Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 24.07-30.07.2006 r.

Przemyśl

Kto, to mógł zrobić?
* Policjanci zapowiadają, że dołożą maksimum starań, aby wykryć i zatrzymać chuliganów, którzy uszkodzili 81 miejsce pochówku na Cmentarzu Wojennym przy ulicy Przemysława w Przemyślu.
- Kto, to mógł zrobić? - zastanawia się starsza kobieta przechadzająca się wśród zdewastowanych nagrobków. - Czy oni mają rozumu? Czy chociaż przez chwilę pomyśleli nad tym, co wyczyniają? Poprzewracane i połamane krzyże jako pierwszy zauważył we wtorek pracownik sprzątający nekropolię. Był przerażony rozmiarem zniszczeń. Wandale zdewastowali niemal całą kwaterę, w której spoczywają żołnierze z I i II wojny światowej, kombatanci, a także zasłużeni mieszkańcy miasta.
- Wstępne straty oszacowaliśmy na 8 tysięcy złotych - informuje Janusz Szostek, naczelnik Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Urzędu Miejskiego w Przemyślu. - Wczoraj poleciliśmy Przedsiębiorstwu Gospodarki Komunalnej, aby niezwłocznie przystąpiło do naprawy uszkodzeń. To wyjątkowo bulwersujące zajście. Sprawcy nie mogą pozostać bezkarni. Nigdy przedtem na przemyskich cmentarzach nie miały miejsca zniszczenia na taką skalę. - Notowaliśmy pojedyncze przypadki przewracania krzyży - dodaje naczelnik Szostek. - Jednak to, co się teraz stało nie mieści się w głowie. Nad rozwikłaniem sprawy pracują policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu.
- Wandale nie mogą spać spokojnie - zapewnia komendant inspektor Artur Jędruch. - Dołożymy maksimum starań, aby postawić ich przed sądem. Cmentarz Wojenny znajduje się w sąsiedztwie domów. Mieszkańcy twierdzą, że nie zauważyli na nekropolii podejrzanie zachowujących się osób. Także ostatnich nocy nie dochodziły stamtąd krzyki, wrzaski.
- Chuligani musieli się natrudzić, aby w jednym czasie uszkodzić tyle krzyży - mówi naczelnik Janusz Szostek. - Są ciężkie, betonowe i były solidnie umocowane. Sprawcom profanacji grozi do 2 lat pozbawienia wolności oraz grzywna. (Nowiny)

Lepiej późno niż wcale...
* Dopiero dziesięć dni po tym, jak na dzikim kąpielisku przy ul. Sanockiej utonął 32-letni mężczyzna, w tamtym miejscu stanęły tablice ostrzegawcze. Gdyby, tak jak to dzieje się przy drogach, w miejscach tragedii stawiać krzyże, nad brzegiem stawików przy ulicy Sanockiej powinno stać ich pięć. Bo tyle ofiar pochłonęło to dzikie kąpielisko. 6 lipca odwiedziłem to miejsce razem z funkcjonariuszem Straży Miejskiej i o braku tablic ostrzegawczych napisałem w artykule "Wakacyjne patrole". Trzy dni później utonął tam 32-letni mężczyzna. Zwykle po każdej tragedii pada pytanie, czy można było jej zapobiec? Czy zrobiono wszystko, żeby do niej nie doszło? W tym konkretnym przypadku brak tablic ostrzegawczych był ewidentnym zaniedbaniem ze strony władz miasta, które są gospodarzem tego terenu i mają obowiązek ostrzegać przed wszelkimi niebezpieczeństwami. Za identyczne zaniedbanie staje obecnie przed sądem wójt z Niebylca, gdzie we wrześniu ubiegłego roku w niezabezpieczonym wyrobisku utonęły trzy dziewczynki. Oczywiście można dywagować, czy dorosły mężczyzna, wchodząc do wody, nie zdawał sobie sprawy z niebezpieczeństwa, ale być może, gdyby widział czytelne ostrzeżenie i zakaz, zastanowiłby się. A w każdym razie łamiąc świadomie zakaz, tylko sam odpowiadałby za siebie. Po prostu tak jak przed niebezpiecznym zakrętem czy głębokim wykopem musi stać znak, tak na brzegu niebezpiecznych akwenów muszą być ostrzegające tablice. Choćby po to, by policjanci czy funkcjonariusze SM mogli karać mandatami łamiących zakaz, bo artykuł 55 kodeksu wykroczeń za kąpiel w miejscu niedozwolonym przewiduje kary od nagany do grzywny w wysokości 250 zł. Od 19 lipca przy stawikach stoją już nowe, dobrze widoczne tablice i stróże porządku mogą egzekwować obowiązujący tam zakaz kąpieli. Tylko czy trzeba było aż tragedii, czy na początku sezonu ktoś odpowiedzialny za stan bezpieczeństwa nie odpuścił sobie tego tematu? (Życie Podkarpackie)

* Zorganizowaną grupę przestępczą zajmującą się szmuglowaniem papierosów rozbili funkcjonariusze przemyskiego wydziału Centralnego Biura Śledczego. We wtorek na wniosek Prokuratury Okręgowej w Przemyślu tutejszy sąd aresztował tymczasowo 7 osób. W środę za kraty trafił następny podejrzany. To mieszkańcy Podkarpacia. Wszyscy zajmowali się przemytem papierosów z Ukrainy do Polski. Dodatkowo skupowali je od przyjeżdżających tutaj cudzoziemców i przewozili w głąb kraju. Towar sprzedawali z zyskiem. - Skarb państwa stracił na przestępczej działalności grupy około 500 tysięcy złotych - mówi prokurator Damian Mirecki, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Przemyślu. (Nowiny)

* W poniedziałek minie dwa tygodnie od dnia, gdy 9- letni Kubuś z Przemyśla omal nie utonął w Sanie. Jeszcze teraz jego mama i dziadkowie nie mogą się uspokoić, gdy o tym rozmawiają. Nie wiedzą też, jak wyrazić wdzięczność dla Grzegorza Kurzyńskiego, który uratował chłopczyka.
- Byliśmy z Kubusiem na plaży, na Wilczu - wspomina mama Kuby, Monika Kaczmarczyk. - Obserwowałam synka, bawił się tuż przy brzegu, aż tu nagle zobaczyłam, że tonie - młodej kobiecie nadal trzęsą sie ręce, gdy opowiada o tamtym dramatycznym zdarzeniu. - Usiłował płynąć, uderzał rękoma w wodę i krzyczał, zaczęłam biec ku niemu, na brzegu stała grupka gapiów, ale nikt nie pobiegł ze mną. Wpadłam w panikę - przyznaje po chwili. - Widziałam tylko syna i młodego mężczyznę, który zostawił na wodzie materac, na którym pływał i popłynął ku mojemu dziecku, uratował je. Grzesiek to bohater. - podkreśla pani Monika. - Jaki tam ze mnie bohater - uśmiecha się skromnie 23- letni Grzegorz Kurzyński, przemyslanin. - Każdy zrobiłby to samo - uważa. - Chwała Bogu, że małemu nic się nie stało, no i fajnie, że spotkałem się z rodziną - dodaje. Okazało się bowiem, że mały Kuba to syn...kuzyna Grzegorza. - Nie znaliśmy sie z Moniką, bo nie było mnie dość długo w Przemyślu - opowiada Grzegorz. - Kubusia pamiętam, jako niemowlaka. (Super Nowości)

Nie jeden Przemyśl, a dwa...
* Kto wie, że w Polsce poza miastem Przemyśl - w województwie podkarpackim, jest jeszcze wieś Przemyśl - w województwie wielkopolskim? Drugi Przemyśl to wioska w gminie Sieraków, w powiecie międzychodzkim, w województwie wielkopolskim (dawne poznańskie). W całej gminie Sieraków wszystkich wsi jest 15, a liczba mieszkańców wynosi ok. 8,5 tys. Atutem gminy są jeziora, lasy i plaże. Co wiadomo o samym Przemyślu? Remigiusz Pawelczak, sekretarz gminy, do której Przemyśl należy: - Hm, mamy znacznie ciekawsze wioski, bo ta, szczerze mówiąc, to dwa bloki i jeszcze kilka budynków... Taka trochę zagubiona jest. Ale prześlę wam zdjęcia... Kościoła w Przemyślu nie ma. Do najbliższego, parafialnego, w Sierakowie przemyślanie chodzą albo dojeżdżają kilka kilometrów. Ksiądz proboszcz Zbigniew Woźniak: - To popegeerowska miejscowość. Kiedy zmieniła się nam rzeczywistość, ludzie nie bardzo sobie tam potrafili poradzić... Kiedyś, jak tam po kolędzie chodziłem, odwiedziłem rodzinę z piątką dzieci. Po odliczeniu opłat, zostawało im może z 300 złotych na jedzenie na cały miesiąc. Jak tu dojeżdżać do kościoła, kiedy bilet w jedną stronę dla jednej osoby kosztuje dwa złote? Na całą rodzinę miesięcznie same dojazdy kosztowałyby ich ponad sto złotych!... Teraz już jest trochę lepiej, niektórzy dojeżdżają do pracy do Poznania, to około 70 kilometrów będzie. W sąsiedztwie miastowi zaczynają już wykupywać parcele na letniska i dacze, to też coś się dzieje. Choć ja uważam, że ci miastowi to z innego świata są i czasami więcej zgorszenia czynią niż pożytku. W samej wsi Przemyśl niewiele atrakcji jest. Małą remizkę mają. Mnie ucieszyło, kiedy sami wyszli z inicjatywą i zrobili kapliczkę w takim starym uroczysku. Taką na miarę ich możliwości, ale jednak. Czy są bogobojni? Hm, różnie bywa. Czasami po wsiach gorzej z tą bogobojnością niż w miasteczkach... (Życie Podkarpackie)

2,66 promila i 7 pasażerów w... maluchu!
* Kompletnie pijany był kierowca małego fiata, który wiózł nim 7 osób, w tym 4 dzieci. Policja odebrała mu prawo jazdy i samochód. Pozbawiony zdrowego rozsądku 41-letni mężczyzna stanie przed sądem. W poniedziałek ok. godziny 16.30 policyjny patrol zaciekawił fiat 126 p. jadący ul. Sanocką w Przemyślu. Kierowca miał problemy z prawidłowym prowadzeniem samochodu. Jechał zygzakiem. Funkcjonariusze dali mu sygnał do zatrzymania się, a gdy staneli przy samochodzie zaniemówili ze zdziwienia. Samochodem jechało 7 pasażerów, w tym 4 dzieci. Upchani niczym ryby w puszce. Jako ostatni z "malucha" wygramolił się 41-letni kierowca Józef G. - mieszkaniec podprzemyskich Leszczyn, bezrobotny murarz. Był arogancki. Alkomat wykazał u niego 2,66 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Noc spędził w izbie wytrzeźwień. Wczoraj, kiedy z niej wyszedł odmówił złożenia wyjaśnień i dobrowolnego poddania się karze. Policjanci odebrali mu prawo jazdy, dowód rejestracyjny oraz samochód. Chcą, aby sąd orzekł jego przepadek na rzecz Skarbu Państwa. Mężczyźnie grozi do 2 lat pozbawienia wolności, grzywna i utrata uprawnień do kierowania. Od początku br. podkarpaccy policjanci zatrzymali 5028 pijanych kierowców. Średnio każdej doby łapią ok. 30 amatorów jazdy na dwóch gazach. Zgodnie z najnowszymi wytycznymi Ministerstwa Sprawiedliwości każdy kierujący, który ma powyżej 1 promila alkoholu musi liczyć się z utratą pojazdu. Nie ma znaczenia, czy jest to samochód, rower czy traktor. Na rzeszowskim parkingu policyjnym stoi właśnie 8 skonfiskowanych aut.
- Zatrzymujemy pojazdy pijanych kierowców i będziemy w tym konsekwentni - mówi mł. asp. Paweł Międlar z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie. Ponadto sądy coraz częściej nakazują publikować w gazetach dane personalne pijanych kierowców. (Nowiny)

* W pierwszych dniach lipca zarząd województwa podkarpackiego wybrał projekty, które dostaną dofinansowanie z budżetu państwa. W ubiegłym tygodniu pisaliśmy o 1 mln zł przeznaczonym na remont placu Niepodłegłości. W ramach tej dotacji wyremontowana zostanie również ulica Grodzka oraz Reja. Kolejne projekty, na które miasto dostało pieniądze, to przebudowa budynku Centrum Kształcenia Praktycznego (powstanie profesjonalne zaplecze do nauki zawodu mechanika i technika samochodowego). Kwota dotacji wynosi 200 tys. zł. Remont czeka też przemyski DPS przy ulicy Wysockiego. Na ten cel miasto dostało 500 tys. zł. (Życie Podkarpackie)

* Po 1200 zł płaciły osoby, które chciały pracować w Holandii. Wyjazdy były nielegalne. Pośredniczkami były dwie przemyślanki. Prokuratura postawiła im zarzut usiłowania oszustwa. Chętnych do pacy przy zbiorze pieczarek przemyślanki werbowały w okolicznych wsiach. Na miejscu zwerbowana osoba musiała płacić jeszcze za wyżywienie i nocleg. Znaczna część osób nie odrobiła zainwestowanych pieniędzy. Zdarzali się nawet tacy, którzy zapłacili, lecz nie wyjechali. Potem nie mogli odzyskać pieniędzy. (Nowiny)

* W piątek 21 lipca do aresztu trafili: 27-letni mieszkaniec Przemyśla i jego 36-letni krewny, mieszkający w jednej z podprzemyskich miejscowości. Pierwszemu postawiono zarzut przechowywania materiałów pornograficznych z udziałem dzieci, drugiemu wykonywanie i rozpowszechnianie dziecięcej pornografii. Pierwszego z nich, 27-latka, policjanci z sekcji kryminalnej KMP w Przemyślu zatrzymali w momencie, kiedy w jednym z zakładów fotograficznych odbierał zlecone tam do wywołania zdjęcia, przedstawiające nieletnią w typowo pornograficznych pozach. Okazało się, że autorem tych odrażających fotografii jest jego 36-letni krewny, mieszkający w jednej z wiosek powiatu przemyskiego. Policjanci ustalili, że mniej więcej przed miesiącem 36-latek zwabił do swojego domu 11-letnią dziewczynkę z tej samej miejscowości i przekonał ją, by uczestniczyła w "rozbieranej" sesji zdjęciowej. Na podstawie dotychczasowych ustaleń można podejrzewać, że nie była to jedyna sesja, którą mężczyzna zaaranżował z udziałem nieletnich dziewcząt. Na razie nie wiadomo, czy wykonywał on i kolekcjonował takie zdjęcia wyłącznie do swojego użytku, czy też rozpowszechniał je na przykład w Internecie. W prokuraturze poinformowano nas, że sprawa ma charakter rozwojowy. Art. 202 par. 4 kk - Kto utrwala treści pornograficzne z udziałem małoletniego poniżej lat 15 podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10. Par. 4a - Kto sprowadza, przechowuje lub posiada treści pornograficzne z udziałem małoletniego poniżej lat 15 podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5. (Życie Podkarpackie)

Oburzeni niskim wyrokiem...
* Niedoszli lokatorzy Spółdzielni Mieszkaniowej Locum są oburzeni. Stracili oszczędności całego życia, a ukarana za to niską karą została tylko jedna osoba. Pod koniec lat 90. Locum chciało budować domki jednorodzinne w atrakcyjnej części miasta, przy ul. Monte Cassino. Szybko znaleźli kilkunastu chętnych, którzy wpłacili od 40 do 100 tys. złotych. Z budowy nic nie wyszło. Postawiono jedynie fundamenty i kilka metrów ścian. W 2001 r. niedoszli lokatorzy złożyli do przemyskiej prokuratury zawiadomienie o popełnieniu oszustwa. Twierdzili, że winny marnotrawstwa ich pieniędzy jest dziesięcioosobowy zarząd spółdzielni oraz główna księgowa. Ostatecznie wyrok dostał tylko prezes Locum, Kazimierz S. Sad Rejonowy uznał, że prezes oszukał na kwotę 880 tys. złotych i skazał go na rok i trzy miesiące pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata oraz 3 tys. złotych grzywny.
- To skandal! Przede wszystkim dlatego, że nie tylko ten człowiek powinien odpowiadać przed sądem. Przecież w pojedynkę nie mógł zrobić przekrętu na milion złotych. Poza tym ten wyrok to kpiny, jest zdecydowanie za niski - mówi jeden z lokatorów. Nie chce podać nazwiska. Wyrok nie jest prawomocny. Prokurator na razie nie wie, czy będzie się odwoływać. Mieszkańcy, którzy potracili majątki, mogą próbować je odzyskać od Kazimierza S., kierując przeciwko niemu sprawy cywilne.
- Raczej nikt nie będzie składać powództwa cywilnego. Po pierwsze dlatego, że to ogromne koszty sądowe. Po drugie, ten człowiek oficjalnie nie ma żadnego majątku - mówi poszkodowany. (Nowiny)

J A R O S Ł A W

Dalsze zarzuty dla byłego rektora...
* Antoni Jarosz, były rektor Państwowej Szkoły Zawodowej w Jarosławiu swoją kampanię wyborczą finansował z pieniędzy uczelni. W piątek rozpoczyna się kolejny proces o jego nadużycia finansowe w PWSZ. Lista oskarżeń pod adresem Antoniego Jarosza rośnie. W piątek jarosławski sąd ponownie zajmie się sprawą bezprawnego pobrania przez eksrektora ponad 230 tys. zł z uczelni i grożenia dziennikarce lokalnego tygodnika. Oskarżony, który przebywa w krakowskim areszcie, zwykle mdleje podczas konwoju i nie dojeżdża na proces. Kolejna lista zarzutów pod adresem Jarosza czeka do rozpatrzenia w sądzie rzeszowskim. Po kontroli NIK w PWSZ są kolejne zarzuty. Okazało się, że Jarosz wydatki związane z kampanią wyborczą w 2005 r. pokrywał z konta uczelni. Spoty reklamowe, druk i rozsyłanie "Niezależnej Gazety Studenckiej", banery i inne wydatki wyborcze kosztowały prawie 50 tys. zł. Były rektor przetrzymywał również na prywatnym koncie pieniądze uczelni. (Nowiny)

Oficjalna delegacja czy wakacje burmistrza?
* Po co burmistrz J. Dąbrowski poleciał do Orange w południowej Francji, partnerskiego miasta Jarosławia, w środku lata i to na tydzień? Zwłaszcza że kilka miesięcy wcześniej miasto to odwiedzili wiceburmistrz i naczelnik oświaty. Do Orange burmistrz Janusz Dąbrowski poleciał w piątek, 14 lipca, wraz z córką, naczelnikiem wydziału obywatelskiego Janem Starostem oraz z tłumaczką i jej mężem. W sumie pięć osób. Burmistrz tłumaczy, że tylko on, naczelnik i tłumacz lecieli na koszt miasta, a cena biletów lotniczych wyniosła niecałe 3 tys. zł. Zapewnia przy tym, że pobyt w Orange pokryły miejscowe władze, na których zaproszenie jarosławska delegacja poleciała. - Jaki był cel wizyty? - Gospodarczy - odpowiada burmistrz. Twierdzi, że podczas tego siedmiodniowego pobytu uczestniczył w wielu międzynarodowych spotkaniach, nawet z Libańczykami. - Dlatego zabrałem ze sobą naczelnika Starosta, który odwiedzał już z samorządową delegacją miasto Orange, zna już ludzi, a poza tym biegle mówi po angielsku, trochę po niemiecku i francusku - dodaje. Czy rzeczywiście efekty tej kolejnej wizyty, tym razem w dość zastanawiającym składzie, będą widoczne? Odpowiedzi na to pytanie domagali się radni podczas poniedziałkowej sesji rady miasta. Wiceprzewodniczący rady Wacław Spiradek nie potrafił zrozumieć, dlaczego przedsiębiorców reprezentował naczelnik od spraw obywatelskich. W kuluarach radni podkreślali, że naczelnik J. Starost poleciał do Orange w nagrodę za czteroletnie udzielanie korepetycji z angielskiego burmistrzowi i jego zastępcy T. Pijanowskiemu w godzinach ich urzędowania. (Życie Podkarpackie)

* Przerwany impas w sprawie budowy nowego obiektu Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Jarosławiu. W miejsce wznosoznego nielegalnie przez byłego rektora kościoła powstanie centrum akademickie i kaplica. Antoni Jarosz, były rektor PWSZ, rozpoczął budowę samowolnie. Gdy postawił fundamenty, sprawa dotarła do powiatowego nadzoru budowlanego. Wtedy Jarosz załatwił pozwolenie na budowę Centrum Kultury Akademickiej. Pozwolenie wydano w lutym 2004 roku. Chociaż formalnie powstawało centrum akademickie, Jarosz ogłaszał wszędzie, że buduje kościół dla dwóch wyznań, dla katolików i grekokatolików. Przeprowadzane w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej kontrole ministerialne nie zgłaszały zastrzeżeń do prowadzonej budowli. Niektórzy uważają, że ministerstwo dawało Jaroszowi cichą zgodę. Pracownicy uczelni mówią z kolei, że prowadził on budowę posługując się dwoma planami. W oficjalnym dokumencie było centrum, a w dokumencie służącym do realizacji był z kolei kościół. Gdy w pierwszym piśmie była zaznaczona scena, to w drugim ołtarz. Po prawie dwóch latach budowy, pod koniec sierpnia 2005 r. ministerstwo edukacji zgodnie z zaleceniami NIK wstrzymało prace, zakazując Jaroszowi budowy kościoła z publicznych pieniędzy. Budowa pochłonęła już wtedy ponad milion zł. Pieniądze pochodziły z niewypłaconych pracownikom podwyżek, dodatków i nagród oraz studenckich stypendiów. Przed takim problemem stanęły nowe władze uczelni. Rektor PWSZ Roman Fedan postanowił dokończyć inwestycję zgodnie z pozwoleniem, z tym że chce połączyć funkcję świecką obiektu z religijną.
- Wystąpiliśmy o pieniądze na wykończenie budynku. Jest propozycja, by przenieść do niego funkcjonującą przy ul. Pruchnickiej kaplicę akademicką. W dolnej części budynku działałaby kaplica, a w górnej części Centrum Kultury Akademickiej. Swoje siedziby miałyby w nim uczelniane zespoły artystyczne i chór, mieściłaby się też sala wystawiennicza - mówi Marian Janusz, rzecznik prasowy rektora. Koszt całej inwestycji wyniesie ponad 3 mln. zł. Budynek zostanie częściowo przeprojektowany, zmiana dotyczy dachu, który ma sakralny charakter. (Nowiny)

R E G I O N

Uczniowie w mundurki...
* Minister edukacji chce, by uczniowie - i to już od podstawówki - obowiązkowo nosili mundurki. Jeszcze nie wiadomo, kto będzie o tym decydował - dyrektor szkoły czy rada rodziców. Minister Giertych zapowiedział zmiany w ustawie oświatowej i Karcie Nauczyciela. Chce zdyscyplinować uczniów. Mają temu służyć m.in. monitoring, zabezpieczenie szkolnych komputerów, prawna ochrona nauczycieli przed przemocą a także - jednolite stroje, którymi mają się wyróżniać uczniowie danej szkoły. Ten ostatni pomysł już wywołuje kontrowersje.
- Mam mieszane uczucia i nie wiem, jak głosowałbym w tej sprawie - przyznaje Marek Toropolski, ojciec czwórki dzieci, który przez 14 lat przewodniczył Radzie Rodziców w Szkole Podstawowej nr 14 w Krośnie. - Z jednej strony uniform to nic złego. Skoro może go nosić pielęgniarka, strażnik miejski czy listonosz to dlaczego uczeń ma się przed nim bronić? Z drugiej strony - bardziej niż protest dzieci, jestem skłonny rozumieć racje rodziców. I tak mają sporo wydatków na początku roku szkolnego. Książki, buty, obowiązkowe składki, teraz dojdzie jeszcze kupno mundurka. Lepszym rozwiązaniem jest wprowadzenie obowiązkowych tarcz - prawie nic nie kosztują a też wyróżniają uczniów danej szkoły. Marta Węgrzyn, mama 13-letniej Katarzyny, która od września zacznie naukę w gimnazjum nie widzi w mundurkach nic złego. - Moje pokolenie chodziło do szkoły w fartuszkach z białym kołnierzykiem i to było dla nas normalne. Szkoła nie była miejscem rewii mody czy rozrywki, ale nauki i jednolite stroje to podkreślały. Kasia mówi, że nie będzie protestować przeciwko mundurkom, jeśli w jej szkole takie będą obowiązywać.
- Ale każdy uczeń powinien mieć szafkę, żeby się przebrać i po lekcjach założyć "cywilny" strój. Jeśli po szkole pójdę do koleżanki czy na zakupy, niekoniecznie chcę "paradować" w mundurku. Przeciwnikami szkolnych uniformów są 13-letni Maciek Bąk, jego o rok młodszy brat Łukasz, uczeń VI klasy oraz ich kolega - 10-latek Rafał Kolanko.
- Mundurki są sztywne, wolimy chodzić do szkoły luźno ubrani, tak jak do tej pory. Zwykły strój też może być skromny. Wystarczy, że dyrektor zabroni "irokezów", makijażu czy ekstrawaganckich kolczyków - twierdzi Maciek. Zwolennikiem szkolnego luzu jest Stanisław Urbowicz, dyrektor gimnazjum nr 5 w Krośnie.
- Mundurki to nie jest dobry pomysł. Uczniowie go nie zaakceptują, osobiście też uważam, że nie ma sensu wracać do tego, co już było. Ale jeśli rodzice będą innego zdania, podporządkuje się ich decyzji. (Nowiny)

* Przejście graniczne dla pieszych w Medyce nie spełnia norm unijnych. Jeśli nie zostanie zmodernizowane, grozi mu zamknięcie z chwilą przystąpienia Polski do układu z Schoengen. Jarosław Kosoń z Podkarpackiego Urzędu Wojewódzkiego zapewnia, że do października tego roku przejście zostanie dostosowane do standardów unijnych. Międzynarodowe przejście dla pieszych w Medyce otwarto 1 kwietnia 1998 r. Już po kilku dniach okazało się, że jego infrastruktura nie zapewni ani służbom granicznym, ani samym piechurom odpowiednich warunków odprawy. Projekt zakładał bowiem obsłużenie w ciągu doby 2 tys. osób, a jest ich średnio sześciokrotnie więcej.
- Obecna infrastruktura, niezmienna od ponad ośmiu lat, uniemożliwia zapewnienie bezpieczeństwa przekraczającym granicę. Żeby zaprowadzić porządek, musielibyśmy skierować w to miejsce co najmniej pięćdziesięciu funkcjonariuszy Straży Granicznej. Nie rozumiem, dlaczego ci ludzie cały czas się przepychają. Stąd nieustanne krzyki - mówi ppłk Bogusław Ślazyk, komendant Placówki Straży Granicznej w Medyce. - Takie obrazki negatywnie wpływają na wizerunek naszego kraju. Przejście w Medyce przekraczają przecież nie tylko Polacy i Ukraińcy, ale również obywatele państw Unii Europejskiej, a nawet Stanów Zjednoczonych. Niemożność zapewnienia bezpieczeństwa osobom przekraczającym granicę - to jeden z najpoważniejszych mankamentów przejścia w Medyce. Poza tym brakuje wydzielonych pasów ruchu dla obywateli UE i z innych państw oraz zadaszenia nad ciągami pieszymi. Oddzielną kwestię stanowią same odprawy celno-paszportowe w pawilonie. Na wejście do Polski są tylko dwa stanowiska kontrolerskie i tyle samo na wyjście. Z braku miejsca nie można uruchomić dodatkowych. Na domiar złego, obiekt nie jest klimatyzowany. W październiku przejścia graniczne na wschodzie Polski będą wizytować przedstawiciele Komisji Europejskiej. To w Medyce również. Wówczas okaże się, czy będzie mogło nadal funkcjonować po przystąpieniu naszego kraju do układu z Schoengen.
- Chcemy do tego czasu gruntownie zmodernizować to przejście. Podwyższymy ogrodzenie, by zlikwidować proceder przerzucania towarów na drugą stronę. W ciągu pieszym, który znajdzie się pod dachem, spowolnimy ruch poprzez ustawienie przegród i kołowrotków. Zamierzamy też zamontować dodatkowe kamery, monitorujące teren przyległy do pawilonu odpraw. Po modernizacji będą w nim trzy stanowiska odpraw: dla osób pochodzących z krajów Unii Europejskiej, spoza niej oraz dla niepełnosprawnych. Mamy przewidziane na to pieniądze w budżecie wojewody - zapewnia Jarosław Kosoń, zastępca dyrektora Wydziału Rozwoju Regionalnego PUW. (Super Nowości)

Atak LPR na supermarkety...
* Posłowie LPR chcą zakazać handlowania w niedzielę. Ale tylko w dużych supermarketach. Mniejsze sklepy, które zatrudniają nie więcej niż 9 osób mogłyby w święto sprzedawać bez ograniczeń. Z pomysłu LPR cieszą się mali sklepikarze i część ekonomistów, mniej zadowoleni są klienci.
- To jakaś paranoja. W soboty i niedziele dorabiam w Tesco, bo właśnie wtedy brakuje tam etatowych pracowników. - mówi Karolina, studentka prawa Uniwersytetu Rzeszowskiego.
- Ten pomysł nie jest dobry dla studentów, którzy zarabiają np. na wakacje. Politycy LPR uważają, że handel trzeba ograniczyć, bo pracownicy sklepów mają prawo do spędzenia niedziel z rodzinami. Ich pomysł popiera też PiS. Jednak już pojawiają się pytania, dlaczego Liga w różny sposób traktuje pracowników. Ci z hipermarketów mają mieć czas dla rodzin, ci z małych sklepów już nie.
- W dużych sklepach ludzie są zmuszani do pracy w niedzielę. Zostawiliśmy furtkę dla małych sklepów, bo one mają charakter rodzinny i tam nie ma takiego przymusu - mówi poseł Halina Murias z LPR. Murias dodaje, że jej partia jest przeciwna niedzielnym zakupom, bez względu na wielkość sklepu. Dlatego być może furtka dla drobnych handlowców zostanie wykreślona w czasie prac w komisjach sejmowych. Pomysł budzi emocje nie tylko wśród polityków.
- Zamykanie supermarketów w niedziele, to skrajny idiotyzm - twierdzi Małgorzata Schwarz-Mikuła z Rzeszowa, którą spotkaliśmy w sklepie. - Niech politycy pozostawią mojemu sumieniu kiedy mam robić zakupy. Co innego mówią handlowcy. - Cieszy mnie ten projekt - oponuje Andrzej Stanek, współwłaściciel sklepu "Polonez" w Rzeszowie. - Duże centra wyeliminowały małe sklepy. Gdy będą zamknięte w niedziele, klienci będą kupować w osiedlowych sklepach. (Nowiny)

Kronika kryminalna

* W dniu 24.07.2006 na ulicy Leszczyńskiego w Przemyślu 53 letni mieszkaniec Przemyśla, w swoim mieszkaniu w zamkniętym od wewnątrz pokoju, używając noża kuchennego, przeciął sobie tętnicę szyjną, doprowadzając tym do wykrwawienia organizmu a następnie zgonu. Wykluczono działanie osób trzecich. Na polecenie Prokuratora, zwłoki przewieziono do Prosektorium.

* W nocy z 26/27 bm. nieznany sprawca uszkodził skrzynkę licznikową i urządzenia licznika poboru energii elektrycznej dla sygnalizacji świetlnej sterującej ruchem drogowym, powodując straty w wysokości 1000 zł na szkodę Zarządu Dróg Miejskich w Przemyślu.

* W dniu 27.07.2006 godz. 10:30 na ul. Franciszkańskiej w Przemyśl nieznany sprawca wykorzystując nieuwagę personelu sklepu firmowego Plus GSM w Przemyślu, dokonał kradzieży telefonu kom. marki Motorola L 6, powodując straty w wysokości 469 zł na szkodę w/w sklepu.

* W dniu 26.07.2006 godz. 04:30 na ul. Jagiellońskiej w Przemyślu nieznany sprawca, po doprowadzeniu mieszkankę Przemyśla do stanu bezbronności, popychając oraz kopiąc, wyrwał jej torebkę z telefonem komórkowym i pieniędzmi w kwocie 10 zł., oraz innymi drobnymi rzeczami, łącznej wartości około 450 zł. W wyniku penetracji terenu, policjanci odnaleźli torebkę oraz inne drobne przedmioty wartości 70 zł.

* W dniu 26.07.2006 godz. 12:50 na ul. Rokitniańskiej policjanci miejscowej KMP na gorącym uczynku zatrzymali 40 letniego mieszkańca Przemyśla, który wspólnie z innym nieustalonym do chwili obecnej mężczyzną, szarpiąc i przytrzymując za ręce mieszkańca Ostrówa, pow. Przemyśl, doprowadzili go do stanu bezbronności, a następnie skradli mu telefon komórkowy.

źródło: www.podkarpacka.policja.gov.pl

Reklama