Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 01.08-07.08.2005 r.

Przemyśl

Feralne przejście
* Pisk opon hamującego samochodu. Po tym głuche uderzenie. W ułamku sekundy 17-letnia piesza leżała na ulicy. Straciła przytomność. Walczy o życie. Przejście dla pieszych na ulicy 3 Maja w Przemyślu cieszy się złą sławą. Od 2002 roku do chwili obecnej doszło tam do 10 wypadków. W ich wyniku 2 osoby poniosły śmierć, a 12 zostało rannych.
- To czarny punkt - przyznaje nadkomisarz Jerzy Wojdyło, naczelnik sekcji ruchu drogowego Komendy Miejskiej Policji w Przemyślu. - Obawiam się, że ofiar może być znacznie więcej. Kierowcy wyprzedzają przed przejściem, wymuszają pierwszeństwo przejazdu, jadą za szybko. Do piątkowego wypadku (29.07.05 r., godz. 20.55) przyczyniła się brawura 18-letniego kierowcy. Prowadzone przez niego srebrne audi z impetem uderzyło w 17-latkę przechodzącą przez "zebrę". Dziewczyna nie miała szans w starciu z rozpędzonym samochodem. Nieprzytomna trafiła na oddział intensywnej opieki medycznej Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu. Jej stan jest krytyczny.
- Na tym przejściu konieczna jest sygnalizacja świetlna - dodaje nadkom. Jerzy Wojdyło. - Mam nadzieje, że dzięki niej uda się zdyscyplinować szarżujących kierowców i nieostrożnych pieszych. Pechowe przejście znajduje się na głównej, bardzo ruchliwej ulicy miasta. Po obu jej stronach zlokalizowano przystanki autobusowe, duże sklepy, apteki, gabinety lekarskie, parking samochodowy. W pobliżu osiedle. Od rana do wieczora przechodzą tędy tysiące osób, przejeżdżają setki aut.
- Jeszcze w tym roku zainstalujemy tam światła - zapewnia Leszek Zając, naczelnik wydziału dróg i mostów Zarządu Dróg Miejskich w Przemyślu. - Planowaliśmy to od dawna, ale zbyt długo brnęliśmy przez formalności: pozwolenia, zezwolenia, itp. (Nowiny)

Brukowana fuszerka...
* W wielu miejscach kostkę można sobie po prostu wyjąć i zabrać ze sobą albo się o nią potknąć. Chyba jeszcze jest czas, żeby miasto zwróciło się do wykonawcy z żądaniem napraw w ramach gwarancji. Przecież to kosztowało dużo pieniędzy. Dlaczego tak szybko wychodzą niedoróbki? - pyta czytelnik, zbulwersowany rozsypującą się nową nawierzchnią Franciszkańskiej i Kazimierzowskiej. Rafał Porada, kancelaria prezydenta: - Faktycznie w kilku miejscach kostkę można wyjąć. Powodem wymywania spoiny między kostkami są duże opady deszczu. Stosowane do tej pory metody na spajanie bruku zawiodły. Zarząd dróg miejskich wspólnie z wykonawcą wie o problemie i szuka innego sposobu na jego rozwiązanie. Naprawy odbędą się w ramach gwarancji, więc miasto nie poniesie żadnych dodatkowych kosztów. (Życie Podkarpackie)

* Wakacje na półmetku. Uczestnicy miejskich półkolonii mają powody do radości. Szkoda, że organizuje się ich tak mało. Kilkudziesięciu najmłodszych przemyślan pierwszy miesiąc wakacji spędziło na półkolonii zorganizowanej przez Świetlicę Wychowawczą "Wzrastanie".
- Odwiedził nas poeta pan Mateusz Pieniążek - chwali się Paula. - Otrzymaliśmy książkę z jego wierszami. - Byli u nas również goście z Centrum Kultury Japońskiej - wtrąca Kamila. Dzieciaki wraz z opiekunami odwiedziły lecznicę dla zwierząt prowadzoną przez lek. wet. Andrzeja Fedaczyńskiego. Gościły w Zarządzie Parków Krajobrazowych i Stadninie Koni "Sadaro". - Jeździliśmy konno - Paweł nie może ochłonąć. - Uczyliśmy się siodłać konie. - Zaliczyliśmy przejażdżkę bieszczadzką kolejką - mówi Ela.
- Gościliśmy w Chatce Puchatka, pływaliśmy po Zalewie Solińskim, zwiedzaliśmy skansen w Sanoku - wylicza Paweł. Wrażenia uczestnicy półkolonii zawarli w wydanej przez siebie gazetce pt. "Radość". Dużym zainteresowaniem cieszyła się także akcja letnia zorganizowana przez Stowarzyszenie Salezjańskiej Organizacji Sportowej ORLĘTA w Przemyślu. Na popularność akcji wspieranej przez Klub Osiedlowy "Salezjańskie" Przemyskiej Spółdzielni Mieszkaniowej wpłynął nie tylko program profilaktyczny opracowany i wdrażany przez Agnieszkę Kruczyńską, ale także otwartość księdza Jacka Gęca. - Dzieci uczyły się nawiązywania przyjaźni, konstruktywnego rozwiązywania konfliktów, akceptacji siebie w grupie i pokonywania samotności - mówi Alicja Chruścicka, jedna z opiekunek. Program tej półkolonii był zbliżony do akcji "Wzrastania". Uczestnicy wędrując po mieście i okolicy mogli zapoznać się z ciekawymi miejscami, np. z Pomnikiem Orląt Przemyskich. Dzięki hojności MZK udała się wycieczka do Kalwarii Pacławskiej. Przez półkolonię przewinęło się 75 dzieci w wieku od 6 do 13 lat. (Nowiny)

Latka lecą...
* Od 120 lat nieodłącznym akcentem Zamku Kazimierzowskiego jest Teatr "Fredreum" - najstarsza, licząca sobie już prawie 136 lat amatorska scena w Europie, w której szlifowali swój kunszt tak znakomici aktorzy jak Józef Kondrat czy Kazimierz Opaliński. Przemyśl ma bardzo bogate tradycje teatralne, bo pierwszy spektakl, wystawiony w teatrze jezuickim, obejrzano tu już w 1696 r. Po kasacie zakonu jezuitów (1773) namiastką tej sceny było gimnazjalne kółko teatralne, które ostatnią sztukę wystawiło w roku 1794. Później miłośnikom teatru musiały wystarczyć spektakle zespołów z Krakowa i Lwowa. Powstanie nowego teatru amatorskiego w 1869 r. wiąże się z osobą autora pierwszej monografii miasta, Leopolda Hausera - współtwórcy Przemyskiego Towarzystwa Dramatycznego (1878), które nie miało jednak własnego lokalu. Przedstawienia protoplastów "Fredrem" odbywały się w wynajętej sali hotelu "Pod Opatrznością" (własność kapituły greckokatolickiej), która jednak nie spełniała wymogów bezpieczeństwa. Na szczęście, w lipcu 1885 r. w sukurs przyszła rada miejska i w gruntownie odnowionych sumptem Towarzystwa pomieszczeniach przemyskiego zamku, którego fundamenty wnosił Kazimierz Wielki, przyszli "fredrowcy" (nazwa Polskie Towarzystwo Dramatyczne im. Aleksandra Fredry pojawiła się w 1912 r.) sprawiali wielką radość miłośnikom Melpomeny. Po wybuchu I wojny światowej zamkową salę "Fredrem" zajęły wojska austriackie, a w 1915 r. Rosjanie. Zniszczeniu uległy cenne dokumenty, dekoracje, rekwizyty i garderoba aktorów. Towarzystwo powróciło do swojej siedziby w 1916 r., ale dopiero po zakończeniu walk polsko-ukraińskich o miasto, od roku 1919 trwał normalny sezon teatralny. Spektakle "Fredreum" (np. w 1921 r. dało ono aż 64 przedstawienia) uzupełniały wizyty renomowanych teatrów z Warszawy oraz Lwowa i takich aktorów, jak m.in. Ludwik Solski, Irena Solska, Józef Węgrzyn, Kazimierz Junosza - Stępowski, Eugeniusz Bodo, Leon Wyrwicz czy Adolf Dymsza. Teatralną idyllę przerwała II wojna światowa. Nazajutrz po wejściu do miasta Niemcy zajęli południową basztę zamku, gdzie składowano dekoracje i rekwizyty teatru a wszystko to, łącznie z biblioteką Towarzystwa, zostało zniszczone. Wielu "fredrowców" będących na emigracji bądź obozach jenieckich starało się jednak kontynuować działalność artystyczną (m.in. Antoni Talar stworzył polski teatr w Kazachstanie, Stanisław Umański na Syberii, a St. Frankowski, A. Kropiński, J. Mandybur i A. Pilecki w obozie dla internowanych polskich oficerów w Egerze). Po wyzwoleniu "Fredrem" wznosiło działalność już we wrześniu 1944 r., jako drugi po Lublinie teatr w kraju. Do roku 1946 grywano przedstawienia w budynku byłego Domu Katolickiego (później kino "Roma") a w okresie 1946-1950 w ukraińskim "Narodnym Dimie". W 1950 r. "Fredrem" powróciło do swojej, oddanej mu po generalnym remoncie sali na zamku przemyskim, a w okresie jego ostatniego aż 24-letniego remontu teatr przeniósł się m.in. do byłego kina "Olimpia", skąd w 1992 r. powrócił (miejmy nadzieję, że już po wsze czasy) na zamkowe wzgórze. (Super Nowości)

* Mikulscy są zdziwieni ustaleniami policji o ich niedawnej kolizji. - Byliśmy jej ofiarami, tymczasem policja twierdzi, że to my ją spowodowaliśmy - mówią. Chodzi o zdarzenie z 14 lipca. Państwo Mikulscy jechali nissanem przez Babice, w gm. Dubiecko, od strony Przemyśla. Z przeciwnej strony, ze stromej góry zjeżdżał polonez.
- Jechałam prawidłowo, trzymałam się swojego pasa. Z dozwoloną prędkością, czyli 30 km na godz. Zresztą tam szybciej strach jechać, bo w tym miejscu jest mnóstwo zakrętów - opowiada Joanna Mikulska. To ona prowadziła samochód. Z boku siedział jej ojciec Andrzej Mikulski, doświadczony instruktor jazdy.
- Polonez ściął zakręt i jechał prosto na nas. Córka nie miała możliwości ucieczki na pobocze, bo z prawej strony jest tam wysoki krawężnik - opowiada pan Andrzej. Polonez uderzył w tył nissana. Niewielkie obrażenia twarzy odniósł tylko kierowca poloneza.
- Na miejscu pojawili się policjanci. Jednak ku mojemu zdziwieniu, nie mieli sprzętu niezbędnego do zebrania śladów. Nie robili żadnych pomiarów, nikogo nie zbadali alkomatem. Później dowiedziałem się, że na podstawie zeznań świadka stwierdzili, że to my jechaliśmy za szybko, dlatego odpowiadamy za kolizję. Jak osoba postronna może stwierdzić, z jaką prędkością jechaliśmy? - pyta się przemyślanin. Dodaje, że ma wątpliwości co do rzetelności zeznań świadków, gdyż bezpośrednio po zdarzeniu i później nieznane osoby groziły mu.
- Wyjaśnialiśmy tę sprawę. Są pewne wątpliwości, co do tego, kto jest sprawcą kolizji. Dlatego prawdopodobnie skierujemy sprawę do sądu - mówi insp. Artur Jędruch, komendant miejski policji w Przemyślu. (Nowiny)

* Wszędzie zaczyna się tak samo: do drzwi puka kobieta, która chce pożyczyć kartkę i długopis, coś notuje, oddaje długopis i chwilę kręci się po klatce schodowej. Czasem wraca i chce skorzystać z ubikacji. Ale wtedy nie jest już sama, są z nią dwie inne kobiety, które też wchodzą do mieszkania. Cała ta akcja ma na celu sprawdzenie, gdzie mieszkają starsze i samotne kobiety.
- U mnie te kobiety były już dwa razy - opowiada mieszkanka ul. Glazera (imię i nazwisko do wiadomości redakcji). - Ale nie pokazały się od razu we trzy, dwie się schowały, a do mnie zapukała tylko jedna. Za każdym razem pożyczała kartkę i długopis. Pierwszy raz nie pytałam po co, ale za drugim razem tak. Powiedziała mi, że przyjechała do znajomych, którzy mieszkają piętro wyżej. Kiedy zapytałam, jak się nazywają, wymijająco powiedziała, że nie pamięta nazwiska, tylko zna adres. Zastanowiło mnie to bardzo, że przyjechała do znajomych, nie znając ich nazwiska. Pech chciał, że wymieniła akurat numer mieszkania mojej sąsiadki, a wiem, że w tym czasie była w domu. Nic nie powiedziałam, zabrałam z powrotem długopis i zamknęłam drzwi. Odłożyłam go, ale coś mi w nim nie pasowało. Przyglądnęłam mu się i zauważyłam, że to nie ten długopis, który jej pożyczyłam. A kiedy popatrzyłam przez judasza, zobaczyłam, że z piwnicy wychodzą jeszcze dwie inne kobiety i razem z tą, co była u mnie, opuszczają klatkę. Jak opisuje dalej, od innych mieszkanek jej bloku dowiedziała się, że u nich też była ta sama kobieta i też pożyczała długopis i kartkę. - Teraz już wiem, dlaczego tu przychodziły - mówi. (Życie Podkarpackie)

Kosztowny piaskowiec
* Kolejne ekipy rządzące Przemyślem nie mają talentu do... remontu zabytkowych schodów okalających rynek. Nie przebrzmiały jeszcze echa nierozważnie wydanych tysięcy złotych na powtórne odrestaurowanie tzw. schodów rycerskich, a władze miast muszą wysupłać kolejne tysiące, tym razem na... generalny remont schodów tzw. biskupich, tych samych, które w maju 1998 r. przeszły... generalny remont. Prace prowadzone przez firmę "Budexim" rozpoczęły się 14 lipca, a planowany termin oddania ich do użytku to 15 sierpnia. Łączny koszt remontu to 74 tys. 212 zł 44 gr. Dla wielu są to pieniądze, które wcale nie musiały być wydane... Siedem lat temu schody te pokryte zostały piaskowcem. Ktoś, kto wówczas wydał taką decyzję, nie wziął pod uwagę rzeczy najistotniejszej: w naszej strefie klimatycznej zimy są srogie, a kilkunastostopniowe mrozy są na porządku dziennym. Z czasem piaskowiec zaczął się kruszyć. To był zły znak. Po ostatniej zimie doszło do odwarstwienia się i schody w zasadzie wróciły do stanu sprzed 1998 r. - Obecnie piaskowiec zostanie zerwany i na to miejsce położone zostaną okładziny granitowe, tak jak miało to miejsce w przypadku schodów "rycerskich" - informuje kierownik referatu Wydziału Gospodarki Komunalnej i Ochrony Środowiska Wiesław Jordan, dodając: - Na taki stan rzeczy wpłynęły przede wszystkim warunki klimatyczne. Nie mamy skutecznej metody walki z oblodzeniem - tylko sypanie solą. To zaś bardzo niekorzystnie wpływa na piaskowiec. Nie mnie oceniać decyzję sprzed siedmiu lat. Obawiam się także, że teraz nie znalazłby się winny. Piaskowiec nie jest złym surowcem, w Przemyślu występuje, choćby na schodach wiodących z mostu imienia Orląt Przemyskich na plac Orląt. Zgodnie z dyrektywami unijnymi piaskowce muszą spełniać określone normy, a obecnie w polskich kamieniołomach nie ma takiego. (Życie Podkarpackie)

* Były ordynator ortopedii Krzysztofa R. został w czwartek zatrzymany w związku z podejrzeniami żądania i przyjęcia łapówek. Pojawiło się kilkadziesiąt kolejnych świadków, którzy poświadczyli, że u doktora R. musieli płacić za operacje. W czwartek tuż po nocnym dyżurze w Szpitalu Wojewódzkim w Przemyślu Krzysztofa R. zatrzymali funkcjonariusze tutejszego wydziału Centralnego Biura Śledczego KGP. Zakutego w kajdanki doprowadzili na przesłuchanie. Najpierw do swojej siedziby, a po południu do Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie. Doświadczonemu i cenionemu przez pacjentów ortopedzie policjanci przedstawili zarzut żądania i przyjęcia pieniędzy. Od ich wręczenia lekarz miał uzależniać zabiegi wszczepienia endoprotez stawów biodrowych. W CBŚ podobnie jak i w prokuraturze odmówiono nam udzielania szczegółowych informacji na temat sprawy Krzysztofa R. Wiemy jednak, że policjanci przesłuchali kilkadziesiąt osób, które przyznały się do wręczenia łapówek doktorowi. Może chodzić o kilkaset tysięcy złotych. Tu drugie z kolei zatrzymanie Krzysztofa R. W październiku 2003 r. trafił do tymczasowego aresztu. Opuścił go jednak za poręczeniem majątkowym (60 tys.zł). Wtedy to prokuratura ustaliła 59 przypadków, w których były już ordynator oddziału ortopedii szpitala, żądał łapówek. 54 osoby miały mu wręczyć pieniądze na łączną sumę 111 tys. zł. Chociaż do przemyskiego Sądu Rejonowego trafił akt oskarżenia przeciwko lekarzowi do tej pory nie odbyło się, ani jedno posiedzenie sądu. Ortopeda dostarczal zaświadczenia lekarskie, z których wynikało, że jest chory. Ostatnio zbadali go biegli lekarze kardiolodzy. Z ich opinii wynika, że może uczestniczyć w czynnościach procesowych. Najbliższą rozprawę wyznaczono na 7 września br. Krzysztof R. nadal pracuje w Szpitalu Wojewódzkim w Przemyślu. Lek. med. Andrzej Wolanin, zastępca dyrektora SW, twierdzi, że na razie nie ma podstaw do zwolnienia lekarza. Zrobi to tylko wtedy, kiedy sąd uzna go winnym zarzucanych czynów i skaże prawomocnym wyrokiem. (Nowiny)

Szpeci i straszy...
* Po dość prężnie działającym przed laty Zakładzie Przemysłu Spożywczego "Pomona" pozostały już tylko wspomnienia i... straszące swoim wyglądem obskurne i brudne tereny. Zakład zajmował się przetwórstwem owocowo-warzywnym. Jego siedziba mieściła się przy ulicach Bohaterów Getta i Czarnieckiego. Przez kilka lat od upadku firmy nadzór nad całością sprawował syndyk masy upadłościowej. Przed dziewięcioma laty tereny przy ul. Bohaterów Getta kupiła przemyska spółka "Extur", której udało się je zagospodarować i cały czas prowadzić działalność gospodarczą. Znacznie gorzej wygląda sytuacja z gmaszyskiem przy ul. Czarnieckiego, naprzeciw Zakładu Karnego. Jest to jedno z miejsc w centrum miasta, tuż obok dworców PKP i PKS, za które Przemyśl powinien się wstydzić. Odpadający tynk, powybijane szyby w oknach straszą nie na żarty. Właścicielem terenu jest znany przed laty przemyski arbiter piłkarski, a obecnie szef biura podróży i hotelu "Albatros" Zygmunt Ziober. - Teren i budynek zostanie zagospodarowany. Dobra lokalizacja sprawia, że planowałem tam otworzenie hotelu. I planuję, ale trudno mi powiedzieć, kiedy to nastąpi. Różne czynniki mają na to wpływ. Po pierwsze: uzyskanie wielu zezwoleń, w tym konserwatora zabytków nie jest sprawą łatwą, po drugie: względy finansowe. (Życie Podkarpackie)

J A R O S Ł A W

* Przy kościele garnizonowym już wkrótce stanie Pomnik Ofiar Katynia. Będzie świadectwem zbrodni ludobójstwa popełnionej na inteligencji polskiej. Inicjatorem i głównym orędownikiem budowy monumentu jest Fundacja Pomocy Edukacyjnej dla Młodzieży im. Heleny i Tadeusza Zielińskich w Jarosławiu, wspierana przez tamtejszą parafię pw. Chrystusa Króla. Przedsięwzięcie jest już na etapie wykonywania modelu i przygotowań do odlewu.
- Na pomniku planujemy umieścić około 170 nazwisk poległych w Katyniu, Charkowie i Miednoje. Z konieczności ograniczymy się do osób urodzonych w byłym i obecnym powiecie jarosławskim i lubaczowskim. Będą też nazwiska oficerów i żołnierzy powołanych na wojnę z garnizonu jarosławskiego (obejmującego również powiat lubaczowski) i pochowanych na powyższych trzech cmentarzach - mówi ks. prałat Andrzej Surowiec z jarosławskiej parafii pw. Chrystusa Króla. Na pomniku znajdą się też symboliczne miejsca zsyłek na Sybir żołnierzy i ich rodzin. Osoby i instytucje, które chcą wesprzeć finansowo to historyczne dzieło, proszone są o kontakt z sekretariatem Fundacji: tel./fax (16) 621-32-65, lub o wpłatę pieniędzy na konto Fundacji Pomocy Edukacyjnej dla Młodzieży im. H. i T. Zielińskich w Jarosławiu, Bank PeKaO S.A. I O/Jarosław, nr konta 20124025711111000033423177, z dopiskiem "Darowizna na pomnik" (darowizna nie podlega odliczeniu od podatku). Odsłonięcie i poświęcenie pomnika zaplanowano na 15 września br. (Nowiny)

Nie dadzą na grobowiec...
* Radni na ostatniej sesji nie byli chętni do rozdawania pieniędzy. Dlatego też odrzucili projekt uchwały, który zakładał dołożenie 65 tys. zł do budowy grobowca dla jarosławskich księży. W budżecie miasta radni przewidzieli 20 tys. zł na wykonanie na Nowym Cmentarzu polowego ołtarza do odprawiania Mszy św. podczas Święta Zmarłych oraz zadaszenia. Pod ołtarzem zaplanowano zaś przewidziany na 16 miejsc dwupoziomowy grobowiec dla zmarłych w Jarosławiu księży. Budowa ołtarza wraz z grobowcem planowana jest w miejscu, gdzie obecnie stoi krzyż, czyli na tzw. rondzie. Na ostatnią sesję, która odbyła się w poniedziałek, 1 sierpnia, burmistrz przygotował projekt uchwały, w którym zaproponował dołożyć do tej inwestycji dodatkowe 65 tys. zł. Na ten cel chciał zaciągnąć kredyt, który spłacany byłby z przyszłorocznego budżetu. Pierwszy w tej sprawie zabrał głos radny, przewodniczący komisji gospodarki miejskiej, Janusz Ważny: - Budowa grobowca dla księży nie jest zadaniem własnym gminy. Dlatego środki publiczne nie powinny być kierowane na ten cel, lecz na remonty ulic i chodników. W imieniu komisji budżetowej negatywną opinię wydał również Jarosław Pagacz. Natomiast przewodniczący komisji rewizyjnej Stanisław Jucha oświadczył, że jeżeli uchwała zostanie podjęta, złoży doniesienie o złamaniu prawa do odpowiednich organów kontrolnych. (Życie Podkarpackie)

* Na ulicach miasta pojawiły się tablice informacyjne Katolickiego Centrum Kultury.
- Za dotychczasowe miejsca ogłoszeniowe musieliśmy płacić, do tego nasze informacje były szybko zaklejane nowymi plakatami - mówi ks. prałat Andrzej Surowiec, proboszcz parafii Chrystusa Króla w Jarosławiu. Inicjatywa zbudowania własnej sieci punktów informacyjnych wyszła z działającego przy parafii Katolickiego Centrum Kultury, dlatego tablice sygnowane są inicjałami KCK. Gruntu pod konstrukcje użyczyły władze miasta stąd też w gablotach oprócz informacji KCK mogą znaleźć się ogłoszenia jarosławskiego magistratu. Tablice wykonali parafianie w przykościelnych warsztatach. Łącznie jest ich dziesięć. (Nowiny)

P R Z E W O R S K

Odznaczenia i awanse...
* 96 funkcjonariuszy Komendy powiatowej Policji w Przeworsku zostało odznaczonych, 16 awansowało (m. in. komendant policji na mł. insp.), a 4 dostało odznaczenia państwowe i resortowe. Święto policji w Komendzie Powiatowej Policji w Przeworsku rozpoczęło się od mszy św. w bazylice pw. Ducha Św. Druga część uroczystości odbyła się w Ośrodku Wypoczynkowym Związku Zawodowego Policjantów w Hadlach Szklarskich. W uroczystościach udział wziął komendant wojewódzki insp. Dariusz Biel, oraz miejscowi samorządowcy. Przedstawiciele policjantów podziękowali za wsparcie i pomoc instytucjom które z nimi współpracują, m. in. samorządom, prokuratorom, sędziom, pracownikom administracji w tych instytucjach, a także straży pożarnej. Policjanci zgodnie twierdzili, że największe podziękowania należą się ich rodzinom, za wyrozumiałość, cierpliwość i oparcie w trudnych chwilach. (Super Nowości)

R E G I O N

* Pogotowie ma nieść pomocy chorym i rannym. Często jednak wzywane jest w celu stwierdzenia zgonu. Czy lekarze karetek powinni wyjeżdżać w celu wystawiania kart zgonu?
- Rodziny osób zmarłych często dzwonią na pogotowie z prośbą o przyjazd lekarza w celu stwierdzenia zgonu - mówi Stanisław Rybak, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Rzeszowie. - Jeżeli jest noc lub weekend, to wyjeżdżamy do takich przypadków, bo mamy podpisany z NFZ kontrakt na świadczenie podstawowej opieki zdrowotnej nocnej i świątecznej. Jedzie wtedy nie zespół wypadkowy czy reanimacyjny, lecz lekarz pełniący dyżur jako lekarz rodzinny. Zdarza się jednak, że rodzina utrzymuje, iż chodzi tylko o utratę przytomności, a nie o śmierć. Wtedy lekarz zespołu reanimacyjnego wypisuje kartę informacyjną, która jest podstawą do wypisania karty zgonu przez lekarza POZ. Co na to przepisy? Reguluje to rozporządzenie Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej z 1961 roku.
- Wystawienie karty zgonu jest obowiązkiem lekarza, który w okresie 30 dni przed zgonem ostatni udzielał choremu świadczeń lekarskich - mówi Monika Mularz-Dobrowolska z sekcji komunikacji społecznej przy Podkarpackim Oddziale Wojewódzkim NFZ w Rzeszowie. - Jeżeli ten lekarz z uzasadnionych przyczyn nie może dokonać oględzin zwłok, to musi to zrobić lekarz, który stwierdził zgon bez względu na to czy jest on pracownikiem pogotowia czy udziela świadczeń medycznych w innej formie. (Super Nowości)

107 lat!
* Nie ma chyba lepszej recepty na długowieczność niż humor i optymizm. Żywym tego przykładem jest najstarsza mieszkanka Podkarpacia pani Katarzyna Grochoła z Kramarzówki (w gm. Pruchnik), która 7 sierpnia br. kończy 107 lat. Pani Katarzyna urodziła się w 1898 r. Właściwie żyła w trzech wiekach: XIX, XX i XXI. Przeżyła I i II wojnę światową, jest wdową od 50 lat. Nie miała łatwego życia. Sama wychowywała pięcioro dzieci, w tym 4 synów, bo mąż wyjechał za pracą za granicę i tam umarł. W młodości przeżyła tyfus. - Babcia całe życie była energiczna, zaradna i uśmiechnięta. Jeszcze jak miała 90 lat, chodziła na piechotę do kościoła po kilka kilometrów. Odznacza się pogodą ducha i do tej pory jest pełna radości i humoru. Jest dla mnie wzorem, mnóstwo cennych rad, jakie mi dała, będę pamiętała zawsze. To wieczna optymistka. Kiedy miałam problem i było mi ciężko, to właśnie tu przyjeżdżałam, aby naładować akumulatory - opowiada wnuczka pani Katarzyny Zofia Lewicka. Pani Katarzyna nie może narzekać na brak towarzystwa. Wciąż ją ktoś odwiedza - czy to wnuki, z których najstarszy ma 58 lat, czy prawnuki. Mieszka z córką Wiktorią Kucz, która skończyła już 81 lat. (Życie Podkarpackie)

* Wiesław Sokolik i Bogusław Świrk, miłośnicy historii, są przekonani, że odkryli stanowiska rakietowe typu V-2. Do tej pory nikt nie wiedział o ich istnieniu.
- Od kilku lat interesowały nas przekazy mieszkańców okolicznych wiosek o budowie tajemniczych stanowisk - mówi przemyślanin Wiesław Sokolik. - Niedawno mieliśmy okazję sprawdzić prawdziwość zebranych informacji. Mechowa Góra leży w paśmie rozciągającym się od Babic do Jawornika Polskiego. W latach 1943 - 44 miejscowa ludność na polecenie wojsk niemieckich zbudowała tam solidną drogę. Po zakończeniu prac rejon Mechowej Góry zamknięto dla postronnych. Otoczono go zasiekami i zaporami przeciwczołgowymi. Na pobliskich wzgórzach rozlokowano wieże obserwacyjne.
- Później wewnątrz strefy trwały intensywne prace, tak przynajmniej twierdzą świadkowie - dodaje Bogusław Świrk. - Naszym zdaniem zlokalizowano tam co najmniej 2 stanowiska rakietowe typu V-2. Nie wiadomo jednak, czy kiedykolwiek wystrzelono stąd pociski, chociaż jeden ze świadków mówi o ciężarówkach, które przewoziły bardzo długie przedmioty: lufy lub coś podobnego. Prawdopodobnie Niemcy nie wykonali próbnych strzelań z powodu szybko zbliżającego się frontu wschodniego. Jedno z odkrytych stanowisk jest dobrze zachowane. Zostało wybrane na stoku góry, zabezpieczone ścianą oporową. Ma również żelbetonową podstawę.
- Po uzyskaniu pozwoleń zamierzamy oczyścić teren i wykonać dokładne pomiary - kontynuuje Wiesław Sokolik. - Liczymy na pomoc osób i instytucji, które zechcą nas wesprzeć w przedsięwzięciu. (Nowiny)

* Prawie 2 mln 300 tys. zł udało się wygospodarować z rezerwy NFZ w Rzeszowie. Otrzymają je do podziału Wojewódzki Szpital w Przemyślu, Szpital Miejski w Rzeszowie oraz Wojewódzki Szpital nr 2 w Rzeszowie.
- Pieniądze podzielono po analizie stanu wykonania świadczeń medycznych za I półrocze 2005 roku - mówi Piotr Latawiec, dyrektor Podkarpackie Oddziału Wojewódzkiego NFZ w Rzeszowie. - Przeznaczono je na tak newralgiczne problemy jak ostre procedury hemodynamiczne i zabiegi ortopedyczne. Rzeszowska pracownia hemodynamiki otrzyma dodatkowo 594,880 zł natomiast przemyska 425,220 zł. Różnica w wycenie obu pracowni wynika z faktu, że proporcja w realizacji zadań z zakresu hemodynamiki na obu tych oddziałach wynosi obecnie 58:42. Po pierwszym kwartale proporcja wynosiła jeszcze 76:24. Widać więc, że przemyska pracownia dochodzi już do narzuconej przez Rzeszów poprzeczki.
- To dowód na to, że jedynym kryterium podziału pieniędzy jest dobro pacjenta, a pieniądze kierowane są tam, gdzie idzie chory - tłumaczy Piotr Latawiec. Dodatkowe pieniądze nie pomogą, niestety, rozładować kolejek na planowe zabiegi koronarografii i koronaroplastyki w pracowniach hemodynamiki. W rzeszowskim szpitalu trzeba czekać na nie 315 dni, a w przemyskim 270. Fundusze w większości zostaną przeznaczone na ostre zabiegi wykonywane podczas 24-godzinnych dyżurów pracowni. Dodatkowe pieniądze dostaną też oba rzeszowskie oddziały ortopedyczne, które przejęły pacjentów po zlikwidowanej ortopedii w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Rzeszowie. Szpital Miejski dostanie - 589,463 zł, a Szpital Wojewódzki nr 2 - 670,537 zł. W tym roku rzeszowski NFZ liczy jeszcze na blisko 7 milionów zł z rezerw centrali. Spodziewa się też odzyskać pieniądze za niewykonane przez świadczeniodawców procedury i zapewnia, że pieniądze podzieli w taki sposób, by pacjent, który zachoruje w grudniu, nie był pozbawiony opieki z tego powodu, że skończyły się limity właśnie na te zabiegi. (Super Nowości)

Kronika kryminalna

Szarża z "kontrabandą"
* Kierowca BMW staranował dwa słupy energetyczne i ogrodzenie z siatki po czym wjechał w dom. Uciekł z miejsca zdarzenia. Do zdarzenia doszło w piątek, 4 sierpnia, około 5 rano. Z nieznanych przyczyn, kierowca BMW, jadąc ulicą Węgierską w Przemyślu, zjechał na pobocze, gdzie uderzył w dwa słupy energetyczne. Siła uderzenia była tak duża, że słupy zostały połamane. Później samochód odbił się, uderzył w siatkę i wjechał przodem w ścianę domu. Świadkowie twierdzili, że z rozbitego samochodu wysiadł mężczyzna, który uciekł z miejsca zdarzenia. Podejrzewali, że był pod wpływem alkoholu. Tymczasem na komendę policji w Przemyślu zgłosiła się kobieta, która stwierdziła, że to ona, a nie właściciel samochodu, jechała BMW. - Kobieta zjawiła się na komendzie trzy godziny po zdarzeniu - mówi podinsp. Jan Faber, z KMP w Przemyślu. - Twierdziła, że to ona kierowała samochodem. Policjanci sprawdzają jej wersję zdarzeń. Ponadto okazało się, że w BMW, na tylnym siedzeniu, znajdowała się "kontrabanda". Policjanci zabezpieczyli 1342 paczki papierosów, bez polskich znaków akcyzy. W tej sprawie prowadzone są dodatkowe czynności. (Super Nowości)

* W niedzielę 31 lipca, w Korczowej podczas prac żniwnych 25-letni kombajnista nie zachował ostrożności, otworzył korek chłodnicy i został dotkliwie poparzony sprężoną parą wodną. Mężczyzna w poważnym stanie trafił do szpitala.

* Blisko 1 promil alkoholu miał ksiądz, który spowodował groźnie wyglądającą kolizję. Policja zatrzymała mu prawo jazdy. Wypadek wydarzył się w niedzielę o godzinie 19.05 na ulicy Węgierskiej w Przemyślu. Opel corsa kierowany przez wikarego ks. Krzysztofa M. uderzył w tył samochodu tej samej marki, a ten skręcającego w lewo forda fistę. Samochodem, który znalazł się w środku podróżowała kobieta w 9. miesiącu ciąży. Trafiła na obserwację do Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu.

Reklama