Archiwum aktualności

Archiwalne wydanie tygodniowe: 11.07-17.07.2005 r.

Przemyśl

Na gazie...
* Skroplony gaz ziemny ma być alternatywnym napędem samochodów. Pierwsza w Polsce pilotażowa stacja do jego przetwarzania powstanie w Przemyślu prawdopodobnie jeszcze w tym roku. - Mamy już doświadczenie i odpowiednio przeszkolone kadry. Jako pierwsi w kraju kilkanaście lat temu wprowadziliśmy autobusy zasilane sprężonym gazem - mówi Marian Kołodziej, prezes przemyskiego oddziału Naczelnej Organizacji Technicznej i były długoletni dyrektor MZK, który wprowadzał gazowy napęd w autobusach miejskich. Z powodu różnic cen paliwa transport miejski oszczędza corocznie blisko milion złotych. Obecna inicjatywa Instytutu Nafty i Gazu PAN w Krakowie idzie jeszcze dalej. Do napędzania samochodów byłby zastosowany skroplony gaz ziemny. A tego na Podkarpaciu nie brakuje. - Czystość i inne parametry podkarpackiego gazu są wręcz idealne - dodaje Kołodziej. Dodatkową zaletą projektu jest fakt, że w samochodach przystosowanych do nowego rodzaju paliwa wymagane będą niewielkie zmiany. Stacja skraplania gazu ma kosztować kilka milionów dolarów. W ciągu siedmiu lat nakłady zwrócą się całkowicie. Przy aktywnej współpracy samorządu miejskiego i miejscowych polityków finalizowane są ostatnie szczegóły przedsięwzięcia. Przemyski projekt wpisuje się w dyrektywy Unii Europejskiej, które nakazują, by do 2020 roku po naszych drogach jeździło co najmniej 10 proc. pojazdów zasilanych ze źródeł alternatywnych, a nie olejem napędowym. (Nowiny)

Medale dla strażaków
* Kilkunastu pracowników Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej zostało uhonorowanych odznaczeniami lub awansami. brązowe odznaki "Zasłużonych dla ochrony przeciwpożarowej", nadane przez ministra spraw wewnętrznych i administracji otrzymali: st. kpt. Zbigniew Lula, st. ogn. Jerzy Dołhun, st. ogn. Jan Dobrowolski, st. ogn. tadeusz Serafin i ml. ogn. Adam Dutkowski. Prezydium Zarządu Oddziału Wojewódzkiego Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP medalami "Za zasługi dla pożarnictwa" nagrodziło: mł. bryg. Tadeusza Dudybę i ml. ogn. Bogdana Świdra (złote), mł. ogn. Waldemara Panka (srebrny), asp. Janusza Stoczko, ogn. Mieczysława Hapona (brązowe). Awanse na wyższy stopień otrzymali: bryg. Tadeusz Kudyba, mł. bryg. Zbigniew Lula, st. kpt. Jacek Jurczak, Adam Sosnowski, Bogusław Szczurko, kpt. Witold Klepacki, Jerzy Solski, asp. sztab. Artur Olszański, st. asp. Witold Kazienko, st. ogn. Zbigniew Czuczko, Józef Jakubiec, Janusz Milanik, mł. ogn. Marek Brodło, Krzysztof jaroch, Marcin Lachnik, st. sekc. Mariusz Niemiec, st. str. Jerzy Foryś, Kondrad Kurpiel. (Nowiny)

* Do czterech pasów zostanie wreszcie poszerzona droga z Przemyśla w kierunku polsko-ukraińskiego przejścia granicznego w Medyce. Poprawiona zostanie również nawierzchnia drogi i zamontowane oświetlenie. Postęp prac uzależniony jest od funduszy europejskich. 80 proc. pieniędzy będzie pochodzić z PHARE, resztę dołoży miasto.

* Zagłada, holokaust, shoah - to pojęcia powszechnie używane na określenie fizycznej eliminacji Żydów. Do 1939 roku historia nie znała przypadków tak planowego i systematycznego unicestwiania narodu. Jej maleńką cząstką jest los przemyskich Żydów. W 1939 roku w Przemyślu żyło 17 tysięcy 326 Żydów. W pierwszych dniach wojny do miasta napłynęła fala uchodźców, powiększając tę liczbę do około 24 tysięcy. Wraz z wkroczeniem wojsk niemieckich rozpoczęła się zagłada, określana przez Niemców jako "rozwiązanie kwestii żydowskiej". Jej rezultat to zaledwie 415 osób narodowości żydowskiej, które przeżyły w Przemyślu do 1945 roku. 15 lipca 1942 roku na murach Przemyśla ukazało się rozporządzenie komisarza miasta Giesselmana o utworzeniu dzielnicy żydowskiej. Za przebywanie poza jej granicami Żydom groziła kara śmierci, śmiercią karano również tych, którzy ukrywali Żydów. O piekle, które rozpętało się za drutami, opowiadają w swoich relacjach ci, którzy ocaleli. "… Na ulicach ruch. Wszystkie strychy, piwnice, każda komórka zapchana jest ludźmi. To już nie mieszkania, to rojowiska ludzkie, odarte z wszelkich prymitywnych wygód, ogródki poniszczone, podeptane, zapchane meblami i tłumokami, z których wyłażą czerwone pierzyny. Papiery, śmieci, brud (…). Wiem jedno, że jest źle, że Żydzi muszą dać to, czego Niemcy żądają. I. że nawet gdy dadzą wszystko, będzie się działo coś strasznego. I że tylko pracujący mieć będą pewne szanse (…). Jakaś pani rzuca na stół złoty łańcuch, ktoś ściąga z palca obrączkę. Widzę ten rozpaczliwy wybuch ofiarności. Ten rosnący stos precjozów ma być ceną za nasze życie" (wspomnienia Aleksandry Mandel). Od tamtych, strasznych czasów minęło ponad 60 lat. Z dnia na dzień ubywa tych, którzy ocaleli z zagłady i jej świadków, pozostaje tylko pamięć zawarta w dokumentach, fotografiach i licznych publikacjach. To bardzo ważne, bo jak powiedział Jean Baudrillard - zapominanie o zagładzie jest częścią (samej) zagłady. Właśnie pamięci ma służyć wystawa o zagładzie przemyskich Żydów, czynna do końca lipca w Przemyskiej Bibliotece Publicznej. (Życie Podkarpackie)

* Wystarczyły dwa lata rządów prezesa Kazimierza Steca, by Miejskie Przedsiębiorstwo Energetyki Cieplnej zaczęło przynosić straty. Mimo tego prezydent miasta nie chce odwołać nieudacznika. Rada Nadzorcza MPEC nie ma wątpliwości. Za zły stan spółki odpowiada prezes Stec. Niedawno na piśmie zarzuciła mu 22 błędy. Niektóre, jak zakup węgla po niekorzystnych cenach i nieopłacalne inwestycje, spowodowały duże straty. Stec zaproponował plan naprawczy. Rada Nadzorcza stwierdziła, że plan jest nierealny. Zwróciła się do prezydenta Przemyśla, który jednoosobowo jest Zgromadzeniem Wspólników, o nieudzielenie prezesowi absolutorium. Byłoby to jednoznaczne z jego odwołaniem. Prezydent nie przychylił się do ich prośby. Dlaczego? - Zebrane dokumenty nie uzasadniały nieudzielenia absolutoriom - twierdzi Robert Choma, prezydent Przemyśla. Ale zastrzega, że sprawa kupna węgla po niekorzystnych cenach będzie jeszcze badana. (Nowiny)

Straty na "HALI"
* Nawet kilkanaście milionów złotych mogło stracić miasto na trwającym od początku lat 90. gospodarczym paradoksie, jakim było powierzenie miejskich obiektów sportowo-rekreacyjnych spółce prywatnej, a następnie spółce z o.o. "HALA". Ewidentna strata i paradoks polegały na tym, że w przeciwieństwie do miast, gdzie takimi obiektami zarządzały zakłady budżetowe (MOSiR), "prywatne" obiekty przemyskie nie mogły liczyć na dotacje państwowe, niezbędne dla ich modernizacji i rozbudowy. Po wielu latach wygodnej bezczynności i radosnego rozdawania prezesowskich synekur w miejskiej spółce "HALA", trafił wreszcie pod obrady Rady Miejskiej projekt utworzenia zakładu budżetowego pod nazwą Przemyski Ośrodek Sportu i Rekreacji. Zastąpi on mającą ulec likwidacji spółkę, od której przejmie halę sportową, krytą pływalnię oraz sztuczne lodowisko, a dodatkowo będzie administrował także wyciągiem narciarskim powstającym w ramach Przemyskiego Parku Sportowo-Rekreacyjnego. Poprzedni POSIR zlikwidowano na początku lat 90., przekazując jego obiekty spółce prywatnej, która zarabiała wówczas na bijącym rekordy frekwencji hotelu (efekt bazarowego boomu w mieście), balach sylwestrowych, studniówkach itd. Po 7 latach umowę rozwiązano (za odszkodowaniem) i utworzono spółkę z o.o. "HALA", która kokosów nie zarobiła, bo też zarobić ich już nie mogła. Temat POSiR powracał niczym bumerang w wielu dyskusjach, ale dopiero budowa wyciągu narciarskiego sprawiła, że wreszcie sprawa ruszyła z miejsca. Być może dzięki formule zakładu budżetowego uda się wreszcie pozyskać środki na nakrycie dachem sztucznego (bo nadal jest nim tylko z nazwy) lodowiska i niezbędną modernizację krytej pływalni, z której usług korzysta coraz mniej osób (więcej przemyślan można spotkać na pływalni w ... Jarosławiu). Jak podkreślano w dyskusji nad blokiem uchwał powołujących POSiR, sama zmiana formuły jednostki administrującej obiektami sportowo-rekreacyjnymi na zakład budżetowy niczego jeszcze nie gwarantuje, jeśli nie będą kierować nim odpowiedni ludzie, właściwie nadzorowani. Perspektywa "pewnego" (dotacje) dopływu środków może też osłabić zapał do wypracowywania dochodów własnych (osławione "czy się stoi, czy się leży"), ale ryzyko jednak podjąć warto i trzeba. Choćby z racji mało budujących doświadczeń z "prywatyzacją" obiektów sportowo-rekreacyjnych oraz faktu, że w czasach, kiedy Przemyśl dokładał do nich miliony, do MOSiR istniejących w innych miastach spływały państwowe dotacje, dzięki którym modernizowano i rozbudowywano stare oraz budowano nowe obiekty (pływalnie w Jarosławiu, Przeworsku, Ustrzykach Dolnych itp.). Trudno cokolwiek wyrokować na temat kosztów całorocznej działalności POSiR, bo palcem to jeszcze na wodzie pisane. Według prognoz obejmujących ostatni kwartał br., jego przychody mają wynieść w tym okresie 807 a wydatki 917 tys. zł. Po stronie przychodów największą pozycją mają być wpływy z wyciągu narciarskiego (363 tys. zł) i gastronomii (240 tys. zł), a wśród wydatków utrzymanie krytej pływalni (245 tys. zł) i wyciągu (239 tys. zł). Planowana dotacja miasta do działalności POSiR w ostatnim kwartale br. ma sięgnąć 277 tys. zł (kryta pływalnia - 172, hala sportowa - 72, sztuczna tafla - 33 tys. zł). Trafność powyższych prognoz w znacznym stopniu zweryfikuje dopiero zima: im mroźniejsza, bardziej śnieżna i dłuższa, tym dla bilansu POSiR lepsza. (Super Nowości)

Pomogli już wielu...
* Blisko 7 700 litrów krwi oddano w minionej kadencji w rejonowej organizacji PCK, z czego prawie 6 tys. przekazali członkowie klubów Honorowych Dawców Krwi. W ostatnich czterech latach liczba tych klubów wzrosła z 5 do 24, skupiając głównie uczącą się i studiującą młodzież. To nie jedyne osiągnięcie, którym mogą się pochwalić działacze. - W 2001 roku mieliśmy 230 honorowych dawców, dziś ok. 1500 - mówi Krystyna Lachowicz, kierownik Biura ZR PCK. - W minionej kadencji 4 640 najbardziej potrzebujących otrzymało z PCK odzież, obuwie, pościel i sprzęt gospodarstwa domowego na kwotę 215 tys. zł. Z programu "Dostarczanie żywności najuboższej ludności UE", w latach 2003 -2005, skorzystało 6 230 osób. Z pieniędzy zdobytych w akcji "Głód" wydano dzieciom w szkołach 306 obiadów, a dla 61 uczniów zorganizowano "Wyprawkę dla żaka". 70 niepełnosprawnym wypożyczono bezpłatnie sprzęt rehabilitacyjny - wózki inwalidzkie, chodziki, kule, materace przeciwodleżynowe, balkoniki do chodzenia. PCK udzieliła pomocy powodzianom z gm. Dubiecko oraz 7. rodzinom pogorzelców. W celu znalezienia nowych dawców krwi oraz propagowania idei PCK zorganizowano 2 401 prelekcii, 27 konkursów i 13 otwartych imprez. Na 91 kursach pierwszej pomocy przeszkolono w środowisku młodzieżowym ponad 2 tys. osób, wśród dorosłych prawie tysiąc. 262 z nich otrzymały Europejski Certyfikat Pierwszej Pomocy. Podczas odbytego niedawno Rejonowego Zjazdu PCK Odznakę Honorową PCK I stopnia otrzymały Aleksandra Baczyńska i Zdzisława Ramocka, II stopnia - Maria Dańczak. Odznaką III stopnia wyróżniono Zbigniewa Jaremę, Marię Serefko i Zespół Szkół im. A. Fredry w Nienadowej, a IV - Jana Cynka, Kazimierza Hryniszyna, Wacława Jasińskiego, Bronisława Kiliana, Agatę Nowak i Jana Zazulę. Dyplomy Podkarpackiego ZO PCK w Rzeszowie za udział w turnieju "Młoda krew ratuje życie" otrzymały: ZSEiO, ZSGiPS, ZSMiD, I LO, II LO (wszystkie z Przemyśla), ZS w Nienadowej. Dyplomami ZR PCK, za wybitne zasługi w rozwoju honorowego krwiodawsta i realizowaniu czerwonokrzyskich idei, uhonorowano:Mariusza Jefimowa, Zdzisławę Pomorską i Zdzisława Wójcika. Prezesem ZR PCK w Przemyślu ponownie został wybrany Mieczysław Gibała, który stanął na czele 5 - osobowego Zarządu. Wybrano 11 - osobową Rejonową Radę Reprezentantów PCK i 3 - osobową Komisję Rewizyjną. (Nowiny)

* Jedni drutują bramę, drudzy przecinają kłódki i łańcuchy - taka cicha walka od maja br. toczy się między właścicielami ogrodów działkowych Na Jazie. - Działki zagradza kilku panów, a my nie mamy jak dojechać na swoje - mówi Joanna Sykała. - Drutujemy i będziemy drutować! Dopóki będą jeździć, dopóty my będziemy z tym walczyć - zapowiada jeden z działkowiczów. - Problem z drutowaniem bramy zaczął się w momencie rozpoczęcia prac przy budowie nartostrady - narzeka pani Joanna. - Jeżdżące tu ciężkie auta zniszczyły nam boczną drogę i dlatego na działki wjeżdżamy główną bramą. Podczas zebrania z działkowiczami ustalono, że dopóki będzie trwała budowa nartostrady, brama powinna być otwarta. Jednak kilku panów nie przyjęło tego do wiadomości i cały czas ją drutuje. To chora sytuacja, jedni drutują i zamykają bramę, a inni przecinają kłódki i łańcuchy - narzeka. - Ja sama na działkę często wożę wodę i inne bagaże. Przecież nie będę z tym szła. Próbowaliśmy spokojnie rozmawiać, ale panowie drutujący wjazd obrzucili nas wyzwiskami. - Drutuję działki i będę drutował - stanowczo deklaruje jeden z działkowiczów. - Są inne drogi, którymi ludzie mogą dojechać do swoich działek, ale oni dlatego jeżdżą przez główną bramę, bo tędy mają najbliżej. Nie zwracają uwagi na to, że nasze uprawy są całe w kurzu i że bardzo nam to przeszkadza - skarży się. - Poza tym, kto powiedział, że na działki trzeba przyjeżdżać samochodem? - Zakaz wjazdu na teren działek, zgodnie z regulaminem, obowiązuje od maja do października i żadnej zmiany tego rozporządzenia nie było - wyjaśnia Kajetan Halicki, prezes ogrodów działkowych "Na Jazie". - Byłem osobiście wytłumaczyć osobom łamiącym zakaz wjazdu, że nie powinni wjeżdżać na teren działek, ale było kilku złośliwych, którzy powiedzieli, że i tak będą jeździć i ja im nic nie zrobię. Pomocy będę też szukał u władz miasta i mam nadzieję, że one coś tutaj poradzą - dodaje. (Życie Podkarpackie)

Pozwy na "trzynastki"
* Pracownicy Szpitala Wojewódzkiego zasypali pozwami Sąd Rejonowy. Domagają się wypłaty zaległych "trzynastek". W sumie lecznica jest im winna 11 mln zł. Prawie tysiąc pozwów złożonych w sądzie, to skutek przekształceń w służbie zdrowie. Kilka lat temu szpitale przestały być państwowe i wprowadziły nowe zasady wynagrodzeń. Ówczesny dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu zaproponował pracownikom, aby zrzekli się tzw. "trzynastki" . - Wiekszość załogi przestała na tę propozycję, w obawie przed utratą pracy - mówi Wiesław Boczar, przewodniczący Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Służby Zdrowia w Przemyślu. W ich ślady poszli ci, którzy sześć lat temu zrzekli się nagrody rocznej. Jeżeli i w tym przypadku wyroki będą korzystne dla pracowników, szpital będzie musiał wypłacić prawie 11 mln zł. Tyle wynoszą zaległe "trzynastki" za lata 2001-2004. - To destrukcyjne postępowanie ze strony załogi - twierdzi Jacek Mendocha, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego. - Jej zachowanie zachwieje równowagę finansową placówki. W moim przekonaniu prawa do "trzynastek" zachowali tylko ci, którzy nie podpisali nowych umów. Przypuszczam, że sąd oddali pozwy pozostałych. (Nowiny)

J A R O S Ł A W

* Decyzje o przyznaniu stypendiów socjalnych dla uczniów szkół podstawowych i gimnazjalnych zostały już rozesłane, do 30 czerwca należało przedstawić rachunki poniesione na cele edukacyjne. Małgorzata Hojsak z Jarosławia, matka trzynaściorga dzieci, otrzymała decyzję o przyznaniu stypendiów szkolnych dla siedmiorga z nich. Każdemu komisja przyznała 60 zł miesięcznie. Ponieważ stypendia wypłacane są jednorazowo za okres od 1 stycznia do 30 czerwca, w tej chwili M. Hojsak powinna otrzymać z urzędu miasta ponad 2 tys. 500 zł. Ale czy tak się stanie, na razie nie wiadomo, bo nie składała wymaganych rachunków za kupowane dzieciom towary. Zarówno ona, jak i jej mąż twierdzą, że nikt o takim wymogu w urzędzie ich nie informował. - Decyzja przyszła dopiero 24 czerwca. Skąd w tydzień mamy wziąć rachunki na taką kwotę, jeśli w tej chwili nie mamy nawet na chleb. Nie pozostaje mi nic innego, tylko zwrócić te bezwartościowe papiery do urzędu. Na biedaku każdy się wyślizga - mówi mocno zbulwersowany ojciec. Matka dzieci podchodzi do sprawy nieco spokojniej: - Mam znajomego, który obiecał pożyczyć mi te pieniądze na potrzebne wydatki, a potem mu oddam. W końcu dzieci tak czy inaczej muszę w coś ubrać i do szkoły też trzeba kupić potrzebne rzeczy, a skąd na to wziąć, jak ani ja, ani mąż nie pracujemy. Utrzymujemy się z zasiłku społecznego i z dorywczej pracy męża. Zbiera i sprzedaje złom, a i tak żyjemy w skrajnej nędzy. (Życie Podkarpackie)

* Matki, babcie, a nawet ojcowie wspinają się na poddasze czteropiętrowej kamienicy po kaftaniki i bawełniane koszulki dla niemowląt. Dostają je za darmo. Do Jarosławia odzież trafiła z USA. Akcja zrodziła się w środowisku Polonii amerykańskiej, w Kole Przyjaciół Ligi Polskich Rodzin z Chicago. Na początek polonusi przysłali do Jarosławia transport ponad 800 bawełnianych wdzianek dla dzieci. Tu rozdawane są za darmo wszystkim chętnym. - Z naszej pomocy korzystają samotne matki, rodziny ubogie, wielodzietne ale też młode małżeństwa "na dorobku" - mówi Jarosław Brenkacz, prezes powiatowej struktury LPR w Jarosławiu. Koszulki dla niemowląt można dostać w biurze LPR w Jarosławiu przy ul. Jana Pawła II, w dniach roboczych, w godz. 9-16. (Nowiny)

Petem w twarz...
* Waldemar Ch. absolwent Zespołu Szkół Technicznych i Ogólnokształcących w Jarosławiu twierdzi, że dyrektor zapetował mu na twarzy papierosa. Dyrektor tłumaczy, że to przypadek. Wyjaśnieniem tej sprawy zajęła się prokuratura oraz kuratorium oświaty. Waldemar Ch. wraz z kolegami stał na podwórku szkolnym. Palił papierosa. Opowiada, że z tyłu podszedł do nich dyrektor szkoły, niespodziewanie wyjął papierosa z jego palców i zapetował mu na twarzy. - Byłem zaskoczony. Dyrektor kazał mi zgasić papierosa, ale nie butem, tylko w ręce. Przełamałem go i wyrzuciłem. Później zapytał: "Co teraz trzeba powiedzieć?". Przeprosiłem go. Chciał mnie poniżyć wobec kolegów -wspomina. - Nie wiedziałem, co mam z tym zrobić, byliśmy przed maturą, bałem się komukolwiek to zgłaszać, żeby mnie nie oblali. Za namową rodziców zrobiłem obdukcję lekarską. Waldek twierdzi, że w maju i czerwcu nie chciał nagłaśniać tej sprawy ze względu na egzaminy, chociaż już wtedy zdecydował, że odda sprawę do sądu. Jednak ktoś jeszcze zainteresował się nieprzyjemnym zajściem w szkole i powiadomił jarosławską prokuraturę oraz Kuratorium Oświaty w Rzeszowie. Obie instytucje wszczęły postępowanie wyjaśniające. - W czasie matury byłem wzywany do starostwa i na policję, by złożyć wyjaśnienia. Nie wiem, jak to się zakończyło, ale dyrektor zaczął do mnie dzwonić i proponował ugodę. Chciał, żebym zeznał, że to była moja wina. Nawet dał mi gotowe pismo do przepisania, żebym wysłał do kuratorium. Dyrektor Zespołu Szkół Technicznych i Ogólnokształcących w Jarosławiu Adam Tomaszewski tłumaczy, że przypalenie ucznia papierosem to przypadek. - Przyznaję, że miało to miejsce, ale to wyglądało tak, że zabrałem mu papierosa, a on odwrócił się nie w tę stronę, co trzeba. (Życie Podkarpackie)

* Wszyscy zgromadzeni 6 lipca pod drzwiami sali rozpraw jarosławskiego sądu rejonowego zadawali sobie jedno pytanie: czy przybędzie oskarżony? Niespodzianki nie było. Rektor PWSZ w Jarosławiu Antoni J. nie pojawił się na posiedzeniu pojednawczym. W tym czasie przebywał na uczelni. 26 kwietnia br. po południu do Komendy Powiatowej Policji w Jarosławiu zgłosiła się kobieta, pracownica Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej. Złożyła zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Jej zdaniem, 25 kwietnia rektor Antoni J. używał względem niej słów wulgarnych, obelżywych, bijąc ją! 27 kwietnia jarosławska policja materiały przekazała do Sądu Rejonowego w Jarosławiu. Prezes sądu Barbara Stukan-Pytlowany stwierdziła wówczas, że była to ustna skarga, na podstawie której można było wywnioskować, że pracownica PWSZ doznała obrażeń cielesnych. Zainteresowana przedstawiła także zaświadczenie od lekarza chirurga. 6 lipca pod przewodnictwem sędzi Ewy Hełmeckiej miało odbyć się posiedzenie pojednawcze. To wymóg przy oskarżeniu prywatnym. Jego celem jest ewentualne pogodzenie stron przed rzeczywistą rozprawą. Przed salą rozpraw wraz z mężem pojawiła się pokrzywdzona pracownica PWSZ w Jarosławiu oraz jej pełnomocnik, adwokat z Przemyśla Leszek Kołodziejczyk. Oskarżony, rektor PWSZ Antoni J. zgodnie z przewidywaniami nie stawił się na posiedzenie, więc - jak poinformowała prezes jarosławskiego sądu B. Stukan-Pytlowany - drugiego posiedzenia tego typu już nie będzie. Sąd skierował sprawę na rozprawę główną. Obrońca oskarżonego poinformował zebranych, że nieobecność rektora spowodowana była wykonywaniem czynności służbowych. - Sąd zwrócił się do Krajowego Rejestru Karnego o informację na temat, czy oskarżony Antoni J. był karany, gdyż to może mieć wpływ na wysokość kary. Sąd zdecydował również o przeprowadzeniu wywiadu środowiskowego w miejscu zamieszkania oskarżonego. Gdy to otrzymamy, a przypuszczalnie potrwa to około dwóch tygodni, ustalimy termin pierwszej rozprawy - wyjaśniła prezes sądu B. Stukan-Pytlowany. (Życie Podkarpackie)

P R Z E W O R S K

* Urząd Stanu Cywilnego zmienił swoją siedzibę. Z dawnego ratusza w Rynku przeniesiono go do budynku przy ul. jagiellońskiej. - Przeprowadzka ułatwi mieszkańcom miasta i powiatu załatwia swoich spraw - wyjaśnia Marek Frączak z referatu promocji Urzędu Miasta. W budynku przy ul. Jagiellońskiej mieszczą się wszystkie najważniejsze wydziały magistratu. (Nowiny)

Zmniejszyć zagrożenie powodziowe
* Likwidacja jazu i budowa suchego zbiornika retencyjnego - takie są plany władz Przeworska, zmierzające w kierunku zmniejszenia zagrożenia powodziowego w mieście. Burmistrz Janusz Magoń chce wrócić do koncepcji sprzed kilku lat. Nie wyszła bowiem planowana budowa zbiornika retencyjnego na terenie gmin Zarzecze i Kańczuga. - Pod koniec ubiegłego roku otrzymaliśmy pismo od marszałka województwa podkarpackiego, z którego wynikało, że prace nad tym zbiornikiem zostały wstrzymane w związku z brakiem zgody właścicieli tych terenów, które miałyby być zajęte na budowę akwenu. - Straciliśmy dwa lata i wracamy do punktu wyjścia. Teraz musimy rozpocząć działania, które przyniosą powodzenie - mówi burmistrz Janusz Magoń. 15 lipca w Urzędzie Miasta Przeworska odbędzie się spotkanie z przedstawicielami Podkarpackiego Zarządu Melioracji i Urządzeń Wodnych w Rzeszowie. - Wystąpimy też o przejęcie jazu na Mleczce. Musimy ocenić stan techniczny stopnia wodnego. Będziemy zmierzali do jego likwidacji, a na pewno obniżenia, co także zmniejszy zagrożenie powodziowe - dodaje burmistrz. (Życie Podkarpackie)

R E G I O N

* Dmuchane zwierzaki, koła i materace są niebezpieczne dla pływających na nich dzieci - ostrzegają ratownicy. Zabawki nie mają atestu. Materiały, z których je wykonano, łatwo ulegają uszkodzeniu. Rodzice chętnie kupują dzieciom dmuchane kaczki, smoki czy krokodyle myśląc, że ułatwią im one naukę pływania i zapewnią bezpieczeństwo w wodzie. Nic bardziej mylącego. - Wszystkie stanowią zagrożenie dla baraszkujących maluchów - twierdzi Artur Tworek, wiceprezes Bieszczadzkiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. - Zrobione są z cienkiej folii, którą z łatwością można przez przypadek rozedrzeć, choćby paznokciami. Powietrze szybko z nich uchodzi, a o życiu dziecka, które nagle znajdzie się pod wodą, decydują sekundy. W Polsce nie ma przepisu, który zakazywałby kąpieli z takimi zabawkami. Na basenach, zwłaszcza krytych, dopuszcza się ich używanie jedynie w brodzikach, lecz wyłącznie pod kontrolą dorosłych. Na Zalewie Solińskim brodzików nie ma. - Kiedy tylko zauważymy dziecko wchodzące do jeziora z dmuchanym zwierzakiem, natychmiast reagujemy - tłumaczą ratownicy z bazy WOPR w Polańczyku. Wodne gadżety, głównie chińskiej produkcji, można kupić niemal w każdym kiosku i sklepie już za kilka, kilkanaście złotych. Cena kusi, ale ich jakość pozostawia wiele do życzenia. Często są to zabawki leżące na półkach od kilku lat. Woprowcy ostrzegają przed dmuchanymi poduszeczkami zakładanymi na ramiona. - Często zsuwają się maluchowi do łokci, więc gdy tylko podniesie ręce w górę, jego głowa znajdzie się pod wodą - tłumaczą. W marketach dostępne są również koła z otworami na nogi, które sprawiają, że w razie wywrotki w wodzie dziecko nie będzie mogło wydostać się na powierzchnię. Równie niebezpieczne są wykonane ze słabego tworzywa nadmuchiwane jednokomorowe kamizelki i pontony. (Nowiny)

Ubywa kobiet
* Województwo podkarpackie znalazło się w pierwszej czwórce polskich województw, najchętniej opuszczanych przez kobiety. Tylko według oficjalnych danych Wojewódzkiego Urzędu Statystycznego w Rzeszowie, w ciągu dwóch ostatnich lat z naszego regionu wyjechało na stałe blisko 6200 kobiet. Co zrozumiałe, ale i najbardziej przykre dla panów, uciekają najczęściej młode kobiety, w wieku od 20 do 30 lat. Blisko połowa wszystkich kobiet, które opuściły Podkarpacie to panny. Panie szukają szczęścia najczęściej po sąsiedzku, w województwach: małopolskim, lubelskim lub leżącym nieco dalej mazowieckim. Najmniej ciągnie je na Dolny Śląsk. Spośród tych, które wybierają życie za granicą, choćby tylko na jakiś czas, najwięcej zamienia Podkarpacie na Amerykę Północną. W Europie zaś najbardziej odpowiednim miejscem do życia i pracy dla naszych pań stają się Włochy i Niemcy. Tak przynajmniej było w dwóch poprzednich latach. Mężczyznom z naszego województwa zapewne nie grozi jeszcze "damska posucha", ale mimo wszystko, chyba jednak trochę żal. Na pocieszenie dla nich mamy informację, że panom z lubelskiego, świętokrzyskiego i śląskiego, bywa równie ciężko na sercu. (Super Nowości)

* Telewizja publiczna wyciąga od podatników pieniądze m.in. poprzez Polską Organizację Turystyczną. Oferuje nagranie programu o wybranej gminie za 35 tys. zł, chociaż - zdaniem ekspertów - powinna pokazywać jej walory za darmo. Poruszyliśmy sprawę programu "Kawa czy herbata" emitowanego z Ustrzyk Dolnych, za który magistrat zapłacił, po negocjacjach, 25 tys. zł. Według TVP, umowa miała charakter sponsoringu. Zdaniem naszych prawników, była to typowa umowa o dzieło, więc gmina nie powinna zapłacić za program nawet złotówki. TVP wszelkimi sposobami szuka dodatkowych pieniędzy w gminach. Pomaga jej Polska Organizacja Turystyczna. - W lutym tego roku POT zwróciła się do nas o wskazanie miast, które chciałyby być gospodarzami programu "Kawa czy herbata" - wyjaśnia Agata Sarna z Oddziału Promocji Regionalnej Urzędu Marszałkowskiego w Rzeszowie. - W marcu wysłaliśmy informację do samorządów. Zgoda nadeszła z Krosna, Przemyśla, Jarosławia, Sanoka, Ustrzyk Dolnych i Rzeszowa. Władze Jarosławia nie zdecydowały jeszcze o udziale w programie. - Nie stać nas teraz na wydatek kilkudziesięciu tysięcy zł - mówi Zofia Krzanowska z Urzędu Miasta. Na płatną audycję zgodzili się radni Krosna. Zamiast w "Kawie czy herbacie", gród nad Wisłokiem zaistnieje w programie "Lato z Jedynką". - Zapłacimy 20 tys. zł, mamy zagwarantowane trzy wejścia na antenę - informuje Joanna Sowa, rzecznik UM. Dla samorządów to doskonała okazja do pokazania swoich najlepszych stron i przyciągnięcia turystów, dlatego część z nich nie żałuje pieniędzy. Jednak czy TVP nie wykorzystuje gmin, skoro powyższe programy mieszczą się w misji telewizji publicznej, utrzymywanej z pieniędzy podatników? W opinii Bogdana Zdrojewskiego z sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu, żądanie pieniędzy za tego typu audycje budzi poważne wątpliwości. - Poczynaniami TVP zajmuje się już kilku posłów, wyjaśnimy tę sprawę do końca. (Nowiny)

Kronika kryminalna

Bursztyn w baku...
* Celnicy z oddziału w Medyce znaleźli w baku ukraińskiego mercedesa zamiast paliwa... 10 kg nieoszlifowanego bursztynu. Przeciwko Ukraińcowi, który jechał na tak niecodziennym "paliwie", wszczęto postępowanie o przestępstwo skarbowe i zawnioskowano o anulowanie mu wizy. Sympatyczny i kulturalny 35-letni obywatel Lwowa, który ok. godz. 14. zajechał wraz z kolegą na przejście graniczne w Medyce zadbanym samochodem marki mercedes, nie zgłosił do odprawy celnej niczego szczególnego. Mili panowie turyści mieli wwozić do Polski po kartonie papierosów i butelce wódki. Szósty zmysł jednak nie zawiódł medyckich celników, bo postanowili poddać samochód Ukraińców szczegółowej kontroli. Intuicja nie zawiodła funkcjonariuszy, bowiem w baku paliwa mercedesa, zamiast standardowej zawartości, odkryli 10 kilogramów nieoszlifowanego bursztynu w kawałkach, o wartości 7 tysięcy złotych. Przeciwko lwowianinowi wszczęto postępowanie w sprawie o przestępstwo skarbowe, zabezpieczając jednocześnie 1000 złotych na poczet grzywny. Będzie on też musiał na jakiś czas zapomnieć o "wycieczkach" do Polski, ponieważ ze względu na popełnienie przestępstwa skarbowego, zawnioskowano o anulowanie mu wizy. (Super Nowości)

* 8 lipca w Przeworsku na ulicy jagiellońskiej samochód ciężarowy iveco najechał na tył fiata 126p, który zatrzymał się przed skrzyżowaniem. W wypadku urazów doznali kierowca i pasażerka malucha.

* W nocy z 8 na 9 lipca w Medyce nieznany sprawca włamał się przez okno do parterowego budynku i skradł elektro narzędzia i cegły o łącznej wartości ponad 1000 zł.

* 10 lipca kierowca volkswagena, jadąc z Krasiczyna do Przemyśla na serpentynach w Dybawce nie dostosował prędkości do panujących warunków i zderzył się z prawidłowo jadącym oplem. Wtedy w volkswagen uderzyła jadąca za nim honda, której kierowca nie zachował bezpiecznej odległości. W wypadku rannych zostało czworo pasażerów.

* 11 lipca nieznany sprawca z terenu izby przyjęć Szpitala Wojewódzkiego w Przemyślu skradł dwukołowy wózek inwalidzki.

Reklama