Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 26.09-02.10.2005 r.

Przemyśl

Osiedle bez drogi...
* Mieszkańcy nowych bloków na os. Bielskiego mogą do nich dojechać jedynie drogą gruntową. Obawiają się, że gdy mocniej popada lub spadnie śnieg, dojazd okaże się niemożliwy. Trzy nowe bloki na os. Bielskiego kończy budować Młodzieżowa Spółdzielnia Mieszkaniowa "Energetyk". Mają zostać oddane do użytku jeszcze w tym roku. Pierwszy być może już za kilka tygodni. W trzech blokach zamieszka 62 rodziny. Droga dojazdowa ma ok. 120 metrów. Koszt jej wykonania, łącznie z chodnikami po obu stronach, to ok. 150 tys. złotych.
- Ta droga to jedyny dojazd do osiedla. Obecnie, na czas budowy, wystarczy utwardzony grunt. Ale później nasi mieszkańcy będą mieli kłopoty z dojazdem - mówi Paweł Lupa, prezes "Energetyka". Ulica nie ma jeszcze nazwy. Na planach jest oznaczona jako KD 05. Nie jest to droga publiczna. Wymiana pism w jej sprawie, pomiędzy spółdzielnią i Urzędem Miejskim, zaczęła się jeszcze w 2003 r. W listopadzie 2003 r. spółdzielnia zwróciła się do prezydenta z prośbą o ujęcie w planach miejskich wykonania drogi. Wtedy otrzymała odpowiedź, że budowa drogi będzie możliwa, gdy teren, na którym się znajduje, stanie się własnością miejską a Zarząd Dróg Miejskich wyrazi zgodę na zarządzanie nią. - W chwili, gdy planowana była budowa osiedla, nikt nie postarał się, aby ta droga została ujęta w planach. Nie ma zarezerwowanych pieniędzy na ten rok, na tę inwestycję - mówi Witold Wołczyk z Kancelarii Prezydenta Przemyśla. Prezes Lupa twierdzi, że obecnie wszystko, ze strony spółdzielni, jest już zrobione. Deklaruje, że jeżeli miasto nie ma teraz pieniędzy, to spółdzielnia, w trosce o swoich mieszkańców, może zrobić nawierzchnię części ulicy za swoje pieniądze. Chce jednak deklaracji, że miasto zwróci koszty.
- Takie rozwiązanie nie było rozważane, bo nie było ku temu podstaw - odpowiada Wołczyk. Ulica mogłaby być wybudowana także w inny sposób - w ramach tzw. lokalnych inicjatyw inwestycyjnych. Taka propozycja została złożona miastu. We wrześniu 2004 r. spółdzielnia otrzymała pismo, z wydziału inwestycji i strategii rozwoju. Jego naczelnik Maria Kuźmińska twierdziła, że droga została wstępnie zakwalifikowana do realizacji w ramach lokalnych inicjatyw inwestycyjnych w latach 2005 - 2006.
- W 2005 r. nie było pieniędzy na żadne drogowe inwestycje w ramach lokalnych inicjatyw inwestycyjnych. Prawdopodobnie takie będą w 2006 r. W takim przypadku miasto zapłaci 60 proc. kosztów. Pozostałe pieniądze będzie musiała dać spółdzielnia - tłumaczy Wołczyk. (Nowiny)

* Od wielu miesięcy przemyskie Centrum Kulturalne nie ma dyrektora. Ponieważ z powodów formalnych unieważniony został konkurs na to stanowisko, niebawem zarząd województwa będzie musiał podjąć decyzję o kolejnej konkursowej próbie wyłonienia szefa CK. Jak poinformowała nas Aleksandra Zioło, rzecznik prasowy urzędu marszałkowskiego, może ona zapaść jeszcze w tym tygodniu. Po jej formalnym ogłoszeniu chętni na dyrektorki stołek w przemyskim CK będą mieli 30 dni, aby zgłosić swoje kandydatury. Jeśli tym razem wszystko odbędzie się po myśli organizatorów konkursu, prawdopodobnie w listopadzie pracownicy Centrum Kulturalnego dowiedzą się wreszcie, kto będzie nowym ich szefem po już dawno odwołanym poprzednim dyrektorze Januszu Czarskim. (Super Nowości)

0d 150 zł za skórę
* Były pracownik jednego z zakładów pogrzebowych twierdzi, że w mieście od lat kwitnie proceder sprzedawania informacji o zgonach!
- To najczęściej odbywa się na etapie niektórych salowych czy pielęgniarek, one ukierunkowują rodzinę na konkretną firmę. To nie jest zwykła życzliwość ludzka. Z autopsji mogę potwierdzić, że za takie informacje się płaci... - mówi mężczyzna, który kilka lat pracował w firmie pogrzebowej. Mamy w mieście cztery firmy pogrzebowe. Jedna miejsko-prywatna, która nie musi za bardzo bić się o pogrzeby, bo zarządzając cmentarzami, zarabia na opłatach. Z trzech pozostałych dwie, dzięki agresywnej walce o klienta, przejęły niemal siedemdziesiąt procent rynku. Czwarta ma do wyboru: przyjąć narzucone reguły gry albo egzystować na granicy opłacalności. Wiadomo, że czasami musi grać jak konkurencja... Klienta zdobywa się różnie. Mamy dwa szpitale i palium. W szpitalu to najczęściej odbywa się na etapie niektórych salowych czy pielęgniarek, one ukierunkowują rodzinę na konkretną firmę. To nie jest zwykła życzliwość ludzka. Z autopsji mogę potwierdzić, że za takie informacje się płaci... Kwoty są różne, od 150 złotych w górę za skórkę. Tak to się nazywa. Nie wiem, ile daje się lekarzom, przy tym osobiście nie byłem. Chodzi o to, żeby jak najszybciej zdobyć informację o zgonie i dotrzeć do rodziny ze swoją ofertą. Mało kto wtedy powie, że pójdzie gdzie indziej. Owszem, zdarzają się odmowy, szczególnie jeśli firma jest nachalna, ale rzadko, na sto propozycji może dziesięć nie przejdzie. Były też przypadki nagabywania telefonicznego albo przyjeżdżania pod dom. Jeszcze ciało dobrze nie ostygnie, a już firma się zgłasza, wiedząc o zgonie i mając dane rodziny, nie wiadomo skąd. (Życie Podkarpackie)

* Z tzw. źródeł dobrze poinformowanych, zbliżonych do kierownictwa PiS i uchodzącego za "kadrowego" tej partii na Podkarpaciu posła Marka Kuchcińskiego (niewykluczone, że przyszłego ministra polityki regionalnej lub też wiceministra MSWiA) dowiedzieliśmy się, iż prezydent Przemyśla, Robert Choma jest jednym z najpoważniejszych kandydatów na przyszłego wojewodę podkarpackiego. Z innych, podobnych źródeł "wyciekła" w międzyczasie informacja, że R. Choma "przymierzany" jest także do stanowiska nowego szefa Izby Celnej, co jednak wydaje się mniej prawdopodobne, skoro brakuje mu wymaganego minimum 5-letniego stażu pracy w służbach celnych (taki przynajmniej jest wymóg w III RP). Skontaktowaliśmy się z Kancelarią Prezydenta Przemyśla, aby potwierdzić bądź zdementować plotki (?), ale skierowano nas do posła M. Kuchcińskiego, który - jak powiedziano - byłby w tej sprawie bardziej "właściwym" rozmówcą. Niestety, poseł, jak się dowiedzieliśmy w jego biurze, wyjechał a jego komórka milczała. - Jeśli tak, to znaczy, że poseł uczestniczy w ważnych rozmowach w Warszawie w sprawie tworzenia nowego rządu - wyjaśnił nam pracownik biura poselskiego, Krzysztof Sobolewski. - Niestety, odpowiedzi na to pytanie może udzielić tylko poseł lub premier. (Super Nowości)

Kopcąca samowola
* Zofia Banaś cierpi z powodu samowoli sąsiadów. Zbudowana przez nich kotłownia uniemożliwia jej normalne życie. Była o włos od śmierci. Pani Zofia mieszka na parterze kamienicy przy ulicy Słowackiego. Zajmuje niespełna 30-metrowe, skromnie urządzone mieszkanie. Kilka lat temu jej życie zamieniło się w koszmar. Trwa do dzisiaj.
- W 2001 roku sąsiedzi zrobili w piwnicy kotłownię - opowiada lokatorka. - Ogrzewają nią swoje mieszkania i sklepy znajdujące się w budynku. Nie mieli pozwolenia na postawienie i montaż pieca. Ponadto przewód, który oprowadza spaliny bezprawnie umieścili w moim kominie. Nie mogłam i nadal nie mogę palić w kuchni - dodaje. - Po prostu nie ma ciągu. Wykonane na dziko centralne ogrzewanie zaczęło zagrażać bezpieczeństwu pani Zofii. Kilkakrotnie spaliny z kotłowni wdzierały się do mieszkania. - Mogłam zginąć. Wzywałam na pomoc strażaków. Stwierdzili zagrożenie dla życia i zdrowia. Polecili sąsiadom zaprzestać dalszego używania pieca. Sprawa "dzikiej" kotłowni trafiła do Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego. 19 września br. polecił on lokatorom doprowadzić ją do stanu zgodnego z obowiązującym. Mają wykonać nawiew, wentylację grawitacyjną, a przede wszystkim zrobić projekt i uzyskać niezbędne zezwolenia na jej użytkowanie.
- To nie pierwszy przypadek samowoli najemców mieszkań - przyznaje Zbigniew Duszyk, prezes Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej w Przemyślu. - Lokatorzy bez naszej wiedzy robią różne rzeczy. Nie przewidują skutków. Ryszard Lewandowski, zastępca prezydenta Przemyśla, zapewnia, że lokatorzy nie mieli zgody na przeróbkę przewodów kominowych.
- Muszą doprowadzić je do stanu pierwotnego - mówi wiceprezydent. - W przeciwnym razie grozi im grzywna lub sprawa sądowa. (Nowiny)

Pomnik fajki
* Są plany, aby w mieście stanął pierwszy w Polsce pomnik fajki. Będzie miał około 3 metrów wysokości, a wykonany zostanie z metalu. W Przemyślu, na rogu ulic Władycze i Franciszkańskiej, stanie pierwszy w Polsce i jeden z nielicznych w Europie pomnik fajki. - Podobny pomysł zrealizowano we Francji. Tamtejszy pomnik ma ok. 8 metrów wysokości i jest szeroki na 5 metrów - mówi Zbigniew Bednarczyk, prezydent Przemyskiego Klubu Fajki. - Przemyski pomnik fajki jest kolejnym pomysłem na promocję miasta, które w swoją tradycję ma wpisaną fajkę. Przemyśl jest niepisaną stolicą fajki. W tym mieście jest 12 pracowni fajczarskich. Tutaj odbywają się także Międzynarodowe Turnieje w Wolnym Paleniu Fajki oraz jest Muzeum Fajki. (Super Nowości)

"Żółwie" tempo...
* Około 25 minut do leżącej na ulicy dziewczyny jechała karetka pogotowia - twierdzą świadkowie. Pogotowie stanowczo zaprzecza, twierdząc, że dojazd zajął 13 minut. Zdarzenie miało miejsce w ubiegły poniedziałek, około godziny 16. Leżącą na parkingu pomiędzy ulicami Dworskiego i Mickiewicza młodą kobietę spostrzegł przechodzący tamtędy mężczyzna. Podszedł do niej i zauważył, że się nie rusza, dlatego postanowił zadzwonić po pogotowie. - To było około godziny 15.45, zadzwoniłem i przedstawiłem sytuację, a dyspozytorka, która odebrała telefon, powiedziała, że zgłoszenie przyjęła i wysyła karetkę - opowiada. Minęło kilka minut i pogotowie nie przyjechało. Całą sytuację obserwowali również mężczyźni pracujący w pobliskim sklepie. Oni także postanowili zadzwonić po pogotowie. Najpierw nie mogli się dodzwonić. W końcu udało im się i również usłyszeli, że zgłoszenie zostało przyjęte. Karetka nadal nie przyjeżdżała i dopiero, kiedy na parkingu zjawili się panowie ze straży miejskiej, 10 minut po ich interwencji zjawiło się pogotowie. Z dalszych relacji świadków zaistniałej sytuacji wynika, że karetka nie przyjechała na sygnale, a lekarze, którzy z niej wysiedli, tłumaczyli, że nie mogli znaleźć ulicy. - Jak tak może być - oburzali się obserwatorzy. - Może im trzeba kupić mapę? Jechali tak długo i w dodatku nie na sygnale. (Życie Podkarpackie)

* Wreszcie rozpoczął się proces Krzysztofa R., byłego ordynatora ortopedii w przemyskim szpitalu. Prokuratura zarzuca mu przyjęcie od pacjentów łapówek na kwotę ponad 100 tys. zł. Oskarżony nie przyznaje się do winy. Wreszcie Krzysztof R. stanął przed obliczem sądu. Od wielu miesięcy skutecznie unikał on ławy oskarżonych. Zamiast stawiać się na salę rozpraw, dostarczał zwolnienia lekarskie. Raz nie przyszedł jego obrońca, innym razem oskarżony zasłabł przed rozpoczęciem procesu. Krzysztof R. został aresztowany przez funkcjonariuszy CBŚ przed dwoma laty. Policjanci weszli do gabinetu ordynatora wkrótce po tym, gdy wyszła stamtąd pacjentka, która wręczyła mu łapówkę. Pieniądze przyjmował były ordynator za przyjęcie na oddział i przeprowadzenie operacji, głownie za wszczepianie endoprotez. W śledztwie udowodniono, że łapówki przyjął od ponad 50 pacjentów, średnio po 2 tys. zł od każdego. Po aresztowaniu Krzysztof R. wyszedł na wolność za poręczeniem majątkowym i wrócił do pracy. Nie pełni już jednak funkcji ordynatora. W pierwszym dniu procesu, oskarżony nie przyznał się do winy. Kolejna rozprawa odbędzie się 15 listopada. Sąd zacznie przesłuchiwać świadków. Tymczasem Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie prowadzi kolejne śledztwo przeciw Krzysztofowi R. Chodzi znów o wzięcie łapówek. Tym razem na kwotę 78 tys. zł. (Super Nowości)

Dwa miesiące opóźnienia
* Budowa wyciągu jest coraz bardziej widoczna, tempo prac w ostatnim czasie - imponujące, mimo to opóźnienie wynosi już ponad dwa miesiące. Przypomnijmy: pierwotny termin oddania inwestycji to 20 września br., ostatni, jaki podaje prezydent miasta, to końcówka listopada: - Nie jestem zadowolony, ale podtrzymuję deklarację, że w tym sezonie przemyślanie będą tam mogli jeździć na nartach - mówi Robert Choma. Na razie widać, że staje most przy ulicy Pasteura, a na trasie kolejki przygotowywane są fundamenty pod podpory. Parking przy ulicy Sanockiej jest już na ukończeniu. Ciągle nie wiadomo jednak, czy uda się na tę inwestycję zdobyć pieniądze z zewnątrz (urząd marszałkowski nie ogłosił jeszcze naboru na wnioski). (Życie Podkarpackie)

J A R O S Ł A W

Profesjonalny skate park...
* Skate park znajduje się na placu Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji, przy zbiegu ulic Piekarskiej i Słowackiego. - Jako gospodarz miast nie mogłem zapomnieć o placu dla młodzieży. Nastolatkom także należy się miejsce do kreatywnego spędzenia wolnego czasu - powiedział Janusz Dąbrowski, burmistrz Jarosławia. Inwestycja w całości została sfinansowana przez miasto. Podczas poświęcenia skate parku ks. prałat Andrzej Surowiec, archiprezbiter jarosławski, życzył młodzieży, by na oddanym obiekcie doskonaliła swoje sprawności sportowe, osiągała sukcesy, pracowała nad kondycją, to zaowocuje bowiem w dorosłym życiu. Rzeczywiście, w Jarosławiu są znani sportowcy, chociażby Tomasz Kwiecień - tegoroczny mistrz Polski w jeździe na rolkach. To determinacja takich sportowców, jak również władz miasta i nauczycieli Adama Tutki oraz Kazimierza Wilczyńskiego, spowodowała, że w Jarosławiu jest profesjonalnie przygotowany do treningu skate park. (Super Nowości)

* Do długiej listy zarzutów pod adresem eksrektora Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Jarosławiu Antoniego Jarosza doszły kolejne. Tym razem chodzi o korupcję: miał brać łapówki od studentów i pracowników uczelni! Dwudziestego szóstego września tuż przed g. 15 funkcjonariusze z wydziału do walki z korupcją Podkarpackiej Komendy Wojewódzkiej Policji zastukali do drzwi gabinetu eksrektora PWSZ w Jarosławiu. - Zakomunikowali profesorowi, że musi pojechać z nimi na komendę, aby złożyć wyjaśnienia w sprawie, którą się zajmują. Były rektor nie stawiał oporu, zachowywał się spokojnie - powiedział rzecznik komendy wojewódzkiej Wiesław Dybaś. Prokuratura Rejonowa w Rzeszowie przesłuchiwała A. Jarosza przez kilka godzin. Były rektor poprosił o konsultację lekarską - lekarz stwierdził, że stan zdrowia pozwala mu odpowiadać na pytania. W policyjnej izbie zatrzymań spędził noc. Wydział do walki z korupcją od kilku miesięcy obserwował rządy A. Jarosza na uczelni. - Byliśmy w kontakcie z policją i wiedzieliśmy o podjętych działaniach - wyjaśnił rzecznik MEN Mieczysław Grabianowski. - Mimo docierających do nas sygnałów o różnych nieprawidłowościach na jarosławskiej uczelni trzeba było działać bardzo dyskretnie. Chodziło o bezpieczeństwo pracowników i studentów - zakończył. Na 28 września wizytę w jarosławskiej PWSZ zaplanował minister edukacji Mirosław Sawicki. Jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, w tym samym dniu odbędą się obrady senatu uczelni, na których ma dojść do wyboru nowego rektora. (Życie Podkarpackie)

P R Z E W O R S K

* Z roku na rok na Podkarpaciu rodzi się coraz mniej dzieci. Przyczyn jest wiele. Według badań statystycznych liczba urodzonych na Podkarpaciu dzieci w 2004 roku wyniosła niewiele ponad 20 i pól tysiąca. To o połowę mniej niż w roku 1990. Niż demograficzny sprawia, że z roku na rok władze samorządów likwidują po kilka szkolnych oddziałów. Jeszcze dziesięć lat temu jedna z tutejszych szkół podstawowych nr 1 w Przeworsku liczyła 1500 uczniów. Obecnie we wszystkich trzech szkołach jest ich zaledwie 1250. Część nauczycieli straci pracę. - Jeśli sytuacja się nie poprawi, a nie zanosi się na to, trzeba liczyć się z redukcjami etatów, bądź zmniejszeniem liczby godzin dla nauczycieli - mówi zastępca burmistrza Przeworska, Leszek Kisiel.
- Nie planujemy z mężem dzieci, z prostej przyczyny. Nie mamy czasu i pieniędzy - twierdzi Edyta W., przeworszczanka. - Nasze pensje nie wystarczają na zapewnienie dwojgu osobom godziwego życia, a co dopiero na utrzymanie dziecka. Ponadto dla większości pracodawców kobieta z dzieckiem jest niepożądanym pracownikiem, gdyż nie jest w pełni dyspozycyjna. Po urodzeniu dziecka z pewnością straciłabym pracę, a wtedy musielibyśmy "wbić zęby w tynk"- dodaje. Poza aspektem finansowym, drugim, często podawanym argumentem jest chęć swobodnego życia. Panuje moda na single, czyli osoby żyjące w pojedynkę, bez formalnych zobowiązań. - Nie wyobrażam mojego życia po urodzeniu dziecka - twierdzi Maria B., 32 - letnia mieszkanka Przeworska. - Nie byłabym w stanie zrezygnować z przyjemności, jakie daje fakt bycia niezależnym człowiekiem, bez zobowiązań. Obecnie nawet rodziny dobrze sytuowane rzadko decydują się na jedno, maksymalnie dwoje dzieci.
- Z mojej obserwacji wynika, że coraz więcej kobiet decyzję o dziecku podejmuje w wieku, w którym osiągnęły już pewną pozycje zawodową - mówi Artur Dorski, ginekolog. - Bywa, że podczas pierwszej ciąży przyszłe mamy snują plany o niezliczonej ilości potomstwa, jednak życie je najczęściej weryfikuje po porodzie. Decyzje o kolejnym dziecku odkłada się w nieskończoność, często do momentu, w którym jest już za późno. (Nowiny)

R E G I O N

* Starzy, zniedołężniali, przewlekle chorzy? Na szpitalnych oddziałach nie będzie dla takich miejsca. Urzędnicy Narodowego Funduszu Zdrowia chcą leczyć przewlekle chorych w tzw. zakładach opieki leczniczej. I to za pieniądze. Dziś pacjenci leżący na oddziałach dla przewlekle chorych jeszcze nie płacą za opiekę. Ale od 1 stycznia, gdy szpitalne oddziały zostaną przekształcone w zakłady opieki leczniczej, chory będzie musiał oddać aż 70 proc. emerytury lub renty. Janusz Bereś z Rzeszowa od lat choruje na cukrzycę. Jest przerażony coraz bliższą i nieuchronną prespektywą leczenia poza szpitalem i za odpłatnością.
- Państwo chce się pozbyć ludzi starych, schorowanych, niedołężnych - mówi poirytowany. - Bo kto odda 70 proc. i tak mizernej renciny na leczenie? I za co opłaci rachunki? W całej Polsce zostało w szpitalach zaledwie 109 oddziałów dla przewlekle chorych. Na Podkarpaciu jest ich 3: w Krośnie, Lubaczowie i Jarosławiu.
- A powinny być w każdym szpitalu - uważa Witold Gimlewicz, dyrektor lubaczowskiego Szpitala Powiatowego. - Nie jestem przeciwnikiem ZOL-i. Niech powstają, bo to dodatkowe pieniądze. Ale nie likwidujmy oddziałów! Najważniejszy jest pacjent. Niektórzy chętnie oddaliby rodzinie mieszkania i dożywotnio opłacali miejsca w ZOL-ach. Ale mamy i takich, którzy nie chcą się pozbywać domów, a na jednoczesne opłaty i leczenie ich nie stać. Dla nich byłby to dramat - dodaje Gimlewicz. Wczoraj dyrektor Gimlewicz dostał pismo z centrali NFZ, że na 2006 r. dostanie jeszcze pieniądze na leczenie pacjentów z oddziału dla przewlekle chorych. Ale to nie zwalnia go z obowiązku przekształcenia oddziału w ZOL. Czy za rok oddziały te znikną jednak ze szpitali?
- Nie wiem - słyszymy od Andrzeja Troszyńskiego z biura prasowego NFZ w Warszawie. - A opłaty za długotrwałe leczenie to żadna nowość. Obowiązują od ubiegłego roku. To nie pomysł NFZ. To Sejm przyjął taką ustawę - kwituje. Elżbieta Łukacijewska, poseł PO:
- Cukrzyca staje się chorobą społeczną, a ludzie starsi chorują przewlekle. Państwo nie może obarczać ich opłatami za leczenie. A co z zapisem w konstytucji, że każdy ma równy dostęp do leczenia? Myślę, że nowo wybrany Sejm przeanalizuje wszystkie bzdurne ustawy. Dopilnuję tego. (Nowiny)

Areszt i lądowisko...
* Od pierwszych dni września w Huwnikach trwają prace związane z budową lądowiska. Jednak to nie koniec inwestycji rozpoczętych przez Bieszczadzki Oddział Straży Granicznej. W Przemyślu powstaje Strzeżony Ośrodek dla Cudzoziemców i Areszt w Celu Wydalenia. Powodów, dla których obie placówki powstają właśnie w Przemyślu, jest co najmniej kilka. Jak informuje rzecznik BOSG w Przemyślu por. Elżbieta Pikor, liczba zatrzymanych nielegalnych imigrantów zwiększa się z roku na rok, a przez granicę wschodnią biegną główne kanały przerzutowe. Aktualnie cudzoziemcy zatrzymani za przekroczenie granicy muszą zostać przewiezieni do ośrodków w głębi kraju. Na to potrzeba czasu i pieniędzy. Ośrodek, który powstanie w Przemyślu, będzie ośrodkiem zamkniętym. Znajdą się w nim oddzielne segmenty dla mężczyzn (13 pomieszczeń), kobiet (5 pomieszczeń) i rodzin (11 pomieszczeń). Łącznie z aresztem w celu wydalenia pomieści 200 osób. Budowa lądowiska w Huwnikach, które zajmie powierzchnię 5000 metrów kw., będzie kosztowała 5 mln 200 tys. zł (4 mln 990 tys. zł pochodzi z funduszu Schengen). Ukończenie inwestycji planowane jest na sierpień 2006 r. Sfinalizowano już budowę sieci wodno-kanalizacyjnej, w tej chwili trwają prace przy budowie płyty lądowiska, której wymiary to 39 m na 38 m. Powstanie także hangar dla dwóch śmigłowców wraz z zapleczem technicznym i kontenerowa stacja paliw. Lądowisko tak blisko granicy ma swoje uzasadnienie. BOSG nie dysponuje lądowiskiem dla śmigłowców z pełnym zapleczem technicznym. Śmigłowiec aktualnie stacjonuje w wynajmowanym hangarze w Jasionce. Poza tym w sytuacjach związanych z zagrożeniem życia i zdrowia będzie wykorzystywany w zastępstwie śmigłowca ratownictwa medycznego. (Życie Podkarpackie)

* W naszym regionie już kilkudziesięciu rolnikom grożą kary za nielegalne zabicie zwierzęcia. Większość z nich mówi, że nie wiedziała, iż prawo tego zabrania. Grożą im teraz grzywny. Pan Tadeusz Woś z Nienadówki (pow. rzeszowski) miał dwa cielęta. Jedno z nich zabił i zgłosił to do Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Złożył oświadczenie, że dokonał uboju dla własnych potrzeb. Urzędnicy Agencji bez problemu "zdjęli" ubite zwierzę z ewidencji systemy IACS, rejestrującym zwierzęta hodowlane w kraju. Po kilku miesiącach wycofanymi z ewidencji zwierzętami zainteresował się Powiatowy Inspektorat Weterynarii. Okazało się, że w powiecie rzeszowskim około 50 rolników zrobiło podobnie, tzn. zabili zwierzęta u siebie w domu. Wszystkim grożą teraz grzywny.
- Można deklarować zabicie bydła dla własnych potrzeb, ale trzeba to robić w rzeźniach. Wyjątek jest tylko przy chorych zwierzętach - mówi Maria Domiszewska, powiatowy lekarz weterynarii z Rzeszowa. - Takie są przepisy i musiałam poinformować o tym policję. Tadeusz Woś przyznał się do winy i ma zapłacić 300 zł grzywny. Nie przyznał się jego sąsiad Roman Nowiński, który zabił 5-tygodniowe cielę. Czeka teraz na sprawę przed sądem. Jeśli sąd uzna jego winę, może zapłacić 1 tys. zł, lub więcej.
- Nikt nas nie informował, że robimy coś sprzecznego z prawem - oburzają się rolnicy.
- My tylko obsługujemy program IACS, a nie wiemy gdzie rolnik ubija zwierzę - mówi Józef Flaga, zastępca dyrektora podkarpackiego oddziału ARiMR. - Na wyrejestrowaniu kończy się nasza rola i dalej nie wchodzimy w szczegóły. Przepisy, tj. ustawa o wymaganiach weterynaryjnych dla produktów pochodzenia zwierzęcego, dostosowuje polskie prawo do wymagań unijnych. Jej wymagania argumentowane są troską o zdrowie ludzi. Jednak nie wszyscy ludzie wiedzą o jej istnieniu. Być może należy pomyśleć o lepszej informacji o tych rozwiązaniach prawnych. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

Szajka złodziei za kratkami
* Przemyscy policjanci zlikwidowali szajkę złodziei, która specjalizowała się w okradaniu aut. Wśród całej litanii przestępstw, włamania do samochodów i okradanie ich z radioodtwarzaczy i innych akcesoriów nie są niczym nowym. Samochodowi złodzieje spędzają sen z powiek właścicielom aut, szczególnie tym, którzy nie mają garaży. Policjanci zajmujący się tropieniem tych przestępców mają sporą wiedzę o stosowanych przez nich technikach i metodach. Właśnie ta wiedza umożliwiła funkcjonariuszom sekcji kryminalnej Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu ustalenie i zatrzymanie szajki złodziei, którzy od kilku miesięcy grasowali na przemyskich parkingach i ulicach. Zaczęło się od tego, że policjanci, analizując dokładnie okoliczności włamań do samochodów na terenie miasta, wyodrębnili przypadki, w których sprawcy postępowali niemal w identyczny sposób. Nieznani jeszcze wtedy przestępcy interesowali się jedynie autami starszymi oraz najbardziej popularnymi fiatami 126p. Do samochodów włamywali się, otwierając podrobionymi kluczami lub forsując śrubokrętem niezbyt skomplikowane zamki. Tej metody trzymali się konsekwentnie, co później okazało się dla nich zgubne. Z aut kradli radioodtwarzacze i różne drobne akcesoria, które się znajdowały wewnątrz. Na podstawie tych informacji policjanci wysnuli wniosek, że na ich terenie grasuje zorganizowana złodziejska szajka. Wtedy przystąpili do pracy operacyjnej, której efektem było zatrzymanie złodziei na gorącym uczynku. 14 września, tuż przed północą, na osiedlu Kosynierów w Przemyślu policjanci z sekcji kryminalnej zatrzymali czterech mężczyzn w momencie, kiedy włamali się do zaparkowanego tam malucha i wymontowywali z niego radio. Zatrzymani to Zdzisław K., Paweł M., Mariusz B. (wszyscy mają 19 lat) oraz 16-letni Daniel Ż., wszyscy są mieszkańcami gminy Kańczuga. (Życie Podkarpackie)

* Właściciele domków letniskowych w Radawie przeżyli we wrześniu plagę włamań. Czterej sprawcy, mieszkańcy Radawy i Mołodycza, uczniowie tego samego gimnazjum, okradli co najmniej 9 domków. Z jednej daczy zabrali wódkę, wino i piwo, z innej części rowerowe i szklanki, a nawet dziecięcą piłkę. Ukradli również ludzką czaszkę, a dokładnie jej imitację. Część skradzionych rzeczy policja odzyskała.

* Dopiero nazajutrz po wydarzeniu, 26 bm., pewien 26-latek powiadomił policję o napadzie, którego padł ofiarą w przejściu podziemny na skrzyżowaniu ul. Krasińskiego i Borelowskiego w Przemyślu, gdzie dwaj nieznani mu sprawcy popchnęli go, a następnie przewrócili, po czym skradli mu laptop i kamerę wideo o łącznej wartości 5 tys. 800 zł. Policjanci podjęli niezbędne procedury, aby cenny sprzęt szybko powrócił do właściciela, a złodzieje trafili do "chłódka".

* 46-letnia matka siedmiorga dzieci z pow. jarosławskiego została oskarżona przez Prokuraturę Rejonową w Jarosławiu o zabójstwo noworodka. W grudniu 2004 roku została zatrzymana przez policję. Na polu kukurydzy, w pobliżu jej miejsca zamieszkania, znaleziono ciała noworodka. Podejrzewano, ze dziecko zabiła będąc w szoku poporodowym. Po badaniach psychiatrycznych okazało się, że była to mylna interpretacja. Zdaniem biegłych lekarzy, dziecko zostało uduszone. Kobieta obecnie przebywa w areszcie. Grozi jej dożywotnie więzienie.

Reklama