Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 13.11-19.11.2006 r.

Przemyśl

Cukierki z "niespodzianką"
* Cukierki, w których znajdują się larwy owadów, mogą wywołać reakcje alergiczne, szczególnie u dzieci.
- Jedno jest pewne, już nigdy nie zjem cukierków - mówi mieszkanka Jarosławia (imię i nazwisko do wiadomości redakcji), która dwukrotnie kupiła w jednym z przemyskich sklepów spożywczych cukierki z białymi larwami owadów. Sprawą zajął się sanepid. 1 listopada, w jednym z przemyskich sklepów, mieszkanka Jarosławia kupiła dwa rodzaje cukierków na wagę. - Czekałam na autobus i miałam jeszcze chwilę czasu, więc udałam się do sklepu spożywczego, aby kupić mamie trochę cukierków. Wracając do domu zjadłam kilka, a ponieważ w autobusie było ciemno, nie zauważyłam, że coś jest z nimi nie tak. Dopiero w domu, kiedy poczęstowałam nimi mamę i siostrzenicę, okazało się, że w środku są larwy owadów - relacjonuje jarosławianka. Następnego dnia kobieta wyjechała do Warszawy i nie miała czasu, aby zgłosić tę sprawę do sanepidu. W poniedziałek, 6 listopada, wróciła i udała się do sklepu spożywczego, aby sprawdzić, czy cukierki z robakami są w nim nadal sprzedawane. I znowu po ich otwarciu zobaczyła larwy owadów. - Tych cukierków na pewno już nie zjem, żadnych innych też. Moja siostrzenica miała przez nie kłopoty żołądkowe - dodaje. Sprawą od razu zajęła się Powiatowa Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Przemyślu. - Cukierki zostaną wycofane ze sprzedaży. Będziemy musieli ustalić, po czyjej stronie leży wina - czy producenta cukierków, czy sklepu, w którym były one sprzedawane. Na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że albo partia cukierków była źle zabezpieczona przez producenta i na przykład jakieś muszki czy karaluchy zostawiły na nich jajka, albo w sklepie cukierki były źle składowane - wyjaśnia Adam Sidor z PSSE. W sklepie zostaną pobrane próbki cukierków do badania. Zostanie on też sprawdzony pod względem przestrzegania higieny sprzedaży produktów. Pan Adam dodał także, że obecność larw owadów w cukierkach może świadczyć o ich przeterminowaniu. - Takie cukierki są szczególnie groźne dla dzieci, ponieważ mogą u nich wywołać reakcję alergiczną - przestrzega A. Sidor. Za sprzedaż cukierków z larwami owadów grozi mandat. Jak wysoki będzie i kto go zapłaci - sklep czy producent - zależy od wyników przeprowadzonej przez sanepid kontroli. (Życie Podkarpackie)

* Nikt w Przemyślu nie umiał udzielić odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób i gdzie głosowały w wyborach samorządowych siostry zakonne z przemyskich zakonów zamkniętych. Pomimo wysiłków nie udało się ustalić, czy siostry głosowały w komisji właściwej dla obwodu, w którym znajduje się dany zakon, czy też urny "powędrowały" do zakonów, by siostry mogły głosować u siebie.
- Nie jestem upoważniona do udzielania takich informacji - powiedziała tajemniczym i pełnym oburzenia głosem pani z Kancelarii Rady Miasta, odsyłając nas to przewodniczącego przemyskiej Komisji Miejskiej.
- Nie wiem - poinformował nas wyraźnie niekontent z naszego telefonu mężczyzna. - Przewodniczącego nie ma, a ja się nie orientuję, jak siostry głosują. Tak czy owak wyszło na to, że usiłujemy się dowiedzieć szczegółów jakiejś pilnie strzeżonej tajemnicy, a nie najzwyklejszej rzeczy na świecie! Przecież w końcu to, gdzie głosowały siostry, chyba nie jest informacją mogącą zagrozić bezpieczeństwu państwa? Jakoś trudno uwierzyć, że pracownicy odpowiedzialni za wybory w Przemyślu nie wiedzą, czy poza standardowymi obwodowymi komisjami wyborczymi są dodatkowe dla sióstr w ich zakonach, czy nie. Dziwne, że nie chcieli nam o tym powiedzieć... (Super Nowości)

Do mieszkania z latarką...
* Mieszkańcy kamienicy przy ul. Franciszkańskiej 23 do swoich mieszkań chodzą z latarkami Powód? Od sierpnia na klatce schodowej nie ma światła. Właściciel twierdzi, że nic o tym nie wiedział. Prąd do klatki schodowej i do piwnicy w połowie sierpnia odcięła elektrownia. Powodem był nieuregulowany rachunek.
- Wielokrotnie próbowaliśmy wyjaśnić sprawę u właściciela kamienicy. Jednak on twierdził, że nie wie, skąd taki wysoki rachunek i sugerował, że pewnie ktoś kradnie prąd. Stwierdził, że dlatego nie zapłaci. Potem po prostu unikał nas i nie odbierał naszych telefonów - mówi Krzysztof Kaliszczak. Sytuacja jest o tyle dramatyczna, że nie remontowane od lat drewniane schody są w fatalnym stanie. Trudno po nich chodzić, nawet gdy dzięki latarkom jest jasno. Zdesperowani mieszkańcy byli w elektrowni i zaproponowali, że uregulują zaległe rachunki, byleby tylko mieć prąd. Okazało się jednak, że może to zrobić tylko właściciel.
- Ostatnio nowe siedziby przygotowywały sobie w naszej kamienicy dwa banki i sklepy. Korzystali z prądu. Może to oni nabili taki rachunek? Ale przecież właściciel powinien o tym wiedzieć - zastanawia się Ewa Kapłon, lokatorka. Tadeusz Leja, właściciel kamienicy, osoba spoza Przemyśla, twierdzi, że dopiero od Nowin dowiedział się, że na klatce schodowej nie ma prądu.
- Tuż przed licznikiem elektrownia wykręciła bezpieczniki. To niedopuszczalne, żeby na klatce schodowej nie było światła. Od razu, po telefonie z Nowin, wysłałem pismo. Prąd ma być natychmiast - mówi Leja. Jednak w późniejszej rozmowie narzeka na lokatorów nie płacących w całości czynszu. Podejrzewa też, że ktoś kradnie prąd, bo rachunki są zbyt wysokie jak na kilka żarówek.
- Wyłączyliśmy wszystkie żarówki a licznik nadal chodził - uzasadnia wątpliwości. Lokatorzy obawiają się, że wyłączenie światła może być mało cywilizowanym sposobem na pozbycie się ich z mieszkań. Następnie lokale po nich właściciel mógłby z większym zyskiem wynająć prywatnym firmom. (Nowiny)

Święto w cieniu kampanii...
* Cisza wyborcza została uszanowana, pod pomnikiem Orląt Przemyskich nikt oficjalnie nie agitował. Niemniej jednak duch wyborów samorządowych unosił się nad obchodami 88. rocznicy odzyskania niepodległości. Przewodniczący klubu paralmentarnego PiS o wyborach w Przemyślu nie mówił. - Myślimy o tym, jaki kierunek zmian w Polsce powinniśmy wybierać, aby zapewnić jak najlepszą przyszłość. Droga, którą wybraliśmy, budując IV Rzeczpospolitą prowadzi do tego najważniejszego celu, jakim jest umacnianie niepodległości Polski, jakim jest najlepszy rozwój naszego państwa oraz jaką jest świadomość, że musimy żyć w państwie rządzonym sprawiedliwe, w państwie, w którym ze wzrostu gospodarczego korzystają wszyscy Polacy - powiedział podczas przemyskich obchodów poseł Marek Kuchciński. Poseł Wojciech Pomajda wspominając o chlubnej przeszłości Polaków, którzy po 123 latach niewoli odzyskali niepodległość, nawiązał do dzisiejszej sytuacji. - Nikt nie ma prawa przypisywać sobie recepty na Polskę. Nikt nie ma prawa mówić, że Polska jest tu, a nie tam! Polska jest tam, gdzie są Polacy! Polska jest tu, gdzie jesteśmy my. I takich wartości trzeba bronić. Polska jest jedna i jest naszym wspólnym dobrem - mówił poseł klubu SLD. W atmosferę wyborów wpisał się prezydent Przemyśla Robert Choma, który z powodu kampanii zrezygnował z wystąpienia. O wyborach wspomniał w swoim przemówieniu europoseł Andrzej Zapałowski, nawiązując do postaci Piłsudskiego i Dmowskiego. - Dzisiaj stojąc przy pomniku Orląt Przemyskich musimy pamiętać o tych politykach, o tych mężach stanu, którzy mieli odwagę zrezygnować ze swoich ambicji. W przededniu wyborów samorządowych, chciałbym życzyć zwycięstwa wszystkim kandydatom, którzy kochają Polskę i którzy myślą o swojej małej ojczyźnie i o społeczeństwie jak o bardzo ważnych rzeczach - stwierdził europarlamentarzysta.
- To święto nie dzieli, ale byli tacy, którzy chcieli pozbawić nas możliwości obchodzenia tego święta. To nie jest święto tych, którzy pod osłoną czołgów sowieckich odebrali suwerenność narodowi polskiemu. To nie jest święto aparatczyków PPR i PZPR akceptujących podległość Rzeczpospolitej wobec Związku Sowieckiego. To nie jest święto prokuratorów, sędziów i katów, którzy między innymi 1 marca 1951 roku zamordowali pułkownika Łukasza Cieplińskiego, syna tej ziemi, ostatniego prezesa Zrzeszenia WiN. To nie jest święto morderców patriotów polskich. To jest święto zwolenników niepodległego państwa polskiego - powiedział wicewojewoda podkarpacki Dariusz Iwaneczko. - Obrona niepodległości dzisiaj to uwalnianie się z wszelkich nieprawych powiązań, dające gwarancje materialnego i duchowego odradzania się Polski, także Polski samorządowej - dodał. Wicewojewoda posłużył się w swoim przemówieniu słowami marszałka Józefa Piłsudskiego: Polsce dzisiaj nie potrzeba wielkich ludzi. Potrzeba nam ludzi prawych i sprawiedliwych, uczciwych i mądrych, pragnących służyć ojczyźnie. (Życie Podkarpackie)

Nieszczelność przyczyną pożaru...
* Nieszczelność przewodu kominowego to prawdopodobna przyczyna poniedziałkowego pożaru domu w Buszkowicach. Starsze małżeństwo uszło z życiem, ale straciło dach nad głową. Pod wieczór rozpaliłam w piecu - mówi Katarzyna Fedorowicz (74 l.). - Po chwili pokój wypełnił się gęstym, białym dymem. Przerażeni uciekliśmy na podwórze. Ogień błyskawicznie objął całe poddasze. Z powodu wysokiej temperatury dachówki na dachu rozpryskiwały się na kawałki, co tylko utrudniało strażakom prowadzenie akcji. Dogaszanie pogorzeliska trwało do północy.
- Dom nie nadaje się do zamieszkania - rozpacza Ryszard Fedorowicz (72 l.). - Zawalił się sufit. Mury są przesiąknięte wodą. Nie mamy pieniędzy na remont. Małżonkowie utrzymują się z kilkusetzłotowej renty. Ocalały z pożaru skromny dobytek przenieśli do stodoły.
- Znaleźliśmy dla pogorzelców mieszkanie zastępcze, kupiliśmy węgiel i pościel. Będziemy im pomagać - deklaruje Piotr Tomański, wójt gminy Żurawica. (Nowiny)

* Widowisko muzyczne, zaprezentowane przez Krakowską Operę Kameralną w ubiegłą niedzielę na scenie przemyskiego CK, obejrzała pełna sala. Na spektakl składały się tradycyjne melodie żydowskie i pieśni w języku jidysz w nietradycyjnych, nowych aranżacjach. Słowem - stare z nowym w harmonijnej całości, głównie za sprawą wokalistki Małgorzaty Grobler, ale i przy pomocy Magdaleny Gaisek (skrzypce), Mateusza Stępnia (klarnet), Mateusza Gurgula (akordeon) i Michała Krawczyka (kontrabas). Spektakl wyreżyserowała Jadwiga Leśniak - Jankowska. (Życie Podkarpackie)

* Przez następne 4 lata Przemyślem wspólnie z prezydentem Robertem Chomą (PiS) będą rządzić radni Prawa i Sprawiedliwości. Obsadzili 12 z 23 mandatów w Radzie Miasta. Dwunastu to ponad 50 procent składu rady, czyli wystarczająca większość, aby na sesji przeforsować wszystkie uchwały. Okazuje się jednak, że nie do końca wszystko jest takie oczywiste. Długo przed wyborami podzieliła się przemyska Liga Polskich Rodzin. Część działaczy chciała wystartować z własnej listy jako Liga Podkarpacka. Ostatecznie jednak wylądowali na listach PiS-u, i to na czołowych miejscach. Efekt? Uzyskali dwa mandaty. Zdobyli je bracia Rafał i Leszek Oleszkowie. Rafał Oleszek przez ostatnie cztery lata był już radnym miejskim. Należał do opozycji prezydenta Chomy i klubu PiS. Jako prawnik potrafił wyszukiwać najdrobniejsze nieprawidłowości w funkcjonowaniu rady i w zapisach uchwał. Często dochodziło to spięć pomiędzy nim, a rządzącymi. Z tego względu mówienie już dziś, że PiS będzie niepodzielnie rządził w przemyskiej radzie jest przedwczesne. Z drugiej strony mało prawdopodobna wydaje się jakakolwiek inna koalicja. (Nowiny)

Mediatorem może być każdy
* Od 10 grudnia 2005 roku można korzystać z mediacji w postępowaniu cywilnym. Jeszcze w grudniu były to pojedyncze przypadki w skali kraju. Do końca pierwszego kwartału spraw takich było już 286. Ich liczba ciągle rośnie. W sądach w Przemyślu, Przeworsku, Lubaczowie i Jarosławiu w tym roku spraw z udziałem mediatora było 10. Nie wszystkie są związane z rozwodami. Niektóre z nich dotyczą "rozgrywek" między pracodawcą a pracownikiem.
- Na razie liczba spraw z udziałem mediatora jest sporadyczna, ale wynika to z faktu, że strony nie wiedzą, że mogą z takiego sposobu korzystać i że być może potrzebują czasu, by się do takiej formy przekonać - wyjaśnia sędzia Lucyna Oleszek, rzecznik Sądu Okręgowego w Przemyślu. - Mediatorem może być każdy: ksiądz, sąsiad, koleżanka. Istnieją także zrzeszone grupy pozarządowe takie jak Polskie Centrum Mediacji, Zielonogórskie Centrum Mediacji. Sędzia Oleszek dodaje, że zawarcie ugody przed mediatorem to nic gorszego od wyroku sądowego. Ma ona bowiem moc wyroku postanowienia i nadaje się np. do egzekucji komorniczej w przypadku, gdy jedna ze stron zobowiązała się do czegoś i tego nie zrealizowała. Ze skłóconymi stronami jest jednak tak, że kiedy decydują się na sprawę przed sądem, to nawet nie chcą rozmawiać o mediatorze. Tymczasem dzięki niemu mogłyby wiele oszczędzić na kosztach procesu. - Mediacje są tańsze, nie trzeba bowiem biegłego, nie płaci się kosztów związanych z opinią pełnomocnika, gdy w grę wchodzi podział majątku. Teoretycznie nawet część spraw nie powinna trafić do sądu - wylicza sędzia Lucyna Oleszek. Mediatorów w Polsce jest niewielu. Tych stowarzyszonych jest jedynie kilkudziesięciu. To za mało, zważywszy, że w ubiegłym roku w Polsce rozwiodło się 57 tys. osób. (Super Nowości)

* Po pierwszych przymrozkach coraz więcej bezdomnych opuszcza prowizoryczne kryjówki i przychodzi do albertyńskiego schroniska. Dla 60-letnia Jana to kolejna zima, którą spędzi w przemyskim Schronisku dla Bezdomnych im. Brata Alberta.
- Jestem życiowym rozbitkiem - mówi o sobie. - Ale broń Boże nie mam do nikogo pretensji, że tak się stało. Nie winię ustroju, rodziny, kolegów, czy znajomych. Po prostu płacę cenę za popełnione błędy. Jan podobnie jak inni ma do dyspozycji skromny pokój, swoje łóżko. Ponadto pracuje w tutejszej kuchni. Według Piotra Kuczkowskiego, kierownika schroniska, najbardziej niepokojące jest to, że do placówki trafiają coraz młodsze osoby. Kilkanaście lat temu dominowali 40 - 50 latkowie. Teraz nie brakuje 20-latków.
- Już na starcie stają się bezdomnymi - mówi Kuczkowski. - Niektórzy z własnej woli wybierają taki sposób na życie. Innych zmuszają do tego okoliczności. Z każdym dniem do drzwi schroniska pukają kolejni bezdomni. Opuszczają altanki, rudery, piwnice i inne prowizoryczne kryjówki. Wiosną i latem były ich noclegowniami.
- Mamy 70 łóżek - dodaje Piotr Kuczkowski. - Ale zawsze, kiedy łapią tęgie mrozy, schronisko pęka w szwach i na korytarzach wykładamy materace. Tym sposobem robimy dodatkowe miejsca. (Nowiny)

Weselny koszmar...
* To miał być najpiękniejszy dzień ich życia. Okazał się koszmarem. - W dzień ślubu goście siedzieli przy pustych stołach, a my zamiast dobrze się bawić, jeździliśmy kupować potrawy do marketów - denerwują się państwo Kozłowscy.
- Zostaliśmy oszukani przez firmę zajmującą się organizacją wesel. Agnieszka i Dariusz Kozłowscy do organizacji swojego ślubu wynajęli firmę z Przemyśla, która miała przygotować potrawy, udekorować salę weselną i kościół. - Kościół rzeczywiście był ładnie ubrany, ale jak przyszliśmy do sali, to nie było tam przybrania - twierdzi Agnieszka Kozłowska. - Na obiad był niedogotowany rosół, jakieś mięso, na stole stało trochę napojów. Później, kiedy goście zjedli obiad, okazało się, że stoły świecą pustkami. Nie było nic z tego, na co się umawialiśmy. Zapłaciliśmy tej pani 4 tysiące zaliczki. Reszta miała być zapłacona po wykonaniu usługi.
- Dzwoniliśmy do tej pani w dzień wesela, ale nie odbierała telefonów - mówi Agnieszka Kozłowska. - W końcu kucharka zatelefonowała do niej na inny numer. Ponoć usłyszała, że mamy zapłacić jeszcze 3 tysiące i wtedy przywiozą potrawy. Myślę, że ta pani chciała nasz oszukać na jeszcze większą sumę pieniędzy. Elżbieta B., która podpisała umowę z Kozłowskimi, tłumaczyła, że odda pieniądze. - Miałam bardzo poważne problemy, mnie i mojej rodzinie groziło niebezpieczeństwo - płakała do słuchawki, kiedy została zapytana, dlaczego tak postąpiła.
- Ja im to wynagrodzę. Kozłowscy domagają się oddania im pieniędzy, które zapłacili za organizację ślubu i odszkodowania. Elżbieta B. obiecywała państwu Kozłowskim, że zwróci im pieniądze. Spisali nawet umowę u notariusza. Kobieta jednak nie wywiązała się z niej. Dlatego policja wszczęła dochodzenie w sprawie oszustwa. - Poszukujemy wszystkich, którzy zostali oszukani przez Elżbietę B., mieszkankę Przemyśla, która zajmowała się organizowaniem wesel i przyjęć. Brała pieniądze za wykonanie usług i się z niej nie wywiązywała - mówi podisp. Franciszek Taciuch z Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu. - Prosimy, by osoby oszukane zgłaszały się na Komendę Miejską Policji osobiście lub kontaktowały się telefonicznie, dzwoniąc pod nr 997.
- Ta kobieta zepsuła nam najważniejszy dzień w życiu. Zrobiła z niego koszmar - mówi Agnieszka Kozłowska. (Super Nowości)

J A R O S Ł A W

* Głośno jest ostatnio o zjawisku agresji i przemocy występującym w naszych szkołach. Media epatują co bardziej drastycznymi przypadkami, a politycy, winiąc istniejący system i pedagogów, obiecują zrobić z tym porządek. Jednak są szkoły, które nie czekając na ministerialne specprogramy, bardzo szybko, we własnym zakresie likwidują zagrożenia. W ubiegłym tygodniu w Jarosławiu w Zespole Szkół Budowlanych doszło do przykrego incydentu. Na drugiej zmianie podczas długiej przerwy 17-letni Paweł, uczeń pierwszej klasy, uderzył w twarz młodszego o rok kolegę. Ponoć za to, że tamten go potrącił. Widzieli to inni uczniowie i dyżurująca na korytarzu nauczycielka, która natychmiast zareagowała. Ponieważ poszkodowany mocno krwawił, jeden z nauczycieli zawiózł go na pogotowie, gdzie prześwietlenie wykazało złamanie nosa. Wtedy wicedyrektor odwiózł chłopaka do domu i poinformował o wszystkim rodziców, którzy zdecydowali się powiadomić policję.
- Następnego dnia wezwałem sprawcę zajścia, aby stawił się do szkoły z ojcem - opowiada dyrektor szkoły. - Uczeń się nie zjawił. Przyszedł tylko jego ojciec, który przyznał, że syn swoim częstym agresywnym zachowaniem sprawia problemy wychowawcze. Podobnego czynu dopuścił się jeszcze w gimnazjum, gdzie też złamał koledze nos. W trosce o bezpieczeństwo na terenie szkoły zaproponowałem ojcu, żeby przeniósł syna do innej placówki. Pomogłem mu załatwić formalności i Paweł już nie jest naszym uczniem. Gdyby nie udało się wtedy przekonać ojca, uczeń i tak zostałby usunięty, ale na to potrzebna była decyzja Rady Pedagogicznej, co mogło potrwać kilka dni, a tu chodziło o natychmiastowe pozbycie się agresywnego chłopaka, żeby nie zagrażał innym. Usunięcie ze szkoły to pierwsza z reperkusji, jakie czekają Pawła. Ponieważ sprawa trafiła na policję, wszczęta została sprawa z artykułu 157 kk, który przewiduje za to karę pozbawienia wolności od 3 miesięcy do 5 lat. (Życie Podkarpackie)

Koszykarz pobił koszykarza?
* Jednemu z koszykarzy drużyny Sokołów Znicz Jarosław policja postawiła zarzut pobicia kolegi z drużyny. Do zdarzenia doszło na początku listopada br., kiedy to przed klubem ADM w Jarosławiu dwóch czarnoskórych koszykarzy Znicza zostało pobitych przez grupę mężczyzn. Jeden z pobitych, Tony Akins, ze złamaną żuchwą został przewieziony do szpitala, a drugi Roberto Gittens, doznał obrażeń twarzy. Z obydwoma koszykarzami klub dyscyplinarnie rozwiązał umowy. Policja jarosławska nadal przesłuchuje świadków tego zdarzenia. Ustalono już pierwszego podejrzanego, którym, jak wynika z nieoficjalnych informacji, jest jeden z koszykarzy Znicza - Grzegorz K., obecny na imprezie w tym klubie. - Postawiliśmy mu zarzut udziału w pobiciu Tony'ego Akinsa - mówi kom. Robert Matusz z Komendy Miejskiej Policji w Jarosławiu. Policja nie chce zdradzać szczegółów dotyczących tego zdarzenia. Nie wiadomo więc, czy w pobiciu czarnoskórych zawodników brał udział drugi z ich kolegów klubowych, który wraz z Grzegorzem K. był w ADM-ie. Wiadomo, że działacze Sokołow Znicz Jarosław zawiesili dwóch koszykarzy w prawach zawodnika. (Super Nowości)

R E G I O N

* Żadna z największych podkarpackich uczelni wyższych nie przystąpiła do serwisu wykrywającego plagiaty prac dyplomowych. Tymczasem w bazie tego serwisu jest aktualnie 43 uczelnie, wśród nich największe w Polsce. Z Podkarpacia nie ma żadnej. Dlaczego?
- System przeszukuje zasoby internetu oraz bazę zgromadzonych tekstów, która zawiera aktualnie 200 tys. prac magisterskich - tłumaczy Sebastian Kawczyński, prezes serwisu Plagiat.pl. - Program wskazuje ciągi wyrazowe, które są identyczne z występującymi w podanych źródłach.
- Na naszej uczelni praktycznie każdy student, w ramach pracy magisterskiej wykonuje badania. Nie ma zatem możliwości splagiatowania czyjejś pracy - twierdzi prof. Leszek Woźniak, prorektor ds. nauczania na Politechnice Rzeszowskiej. - Ten problem dotyczy raczej uczelni, w których prace dyplomowe mają charakter teoretyczny. Tam gdzie podstawą do napisania pracy są przeprowadzane badania własne, plagiat jest niemożliwy. Do tej pory w mojej praktyce uczelnianej nie spotkałem się z przypadkiem oczywistego plagiatu. Z kolei Ludwik Borowiec, rzecznik Uniwersytetu Rzeszowskiego tłumaczy, że uczelnia nie przystąpiła do serwisu, gdyż nie ma na to pieniędzy.
- Wprowadziliśmy na uczelni własne zasady, które mają uniemożliwić plagiatowanie prac dyplomowych. Przede wszystkim jest to ograniczenia liczby osób, które może prowadzić promotor w danym roku na seminarium. Jest to maksymalnie 30 osób na studiach dziennych i podobnie na zaocznych. Poza tym praca magisterska nie może zostać oddana od razu w całości. Ma powstawać "w odcinkach", tak by student systematycznie nad nią pracował, a promotor mógł się z nią dobrze zapoznać - tłumaczy rzecznik UR. Dodatkowo na niektórych wydziałach studenci podpisują oświadczenie, że praca licencjacka lub magisterska jest ich własnym wytworem. W przypadku wykrycia oszustwa, mogą im grozić konsekwencje prawne. - Uważamy, że te zabezpieczenia są w miarę skuteczne w walce z plagiatami prac dyplomowych - kończy Ludwik Borowiec. Problem plagiatów rozwiązała Wyższa Szkoła Informatyki i Zarządzania, która stworzyła własny system wykrywający takie przypadki. - Studenci wiedzą, że ich praca zostanie sprawdzona naszym programem antyplagiatowym, taki zapis znajduję się w regulaminie - mówi Magdalena Hendzel-Kucharska, rzeczniczka WSIiZ. - Ciągle udoskonalamy nasz program, aby był jak najbardziej skuteczny. Dodatkowo nasze grupy seminaryjne są bardzo małe. Promotor ma więc dużo czasu na dokładne zapoznanie się z pracą dyplomową. (Super Nowości)

Sposób na abonament...
* Już niebawem okaże się, czy rozmowy Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji z ministerstwem finansów zakończą się powodzeniem. Jeśli tak, ci, którzy mają zaległości w płaceniu abonamentu, mogą się spodziewać ubytków w swoich portfelach. O potrzebie regulacji ściągalności abonamentu RTV przedstawiciele KRRiT mówią już od dawna. Na niewiele zdały się atrakcyjne nagrody, które swego czasu proponowane były na ogólnopolskiej antenie dla sumiennie uiszczających opłaty użytkowników radia i telewizorów. Przepisy o abonamencie są tak skonstruowane, że jakakolwiek egzekucja zaległości jest obecnie niemożliwa. Dłużnicy czują się bezkarni, bo nie grożą im żadne konsekwencje prawne. Zdaniem przedstawicieli rady, jeszcze nigdy sytuacja finansowa publicznych mediów nie była tak dramatyczna, jak teraz. Zwłaszcza Polskie Radio może stanąć przed perspektywą finansowego krachu. Według danych rady, wpływy z abonamentu radiowo-telewizyjnego maleją z roku na rok. Szacuje się, że w tym roku spadną aż o 65 mln zł. To zmusiło KRRiT do podjęcia kroków zapobiegawczych. Jednym z nich jest propozycja wystosowana do ministerstwa finansów o zobowiązanie urzędów skarbowych do ściągania od nas zaległości w opłatach z pensji, emerytur lub zwrotu nadpłaconych podatków. Jeśli resort przystanie na tę propozycję, to egzekucja długów powinna się rozpocząć jeszcze w tym roku. (Życie Podkarpackie)

* Od pierwszego listopada wyjeżdżając na Słowację, trzeba zabrać do samochodu wyposażenie wymagane nowymi przepisami Za jego brak grozi mandat do 2 tys. koron, czyli nieco ponad 200 zł. Podróżując po Słowacji trzeba mieć w samochodzie:
- zapasowe bezpieczniki elektryczne
- zapasowe żarówki, po jednej sztuce z każdego rodzaju
- podnośnik samochodowy
- klucz do demontażu kół samochodowych
- koło zapasowe
- linkę holowniczą
- trójkąt ostrzegawczy
- kamizelkę odblaskową, która musi być umieszczona w kabinie pasażera
- apteczkę samochodową

Apteczka nie może być tylko opakowaniem ze starym bandażem. Słowaccy policjanci będą sprawdzać też jej zawartość. Według nowych przepisów powinny w niej być: gaza 7,5 x 7,5 cm - 10 sztuk, jodyna 50 ml - 1 szt, ustnik do sztucznego oddychania - 1 szt., folia izotermiczna - 1 szt., chusta trójkątna - 2 szt., rękawice ochronne (gumowe) jednorazowe - 1 para, chusta foliowa 20 x 20 cm - 1 szt., plaster szeroki 1,25 cm - 1 szt., bandaż sterylny - 4 szt., kompres sterylny 10 x 15 cm - 1 szt., kompres sterylny 6 x 5 cm - 1 szt., opaska gumowa 70 cm - 1 szt., opaska elastyczna 6 x 4 cm - 1 szt., plaster opatrunkowy 8 x 4 cm - 10 szt., agrafki - 4 szt., nożyce - 1 szt. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

Bandyci strzelali bez litości...
* Jedna osoba nie żyje. Dwie walczą o życie. Skradzione 300 tysięcy złotych. Bandyci w czwartek o świcie w Ostrowie napadli na dom właściciela kantorów wymiany walut. Godzina 5.30. Antoni B. (42 l.), właściciel kantoru wymiany walut w Przemyślu i Medyce, jego współpracownik Dariusz P. (46 l.) wychodzą z domu w Ostrowie. Wsiadają do zaparkowanego mercedesa. Nagle słychać strzały.
- Zaatakowało ich z broni palnej kilku mężczyzn - mówi prokurator Damian Mirecki, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Przemyślu. - Zrabowali torbę z 300 tysiącami złotych. Uciekając sprawcy zabili Antoniego W. (45 l.), który opiekował się końmi właściciela posesji. Być może widział twarze napastników. Zmarł od strzału w głowę. Bandyci przeskoczyli ogrodzenie i przez pola dotarli do drogi. Tu wsiedli do samochodu. Trasę ich ucieczki wskazał pies tropiący. Postrzeleni mężczyźni w ciężkim stanie leżą na oddziałach intensywnej opieki medycznej w szpitalu w Przemyślu. Zarządzona blokada tras wylotowych z Przemyśla nie przyniosła rezultatów. Sprawców poszukuje specjalna grupa z KWP w Rzeszowie oraz KMP w Przemyślu. Do akcji zostali włączeni funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego. Bestialskim mordem wstrząśnięci są mieszkańcy.
- Nadal przechodzą mnie ciarki - mówi sąsiadka Antoniego B. - Co za barbarzyńcy. Wyjątkowo okrutni i zdesperowani. (Nowiny)

* Dnia 15 bm. w Medyce 51-letni obywatel Mołdawii przechodząc przez jezdnię został zaczepiony przez lawetę ciągnącą samochód osobowy, w wyniku czego pieszy upadł i doznał złamania kości ramienia prawej ręki.

* Dnia 16 bm. na ul. St. Augusta w Przemyślu kierujący samochodem dostawczym m-ki IVECO obywatel Ukrainy, nie zachował należytej ostrożności i najechał na tył samochodu m-ki Opel Astra kierowanym przez mieszkańca Jarosławia. W wyniku zdarzenia kierowca Opla doznał obrażeń ciała w postaci złamania dwóch kręgów szyjnych i pozostał na leczeniu w miejscowym szpitalu.

* Dnia 16 bm. na ul. Grunwaldzkiej kierujący rowerem 59-letni mieszkaniec Przemyśla nie zachował należytej ostrożności i doprowadził do przewrócenia roweru. Po upadku na jezdnię został potrącony przez jadący za nim samochód m-ki Daewoo Tico, którym kierował inny mieszkaniec tej miejscowości. W wyniku zdarzenia rowerzysta doznał urazu głowy i pozostał na leczeniu w miejscowym szpitalu.

* Dnia 15 bm. na ul. Rogozińskiego policjanci SRD miejscowej KMP ujawnili, że 25-letni mieszkaniec Korczowej kierował sam. VW Golf będąc w stanie nietrzeźwości (2,06 promila).

* Dnia 16 bm. na Kamiennym Moście w Przemyślu nieznany sprawca wykorzystując nieuwagę mieszkanki Skopów, z jej torebki dokonał kradzieży portfela z zawartością dowodu osobistego.

* W nocy z 15/16 bm. na ul. Siemiradzkiego nieznany sprawca po uprzednim wyjęciu tylnej szyby bocznej w samochodzie m-ki Fiat 126p z jego wnętrza dokonał kradzieży radioodtwarzacza m-ki Sony, powodując straty w wysokości 300 zł na szkodę właściciela samochodu.

* Dnia 14 bm. na ul. Jagiellońskiej 24-letni mieszkaniec Przemyśla kierując samochodem m-ki Polonez, na oznakowanym przejściu dla pieszych potrącił 46-letniego mieszkańca Tarnawiec. Pieszy będący w stanie nietrzeźwości doznał urazu głowy i pozostał na leczeniu szpitalnym.

* Dnia 15 bm. na Placu Legionów w Przemyślu dwaj nieznani sprawcy grozili mieszkańcowi Przemyśla pozbawieniem życia, groźby te wzbudziły uzasadniona obawę spełnienia. W wyniku podjętych czynności policjanci miejscowej KMP zatrzymali w bezpośrednim pościgu jednego ze sprawców tj. 19-letniego mieszkańca Przemyśla.

* Dnia 15 bm. na ul. Mickiewicza dwóch nieznanych sprawców zaatakowało 23-letniego mieszkańca Przemyśla, którego kopiąc po plecach i twarzy doprowadzili do stanu bezbronności, a następnie skradli mu telefon komórkowy marki "Samsung" wartości 1.500 zł.

źródło: www.podkarpacka.policja.gov.pl

Reklama