Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 17.12-23.12.2007 r.

Przemyśl

Darmowy internet...
* Mieszkańcu Rynku i ulicy Franciszkańskiej mogą korzystać już z darmowego Internetu. Inwestor zapowiedział rozszerzenie zasięgu sieci na kolejne ulice. Starania oraz wszelkie testy i próby uruchomienia sieci internetowej w Przemyślu trwały od kilku miesięcy, ale dopiero teraz można cieszyć się z zasięgu bezpłatnego Internetu. Rozwiązanie problemu darmowego dostępu do sieci dla przemyślan było wiele razy poruszane przez kandydatów do Rady Miejskiej. Urzeczywistnienia tych planów dokonała firma Mediahost, będąca prywatnym inwestorem.
- Pracami nad stworzeniem w mieście dostępu do sieci zajął się prywatny inwestor, miasto ze swojej strony wspierało tą inicjatywę - mówi Witold Wołczyk z Kancelarii Miasta. Wiadomość o planowanym rozszerzeniu sieci cieszy przede wszystkim uczniów i studentów, którym Internet potrzebny jest do nauki i pracy.
- To dobra wiadomość, wielu moich przyjaciół nie może doczekać się aż zasięg sieci obejmie również ulice, na których mieszkają. Dzięki temu mogą uzyskać dostęp do Internetu także ci, których nie stać było na wcześniejsze podłączenie się do płatnych operatorów - mówi Justyna Żołnierz, uczennica II LO.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

* Tu kawałek baszty z przemyskiego zamku, tam wieża Salezjanów, kopuła Bazylianów, podcienia... No i herby: przemyski, lwowski, a nawet - uwaga - logo klubu sportowego Czuwaj! W małym mieszkaniu w bloku zmieściła się tylko jedna, ostatnia - zrobiona specjalnie na stulecie przemyskich salezjanów. Świeci z daleka, nawet bez podłączenia do prądu, a kiedy ją podłączyć, wygląda jak choinkowa bombka! Za kilka dni będzie jeszcze grała, ale na razie pozytywki niezamontowane. - Już miałem nie robić, ale ta rocznica... Ja tam w kościele pomagam dekorować, to sobie pomyślałem, że ładnie będzie taki okrągły jubileusz uczcić...- mówi gospodarz. Pan Adam jest emerytem, do tego niezamożnym, a jedna szopka to wydatek rzędu pięciuset złotych, skromnie licząc. Do tego osiem miesięcy pracy. - A zainteresowania nie ma, ani sprzedać komu, ani pokazać gdzie... Raz kolega wymusił w urzędzie, to była wystawa. I tyle. Z zawodu elektronik, gospodarz szopkami zajmuje się od dwudziestu lat. Wcześniej - po godzinach, teraz - kiedy czas i zdrowie sprzyja. Przyznaje, że jest niespełnionym artystą, marzyło mu się liceum plastyczne. To chyba pierwsze źródło pasji pana Adama: - No i tato robił szopki, to pewnie też i po nim. Pamiętam, rano wstawaliśmy - a szopka gotowa! Tyle że ojciec robił takie tradycyjne: żłóbek, sianko, osiołek itp. Ja swoją pierwszą szopkę zrobiłem z aksamitu. Potem już różnie. W sumie ponad trzydzieści ich było i sam nie wiem, gdzie się niektóre podziały. Jedna jest w teatrze Siemaszkowej w Rzeszowie, druga w naszym muzeum, trzecia w prywatne ręce poszła... Przemyski szopkarz jest stałym bywalcem krakowskiej wystawy szopek. Do Krakowa jeździ też po materiały, bo w Przemyślu takiego na przykład staniolu (tj. specjalnego kolorowego złotka) nie kupi nigdzie. Pozostałe materiały - figurki postaci, koraliki, transformatory itp. pan Adam wyszukuje na bazarach, w sklepach z dewocjonaliami, w pasmanteriach. Samego kleju na ostatnią szopkę poszło koło trzech kilogramów! Kosztuje to niemało, dlatego brak zainteresowania szopkami mocno szopkarza boli: - Nie chodzi o to, żeby biznes robić. Ale jak sprzedam jedną, to będzie na drugą, prawda? No i marzy mi się w Przemyślu taki konkurs szopek, jak w Krakowie... Tam to jest tradycja: mnóstwo dzieci, tyle, ile u nas na Boże Ciało! Szopki pana Adama, jak im się dobrze przyjrzeć, są bardzo przemyskie: tu kawałek baszty z przemyskiego zamku, tam wieża Salezjanów, kopuła Bazylianów, podcienia... No i herby: przemyski, lwowski, a nawet - uwaga - logo klubu sportowego Czuwaj! Swoje prace od początku do końca pan Adam wykonuje sam. Ani żona, ani synowie nie zarazili się szopkarską pasją: - Grunt, że nie przeszkadzają! - śmieje się gospodarz. - Zresztą, ja zacząłem się tym bawić dosyć późno, może więc być i tak, że któryś z synów kiedyś jeszcze spróbuje. Na razie zaproszono mnie do szkoły, żeby pokazać uczniom co i jak... (Życie Podkarpackie)

Nie chcemy wracać do Czeczenii
* Miękki kocyk, kolorowe zabawki, czysty pokój, ciepłe jedzenie do syta, mama w pobliżu, spokój, inne dzieci - niemal sielanka dla malucha. Dzieci w strzeżonym Ośrodku dla Uchodźców przy BiOSG w Przemyślu są najczęściej zbyt małe, by zdawać sobie sprawę, że ich los jest niepewny... Ashab, Jasmina, Ahmed i inne maluchy lgną do każdej nowej osoby, która odwiedza ośrodek. Przytulają się, chcą iść na ręce, gaworzą. - Zostaniemy tu jeszcze kilka dni - opowiada młodziutka Rosa, mama Ashaba, Czeczenka.
- Potem jedziemy do innego, otwartego ośrodka, chcemy zostać w Polsce, tu żyć, pracować. Tego rodzaju deklaracje padają z ust większości osób przebywających w ośrodku, jednak czy są prawdziwe? - Osoby, które zgłaszają, że będą ubiegać się o status uchodźcy, trafiają do otwartych ośrodków - tłumaczy kpt. Elżbieta Pikor, rzecznik prasowy komendanta BiOSG w Przemyślu. - Te rodziny czeczeńskie, które są tutaj, uciekły z takich właśnie ośrodków i usiłowały przedostać się na zachód Europy. Osoby przebywające w strzeżonym Ośrodku dla Uchodźców nie mogą wychodzić poza jego obręb, można natomiast do nich pisać, przysyłać paczki i odwiedzać je. - Część z przebywających u nas osób ma kontakt z rodzinami w Polsce - mówi kpt. E. Pikor. Wśród pensjonariuszy strzeżonego ośrodka jest spora rotacja.
- Oczekują u nas na decyzję w sprawie przyznania statusu uchodźcy - wyjaśnia rzeczniczka komendanta. Przemyski ośrodek działa od 1 listopada, w tej chwili mieszka w nim około 70 osób, w tym kilkanaścioro dzieci w różnym wieku. Dzieci są jeszcze zbyt małe, żeby wiedzieć, że czekają na decyzję w sprawie statusu uchodźcy, decyzję Urzędu ds. Cudzoziemców, która może zmienić całe ich życie.
- Tu jest dobrze, sucho, ciepło, jedzenie jest, możemy być razem - wylicza zalety przebywania w polskim ośrodku Czeczenka Alina.
- Co będzie dalej? Nie wiem, my szli do Niemiec, ale teraz to chcemy zostać w Polsce, nie chcemy wracać do Czeczenii, tam źle i strach - opowiada tuląc synka Ahmeda. Maluch wcale nie pamięta ani Czeczenii, ani przeprawy przez zieloną granicę, ufnie wyciąga rączki do dziennikarzy, uśmiecha się. Czy zostanie w Polsce? Czy będzie musiał on i inne dzieci wrócić do swojego kraju, gdzie trwa konflikt, jest reżim, bieda? Wszystko w rękach urzędników... (Super Nowości)

* Wzięcie miały też kolczyki i naszyjniki z sanockiej pracowni witraży, cała reszta budziła zachwyt niewiele mniejszy. Bo i było na co popatrzeć: drewniane figurki do wieszania na choince, stroików moc, gipsowe bałwanki i mikołaje, pierniki, wyszywanki, ręcznie robione kartki świąteczne. Swoje wyroby na świąteczny jarmark w CK przywieźli twórcy z Chotyńca, Bachórca, Sośnicy Jarosławskiej, Nielepkowic, a nawet Ustrzyk Dolnych i Sanoka. Była też rzecz jasna mocna reprezentacja z Przemyśla. Prawdziwymi gwiazdami wieczoru okazały się Piganeczki - zespół ludowy z Pigan, który przedstawił zwyczaj obkolędowywania. Szczególnym aplauzem uczestnicy jarmarku nagrodzili najstarszą piganeczkę, która nad wyraz mocnym i czystym głosem zaśpiewała dawną kolędę - dokładnie tak, jak śpiewano ją sto lat temu, bez żadnych współczesnych aranżacji czy podkładu muzycznego. Na koniec było i wspólne kolędowanie, i tradycyjne jadło, a Piganeczki przygotowały dla publiczności przepis na tradycyjnie przygotowywane na Sieniawszczyźnie gołąbki z kaszą gryczaną. (Życie Podkarpackie)

Parkometry gotowe do uruchomienia
* Cztery parkometry zostały ustawione w miejscach, gdzie jest najwięcej płatnych miejsc parkingowych. W najbliższych dniach będzie można z nich korzystać. Parkometry stoją obok zieleniaka na ul. Sportowej, na Rybim Placu, obok budynku PKS na ul. Czarnieckiego oraz obok dworca PKP na Pl. Legionów. Korzystanie z nich będzie proste. Po wrzuceniu odpowiedniej ilości monet, parkometr wydrukuje bilet z zaznaczoną, końcową godziną opłaconego postoju.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Ludzie tego nie chcą!
* - Jesteśmy zbulwersowani, że po raz kolejny sprawa zieleniaka rozstrzyga się poza naszymi plecami - mówi przedstawiciel wszystkich handlujących na przemyskim targowisku "Zielony Rynek" Tomasz Wardęga. Kwestia przeniesienia targowiska z ulicy Sportowej na ulicę Czarnieckiego poruszana była już w pierwszej połowie 2006 r. To wówczas po raz pierwszy handlowy byli bardzo zdziwieni i zarazem zbulwersowani planami władz miejskich, które nie zostały skonsultowane z najbardziej zainteresowanymi. "(.) "Zielony Rynek" od zawsze był usytuowany w centrum miasta, gdyż jest to wygodne szczególnie dla naszych klientów. Proponowaliśmy zabudowę tego targowiska. Projekt wzbudzał bardzo duże zainteresowanie lecz został zaakceptowany przez niewielu radnych. Temat spalił na panewce. Mając duże doświadczenie w handlu uważamy, że proponowana zmiana lokalizacji doprowadzi do znacznego spadku zainteresowania naszymi produktami, a w konsekwencji do likwidacji naszej działalności. Nie wyobrażamy sobie także połączenia usług bazarowych przemysłowych funkcjonujących na bazarze tak zwanym ukraińskim z handlem, który odbywa się u nas (.)" - tak 6 kwietnia ub.r. pisali do prezydenta Roberta Chomy handlujący na "Zielonym Rynku". Sprawa - jak się teraz okazuje - ucichła na jakiś czas, a prezydent zapowiedział konsultacje społeczne. Sprawa przenosin wypłynęła ponownie na przełomie listopada i grudnia br. I ponownie - jak twierdzą handlujący - wszystko odbyło się poza ich plecami. - To wielce niestosowne, że ponowiono decyzję o przeniesieniu zieleniaka bez uprzednich konsultacji z zainteresowanymi. Wiemy, że niezadowolenie z nowej lokalizacji wyraziło przemyskie społeczeństwo. Złożyli w tej sprawie koło trzech tysięcy podpisów! - wyjaśnia T. Wardęga. Swój głos sprzeciwu w tej sprawie wyraził także przemyski oddział Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej. Prezes Ryszard Miłoszewski zgadza się z władzami miasta, że na targowisku panuje bałagan i nieporządek (to jedna z kwestii podnoszonych przy agitacji za zmianą lokalizacji), ale to wina zarządcy terenu, bo nie potrafi na przykład przez tyle czasu zlikwidować handlu na chodnikach przylegających do targowiska. - W dalszym ciągu proponujemy całkowitą modernizację targowiska. Jeszcze raz ponawiamy propozycję utworzenia prawdziwej międzynarodowej hurtowej giełdy rolno-spożywczej. Uważamy, że na takową znakomicie nadają się właśnie miejskie tereny przy ulicy Czarnieckiego, które pomieściłyby także handlujących przy ulicy Wilsona. Natomiast sprzedaż działki znajdującej się przy tej ulicy, pozwoliłby pozyskać środki na modernizację "Zielonego Rynku" - uważa R. Miłoszewski. (Życie Podkarpackie)

* Do Super Nowości zadzwonił Mariusz K., który twierdzi, że kilkanaście minut przed rozpoczęciem egzaminu jedna z pracownic Izby Celnej w Przemyślu przekazała testy dwóm kandydatom starającym się o pracę. Małgorzata Eisenberger-Blacharska, rzecznik prasowy IC, uważa, że wersja zdarzeń podana przez naszego informatora jest raczej mało prawdopodobna. W miniony poniedziałek, w ramach naboru do pracy w służbie celnej, do egzaminu przystąpiło ponad stu kandydatów. Co piąty z nich może liczyć na końcowy sukces. Sprawdzian z wiedzy teoretycznej miał się rozpocząć o godz. 9 w sali narad Izby Celnej przy ul. Sieleckiej. Wśród oczekujących na korytarzu był również Mariusz K. Nie w charakterze kandydata, ale osoby towarzyszącej.
- Kilkanaście minut przed godziną dziewiątą do dwóch mężczyzn podeszła celniczka w służbowym ubraniu i przekazała im testy. Byłem blisko i dokładnie wszystko widziałem. Po dziesięciu minutach od rozpoczęcia egzaminu z sali wyszedł jeden z członków komisji. Celniczka spytała go, czy dobrze odpowiedziała na pytania i pochwaliła się swoim zasobem wiedzy na zadane tematy. Po krótkiej rozmowie skierowała się do drzwi otwieranych na kartę magnetyczną. Gdy podszedłem do niej, by spytać o nazwisko, przekroczyła próg i zamknęła drzwi z drugiej strony - wspomina to zdarzenie. Mariusz K. twierdzi, że również portier odmówił mu podania nazwiska celniczki, zasłaniając się ustawą o ochronie danych osobowych. Gdy poprosił o numer służbowy członka komisji egzaminacyjnej, z którym rzekomo weryfikowała ona swoją wiedzę na korytarzu - też nic nie wskórał. Na koniec rozmowy miał ponoć usłyszeć, że "jak ma problemy, to niech idzie na policję". Tak też zrobił w miejscu zamieszkania, ale tam poradzono mu, by złożył doniesienie do prokuratury. Małgorzata Eisenberger-Blacharska, rzecznik prasowy IC, uważa taką wersję zdarzenia za wręcz nieprawdopodobną i określa mianem "klasycznego pomówienia oraz próbą podważenia dobrego imienia firmy". Kwadrans po rozpoczęciu sprawdzianu Mariusz K. zadzwonił do naszej redakcji. Opowiedział o tym, co widział i słyszał, podał także kilka pytań egzaminacyjnych. Jeśli mistyfikuje, to skąd miał wówczas taką wiedzę ? On sam podkreśla, że przekazał nam samą prawdę i w każdej chwili może to potwierdzić.
- Jeśli wątpią w to, co mówię, niech przeglądną zapis z kamery monitorującej korytarz, a przekonają się, że nie kłamię. Znajomy, któremu towarzyszyłem, otrzymał z testu jedną z najwyższych ocen, dlatego nikt nie może mi zarzucić tendencyjności - podkreśla K. (Super Nowości)

Radni chcą dodatkowych pieniędzy...
* Przemyscy radni jednomyślnie przyjęli rezolucję, w której zwracają się do władz państwowych o dodatkowe 92 mln euro na budowę obwodnicy miasta. Wschodnia obwodnica Przemyśla to najważniejsza inwestycja dla miasta. Będzie kosztować 108 mln euro. Jej budowa rozpocznie się w przyszłym roku. W ramach Programu Operacyjnego Rozwój Polski Wschodniej przyznano na nią dofinansowanie z pieniędzy unijnych w wysokości zaledwie 39 proc. Miasta nie stać na 60 proc. wkładu, czyli ponad 300 mln zł. To więcej niż roczny budżet miasta, który wynosi niewiele ponad 200 mln zł. Stąd pomysł rezolucji. Jej tekst zostanie przesłany podkarpackim posłom, premierowi i ministrom.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

* Zmiana planu: sylwestrowa noc nie na parkingu, nie na Zniesieniu, a na rynku. Zapadła decyzja w sprawie miejskiej "zabawy pod chmurką". Wstępnie rozważano dolny parking kolejki przy Sanockiej, ale ostatecznie powitanie Nowego Roku odbędzie się tradycyjnie na rynku starego miasta. Niestety, organizatorzy - urząd miejski - nie przewidują koncertu, który uświetniłby noc, będzie natomiast muzyka mechaniczna. Za to sztuczne ognie o północy mają być prawdziwe. (Życie Podkarpackie)

* Spółka "Hala" po raz kolejny nie dostała zgody na przejęcie od miasta, w formie aportu, działek przy ul. Czarnieckiego i Kopernika. Przy ul. Czarnieckiego, obok torów kolejowych, "Hala" chce wybudować nowe targowisko. Zostałyby tam przeniesione Zielony Rynek z ul. Sportowej oraz tzw. "ruski bazar" z ul. Wilsona. Dwie działki, czyli przy ul. Wilsona, obecny ruski bazar, wraz z planowaną do przejęcia przy ul. Kopernika, "Hala" chce sprzedać jako całość. Pieniądze byłyby wykorzystane na budowę nowego targowiska. Na takie rozwiązanie nie godzą się kupcy z Zielonego Rynku. Twierdzą, że po przeniesieniu zieleniaka ze Sportowej, czyli centrum miasta, straciliby znaczną część klientów. W tej sytuacji wielu z nich zbankrutowałoby.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

J A R O S Ł A W

Pół roku i pół miliona
* Kilka dni temu znikły rusztowania, a na rynku pojawiła się odrestaurowana perełka renesansu. Kamienica Orsettich odzyskała swój dawny blask. Pół roku i pół miliona - mówi krótko dyrektor muzeum Jarosław Orłowski, który jest zarządcą kamienicy. - Pół roku brakowało nam na rynku najcenniejszego w mieście zabytku, ponieważ trwały prace remontowe, a kamienica okryta była rusztowaniami i siatką ochronną, a pół miliona złotych kosztował remont - tłumaczy dyrektor. Pieniądze na odrestaurowanie zabytku przeznaczyło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, starostwo powiatowe oraz sponsorzy. - Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że kamienica została odrestaurowana w dziewięćdziesięciu pięciu procentach, począwszy od dachu, poprzez elewację i pomieszczenia z polichromiami. Do odnowienia pozostała klatka schodowa i jedno pomieszczenie - wyjaśnia J. Orłowski. (Życie Podkarpackie)

Nie chce być sądzony w Jarosławiu
* Oskarżyciel byłego rektora PWSZ w Jarosławiu złożył wniosek o przeniesienia postępowania do innego sądu. Poparł go obrońca. Piątkowa rozprawa zakończyła się skierowaniem do Sadu Najwyższego wniosku o przeniesienie procesu do innego miasta. Antoni J. miał ponownie odpowiadać za groźby karalne kierowane do dziennikarki lokalnego tygodnika i nieprawne pobranie 230 tysięcy zł. wynagrodzenia. Wyrok w tej sprawie zapadał już dwukrotnie i był uchylany przez sądy okręgowe w Przemyślu i Tarnobrzegu. To już drugi wniosek Sądu Rejonowego w Jarosławiu o przeniesienie procesu byłego rektora Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Jarosławiu. We wtorek Sąd Najwyższy zdecydował, że sprawą korupcji, o którą podejrzewany jest Antoni J. zajmie się sąd w Krakowie. Były rektor przebywa obecnie w areszcie tymczasowym w Krakowie. Prowadzone jest kolejne śledztwo. Tym razem dotyczy finansowania przez niego kampanii wyborczej do Senatu RP z pieniędzy uczelnianych.
Więcej podobnych artykułów w serwisie o Przemyślu portalu nowiny24.pl

Haker z Jarosławia
* Minęły czasy, kiedy podstawowym narzędziem włamywacza był wytrych lub łom. Dzisiaj nowoczesny włamywacz posługuje się komputerem i nie ruszając się z domu, kilkoma kliknięciami myszki potrafi złamać zabezpieczenia i wejść na czyjeś konto. Takich speców z angielska nazywa się hakerami. Dwa lata temu pisaliśmy o hakerze z Jarosławia. 17-letni wówczas Krystian H. swoje informatyczne zdolności wykorzystywał do niecnych celów, włamując się na internetowych konta różnych osób, by bez ich zgody rozporządzać ich mieniem (w tym przypadku drobnymi kwotami ze sprzedaży za pośrednictwem Internetu). Złapany przez policjantów odpowiadał przed sądem z art. 267 par. 1, 268 par 2 i 286 par 1. Widocznie niczego go to nie nauczyło, bo w tym roku ponowił swoją przestępczą działalność. Z końcem listopada właściciel najpopularniejszej internetowej aukcji Allegro.pl zorientował się, że ktoś z terenu Jarosławia włamuje się na cudze konta i powiadomił o tym policję. Funkcjonariusze sekcji do walki z przestępstwami gospodarczymi z jarosławskiej KPP wraz z kolegami z KWP w Rzeszowie ustalili, że podejrzanym może być Krystian H. Zebrane dowody potwierdziły to i 5 grudnia policjanci zapukali do mieszkania młodzieńca. Ten, kiedy zorientował się, że przyszli goście w mundurach, wymontował z komputera twardy dysk i usiłował go ukryć. Nie udało mu się to i funkcjonariusze podczas przeszukania znaleźli dysk. Zabezpieczyli też komputer Krystiana. Na podstawie informacji uzyskanych od właściciela Allegro.pl wiadomo już, że Krystian w okresie od 7 listopada do 4 grudnia złamał zabezpieczenia i włamał się na 21 obcych kont. Obecnie trwa dochodzenie z art. 267 par 1 kk. W tej chwili prowadzone są analizy operacji, w których Krystian brał udział i dopiero po ich zakończeniu będzie wiadomo, czy haker wykorzystał je, uzyskując wartości materialne. Co robić, by korzystając z aukcji, ustrzec się przed takimi hakerami?
1. Nie korzystać z kafejek internetowych, ponieważ istnieją programy pozwalające po wylogowaniu się na odzyskanie z klawiatury hasła i loginu.
2. Sprawdzić dokładnie domenę, na którą się wchodzi, żeby nie wejść na stronę pod którą ktoś się podszył, zmieniając w adresie choćby jedną literę.
3. Nie odpowiadać na prośby o przekazanie hasła kierowane w e-mailu, nawet jeżeli prosi o to pracownik portalu. Pracownicy nie mają prawa tego robić. Nie podawać nikomu swoich danych, nie zapisywać ich na przypadkowych skrawkach papieru.
4. Wymyślając hasło i login nie stosować dla ułatwienia (zapamiętania) swoich imion, nazwisk, daty urodzin itp.. Nie używać znaków, które znajdują się obok siebie na klawiaturze np. qwerty, 123456, itp. Wymyślić jak najbardziej skomplikowane, nie kojarzące się z niczym hasło.
5.Stosować najnowsze programy antywirusowe i tzw. ściany ogniowe.
6. Korzystając ze sklepów internetowych, dzwonić pod podany numer, sprawdzając w ten sposób wiarygodność. (Życie Podkarpackie)

R E G I O N

Europa bez granic
* Teraz już naprawdę jesteśmy obywatelami Europy. Zniknęły szlabany oddzielające nas od 23 europejskich krajów. Nikt już nie zatrzymuje samochodów i pociągów do kontroli. O tym, że wjechaliśmy na terytorium innego państwa, informują jedynie przydrożne tablice. Szlabany na przejściu granicznym w Barwinku zostały podniesione w piątek 21 grudnia punktualnie o godzinie 0.01. Ten symboliczny gest wykonali wspólnie Mirosław Karapyta, wojewoda podkarpacki, Zygmunt Cholewiński, marszałek Podkarpacia i Peter Chudik, predseda kraju preszowskiego - słowacki odpowiednik naszego marszałka województwa. Następnie wszyscy trzej panowie zdjęli znak drogowy "Stój! Kontrola graniczna".
- Jesteśmy uczestnikami wyjątkowego wydarzenia - powiedział chwilę potem Mirosław Karapyta. - Dokonał się kolejny etap dynamicznego rozwoju Europy. Polska została włączona do grupy państw, na które dotychczas patrzyliśmy z zazdrością. Od tej chwili mieszkańcy Podkarpacia mogą w pełni czuć się Europejczykami.
- Ta granica jeszcze niedawno oddzielała Podkarpacie od kraju preszowskiego i Polskę od Słowacji - dodał Zygmunt Cholewiński. - Od dziś łączy ona nasze kraje i narody. Umożliwia naprawdę szeroką współpracę, wymianę gospodarczą, informacyjną, kulturalną i turystyczną. Na terenie państw strefy Schengen każda osoba może swobodnie poruszać się po całym obszarze. Dotyczy to nie tylko obywateli państw sygnatariuszy porozumienia, ale wszystkich osób dowolnej narodowości i o dowolnym obywatelstwie. Wprawdzie nikt już nie będzie legitymował podróżnych na granicy, to jednak wyjeżdżając poza obszar Polski trzeba mieć ze sobą ważny dowód osobisty lub paszport. Policja lub straż graniczna każdego kraju może kontrolować podróżnych na swoim terytorium. Brak dowodu tożsamości będzie karany grzywną, a może nawet spowodować nakaz powrotu do własnego państwa. (Super Nowości)

* Mało wymagający mogą sobie "kupić" święta w pierwszym z brzegu supermarkecie. Czasy są takie, że w granicach 50 złotych, kupując tzw. gotowce, spokojnie przygotujemy namiastkę wigilii i całego świętowania. Dzisiaj właściwie wszystko możemy kupić jako półprodukt - w puszce, w torebce, w plastiku lub folii. Nasz świat (oczywiście można się przed tym skutecznie bronić) powoli staje się "instant" - wystarczy zalać i gotowe! I w dodatku wszystko zdobędziemy w jednym miejscu - supermarkecie. Wystarczy wejść do pierwszego lepszego sklepu tego typu i - nie będąc nawet specjalnie spostrzegawczym - widzimy, że "instant" możemy sobie kupić nawet święta. Żadnym problemem nie jest tradycyjny wigilijny barszcz czerwony. Taki kupujemy w torebce. W zależności od wersji kosztuje on złotówkę lub dwie. Wydając nieco więcej, możemy kupić gotowy koncentrat do barszczu i - wkładając nieco więcej wysiłku niż zalanie zawartości torebki - nasz wigilijny barszcz ubogacić. Ryba? Żaden problem! Już za 80 groszy kupujemy sardynki w puszce lub - nieco droższe - śledzie. Okazuje się też, że zapuszkowali nawet karpia! Zafoliowane pierogi (w wersjach: ruskie lub z kapustą) za trzy, cztery złote wrzucamy tylko do wrzątku i chwilkę gotujemy. Podobnie ma się rzecz z uszkami (za około 4 złote), które dodajemy do barszczu z torebki. Wędlinkę na święta (pokrojoną i pakowaną próżniowo szynkę) kupimy za 4 złote. Najmniejszego problemu nie ma ze słodyczami. Tych gotowych mamy w bród. Ale za ponad 2 złote kupimy nawet specjalny zestaw świątecznych czekoladek (Mikołaj plus bombki choinkowe) z opcją zawieszenia na drzewko. A jeśli ktoś chce mieć święta "full wypas", to musi wyłożyć prawie 7 złotych na zafoliowany sękacz. Żeby nam ładnie przy tym pachniało, mamy dwie drogi do wyboru. Albo kupujemy zapachową świecę (już za 70 groszy), albo równie tanie kadzidełka o zapachu sosny lub innego drzewa iglastego. Sztuczną "gwiazdę betlejemską" (nie trzeba podlewać i nigdy nie więdnie!) dostaniemy także za mniej niż złotówkę. Sok do popijania już za niecałe 2 złote możemy zastąpić własnym wigilijnym kompotem z suszonych śliwek, bo takowe - elegancko zafoliowane - dostaniemy za 3 złote. Blasku naszemu świętowaniu dodadzą zimne ognie w cenie 1,20 zł. Kolorowy, lśniący łańcuch kupimy za niecałą złotówkę. "Plastikowe święta" mają jeszcze jedną dodatkową zaletę. Jeśli nie chce nam się zmywać, nabywamy w supermarkecie komplet plastikowych talerzyków (za 1,25 zł). Jest ich tyle, że spokojnie przygotujemy miejsce - jak tradycja każe - dla nawet kilku niespodziewanych gości. Do tego plastikowe widelce (komplet za 62 grosze) i noże w tej samej cenie. I tak podczas jednej wizyty w supermarkecie, z koszyczkiem w ręku, robimy całe święta! Oczywiście, to tylko niektóre artykuły z szerokiego asortymentu świątecznych gadżetów i akcesoriów, które oferują nam supermarkety. Bombki, serwetki, obrusy, światełka, choinki, świeczki, aniołki, łańcuchy - to wszystko też tam dostaniemy, ale nas tym razem interesowała wersja "minimum". Tylko czy przy takich świętach czuć jeszcze ich czar? Smacznego... Myśląc o napisaniu tego tekstu, chciałem by był on tekstem z przymrużeniem oka. Takim świątecznym lekkim żartem. Aż tu nagle, gdy patrzyłem na telewizyjne reklamy, uderzył mnie obraz smakowicie wyglądającego barszczu. Wizji towarzyszyły śliczne dźwięki kolędy. I jaki produkt był reklamowany? A jakże, barszcz z torebki! Żart z "plastikowymi świętami" nabrał zupełnie innego wymiaru, bo jakże mocno zbliżył się do rzeczywistości. (Życie Podkarpackie)

Kronika kryminalna

* 17 grudnia w Przemyślu 21-letni kierowca bmw, jadąc ul. Dworskiego, na prostym odcinku jezdni nie dostosował prędkości do panujących warunków i wpadł w poślizg, który zakończył się na przydrożnym drzewie. W wypadku ranna została pasażerka, która jechała bez zapiętych pasów bezpieczeństwa. (Życie Podkarpackie)

* W ubiegłym tygodniu ujawniono, że do niezamieszkanego domu przy ul. Rosłońskiego w Przemyślu zakradł się złodziej, który otworzył drzwi dorobionym kluczem i z wnętrza ukradł piecyk gazowy, wartości 2500 zł. (Życie Podkarpackie)

* 14 grudnia w Medyce nieznany sprawca wykorzystał nieuwagę pasażerów kursowego busa i z bagaży ukrainki skradł saszetkę, w której był paszport i 3500 euro. (Życie Podkarpackie)

Reklama