Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 08.08-15.08.2005 r.

Przemyśl

Znowu poślizg?!
* Budowa powinna ruszyć na początku września - zapewniają władze w Rzeszowie. "Poślizg" spowodowany jest błędami we wniosku. W przyjętej 1 sierpnia uchwale Zarząd Regionu Ziemia Przemyska NSZZ "Solidarność" wyraził zaniepokojenie brakiem rozpoczęcia do tej pory budowy nowego gmachu Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej. - Gdy byłem na otwarciu muzealnej kamienicy w Rynku, marszałek zadeklarował, że decyzja zapadła. Do dziś jednak budowa nie ruszyła. Jakie są tego przyczyny? Nie wiem, ale boimy się, że środki ujęte w promesie, to jest 6 milionów z samorządu wojewódzkiego i 3 miliony od ministra kultury, nie przepadły - mówi przewodniczący Zarządu Regionu Andrzej Buczek. Przemyska "Solidarność" wyraża także obawę o los pracowników muzeum. - Pomimo upływu okresu użytkowania budynku przy placu Czackiego, władze w Rzeszowie wstrzymują rozpoczęte już przedsięwzięcie (gotowy projekt, plac). Takie postępowanie godzi w interesy miasta Przemyśla, społeczeństwa, dóbr kultury i pracowników - czytamy w uchwale.
- Brak umowy nie jest wynikiem złej woli. Umowa o sfinansowaniu budowy zostanie podpisana przez dyrektora Mariusza Olbromskiego, jako beneficjenta i wojewodę podkarpackiego. Wniosek zawierał pewne uchybienia, które trzeba było skorygować. Większość wniosków zawiera błędy, zazwyczaj formalnoprawne. Według mojej wiedzy, wszystkie błędy we wniosku muzeum zostały już skorygowane i w najbliższym czasie umowa zostanie podpisana. Wszystkie inne formalności są już załatwione - mówi Aleksandra Zioło, rzecznik urzędu marszałkowskiego. Jak zapewnia A. Zioło, oficjalne rozpoczęcie budowy powinno nastąpić na początku września. (Życie Podkarpackie)

* W Przemyślu odbędzie się jedne z dziesięciu półfinałów I Międzynarodowych Wyborów Miss Piękności. Dziewczyna Eurobiznesu. Wybory poprzedzone będą castingiem, który odbędzie się 25 sierpnia. Finał imprezy będzie w Kałuszu na Ukrainie, w dniach 21-23 października. Patronat nad przemyskim półfinałem objął prezydent Przemyśla. Głównymi organizatorami wyborów miss są: Art. - Galeria & Impresariat Artystyczny w Gorlicach oraz gazeta Vikina z Kałusza na Ukrainie. Zdaniem Witolda Wołczyka z Kancelarii Prezydenta Miasta Przemyśla, całe przedsięwzięcie jest formą przełamania barier ze Wschodem, tym bardziej że rok 2005 jest Rokiem Ukrainy w Polsce. W skład jury, które będzie wybierało Dziewczynę Eurobiznesu, mają wchodzić biznesmeni, dzięki którym te wybory będą sfinansowane. (Super Nowości)

Dolińskiego w błocie...
* Po każdorazowych intensywnych opadach deszczu ulica Dolińskiego usłana jest błotem, piaskiem i kamieniami. Mieszkańcy mają tego dość.
- Prośby o remont ulicy pozostają bez echa - mówi Ryszard Preisner. - Osobiście interweniowałem w Zarządzie Dróg Miejskich i magistracie. Niestety, w odpowiedzi na monity słyszę, że oni nie mają pieniędzy. Głosów oburzenia i niezadowolenia jest znacznie więcej. Mieszkańcy czują się pokrzywdzeni, a co gorsze również lekceważeni.
- Przecież nadsańskie miasto nie kończy się na placu Konstytucji - denerwuje się lokator bloku. - Tam, a także w innych miejscach w centrum zrobiono nowe chodniki i porządne nawierzchnie dróg. Nas zostawiono na pastwę losu. Po każdych intensywnych opadach deszczu wyłożoną betonowymi płytami ulicę Dolińskiego pokrywają gruba warstwa błota, piachu i kamieni. Nanosi je woda. Niesione przez nią zanieczyszczenia trafiają na okoliczne podwórka. Służby odpowiedzialne za utrzymanie porządku w mieście nie kwapią się do usuwania szkód wyrządzonych przez naturę.
- Zakasujemy rękawy i sprzątamy - dodaje Ryszard Preisner. - Oczywiście na własny koszt. Ale dlaczego? Jak długo? Kiedy w końcu doczekamy się remontu? Po tej ulicy trudno przejechać samochodem, łatwo złamać nogę. Dziurawe chodniki i wyboiste drogi szczególnie te położone poza ścisłym centrum to słaby punkt Przemyśla. Niebawem do budżetu miasta wpłynie z Warszawy dodatkowe 2,5 mln zł na prace drogowe. Ku rozpaczy mieszkańców m.in. ulicy Dolińskiego, pieniądze zostaną przeznaczone na sfinansowanie robót na głównych ciągach komunikacyjnych: ul. Piłsudskiego, Dworskiego. (Nowiny)

* Od początku tego roku mieszkańcy kamienicy nr 11 przy ulicy Rakoczego w Przemyślu żyli w ciągłym strachu, kiedy i gdzie znowu się zapali. A paliło się tam często, nawet dwa razy w tym samym dniu. - Do pożarów na Rakoczego wyjeżdżaliśmy w tym roku aż trzynaście razy - mówi kpt. Daniel Dryniak, pełniący obowiązki rzecznika prasowego Państwowej Straży Pożarnej w Przemyślu. Pierwszy raz na Rakoczego wezwano strażaków 5 stycznia. Palił się niezamieszkany budynek gospodarczy sąsiadujący z kamienicą nr 11. 8 stycznia paliło się na strychu kamienicy. Potem aż do 8 kwietnia był spokój. W tym dniu wybuchł pożar na klatce schodowej feralnej kamienicy. 26 czerwca w sąsiedztwie kamienicy palił się stary budynek po żydowskim domu pogrzebowym. To był duży pożar. 2 lipca ktoś podpalił belki pozostałe na pogorzelisku. Tak samo było 3 i 4 lipca. Łącznie straty w tym przypadku oszacowano na 20 tysięcy złotych.18 lipca na strychu kamienicy paliła się drewniana skrzynia z rupieciami. Kilka godzin później na klatce schodowej zapaliła się puszka elektryczna. Tydzień później pożarł wybuchł w altance przylegającej do kamienicy. 31 lipca trzeba było gasić przedpokój jednego z lokatorów, gdzie paliły się ubrania i meble. Ostatni (oby) raz Straż Pożarna interweniowała na Rakoczego 11 piątego sierpnia. Wtedy paliły się rupiecie zgromadzone w jednym miejscu na strychu. Po ostatnim, piątkowym podpaleniu policjanci dysponowali już wystarczającą wiedzą i zatrzymali podejrzanego. Był nim nieletni mieszkaniec tej kamienicy, który częściowo przyznał się do kilku podpaleń. Z nieoficjalnych informacji wynika, że nie działał sam. (Życie Podkarpackie)

Sklep w "rotaciaku"...
* Mieszkańcy bloku, zwanego rotacyjnym są zaniepokojeni budową lokalu użytkowego w ich domu. - Jak będzie tu alkohol, to dla nas nie będzie szans na najmniejszy spokój - narzekają. Blok rotacyjny nie cieszy się w Przemyślu dobrą sławą. Jest to budowla, gdzie swego czasu miasto dawało lokale osobom "uciążliwym dla społeczeństwa". Nie wszyscy mieszkańcy nadużywali alkoholu, robili burdy i awantury, dopuszczali się pobić i rozbojów. W bloku były także podpalenia i wymuszenia. Policjanci znają przypadki takich "nerwusów", którzy będąc pod wpływem alkoholu, przez okna wyrzucali telewizor i meble. - Blok od kiedy powstał cieszy się jak najgorszą sławą - mówi jeden z policjantów, który "opiekuje" się kilkoma mieszkańcami "rotaka", którzy są na bakier z prawem. - Każdy, kto mieszka w tej okolicy wie, że w co drugim mieszkaniu można zaopatrzyć się w alkohol podejrzanego pochodzenia. My także o tym wiemy, ale co człowiek może zrobić, kiedy przychodzi tam na kontrolę i znajduje pokój zawalony flaszkami? Okazuje się, że nic. Szczęśliwy posiadacz baterii pełnych butelek mówi bowiem, że ma je na potrzeby własne, bo np. zamierza zrobić huczne imieniny lub rocznicę ślubu. Wtedy alkoholu nie można nam ruszyć. Kiedy na ul. Grunwaldzkiej w Przemyślu, w bloku tzw. rotacyjnym, w jednym w mieszkań na parterze rozpoczęły się prace remontowe, do redakcji rozdzwoniły się telefony osób zainteresowanych tym, co powstaje w tym miejscu. Były protesty matek z dziećmi, które jako pewnik podawały informacje, że w bloku powstaje bar, gdzie będzie sprzedawane piwo. - Dla nas to będzie katastrofa - mówi jedna z mieszkanek (nazwisko do wiadomości redakcji). - Ja mam, dzieci, które i tak patrzą na niektóre "elementy" mieszkające w bloku. Nie chcę by w miejscu mojego zamieszkania dochodziło do większych burd i bijatyk niż dotychczas. Z tego co się orientuję na parterze powstanie bar. Jak niektórzy stąd będą mieli ułatwiony dostęp do alkoholu, to uczciwi mieszkańcy nie będą mieli tutaj jak normalnie żyć! Czytelniczka dodaje, że "rotak" nie jest już takim miejscem, jak był przed laty. Co prawda zła sława jeszcze się za tym miejscem "ciągnie", ale jej zdaniem mieszkają tutaj "normalni ludzie". - Mają wykupione mieszkania o które dbają, mają pracę, wychowują normalne dzieci, więc chcą też żyć w spokoju - denerwuje się. Do redakcji zatelefonował też czytelnik z prośbą o to, by redakcja dowiedziała się co będzie w jego bloku, bowiem on słyszał, że sklep, gdzie "spod lady" będzie można kupić tanie wino. Obawia się, że wróci jak najgorsza sława tego miejsca. - Nie będę robił żadnego baru ani sklepu spożywczego - mówi Lucjan Semeniuk, inwestor. - Chce by w tym miejscu powstał sklep przemysłowy. Na przebudowę tego miejsca mam wszelkie potrzebne pozwolenia. Dziwię się, że ludzie dzwonią do redakcji zamiast zejść do mnie na dół i po ludzku zapytać co zamierzam tutaj zrobić. Dodaje, że jest właścicielem lokalu. Kiedy się z niego wyprowadził chciał sprzedać mieszkanie lub je wynająć, jednak każda z zainteresowanych osób, kiedy usłyszała, w jakim miejscu jest to mieszkanie, od razu rezygnowała. - Ponieważ sytuacja okazała się patowa i nie miałem co zrobić z lokalem, postanowiłem przekształcić go i prowadzić tutaj działalność handlową - mówi Lucjan Semeniuk. - Mam nadzieję, że poprzez moje działania podniesie się także prestiż tego miejsca. O tym, że w lokalu na ul. Grunwaldzkiej inwestor nie zamierza robić baru i sprzedawać alkoholu, informuje także Witold Wołczyk z Kancelarii Prezydenta Miasta Przemyśla. - Dotychczas osoba, która zamierza prowadzić tam działalność gospodarczą nie wystąpiła do nas z wnioskiem na wydanie koncesji - mówi. - Wszystko co robione jest w tym bloku jest zgodne z prawem, a właściciel lokalu spełnił wszelkie wymogi zawarte w naszych przepisach. (Super Nowości)

* Czy dyrektor Zespołu Szkół Technicznych, który prowadził samochód pod wpływem alkoholu, straci posadę? - Gdyby nawet opinia kuratora oświaty w sprawie odwołania tego pana z funkcji dyrektora była negatywna, to i tak będę przekonywał pana prezydenta Chomę, aby odwołać go z zajmowanego stanowiska - zapewnia zastępca prezydenta Przemyśla Wiesław Jurkiewicz. Do feralnego zdarzenia dla Józefa S. - dyrektora Zespołu Szkół Technicznych w Przemyślu doszło 13 marca br. na ulicy Wilsona. Zatrzymał go do rutynowej kontroli policyjny patrol i okazało się, że jest nietrzeźwy. Po odpowiednich ustaleniach okazało się, że miał 1,05 promila alkoholu. Sprawą zajął się Sąd Rejonowy w Przemyślu, który pod koniec czerwca warunkowo umorzył postępowanie karne. Wydał mu zakaz prowadzenia samochodu przez 2 lata i zobowiązał go do wpłaty 1 tys. 200 zł na rzecz fundacji, która pomaga dzieciom poszkodowanym w wypadkach. O sprawie natychmiast dowiedziały się również władze miasta, po tym, jak otrzymały powiadomienie z przemyskiej Komendy Miejskiej Policji. Nim doszło do jej umorzenia, zgodnie z przepisami oświatowymi Józef S. na początku czerwca został zawieszony w obowiązkach dyrektora. Odpowiadający za oświatę zastępca prezydenta W. Jurkiewicz: - Skierowaliśmy wniosek do wojewody o pozytywną opinię w sprawie odwołania tego pana ze stanowiska. Już raz taki wniosek złożyliśmy, ale wówczas wojewoda odmówił - wyjaśnia W. Jurkiewicz. - Kilka tygodni temu Komisja Dyscyplinarna przy kuratorze oświaty uchyliła decyzję o zawieszeniu. Złożyliśmy więc zażalenie do komisji przy ministrze oświaty. Oprócz tego skierowaliśmy też wniosek o wszczęcie postępowania przez Komisję Dyscyplinarną przy wojewodzie podkarpackim. Pierwsza rozprawa odbędzie się 6 września - dodał. (Życie Podkarpackie)

* W rozliczeniu rachunków z PGM właścicielka mieszkania ma blisko 200 zł nadpłaty. Równocześnie urzędnicy żądają od niej spłaty kilkutysięcznego zadłużenia rzekomo ciążącego na tym samym lokalu. Z końcem maja br. Grażyna Gruntowicz lokatorka bloku nr 17 przy ul. Wybrzeże Piłsudskiego została wezwana przez prezesa Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej Zbigniewa Duszyka do uregulowania zadłużenia w wys. 3.510,10 zł. Bez podania za co i za jaki okres.
- Czuję się szykanowana przez administrację - mówi roztrzęsionym głosem pani Grażyna. - To olbrzymia kwota dla mnie, matki samotnie wychowującej chore dziecko. W dodatku nie wiem za co mam płacić. W lipcu br. dowiedziała się, że zadłużenie dotyczy zaległości w opłatach za centralne ogrzewanie. Napisała kolejne odwołanie do PGM. - Jeżeli w ciągu ostatnich lat powstały jakieś zadłużenia, to dlaczego nie informowano poprzedniego najemcy albo mnie? - pyta. Kiedy 16 lutego 2004 r. pani Marianna Chudzio przekazywała córce mieszkanie dostała pisemne oświadczenie ówczesnego prezesa PGM Bogusława Pruchnika że "lokatorka nie posiada zadłużenia na dzień 16 stycznia 2002 r.". W kwietniu 2004 r. Wspólnota Mieszkaniowa bloku nr 17 zrezygnowała z usług lokalnej kotłowni. Na własny koszt lokatorzy zamontowali sobie ogrzewanie gazowe. Z dniem 1 maja 2004 r. PGM zaprzestało pobierania opłat z tytułu CO, o czym zaświadczał swoim podpisem na dokumencie prezes PGM Zbigniew Duszyk. W konflikcie z lokatorami prezes który urzęduje na tym stanowisku już ponad dwa lata nie poczuwa się do żadnej winy. - To mój poprzednik popełnił błąd zaniechania i nie powiadomił uczciwie mieszkańców o rzeczywistych, znacznie wyższych kosztach ogrzewania - broni się. Przypadek Grażyny Gruntowicz nie jest odosobniony. Sprawa dotyczy lokatorów kilku innych bloków w tej dzielnicy. Wielu z nich zapowiada dochodzenie swoich racji przed sądem. (Nowiny)

Ciągle za mało
* Hemodynamika w Szpitalu Wojewódzkim otrzyma dodatkowe pieniądze. - Przeanalizowaliśmy wykonanie świadczeń medycznych za pierwsze półrocze br. Na tej podstawie podjęliśmy decyzję o podziale dodatkowych środków finansowych na ostre procedury hemodynamiczne i zabiegi ortopedyczne - poinformował Piotr Latawiec, dyrektor podkarpackiego oddziału NFZ podczas specjalnie zorganizowanej konferencji prasowej. Tym razem pieniądze zostały podzielone bardziej sprawiedliwie. Szpital Wojewódzki w Przemyślu dostanie ponad 425 tys. zł, a Szpital Wojewódzki nr 2 w Rzeszowie ponad 594 tys. zł. Dyrektor P. Latawiec tłumaczył, że fundusz przyjął zasadę, że pieniądze idą tam, gdzie trafia pacjent. W ubiegłym roku zdecydowanie więcej osób przyjął oddział hemodynamiki w Rzeszowie, stąd właśnie tam trafiło więcej pieniędzy. Dodatkowe środki wcale jednak nie rozwiązują problemów finansowych, z jakimi borykają się oddziały hemodynamiki w obu szpitalach. A kłopoty zaczęły się w momencie, gdy w lutym br. w obydwu placówkach rozpoczął się ostry dyżur kardiologiczny i każdego dnia zaczęto tam wykonywać po kilka, a czasem kilkanaście zabiegów koronarografii i koronaroplastyk. Dodatkowe pieniądze nie zmniejszą również kolejek do planowych badań i zabiegów. W Rzeszowie na koronarografię czeka się 270 dni, w Przemyślu aż 315! (Życie Podkarpackie)

* Przemyscy radni korzystają z wakacji, a w kancelarii Rady Miasta trwają prace nad kodeksem etycznym, który określi pewne ramy postępowania rajców oraz granicę pomiędzy ich interesem prywatnym a powinnościami społecznymi. Kodeksu jeszcze nie ma, ale od pewnego czasu jest on już przedmiotem społecznej dyskusji, także w gronie naszych Czytelników. Zwłaszcza tych spośród nich, którzy co jakiś czas informują nas o przykładach wykorzystywania radzieckiego (jak to pięknie brzmi) mandatu.
- Przewodniczący Rady Miasta jest z zawodu notariuszem. Czy przypadkiem jest to, iż większość umów notarialnych, jakie zawiera samorząd, przechodzi przez jego kancelarię? Czy to w porządku, czy pan przewodniczący nie powinien być wyłączony z takich transakcji? Czy miasto nie powinno ogłosić przetargu na usługi notarialne, aby nie było podejrzeń i niedomówień?- pyta pracownik jednej ze spółek miejskich, która swego czasu "wybuliła" aż 12 tysięcy złotych za zmianę treści kilku zdań w umowie spółki, a nie mając pieniędzy prosiła pana przewodniczącego o rozłożenie tej należności na kilka rat.
- Z tego, co wiem, również inne spółki miejskie korzystają głównie z usług kancelarii przewodniczącego, bo tak po prostu "wypada". - dodaje czytelnik. W rozmowie z redakcyjną koleżanką S.Radyk potwierdził, iż obsługuje kilka spółek, ale etyka notariusza nie widzi w tym nic szczególnego. Nie dostrzegł on też niuansów, jakich dopatrują się w takich relacjach, być może jednak nazbyt przeczuleni, czytelnicy. Pan Janusz jest sąsiadem członka ścisłego kierownictwa rady a zarazem współtwórcy akcji "Przejrzysty Przemyśl", w ramach której taki kodeks etyczny ma powstać. - Całe miasto od dawna huczy o "okazyjnie" załatwionych dwóch działkach, a ja się pytam, po co panu radnemu trzeci już garaż w spółdzielni, skoro są ludzie, którzy przez całe lata nie dostali ani jednego?
- Moja córka pracuje w magistracie i na bieżąco wiem, co tam się dzieje. Co chwila słyszę o kolejnym nowym etacie "załatwionym" przez jakiegoś radnego dla kogoś z rodziny lub znajomych. Starzy pracownicy nieustannie drżą o swoje miejsca pracy, bo a nuż trzeba będzie zwolnić jakiś etat dla kolejnego czyjegoś pupilka?
- Nieszczęściem naszych czasów są różnego rodzaju "koalicje rządzące", których członkowie uzależniają swoje poparcie dla ludzi miastem rządzących od stosowania zasady "coś za coś", a w miarę upływu kadencji, gdy rządzącym pali się grunt pod nogami, eskalacja żądań rośnie. Tu etacik dla pociotka, tam niedrogi komunalny lokal na biznes dla szanownej małżonki itd. itd.- komentuje radny, który swego czasu też był w takiej "koalicji". Przyznam, że jedno, co "załatwiłem", to miejsce dla kolegi w radzie nadzorczej spółki miejskiej, ale to pryszcz wobec tego, co uciułali inni koledzy... (Super Nowości)

"Ucywilizowane" przejście...
* Służby celne i straż graniczna zabrały się za "cywilizowanie" ciągu pieszego na przejściu granicznym w Medyce. Czyżby oznaczało to koniec mrówczego procederu? W połowie lipca starsze małżeństwo z centralnej Polski wybrało się na jednodniową wycieczkę do Lwowa. Po powrocie przyszli do redakcji, żeby podzielić się swoimi wrażeniami. - To był koszmar - podsumowali swoje przeżycia podczas powrotu do kraju. - Już po ukraińskiej odprawie znaleźliśmy się w dzikim tłumie. Stłoczeni, popychani i szarpani, pośród przekleństw i wulgaryzmów posuwaliśmy się z szybkością 25 metrów na godzinę. Dopiero przed budynkiem wytłumaczyliśmy żołnierzowi, że jesteśmy turystami. Wtedy zlitował się i poradził, żebyśmy przeleźli przez barierkę i w ten sposób ominęli tłum. Nigdy więcej nie damy się namówić na wycieczkę na tamtą stronę - kończy swoją opowieść zbulwersowany turysta. Nie był to pierwszy sygnał o tym, co dzieje się na przejściu pieszym w Medyce, jaki dotarł do redakcji. Próbując to wyjaśnić, dotarliśmy do informacji o zmianach, jakie szykują się tam od 16 sierpnia. - Służby celne wraz ze strażą graniczną podjęły decyzję o tym, by ruch graniczny na ciągu pieszym powrócił do normalności - powiedział zastępca komendanta przejścia w Medyce mjr Józef Jabłoński. - Przejście to zostało niemal całkowicie opanowane przez ludzi, którzy z przechodzenia przez granicę uczynili sobie źródło utrzymania. Coraz cząściej dochodzi tu do nieprzyjemnych incydentów. By zapobiec tym anomaliom i "ucywilizować" przejście piesze tak, by normalny turysta mógł bez niepotrzebnej straty czasu i nerwów przekraczać granicę, służby celne i straż graniczna podjęły decyzję o zmianach zasad funkcjonowania przejścia. (Życie Podkarpackie)

J A R O S Ł A W

Jarlan na sprzedaż...
* Do końca roku syndyk masy upadłości ZPDz Jarlan musi wycenić majątek firmy i przystąpić do sprzedaży zakładu. Dziś wiadomo już, że majątek, wart zaledwie 20 mln zł, nie pokryje w całości długów zakładu, które przekroczyły 30 mln zł. Syndyk masy upadłości Dariusz Gawroński: - Do końca roku majątek zakładu zostanie wyceniony i przygotowany do sprzedaży. Przetargi ogłosimy po pierwszym stycznia. Jaki będzie efekt, trudno przewidzieć. Na pewno chciałbym, żeby działalność produkcyjna w tym zakładzie była kontynuowana - informuje. Zakład funkcjonuje na 12 tys. m kw. Syndyk wyjaśnia, że na działalność produkcyjną wystarczy od 7 do 8 tys. m kw. i właśnie tę część chciałby sprzedać w całości. Reszta będzie dzielona i sprzedawana sukcesywnie. Obecnie, mimo że zakład znajduje się w upadłości, cały czas prowadzona jest produkcja. Pracuje tam ok. 350 osób, z tego około 300 zostało zatrudnionych na umowę o pracę, a około 50 na umowy zlecenia. - Zamówienia mamy do końca października, co będzie dalej, nie wiemy. Jesteśmy jednak dobrej myśli - tłumaczy przewodniczący zakładowego NSZZ "Solidarność" Zdzisław Chwasta. (Życie Podkarpackie)

* W lipcu została zatwierdzona lista oczekujących na mieszkanie komunalne na rok 2005. Wraz z oczekującymi z lat poprzednich aż 107 osób liczy na przyznanie takiego lokum. Ile z nich ma realne szanse? Jak poinformował nas Zbigniew Piskorz z referatu mieszkalnictwa wydziału gospodarki nieruchomościami Urzędu Miasta w Jarosławiu, w ciągu roku przydzielanych jest średnio 25 mieszkań komunalnych. Z tej puli przyznaje się również mieszkania komunalne wychowankom domów dziecka, a także mieszkania socjalne osobom, które otrzymały wyrok eksmisji z mieszkań spółdzielczych czy prywatnych. W tym roku na takie właśnie mieszkania oczekuje 14 rodzin. - Niestety zasoby mieszkaniowe są bardzo skąpe. Odzyskujemy mieszkania po lokatorach, którzy wyjeżdżają z Jarosławia lub jeżeli lokator umiera, poza tym osobom, które nie są w stanie utrzymać dużego mieszkania, dajemy w zamian mniejsze. Udało nam się również zaadaptować na mieszkania kilka lokali użytkowych. Były to lokale w mało atrakcyjnych miejscach, o niskim czynszu, na które nie mogliśmy znaleźć dzierżawców - tłumaczy Z. Piskorz. Władze miasta wiążą nadzieję na rozładowanie sytuacji mieszkaniowej z budową kolejnego bloku komunalnego przy ul. Wróblewskiego. Wiceburmistrz Tadeusz Pijanowski zapewnia, że miastu tym razem uda się pozyskać środki unijne, co znacznie przyśpieszyłoby tę inwestycję. Do poprzedniego bloku wybudowanego w 2001 roku wprowadziło się 30 rodzin. (Życie Podkarpackie)

R E G I O N

Upadek Podkarpacia?
* Jeżeli nic się nie zmieni w projekcie ustawy Narodowego Planu Rozwoju na lata 2007-2013, to Podkarpacie nadal będzie zaliczane do najsłabszych regionów. Do zmniejszenia rangi niektórych województw dąży bowiem rząd. Z tą koncepcją walczą władze samorządu województwa podkarpackiego. W Narodowym Planie Rozwoju stwierdzono, że trzeba pomóc najsilniejszym gospodarczo województwom. Dzięki temu miałyby one być siłą napędową dla słabszych województw, m.in. podkarpackiego, lubelskiego, podlaskiego. Z takim podejściem do sprawy nie zgadzają się jednak samorządy tych regionów.
- Walczymy uporczywie z koncepcją rządową. Nie zgadzamy się, aby więcej pieniędzy trafiało do bogatszych regionów, zamiast do biedniejszych - mówi Leszek Deptuła, marszałek województwa podkarpackiego. - Wiadomo, że zgodnie z powiedzeniem, zanim gruby schudnie, to w tym czasie chudy (słabe województwo) przestanie istnieć. Pomysł rządowy jest zły i myślę, że pod protestami samorządów nowy parlament nie przyjmie obecnego projektu ustawy Narodowego Planu Rozwoju. Co ciekawe przeciw temu pomysłowi wypowiedział się nawet marszałek najbogatszego w kraju regionu mazowieckiego. Ostry sprzeciw wobec postępowania rządu w tej sprawie wyraził niedawno Konwent Marszałków. Rząd zawsze twierdził, że dąży do zrównoważonego rozwoju wszystkich regionów. Jednak jednocześnie próbuje przeforsować pomysł niekorzystny dla najsłabszych gospodarczo województw. Marszałek Leszek Deptuła przekonuje, że z zewnątrz nasz region jest dobrze widziany. Według niego to sami mieszkańcy Podkarpacia jego rozwój widzą w czarnych barwach. W niektórych dziedzinach jesteśmy nawet w czołówce kraju. Nasz region zajmuje np. trzecie miejsce w kraju w ilości oddawanych budynków mieszkalnych. Potrzeba jednak znacznych funduszy z zasobów krajowych, aby Podkarpacie zbliżyło się do najbogatszych regionów. Kolejnym zaprzeczeniem słabości naszego województwa jest zaradność władz samorządowych i parlamentarzystów, którym udało się zmodernizować lotnisko w Jasionce. Na wydłużenie pasa startowego pozyskano miliony złotych. Nie było to łatwe, bo w Małopolsce utworzono lobby samorządowe z udziałem tamtejszego wojewody i polityków, którzy robili wszystko, aby zablokować inicjatywę Podkarpacia. Kraków nie chciał bowiem, aby w okolicach Rzeszowa funkcjonowało konkurencyjne lotnisko z prawdziwego zdarzenia. (Super Nowości)

* Zniszczona przez rolnika zabytkowa bateria artyleryjska "Pruchnicka droga" nie zostanie odbudowana. Powód? Nie ma jej w rejestrze zabytków.
- Bateria jest ujęta w ewidencji zabytków, jednak nie ma jej w rejestrze. Nie spełnia również innych warunków, które dawałyby nam podstawy prawne do podjęcia jakiś działań w sprawie jej odbudowy i ukarania winnych jej zniszczenia - mówi Krzysztof Szuwarowski z Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Przemyślu. Członkowie Towarzystwa Przyjaciół Fortyfikacji są tym oburzeni.
- Takie postawienie sprawy dla niektórych osób może oznaczać przyzwolenie na niszczenie innych zabytków, w tym także fortów - mówi Mirosław Majkowski, członek TPF. Zabytkowa bateria została zaorana wiosną tego roku. Teren kupił miejscowy rolnik od Urzędu Gminy w Żurawicy i Agencji Nieruchomości Rolnych. W umowie sprzedaży nie było zapisu, że jest to obiekt zabytkowy, bo gmina rzekomo nie wiedziała, co naprawdę znajduje się na tej działce. W przesłanych do WUOZ wyjaśnieniach gmina wyraża nawet zadowolenie, że ktoś uporządkował zaniedbany przez lata teren. Szuwarowski twierdzi, że w 2000 r. Urząd Gminy w Żurawicy otrzymał od WUOZ wykaz wszystkich obiektów zabytkowych znajdujących się na jej terenie.
- Nie zostawiamy tak tej sprawy. Rozważamy poinformowanie Generalnego Konserwatora Zabytków - mówi Tomasz Idzikowski, prezes TPF. (Nowiny)

Wysepki potrzebne czy nie?
* Policjanci mówią, że wysepki na drogach są bardzo potrzebne. Kierowcy nierzadko mają inne zdanie. - W godzinach szczytu w Jarosławiu są potężne korki. Karetka pogotowia stoi w nich nieraz ponad 10 minut, nie przejedzie środkiem, bo są wysepki. Chyba każdy wie, co znaczy 10 minut dla ofiar wypadku - podają jeden z wielu przykładów. Średnia prędkość, z jaką polscy kierowcy przejeżdżają przez mniejsze miejscowości, waha się od 68 do nawet 75 km/h. Piesi i pasażerowie komunikacji publicznej narażeni są więc tutaj na ogromne niebezpieczeństwo, przechodząc przez jezdnię. Aby ograniczyć liczbę nieszczęść, na Podkarpaciu w 2001 r. wybudowano wysepki, które miały wymusić na kierowcach zmniejszenie prędkości. Kilka miesięcy temu pojawiły się na trasie A4 w miejscowości Orły. Mimo że na długości kilku kilometrów jest ograniczenie prędkości do 70 km/h, wielu kierowców ma to w nosie. Niedawno dają się nawet słyszeć opinie, że to marnotrawienie publicznych pieniędzy, że zamiast nich lepiej byłoby, gdyby poprawiono stan nawierzchni dróg i ulic.- Moim zdaniem na poprawę bezpieczeństwa najlepszym lekarstwem jest właściwa praca policji - mówi zagadnięty kierowca. - Z bezpieczeństwem wysepki nie mają na pewno nic wspólnego - tłumaczy inny. - Zwróćmy uwagę na oznakowanie pionowe przed większością z nich. Stoi znak "inne niebezpieczeństwa", a pod spodem znak wysepki, jest to więc nic innego jak kolejne zagrożenie na drodze. Wysepki mają też jednak zwolenników. - To dobry pomysł. Niektórzy jeżdżą jak wariaci. A wysepka wymusza ograniczenie prędkości, pozwala pieszym i lokalnym kierowcom bezproblemowo poruszać się po swojej miejscowości, a autobusom MPK czy PKS swobodnie zatrzymywać się na przystankach - mówi zmotoryzowany mieszkaniec Orłów. - Wiem, że niektórym takie wysepki nie pozwalają na bicie kolejnych rekordów prędkości, ale to jest naprawdę nieliczna grupa - dodaje inny. (Życie Podkarpackie)

* 20 tys. zł na założenie firmy, przez pół roku pieniądze na ZUS i darmowe szkolenie. Tyle Unia Europejska, daje tym, którzy zamiast pracy na etacie, wolą założyć własny biznes. Pieniądze z programu na promocję przedsiębiorczości są dla tych, którzy kończą szkoły, grozi im utrata pracy, albo zamiast pracy na etacie wolą pójść na swoje.
- To najlepszy projekt dla tych, którzy chcą być przedsiębiorcami - zachwala Agnieszka Krzemień ze Stowarzyszenia B-4 w Rzeszowie, które szkoli uczestników programu.
Prócz darmowych szkoleń i doradztwa jak prowadzić firmę, są pieniądze na rozruch. Można dostać 20 tys. zł (25 proc. inwestycji trzeba sfinansować ze swoich pieniędzy). Na Podkarpaciu projekt nadzoruje Rzeszowska Agencja Rozwoju Regionalnego. Szkolenia ludzi prowadzi 12 instytucji z województwa, które wygrały przetarg. Chętnych z gotowymi projektami jest mnóstwo.
- Zgłosiło się 160 osób. Wybraliśmy 40. Przeszkolimy ich w tym roku. - mówi Krzemień. Dużo osób chce prowadzić usługi: od gastronomii po agroturystykę. Ktoś chce założyć skup złomu, ktoś inny fitnes club. Pan Józef z Tyczyna, który w czwartek był na szkoleniu w Stowarzyszeniu B-4 ma ok. 40 ha ziemi, ale planuje otworzyć biuro handlu nieruchomościami.
- Szkolenia zaczniemy końcem sierpnia. Zgłosił się m.in pan, który chce założyć sklep internetowy - mówi Monika Miśko z Bieszczadzkiego Forum Europejskiego w Lesku. (Nowiny)

* Narodowy Fundusz Zdrowia wprowadza limity wiekowe dotyczące nie tylko badań profilaktycznych, ale również dostępu do nowoczesnych leków. Czy starsi podkarpaccy pacjenci mogą mieć problemy z ich refundacją? Według NFZ lekarstwa onkologiczne nowej generacji należą się jedynie pacjentom poniżej 65 roku życia. Rak jelita grubego może być leczony nowoczesną terapią jedynie u pacjentów do 65 roku życia, a złośliwy glejak mózgu do 70 lat . Najbardziej dyskryminowani są chorzy na białaczkę. Dla nich limitem do otrzymania najskuteczniejszego leku jest 50 lat. To tylko przykłady niektórych ograniczeń. Rzecznik Praw Obywatelskich na wniosek lekarzy i pacjentów, którzy wspólnie orzekli, że takie decyzje są niezgodne z etyką lekarską, stwierdził, że wiek nie może być żadnym kryterium przy podejmowaniu decyzji o sposobach leczenia. Dlatego ostatecznie Narodowy Fundusz Zdrowia wycofał się z tak radykalnego stanowiska ale nie do końca... NFZ wyraził co prawda zgodę, by w uzasadnionych przypadkach zrezygnować z takiego limitu, ale... Starsi pacjenci muszą otrzymać dodatkową zgodę na leczenie refundowanymi lekami. W niektórych województwach zdobycie takiej zgody graniczy z cudem. U nas na razie takiego problemu nie ma.
- Jeżeli chodzi o refundowanie leków onkologicznych, to w województwie podkarpackim ograniczeń praktycznie nie ma - uspokaja Andrzej Mruk, pełnomocnik ds. Podkarpackiego Centrum Onkologii. - Lekarz onkolog występuje z indywidualnym wnioskiem do komisji leków onkologicznych działającej przy Podkarpackim Centrum Onkologii o zakwalifikowanie pacjenta do leczenia mimo istniejącego ograniczenia - tłumaczy Andrzej Mruk. - Jeżeli komisja wyda pozytywną opinię, Narodowy Fundusz Zdrowia udziela pozwolenia na refundację. Do tej pory nie spotkaliśmy się z odmową. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

Śmiertelne ciosy
* Ciężko ranny, 44-letni mieszkaniec Przemyśla zmarł w czwartek rano podczas operacji mimo wysiłków lekarzy. Około godziny 2 w nocy mężczyzna trafił do szpitala z raną kłutą klatki piersiowej. O godzinie 1 w nocy do jednego z mieszkań przy ul. Jagiellońskiej w Przemyślu wtargnęli siłą kobieta i mężczyzna. Para zaatakowała 44-letniego mężczyznę lokatora mieszkania. Napastnicy bili go rękami, a także różnymi przedmiotami. Tragiczny cios nożem w pierś zadała ofierze kobieta. Uczestnicy bójki byli mocno pijani, jednak jedna z osób przebywających w mieszkaniu wezwała pogotowie. Dyżurny pogotowia o zajściu powiadomił policję. W chwili zatrzymania 35-letni mieszkaniec Przemyśla i 28-letnia mieszkanka powiatu przemyskiego, byli agresywni i stawiali opór. Trafili do izby wytrzeźwień. Policja prowadzi śledztwo w tej sprawie. (Super Nowości)

* 7 sierpnia w Jarosławiu miejscowi policjanci zatrzymali 19-letniego Tomasza, jego rówieśnika Dawida i o rok młodszego Marcina (wszyscy z Jarosławia), którzy na ulicy Pełkińskiej wyrwali ławkę przymocowaną do chodnika i uciekli z nią.

* 7 sierpnia około godziny drugiej w nocy na ul. St. Augusta w Przemyślu nieznany jeszcze sprawca popchnął 36-letnią kobietę, a kiedy ta przewróciła się, zabrał jej torebkę z dokumentami, komórkę i pewną kwotę pieniędzy.

* 7 sierpnia w Przeworsku przy wylocie drogi prowadzącej do Jarosławia doszło do tragicznego wypadku. Fiat bravo, którym kierował mieszkaniec Jarosławia Tomasz L., z nieustalonych jeszcze przyczyn zjechał na przeciwległy pas ruchu i uderzył w przydrożne drzewo. W wypadku zginął kierowca, a jego pasażer, obywatel Włoch, został ciężko ranny.

* 5 sierpnia w Żurawicy opel corsa kierowany przez mieszkankę Przemyśla, potrącił mężczyznę, który w miejscu niedozwolonym wszedł nagle na jezdnię. Pieszy z obrażeniami głowy trafił do szpitala.

* Policja zatrzymała pijaną lekarkę, która przyjmowała pacjentów w Poradni Ginekologicznej przy ul. Sportowej. W ub. tygodniu anonimowa osoba powiadomiła telefoniczne policję o dziwnym zachowaniu Iwony C., ginekologa. Do poradni przyjechał patrol, który poddał lekarkę kilkakrotnemu badaniu na alkomacie. Stwierdzono kolejno: 1,87, 2,31 i 2,21 promila alkoholu. Sprawa trafiła do Prokuratury Rejonowej w Przemyślu, która zamierza postawić lekarce zarzut narażania pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, za co grozi do 5 lat więzienia.

Reklama