawidłowy stan sanitarny i techniczny. Pozostałe 74 procent oceniono zaledwie na dostateczny. Niska ocena to znaczny stopień zużycia wyposażenia przedziałów i ubikacji w wagonach. Zły stan techniczny wc to m.in. zniszczone i skorodowane ściany, sufity i podłogi. (Super Nowości)

• Skarbowcy złapali się za głowy, kiedy usłyszeli  o pomysłach swoich związkowców.
- To chyba jakieś jaja - tak pracownicy skarbówki komentują list swoich związkowców do ministra finansów, w którym domagają się zwolnienia urzędników fiskusa z płacenia podatku dochodowego. O liście napisał "Puls Biznesu", a przedruk artykułu trafił na internetową stronę Solidarności działającej w fiskusie. Swoją propozycję związkowcy argumentowali m.in. tym, że przecież dotyczy to już np. rolników. Wiele grup zawodowych posiada też różnego rodzaju pozapłacowe przywileje, o których urzędnicy skarbowi mogą tylko pomarzyć. Faktem jest, że podwyżki, jakie otrzymali skarbowcy w tym roku (ok. 245 zł brutto), są raczej śmieszne i trudno by dla kogokolwiek były motywujące. Od Ministerstwa Finansów, poprzez ekspertów, aż po samych urzędników, większość - stuka się w głowę i zastanawia się nawet, czy nie był to jakiś spóźniony żart primaaprilisowy? Bo jeśli nie, to - jak argumentują sami skarbowcy - był to znakomity przykład "samobója", jeśli chodzi o poprawę w społeczeństwie nadwyrężonego dość mocno wizerunku fiskusa. Za równie "kosmiczny" sami skarbowcy uznali też inny pomysł - objęcie urzędników skarbowych takimi ulgami, jakie dotyczą teraz np. twórców, artystów plastyków, dzięki czemu płacą oni niższy podatek. Argument za? Urzędnicy fiskusa też - na swój sposób - są przecież twórcami, kiedy sporządzają np. decyzje i interpretacje podatkowe.
- Nie wiem, co powiedzieć... To jakieś bzdury - bije się w piersi związkowiec z jednego z rzeszowskich Urzędów Skarbowych.
- Chyba że potraktować to jako przypomnienie rządowi o naszych problemach, bo wokół nas ucichło. (Super Nowości)

K R O N I K A   P O L I C Y J N A

• Policja zatrzymała bandytów, którzy siekierą sterroryzowali przechodnia. Zabrali mu pieniądze. Tydzień temu mieszkaniec Przemyśla kolejno odwiedzał miejscowe bary. Z powodzeniem grał na automatach do gier hazardowych. Zgarnął ponad 1000 złotych. Wieczorem tuż po wyjściu z lokalu usłyszał żądanie: "Dawaj, co wygrałeś, bo cię zabijemy". Napastnicy grozili mu siekierą. Poszkodowany oddał pieniądze. Później zaalarmował policję. Funkcjonariusze ujęli podejrzanych. To 32 i 33-latek. Okazało się, że tamtego dnia przez kilka godzin bacznie obserwowali przyszłą ofiarę. Teraz o ich dalszych losach zadecyduje prokurator.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

• 11 kwietnia mieszkaniec Przemyśla, 55-letni Andrzej O., wracając do domu przy ul. Grunwaldzkiej spotkał 13-letnią córkę znajomego. Pod pretekstem poszukania pieska, który ponoć się zgubił, zwabił dziewczynkę do swojego mieszkania, tam zamknął drzwi na klucz i kazał się jej rozebrać. Dziewczynka broniła się, ale zwyrodnialec, używając siły fizycznej obezwładnił swą ofiarę, a następnie pobił ją skórzanym paskiem i doprowadził do obcowania płciowego. Andrzej O. jeszcze tego samego dnia trafił do policyjnej izby zatrzymań. 13 kwietnia w Prokuraturze Rejonowej przedstawiono mu zarzuty z art. 197 par. 1 i art. 200 par. 1 (przestępstwo zagrożone karą pozbawienia wolności do 12 lat) i na wniosek prokuratora został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące. Jego ofiara przebywa w szpitalu. Postępowanie w tej sprawie prowadzi Komenda Miejska Policji w Przemyślu pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Przemyślu. Sprawca jest dobrze znany wymiarowi sprawiedliwości. Był wielokrotnie karany za różne przestępstwa, m.in. za kradzieże z włamaniem, pobicia i rozboje. (Życie Podkarpackie)

• 9 kwietnia na dworcu PKS w Lubaczowie dwaj osobnicy pobili 17-letniego mieszkańca Oleszyc i skradli mu telefon komórkowy. Dwie godziny później policjanci z KPP w Lubaczowie zatrzymali jednego ze sprawców. Drugiego zatrzymano następnego dnia. Obaj przyznali się do rozboju. Grozi im kara pozbawienia wolności od 2 do 12 lat. (Życie Podkarpackie)

• W ubiegłym tygodniu policjanci z Komisariatu w Kańczudze ustalili i zatrzymali sprawcę, który tydzień wcześniej w Siedleczce skradł 100 metrów przewodu telekomunikacyjnego o wartości 800 zł na szkodę Telekomunikacji Polskiej. (Życie Podkarpackie)

Reklama