Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 31.03-06.04.2008 r.

P R Z E M Y Ś L

Eksponaty w przemyskiej Izbie Celnej
* Na korytarzu Izby Celnej w Przemyślu można zobaczyć baribala, czarnego niedźwiedzia amerykańskiego. Miś waży 130 kg. Znajduje się w oszklonej klatce i jest zupełnie niegroźny. Niezwykły eksponat trafił do Przemyśla ze Stanów Zjednoczonych. W przesyłce pocztowej, adresowanej do mieszkańca jednej z bieszczadzkich miejscowości, znajdowały się 4 skóry z niedźwiedzi amerykańskich (Ursus americanus). Ponieważ ten gatunek objęty jest przepisami konwencji o międzynarodowym handlu dzikimi zwierzętami i roślinami gatunków zagrożonych wyginięciem (CITES), skóry zarekwirowano. Sąd orzekł ich przepadek na rzecz Skarbu Państwa, po czym - po dłuższych staraniach - ponownie trafiły one do Izby Celnej w Przemyślu jako pomoc w szkoleniach. Koordynator ds. CITES przemyskiej Izby postanowił wówczas, że jedna ze skór zostanie wypchana, a pozostałe będą wyprawione "na płasko". Wypchana skóra baribala jest jednym z najcenniejszych eksponatów prezentowanym w przemyskiej Izbie Celnej. W stojących tam gablotach znajdują się również inne obiekty zarekwirowane przez celników: okazy koralowców, egzotycznych motyli, jastrzębi, kieł morsa, a nawet szczęka rekina. Jeszcze kilka lat temu za przywóz do Polski egzotycznej pamiątki groziły niewielkie kary. Najczęściej była to konfiskata towaru i symboliczna grzywna. Przepisy uległy zaostrzeniu po naszym przystąpieniu do Unii Europejskiej.
- Próba wwiezienia do kraju okazu ginącego, chronionego Konwencją Waszyngtońską CITES to przestępstwo - mówi Małgorzata Eisenberger-Blacharska, rzecznik prasowy Izby Celnej w Przemyślu. - Grozi za to od 3 miesięcy do 5 lat pozbawienia wolności.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

* Skandaliczna nieodpowiedzialność ludzi, którzy przez 9 miesięcy "nie mieli czasu" zaszczepić psa. Dziewięciomiesięczna biała suka rasy american pitbull terier padła 24 marca na wściekliznę. Zanim to nastąpiło pies mógł zarazić wielu ludzi i dużo zwierząt. Suczkę o imieniu Hera kupił mieszkaniec przemyskiego osiedla Kazanów. Zwierzę najprawdopodobniej nie zostało zaszczepione przeciwko wściekliźnie przez poprzedniego właściciela, choć miał on obowiązek zaszczepić je, gdy miało 2,5 miesiąca. Nowy właściciel także nie zadbał, by odwiedzić weterynarza. Jak ustalił Sanepid w Przemyślu, Hera na posesji poprzedniego właściciela miała kontakt z dzikim, prawdopodobnie wściekłym lisem, od którego zaraziła się chorobą śmiertelną także dla ludzi!
- Pies mógł zarażać wścieklizną od 10 do 22 marca - mówi Adam Sidor, powiatowy inspektor sanitarny.
- Jest to bardzo groźne ognisko tej choroby, bo nowi właściciele mieszkają na dużym osiedlu, poza tym bywali z psem praktycznie na terenie całego miasta - dodaje. Dotychczas do PSSE w Przemyślu zgłosiło się 18 osób, które miały kontakt z wściekłym psem, 11 z nich już podano szczepionkę. - Apelujemy do wszystkich, którzy mieli kontakt z suką Herą, o zgłaszanie się do Powiatowej Stacji Sanitarno - Epidemiologicznej w Przemyślu przy ulicy Glazera 9 - mówi Adam Sidor. - Niech nikt nie ryzykuje! Zwierzęta, które stykały się z chorą suką, a były szczepione, raczej nie uległy zakażeniu, ale i tak warto z nimi odwiedzić weterynarza. Informacji można zasięgać też pod nr. (16) 670 76 91. (Super Nowości)

Papierosy z przemytu w szmateksie
* W sklepie z odzieżą używaną prowadzono nielegalną hurtownię papierosów. Straż Graniczna znalazła 35 tys. paczek wartych 278 tys. zł. W nocy z poniedziałku na wtorek funkcjonariusze Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej dokonali tam przeszukania.
- Prowadzone działania były skutkiem kilkumiesięcznej pracy operacyjnej i obserwacji podejrzewanych - mówi kapitan Elżbieta Pikor, rzecznik prasowy BOSG w Przemyślu. - Sprawa ma charakter rozwojowy. Nadzoruje ją prokuratura. Możliwe są dalsze zatrzymania. Nielegalna hurtownia mieszcząca się w jednej z podprzemyskich miejscowości, działała pod przykrywką sklepu z odzieżą używaną. Pogranicznicy znaleźli tam 35 tysięcy paczek papierosów o łącznej wartości 278 tysięcy złotych. W chwili wkroczenia strażników towar przenoszono z magazynu do samochodu. W trakcie przeszukania ujawniono również gotówkę - 70 tysięcy złotych i luksusowego, terenowego mercedesa na niemieckim numerach rejestracyjnych. Właścicielem sklepu jest 47-letni rencista. Oprócz niego zatrzymano również 3 innych mężczyzn - mieszkańców województwa lubelskiego. Straż Graniczna szacuje, że na przestępczych interesach grupy skarb państwa stracił około 2,5 miliona złotych. To kolejna w ostatnich tygodniach nielegalna hurtownia papierosów zlikwidowana przez BOSG. Wcześniej pogranicznicy trafili do wypełnionej papierosami piwnicy domu w okolicach Przeworska. Zgromadzone tam "cygary" jego właściciel i współpracujące z nim osoby skupowały od "mrówek" przekraczających polsko-ukraińskie przejścia graniczne w Medyce i Korczowej. Handel przemycanymi papierosami to dla przestępców doskonały interes. Wykorzystują wciąż powiększającą się różnicę w cenach i z zyskiem sprzedają do krajów Unii Europejskiej, głównie Niemiec i Wielkiej Brytanii.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Dlaczego inwestor nie poddał się weryfikacji?
* Gościem poniedziałkowej (31 marca) konferencji prasowej władz miasta był Marek Indyk, dyrektor oddziału ARP SA w Tarnobrzegu, zarządzającej tarnobrzeską strefą ekonomiczną wraz z podstrefą Przemyśl. W marcu br. ogłoszono przetarg na należące do miasta grunty przemyskiej podstrefy TSSE. W jego efekcie miał zostać wyłoniony przedsiębiorca, który zainwestuje kapitał. Inwestorem strategicznym był Polski Bazalt SA. Jednak, mimo sporego zainteresowania firmy i nadziei, pokładanych w niej przez miasto, inwestor nie przystąpił do przetargu. Wśród uzasadnień swojej decyzji, Polski Bazalt powoływał się m.in. na niejasności przy wycenie gruntów. Tymczasem i miasto, i dyrektor zarządzającego strefą tarnobrzeskiego oddziału ARP SA Marek Indyk, uważają, że przetarg przygotowany był prawidłowo, a transakcja nie doszła do skutku z winy inwestora. - W przetargu wystawione były tereny należące do miasta i Agencji Nieruchomości Rolnych. Grunty należące do miasta wycenione były na 27 złotych za metr, grunty Agencji Nieruchomości Rolnych - na 32 złote za metr. Obie wyceny przeprowadzone zostały przez fachowców i mają swoje uzasadnienie - powiedział wiceprezydent Wiesław Jurkiewicz. Polski Bazalt twierdzi, że nie zrezygnował z interesów w Przemyślu. Przystąpił do przetargu na ziemie sprzedawaną w bezpośrednim sąsiedztwie podstrefy przez PSM. Tam cena wynosiła 20 zł za metr. - Ale wiadomo nam, że mimo wygrania przetargu inwestor przełożył termin podpisania aktu notarialnego. Najpierw na koniec marca, a teraz na czerwiec - zdradził wiceprezydent. Co to oznacza w tłumaczeniu z języka biznesowego na ludzki, gospodarze konferencji wprost nie chcieli powiedzieć. Między wierszami stwierdzili, że nieprzystąpienie do przetargu na miejskie i ANR-owskie grunty pozwoliło inwestorowi uniknąć procesu weryfikacji wiarygodności spółki, natomiast zwłoka w sfinalizowaniu transakcji z PSM-em oznaczać może (choć nie musi) kłopoty z deklarowanym kapitałem. Fakt, że inwestor woli kupować grunty poza strefą, co oznacza rezygnację ze sporej pomocy organizacyjno-finansowej (ulgi podatkowe), oceniony został jako niezrozumiały. We wcześniejszych komunikatach w sprawie przemyskiej podstrefy miasto stwierdzało m.in., że małe zainteresowanie przetargiem wynikało najprawdopodobniej z tego, że był on organizowany dla przedsiębiorców, którzy mogli zaplanować inwestycję na powierzchni nie mniejszej iż 12 ha, a takich inwestorów zbyt wielu nie ma. Stąd pomysł na przyszłość: następny przetarg ogłoszony zostanie na mniejsze parcele (min. 1 ha), co pozwoli na udział kilku mniejszych firm, w tym przemyskich. Z takiego obrotu sprawy najbardziej ucieszyli się przedstawiciele Regionalnej Izby Gospodarczej, stwierdzając: - Życie toczy się dalej. Zapomnijmy o Bazalcie, budujmy przyszłość... Dyrektor Marek Indyk przyznał, że są już firmy zainteresowane inwestowaniem na mniejszych działkach, nie zdradził jednak ich nazw: - Przedsiębiorcy uważają, że przedwczesne zdradzanie zamiarów pali biznes, więc poprzestańmy na razie na stwierdzeniu, że chętne są trzy nowe podmioty. (Życie Podkarpackie)

* Reprezentacja starostwa przemyskiego wywalczyła 3. miejsce w X Międzynarodowych Mistrzostwach Polski Radnych w Halowej Piłce Nożnej w Wolsztynie. W przemyskiej drużynie zagrali radny powiatowy Ryszard Adamski (na bramce), radny i wicestarosta Marek Kudła, Robert Śmigielski (radny Medyki), Janusz Hołyszko (radny Orłów), Adam Domaradzki (radny Medyki), Jacek Hendzel (radny Dubiecka) i Rafał Korczyński (radny Żurawicy). Radny Śmigielski zdobył tytuł najlepszego zawodnika turnieju. Pierwsze miejsce wywalczyli radni z Bolesławca w Dolnośląskim.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

* Przemyski Okręgowy Związek Żeglarski oraz Towarzystwo Miłośników Przemyśla i Regionu wystąpiło do rady miasta z wnioskiem o nadanie kapitanowi Henrykowi Jaskule tytułu Honorowego Obywatela Miasta Przemyśla. Wniosek pozytywnie rozpatrzyła Komisja Rady Miasta. Teraz muszą go jeszcze zaakceptować przemyscy radni, ale wiele wskazuje na to, że będzie to tylko formalność. Wniosek ten - jak już wspomnieliśmy - złożył m.in. Przemyski Okręgowy Związek Żeglarski, którego prezesem jest Tomasz Kulawik, radny miejski związany z Fundacją "San". Jeszcze przed wystąpieniem o nadanie tytułu honorowego przemyślanina, T. Kulawik przedstawił plan reaktywacji słynnego Daru Przemyśla, na którym Henryk Jaskóła od czerwca 1979 r. do maja 1980 r. samotnie opłynął Ziemię bez zawijania do portów z Gdyni do Gdyni (wokół Przylądka Dobrej Nadziei, na południe od Australii i Nowej Zelandii, wokół przylądka Horn). Zgodnie z przepisami i tradycjami jacht mógłby się nazywać Dar Przemyśla II. Byłaby to jednostka pełnomorska, jednomasztowa, o długości 12 m., dla 9 - 10 osób. Według pomysłodawcy jacht, zbudowany z myślą o pływaniu głównie po Bałtyku, służyłby przede wszystkim młodzieży. Szczególnie niepełnosprawnej, ze środowisk patologicznych, polonijnej, a także wzajemnemu poznaniu się młodych Polaków i Ukraińców. "Dar Przemyśla" Jacht zbudowany został w 1978 r. w stoczni jachtowej im. Josepha Conrada w Gdańsku. Chrzest odbył się 23 września tego samego roku. W czerwcu 1979 r. z portu w Gdyni kpt. Henryk Jaskuła wypłynął na nim w samotny rejs dookoła świata bez zawijania do portów. Rejs trwał 344 dni i był trzecim takim osiągnięciem w historii światowego żeglarstwa. (Życie Podkarpackie)

Ukraińcy odzyskają Dom Narodowy
* Prawdopodobnie jeszcze w tym roku gmach Domu Narodowego zostanie zwrócony społeczności ukraińskiej. Takie są ustalenia po spotkaniu władz wojewódzkich, miejskich i przedstawicieli mniejszości ukraińskiej. O zwrot budynku Ukraińcy starają się od dawna. Obecnie gmach należy do miasta. Jego władze twierdzą, że godzą się na jego oddanie, ale w zamian oczekują rekompensaty od Skarbu Państwa. Prezydent wskazał dwie nieruchomości w Przemyślu, obecnie należące do Ministerstwa Obrony Narodowej oraz Agencji Mienia Wojskowego. Jedną z nich miasto miałoby otrzymać, w zamian za oddanie Ukraińcom DN. Wicewojewoda podkarpacka Małgorzata Chomycz stwierdziła, że decyzja o wymianie może zapaść jeszcze w kwietniu. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy, że chodzi o Klub Garnizonowy przy ul. Grodzkiej i o 5 ha działkę przy ul. Leszczyńskiego. Ze strony miasta, formalnie decyzję o zamianie muszą podjąć radni miejscy.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

* Jeśli masz zamiar wykupić mieszkanie komunalne - pośpiesz się, bo może być drożej. Pierwsze podejście już było: na jednej z ostatnich sesji pojawił się projekt uchwały o nowych zasadach sprzedaży mieszkań komunalnych. Zdjęto go jednak z porządku obrad z zamiarem dopracowania, a to oznacza, że prędzej czy później wróci. Nieoficjalnie mówi się też, że niektórzy radni obawiają się zaostrzenia zasad sprzedaży mieszkań z powodów czysto populistycznych - w obawie przed niezadowoleniem wyborców. Obowiązujące do tej pory przepisy pozwalały na sprzedaż mieszkań nawet z 95-procentową bonifikatą (tzn. kupujący płacił jedynie 5 proc. ceny). Warunkiem był równoczesny wykup przez wszystkich lokatorów, w budynku, gdzie jest co najmniej 5 lokali. W przypadku, gdy do wykupu były co najmniej dwa mieszkania (w budynkach, gdzie jest ich więcej niż 5), bonifikata wynosiła 90 procent. Gdy wykup nie był równoczesny stosowano bonifikatę standardową, wynoszącą 80 procent ceny. Nowe zasady (uwaga: jeszcze nie uchwalone, więc wszystko może się zmienić) standardową bonifikatę pozostawiają na tym samym poziomie, znika natomiast bonifikata 95-procentowa. W jej miejsce wchodzi ulga 85 procent, przy czym dotyczy ona budynków wielolokalowych, w których pozostały do sprzedaży co najmniej dwa mieszkania. Lucyna Sarosińska z wydziału mienia komunalnego UM wyjaśnia: - Likwidacja bonifikaty 95-procentowej nie wynika z oszczędności, a z faktu, że z ulgi tej korzystano niezmiernie rzadko. Nie wiem, dlaczego. Możliwe, że lokatorzy nie potrafili się dogadać w sprawie równoczesnego wykupu... Wyraźnie oszczędnościowy zapis to propozycja kolejnej zmiany w zasadach sprzedaży: do tej pory wykupujący niejako w prezencie przejmował zgromadzone przez miasto pieniądze na funduszu remontowym danego mieszkania. Teraz radni chcą, żeby kwota zgromadzona na funduszu doliczana była do ceny. Oznacza to, że osoba wykupująca mieszkanie zapłaci za nie więcej, niezależnie od tego czy i z której bonifikaty korzysta. Projekt nowej uchwały zawiera jeszcze dużo innych zmian. Do tej pory miasto nie mogło sprzedać mieszkania, którego lokator nie chciał wykupić (w budynku, gdzie gmina ma tylko jeden lub dwa lokale). Po uchwaleniu nowych zasad, jeśli lokator nie skorzysta z prawa pierwokupu, jego mieszkanie miasto będzie mogło wystawić na przetarg. Jedną z nowości ma być też możliwość sprzedaży mieszkania w budynku, gdzie prowadzone są prace remontowe. W uzasadnieniu do projektu znalazł się też uspokajający zapis, że w przypadku uchwalenia nowych przepisów, rozpoczęte już postępowania w sprawie sprzedaży mieszkań ich najemcom zakończone zostaną na starych zasadach. (Życie Podkarpackie)

* Miasto Przemyśl oraz sąsiadujące z nim Łuczyce, Krówniki, Kuńkowce w gm. Żurawica oraz Buszkowice, Buszkowiczki i Bolestraszyce w gm. Żurawica zostały uznane za tereny zagrożone wścieklizną. Zarządzenie w tej sprawie wydał Janusz Liszewski, p.o. Powiatowego Lekarza Weterynarii w Przemyślu. Rozporządzenie nakazuje trzymanie psów na uwięzi, a kotów w zamknięciu. Poza tym zakazane są polowania, z wyjątkiem sanitarnych, wywożenia psów i kotów oraz otwierania zwłok zwierzęcych i zdejmowania skór z padłych zwierząt. Powiatowy Lekarz Weterynarii przypomina o ustawowym obowiązku szczepieniu psów przeciw wściekliźnie oraz zaleca szczepienie kotów przeciw tej chorobie.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Rokita znaczy diabeł?
* "Wkrótce obudzisz się w innym świecie" - przestrzegają anonimowi przemyscy ekolodzy. Wójt gminy Przemyśl zapewnia, że żadnego trującego inwestora nie wpuści. Kilka tygodni temu pisaliśmy o niepokojach mieszkańców Hermanowic, związanych z wykupywaniem okolicznych gruntów pod wielką inwestycję. Niepokoje wynikały po części z braku informacji - mało kto we wsi wiedział, kim jest potencjalny inwestor i co takiego zamierza na hermanowickich polach wybudować. Sołtys na pytania mieszkańców nie potrafił odpowiedzieć, bo sam niewiele wiedział. Wójt uspokajał, ale jemu z kolei mieszkańcy wsi nie ufali, uznając, że gospodarz gminy zainteresowany jest bardziej ściągnięciem inwestora niż ochroną ludzi i przyrody przed ewentualnymi skutkami jego działalności. Strach potęgowały informacje, wyszukane w internecie: firma "Rokita" poza handlem i logistyką, zajmuje się produkcją chemiczną. - Nie chcemy fabryki chemikaliów! - stwierdzili miejscowi. Tymczasem kilka dni temu na przemyskich ulicach pojawiły się dziwne afisze: "Wkrótce obudzisz się w innym świecie!!!" - grzmiał tytuł. Dalej informacja, że firma PCC Rokita chce na terenie gminy Przemyśl zlokalizować swoją fabrykę, ale "nie wiedzieć czemu do dziś inwestor nie podał informacji o charakterze, jaki będzie miał zakład". Niżej przedrukowano prasówkę nt. awarii i zagrożeń, związanych z istniejącymi już fabrykami firmy. Rokita groźna dla Wrocławia: w grudniu 1976 r. na zakładowej bocznicy wybuchła cysterna z chemikaliami. Eksplozja była tak silna, że potłukła szyby w oknach domów oddalonych o kilkanaście kilometrów od Rokity (ofiar w ludziach nie było)". Albo inny fragment: "Jest ciepło i duszno. Tym bardziej śmierdzi ściek, wypływający z rokickiej oczyszczalni wprost do Odry. Czuje to kilkunastu dziennikarzy (...). Bolą głowy, brzuchy, jeden z fotoreporterów wymiotuje. - Obrzydliwość - to jedno z delikatniejszych określeń, jakie padają tamtego dnia". I jeszcze: "Chemiczna chmura nad Brzegiem Dolnym. W poniedziałek przed południem z zakładów PCC Rokita do atmosfery uwolniło się 40 kg niebezpiecznego chlorowodoru. Chmura toksycznego gazu wydostała się poza granice zakładu...." Plakat okraszono też niby niezwiązanymi z przemyską inwestycją informacjami, że firma Rokita była pierwotnie tajną hitlerowską fabryką broni chemicznej, w której pracowali więźniowie z filii obozu Gross Rosen, a przedmiotem produkcji był m.in. groźny gaz bojowy o nazwie tabun. Do tego - robiące mocne wrażenie - zdjęcia masek gazowych... Mieszkańcy Hermanowic zaprzeczają, jakoby to oni byli autorami antyrokitowskiej kampanii. - Na razie walczymy na pisma, to znaczy napisaliśmy do wszystkich parlamentarzystów, żeby interweniowali w tej sprawie. Odpowiedzi jeszcze nie ma, czekamy. Te plakaty to nie nasza sprawa, ale znamy ludzi, którzy je rozklejali. To ekolodzy, którzy się z nami solidaryzują i trochę nam pomagają... - mówi jeden z liderów protestu. Wójt gminy Przemyśl Witold Kowalski też widział plakaty. - W czasie moich spotkań z przedstawicielami firmy Rokita nigdy nie padły słowa "fabryka chemikaliów", mowa była natomiast o logistyce to jest o budowie portu przeładunkowego. Ta firma ma wiele rodzajów działalności, a usługi transportowo-przeładunkowe są bodaj najważniejsze. To największy prywatny kolejowy przewoźnik w kraju... Wójt dodaje, że za wcześnie jeszcze mówić o tym, co konkretnie powstanie na polach koło Hermanowic: - Chcemy w tamtych okolicach utworzyć park technologiczny. Na dziś nie potrafię powiedzieć, jakiego rodzaju działalność będzie w nim prowadzona. Określi to rada gminy w postaci planu szczegółowego do tak zwanego studium uwarunkowań. Aktualne studium przewiduje w okolicach Hermanowic produkcję i usługi, ale jaka konkretnie byłaby to produkcja odpowie właśnie plan szczegółowy. Zapewniam, że na działalność szkodliwą dla środowiska nikt się tu nie zgodzi!... Anna Michalska, rzeczniczka PCC Rokita, proszona o wyjaśnienie, jakie konkretnie zamiary ma firma względem Przemyśla, przesłała jedynie wyjaśnienie, że to nie jej firma ma plany inwestycyjne związane z Przemyślem, a międzynarodowa centrala: "PCC Rokita S.A. z siedzibą w brzegu Dolnym to jedna ze spółek działających w ramach międzynarodowej grupy PCC pod kierownictwem PCC SE z siedzibą w Duisburgu. Działalność PCC Rokita S.A. koncentruje się na terenie Brzegu Dolnego. Plany związane z zaangażowaniem na wschodzie Polski ma natomiast PCC SE". W pierwszej rozmowie rzeczniczka PCC SE Marzena Matusiak obiecała przesłać informacje nt. planów inwestycyjnych firmy w ciągu kilku godzin. Jednak w kolejnej stwierdziła, że PCC SE udzieli wyjaśnień dopiero za kilka dni. (Życie Podkarpackie)

Radni PO chcą przeprosin...
* Przemyscy radni PO chcą przeprosin od szefa klubu radnych PiS Bogusława Zaleszczyka. Radni poczuli się urażeni słowami Zaleszczyka, wypowiedzianymi publicznie, podczas sesji. Szef radnych PiS powiedział, że wojewódzki radny PO Maciej Lewicki głosował przeciw pożyczce dla przemyskiego szpitala. Przemyskiemu szpitalowi kredyt jest potrzebny, aby wyjść z trudnej sytuacji finansowej. Radni PO stwierdzili, że słowa Zalszczyka to kłamstwo. A łatwo to udowodnili, bo ze stenogramu obrad sejmiku podkarpackiego wynika, że decyzja o przyznaniu szpitalowi w Przemyślu poręczenia długoterminowego kredytu zapadła jedmomyślnie. Wszyscy głosowali za. Radny Lewicki też brał udział w tym głosowaniu.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

* Mimo że prawa pacjenta zapisane są w ustawach o zawodzie lekarza i zakładach opieki zdrowotnej...
- Biegli sądowi badają nas w skandalicznych warunkach, po kilka osób w małej salce, na kozetce, na której pościel zmieniano Bóg wie kiedy, łamiąc wszelkie prawa pacjenta do intymności badania - mówi Henryk Karnas, prezes Stowarzyszenia Obrony Praw Pacjenta i Osób Niepełnosprawnych na Podkarpaciu. Prezes podkreśla, że do takich sytuacji dochodzi bardzo często, na co skarżą się chorzy szukający pomocy w Stowarzyszeniu. Jako namacalny przykład podaje przypadek badania, w którym osobiście uczestniczył. - To było 13 lutego w Wydziale Sądu Pracy przy Sądzie Okręgowym w Przemyślu - mówi Karnas. - W pokoju, który ma kilkanaście metrów kwadratowych, przyjmowało jednocześnie trzech lekarzy różnych specjalności: chirurg, neurolog i reumatolog. Kiedy mnie wyczytano, poprosiłem o przeprowadzenie badania w warunkach intymnych. Lekarzy ogarnęła konsternacja, ale po chwili wyprosili z pokoju innego pacjenta. Nie zmieniono jednak prześcieradła na kozetce, na której poprzednio badano kilka innych osób, a ręce umył tylko chirurg. Urzędnicy sądu nagabywani przeze mnie o możliwość spotkania się w tej sprawie z prezesem sądu powiedzieli, że prezes wie, w jakich warunkach prowadzone jest badanie. Jak czuje się człowiek przepytywany przez psychiatrę w sytuacji, gdy obok siedzi kobieta wypytywana przez neurologa? - pyta Karnas. Przecież chcąc nie chcąc jedni słyszą drugich, co jest krępujące, nie mówiąc już o badaniu prowadzonym po kolei na jednej kozetce.
- Według mojej wiedzy, w pokoju do badań kilku lekarzy bada jednego pacjenta, poza tym są tam parawany, umywalki, trudno przyjąć, że lekarze z tego nie korzystają - mówi sędzia Lucyna Oleszek, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Przemyślu. - Powiadomiłam o sprawie przewodniczącego składu, zwrócę też uwagę biegłym by przestrzegali wszelkich obowiązujących ich zasad. (Super Nowości)

* Dyrekcja Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej otrzymała klucze do jego nowej siedziby na placu Berka Joselewicza w Przemyślu. Nowoczesna siedziba jest pierwszym po II wojnie światowej muzeum w Polsce wybudowanym od podstaw. W przestronnych salach ekspozycyjnych pomieści się znacznie więcej eksponatów niż w starym budynku, gdzie większość z nich z konieczności trzymano w magazynach.
- W przyszłym tygodniu rozpoczniemy przeprowadzkę - mówi Wojciech Władyczyn, zastępca dyrektora Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej. - To gigantyczna, skomplikowana operacja. Do przeniesienia jest ok. 150 tysięcy eksponatów o różnej wielkości. Oficjalne otwarcie nowej siedziby MNZP planowane jest na przełomie września i października br.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

J A R O S Ł A W

Seria tragicznych zdarzeń
* Jedna osoba nie żyje, druga nieprzytomna przebywa w szpitalu. To finał prób samobójczych w ubiegłym tygodniu. Obaj mężczyźni rzucili się pod pociągi. W czwartek około godziny dwunastej 20-letni mieszkaniec miejscowości koło Pruchnika wtargnął na tory na jarosłąwskim dworcu PKP. Młody mężczyzna skoczył na tory i kucnął tuż przed nadjeżdżającym pociągiem pośpiesznym relacji Przemyśl - Zielona Góra. Maszynista próbował hamować, jednak lokomotywa uderzyła w mężczyznę. Doznał on obrażeń głowy i zmiażdżenia kolana. Został odwieziony do Centrum Opieki Medycznej w Jarosławiu, gdzie przebywa w stanie nieprzytomnym. Drugi podobny wypadek zdarzył się na drugi dzień, w piątek około godziny dziewiątej. Dwa kilometry przed dworcem kolejowym w Jarosławiu, na wysokości osiedla Kombatantów maszynista pociągu towarowego jadącego od strony Przemyśla zauważył stojącego na torach mężczyznę. Znajdował się on około stu metrów od pociągu. - Maszynista zasygnalizował długim sygnałem przejazd pociągu, jednak mężczyzna tylko się odwrócił i schylił. Podobnie jak w pierwszym przypadku na hamowanie było już za późno. Skutek był tragiczny. Ciało mężczyzny zostało rozerwane. Ekipa policyjna pracująca na miejscu rozpoznała, że był to mężczyzna w wieku pomiędzy czterdzieści a pięćdziesiąt lat. Ubrany był w czarne spodnie, czarny podkoszulek, sweter koloru czerwonego, drugi sweter biało-czarny i czarną kurtkę. Osoba ta nie miała przy sobie żadnych dokumentów. Nie udało się na razie ustalić personaliów mężczyzny - informuje nadkom. Jan Buć, oficer prasowy Komendy Powiatowej Policji w Jarosławiu. (Życie Podkarpackie)

TPSA utrudnia zerwanie umowy
* Spółdzielnia Inwalidów Praca nie może zmienić operatora internetu. Telekomunikacja Polska z przyczyn formalnych nie chce rozpatrywać wniosku. Spółdzielnia Inwalidów Praca w Jarosławiu chce zmienić dostawcę usług internetowych. Nie może jednak rozstać się z Telekomunikacją, która z powodów formalnych nie chce rozpatrzeć wniosku o przejście do innego operatora. Z korespondencji między spółdzielnią a TP S.A. wynika, że pod innym adresem jest zapisana firma, a pod innym łącze telefoniczne. To wystarczy, by odrzucać wnioski o zmianę operatora, podając jako powód przyczyny formalne. Adres spółdzielni zmienił się przy zmianie numeracji ul. Podzamcze w Jarosławiu. Wcześniej siedziba firmy miała nr 40 teraz ma 41. W części dokumentów Telekomunikacji jest nowy numer, a w części stary. Pozwala to operatorowi, według prezesa spółdzielni, na utrącanie wszystkich wniosków, które są nie po jego myśli. Prezes spółdzielni toczy walkę na dokumenty z TP S.A. od października ubiegłego roku. Za każdym razem otrzymuje odpowiedź, że błędy formalne nie pozwalają na rozpatrzenie wniosku.
- Już nie wiem, co mam zrobić, by się z nimi rozejść. W każdym wniosku widzą błędy. Interwencje przez Niebieską Linię niczego nie dają. Uważam, że blokowanie zmiany operatora nie jest właściwym sposobem walki o klienta - mówi Mirosław Fiksa, prezes spółdzielni.
- Odmowa wydania warunków technicznych wykonania łącza, a nie umowy, wynika z problemu dwóch adresów firmy. Inny jest adres spółdzielni, a inny instalacji telefonów - informuje Izabella Szum, szef biura prasowego Grupy TP w Krakowie. Szum zapewnia, że ujednolicenie adresów jest już realizowane. O komentarz poprosiliśmy Powiatowego Rzecznika Konsumentów w Jarosławiu.
- Każda ze stron ma możliwość zmiany umowy według ustalonych w niej warunków. Zmiana adresu nie ma na to żadnego wpływu. Taki sposób blokowania odejścia jest dla mnie niezrozumiały, a nawet śmieszny - mówi Marian Pasterski, Powiatowy Rzecznik Konsumentów w Jarosławiu.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Ciemność widzę, ciemność!
* Mieszkańcy spółdzielczego bloku siedzą w ciemności, bo jest... remont. W bloku przy ulicy Dobrzańskiego w Jarosławiu trwa remont elewacji budynku. Mieszkańcy mogliby się tylko cieszyć, gdyby nie to, że na czas remontu zasłonięto im okna płytami pilśniowymi i siedzą w ciemności. Ciemniutko jest i fajniutko - ironizują mieszkańcy bloku. - Depresji można dostać od tego, nie mówiąc o tym, jak ohydnie to wygląda! - dodają jarosławianie. - Estetyka estetyką, ale jakie my rachunki za prąd dostaniemy - martwią się lokatorzy. - Przecież całkiem w ciemnicy nie możemy siedzieć 24 godziny na dobę - tłumaczą. Elewacja bloku przy ul. Dobrzańskiego ma być po remoncie ładna i solidna. Wcześniej taka nie była.
- Ocieplamy ten budynek i żeby to zrobić dobrze, musimy skuć część starego tynku - wyjaśnia Jerzy Król, kierownik działu technicznego Spółdzielni Mieszkaniowej w Jarosławiu.
- Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że to pewna uciążliwość dla mieszkańców, ale musieliśmy zabezpieczyć okna, tym bardziej że najwięcej tynku skuwane jest na ostatnim piętrze. Większość okien w bloku jest nowa, więc gdyby doszło do uszkodzeń, byłyby to spore straty i lokatorzy domagaliby się od nas pokrycia ich - tłumaczy kierownik. Zabezpieczenie okien czymś, co przepuszczałoby światło, np. pleksi, jest, zdaniem spółdzielni, zbyt kosztowne. - To zaledwie kilka dni, a takiego materiału już się potem nie wykorzysta, trzeba go po prostu wyrzucić. To byłoby marnowanie pieniędzy i to pieniędzy lokatorów - dodaje kierownik Król.
- Bardzo nam miło, że spółdzielnia tak troszczy się o nasze wydatki - irytuje się mieszkaniec bloku przy Dobrzańskiego. - Ciekawe, czy zapłaci mi rachunek za energię elektryczną? - powątpiewa. - To my jesteśmy jedynym remontowanym blokiem z oknami? - dziwią się inni. - Na to wychodzi, skoro spółdzielnia twierdzi, że jakiś bardziej cywilizowany materiał zabezpieczający poszedłby na straty po remoncie u nas. Na razie mieszkańcy remontowanego bloku muszą uzbroić się w cierpliwość i jakoś wytrzymać kilka dni z zabitymi na amen oknami. - Oby to było rzeczywiście kilka dni - wzdychają. Bo to nie do wytrzymania. (Super Nowości)

* Wspólne patrole policji i straży miejskiej mają zniechęcać uczniów jarosławskich szkół do wagarowania. Akcja "Wagarowicz 2008" potrwa do końca roku szkolnego. Nieumundurowane patrole od połowy marca pojawiają się wszędzie tam, gdzie najczęściej spędzają czas jarosławscy wagarowicze. To bary, parki, opuszczone budynki, okolice Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Jeżeli patrol potwierdzi, że uczeń powinien przebywać w tym czasie w szkole, poinformuje o tym rodziców. Funkcjonariusze będą prowadzić z wagarowiczami również rozmowy profilaktyczno-ostrzegawcze. Jeżeli uciekanie z lekcji będzie się powtarzać, policja będzie mogła skierować sprawę do sądu dla nieletnich. (Życie Podkarpackie)

R E G I O N

* Większość posłów PiS z naszego regionu głosowała przeciwko ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Aż 10 z 13 podkarpackich posłów Prawa i Sprawiedliwości głosowało we wtorek przeciwko ratyfikacji traktatu lizbońskiego. Nie popisali się także senatorzy z tego ugrupowania, którzy wczoraj głosowali nad ratyfikacją uchwały. Z czterech osób reprezentujących nasz region zaledwie jedna odważyła się głosować za. A stało się to mimo kompromisu zawartego między premierem Donaldem Tuskiem a prezydentem Lechem Kaczyńskim. Ratyfikacja traktatu lizbońskiego - swego rodzaju konstytucji unijnej - regulującego m.in. sposoby podejmowania decyzji w Radzie Unii Europejskiej wzbudzała od pewnego czasu olbrzymie emocje w środowiskach politycznych. Przeciwko były zwłaszcza kręgi związane z Radiem Maryja, twierdzące, że ratyfikacja traktatu to de facto utrata niepodległości. Dłuższy czas nie było wiadomo, jak zachowa się Prawo i Sprawiedliwość, którego część polityków ma doskonałe układy z ojcem Tadeuszem Rydzykiem. Po spotkaniu premiera z prezydentem okazało się jednak, że większość parlamentarzystów PiS popiera traktat lizboński. I tak było w przypadku sejmowego głosowania. Ze 157 głosujących posłów tej partii, 89 było za traktatem, przeciwko 56. Niestety, wśród przeciwników traktatu lizbońskiego dominowali parlamentarzyści z Podkarpacia. Z Podkarpacia wywodzi się 13 posłów PiS. Aż 10 z nich opowiedziało się przeciwko traktatowi. Za odważyło się głosować zaledwie dwoje: była minister rozwoju regionalnego Grażyna Gęsicka oraz Zbigniew Chmielowiec, były burmistrz Kolbuszowej. Nie lepiej było wczoraj w Senacie. Aż trzech z czterech naszych senatorów głosowało przeciwko. Za był Władysław Ortyl, w poprzedniej kadencji wiceminister rozwoju regionalnego, zaś przeciw pozostali senatorowie: Zdzisław Pupa, Kazimierz Jaworski i Stanisław Piotrowicz.
- W momencie głosowania widziałem w oczach kolegów z podkarpackiego PiS strach. Widać było, że się wahają - mówi Mieczysław Kasprzak, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego. Podobne wrażenia ma Mirosław Karapyta wojewoda podkarpacki.
- To nie jest problem europejski, lecz problem tożsamości PiS. Nie tak dawno posłowie PiS na potęgę składali wnioski o środki unijne, teraz są przeciwni Unii. Widać, że za bardzo kierują się głosem toruńskiej rozgłośni i Ojca Dyrektora - mówi. (Super Nowości)

* Ma być szybciej i prościej. Bez przyprowadzania małych dzieci do urzędu przy składaniu wniosku i 13-latków po odbiór dokumentu. Takie zmiany zamierza już niedługo wprowadzić Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. Wszystko po to, żeby ułatwić życie rodzicom małych podróżników. Obowiązująca procedura wyrabiania paszportu dzieciom, zwłaszcza tym najmniejszym, była dla ich rodziców kłopotliwa. Nie wystarczy zrobić maluchowi zdjęcie i dostarczyć z wypełnionym wnioskiem. Dziecko musi zobaczyć urzędnik, żeby porównać je z dostarczoną fotografią. Jednak ministerstwo chce to zmienić i przygotowuje zmiany w przepisach. Przede wszystkim rodzice dzieci do piątego roku życia nie będą musieli przyprowadzać ich do biura paszportowego. Natomiast dzieci, które ukończyły 13 lat, nie będą musiały być osobiście przy odbiorze dokumentu.
- Mam nadzieję, że nastąpi to już niedługo, bo chcę wyrobić swojemu synkowi paszport, ale zabieranie go do urzędu jest kłopotliwe - przyznaje pani Katarzyna z okolic Rzeszowa, mama dwumiesięcznego Karola. Nie zmieni się natomiast przepis pozwalający na wydawanie małym dzieciom jedynie paszportu tymczasowego. Jest on ważny przez rok i kosztuje 30 zł. (Super Nowości)

K R O N I K A   P O L I C Y J N A

* 31 marca Marek Sz., używając siekiery, włamał się do jednego z domów w Przemyślu i skradł 250 złotych, 3 kartony papierosów, płyty DVD, 3 butelki wódki i na zagrychę wziął z lodówki szynkę.

* 31 marca w Dubiecki Marcin M., jadąc fiatem, na zakręcie stracił panowanie nad pojazdem, który kilkakrotnie przekoziołkował, kierowca w stanie ciężkim trafił do szpitala. Okazało się, że miał on 2,79 promila alkoholu w organizmie.

* 30 marca w Średniej w jednym z gospodarstw nieznany sprawca włamał się do stodoły i skradł wóz konny. Dodatkowo złodziej, żeby nie jechać "na pusto", zabrał pół kubika drewna.

* 27 marca na drodze w okolicy Starego Sioła Zdzisław C., pomagał Krzysztofowi S. z Oleszyc uruchomić jego ciągnik. Podczas próby rozruchu traktor kierowany przez Krzysztofa S. przygniótł 42-letniego Zdzisława C., mieszkańca Starego Sioła, w wyniku czego poniósł on śmierć na miejscu. Ze wstępnych ustaleń wynika, że po uruchomieniu silnika doszło do poderwania przodu ciągnika do góry. Podczas opadania przód ciągnika przygniótł stojącego przed nim mężczyznę. Krzysztof S. odjechał z miejsca wypadku. W momencie zatrzymania był nietrzeźwy.

(Źródło: Życie Podkarpackie)

Reklama