Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 06.02-12.02.2006 r.

Przemyśl

Plany TBS-u
* 150 nowych mieszkań ma powstać do połowy 2007 r. w ramach Towarzystwa Budownictwa Społecznego. Większość z nich jest już zajęta. Najpóźniej za miesiąc rozpocznie się adaptacja poszpitalnego gmachu przy ul. Wysockiego, w dzielnicy Lipowica. Powstaną tutaj 44 mieszkania, wielkości od 35 do 66 metrów kwadratowych. Prace mają potrwać rok. Mieszkania będą gotowe w I połowie 2007 r. Część lokali otrzymają osoby, które zrzekną się mieszkań komunalnych. Czynsz, podobnie jak w innych blokach TBS, ma wynosić 6,2 zł za metr kw. Gmach przy ul. Wysockiego jeszcze do niedawna należał do Urzędu Marszałkowskiego. Miasto otrzymało go w zamian za działkę na pl. Joselewicza, gdzie obecnie budowana jest nowa siedziba Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej. W połowie przyszłego roku ma zostać zakończona budowa czterech bloków na osiedlu Rosłońskiego. Będzie się tam znajdować 107 mieszkań. Dwu- i trzypokojowych. Pierwsze o powierzchni 45 metrów kwadratowych, drugie, większe 60-metrowe.
- Zainteresowanie przemyślan naszą formą budownictwa jest bardzo duże. Wzrasta po tym, gdy rozpoczynamy inwestycję lub oddajemy nowy blok. Na Wysockiego mamy już 100-procentową obsadę, na os. Rosłońskiego, w tych nowych czterech blokach, zajętych jest 90 proc. mieszkań - mówi Mariusz Tkacz, prezes TBS. Kto korzysta z mieszkań TBS-u? Głównie osoby, które z jakiś względów nie chcą lub nie mogą wziąć bankowego kredytu na kupno mieszkania. Oprócz już zaplanowanych i realizowanych budów, TBS chce w dalszych latach wybudować w Przemyślu 200 - 300 mieszkań. (Nowiny)

Nowy kierunek w PWSZ
* Jeśli wszystko pójdzie po myśli władz Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Przemyślu, od przyszłego roku akademickiego będzie można w Przemyślu studiować architekturę wnętrz. Wniosek o utworzenie kierunku jest już w ministerstwie. Studenci architektury wnętrz na PWSZ w Przemyślu mogliby wybierać w trakcie studiów trzy specjalności: projektowanie architektury wnętrz, projektowanie architektury wnętrz sakralnych, projektowanie architektury ogrodów i krajobrazu. Studia prowadzone byłyby przez wykwalifikowaną kadrę Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Autorem i koordynatorem programu jest profesor ASP Ryszard Michalski, który pochodzi z Żurawicy. - Zawsze miałem wrażenie, że miasto takie jak Przemyśl powinno mieć uczelnię typu artystycznego. W Jarosławiu jest świetne liceum plastyczne i parokrotnie namawiałem moich kolegów z uczelni, żeby utworzyć tu zalążki wyższej szkoły artystycznej. Tak się złożyło, że na szczęście znalazłem kontakt z Państwową Wyższą Szkołą Zawodową - profesor Michalski opowiada o pomyśle na otwarcie w Przemyślu nowego kierunku. Profesor Ryszard Michalski mówi, że przemyski kierunek byłby swego rodzaju novum, gdyż nigdzie w Polsce nie ma specjalności "architektura wnętrz sakralnych". Wniosek złożony w ministerstwie jest kompletny. Aby nauczanie na nowym kierunku ruszyło od października, potrzebna jest teraz opinia Państwowej Komisji Akredytacyjnej o celowości kierunku oraz ministerialna ocena pod względem ekonomicznym. (Życie Podkarpackie)

* Baza przemyskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Schronisk Młodzieżowych staje się coraz szczuplejsza. Obecnie działa osiem stałych schronisk i dziewięć sezonowych. W 1976 r. w byłym województwie przemyskim działało 17 schronisk młodzieżowych, w tym jedno stałe. Osiem lat później było ich najwięcej - 32. Jednak na początku lat 90.ubiegłego stulecia zachowało się jedynie 10. Pod koniec grudnia ub. roku Rada Powiatu Przemyskiego zlikwidowała wszystkie stałe schroniska w szkołach. Tym samym powiat stał się "biała plamą" na turystycznych szlakach.
- To skandal! Jak można było podjąć tak głupią decyzję, nie licząc się z naszym zdaniem - protestowali działacze oraz opiekunowie szkolnych wędrowców i krajoznawców podczas obchodów XXX-lecia Oddziału PTSM w stałym schronisku "Matecznik" w Przemyślu. Ubywa również szkolnych kół PTSM. Jest ich zaledwie dziewięć, kiedy w szczytowym okresie działało 50. Tymczasem działacze mają się czym pochwalić. M.in. w Ogólnopolskim Konkursie "Poznajemy Ojcowiznę" w 2005 r. ZSZ w Przeworsku zajął drugie miejsce. Laureatami krajowych konkursów krasomówczych w Legnicy zostawali: Łukasz Szelążek i Krzysztof Wach. (Nowiny)

Doprowadzić do upadłości?
* O ile tonę papierów, jakimi obrósł kilkuletni spór, da się streścić w jednym zdaniu, to brzmi ono tak: z powodu sporego jak na małą spółdzielnię zadłużenia, jej członkowie jak jeden mąż szukają winnych, a że frakcje są dwie, winni są... ci z drugiej strony barykady. Spór dotyczy rozliczenia budowy spółdzielnianego bloku przy Poniatowskiego 11. Władysław Musik, dzisiaj członek rady nadzorczej, a w latach poprzednich członek - założyciel i jednocześnie funkcyjny spółdzielni "San" uważa, że wśród członków spółdzielni istnieje grupa, która celowo dąży do upadłości: - Po wybudowaniu bloku zrobiliśmy rozliczenie inwestycji. Wyszło, że każdy ma coś dopłacić, od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. Tak się zdarza, bo rzadko kiedy da się dokładnie wyliczyć koszty mieszkania przed jego budową. Rozliczenie robił fachowiec, merytorycznie bardzo dobry. Jednak część lokatorów zakwestionowała wyliczenia i zleciła rozliczenie innemu specjaliście. Ponieważ tamtemu wyszły znacznie niższe sumy, czym prędzej je popłacili, a spółdzielnia została z długami. Według Władysława Musika i grupy kilkunastu innych członków spółdzielni, ważne jest pierwsze rozliczenie. I o to od kilku lat toczą się spory, procesy sądowe itp. Walka zaowocowała już jedną rewoltą we władzach "Sanu", wielokrotnymi przerwami w dostawie mediów, sąsiedzkimi swarami. I końca nie widać. Marian Sasiński, również członek spółdzielni "San" i właściciel mieszkania przy Poniatowskiego 11, uważa, że "tamci" chcą nagłośnić sprawę, żeby zepchnąć na Bogu ducha winnych ludzi odpowiedzialność za zadłużenie. - Bo obiecywano nam, że koszty budowy nie wzrosną. Tymczasem ówczesne władze spółdzielni zatrudniały za dużo ludzi, płaciły sobie wysokie pensje, a pieniądze z naszych czynszów, zamiast na przykład trafiać na konto MPEC-u, ulatniały się nie wiedzieć na co. I kiedy przyszło rozliczenie, obciążające nas dodatkowymi opłatami, uznaliśmy, że za złe zarządzanie i cudze błędy płacić nie będziemy. (Życie Podkarpackie)

Zapłacą każdą cenę...
* Imigranci zapłacą każdą cenę, aby dotrzeć do kraju, w którym będzie im lepiej, niż w ojczyźnie. Ale ich wędrówka często kończy się w areszcie deportacyjnym.
- Mam 3 dzieci i żadnych pieniędzy na ich utrzymanie - lamentowała 40-letnia Mołdawianka. - Zostawiłam je z moją matką, a sama wyruszyłam w poszukiwaniu pracy. Liczyłam, że znajdę ją we Włoszech. Nie udało się. Może innym razem będzie lepiej. Wraz z 18 innymi kobietami i 8 mężczyznami (wszyscy to Mołdawianie) została ona zatrzymana w styczniu br. w okolicach Nakła. Grupa nielegalnie przekroczyła ukraińsko-polską granicę. Ludzie padali ze zmęczenia. Wyczerpała ich długa wędrówka. Za przerzut do Polski zapłacili około 1200 euro od osoby. W 2005 roku funkcjonariusze Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej zatrzymali 431 nielegalnych imigrantów. Dominowali obywatele Wietnamu, Chin, Mołdawii, Ukrainy, Gruzji, Rosji i Armenii. Oprócz nich wpadli również organizatorzy przerzutu cudzoziemców. Prokuratura Okręgowa w Przemyślu skierowała ostatnio do tutejszego sądu akt oskarżenia przeciwko 19-osobowej grupie przestępczej. Jej członkowie odbierali Azjatów na polsko-ukraińskiej granicy. Zapewniali im schronienie w domach, stodołach i garażach, a później wieźli w głąb kraju. W Przemyślu przy ulicy Mickiewicza powstaje ośrodek i areszt dla imigrantów. Do pierwszego z nich trafią osoby starające się o nadanie im statusu uchodźcy. W drugim będą umieszczeni cudzoziemcy mający zostać deportowani. Budowę placówki finansuje Unia Europejska. Koszt inwestycji to 10 milionów złotych. (Nowiny)

* Ponad 150 osób bawiło się podczas spotkania opłatkowo-noworocznego przemyskiego oddziału Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej, które odbyło się w hotelu "Gromada". Spotkanie rozpoczęło się Mszą Świętą z kazaniem do przedsiębiorców, odprawioną w intencji członków kongregacji w kościele oo. Karmelitów w Przemyślu. Po nabożeństwie uczestnicy przenieśli się do sali w hotelu "Gromada", gdzie po powitaniu przez prezesa Zbigniewa Kurzywilka, wszyscy wszystkim składali najlepsze życzenia. W uroczystości wzięli udział goście, m.in. prezes i wiceprezes Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej, przedstawiciele oddziału tarnowskiego oraz reprezentanci analogicznej organizacji ze Lwowa. Kolędowy nastrój wprowadziły młode artystki z Centrum Piosenki Dziecięcej przy Szkole Podstawowej nr 15, prowadzonego przez Artura Mykitę. Zarząd oddziału złożył też podziękowania wszystkim, którzy przyczynili się do organizacji wigilii dla bezdomnych i ubogich. Wigilia taka została zorganizowana 23 stycznia w przemyskiej hali sportowej. Na spotkaniu opłatkowym, pomimo zaproszenia, nie pojawił się żaden przedstawiciel władz miasta. Po części oficjalnej 150 uczestników spotkania bawiło się do białego rana, tańcząc przy akompaniamencie zespołu "Presto" z Przemyśla. Atrakcją muzyczną był występ Bogdana Cisinskiego ze Lwowa, który zaśpiewał wraz z córką Tatianą, występującą pod pseudonimem artystycznym Tajana. Przemyski oddział Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej zrzesza obecnie blisko 50 członków. Kontynuując akcje charytatywne, zarząd zamierza zorganizować w tym roku śniadanie wielkanocne dla bezdomnych. W lecie odbędzie się także kolejna edycja Święta Miodu, w planach jest ponadto Piknik Kupiecki. (Życie Podkarpackie)

* Radek Fedaczyński, młody weterynarz, uratował psa, który złapał się we wnyki. Zwierzę było bliskie śmierci. Kilkuletni spaniel bezgranicznie ufa swojemu wybawicielowi. Tuli się do niego, wodzi za nim wzrokiem. Jest niespokojny, gdy ten zniknie mu z pola widzenia. I trudno się dziwić. Gdyby nie poświęcenie oraz oddanie lekarza psisko skończyłoby w męczarniach. A tak powoli wraca do zdrowia. Odzyskuje siły. Jeszcze chwiejnie, ale z dnia na dzień, coraz pewniej staje na nogach. Konającego psa dostrzegł mieszkaniec ulicy Sobótki. Znalazł go na obrzeżach miasta. Niezwłocznie powiadomił policję. Jej funkcjonariusze poprosili o pomoc Radka Fedaczyńskiego. Wspólnie z ojcem prowadzi znaną nie tylko w Przemyślu klinikę weterynaryjną. Razem zapewniają azyl ofiarom ludzkiej bezmyślności. Ich częstymi pacjentami są zwierzaki skrzywdzone przez właścicieli. Koty wyrzucone z pędzących samochodów, psy uderzone siekierą, jak, np. Clinton - dorodny mieszaniec.
- Spaniel wpadł w sidła, które jakiś kłusownik zastawił zapewne na sarny - opowiada młody weterynarz. - Metalowa pętla zacisnęła mu się na szyi. Jeszcze kilkanaście minut, a przestałby oddychać. Był mocno podduszony i wyziębiony. Tamtego dnia panował ponad 20 stopniowy mróz. (Nowiny)

"Stop bezradności - czas na zmiany"
* 80 długotrwale bezrobotnych osób ma szansę na zatrudnienie. Powiatowy Urząd Pracy realizuje program "Stop bezradności - czas na zmiany". To nowy pomysł na wspieranie osób zagrożonych wykluczeniem z życia społecznego. Wśród 12 tysięcy bezrobotnych w powiecie przemyskim wiele jest takich, którzy szukają pracy nawet kilka lat. Dla takich właśnie osób Powiatowy Urząd Pracy stworzył program "Stop bezradności - czas na zmiany". - Jest on skierowany do tych, którzy nieprzerwanie co najmniej od dwudziestu czterech miesięcy są zarejestrowani jako bezrobotni - informuje Maria Cichoń, zastępca dyrektora PUP w Przemyślu. Projekt będzie realizowany od 1 kwietnia br. do 30 września 2007 roku. Dzięki niemu 80 osób będzie mogło skorzystać z poradnictwa zawodowego, 50 - podniesie swoje kwalifikacje, 37 - podejmie prace interwencyjne, 14 - zostanie przeszkolonych w miejscu pracy, a 10 osób odbędzie staż. Urząd znalazł pracodawców, którzy zatrudnią ludzi w różnych zawodach. Przeprowadził z nimi wstępne rozmowy. - Poszukiwani będą: cieśla, murarze, tynkarze, monterzy okien, bufetowi, kelnerzy, kucharze, opiekunki do dzieci, blacharze, pracownik do spraw kadrowych, ślusarze, przedstawiciele handlowi. Osoby bezrobotne zainteresowane udziałem w programie mogą się kontaktować z PUP w Przemyślu, ul. Katedralna 5, I piętro, pokój nr 23 i II piętro, pokój nr 52/53. Nr tel. 016 676 09 19 lub 016 676 09 06. (Życie Podkarpackie)

* Ginekolog Iwona C. z Przemyśla nie stanie przed sądem za to, że po pijanemu przyjmowała pacjentki. Na razie ma zawieszone prawo wykonywania zawodu, ale chce wrócić do pracy. Na początku sierpnia ub. roku do gabinetu ginekologicznego Iwony C. w Przemyślu wkroczyli policjanci. Lekarka, jak się później okazało, była pijana. Miała 2,31 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Sprawą zajęła się prokuratura. Stwierdziła, że zachowanie lekarki było naganne. Nie poniesie jednak żadnych konsekwencji karnych.
- Umorzyliśmy śledztwo - poinformowała prokurator Elżbieta Więcław, zastępca prokuratora rejonowego w Przemyślu. - Lekarka nie naraziła pacjentek na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub uszczerbku na zdrowiu. Prokuratura oparła się na opinii biegłego z zakresu ginekologii i położnictwa. Jego zdaniem Iwona C. prawidłowo leczyła chore, zaleciła im właściwe leki, nie popełniła błędu w sztuce lekarskiej.
- Chcę wrócić do pracy - zapewnia Iwona C. - Jeszcze nie wiem kiedy to nastąpi, ponieważ mam zawieszone prawo wykonywania zawodu. Odwołałam się od tego postanowienia i czekam na ostateczne rozstrzygnięcie. Po sierpniowym incydencie Okręgowa Izba Lekarska w Krakowie zawiesiła lekarce prawo wykonywania zawodu. Byli współpracownicy Iwony C. nie chcą wypowiadać się na jej temat. W latach poprzednich przemyska ginekolog była już karana za przyjmowanie pacjentów pod wypływem alkoholu oraz za kierowanie samochodem po pijanemu. Otrzymała wówczas roczny zakaz wykonywania zawodu. Ponadto sąd zabroniła jej prowadzić auta i zobowiązał do podjęcia leczenia odwykowego. Potem wróciła do pracy. (Nowiny)

J A R O S Ł A W

Sesja pełna wesołości...
* Choć nie było mu do śmiechu, burmistrz Janusz Dąbrowski zaśmiewał się z dyskusji radnych. Zresztą nie tylko on, cała sala pękała ze śmiechu. Szczególnie pod koniec sesji, która trwała wyjątkowo długo, a wraz z przedłużaniem się obrad atmosfera robiła się coraz luźniejsza. Poniedziałkowa debata nad budżetem i innymi uchwałami (30 ub.m.) trwała od godziny 21 niemal do 23. Budżet, zaprojektowany wcześniej przez burmistrza, a później zmieniony po zgłoszeniu wniosków przez komisje rady, jeszcze podczas obrad został mocno zmodyfikowany, oczywiście po stronie wydatków. Ale żeby pokryć wydatki, do budżetu najpierw muszą wpłynąć pieniądze. Burmistrz zaplanował, że w 2006 roku do miejskiej kasy wpłynie 68 mln 613 tys. 984 zł. Prawie połowę stanowić będą dochody z podatków i opłat lokalnych. 3 mln zł to dochód z wpływów za zarząd, użytkowanie i wieczyste użytkowanie nieruchomości, a wpływy ze sprzedaży mienia gminnego wynoszą 2 mln 400 tys. zł. Znaczącą część dochodów budżetowych stanowi subwencja oświatowa, bo 16 mln 674 tys. zł oraz dotacja na pomoc społeczną - ponad 13 mln zł. Wydatki w tym roku przekraczają dochody o 11 mln 220 tys. 730 zł i wynoszą prawie 80 mln zł. Podczas sesji najwięcej zmian nastąpiło po stronie wydatków na administrację i na obsługę zadłużenia. Stąd oczywiście radni zabierali, by przeznaczyć pieniądze m.in. na inwestycje drogowe. Długi koncert życzeń ze strony radnych, którzy chcieli przepchać choćby najdrobniejsze inwestycje, przerwał wniosek wiceprzewodniczącego rady Wacława Spiradka z SLD: - Proponowałbym dać do remontu łazienkę. - Czyja własność - automatycznie zapytał przewodniczący M. Janusz. - Moja - odparł W. Spiradek. Ten żart rozładował atmosferę na sali, która i tak z powodu zmęczenia była już bardzo rozluźniona. (Życie Podkarpackie)

* Władze miasta przedstawiły raport na temat projektowanego wysypiska śmieci. Nie zadowala on protestujących przeciwko budowie. Zapowiadają zamówienie innych analiz. Jarosław produkuje 11 tys. ton śmieci rocznie. Wywożone są one na wysypisko bezprawnie zbudowane w starorzeczu Sanu, w granicach miasta. W pobliżu mieszkają ludzie, nawet 150 metrów od wysypiska. Uważają, że wysypisko zagraża ich zdrowiu. Protestują oni od kilku lat. Bezskutecznie. Obok starego, przeznaczonego do zamknięcia wysypiska, powstanie nowe o powierzchni 10 hektarów. Decyzję o lokalizacji wysypiska urzędnicy tłumaczą polityką poprzednich władz. Na wniosek protestujących w Ratuszu obyło się spotkanie z władzami. Przedstawiono na nim opracowany przez firmę Proeko na wniosek miasta raport. Stwierdza on, że projektowane składowisko nie będzie szkodzić otoczeniu. Spełnia ono obowiązujące normy prawne. Jak będzie za rok, w sytuacji gdy przepisy szybko się zmieniają, tego nikt nie potrafi określić. Istniejącym składowiskiem w raporcie się nie zajmowano.
- Stare szkodzi na pewno. Najlepszą formą byłoby zabranie z niego śmieci i zmagazynowanie chociażby w tym nowym - mówi Andrzej Doroba, jeden ze współautorów raportu. Władze miasta nie potrafią określić, jaka będzie forma zabezpieczenia zamykanego wysypiska. Krzysztof Sopel, prezes jarosławskiego Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej twierdzi, że stare wysypisko jest monitorowane i nie stwarza zagrożenia dla mieszkających w pobliżu. Innego zdania są mieszkańcy. - Śmietnisko nie spełnia żadnych norm. Wałęsają się po nim lisy, zdziczałe psy. Tabuny szczurów żyjących na wysypisku przegryzają ściany w budynkach. Dzieci chorują. Wodę do badania pobierano z odległych o 3 kilometry studni. Nie brano z naszych - mówi Teresa Kulaj, mieszkająca obok wysypiska.
- Dajecie jedną propozycję i dyskutujecie o szczegółach. Przedstawicie inne możliwości. Wtedy można dyskutować. Weźcie również pod uwagę, że to mieszkańcy tworzą wspólnotę samorządową odpowiedzialną za funkcjonowanie miasta. Radni i urzędnicy są tylko ich przedstawicielami - podsumował spotkanie radny Mieczysław Biliński. Mieszkańcy są gotowi na własny koszt przeprowadzić analizy oddziaływania składowiska śmieci na ludzi i otoczenie, a nawet skierować sprawę do sądu. (Nowiny)

P R Z E W O R S K

Zapaść budowlana
* W ciągu kilkunastu lat żadna ze spółdzielni nie wybudowała w Przeworsku ani jednego bloku. Czy w mieście nie ma zapotrzebowania na nowe mieszkania? Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Roman Dudek tłumaczy, że Przeworsk wyludnia się i niebawem stanie się miastem emerytów i biednych ludzi, a zamiast bloków mieszkalnych będą powstawać domy spokojnej starości i mieszkania socjalne. Zjawisko to może niekorzystnie wpływać na rozwój miasta.
- Młodzi nie mają perspektyw na życie. Wyjeżdżają za pracą, w celu zdobycia wykształcenia i z reguły nie wracają już na stare śmieci, bo po co? - podsumowuje Dudek. Innego zdania jest burmistrz Przeworska Janusz Magoń. - Zapotrzebowanie na mieszkania w dalszym ciągu jest duże, tylko w budownictwie panuje marazm, bo prezesi spółdzielni są mało aktywni.
- Na przełomie kilkunastu lat żadna ze spółdzielni nie wybudowała w Przeworsku ani jednego bloku. Nie inwestuje się w nowe budownictwo, jedynie modernizuje stare. Być może to jedna z głównych przyczyn, dla której ludzie stąd wyjeżdżają - mówi Janusz Magoń. Na pytanie dotyczące braku aktywności żywo reaguje prezes spółdzielni.- To władza publiczna jest zobowiązana do budowy mieszkań, nie można całej odpowiedzialności zrzucić na spółdzielnie. Poza tym z moich informacji wynika, że nie ma na nie dużego popytu. Czego dowodem jest brak chętnych na zamieszkanie w bloku TBS-u, którego projekt jest gotowy już od dawna - mówi Roman Dudek. (Nowiny)

* Niemal w centrum Przeworska straszy obskurny budynek pożydowskiej łaźni. Właściciele o niego nie dbają, a mieszkańcy wieszają psy na burmistrzu.
- Dlaczego władze miasta nie zrobią niczego z tą ruderą. Budynek jest w fatalnym stanie. Czy musi dojść do katastrofy budowlanej, by ktoś się tym zajął? - pytają mieszkańcy i odwiedzający Przeworsk turyści.
- Miasto nie zarządza tym budynkiem. Przekazaliśmy go nieodpłatnie spadkobiercom dawnych właścicieli - wyjaśnia Agnieszka Zakrzewska z referatu promocji, kultury, sportu i turystyki Urzędu Miasta w Przeworsku. Formalności dopełniono dwa lata temu. Od 13 października 2004 roku nieruchomość przeszła w ręce Związku Gmin Żydowskich w Warszawie. Budynek przy ul. Słowackiego 12 nie jest wpisany do rejestru zabytków. Figuruje jedynie w spisie zabytków budownictwa i architektury. - A to oznacza, że wojewódzki konserwator zabytków tylko opiniuje prace związane z tym obiektem - mówi Wiesława Wlazło z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Przemyślu.
- Przez tę ruderę cierpi wizerunek miasta. Burmistrz jest tu gospodarzem i mógłby rozważyć czy nie większą korzyścią byłoby uporządkowanie sąsiedztwa tej łaźni. Nawet na koszt miasta, skoro obecni właściciele o to nie dbają - sugeruje radny Roman Dudek. Sprawą zajęły się już magistrackie służby porządkowe. - Nakazaliśmy gminie żydowskiej zabezpieczenie i uporządkowanie sąsiedztwa budynku. Ponadto zajmie się tą sprawą nadzór budowlany - mówi Robert Dybaś, komendant Straży Miejskiej w Przeworsku. (Nowiny)

R E G I O N

* Narodowy Fundusz Zdrowia płaci szpitalowi tylko za jedną jednostkę chorobową. W sumie lepiej więc dla pacjenta i placówki medycznej, gdy choruje na jedno schorzenie. Wynika to z tego, że większości procedur szpital nie może sumować. Jeżeli pacjent po wypadku komunikacyjnym ma krwiak mózgu, złamanie kończyn, pękniętą śledzionę i ogólne potłuczenia, to leczone urazy nie mogą być sumowane. Procedura usunięcia krwiaka umiejscowionego na mózgu płacona jest w 100 proc., za zespolenie kości NFZ wraca szpitalowi już tylko 60 proc. poniesionych kosztów, a za usunięcie uszkodzonej śledziony 30 proc. przewidzianej za procedurę ceny. Zarządzenie prezesa NFZ bardzo szczegółowo określa, jakie procedury medyczne można sumować, a jakie nie. Wiele szpitali, nie chcąc naciągać NFZ i zarazem dobrze leczyć pacjentów, musi dobrze kalkulować, by wybrać jednostkę chorobową najkorzystniej płaconą przez fundusz. (Super Nowości)

Blokada konta sposobem na mandaty
* Masz na bankowym koncie np. dwa tysiące złotych oszczędności. Masz jednak również niezapłacone mandaty? Niech będzie, że na kwotę 300 zł. Jeśli o nich zapomniałeś, to...lepiej sobie przypomnij! Bo możesz zostać bez środków do życia. Bank bowiem, na żądanie komornika, zamiast ściągnąć z twojego konta owe kilkaset złotych, zablokuje je w całości. Ani komornika ani też banku nie obchodzi to, że te 2 tysiące zł, to wszystko czym dysponujesz. Bank odblokuje ci konto dopiero wtedy, kiedy dopłacisz zaległą kwotę i przelewem zapłacisz za mandaty. Taka przygoda spotkała ostatnio jednego z mieszkańców Rzeszowa. Pan Marek nie chciał tłumaczyć się za co został ukarany i dlaczego nie zapłacił za mandaty. Nie zapłacił i już. Wiedział zresztą, że i tak kiedyś go to czeka. Cały system ściągalności płatności za mandaty jest już bowiem całkiem szczelny. Pan Marek liczył jednak na to, że zanim ktoś sobie o nim na dobre przypomni, dostanie przynajmniej ostateczne wezwanie do zapłaty. W ogóle dostanie jakiś dokument.
- I właściwie dostałem...-mówi pan Marek- Ale awizo. W piśmie, jakie odebrałem, była tylko informacja, że moje konto zostało właśnie zablokowane. Interwencja w urzędzie skarbowym nic nie dała. W banku owszem, ale tylko dlatego, że pan Marek jest jego klientem od wielu lat i co miesiąc ze swojego konta dokonuje wielu operacji finansowych. Udało mu się wyprosić odblokowanie konta na krótką chwilę. Wystarczyło na dokonanie przelewu. Przy okazji wyszło na to, że bank o blokadzie konta pana Marka, dowiedział się wcześniej niż on. Dlaczego? Bo decyzja do banku została wysłana kurierem albo gońcem, a do pana Marka - po prostu pocztą. Komentarz chyba nie jest potrzebny? (Super Nowości)

* Nowa ustawa miała ułatwić ściąganie alimentów na dzieci. Miała, ale nic nie stało się prostsze. Zdarza się, że samotni rodzice mają problemy z otrzymaniem zasiłków alimentacyjnych. Egzekucja komornicza też kuleje. Cała procedura miała wyglądać tak. Rodzica, który nie płaci alimentów, miał ścigać komornik. Urzędnik powinien przekazywać informacje o sytuacji alimenciarza do gminy, a ta dalej miała się wszystkim zajmować. Powinna dać dłużnikowi pracę, a w razie uchylania się od niej, skierować do sądu. Ostatecznością jest odebranie prawa jazdy. Jednak w rzeczywistości cały proces ściągania alimentów kończy się dużo wcześniej. Samotni rodzice za problemy winią nową ustawę, która obowiązuje od 1 września 2005 r. Zlikwidowała ona Fundusz Alimentacyjny, a na jego miejsce wprowadzono zasiłki. To 170 zł na dziecko w rodzinach z jednym lub dwojgiem dzieci oraz 120 zł w liczniejszych rodzinach. Przy czym dochód na osobę nie może być wyższy niż 583 zł. Rodzice samotnie wychowujący dzieci uznali to za największy błąd tej ustawy. Twierdzą, że alimenty powinny być ustalane przez sąd, a nie ustawodawcę. Dlatego przygotowali własną ustawę. Teraz czekają aż Sejm się nią zajmie. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

Tajemnicze ludzkie szczątki...
* Prokuratura Rejonowa w Przemyślu próbuje ustalić, czyje szczątki spoczywały w masowym grobie tuż obok torów. W ubiegłym tygodniu podczas prac ziemnych prowadzonych na terenie stacji kolejowej w Żurawicy, na międzytorzu znaleziono ludzkie kości. W tej sytuacji roboty przerwano i zgodnie z procedurą, dalsze prace prowadzono pod nadzorem prokuratury i policji. Stopniowo z ziemi wyłaniały się kolejne ludzkie szczątki. Na ich podstawie wyliczono, że pochowano tu 14 osób. Zwłoki były przemieszane, widocznie wrzucono je bezładnie do dołu. Oprócz kości znaleziono też kilka guzików, fragmenty skórzanych pasków, metalowe klamerki, strzępy materiału, kawałki skórzanych portfeli i kilka fragmentów butów. W szczęce jednej z czaszek były złote koronki. To wszystko za mało, żeby bez przeprowadzenia specjalistycznych badań wyjaśnić, kto został pochowany w dole koło torów. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że pochówek odbył się podczas II wojny. Wiadomo, że tor i przyległa do niego rampa były budowane w 1940 roku, podczas okupacji niemieckiej. Znalezione w Żurawicy ludzkie szczątki i fragmenty ubioru zostaną odesłane do Zakładu Medycyny Sądowej w Krakowie, gdzie specjaliści określą płeć i wiek osób, do których należały kości. (Życie Podkarpackie)

* 7 lutego, około drugiej w nocy w Medyce, w pobliżu przejścia pieszego nieznany jeszcze sprawca wyrwał i zabrał obywatelce Ukrainy torebkę, w której było 212 zł, 420 USD oraz pięć paszportów.

* 6 lutego ujawniono, że w Przemyślu przy ul. Śnigurskiego nieznany sprawca włamał się do komórki jednego z lokatorów i skradł prawie dwie tony węgla. No cóż, zima jeszcze trochę potrwa.

* W nocy z 4 na 5 lutego w Przeworsku dokonano włamania do Delikatesów przy ul. Studzińskiej, skąd zginął alkohol, papierosy i karty telefoniczne. Użyty przez policjantów pies tropiący doprowadził funkcjonariuszy do włamywaczy, którymi okazali się notowani już mieszkańcy Przeworska.

* W nocy z 1 na 2 lutego w Jarosławiu nieznani sprawcy włamali się do jednego z barów i z kasy skradli 100 zł, a z automatu do gier 1000 zł.

* Zarzuty narażenia 13-latki na niebezpieczeństwo utraty życia postawiła policja Danucie R., prezesowi Zrzeszenia Właścicieli i Zarządców Domów w Przemyślu. W listopadzie ub. roku nastolatka idąc do ubikacji spadła ze spróchniałego balkonu. Deski załamały się pod jej ciężarem. Runęła z 3,5-metrowej wysokości na betonową posadzkę. Doznała urazu kręgosłupa i nogi. Tuż po wypadku matka poszkodowanej dziewczyny przekonywała, że zawiadamiała administrację o fatalnym stanie balkonu. Danuta R., prezes zrzeszenia, do którego należy kamienica, twierdziła, że nie docierały do niej informacje na ten temat. Prowadzący śledztwo postawili administratorce zarzut narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężki uszczerbek na zdrowiu. W gronie podejrzanych mogą znaleźć się również inne osoby z administracji.

Reklama