Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 03.10-09.10.2005 r.

Przemyśl

Wypisujemy?
* 1 października na przemyskich płatnych parkingach rozpoczęła pracę kolejna kilkunastoosobowa grupa osób skierowana z urzędu pracy w ramach prac interwencyjnych. Ich poprzednicy odeszli z żalem i pretensjami, że pracowali tylko pół roku. Może dlatego niektórzy "dorabiali" sobie, nie wypisując bloczków...
- Wypisujemy?... - z takim pytaniem często można się zetknąć na przemyskich płatnych parkingach. Pytanie zakłada, że - choć obowiązek wypisania bloczku istnieje - parkingowy chętnie zrezygnuje z biurokracji. A parkującemu wszystko jedno, czy 2 złote trafi do miejskiej kasy, czy do kieszeni parkingowego. Czy jednak o to chodziło radnym, którzy uchwalili odpłatność za parkingi? - W ciągu ostatnich kilku miesięcy zapytano mnie w ten sposób ze trzy, cztery razy. Nie mam ochoty brać udziału w okradaniu miasta, więc zawsze mówię "wypisujemy!". Ale ilu jest takich naiwnych jak ja? Podejrzewam, że niewielu i że duża część utargu nie trafia tam, gdzie powinna - mówi interweniujący w redakcji czytelnik. Parkingowi zaprzeczają, jakoby w ten sposób sobie "dorabiali". Co więcej - sami uważają się za pokrzywdzonych i oszukiwanych przez zatrudniający ich Zarząd Dróg Miejskich: - Miasto zatrudnia nas z urzędu pracy, w ramach prac interwencyjnych. Czyli, że bierze za nas refundację. A po pół roku - do widzenia! Pierwsza grupa, z wyjątkiem jednej osoby, właśnie tak skończyła. Nam już na pierwszym zebraniu oficjalnie powiedziano, że za sześć miesięcy do widzenia. I czy to jest w porządku? Gdyby umowa była na rok, to przeszlibyśmy na kuroniówki, a tak - z powrotem na bruk! I jak się nas traktuje! W czasie upałów, choć nam się należy, ani litra wody nie dali. Na początku obiecali 70 zł jako ekwiwalent ubraniowy i nie ma go do dziś!.. A kiedy zapytaliśmy, gdzie mamy chodzić za potrzebą, kazali nam sobie radzić we własnym zakresie... Jacek Cielecki, dyrektor ZDM, tłumaczy, że o okresie zatrudnienia decyduje Powiatowy Urząd Pracy: - Takie, a nie inne warunki zaproponował mi urząd pracy... Odnośnie toalet, przyznaję, muszą radzić sobie sami, nie widzę innej możliwości. A z wodą to chyba nieporozumienie: w okresie upałów woda jest, trzeba tylko sobie od nas wziąć, bo nikt jej po parkingach nie rozwozi. Ekwiwalent ubraniowy dla odchodzącej grupy, jeśli jeszcze nie został wypłacony, na pewno będzie. (Życie Podkarpackie)

* - Do szkoły wpadli szalikowcy i bili dzieci - mówią zbulwersowani rodzice uczniów Szkoły Podstawowej nr 16 z Oddziałami Integracyjnymi. - Nasze dzieci są tak wystraszone, że na przerwie nie wychodzą z klasy. - Moje dwie córki ze szkoły wróciły przerażone i zapłakane. Kiedy zapytałem, co się stało, powiedziały, że do szkoły przyszła grupa szalikowców z kijami baseballowymi i zaczepiała uczniów - mówi ojciec uczennic SP 16. - Ponoć taka sytuacja nie zdarzyła się po raz pierwszy. Krążą słuchy, że nawet uderzyli jedną z nauczycielek. Ale ile w tym prawdy, tego nie wiem. Natomiast faktem jest, że nasze dzieci się boją. Szkoła jest miejscem, w którym powinny czuć się bezpiecznie, tymczasem są tak przestraszone, że na przerwie nie wychodzą z klasy. Elżbieta Rozmus, dyrektor szkoły potwierdziła, że na jej terenie pojawiła się grupa osób, nie będących uczniami szkoły. - Osoby te weszły na drugie piętro, jednak dzięki natychmiastowej reakcji nauczycieli, zostały wyproszone z budynku. Zaprzeczyła jednak, jakoby była to grupka szalikowców, jak również temu, że została przez nich uderzona jedna z nauczycielek. - Nie mieli żadnych zewnętrznych oznak przynależności do któregokolwiek z klubów sportowych. Zostali zatrzymani przez nauczycielkę sprawującą dyżur na korytarzu, zachowywali się arogancko w stosunku do niej, ale nikogo nie uderzyli. (Życie Podkarpackie)

Nie planują poszerzenia
* Władze miasta na razie nie przymierzają się do poszerzenia jego granic. Nawet gdyby chciał coś takiego uczynić, mieszkańcy okolicznych miejscowości nie zgodziliby się na włączenie ich w granice administracyjne Przemyśla. Poszerzenie granic Przemyśla co jakiś czas wraca w dyskusjach regionalnych polityków. Na razie odbyło się jedno spotkanie władz miasta z wójtami okolicznych gmin i starostą przemyskim. - Prezydent przedstawił na nim propozycję poszerzenia granic miast, ale gminy odniosły się do tego niechętnie - mówi Witold Wołczyk z Biura Prezydenta Miasta. Według prezydenta Roberta Chomy, takie poszerzenie granic miałoby sprzyjać rozwojowi ekonomicznemu Przemyśla, bowiem stanowiłoby wabik dla inwestorów, którzy chcieliby tutaj zacząć działać. Dodatkowo byłoby więcej wpływów do budżetu miasta. Szczególnie atrakcyjne dla Przemyśla byłby miejscowości: Ostrów, Pikulice i Nehrybka w gminie Przemyśl oraz Prałkowce w gminie Krasiczyn. I tu pojawia się problem. Wielu mieszkańców Przemyśla wyprowadziło się poza granice administracyjne miasta, by uciec od m.in. niepewnej sytuacji gospodarczo-ekonomicznej. W gminie nie ma tak wielkich problemów i rozgrywek politycznych, a co za tym idzie, różnych manipulacji przy stanowiskach urzędowych, przy różnego rodzaju opłatach, przepisach - mówi jeden z mieszkańców Prałkowiec, który niedawno wyprowadził się z Przemyśla. - Nie mam obaw, że nagle będzie podwyżka podatku od nieruchomości, cen wody i kanalizacji. W mieście to często działa na "wariackich papierach". Wójt gminy Krasiczyn Jerzy Kowalski potwierdza, że mieszkańcy Prałkowiec nie chcą przyłączenia ich gmin do Przemyśla. - Z tego, co wiem, jeśli ludzie się na to nie zgadzają, to nikt ich nie może zmusić - mówi wójt. Dodaje, że mieszkańcy gminy Krasiczyn nie chcą należeć do miasta, bo gmina zrobiła im już: kanalizację, gazyfikację, grogi, chodniki, część prac wykonano w tzw. czynie społecznym i ludzie jeszcze bardziej się ze sobą zżyli. - Uchwalamy niskie podatki, bo wychodzimy z założenia, że na takim rozwiązaniu wszyscy zyskują - gmina, bo są wpływy, a ludzie - bo płacą rozsądne stawki - mówi Jerzy Kowalski. - Myślę, że jak gmina troszczy się o swoich mieszkańców, to nie chcą oni się z niej wyprowadzić i wszyscy są z tego faktu zadowoleni. Gdyby którakolwiek z gmin ościennych Przemyśla straciła na rzecz miasta swoje miejscowości, miałaby mniejszą liczbę mieszkańców, a co za tym idzie - mniejsze wpływy do budżetu, a także zmalałyby subwencje. Do miasta nie chcą też przyłączyć się mieszkańcy gminy wiejskiej Przemyśl. Nawet gdyby ruszyła akcja promująca takie rozwiązanie i przeprowadzono by szereg konsultacji społecznych, to i tak nie ma dużych szans na to, aby Przemyśl w najbliższym czasie, a w każdym razie okresie kadencji prezydenta Roberta Chomy, poszerzył swoje granice administracyjne. Potrzebne są konsultacje z mieszkańcami, zgoda radnych, a w efekcie decyzję podejmuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji. (Super Nowości)

Polak potrafi...
* Przemyślanie masowo zmieniają adresy. Przenoszą się poza strefę nadgraniczną. Po co? Aby móc przynieść z Ukrainy do Polski więcej towaru. Osoby spoza strefy nadgranicznej są w uprzywilejowanej sytuacji. Przekraczając granicę mogą wnieść 1 karton papierosów i 1 litr wódki. Mieszkańców terenów przygranicznych potraktowano gorzej. Przysługuje im jedynie paczka "cygarów" i 0,5 litra alkoholu. Ci drudzy znaleźli sposób na obejście przepisów.
- Wystarczy czasowo zameldować się poza strefą nadgraniczną - tłumaczy przemyślanka. - Oczywiście nie trzeba od razu zmieniać mieszkania. Po prostu chodzi o formalność. Przemyślanie utrzymujący się ze szmuglowania papierosów płacą nawet po 300 złotych tym, którzy zgodzą się ich zameldować pod swoim adresem.
- Od 6 do 29 września przybyło nam prawie 200 mieszkańców - mówi Zbigniew Blecharczyk, wójt gminy Dubiecko. - Są dni, kiedy pracownicy USC nie nadążają z meldowaniem. Proceder przemeldowywania nasilił się po zmianach na granicy. Od połowy sierpnia piesze polsko-ukraińskie przejście graniczne w Medyce funkcjonuje jako tzw. zielony pas. Można przynieść tylko tyle towaru, ile pozwalają przepisy. Wszystko ponad normę jest natychmiast rekwirowane. Przemytnik dostaje mandat lub ma sprawę sądową. Przedtem delikwent z nadwyżką był zawracany na Ukrainę i kilkakrotnie podchodził do odprawy. (Nowiny)

* Ogłoszony miesiąc temu konkurs na szefa Przemyskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji doczekał się finału: wszyscy (dwaj) kandyaci odpadli... Oferty złożyły dwie osoby - Janina Pindur z Knurowa i Mariusz Zamirski z Przemyśla (prezes spółki Hala). W oficjalnym ogłoszeniu wyników konkursu przewodniczący komisji konkursowej Wiesław Jurkiewicz stwierdził, iż "żaden z wymienionych kandydatów nie spełnił w pełni wymagań formalnych". Rafał Porada, kancelaria prezydenta: - Jeden z kandydatów nie przedstawił praktycznie żadnej koncepcji pracy POSiR-u, drugi miał za krótki staż pracy na urzędniczym stanowisku. Ponieważ zakład budżetowy POSiR, powstający formalnie z dniem 1 października, nie może funkcjonować bez dyrektora, obowiązki szefa przejmie Mariusz Zamirski, dotychczasowy prezes Hali, wchodzącej teraz w skład POSiR-u. (Życie Podkarpackie)

* Radni miasta zdecydowali o zamianie spółki "Hala" w zakład budżetowy. Dzięki takiemu rozwiązaniu istnieje możliwość jego dotowania przez miasto, a co za tym idzie - szkoły będą mogły bezpłatnie korzystać z basenu, lodowiska i hali sportowej.
- Uważam, że obiekty miejskie powinny nieodpłatnie służyć uczniom szkół - mówi Mariusz Zamirski, prezes "Hali". - Wiadomo, że nie będzie tak, iż wszyscy chętni będą mogli skorzystać z nieodpłatnych zajęć na naszych obiektach kiedy będą chcieli, będziemy musieli przeprowadzić gradację. Przypuszczam, że od nowego roku budżetowego już zaczną się nieodpłatne zajęcia na hali sportowej, lodowisku i na basenie. Dotychczas problem z "Halą" był taki, że jako spółka musiała wypracowywać zyski, a jednocześnie miała zadania z zakresu kultury fizycznej, na których nie można było zarobić. Spółka posiadała bazar przy ul. Wilsona, z którego wpływy pozwalały niwelować straty. - Zakład budżetowy działa na innych zasadach i dzięki temu sytuacja będzie bardziej unormowana - mówi Mariusz Zamirski. - To bardziej korzystne rozwiązanie zarówno dla nas jak i dla społeczeństwa. "Hala", oprócz basenu, lodowiska i hali sportowej, posiada także hotel, restaurację i bazar. Hotel z restauracją, jako jeden kompleks, wejdą w skład zakładu budżetowego, natomiast bazar zostanie poza nim. Zdaniem prezesa Zamirskiego, w tym przypadku, są dwa wyjścia: albo uda znaleźć się osoby zainteresowane stworzeniem z "Halą" układu partnersko-prywatnego, albo ogłoszony zostanie przetarg na sprzedaż bazaru. O tym zadecyduje zgromadzenie wspólników, natomiast o wielkości pomocy finansowej wspierającej program sportowy dla szkół - radni. (Super Nowości)

Wesołe "otrzęsiny"...
* Picie mleka na czas, rozpoznawanie z zawiązanymi oczami smoczka, śliniaka, czy śpiochów oraz "egzamin" z wiedzy o zwyczajach panujących w Bursie Szkolnej przy ulicy Dworskiego - to tylko niektóre z zadań, jakie postawili przed "kotami" starsi koledzy i wychowawcy placówki podczas tradycyjnych "Otrzęsin" w zeszły czwartek (29 września). Prawie czterdzieścioro nowych mieszkańców bursy na samym początku "Otrzęsin" zakuto w dyby, by móc domalować im okazałe "kocie" wąsy. Tak przygotowani do zabawy zostali poddani licznym próbom, podczas których musieli udowodnić, że nadają się na pełnoprawnych mieszkańców bursy. Wszystko oczywiście - na wesoło. Najpierw "koty" piły mleko z butelek ze smoczkiem, z czym jedne radziły sobie lepiej i szybciej, a inne, głównie z powodu ataków śmiechu, gorzej. Później przyszedł czas na zawody w przedmuchiwaniu papierowej kulki na stronę przeciwnika - oczywiście nowym lokatorom zawiązano oczy, naturalnie po to, by kulkę z papieru zamienić na ...mąkę. Następnie przyszedł czas na rozpoznawanie przedmiotów związanych z niemowlakami i ich potrzebami. "Koty" musiały nie patrząc rozpoznać m.in. śliniaczek, pieluchy, smoczek i inne akcesoria bobasa. Poza tym czekało je jeszcze zmumifikowanie kolegi przy pomocy papieru toaletowego na czas oraz bardzo poważny "egzamin" z wiedzy o bursie i panujących w niej zwyczajach. Quiz okazał się wcale nie taki łatwy, bo któż wiedziałby ile okien jest w bursie, pamiętał imiona wszystkich wychowawców, czy zgadłby, jak blisko można podejść do drzwi, które oddzielają część dla chłopców od części dziewczęcej. Kto nie umiał odpowiedzieć na pytanie poprawnie został "ukarany". Po minach młodych ludzi widać było, że niewiedza jest bardzo dotkliwa - karą było bowiem zjedzenie szalenie pikantnej kanapki. W końcu "koty" złożyły ślubowanie i stały się pełnoprawnymi mieszkańcami bursy. - To fajna zabawa - powiedział jeden z nich. -Za rok wymyślimy jeszcze lepsze próby, dla tych, którzy będą nowi. - Myślę, że takie imprezy integrują młodzież - zauważył wicedyrektor placówki Wacław Prosiecki. - Ci młodzi ludzie przecież tu mieszkają, bursa jest dla nich praktycznie drugim domem. Staramy się, żeby była domem prawdziwym, dlatego organizujemy wspólne spotkania wigilijne, zanim młodzież wyjedzie na święta do domów, spotkania z ciekawymi ludźmi, imprezy i zabawy. Możemy pochwalić się tym, że u nas nie ma czegoś takiego, jak "fala", nasi mieszkańcy wiedzą, ze tego się tu nie akceptuje i skończyłoby się to pożegnaniem z tym miejscem - dodał W. Prosiecki. (Super Nowości)

* W Wyższej Szkole Administracji i Zarządzania w Przemyślu kształci się blisko 8 tysięcy studentów. W sobotę, 1 października, uroczyście rozpoczęto tu nowy rok akademicki. Kształcenie tak dużej liczby studentów możliwe jest dzięki utworzonej filii w Rzeszowie, gdzie studiuje zdecydowana większość słuchaczy WSAiZ (ponad 6 tysięcy). Podczas inauguracji roku akademickiego rektor dr hab. Jerzy Posłuszny podkreślił jednak, że władze uczelni nie mają zamiaru przenosić jej głównej siedziby do stolicy województwa. - To pierwszy przypadek, gdy przemyska uczelnia ma swój ośrodek zamiejscowy w Rzeszowie. Do tej pory bywało odwrotnie - podkreślił rektor. Jerzy Posłuszny zaznaczył również, że osiągnięciem uczelni jest własna kadra naukowo-dydaktyczna. WSAiZ powoli także wychowuje sobie własnych naukowców. W ubiegłym roku akademickim pierwszoetatowy pracownik uczelni uzyskał stopień doktora habilitowanego, a pierwszy w historii absolwent WSAiZ uzyskał stopień naukowy doktora nauk prawnych. Wyższa Szkoła Administracji i Zarządzania nawiązała też współpracę z Zespołem Szkół Ekonomicznych w Przemyślu. Centralnym punktem inauguracji roku akademickiego była uroczysta immatrykulacja studentów pierwszego roku. Dyplomy odebrali także najlepsi absolwenci uczelni, którzy opuścili jej mury w roku ubiegłym. Wykład inauguracyjny wygłosił dr Bronisław Majgier. (Życie Podkarpackie)

* 78 uczniów Zespołu Szkół Elektronicznych i Ogólnokształcących oddało honorowo krew. 59 zrobiło to pierwszy raz w życiu. Zainteresowanie było ogromne i przerosło oczekiwania organizatora akcji, wicedyrektora naszej szkoły Wiesława Burda - cieszy się Tadeusz Baran, dyr. "elektronika". Wielu uczniów, którzy chcieli oddać krew, nie mogło tego zrobić z powodu zbyt małej wagi, czyli poniżej 50 kg. Łącznie udało się zebrać 35 litrów tego bezcennego płynu. (Nowiny)

Dobry przykład
* Już po wyborach do parlamentu i ostra walka na plakaty wyborcze się skończyła. Teraz powinno się zacząć wielkie sprzątanie, bo plakaty trzeba usunąć w ciągu 30 dni od wyborów. Niektórzy już zaczęli - wicestarosta przemyski Witold Kowalski został "przyłapany" kiedy w ostatnią sobotę (1 bm.), razem z synem usuwał pozostałe po kampanii własne podobizny z ulic Przemyśl. Uważam, że tak powinno być - mówi lekko zdziwiony zainteresowaniem wicestarosta Kowalski, który startował na posła z listy PO. - Już po wyborach i należy uprzątnąć plakaty, to nic nadzwyczajnego - dodaje w tym, że robi to sam. - Mam akurat czas i syn mi pomaga - wyjaśnił W. Kowalski. O to, by po wyborach plakaty zniknęły, powinny zadbać komitety wyborcze partii. - Są zobowiązane usunąć je do 30 dni po wyborach - poinformował Rafał Porada z Kancelarii Prezydenta Miasta Przemyśla. Panie i panowie politycy - weźcie przykład z wicestarosty i usuńcie swoje podobizny z ulic miast, miasteczek i wiosek w regionie, a także z przydrożnych drzew. Będzie to dobrze świadczyło o Was bez względu na to, czy zostaliście wybrani parlamentarzystami czy też nie. Pamiętajcie, że następne wybory już za 4 lata, a wyborcy zapewne w dobrej pamięci zachowają tych, którzy potrafią po sobie posprzątać. (Super Nowości)

J A R O S Ł A W

Wojna pokoleniowa
* Dla kogo są przyosiedlowe place? Dla starszych, którzy potrzebują ciszy i spokoju, czy dla dzieciaków, którym należy się trochę ruchu i zabawy? A może dla jednych i drugich, tyle że ktoś musi przypomnieć im o kilku zasadach współżycia. Stanisława Dziuba, przewodnicząca wspólnoty mieszkaniowej jednego z bloków przy ul. 3 Maja spisała dziesięcioro dzieci i kartkę przekazała jarosławskiej policji. Tam sprawą zajęli się funkcjonariusze ds. nieletnich. S. Dziuba przy każdym nazwisku wyszczególniła: szczuł psem, przeklinał, niszczył tablicę, bardzo dokuczliwy, nieokiełzany w zachowaniu, dziecko niepoprawne. Rodzice są zbulwersowani. Podkreślają, że od dwóch lata ich dzieci nie mogą spokojnie bawić się na podwórku. - Dzięki tej pani postawiono tabliczki z napisem: "Zakaz gry w piłkę", dzieci są przeganiane z ławek, muszą uważać, żeby nie wejść na trawę, bo to wielkie przestępstwo. Ta pani bawi się w policjanta, chodzi, zaczepia dzieci, umoralnia, chłopcom zabiera piłki, jak tylko zaczynają kopać, biega na skargę do szkół. Tak nie może być, przecież nie zrobimy dla dzieci getta - mówi przewodniczący wspólnoty mieszkaniowej drugiego bloku Mariusz Gujda. Inni rodzice dodają, że ta starsza pani prowokuje kilkunastolatków: - Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby któryś z nich powiedział jej coś nieprzyjemnego. Ona po prostu ich się czepia. Przecież to nie jest jej prywatny plac, lecz urzędu miasta - mówi jedna z mam. S. Dziuba ma inne zdanie: - Przecież mnie całymi dniami nie ma. Pracuję na działce. Ja nawet nie wiem, co te dzieci tam robią - tłumaczy. Mimo tego opowiada przeróżne historie o zachowaniach i odzywkach dzieci: - Te dzieci mówią do mnie: "Ty stara k...!", na to nie możemy pozwolić. Zapowiada też, że wszystkie dzieci odda do sądu z powództwa cywilnego. Na razie zgłosiła proceder dokuczania jej do Komendy Powiatowej Policji. (Życie Podkarpackie)

* Dr hab. Roman Fedan jest nowym rektorem Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Jarosławiu. Zastąpi odwołanego w atmosferze skandalu prof. Antoniego Jarosza. Do rektorskich gronostajów pretendowało dwóch pracowników tej uczelni. Pomimo negatywnej opinii konwentu dla jednego z kandydatów, senat musiał rozpatrywać obie kandydatury. Konwent PWSZ który obradował w czwartek zaopiniował pozytywnie kandydaturę dr hab. Romana Fedana. Kontrkandydat, prof. Łukasz Czuma nie znalazł uznania tego gremium. Oficjalnym argumentem przeciw był przekroczony wiek 70 lat. Ponadto, Czuma otwarcie bronił interesów aresztowanego eksrektora prof. Jarosza. Nowy rektor stawia na rozwój szkoły. - Najważniejszy jest teraz spokój i wyciszenie medialnego szumu wokół PWSZ - mówi rektor Roman Fedan. (Nowiny)

Kupić burmistrzowi tira
* Przyszły samochód burmistrza miał być średniej klasy, z klimatyzacją i ABS. Burmistrz proponował przeznaczyć na jego zakup 100 tys. zł. Teraz, gdy radni obcięli mu te wydatki do 50 tys., może starczyć jedynie na poduszkę powietrzną, i to tylko dla kierowcy. Urzędowa leganza ma już sześć lat, 250 tys. przebiegu i problemy z układem kierowniczym. Zużywa też sporo paliwa. Tak konieczność kupna nowego samochodu argumentował wiceburmistrz Tadeusz Pijanowski. Komisja budżetowa nie poparła jednak propozycji burmistrza. Jej przewodniczący Andrzej Nowowiejski zasugerował, by wydatki na nowy wóz ściąć do 50 tys. zł, a pozostałe 50 tys. podzielić pomiędzy Miejski Ośrodek Kultury (38 tys. zł) i Gimnazjum Publiczne nr 1 (12 tys. zł z przeznaczeniem na remonty). Wiceprzewodniczący rady Jan Walter z PO wnioskował, by w ogóle nie kupować samochodu pod koniec kadencji, ponieważ może się on nie spodobać nowemu burmistrzowi i ten będzie chciał go wymienić na lepszy. Z kolei radna Maria Kluz (Forum Prawicy) optowała za kupnem nowego, lepszego i bezpieczniejszego auta: - Gdy wracaliśmy z radnym Lichończakiem i panem sekretarzem z Użgorodu, samochód zaczął dyszeć... - tłumaczyła. Wesoło było też w trakcie dalszej części dyskusji. Głos optujący za przyjęciem propozycji burmistrza zabrał radny Roman Zeman z LPR. Jednak jego długie wyjaśnienia na temat bezpieczeństwa samochodów i jazdy z dużą prędkością, zwłaszcza tirów, były tak zawiłe, że przewodniczący rady przerwał mu, a przewodniczący komisji budżetowej Andrzej Nowowiejski zasugerował żartobliwie, że z wypowiedzi radnego Zemana wynika, iż burmistrzowi należy kupić tira. (Życie Podkarpackie)

P R Z E W O R S K

* Przeworsk. Ruszyła akcja gospodarki komunalnej.
- Ludzie, segregujcie śmieci, bo niedługo w nich utoniemy - nawoływał podczas czwartkowej sesji rady miasta Karol Furman, przewodniczący komisji użyteczności publicznej. Przeworska Gospodarka Komunalna od początku września ruszyła z akcją segregowania odpadów wśród mieszkańców indywidualnych gospodarstw. (Podobna akcja, ale przy użyciu pojemników, od dawna prowadzona jest na osiedlach). Do końca października mieszkańcy domostw otrzymają bezpłatne worki, wraz z opisem, jakie śmieci do którego worka należy wrzucać. Reguła jest prosta. Do czerwonego: metale i puszki; do zielonego szkło kolorowe; do żółtego tworzywo; do niebieskiego makulatura. Raz w miesiącu do gospodarstw będzie podjeżdżał wyspecjalizowany wóz, do którego będą zbierane nieodpłatnie zgromadzone odpady.
- Po co nam kosze, skoro zapakujemy do pojemników i worków wszystko co niepotrzebne, plastik, papier, puszki, szkło? - pytali radni podczas sesji rady miasta.
- Nie wszystkie odpady mogą być wykorzystane jako surowiec wtórny - mówił Jan Krzywonos, dyrektor ds. technicznych MGK w Przeworsku. - Wiele z nich nie kwalifikuje się do żadnego z pojemników czy worków - dodał. System workowej segregacji śmieci doskonale sprawdził się w Leżajsku. Na 100 procent zgromadzonych w tamtejszej sortowni surowców wtórnych 75 proc. z nich uzyskuje się właśnie dzięki zbiórce workowej z indywidualnych gospodarstw.
- U nas ten system działa od 2000 roku i muszę przyznać, że jest to najlepsza z istniejących metod odbioru, jaka może być - twierdzi Franciszek Andres, kierownik oczyszczalni i gospodarki odpadami Miejskiego Zakładu Komunalnego w Leżajsku. - Owszem, system pojemnikowy jest równie dobry, jednak najlepsze wyniki osiąga się poprzez dotarcie do źródła, czyli gospodarstw domowych - dodaje. (Nowiny)

R E G I O N

Brakuje szczepionek na grypę...
* W podkarpackich aptekach i hurtowniach brakuje szczepionek przeciwko grypie. Jednak ci mieszkańcy Rzeszowa, którzy są najbardziej narażeni na powikłania tej choroby, będą mogli bezpłatnie zaszczepić się przeciwko grypie. Zadbał o to Urząd Miasta. Szczepionek przeciwko grypie zabrakło zarówno w podkarpackich aptekach, jak i hurtowniach. By je kupić, trzeba czekać nawet kilka dni.
- To prawdopodobnie strach przed ptasią grypą, spowodował tak duże zainteresowanie szczepieniami - mówi Marek Haładyj, przedstawiciel jednej z hurtowni farmaceutycznych z Rzeszowa. Niestety, szczepionka przeciwko dobrze znanej nam grypie nie gwarantuje żadnej ochrony przed jej ptasią odmianą. Zaszczepić warto się z innych powodów. Grypa jest chorobą poważną i może doprowadzić do wielu powikłań. Narażeni są na nie najbardziej ludzie starsi i chorzy, z osłabionym systemem immunologicznym. Dlatego dla nich Urząd Miasta Rzeszowa wystarał się o bezpłatne szczepionki.
- Zapraszamy do nich mieszkańców Rzeszowa, ludzi po 60 roku życia, cierpiących na choroby układu krążenia lub choroby nowotworowe (w przypadku tych chorób nie ma ograniczenia wiekowego) - mówi Małgorzata Zatorska-Zoła, naczelna pielęgniarka w Szpitalu Miejskim w Rzeszowie. Grzegorz Materna, zastępca dyrektora ZOZ nr 1 ds. ekonomicznych, realizującego bezpłatne szczepienia, robi wszystko, by z bezpłatnych szczepień skorzystało 4 tys. mieszkańców stolicy Podkarpacia. Szczepienia prowadzą przychodnie podlegające pod ZOZ nr 1 przy ulicy Hoffmanowej, Hetmańskiej i Lubelskiej oraz izba przyjęć w Szpitalu Miejskim w Rzeszowie. (Super Nowości)

* Podkarpacki oddział Stowarzyszenia Obrony Praw Pacjenta i Osób Niepełnosprawnych uważa, że podkarpackie szpitale ukrywają liczbę zakażeń szpitalnych. Chce, żeby Narodowy Fundusz Zdrowia, podpisując kontrakty ze szpitalami, brał pod uwagę ich stan sanitarny. Przewodniczący podkarpackiego oddziału stowarzyszenia Henryk Karnas wyjaśnia powody wystąpienia do NFZ: - W ostatnim czasie zgłosiło się do nas wielu pacjentów, także z terenu byłego województwa przemyskiego, którzy skarżą się, że w trakcie leczenia w szpitalach zostały zakażone gronkowcem albo innymi bakteriami. Narodowy Fundusz Zdrowia, podpisując kontrakty z placówkami służby zdrowia, bierze odpowiedzialność za nasze życie i zdrowie. Dlatego nie powinien podpisywać kontraktów z tymi szpitalami, w których liczba zakażeń przekracza standardy. A wiele z nich nie przyznaje się do tego, że to u nich pacjent został zakażony bakteriami. Przedstawiciele NFZ wyjaśniają, że fundusz nie ma możliwości kontrolowania stanu sanitarnego szpitali i przychodni. Tym zajmuje się sanepid i wojewódzcy konsultanci. Wiadomo, że od ub.r. na podstawie wytycznych Głównego Inspektora Sanitarnego o każdym zakażeniu placówki służby zdrowia muszą informować inspekcję sanitarną. Według jednego z pracowników sanepidu, nie ma możliwości, aby szpitale mogły oszukiwać i nie zgłaszać występowania ognisk zakażeń. Jego zdaniem, w naszym województwie zakażenia szpitalne nie stanowią poważnego problemu. Największe ryzyko występuje na oddziałach: chirurgii, intensywnej terapii, położnictwa, leczenia noworodków, dializoterapii i nefrologii. I właśnie te oddziały są stale monitorowane.

* 18-latkowie mogą sami usprawiedliwiać swoje nieobecności w szkole. Chętnie korzystają z tego przywileju, bo mogą wytłumaczyć wagary. Nauczyciele podejrzliwie patrzą na zwolnienia pisane przez uczniów. Mirosław Kubicz z Rzeszowa próbował w czwartek usprawiedliwić swoją nieobecność w szkole. On i jego koledzy uważają, że pełnoletnim uczniom prawo do samodzielnego usprawiedliwiania się jak najbardziej się należy.
- Mam do tego prawo, bo skończyłem 18 lat. Jednak nauczyciele niechętnie słuchają tłumaczeń uczniów. Wolą, gdy robią to za nich rodzice. Osobiście lub telefonicznie - mówi uczeń jednej z rzeszowskich szkół średnich. Nauczyciele obawiają się, że uczniowie mogą wykorzystywać przysługujące im prawo, by bezkarnie wagarować.
- Uczniowie są różni. Jedni bez powodu za nic nie opuściliby lekcji, inni mają mniejsze poczucie obowiązku. Dlatego w naszej szkole to rodzice decydują, czy pozwolić dziecku na samodzielne pisanie usprawiedliwień - mówi Aleksandra Wanic, wicedyrektor rzeszowskiego Zespołu Szkół Spożywczych. Jak wynika z informacji ministerstwa edukacji, uczniowie mogą się usprawiedliwiać w większości szkół średnich. - Zezwala na to prawo. Po osiągnięciu pełnoletności uczniowie stają się odpowiedzialni za swoje czyny - tłumaczy Mieczysław Grabianowski, rzecznik ministra edukacji. Nauczyciel nie jest jednak do końca bezradny: - Wychowawca może nie uznać zwolnienia, gdy wzbudzi ono jego wątpliwości - dodaje M. Grabianowski. Tomek, uczeń jednego ze znanych rzeszowskich liceów, przyznaje, że od czasu do czasu usprawiedliwia swoje wagary: - Staram się jednak nie przesadzać. Dzień czy dwa belfer jakoś przełknie. O dłuższych labach dowiedzieliby się rodzice - mówi nastolatek. Większość rodziców nie jest zachwycona pomysłem, by ich dzieci usprawiedliwiały się same: - To głupota! Nawet dobry uczeń może uciec z lekcji, gdy wie, że rodzice się o tym nie dowiedzą. Poruszę tę sprawę na najbliższej wywiadówce. Tego trzeba zabronić. Jestem przekonany, że inni rodzice mnie poprą - denerwuje się Łukasz Zieliński z Rzeszowa. (Nowiny)

* Komisja Europejska uruchomiła stronę internetową, informującą konsumentów o kosztach połączeń roamingowych w Europie. Są na niej umieszczone taryfy roamingowe operatorów we wszystkich 25 państwach UE. Strona (europa.eu.int/information_society/roaming) ma pomóc konsumentom w korzystaniu z jak najlepszych warunków podczas używania telefonów komórkowych za granicą. Znajdują się niej także dane teleadresowe punktów kontaktowych, do których można się zwrócić w przypadku problemów czy skarg. KE zapowiada zaprezentowanie jeszcze w tym roku projektu dyrektywy ramowej, która ma zapewnić przejrzystość opłat i ułatwić walkę z nadużyciami. Komisja chce przeciwdziałać w ten sposób zbyt wysokim cenom połączeń komórkowych. W lutym br. KE formalnie oskarżyła operatora telefonii komórkowej T-Mobile, należącego do Deutsche Telekom, o pobieranie zbyt wysokich opłat od zagranicznych użytkowników korzystających ze swych komórek w Niemczech. W lipcu ub.r. Komisja przekazała podobne zarzuty brytyjskim operatorom - Vodafone i MM02. Jej zdaniem, obie firmy pobierały zawyżone opłaty od zagranicznych operatorów, chcących zapewnić swoim klientom roaming podczas telefonowania w Wlk. Brytanii. (Super Nowości)

* Prawie 400 rolnikom otrzymującym dopłaty unijne grożą spore kary pieniężne za próby wyłudzenia. Ci najbardziej chciwi, którzy chcieli zgarnąć nawet 50 tys. zł, będą się tłumaczyć w prokuraturze. Wyrywkowe kontrole gospodarstw są prowadzone przez inspektorów Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.
- Gospodarzy wybiera losowo komputer - mówi Wojciech Solarski z działu kontroli ARiMR. Podczas inspekcji okazało się, że kilkuset rolników we wnioskach o dopłaty skłamało. Aby dostać więcej pieniędzy, podawali, że mają dużo większe uprawy niż w rzeczywistości. Zdarzały się takie sytuacje, że na polu, gdzie według rolnika miała rosnąć pszenica, w rzeczywistości był las. W kilku przypadkach nadużycia były tak poważne, że sprawy skierowano do prokuratury.
- Przekazaliśmy te przypadki, które wzbudziły nasze największe wątpliwości. A także, kiedy podejrzewaliśmy, że niektóre dokumenty zostały sfałszowane - mówi Andrzej Skarbek, dyr. ARiMR w Rzeszowie -Sami nie jesteśmy w stanie udowodnić rolnikom, że celowo oszukiwali. Nieoficjalnie wiadomo, że niektórzy gospodarze próbowali wyłudzić nawet do 50 tys. zł. Finansowe konsekwencje spotkają każdego rolnika, który nie przeszedł pomyślnie kontroli. Może on dostać mniej pieniędzy albo wcale. W ub. r. kontrolerzy sprawdzili ok. 6 tys. rolników. W tym roku zamierzają odwiedzić 7 tysięcy. - Rolników kontrolujemy jeszcze przed wypłatami pieniędzy. Dzięki temu udaje się zapobiec wyłudzeniom - dodaje A. Skarbek. (Nowiny)

Kronika kryminalna

Papierosowe "żniwo"
* Tylko przez ostatnie dwa dni - (4 i 5 bm.) pogranicznicy z BiOSG zebrali "żniwo" w postaci ponad 5 500 paczek "lewych" papierosów i 35 litrów nielegalnego alkoholu. Przedwczoraj (wtorek, 4 bm.) funkcjonariusze Placówki Straży Granicznej z Medyki podczas przeszukania noclegowni w Przemyślu ujawnili 2 tys. paczek papierosów oraz 35 litrów alkoholu bez polskich znaków skarbowych akcyzy o wartości rynkowej ponad 10 tys. złotych. Do nielegalnego towaru przyznało się przebywające w noclegowni młode małżeństwo Ukraińców z Drohobycza. Małżonkowie, których już raz, dwa miesiące temu, wydalono z Polski, oczekują teraz na decyzję Wojewody Podkarpackiego związaną z ponownym wydaleniem ich z terenu RP na Ukrainę. Nad ranem w środę (5 bm.) funkcjonariusze z medyckiej PSG patrolując rejon przejazdu pociągu towarowego Szeginie - Przemyśl, spostrzegli dziwne zachowanie ukraińskich maszynistów, którzy wyrzucali z lokomotywy wypełnione czymś worki .Jak się okazało w workach znajdowało się około 2 tys. paczek papierosów różnych marek bez polskich znaków skarbowych akcyzy o wartości 8 tys.100 zł. "Sprytnych" kolejarzy zatrzymano, trwają czynności związane z ich wydaleniem z Polski. Także wczoraj, tuż po północy, w rejonie przejścia pieszego w Medyce funkcjonariusz Straży Granicznej zauważył pozostawione trzy duże torby podróżne. Porzucone bagaże zawierały 1 600 paczek "lewych" papierosów różnych marek o wartości prawie 7, 5 tys. złotych. Trefny towar przekazano do magazynów Urzędu Celnego. Tylko w pierwszym półroczu tego roku funkcjonariusze Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej ujawnili przemyt papierosów na sumę ponad 5 mln złotych, czyli o 25 proc. więcej niż w takim samym okresie roku 2004. (Super Nowości)

* W poniedziałek, 3 października, w Wyszatycach 28-letni mieszkaniec tej wioski pobił śmiertelnie swojego ojca. Ze wstępnych ustaleń wynika, że Władysław J. kilka minut po 19 wrócił z pracy do domu. Był nietrzeźwy i przed wejściem na posesję wszczął awanturę ze swoim ojcem, 52-letnim Józefem J. Sprzeczka przerodziła się w bijatykę, w czasie której syn ciężko pobił ojca. Pomimo podjętej reanimacji, Józef J. zmarł. Sprawca śmiertelnego pobicia został zatrzymany w policyjnej izbie zatrzymań. Okoliczności tego zdarzenia wyjaśniają policjanci z sekcji kryminalnej Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu. Szerzej o tej rodzinnej tragedii napiszemy w następnym numerze ŻP. (Życie Podkarpackie)

* Na dworcu PKS w Przeworsku 18-letni Mateusz G. Chciał wymusić 50 groszy od nieletniego Rafała P. Uderzył swoją ofiarę w twarz i zażądał tej drobnej sumy. Napadnięty zdołał wyrwać się napastnikowi i uciec. Policjanci zaś zatrzymali Mateusza G. Okazało się, że w organizmie ma około 1,5 promila alkoholu.

* Przeworscy policjanci zarekwirowali 129 płyt CD z grami, 377 płyt CD z filmami oraz kilkanaście płyt DVD i CD z pirackimi kopiami programów komputerowych. Procederem rozprowadzania płyt poprzez Internet, zajmował się od dłuższego czasu 16-letni mieszkaniec podprzeworskiej wsi, który otrzymywał za to od kilkunastu do kilkudziesięciu złotych. Młodemu człowiekowi, który naruszył przepisy ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, grozi kara pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 5 lat.

* W niedzielny wieczór niedaleko polsko-ukraińskiego przejścia drogowego w Medyce, przemytnik zza wschodniej granicy wyrzucił z samochodu 400 żółwi stepowych. W ten sposób próbował pozbyć się dowodu rzeczowego. Żółwie umieszczone były w kartonowych pudełkach i zawinięte taśmą klejącą. Aby takie zwierzęta wwieźć do Polski, należy posiadać odpowiednie zezwolenie. Jest to największy przemyt tych zwierząt w tym roku. Zwierzęta prawdopodobnie trafią do zoo w Lublinie lub Wrocławiu.

Reklama