Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 13.02-19.02.2006 r.

Przemyśl

Wiceprezydent już z maturą
* W czasie egzaminu dojrzałości Ryszard Lewandowski z polskiego dostał 3, z pozostałych przedmiotów 5. Teraz wybiera się na studia.
– Szczerze mówiąc, zrobiłem to z pobudek ambicjonalnych – przyznaje Ryszard Lewandowski, sprawujący do niedawna urząd wiceprezydenta z wykształceniem średnim (bez matury). O sprawie głośno było wielokrotnie, głównie z inicjatywy radnego Rafała Oleszka, który zarzucał wiceprezydentowi łamanie prawa. Chodziło o przepis, mówiący, iż wyżsi urzędnicy samorządowi winni legitymować się wyższym wykształceniem. Tymczasem prezydent Robert Choma twierdził, że przepis zaczął obowiązywać już po powołaniu Ryszarda Lewandowskiego na stanowisko wiceprezydenta i zgodnie z zasadą, że prawo nie działa wstecz, nie można się w tym przypadku dopatrywać jakiegokolwiek łamania prawa.
Sam R. Lewandowski twierdził wówczas, że nie ma sensu nadrabiać braków w wykształceniu, lepiej zająć się pracą na rzecz miasta. Natomiast rady Rafał Oleszek wciąż domagał się wyjaśnienia sprawy. Ostatecznie spór wylądował w wojewódzkim sądzie administracyjnym, ale werdyktu jeszcze nie ma. Tymczasem po mieście gruchnęła wieść, że Ryszard Lewandowski... zdał maturę! – Faktycznie – przyznaje wiceprezydent. – Bo już mi dokuczył cały ten medialny szum. Szczerze mówiąc, zrobiłem to z pobudek ambicjonalnych! Zdawałem w styczniu, w Centrum Kształcenia Praktycznego. Razem ze mną jakieś 120 osób. Drugą pogłoskę, o tym jakoby podjął studia w przemyskiej Wyższej Szkole Gospodarczej (tam, gdzie braki w wykształceniu uzupełniała m.in. posłanka Zbyrowska z Samoobrony), wiceprezydent Lewandowski potwierdza jedynie częściowo: – Skąd! W każdym razie nie tam! Być może rozpocznę studia jesienią, ale raczej w PWSZ, na wydziale polityki regionalnej. (Życie Podkarpackie)

* Już prawie pięćdziesiąt tysięcy osób z terenu archidiecezji przebywa poza swoim stałym miejscem zamieszkania, pracując za granicą. W niektórych przypadkach jest to pobyt sezonowy (kilkumiesięczny), a w niektórych nawet kilkuletni. Takimi danymi, obrazującymi rozmiary emigracji zarobkowej w 2005 roku, dysponuje Wydział Duszpasterski Kurii Metropolitalnej. Niepokoić mogą też inne liczby pokazujące niekorzystne tendencje demograficzne w tej części woj. podkarpackiego. Spośród 41 dekanatów archidiecezji przemyskiej, aż w piętnastu w ubiegłym roku odnotowano mniej chrztów niż pogrzebów. W skali całej archidiecezji z roku na roku spada liczba noworodków, a wzrasta liczba zgonów. Na koniec 2005 roku różnica między liczbą dzieci ochrzczonych, a liczbą wszystkich osób zmarłych wyniosła zaledwie plus 368. (Nowiny)

Przemyski Przegląd Kulturalny
* Mamy w Przemyślu nowe pismo poruszające tematy kulturalne. Ukazał się właśnie pierwszy numer Przemyskiego Przeglądu Kulturalnego. Przemyski Przegląd Kulturalny jest kwartalnikiem wydawanym przez Przemyską Bibliotekę Publiczną im. Ignacego Krasickiego. Na łamach periodyku znajdą się teksty dotyczące literatury, sztuk plastycznych, teatru i muzyki. W pierwszym numerze to właśnie muzyce poświęcono sporo miejsca. I to nie tylko muzyce klasycznej, ale i jazzowi. Niedawno bowiem mieliśmy dwa jazzowe festiwale o dość znacznej randze. Poczesne miejsce zajmuje literatura. Działowi poświęconemu książkom szefuje dr Andrzej Juszczyk z PWSZ w Przemyślu. W kwartalniku jest miejsce i na recenzje, i na rozmowę o literaturze i na informacje o wydarzeniach literackich, jak choćby o pierwszym spotkaniu Klubu Literacko-Artystycznego "Dziupla". W inauguracyjnym numerze znajdujemy kilka ciekawych recenzji książek, m.in. laureatki nagrody Nike Jadąc do Babadag Andrzeja Stasiuka, obok której zamieszczono rozmowę z prof. Jerzym Jarzębskim o tej właśnie książce. Sekretarz redakcji PPK Wojciech Kalinowski podkreśla, że na literaturę celowo kładziony jest duży nacisk, gdyż wydawcą jest biblioteka, a więc instytucja zajmująca się książką. Miłośników muzyki zainteresują też na pewno zgrabnie i z polotem napisane przez Piotra Bałajana omówienia nowości na rynku fonograficznym. O muzyce klasycznej pisze z kolei Adam Erd, który współpracuje także z naszą redakcją, recenzując koncerty, a o jazzie – Wojciech Kalinowski, znany m.in. jako autor "Klubu Jazzowego Radia HOT". W periodyku jest miejsce i na inne formy, takie jak felieton. Pismo jest adresowane do szerokiej grupy odbiorców, ludzi zainteresowanych kulturą. (Życie Podkarpackie)

* Zaawansowanie prac modernizacyjnych w pięciu obiektach , znajdujących się na terenie Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej w Przemyślu, rokuje urządzenie w nich już w listopadzie tego roku strzeżonego ośrodka dla cudzoziemców i aresztu dla osób oczekujących na wydalenie z Polski. Inwestycja będzie kosztować blisko 11 mln zł, z czego prawie 2,2 mln euro stanowić ma dotacja z budżetu Unii Europejskiej. W kompleksie obiektów będzie kilkadziesiąt pomieszczeń dla mężczyzn, kobiet i rodzin, które nielegalnie przedostały się do Polski przez "zieloną granicę". W oddzielnym budynku mają być przetrzymywani cudzoziemcy wobec których zapadła decyzja o wydaleniu z naszego kraju. W ośrodku będzie mogło przebywać równocześnie 200 osób. Dla nich urządzana jest również obszerna stołówka z zapleczem kuchennym oraz gabinet lekarski.
– Niektórzy z imigrantów mają odmrożone kończyny, są wśród nich także kobiety w ciąży i musimy otoczyć ich natychmiastową opieką medyczną – mówi por. Elżbieta Pikor, rzeczniczka Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej. Problem nielegalnej imigracji zorganizowanej wciąż istnieje, nie brakuje też ryzykantów, którzy bez przewodników podejmują próby przedostania się do Polski przez "zieloną granicę" z Ukrainą. Tylko w zeszłym miesiącu, na odcinkach chronionych przez placówki SG w Kalnikowie i Korczowej zatrzymano trzydziestu ośmiu cudzoziemców, głównie Mołdawian.
– Gdy chodzi o grupy zorganizowane, to najliczniej są w nich reprezentowani Wietnamczycy – dodaje por. E Pikor. – W swoim kraju płacą po kilka tysięcy za przerzut do Polski. Najpierw trafiają do Moskwy. Tam są dzieleni na małe grupy i przewożeni na granicę polsko-ukraińską, gdzie czekają na sprzyjające warunki do nielegalnego przekroczenia. Decydują o tym różne czynniki. Niektórzy liczą na przykład, że w okresie świąt czujność naszych służb jest nieco uśpiona. W strzeżonym ośrodku dla cudzoziemców w Przemyślu będą przebywać także imigranci, którzy złożą na granicy wniosek o przyznanie statusu uchodźcy. Później, w zależności od podjętych wobec nich postanowień, będą umieszczani w placówkach otwartych lub deportowani do swych krajów. Wczoraj Tadeusz Nierada, nadzorujący prace budowlane i instalacyjno-montażowe w powstającym na terenie BOSG ośrodku zapewnił nas, że na koniec października tego roku kompleks będzie gotowy na przyjęcie pierwszych imigrantów. (Super Nowości)

Stok będzie na plusie
* Jak twierdzi dyrektor POSiR-u Mariusz Zamirski, w sezonie zimowym przemyska kolejka bez trudu zarobi na swoje utrzymanie. Gorzej może być latem. Jakie są dziennie wpływy do kasy wyciągu szef POSiR-u oficjalnie mówić nie chce ze względu na bezpieczeństwo pracowników kas. Wiadomo, że niemałe, szczególnie w czasie ferii czy weekendów. Po zakończeniu sezonu zakład budżetowy, który zarządza wyciągiem, przedstawi szczegółowy raport finansowy radzie miasta i prezydentowi. Mariusz Zamirski, dyrektor POSiR-u: – Ale już dziś, po miesiącu działalności, możemy powiedzieć, że przy sezonie średniej długości, na przykład trzymiesięcznym i zimie chociażby takiej jak tegoroczna, dochody z wyciągu spokojnie pokryją wszelkie wydatki związane z jego funkcjonowaniem, takie jak pensje obsługi, koszty oświetlenia czy naśnieżania. Mówię to na podstawie dość krótkiego okresu czasu działalności nartostrady, nie poprzedzonego właściwie żadną mocniejszą promocją. Brak promocji, jak twierdzi M. Zamirski, był zamierzony: inwestycja jest nowa, trzeba się jej "nauczyć", a potem zapraszać tłumy. Ile konkretnie zarobił wyciąg w ciągu pierwszego miesiąca trudno ustalić, ponieważ kolejka to jeden z kilku zarządzanych przez POSiR obiektów. Nieoficjalnie mówi się o kwocie około 500 tysięcy złotych. Nikt jednak jej nie potwierdzi, póki nie będzie oficjalnego raportu.
– Ale musimy się poważnie zastanowić nad sezonem letnim. Igielit jest kosztowny, a nie zawsze cieszy się popularnością. Ważne więc będzie w miarę szybkie zaproponowanie oferty letniej: rowery, restauracja na górze itp. (Życie Podkarpackie)

* Ogólnopolską akcję "Nie daję/Nie biorę łapówek" zainicjował warszawski ruch Normalne Państwo (informacje na temat akcji i organizacji na: www.normalne.pl). Przedstawicielem ruchu na Przemyśl jest Bogusław Nowak, przemyski gastronomik, który zasłynął nieskutecznym referendum w sprawie odwołania rady miasta poprzedniej kadencji, a ostatnio procesem sądowym, który wytoczył mu wiceprezydent Wiesław Jurkiewicz. Był również jednym z kandydatów na prezydenta miasta, a w czasie kampanii wyborczej publicznie przyznał się do pracy w służbie bezpieczeństwa. Akcja "Nie daję/Nie biorę łapówek" ma na celu walkę z korupcją. Bogusław Nowak twierdzi, że nigdy ich nie dawał. Uważa również, że proces o zniesławienie, jaki wytoczył mu wiceprezydent (ostatnio postępowanie warunkowo umorzono z jednoczesnym obowiązkiem zamieszczenia przeprosin w prasie, ale Nowak złożył apelację), ani też poprzednie zawodowe zajęcia w żaden sposób nie deprecjonują go jako kandydata na przedstawiciela ruchu. Co więcej – uważa, że ma moralne prawo do przyłączenia się do tej akcji. Dodaje, że nie jego osoba jest w niej najważniejsza, ale idea – czyli walka z korupcją. W najbliższym czasie Bogusław Nowak zamierza zainteresować akcją władze miasta Przemyśla. (Życie Podkarpackie)

Szansa na milion złotych...
* Jeśli sejm nie odrzuci senackiej poprawki, miasto wyremontuje najbardziej zabytkowe kamieniczki. Poprawkę do budżetu zgłosił senator Andrzej Mazurkiewicz z Jarosławia. Senat uwzględnił zmianę, tym samym Przemyśl ma szansę otrzymać 1 milion złotych na renowację starówki. Sprawa nie przeszła jednak jeszcze przez sejm. Jeśli pieniądze zostaną miastu przyznane, remontowane będą zabytkowe kamienice. Z informacji uzyskanych w przemyskim magistracie wynika, że najprawdopodobniej będą to najpilniej wymagające renowacji budynki z ulic Kazimierza Wielkiego i Franciszkańska oraz Rynku. (Życie Podkarpackie)

* XIV Światowy Dzień Chorego, który obchodziliśmy niedawno (w piątek 10 bm.) był okazją do spotkania przedstawiciela Straży Pożarnej oraz Grupy Ratowników PCK z dziećmi przebywającymi na leczeniu na oddziałach pediatrycznym i chirurgicznym Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu. Goście ostrzegali małych pacjentów przed różnymi niebezpieczeństwami, na które można się narazić przez nieostrożność oraz przybliżyli zasady udzielania pierwszej pomocy. Czwartkowe (9 bm.) spotkanie, które odbyło się w świetlicy szkolnej funkcjonującej przy szpitalu "dziewiątki" było już szóstym z kolei zorganizowanym z okazji Światowego Dnia Chorego. Dzieci oraz ich rodzice mogli sporo dowiedzieć się o zasadach postępowania w sytuacji zagrożenia, na przykład o tym, jak precyzyjnie podawać informacje. o osobach, które mogą znajdować się w zawalonym budynku, zachowaniu się podczas oczekiwania na ratowników i po ich przybyciu, a także na temat krwiodawstwa, młodzieżowej grupy ratowniczej i podejmowanych przez nią działaniach. Nie obyło się bez konkursu wiedzy pożarniczej, a także bez upominków w postaci uroczych ''pluszaków'' i pamiątkowych drobiazgów. Dzieci otrzymały także informator dotyczący zapobiegania wypadkom. Realizatorami akcji byli: Zdzisław Wójcik, prezes Klubu Honorowych Dawców Krwi PCK "Płomyk" działającego przy Komendzie Miejskiej PSP w Przemyślu oraz Łukasz Szaruga, obecnie studiujący na Politechnice Śląskiej w Gliwicach, Angelika Radymska i Barbara Pomykalska – uczennice klas maturalnych Zespołu Szkół Technicznych w Przemyślu. (Super Nowości)

Aikido dla wszystkich...
* Rusza klub aikido prowadzony przez wolontariusza z Japonii, trenera Toshimi Kanagawa. Zapisać może się każdy, bo to sztuka walki niewymagająca szczególnych warunków fizycznych. W sali gimnastycznej II Liceum Ogólnokształcącego kilkuset uczniów. Chłopcy i dziewczyny. Pośrodku kilkanaście mat, oryginalnych, specjalnie sprowadzonych z Japonii. O zaletach aikido mówią i pokazują chwyty mistrzowie z warszawskiego Klubu Aikido Soto Aleksandra i Tomasz Sowińscy, Małgorzata i Piotr Kułagowie oraz Toshimi Kanagawa. Organizatorem pokazu jest działające w Przemyślu Centrum Kultury Japońskiej. Pani Aleksandra mówi, że aikido nie uczy agresji. Nie trzeba mieć dużo siły, aby ją uprawiać i szczególnych predyspozycji fizycznych. Udowodniła to podczas pokazów w sali. Z mężem, rosłym mężczyzną, radziła sobie bez problemu. On udawał atakującego. Gdy tylko chciał uderzyć, to w ułamku sekundy lądował na macie. Na macie drobne kobiety bez problemu radzą sobie z rosłymi mężczyznami. Oni udają napastników i próbują je atakować na różne sposoby. W ułamku sekundy bezwładnie fruwają w powietrzu i lądują na materacu.
- To sztuka samoobrony. Jej ćwiczenie poprawia kondycję fizyczną, dodaje pewności siebie i kształtuje charakter człowieka - mówi pan Toshimi. Do Przemyśla przyjechał z japońskiego miasta Kitaushu. Jest wolontariuszem, działa w ramach rządowej, japońskiej organizacji JICA. Przez dwa lata będzie pracował w przemyskim Centrum Kultury Japońskiej, któremu szefuje Iga Dżochowska, prezes Fundacji Polsko - Japońskiej Yamato. Kanagawa będzie prowadził klub aikido.
- Różne osoby przychodzą się zapisywać. Dziewczyny i chłopcy, kobiety i mężczyźni. Aikido jest bardzo popularne w Japonii. Myślę, że niebawem w Przemyślu ruszymy z regularnymi zajęciami - mówi trener Kanagawa. (Nowiny)

* Trwają przygotowania do Międzynarodowego Forum Gospodarczo-Ekologicznego, które odbędzie się w maju. W związku z tym do Przemyśla przyjechał prof. Teruji Suzuki – dyrektor merytoryczny forum, ekonomista oraz ekspert prawa międzynarodowego i inwestycji zagranicznych. Międzynarodowe Forum Gospodarczo-Ekologiczne, którego organizatorami są Fundacja Polsko-Japońska "Yamato" oraz Centrum Kultury Japońskiej w Przemyślu odbędzie się w 12 – 14 maja. Uczestnikami będą naukowcy i praktycy z czterech krajów: Japonii, Polski, Słowacji i Ukrainy, w sumie ok. 40 osób. Podczas konferencji zostaną poruszone tematy ekonomiczne, gospodarcze i ekologiczne. W części poświęconej ekologii mowa będzie m.in. o ratowaniu lasów, parków miejskich i zieleni miejskiej. Gospodarczy dział ma dotyczyć także możliwości inwestowania japońskich firm w Polsce, na Słowacji i Ukrainie. Profesor Teruji Suzuki, który odwiedził Przemyśl w związku z przygotowaniami do forum, jako przykład przywołuje Dolny Śląsk oraz graniczące z nim Czechy, gdzie firmy rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni inwestują po obu stronach granicy. Iga Dżochowska, prezes Fundacji Polsko-Japońskiej "Yamato" twierdzi, że problematyka gospodarcza jest również bliska jej sercu. – Kulturę japońską zaczęłam promować czternaście lat temu. Szacunek dla innego narodu wiąże się z poznaniem jego kultury, ale chciałabym również, by zaczęła tu funkcjonować jakaś japońska firma, zwłaszcza że region jest biedny, a bezrobocie duże – mówi Iga Dżochowska. O takiej możliwości przekonany jest także prof. Teruji Suzuki. (Życie Podkarpackie)

J A R O S Ł A W

Utajnione delegacje
* Burmistrz Jarosławia, radni i urzędnicy wyjeżdżają na zagraniczne delegacje służbowe. Jan Walter, wiceprzewodniczący Rady Miasta chciał się dowiedzieć, gdzie i za jakie pieniądze jeździli lokalni włodarze. Burmistrz za taką informację kazał mu zapłacić.
- Zapytałem burmistrza o składy osobowe i koszty wyjazdów za granicę, ponieważ nie widzę wymiernych efektów współpracy. Jeżdżą sobie i niewiele z tego jest. Jak choćby do Jaworowa na Ukrainie - mówi Jan Walter, wiceprzewodniczący Rady Miasta Jarosławia. Początkiem października ub.r. Walter chciał dostać informację o całkowitych kosztach wyjazdów, a więc diet, przejazdu, prezentów. - Pierwszą odpowiedź otrzymałem dopiero dwa miesiące temu. Burmistrz podał koszt delegacji zagranicznych goszczących w Jarosławiu. Zignorował moje pytania - burzy się radny Walter. Ponownie sprecyzował jasno swój wniosek stwierdzając, że chodzi mu o koszty delegacji wyjeżdżających z Jarosławia.
- Dostałem wtedy pisemną odpowiedź, że tych informacji urząd może mi udzielić po wpłaceniu 150 zł kosztów - mówi Walter. Radny szukał pomocy w Transparency International. Poinformowano go, że magistrat może pobrać koszty powielenia dokumentów tylko wtedy, gdy prosi o nie zwykły mieszkaniec. Na sesji Walter publicznie zagroził burmistrzowi, że jeśli nie dostanie odpowiedzi, to wystąpi ze skargą na niego do sądu administracyjnego. - Dostałem wreszcie informację, ale to kpina. Burmistrz poinformował mnie tylko o wypłaconych dietach - mówi radny. W przekazanym radnemu "raporcie" burmistrz Janusz Dąbrowski wykazał, że jego zastępca Tadeusz Pijanowski przebywał 6 dni na konferencji naukowej w Szwecji za 224 zł. Sam burmistrz Dąbrowski według raportu pobierał skromne delegacje. Jego 8-dniowy pobyt w Niemczech kosztował zaledwie 40 zł.
- Podejrzewam, że całkowite koszty są kilkakrotnie wyższe. Dochodzi tu przejazd, kierowca, koszty zakwaterowania - wylicza wiceprzewodniczący Rady. Z prośbą o wyjaśnienie wątpliwości zwróciliśmy się do rzecznika burmistrza. Zapytaliśmy o cel i całkowite koszty zagranicznych wyjazdów służbowych burmistrza. Odpowiedzi - jak na razie - nie dostaliśmy. Burmistrz i jego rzeczniczka są na urlopie. (Nowiny)

Burmistrz nie oddzwonił
* Poprawka do budżetu państwa, dzięki której Jarosław otrzyma dodatkowe 5 mln zł na przygotowania do budowy obwodnicy, wycofana przez przewodniczącego klubu parlamentarnego PiS w sejmie, została przegłosowana przez senatorów. Senator Andrzej Mazurkiewicz z Jarosławia twierdzi, że on zrobił swoje, a kolejny ruch należy do jarosławskich posłów. – Muszą postarać się o to, by poprawka została ponownie przegłosowana w sejmie, bo taka jest procedura. Głosowanie ma się odbyć w połowie lutego. Senator nie chce już komentować tego, co wydarzyło się dwa tygodnie temu w sejmie. Przypomnijmy, że pod wnioskiem o przyznanie dla Jarosławia dodatkowych pieniędzy na prace zmierzające do uzyskania pozwolenia na budowę obwodnicy, a głównie na wykup działek, podpisało się 15 posłów. Niestety, ta poprawka budżetowa nie trafiła pod głosowanie. Nowa, przygotowana przez przewodniczącego Klubu Parlamentarnego PiS Przemysława Gosiewskiego, została przez niego wycofana tuż przed głosowaniem. To zbulwersowało posłów z innych ugrupowań, ale nie tylko posłów. Również radni miejscy na sesji, która odbyła się 30 stycznia, próbowali rozliczyć posłów PiS-u. Przewodniczący rady miasta Marian Janusz podkreślił wówczas, że wezwie społeczeństwo do obywatelskiego nieposłuszeństwa, jeżeli prace przy obwodnicy zostaną opóźnione z przyczyn politycznych. Senator Andrzej Mazurkiewicz twierdzi, że miasto mogło pozyskać większą sumę na obwodnicę. – Nie wiedziałem, ile pieniędzy jest potrzebnych na ten rok. Dzwoniłem z takim zapytaniem do burmistrza, miał oddzwonić, ale nie doczekałem się telefonu – mówi. (Życie Podkarpackie)

P R Z E W O R S K

* Brak lokali socjalnych zmusił prezesa Spółdzielni Mieszkaniowej Osiedla Miesiągiewicza do stosowania wobec nierzetelnych lokatorów nietypowych metod. Jedno czteropokojowe mieszkanie w bloku przy ulicy Miesiągiewicza służy od ubiegłego roku za lokal socjalny. W dwóch z czterech pokoi zamieszkują zupełnie obcy sobie ludzie. Korzystają oni ze wspólnej kuchni i łazienki z ubikacją. Kolejne dwie izby czekają na zasiedlenie przez rodziny z wyrokiem eksmisyjnym. Burmistrz Janusz Magoń jest przeciwny postępowaniu prezesa Dulibana. Zwrócił się do niego z pismem o zaprzestanie zasiedlania eksmitowanych w kolejnych pokojach.
- Takie rozwiązanie dopuszczam do czasu, jeśli burmistrz nie zaproponuje innego. To w gestii gminy jest zapewnienie eksmitowanym lokalu socjalnego. Jeśli gmina nie spełnia swoich zadań, nie mam innego wyjścia. Nie mogę dopuścić do upadłości spółdzielni z powodu zadłużenia lokatorów, które na dzień dzisiejszy sięga 250 tys. zł. To tak jakby przez 3 miesiące całe osiedle nie płaciło czynszu - mówi Ryszard Duliban, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Osiedla Miesiągiewicza w Przeworsku. Eksmitowani lokatorzy przeżywają gehennę. Nie potrafią się ze sobą dogadać. - Rodzinie ciężko wytrzymać pod jednym dachem, a co dopiero obcym ludziom. To jak życie w klatce, co ja mówię, to wegetacja. Już od piątej rano słychać trzaskanie drzwiami, lamenty z sąsiedniego pokoju - mówi Barbara Krupa, jedna z lokatorek. Kobieta z trojgiem dorosłych dzieci zamieszkuje od października 2005 roku jeden z pokoi. Drugi pokój zajmuje Maria Horojdko z matką. - To chorzy ludzie - mówi o współmieszkańcach - spać się nie da, ciągle tylko bijatyki, kłótnie, przekleństwa. Zabronili mi korzystać z kuchni gazowej, kazali gotować na śniegu - skarży się starsza pani. - Być może prezes Duliban chciał pokazać pozostałym lokatorom, czym grozi niepłacenie. Drastycznie, ale skutecznie - podsumowuje Roman Dudek, prezes największej Spółdzielni Mieszkaniowej w Przeworsku. (Nowiny)

* Miały zapewnić płodność ziemi, urodzaj i dobrobyt dla ludzi. Ich tradycja sięga czasów pogańskich. O zwyczajach kolędniczych na Podkarpaciu wiele mówi wystawa w przeworskim muzeum.
- Wystawa ma układ chronologiczny. Można prześledzić poszczególne rodzaje kolęd od Wigilii przez Nowy Rok po Trzech Króli - mówi Katarzyna Ignas, etnograf i kustosz wystawy. O bogactwie tradycji kolędniczych na Ziemi Przeworskiej świadczą poszczególne ekspozycje. Najstarsze (kobyłka, koza, turoń) popularne niegdyś w Siedleczce, Gaci, Gniewczynie mają pogańskie korzenie. Inna, zwana "kolędą z Rajem i Herodami" ma już rodowód kościelny. Głównym rekwizytem było drzewko, które wnosił do izby Anioł. Opowiadane przez kolędników historie biblijne w średniowieczu uznane były za frywolne i zakazano ich w miastach. Tradycja przetrwała na wsiach. W okolicach Przeworska głównie w Gorliczynie. Z kolei "Herody" nawiązywały do Nowego Testamentu. Popularne były w gm. Przeworsk i okolicy Kańczugi. Unikalna była kolęda z masiurą albo inaczej burczybasem. - Ubogie dzieci śpiewały te swoje "szczebiotki" pod oknami - wyjaśnia Katarzyna Ignas. Popularne były wśród grekokatolików, szczególnie w Grzęsce, gdzie była jedyna w okolicy cerkiew. Za to kolęda z szopką to już był prawdziwy teatr kukiełkowy z żywym planem i co najmniej kilkunastoma figurkami. Szopka z "bożkami" znana jest z okolic Markowej i Gaci. Po Majdanie Sieniawskim chodziły "kolędnice", które śpiewały dla kawalerów, w Sieteszy "droby", w Jaworniku "służaje" a w Krzeczowicach, Pantalowicach i Żurawiczkach "szczodroki" - maleńkie dzieci kolędujące za ciasto drożdżowe. Okazale za to prezentowali się kolędnicy "z gwiazdą". Takie kilkuosobowe, czasem większe grupy z kapelą i świtą wędrowały w wielu podprzeworskich wioskach. Mocnym akcentem wystawy jest rekonstrukcja świątecznej izby wiejskiej, gdzie odbywało się zwykle kolędowanie dla panien, z tanecznym finałem. Cenne eksponaty pochodzą ze zbiorów własnych Muzeum w Przeworsku, Muzeum Etnograficznego w Rzeszowie, Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej, Muzeum -Zamku w Łańcucie i prywatnych zbiorów lokalnych pasjonatów regionalistów z Sieteszy, Pigan i Urzejowic. Wystawę wsparło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. (Nowiny)

R E G I O N

"Werner" w ręce cywilów...
* Wojsko opuszcza fort XII "Werner" wchodzący w skład Twierdzy Przemyśl, jednej z trzech największych w Europie po Antwerpii i Verdun. Umocnienie służące za garnizonowy skład amunicji zostanie wystawione na przetarg. Ochotę na jego przejęcie mają władze Żurawicy. Od 1945 roku fort "Werner" (ochrzczony nazwiskiem pierwszego komendanta Twierdzy Przemyśl) jest niedostępny dla postronnych. Przed ciekawskimi bronią go zasieki z drutu kolczastego, systemy alarmowe oraz uzbrojeni wartownicy. Niebawem sytuacja ulegnie zmianie.
- Jestem pod wrażeniem - mówi Krzysztof Szuwarowski z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Przemyślu. - Umocnienie ma niewielkie ślady zniszczeń. I właśnie z tego względu wyróżnia się spośród pozostałych fortów artyleryjskich pierścienia zewnętrznego Twierdzy Przemyśl. Przez lata wojsko konserwowało i dbało o historyczne umocnienie. Nie trzeba, więc dużo pieniędzy, aby przystosować je do nowej roli.
- Od pomysłowości nowego właściciela zależy, czy w przyszłości miejsce to będzie tętnić życiem - dodaje Szuwarowski. - Bez wątpienia nie powinno stać puste. Przejęciem fortu zainteresowane są władze samorządowe gminy Żurawica lub wspierane przez nich Stowarzyszenie na rzecz Rozwoju Gminy Żurawica.
- Liczymy, że Agencja Mienia Wojskowego, wbrew zapowiedziom nie wystawi go na przetarg - ma nadzieję wójt Piotr Tomański. - Może przekaże nam umocnienie za symboliczną złotówkę. Byłoby magnesem przyciągającym turystów. Mamy kilka koncepcji na zagospodarowanie. Jedna z nich zakłada urządzenie ekspozycji pamiątek z czasu I i II wojny światowej. (Nowiny)

* Podkarpackie. Zaledwie kilka osób zainteresowało się ofertą pracy w gastronomii, hotelarstwie i rolnictwie w Niemczech. Niemieccy pracodawcy nadal poszukują osób ze znajomością języka, doświadczeniem i odpowiednim wykształceniem.
- Zainteresowanie tą ofertą jest umiarkowane - przyznaje Lidia Czarnek z Wojewódzkiego Urzędu Pracy. - Wynika to chyba ze szczególnego trybu naboru i kryteriów, jakie pracownicy muszą spełnić. Część osób rezygnowała po bliższym przejrzeniu się ofercie. Niemcy oferują pracę w charakterze pracowników - gości na okres 12 miesięcy. Warunkiem zatrudnienia jest dobra znajomość języka niemieckiego oraz odpowiednie wykształcenie. Szansę na roczny pobyt w Niemczech mają kelnerzy, kucharze, cukiernicy, pracownicy hotelowi, recepcjoniści, pielęgniarki, rolnicy, ogrodnicy, rzeźnicy i mechanicy rolnictwa. Nie mogą mieć jednak więcej niż 40 lat. Rozmowy kwalifikacyjne będą przeprowadzane w Warszawie w dniach 21 - 22 lutego. - Od nas pojedzie może 2 - 3 osoby, ale chętnych przyjmujemy jeszcze do piątku - mówi Lidia Czarnek. - Niestety, zainteresowani do Warszawy muszą pojechać na własny koszt. Dodatkowych informacji można zasięgać pod numerem telefonu (017) 85 09 202. (Super Nowości)

* Martwe łabędzie znalezione na wyspie Rugia we wschodnich Niemczech, niedaleko granicy z Polską, były jednak zarażone wirusem ptasiej grypy typu H5N1, groźnym dla człowieka. Wczoraj nasi rybacy natrafili na dwa padłe łabędzie w okolicach Krynicy Morskiej, które jednak nie były chore. Niemiecki minister rolnictwa po potwierdzeniu wyników badań martwych łabędzi wyznaczył na Rugii strefę o promieniu trzech kilometrów od miejsca znalezienia martwych ptaków, z której nie wolno wywozić ptactwa. Od piątku drób w całych Niemczech musi pozostawać w pomieszczeniach zamkniętych. - To groźna epidemia zwierzęca, która jest potencjalnie niebezpieczna dla ludzi - stwierdził minister. Przypadki tej choroby stwierdzono już w Grecji, Włoszech i Bułgarii. Wcześniej w Turcji. Ptasie wędrówki z tych rejonów do Polski właśnie się rozpoczynają.
- Łabędzie znalezione w Niemczech przylatują z północy na zimowiska. Wkrótce rozpoczną odloty na północ. Mogą przelatywać przez terytorium Polski - ostrzega Przemysław Kunysz z Przemyskiego Towarzystwa Ornitologicznego. Choć od morza do naszego województwa jest kilkaset kilometrów, powinniśmy zachować ostrożność.
- Najlepiej nie dotykać padłych ptaków, ale bez paniki. Nie dzwonić na policję czy straż miejską widząc martwego gołębia na ulicy. Jednak, jeżeli znajdziemy dużego martwego ptaka lub kilka sztuk, musimy poinformować służby weterynaryjne albo Urząd Gminy - twierdzi Kunysz.
- Od września obowiązuje stan podwyższonej gotowości. Inspekcja weterynaryjna jest przygotowana na przypadki wystąpienia ognisk tej choroby na naszym terenie - mówi Mirosław Welz, rzecznik wojewódzkiego lekarza weterynarii. Nadal obowiązują środki zapobiegawcze. M.in. nie wolno wwozić zza wschodniej granicy żywności pochodzenia zwierzęcego, które mogłyby przenosić wirus ptasiej grypy. Obowiązuje zakaz karmienia i pojenia poza kurnikami domowego drobiu. W centrum Przemyśla, nad Sanem, sporo ludzi karmi zimujące tu łabędzie i kaczki. Czy to bezpieczne?
- Nikt nie jest w stanie zagwarantować, że w stado nie wleci jakaś zakażona kaczka - twierdzi Kunysz. Choroba najczęściej pojawia się nagle i wiele ptaków pada bez uprzednich znaków sygnalizujących zakażenie. Czasem można zauważyć brak apetytu, osłabienie, stroszenie piór. Kury początkowo znoszą jaja o bardzie cienkiej skorupie, a potem przestają się nieść. Przy przedłużającym się czasie choroby, ptaki mają obrzękłe grzebienie i korale, z trudem oddychają. Często siedzą lub stoją półprzytomne, opierając dzioby o ziemię. Pierwsze objawy ptasiej grypy u ludzi przypominają ciężki przypadek zwykłej grypy. Chorzy cierpią na gorączkę, kaszel, ból gardła, bóle mięśni, infekcję oczu, zapalenie płuc, ostrą niewydolność oddechową i wirusowe zapalenie płuc. Po wystąpieniu objawów chorobowych należy natychmiast skontaktować się z lekarzem, zaś co najmniej 14 dni przed wyjazdem do krajów, w których występują ogniska ptasiej grypy, poddać się szczepieniu przeciwko grypie sezonowej. (Nowiny)

* W pakcie stabilizacyjnym podpisanym przez PiS oraz LPR i Samoobronę zapisano m.in. projekt ustawy o Straży Kolejowej. Miałaby ona zastąpić dotychczasową Straż Ochrony Kolei i pełniłaby funkcje policyjne. Z pomysłem, aby zmienić przepisy związane z SOK-iem, jeszcze w 2003 roku wystąpili kolejarscy związkowcy reprezentujący tę służbę. Poprzedni parlament nie uchwalił takiej ustawy.
- Obecnie SOK-iści podlegają pod Polskie Linie Kolejowe – poinformował Władysław Gajdek, przewodniczący Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Straży Kolei. – To złe rozwiązanie, bo w strukturze PKP jest wiele spółek i każda z nich ma odrębną grupę ochroniarską. nie zapewniają one odpowiedniego bezpieczeństwa dla podróżnych. Jak dodał przewodniczący gajdek, szef warszawskiej centrali związkowej mieszkający w Rzeszowie, kolejarze chcą, aby SOK-iści nie podlegali już pod PLK, lecz pod ministra transportu. Wtedy byłaby to państwowa straż ochrony, która byłaby skuteczniejsza i dbałaby o bezpieczeństwo lepiej niż dotychczasowe, odrębne grupy ochroniarskie. Już teraz funkcjonariusze SOK-u mają podobne zadania jak policja, mogą nakładać grzywny i kierować sprawy do sądu grodzkiego. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

Okradli 98-latke...
* 10 tysięcy złotych, złote i srebrne pierścionki oraz inne precjoza ukradli złodzieje, którzy podstępem weszli do mieszkania 98-latki. Zdarzenie rozegrało się w poniedziałek przy ul. Grunwaldzkiej w Przeworsku. Kobieta i mężczyzna przedstawili się jako pracownicy wodociągów. Staruszka wpuściła ich do mieszkania. Z Złodziejka weszła do łazienki, a w tym czasie jej wspólnik zrabował pieniądze i biżuterię. Przeworska policja poszukuje przestępców.

* Celnicy skrupulatnie skontrolowali w niedzielę ciężarówkę, przejeżdżającą przez polsko-ukraińskie przejście graniczne. Odkryli 55 pił tarczowych do drewna, ukrytych na plandece przyczepy pod grubą warstwą śniegu.

* W Przemyślu nieznani sprawcy napadli na dwie dziewczyny, mieszkanki Malawy i Lipy w powiecie przemyskim. Bijąc je i kopiąc, zabrali im telefony komórkowe warte ok. 300 zł. Także w Przemyślu nieznany sprawca przewrócił na ziemię mieszkańca Przemyśla, pobił go i ukradł telefon komórkowy wart 350 zł. Sprawców poszukuje przemyska policja.

* Dzięki dociekliwości celników z Medyki na polski rynek nie trafi 1640 pirackich płyt DVD. Płyty znajdowały się w autach dwóch młodych Ukraińców. Schowane były w skrytkach, w przerobionych zbiornikach paliwa. Ich wartość oszacowano na ponad 80 tys. zł. Małgorzata Eisenberger-Blacharska, rzecznik Izby Celnej w Przemyślu, poinformowała, że był to pierwszy taki przemyt w tym roku na przejściach podległych tej izbie. Oprócz płyt, Ukraińcy pożegnali się również z samochodami. Grożą im wysokie grzywny.

* 12 lutego w Żurawicy kierowca tico podczas wjazdu na skrzyżowanie nie zachował ostrożności i doprowadził do zderzenia z volkswagenem polo. W wypadku ranna została pasażerka z volkswagena.

* 10 lutego w Przemyślu, na ul. Bohaterów Getta kierowca fiata 126p na przejściu dla pieszych potrącił 20-letnią kobietę. Piesza z poważnymi obrażeniami trafiła do szpitala.

Reklama