Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 10.10-16.10.2005 r.

Przemyśl

Pseudokibice w szkołach?!
* W podstawówkach i gimnazjach dochodzi do niepokojących zdarzeń. O planowanych starciach pomiędzy pseudokibicami Czuwaju i Polonii mówią uczniowie. Dyrektorzy nie chcą się wypowiadać na ten temat. Uczniowie twierdzą, że 27 września do budynku Zespołu Szkół z Oddziałami Integracyjnymi im. Orląt Lwowskich wtargnęła grupa chuliganów, którzy grozili uczniom i uderzyli nauczycielkę. Dzień później do tej samej szkoły siłą weszła banda łobuzów, która wystraszyła wszystkich i pobiła jednego z uczniów, po czym uciekła.
- Część z nich weszło przez szatnię, inni dostali się salami gimnastycznymi. Napastnicy wtargnęli do szkoły z pałkami i kijami. Dzwoniliśmy po policję. Wiem też, że w szkole panował popłoch, wszyscy uciekali przed kibolami - opowiada uczeń ZSzOI Kamil (nazwisko do wiadomości redakcji). Dyrektor szkoły ma inną wersję zdarzeń. - Faktycznie w szkole pojawili się uczniowie z innych szkół. Nie doszło jednak do żadnego incydentu, natychmiast zareagował dyżurujący nauczyciel. Ustaliliśmy personalia większości uczniów, którzy prawdopodobnie chcieli wszcząć jakąś bójkę - mówi Elżbieta Rozmus, dyrektor szkoły. - Dzień później znów pojawiła się jakaś grupa, lecz nie wpuściliśmy ich do szkoły - dodaje. Do podobnego zajścia miało dojść w Gimnazjum nr 1. Jednak dyrektor tej szkoły nie chciał na ten temat rozmawiać. - Nie jestem Duchem Świętym, żeby wiedzieć, co ma się wydarzyć. Nikt do naszej szkoły nie wchodził - skwitował. Natomiast dyrektor Zespołu Szkół z Oddziałami Integracyjnymi Elżbieta Rozmus nie ukrywa obaw. - Wiemy, że te wydarzenia są niepokojące. Zależy nam też, aby zapewnić dzieciom bezpieczny powrót do domu po szkole. Prosiliśmy komendanta Straży Miejskiej o zwiększenie patroli w okolicy szkoły - mówi. (Nowiny)

Spotkanie samorządowców...
* Utworzenie Lubaczowskiego Parku Biznesowego, naprawa wszelkiego rodzaju dróg, przyspieszenie budowy przejść turystycznych na granicy z Ukrainą oraz budowa drogi szybkiego ruchu - to jedne z wielu problemów byłego województwa przemyskiego, z którymi borykają się samorządowcy. W nowym rządzie ma powstać nowe ministerstwo rozwoju regionalnego. - Dla tych terenów przygranicznych, które są słabo rozwinięte powstanie program, który pozwoli na wyrównanie szans rozwoju pomiędzy silnymi gospodarczo terenami, a wschodnią częścią kraju. - Chciałbym skonsultować, czy idziemy w dobrym kierunku i ustalić, jakie są priorytety - mówił Marek Kuchciński, poseł PiS, na spotkaniu z samorządowcami z terenu byłego województwa przemyskiego. Takie priorytety, dotyczące rozwoju terenów przygranicznych w województwie podkarpackim, związane są ze strategią rozwoju województwa. Podstawowe cele to zdobycie funduszy na inwestycje infrastrukturalne oraz na przejścia graniczne, m.in. budowy przejść Budomierz - Hruszew oraz Malhowice - Niżankowice. - Ostatnia nota, jaką strona ukraińska przesłał do polskiego rządu, jest już zadowalająca, ale pojawił się nowy problem związany z budową przejścia granicznego Budomierz - Hruszew - stwierdził starosta lubaczowski, Józef Michalik. - Jest za mało czasu na wykorzystanie funduszy, na które liczyliśmy, bo w rok przejścia nie wybudujemy. Teraz wchodzą w grę dwie kwestie: negocjacje tych środków lub też szukanie innego wsparcia z Unii Europejskiej. Starosta Michalik stwierdził także, że dla rozwoju turystyki na terenie powiatu, ważna byłaby budowa przejścia w Radrużu. "Palącą sprawą" jest także budowa drogi łączącej powiat lubaczowski z przeworskim. Obecnie jest taka sytuacja, ze miejscowości położone obok siebie, ale znajdujące się w tych dwu powiatach, nie są ze sobą połączone siecią komunikacyjną, a ludzie z tych sąsiadujących ze sobą społeczności, mają utrudniony kontakt.
- W związku z tym, że nasze gminy i miasta leżą blisko wschodniej granicy Unii Europejskiej mamy swoje "pięć minut" i powinniśmy je wykorzystać - twierdzi Janusz Dąbrowski, burmistrz Jarosławia. - Zastanawiam się nad sensem inwestowania środków na przejście graniczne, które za 20 lat nie będą istnieć, bo granica UE się przesunie. Może powinniśmy skoncentrować się na drogach? Poza tym na Podkarpaciu mamy ogromną "wewnętrzną , jaką jest miasto Rzeszów. Rzeszów stał się aglomeracją, która blokuje inwestycje w innych miastach. Rozwój Podkarpacia jest nierównomierny, bowiem większość środków, jakie spływają do rozdysponowania na ten region, trafia do Rzeszowa. Jak tak dalej będzie, to inne miasta Podkarpacia będą "usychać".
- Rzeczywiści problem rzeszowski, to problem nas wszystkich - dodał Rober Choma, prezydent Przemyśla. - Jako przykład podam, że oznakowanie na trasie z Rzeszowa kończy się na Łańcucie. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad nie pomyślała o tym, by przy drogach wskazać kierunki na inne miasta regionu.
- Do pierwszego stycznia chcemy przygotować program dla wschodnich terenów kraju. - Chcemy, by środki, które zostaną na te programy przeznaczone, trafiły bezpośrednio do samorządów, a nie do województwa. Jeżeli jednak by "poszły do województwa", to musimy znaleźć kilka najważniejszych projektów, które służyłyby w całości regionowi. Priorytetowe zadania dla wschodniej części województwa, to według samorządowców, m.in. wykonanie drogi szybkiego ruchu do granicy polsko-Ukraińskiej i przejść w Medyce i Korczowej, uruchomienie małych przejść turystycznych (co poseł Kuchciński obiecuje od początku poprzedniej swojej kadencji), utrzymanie służby fitosanitarnych na przejściu granicznym w Medyce i utworzenie takich służb na przejściach w Krościenku i Wechracie, zwiększenie roli w transporcie międzynarodowym rejonu przeładunkowego Medyka - Żurawica, rozwoju szkolnictwa wyższego zawodowego w Przemyślu i Jarosławiu, utworzenie Wschodniej Giełdy Towarowej oraz Lubaczowskiego parku Biznesowego, w oparciu o międzynarodowe przejście graniczne Budomierz - Hruszew. (Super Nowości)

Budowa nowej siedziby MNZP oddala się...
* Maleją szanse na szybkie rozpoczęcie budowy nowej siedziby dla Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej. W tym roku dotychczasowy budynek przemyskiego muzeum stał się własnością tutejszej Kurii greckokatolickiej. Został jej przyznany na mocy orzeczenia Komisji majątkowej wydanego kilka lat temu. Wtedy Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej otrzymało 5 lat na przeniesienie swych bogatych zbiorów. Okazuje się jednak, że nie ma ich, gdzie rozlokować. Budowa nowej siedziby ciągle nie ruszyła z miejsca. Koszt inwestycji to minimum 30 milionów złotych. Część pieniędzy obiecał dać Urząd Marszałkowski. Reszta ma pochodzić z Unii Europejskiej, do której trafił wniosek o dofinansowanie budowy. Aktualnie jest on weryfikowany w Urzędzie Wojewódzkim. Gdyby udało się w końcu rozpocząć prace. Przemyśl byłby pierwszym po wojnie miastem w Polsce, w którym powstałby nowy gmach muzeum, wybudowany od podstaw. Jeszcze przez, co najmniej rok, a może i dłużej, muzeum będzie mogło zajmować dotychczasowy budynek. Przenosiny odroczono w czasie dzięki porozumieniu z Kurią Greckokatolicką. Muzeum płaci jej czynsz. Jego wysokość pozostaje owiana tajemnicą. Nieoficjalnie wiadomo, że chodzi o znaczną kwotę. (Nowiny)

* Przemysl24 to najnowszy, prywatny serwis informacyjny o mieście, znajdujący się w internecie. Tworzy go dwóch młodych pasjonatów. Pomysłodawcą serwisu jest Dariusz Magusiak (30 l.), właściciel "Webfabryki", firmy zajmującej się witrynami internetowymi. Ma on już kilkuletnie doświadczenie przy prowadzeniu serwisu o Bieszczadach.
- Zrobiliśmy ten serwis, bo z własnego doświadczenia wiemy, że w sieci brakuje pewnych informacji o Przemyślu, szczególnie dla osób z zewnątrz - mówi. - Turysta, który chciałby odwiedzić to miasto i szuka w sieci jakiś informacji, wiele nie znajdzie - dodaje. Serwis działa od 1 października. Wcześniej istniało internetowe forum Przemysl24. Z Dariuszem współpracuje za darmo pasjonat sieci Łukasz Kisielica, 24-letni przemyślanin, student dziennikarstwa i komunikacji społecznej Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Nastawili się na informacje dla turystów. Na stronie są działy ze spisem noclegów, imprez, z ciekawostkami, zabytkami, szlakami turystycznymi, historią aktualnościami. Jest aktualna mapa miasta i historyczna, z 1936 r.
- Planów na uatrakcyjnienie serwisu mamy sporo. Już wkrótce pojawi się informacja o muzeach i twierdzy przemyskiej. Pasjonuję się historią. Chciałbym zrobić na witrynie coś na wzór telewizyjnych programów Bogusława Wołoszańskiego. Oczywiście będą one o Przemyślu - mówi pan Łukasz. W Przemysl24 odpowiada za treść serwisu. Wkrótce na witrynie pojawi się rozkład jazdy miejskich autobusów, z wygodną mapą miasta.
- Biorąc pod uwagę wejścia na serwis i forum, mamy dziennie ok. 170 unikalnych odwiedzin. Unikalnych, tzn., że wejście z danego komputera możemy zaliczyć tylko raz dziennie. W moim serwisie o Bieszczadach, po kilku latach, notuję 8 tys. unikalnych odsłon dziennie. Mam nadzieję, że kiedyś nasza przemyska witryna również będzie notowała takie wyniki - mówi pan Dariusz. Twórcy serwisu nadzieje wiążą z zapowiadanym uruchomieniem wyciągu narciarskiego. Wtedy, według nich, więcej osób będzie się interesować miastem. (Nowiny)

350 tys. zł z budżetu na pomnik
* 350 tys. złotych będzie kosztowała budowa pomnika Jana Pawła II. Monument w 2007 r. ma stanąć na pl. Niepodległości. Jeszcze w tegorocznym budżecie miejskim na budowę zostanie zarezerwowanych 50 tys. złotych. W przyszłym roku 290 tys. złotych, a w 2007 r. 10 tys. złotych. Na projekt pomnika zostanie rozpisany konkurs. Pomnik ma mieć 2,5 metra wysokości i stanie na gotowym cokole, który od kilkunastu lat stoi pusty. Za czasów PRL w tym miejscu stał monument gen. Władysława Świerczewskiego Obecnie pl. Niepodległości, chociaż znajduje się w centrum, jest zaniedbany i niebezpieczny, szczególnie wieczorami. Podczas sesji Rady Miasta radny Kazimierz Nycz (SLD) przypomniał, że pół roku temu z ust inicjatorów budowy pomnika padały zapewnienia, że pieniądze na budowę pomnika będą pochodzić ze społecznej zbiórki. Teraz okazuje się, że miasto chce płacić.
- Konieczność zapisania tych wydatków w budżecie wynika z przepisów. Kiedy społeczny komitet zbierze pieniądze, przekaże je miastu i w ten sposób pomnik zostanie sfinansowany z pieniędzy pozabudżetowych - wyjaśnia Wiesław Jurkiewicz, zastępca prezydenta Przemyśla. Nycz zaproponował, aby radni dali przykład innym i przekazali na ten cel po jednej diecie, czyli ok. tysiąc złotych. Rajcowie niezbyt ochoczo przyjęli te propozycję. Jednak nikt jej nie zakwestionował. Akcje społecznych zbiórek pieniędzy mają ruszyć 16 października, w rocznicę wyboru Karola Wojtyły na papieża. (Nowiny)

Zacząć promować czy jeszcze nie...
* Z jednej strony miastu zależy, by do Przemyśla ściągali narciarze nie tylko z najbliższych okolic, z drugiej - nie ma stuprocentowej pewności, czy pogoda lub inne nieprzewidziane wypadki nie odsuną terminu oddania nartostrady z późnej jesieni na wiosnę. - Przy takim obrocie sprawy promocja ukierunkowana na najbliższy sezon obróciłaby się w kompromitację...- tłumaczą w magistracie. Pierwszy etap budowy Przemyskiego Parku Sportowo-Rekreacyjnego ma być zakończony 30 listopada. Obietnicę dotrzymania tego terminu złożył wykonawca, a za nim - magistraccy urzędnicy. Przypomnijmy: pod pojęciem pierwszy etap mieszczą się dwie trasy zjazdowe po około 800 metrów każda, kolejka (w dwóch częściach, ze stacją przesiadkową), wiadukt nad Pasteura i parking przy Sanockiej. Pozostałe etapy - kolejne trasy, most nad Sanocką, orczyk dla potrzeb snowparku i toru saneczkowego, parking górny i tzw. mała architektura - mają powstać do końca 2007 roku. Planowany koszt całej stacji to 30 mln zł, z czego pierwszy etap ma pochłonąć połowę czyli 15 mln. Tyle właśnie zostało zarezerwowane w miejskim budżecie, z adnotacją, że miasto będzie się starało o refundację poniesionych wydatków. Przewidywane źródła refundacji to Ministerstwo Edukacji Narodowej i Sportu (pieniądze z totalizatora na rozwój bazy sportowej) i Unia Europejska (wniosek jest gotowy, ale urząd marszałkowski - powołując się na brak rozporządzeń ministerstwa gospodarki w sprawie udzielania pomocy publicznej - wciąż przesuwa terminy ogłoszenia naboru do Zintegrowanego Programu Operacyjnego Rozwoju Regionalnego, działanie 1.4 "rozwój turystyki i kultury"). To podstawowe dane na temat sztandarowej przemyskiej inwestycji. Wiadomo, że przystąpienie do drugiego etapu miasto warunkuje uzyskaniem bodaj częściowej refundacji za pierwszy. Tymczasem i w sprawie pierwszego etapu nie wszystko jest jasne. Gdzie na przykład narciarze będą chodzić za potrzebą, skoro w tym roku nie powstanie na stoku żadne zaplecze? Gdzie napiją się herbaty, skoro restauracja czeka na prywatnego inwestora? Kto będzie zarządzał stacją: pełnomocnik ds. wyciągu Ryszard Kosterkiewicz, szef Przemyskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji Mariusz Zamirski czy prezydent Robert Choma, jako przełożony obu wymienionych? Czy - skoro pierwsze szusy za dwa miesiące - opracowany jest już program promocji? (Życie Podkarpackie)

"Marsz życia i nadziei"
* Na profilaktykę i badania kontrolne, jako najważniejsze elementy skutecznej walki z rakiem piersi, zwracali uwagę uczestnicy "Marszu życia i nadziei".
- Choroby nowotworowe odpowiednio wcześnie wykryte, są do wyleczenia. Niestety, w naszym kraju ich wyleczalność jest jeszcze na niskim poziomie. Od światowych standardów dzieli nas przepaść. Główny powód to bagatelizowanie tego problemu - mówi Jacek Mendocha, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala w Przemyślu. Marsz zorganizowało Stowarzyszenie Ruchu Kobiet do Walki z Rakiem Piersi "Europa Donna". Jego kilkuset uczestników chciało przede wszystkim zwrócić uwagę mieszkańców na choroby nowotworowe.
- Nie bójcie się raka. Chodźcie na badania profilaktyczne. Powinniśmy jak najwięcej wiedzieć o tej chorobie - przekonywała Jadwiga Duda, prezes "Europa Donna" w Przemyślu. Jan Hołówka, lekarz onkolog, przypomniał o działającym od ponad 30 lat w Przemyślu, onkologicznym telefonie zaufania. Pod numerami (016) 678-69-81 lub 0-661-886-342 członkowie Polskiego Komitetu Zwalczania Raka odpowiadają na wszelkie pytania związane z chorobami nowotworowymi. - Dzwonią ludzie nie tylko z naszego regionu, lecz również z Polski, a nawet z zagranicy. Warto skorzystać - mówi Hołówka. (Nowiny)

J A R O S Ł A W

Zamiast upomnienia trafił do aresztu...
* Janek prosto po lekcjach trafił do policyjnego aresztu. Funkcjonariusze odebrali mu telefon komórkowy. Sami nie wpadli na to, by powiadomić ojca o zatrzymaniu syna. Chłopiec całą noc bez butów, w letnim ubraniu przesiedział w celi za to... że przeszedł przez jezdnię na czerwonym świetle. Janek wracał po lekcjach do domu. Przechodził z ulicy Grunwaldzkiej na Grodzką. Na jezdni nie było samochodów, przebiegł więc na czerwonym świetle. Tuż za murem Bramy Krakowskiej zatrzymały go dwie osoby. - Była to kobieta i mężczyzna ubrani w mundury straży miejskiej. Zażądali dokumentów. Powiedziałem, żeby też się wylegitymowali, bo ich nie znam. Mam przecież takie prawo - opowiada. Nie okazali jednak swojej legitymacji. Komendant straży miejskiej Andrzej Jędrejko nie zna sprawy: - Każdy funkcjonariusz prosząc o dokument osobę zatrzymaną, musi podać swoje stanowisko i nazwisko. A na żądanie ma obowiązek okazać legitymację służbową. Janek tłumaczy, że strażnicy zadzwonili po samochód służbowy, który odwiózł go na komendę policji. - Gdy wysadzali mnie z samochodu, powiedzieli do policjantów, że jestem pijany albo naćpany. Ja nie piję, nawet nie mogłem być pijany, bo przecież dopiero co skończyłem lekcje. Na komendzie podałem swoje dane policji, ale oni wsadzili mnie, jak to nazwali, do "chlewa". Policjanci zabrali Jankowi wszystkie rzeczy, zażądali też, by ściągnął buty: - Nie chciałem ich oddać, wtedy dostałem po twarzy. W dzień było ciepło, więc do szkoły wybrałem się w krótkich spodniach i letniej koszulce. Tak też przesiedziałem w areszcie przy otwartym okienku całą noc, aż do dziesiątej rano. (Życie Podkarpackie)

* Gdyby w centrum Jarosławia wybuchła cysterna, to miasto ulega zagładzie. Nie ma możliwości wyjazdu z miasta, nie ma możliwości ewakuacji mieszkańców, bo nie ma alternatywnego wyjścia, ponieważ Jarosław jest zatłoczony. Codziennie przejeżdżają przez niego tysiące samochodów kierujących się na przejścia graniczne z Ukrainą - do Medyki i Korczowej. Rozwiązaniem problemu byłaby budowa obwodnicy. - Jest to priorytetowa sprawa dla miasta - mówi Tomasz Kulesza, poseł na Sejm z Platformy Obywatelskiej. - Zaczęły się wykupy gruntów i mamy nadzieję, że w 2008 roku sprawa będzie na finiszu. Janusz Dąbrowski, burmistrz Jarosławia, także ma nadzieję na szybkie załatwienie tej ważnej dla Jarosławia sprawy. - Przychodzą do mnie inwestorzy, którzy chcą prowadzić działalność na terenie miasta, ale zawsze jest ten sam problem. Mówią do mnie, że są zainteresowani, bo jest tutaj tania siła robocza, miejsce dla nich atrakcyjne, ale przeraża ich fakt, że przez półtora godziny jadą przez Jarosław. To im nie pasuje! Dodatkowo, jak w Jarosław jest zablokowany i do nas nie chcą przyjść inwestorzy, to co dopiero mówić o terenach położonych bliżej wschodniej granicy, na przykład o mieście Przemyślu. Na spotkaniu z samorządowcami z powiatów przemyskiego, jarosławskiego i lubaczowskiego, które odbyło się w przemyskim ratuszu, poruszona także inny problem związany z drogami. Gospodarze miast i gmin narzekają na postępowanie Generalnej Dyrekcji Dróg krajowych i Autostrad w Rzeszowie, która ich zdaniem, najwięcej środków przeznacza na teren rzeszowski, traktujący po macoszemu tereny znajdujące się przy granicy z Ukrainą. - Są pieniądze na remonty dróg, mają ruszyć prace na odcinku między Muniną a Radymnem, ale nie pomyślano już o chodnikach na trasie Munina - Jarosław, która jest dość uczęszczaną trasą - mówi wicestarosta jarosławski Janusz Kołakowski. - Jedyna rzecz, jaką dyrekcja dróg zrobiła w samym Jarosławiu, to pozakładała nam łańcuchy na chodnikach. Nam natomiast najbardziej zależy na jak najszybszej budowie obwodnicy, bo za 4-5 lat, jak jest w planach, Jarosław może już się "rozkruszyć". To jest problem do załatwienia na teraz. Samorządowcy chcą także, by ruszyła budowa obwodnicy południowej koło Radymna. Dobrze byłoby, gdyby stało się to w ciągu kilku najbliższych lat. Tego typu infrastrukturalne inwestycje pozwoliłyby na lepszy rozwój przygranicznych terenów i na większe zainteresowanie tym terenem inwestorów z Polski i Zagranicy. (Super Nowości)

* 14 października br. jarosławskim sądzie odbędzie się pierwsza rozprawa eksrektora PWSZ Antoniego J. Pierwsza rozprawa w głośnej sprawie nieprawnego przyjęcia 230 tys. zł i kierowania gróźb karalnych w stosunku do naszej redakcyjnej koleżanki Ewy Kłak-Zarzeckiej miała odbyć się na początku sierpnia, co było pokłosiem przekazania przez Prokuraturę Rejonową w Przeworsku do Sądu Rejonowego w Jarosławiu aktu oskarżenia. Po zapoznaniu się przez wyznaczonego sędziego z aktami, okazało się, że proces jednak nie ruszy w wspomnianym terminie. Jak tłumaczyła wówczas prezes jarosławskiego sądu Barbara Stukan-Pytlowany, akta sprawy zostały zwrócone do postępowania przygotowawczego ze względu na braki. Uzupełnień wymagało kilka punktów, m.in.: przeprowadzenie zupełnej opinii biegłych lekarzy sądowych, psychiatrów i psychologa na okoliczność poczytalności podejrzanego. Jednak Prokuratura Rejonowa w Przeworsku zaskarżyła tę decyzję do Sądu Okręgowego w Przemyślu. Jej szef Janusz Stępień stwierdził, iż nie popełnili żadnych błędów. Kilkanaście dni temu sąd II instancji zażalenie uznał za zasadne, akta wróciły do jarosławskiego sądu, który niezwłocznie wyznaczył termin pierwszej rozprawy. Odbędzie się ona 14 października. (Życie Podkarpackie)

R E G I O N

Koronorograf za stary
* Koronorograf, który miał trafić do Rzeszowa, pojedzie najprawdopodobniej na Ukrainę. Szpital Wojewódzki nr 2 w Rzeszowie starający się o darowiznę odstąpił od rozmów, bo proponowany sprzęt jest za stary. Koronarograf to aparat konieczny do ratowania chorych po zawałach lub zagrożonych nimi. Sprzęt pochodzi z jednego z francuskich szpitali. Jego przekazaniem zajmują się Marcin Dybowski i Krzysztof Witko, którzy chcieli, by dostał go któryś z powiatowych szpitali. Nie miały one jednak ani odpowiedniego pomieszczenia, ani wykwalifikowanej kadry. Koronarografem był zainteresowany natomiast SW nr 2 w Rzeszowie dysponujący i miejscem, i kadrą.
- Niestety, według naszych specjalistów obsługujących pracownię hemodynamiki dziesięcioletni sprzęt jest już całkowicie wyeksploatowany - mówi Janusz Solarz, dyrektor SW nr 2 w Rzeszowie. - Chcieliśmy wysłać fachowców i na miejscu, przed sprowadzeniem, ocenić jego stan techniczny. Kiedy jednak odmówiono nam podania danych szpitala francuskiego przekazującego sprzęt, uznaliśmy branie aparatu za bezsens. Jego koszt, cena transportu, a potem ewentualne skomplikowane procedury utylizacji wielokrotnie przekroczyłyby wartość koronarografu. Organizatorzy akcji chcą go przekazać na Ukrainę. - Sprzęt jest w dobrym stanie, może jeszcze służyć pacjentom. Nie możemy już dłużej czekać z darowizną - mówi Krzysztof Witko. W regionie są dwie pracownie hemodynamiki i dwa koronarografy - w Rzeszowie i Przemyślu. W kolejkach do zabiegu czeka kilkaset osób. Terminy zabiegów planowych w obu pracowniach oscylują w granicach roku. (Super Nowości)

* Powstało Stowarzyszenie Osób Poszkodowanych przez Urzędy i Urzędników. Stowarzyszenie tworzą studenci prawa. Są otwarci na pomoc każdej instytucji. Liczą także na media, które upubliczniają najbardziej absurdalne decyzje wydawane przez urzędników. Od ludzi, którzy się do nich zgłaszają, nie pobierają żadnych opłat. Najbardziej zależy im na uświadamianiu petentów o przysługujących im prawach. Pomogą napisać odwołania czy wypełniać formularze. Pomysłodawcy to osoby, które już zostały poszkodowane przez urzędników. Chociażby prezes Marian Sum, który jest właścicielem działki budowlanej w Jarosławiu. - Jej część została przeznaczona pod poszerzenie drogi. Miasto do tej pory nic nie zrobiło, by ode mnie wykupić lub przejąć teren. Na moją działkę zwożone są płyty betonowe. Sprawę skierowałem do sądu. Pełnomocnik burmistrza zapewniał, że w ciągu tygodnia mój teren zostanie uprzątnięty, tymczasem niedługo później na działkę zwieziono kolejne płyty. Po pomoc zgłaszać się mogą wszyscy z terenu Podkarpacia. Także mieszkańcy byłego województwa przemyskiego, którzy czują się pokrzywdzeni. Pierwszą kontrowersją, jaką się zajęli to głośna sprawa mieszkanki Czudca Janiny Baszak, na którą nadzór budowlany ze Strzyżowa nałożył grzywnę 40 tys. zł i nakazał jej rozebrać część domu oraz przypadek kobiety z Krasnego, która ma zapłacić w gminie podatek od samochodu ciężarowego powyżej 3,5 tony. Tymczasem jej auto ma mniejszy tonaż.
- Opinia o urzędnikach jest fatalna. Przeciętnego Kowalskiego zbywa się, załatwienie jego sprawy jest przeciągane w nieskończoność - wyjaśnia wiceprezes stowarzyszenia A. Skrzypek, dodając: - Bardzo często urzędnik traktuje petenta jako przeciwnika. Niestety, wielu urzędników wykazuje się też niekompetencją. Obecnie z członkami stowarzyszenia można się kontaktować pod nr tel. 0505 937-974 lub e-mail: stowarzyszenie@poczta.wprost.pl. (Życie Podkarpackie)

* Likwidacja Karty Nauczyciela, ograniczenie roli kuratora oraz przejmowanie szkół i placówek edukacyjnych przez komercyjne stowarzyszenia lub fundacje - to główne zagrożenia dla polskiej edukacji. W piątek w całym kraju rozpoczyna się wielka społeczna debata na temat przyszłości polskiej oświaty. Zagrożenia wynikają z przyjętej przez rząd "Strategii rozwoju edukacji na lata 2007-2013".
- Dokument zakłada m.in. możliwość zatrudniania w szkole osób niebędących nauczycielami. Istnieje więc poważna groźba, że za kilka lat nauczaniem naszych dzieci zajmą się osoby bez wykształcenia pedagogicznego. To tak jakbyśmy ślusarzowi kazali leczyć ludzi. Chcemy się temu stanowczo sprzeciwić - mówi Ryszard Grędys, prezes Zarządu Podkarpackiego Okręgu ZNP w Rzeszowie. Jak dodał, jeśli zlikwiduje się Kartę Nauczyciela i dojdzie do zatrudniania nauczycieli na umowę-zlecenie, kadra kształtująca świadomość dzieci i młodzieży będzie całkowicie zależna od nacisków ze strony aktualnie panującej kasty politycznej.
- Może to znacząco obniżyć poziom kształcenia, a w perspektywie również wyniki nauczania - zwraca uwagę prezes Grędys. - Równie niebezpieczne wydaje się nam odebranie kuratorowi kompetencji do wpływania na decyzje samorządów w zakresie kształtowania sieci szkół. W praktyce oznacza to, że samorząd będzie mógł likwidować szkoły, kiedy tylko będzie miał taką ochotę. Samorząd będzie mógł również powołać placówkę edukacyjną, niekoniecznie bezpłatną, którą będzie prowadzić fundacja zarządzana przez wójta lub starostę. Jak to się ma do konstytucyjnych zapisów o bezpłatności i powszechnym dostępie do edukacji?! Rodzice, którzy chcieliby zaprotestować przeciwko tego typu zmianom, są mile widziani w siedzibie Zarządu Podkarpackiego Okręgu ZNP (pon. - pt. w godz. 7.30-15, tel. (017) 85-334-93). (Super Nowości)

* Zdaniem aptekarzy masowe wykupywanie szczepionek przeciw grypie wywołał strach przed epidemią ptasiej grypy. Lekarze twierdzą natomiast, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego. W zeszłym tygodniu na pytanie: czy jest szczepionka przeciw grypie, we wszystkich odwiedzonych aptekach dało słyszało się jedno stwierdzenie: nie ma. - A gdybym chciał zamówić szczepionki na jutro czy pojutrze, to byłaby szansa? - pytam. - W tej chwili nie ma takich szans. Szczepionek nie ma po prostu w hurtowniach - padła odpowiedź. W aptekach na próżno więc ich szukać. Szczepienia oferują jeszcze tylko nieliczne przychodnie, a zbiorową profilaktykę - zakłady pracy. Zdaniem farmaceutów, to "szaleństwo" wywołał strach przed ptasią grypą. - W zeszłym roku jako grupa podwyższonego ryzyka dostawaliśmy tę szczepionkę za darmo. W tym nie, bo nie ma jej nigdzie - usłyszeliśmy w jednej z przemyskich aptek. - Zapewniam, że jedno z drugim nie ma nic wspólnego. I każdy z nas odpowie to samo. Preparaty na ptasią grypę to jedno, a szczepionki na grypę to drugie - wyjaśnia jeden z przemyskich lekarzy. Epidemii grypy w naszym rejonie jeszcze nie było. Ale warto sięgać po szczepionki na "zwykłą" grypę. Najgorsze są bowiem powikłania. Ciężkie zapalenia płuc, zaostrzenia cukrzycy, nerczycy, zapalenia opon mózgowych, a nawet zapalenia mięśnia sercowego - to tylko niektóre z nich. Cena szczepionki przeciw grypie to ok. 30 zł. Pamiętajmy jednak, że leczenie grypy i jej powikłań kosztuje pacjentów i szpitale o wiele więcej. A każde podanie kolejnych leków zubaża nie tylko portfele, ale przede wszystkim naszą odporność. (Życie Podkarpackie)

Kronika kryminalna

Owocny nalot na noclegownie...
* Ponad 500 litrów alkoholu i prawie 100 tysięcy sztuk papierosów znaleźli celnicy w noclegowni w centrum miasta. Jej właścicielka nie wie, do kogo należał towar. Poniedziałkowy wieczór. Okolice dworca PKS. Do jednej ze znajdujących się tutaj kamienic wchodzą celnicy. To funkcjonariusze tzw. grupy mobilnej. Postrach przemytników. W czarnych uniformach, przy pasie kajdanki. Przypominają antyterrorystów. Mają prokuratorski nakaz przeszukania. W obskurnej noclegowni gości jak na lekarstwo. W pierwszym z pokoi tylko kobieta z dzieckiem. Kolejne pomieszczenia pełne alkoholu i papierosów. Wszędzie mnóstwo plastikowych butelek z etykietami "Royal American". Niektóre jeszcze puste. Inne napełnione spirytusem. Pod ścianą 30-litrowe kanistry z wódką. W kącie plastikowy lejek, pompka i trochę gumowych węży, czyli prowizoryczny sprzęt do rozlewania.
- Do kogo należy towar? - Kto trudni się procederem? Właścicielka noclegowni i jej syn są wyraźnie zdziwieni pytaniami celników. Twierdzą, że nie przeglądali wynajmowanych pokoi. To największa w tym roku nielegalna rozlewnia alkoholu zlikwidowana przez przemyskich celników. Jeszcze nie ustalili jak długo działała i skąd pochodził trunek. Mógł zostać przemycony z Ukrainy. Odpowiedź na szereg pytań powinno przynieść wszczęte właśnie śledztwo. Nieoficjalnie wiadomo, że znaleziony spirytus i wódka były rozprowadzane na miejscowych bazarach. Po rozcieńczeniu z wodą w małych partiach trafiały również w głąb kraju. (Nowiny)

* Policjanci ujęli 22-latka, który w niedzielę potrącił autem przechodnia i uciekł. Ofiara wypadku przebywa w szpitalu. Funkcjonariusze znaleźli przy sprawcy wypadku 10 woreczków marihuany.

* Policjanci zatrzymali sprawców rozboju na 20-letnim przemyślaninie. Okazali się nimi: 23-letni Paweł, jego rówieśnik Rafał i 19-letni Robert. Rozbójnicy skradli mu telefon komórkowy oraz 20 zł. Stanął przed sądem.

* Policjanci zatrzymali 8-latka, który w komputerze miał zdjęcia z dziecięcą pornografią. grozi mu do 5 lat więzienia. O tym, że właśnie z Podkarpacia rozsyłane są odrażające zdjęcia poinformowali policję pracownicy NIFC Hotline Polska. Organizacja zwalcza nielegalne treści w Internecie, w tym "tropi" rozpowszechnianą za pomocą sieci pornografię z udziałem małoletnich. Przeworscy policjanci wspomagani przez kolegów z rzeszowskiej KWP ustalili i zatrzymali we wtorek 18-letniego ucznia z Przeworska. Na twardym dysku jego komputera znajdowało się kilkaset pornograficznych fotografii. Podejrzany, po przesłuchaniu, został zwolniony. Funkcjonariusze ustalają skąd młodzieniec posiadał zdjęcia, a także komu je udostępniał.

Reklama